Rachel cz. 5

Wracając do salonu nie mam już ochoty na nic. Rozmowa z Jasmin wyssała ze mnie jakiekolwiek pozytywne uczucia. Przed oczami dalej mam jej gniewne spojrzenie a w uszach pobrzmiewa jej ironiczny głos. Myśl o imprezie w towarzystwie kogoś obcego oraz brata i Matt'a przestaje mnie cieszyć i opuszcza mnie podekscytowanie. Jest mi już obojętne dokąd teraz pójdę, co zrobię.  
-Przejdzie jej - pociesza mnie Marcel widząc moją zżendłą minę. Opieram się plecami o ścianę, wzdychając cicho.  
-Nie będzie się przecież gniewać w nieskończoność - tłumaczu, uśmiechając się krzepiąco. Kiwam głową.  
-Słyszałeś naszą rozmowę? - obracam głowę, wpatrując się w jego błyszczące tęczówki.  
-Cóż, nie - mówi beztrosko a ja oddycham z ulgą, ale nie daje tego po sobie poznać. - Jednak widziałem, jak wychodzi mrużąc oczy. Nie oszczędziła drzwi - śmieje się, spoglądając w przedpokój. Uśmiecham się sztucznie, choć wcale nie mam na to ochoty.  
-A o co poszło? - widzę, jak jego brwi unoszą się momentalnie do góry. Przygryzam wargę. Jestem pewna, że wcale nie leżałby taki uśmiechnięty, znając powód naszej rozmowy. Wpatruję się w szklany stolik, udając obojętność.  
-Im mniej wiesz, tym lepiej - odpowiadam cicho, rozczesując włosy palcami. Jego śmiech odbija się echem od błękitnych ścian. Teraz rozumiem dlaczego przyjaciółce podoba się Marcel. Jestem jego siostrą, ale do dnia dzisiejszego nigdy nie myślałam o nim w taki sposób. Pozwoliłam sobie na tą ulotną chwilę zapomnieć, że jesteśmy ze sobą spokrewnieni.  
Jego blond włosy sterczały w nieładzie a oczy zawsze błyszczały szarawym odcieniem, miały w sobie coś tajemniczego. Ciągle tryskał dobrym humorem, więc jego kąciki krwistoczerwonych ust unosiły się za każdym razem do góry. Jest wysoki, wyższy od futbolistów z naszego liceum. Odkąd pamiętam nigdy nie wyglądał na anorektyka, zawsze był dobrze zbudowany. Często chodził po domu bez koszulki, przez co przywykłam do widoku jego wyrzeźbionego ciała. Jest przystojny, jego rysy twarzy znacznie rzucają się w oczy i przykuwają uwagę. Dopiero teraz, kiedy macha mi dłonią przed oczami, zdaję sobie sprawę, że stoi tak blisko mnie. Uśmiecha się widząc, że wróciłam do świata żywych. Pochyla się i gilgocze mnie po brzuchu, sprawiając, że wybucham śmiechem a w kącikach oczu pojawiają się łzy. Kiedy krzyczę i proszę, żeby przestał, w ogóle nie słucha moich poleceń, więc łapię go za szyję i przyciągam do siebie. Zaskoczony opada na fotel, przytrzymując się o jego skórzane oparcie. Wystawiam język, ocierając łzy.  
-Następnym razem słuchaj, co do ciebie mówię - szturcham go w ramię. Szczerzy zęby, pochylając się i całując mnie w policzek.  
-Jak to dobrze, że mam taką fajną siostrę, prawda? - śmieje się i obraca głowę w bok, jakby ktoś jeszcze stał w pokoju.  
-Racja - słyszę cichy, zdezorientowany głos. Obracam się, odpychając od siebie twarz brata. W progu stoi Matt w luźnych podartych jeansach i wymiętej, czarnej koszuli w białą kratę. W ręce trzyma pęk dźwięczących kluczy, które mienią się w sztucznych promieniach lampy.  
-To co, jedziemy? - pyta beztrosko Marcel, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Oboje z Matt'em zauważamy, że jest bardzo podekscytowany zbliżającą się imprezą. Kiwam potakująco głową, wstając z fotela.  
-A twoja przyjaciółka? - patrzy na mnie Matt, dokładnie mi się przyglądając. Na chwilę przestaje bawić się kluczami, po czym następuje głucha cisza.  
-Yhm, zmiana planów, jedziemy tylko we trójkę - uśmiecham się nerwowo, patrząc na niego uważnie.  
-Wspaniale - mówi tylko a jego oczy stają się większe i ciemniejsze. Wzrusza ramionami, patrząc przelotnie na mojego ożywionego brata. - Więc chodźmy - mówi obojętnie, po czym odwraca się na piecie i idzie w stronę drzwi.  


Siedząc na tylnym miejscu w samochodzie, jestem wdzięczna Marcelowi, że wepchnął się jako pierwszy na przednie siedzenie. Myśl, że miałabym siedzieć obok Matt'a przyprawia mnie o drgawki. Patrząc na niego bez problemu zauważam, że nie jest w dobrym nastroju. Jego usta są mocno zaciśnięte a ręce kurczowo ściskają czarną kierownice. Nie mam pojęcia, co jest powodem gniewu goszczącego na jego dojrzałej twarzy. Wpatruję się tylko ze znużeniem w krajobraz za cienką szybą. Mijamy stare kamienice, które krzyczą z rozpaczy i niemal proszą o całkowite odnowienie swoich odrapanych i zniszczonych konstrukcji. Zauważam również pobliską stację metra, przepełnioną ludźmi i kwiecisty park, który bije w oczy swoim wiosennym pięknem. Słyszę, jak Marcel próbuje rozładować napięcie i zagaduje przyjaciela nieistotnymi informacjami. Zamykam oczy, chcąc aby Jasmin była obok. Wiem, że byłoby mi wtedy znacznie łatwiej. Zwykle to ona przykuwała czyjąś uwagę. Jej głośny, dziewczęcy głos budził pozytywne odczucia. Mówiła za nas dwie, co było mi zawsze na rękę. Nigdy nie lubiłam się przesadnie odzywać, więc zwykle to Jasmin była moim kołem ratunkowym i cieniem, w którym mogłam odetchnąć od zaciekawionych i pytających spojrzeń. Zawsze wiedziała, co powiedzieć.  
- A ty Rachel, co o tym myślisz? - wyrywa mnie z rozmyślań Marcel. Odwraca głowę w tył aby dokładnie mi się przyjrzeć. Podnosi jedną brew do góry.  
-Ehm przepraszam, nie słyszałam o czy rozmawialiście - bawię się bezradnie palcami, spoglądając na swoje szpilki. Widzę, jak Matt obserwuje mnie w lusterku. W jego oczach kryje się coś dziwnego, jakby stracił do mnie zaufanie i miał o coś żal.  
-Mówiliśmy o nowym filmie, który pojawił się wczoraj w kinie. "Przebudzenie", słyszałaś o nim? - pyta mnie brat, zaplatając sobie ręce za głowę. Spoglądam w lusterko, czując na sobie rozczarowany wzrok Matt'a.  
-Nie, nie słyszałam. Może Jasmin wie coś na ten temat - informuję, odwracając głowę z powrotem w bok. Do końca trasy nie odzywam się ani słowem. Wpatruję się tylko przez szybę, czując narastającą chęć wrócenia do domu.  



Dom Matt'a jest ogromny. Nie dziwi mnie widok wielkiej, białej willi, w której palą się wszystkie światła ani pięknego, zadbanego ogrodu, w którym znajduje się duży basen. Nie dziwi mnie również garaż, w którym są zaparkowane przeróżne marki samochodów. Widok ten nie jest mi obcy, ponieważ często bywałam tutaj gościem. Wychodząc z samochodu, słyszę krzyki i głośne śmiechy dochodzące zza ogrodzenia. Muzyka rozbrzmiewa po ulicy, drażniąc moje uszy. Stoję w miejscu, obserwując trwający chaos. Spoglądając na nieznajome twarze czuję się obco i kręci mi się w głowie. Basen jest wypełniony pijanymi małolatami, którzy nieudolnie chcą zaimponować swoim kolegom. Okna na drugim piętrze są tak wielkie, że można dokładnie przyjrzeć się ludziom w danym pokoju. Zniesmaczona odwracam głowę, widząc na wpół gołego chłopaka, który przyssał się wargami do prawie nieprzytomnej i nieświadomej dziewczyny. Czuję, jak Marcel ściska mnie za ramię.  
-Chodź - mówi, uśmiechając się przekonująco. Spoglądam niepewnie na Matt'a, który przygląda się obojętnie swojemu ogrodowi, trzymając ręce w tyłach kieszeni przetartych jeansów.  
-Idź, za chwilę do was dojdę. Chcę się tylko rozejrzeć i przewietrzyć - tłumaczę, zakładając ręce na krzyż.  
-Jesteś pewna? - pyta Marcel a w jego oczach dostrzegam troskę i niepokój. Uśmiecham się i kiwam potakująco głową. Spogląda na mnie jeszcze przez chwilę, po czym odchodzi w głąb zamieszania. Rozglądam się dookoła, nie zważając na stojącego obok Matt'a. Nie rusza się, zupełnie jakby zamienił się w lodową bryłę.  
-Do zobaczenia - mówię cicho, po czym oddalam się od jego zgrabnej postury, idąc w kierunku spokojnego jeziora. Czuję się, jak nieproszony gość, który wdarł się bez pytania na czyjeś terytorium. Dobrze wiem, że gdybym wróciła do domy, nikt nie zauważyłby mojej nieobecności. Zachowanie Matt'a niepokoi mnie i zarazem irytuje. Nie mam pojęcia, co sprawiło, że patrzył na mnie wilkiem. Czuję chłodny wiatr, który smaga moje nogi, ramiona i szyję. Chcę krzyczeć, ale żaden dźwięk nie może wydobyć się z mojego gardła. Czuję pustkę, nicość, które ogarniają mnie zewsząd, próbując przygnieść ciężarem moich zmartwień.  
-Co się stało, że nie jesteś na imprezie? - słyszę za sobą niski, znany mi głos. Nagle przeszywa mnie dreszcz i zamykam mocno powieki, chcąc aby to był tylko sen. Obracam się. Jego zwykle blond włosy stały się ciemniejsze a brązowe oczy są niemal tak samo czarne, jak panujący dookoła mrok. przybliża się do mnie mimo wrogości, która jest wypisana na mojej twarzy. Jego blada cera kontrastuje się z ciemną nocą. Wydaje się wyższy, niż tamtego dnia na korytarzu. To Dylan.  
-Co ty tu robisz? - pytam zdenerwowana, chcąc jak najszybciej uzyskać odpowiedzi.  
-To samo, co ty. Zostałem zaproszony - uśmiecha się tajemniczo, znów zmniejszając odległość między naszymi ciałami. Jego słowa szybko docierają do mojego umysłu, ale nie potrafię ich przyjąć do wiadomości. Stoję tylko, patrząc na jego błyszczące oczy z ogromnym zdziwieniem.  
-Przyjaźnisz się z Matt'em? - nie spuszczam go z oczu, dalej nie mogąc sobie tego uświadomić. Z jego ust wydobywa się tylko głośny śmiech.  
-Czy to takie dziwne? - pyta, wprawiając mnie w jeszcze większe zdumienie.  
-Nie miałam pojęcia. . to nie możliwe. . -plątam się w słowach, zaciskając mocno pięści.  
-Może dlatego, że nigdy nie chciałam o tym wiedzieć. Ile razy chciałem z tobą porozmawiać, ale ty zawsze musiałaś się jakoś wywinąć - wyjaśnia, kręcąc głową. Mija mnie, po czym siada na brzegu iskrzącego się jeziora.  
-Może nie wpadłeś na to, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać ani cię widywać? Że każde spojrzenie w twoją stronę daje mi poczucie nicości i bólu - odpowiadam głośno z pretensją głosie. Mówię do niego tyłem, inaczej wiem, że eksplodowałabym z nadmiaru emocji, patrząc mu prosto w oczy. Jego milczenie sprawia, że chcę cofnąć czas. Nie wierze, że to powiedziałam. zagryzam wargi, czując jak metalowy posmak rozpływa się w mojej buzi. Po chwili czuję tylko mocny uścisk na swoim ramieniu. Obraca mnie do siebie.  
-Rachel. . - szepcze, próbując odpowiednio dobrać słowa. Pomimo, że mam zamknięte oczy, słyszę troskę, lęk i poczucie winy w jego głosie.  
-Proszę, zakończmy to przedstawienie. Chcę wrócić do domu. przekaż Matt'owi, że źle się poczułam. Ciebie na pewno zrozumie - odsuwam się od niego, otwierając powoli powieki. Jego czoło marszczy się a brwi unoszą do góry. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale nie daje mu dojść do słowa.  
-Chciałabym wrócić sama. Idź do reszty, pewnie się już niecierpliwią - rzucam na odchodne, spoglądając na niego ostatni raz.  
-Rachel! - woła mnie, ale czyjeś krzyki zagłuszają jego prośby i słowa. Idę szybkim krokiem wzdłuż szerokiej ulicy. Mijając dom Matt'a, w którym nadal trwa głośna balanga, widzę postać, która przypomina mi tylko jedną osobę - Nadie. Moje pięści zaciskają się jeszcze mocniej. Mogłam się domyśleć, że i ona tutaj będzie. Przechodząc obok niej, czuję jak mierzy mnie wzrokiem. Obserwuje mnie, po czym gdy ma już pewność, że to ja, zadaje mi pytanie.  
-Nie widziałaś może Dylana?
Zatrzymuję się i odwracam, by móc na nią spojrzeć. Jest pijana, ledwo trzyma się na nogach. Rozmazana szminka na jej ustach może świadczyć tylko o jednym. Zwisająca torebka na jej nadgarstku kołysze się, świecąc odrobinkami brokatu.  
-Musisz bardziej pilnować swojego chłopaka, jeśli chcesz go przy sobie zatrzymać - odpowiadam złośliwie, mrużąc oczy. Jej nieobecny wzrok śledzi każdy ruch moich warg.  
-Grozisz mi? - śmieje się głośno, chwiejąc się na boki. Wzdycham przeciągle.  
-Nie muszę. Tylko się uprzedzam - wywracam oczami. - Powiem ci coś w sekrecie - przybliżam się do niej. Szybko jednak tego żałuje, bo od razu czuję smród alkoholu, papierosów i potu, co tworzy mieszankę wybuchową. - Jesteś naprawdę żałosna - wypowiadam to zdanie głośno aby mogła je zakodować. Jej twarz wykrzywia się w grymasie. Jej tlenione, blond włosy z pewnością umożliwiłyby jej teraz oddychanie pod wodą, szybko by otrzeźwiała. Wyciągam z torebki moją małą komórkę.  
-Trzymaj się z daleka od Dylana. Od zawsze wiedziałam, że jesteś podłą suką - cedzi słowa przez zaciśnięte zęby.  
- I vice versa - uśmiecham się, robiąc jej zdjęcie. Spoglądam na wyświetlacz komórki. Wyszło idealnie.  
-Oto prawdziwe oblicze wspaniałej Nadii - odwracam się i śmieję, zdejmując buty i idąc boso ciepłym asfaltem.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2346 słów i 12987 znaków.

7 komentarzy

 
  • Użytkownik agnes1709

    Powinnaś pisać też dłuższe, świetnie Ci to wychodzi... no i w moim smaku. LEKKO SIĘ CZYTA, WYOBRAŹNIA PRACUJE (a to jest najważniejsze). ŚWIETNE (jak zresztą wszystko spod Twojego "pióra";) . NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ!!! Szóstka do dziennika!

    1 lip 2016

  • Użytkownik Malolata1

    @agnes1709 dziękuję, ale to były już dawne czasy, haha :) :*

    11 lip 2016

  • Użytkownik Arni

    umc umc umc yeah panna Bloom intryguje

    3 sty 2014

  • Użytkownik Misiek

    Już cię polubiłem:) pisz dalej

    13 lis 2012

  • Użytkownik misia

    pisz dalej to jest super :)

    11 lis 2012

  • Użytkownik Ada

    Kochana, pisz dalej. To opowiadanie niewiarygodnie wciąga :) Nie mam żadnych zastrzeżeń ;) Kurde na 6+ ;D Naprawdę super :)

    11 lis 2012

  • Użytkownik ana19962

    pisz dalej :)

    11 lis 2012

  • Użytkownik ghhh

    pisz dalej :3

    11 lis 2012