A rush of blood to the head cz. 17

Poniedziałek był ostatecznym terminem: innego wyjścia nie było, musieli go eskortować do sądu. Wszystko odbyło się z samego rana: wsadzili go do policyjnego volkswagena, przypominającego vana z okratowanymi wewnątrz oknami. Na szczęście przewozili tylko jego, toteż uniknął ewentualnych pytań ze strony „współwięźnia” – nie tylko miał dosyć powtarzania, iż został niesłusznie oskarżony, ale gdzieś wewnątrz tlił się też płomyk obawy. Wszak kryminaliści „z krwi i kości” nie lubią prokuratorów, nawet, jeśli tego zawodu już nie wykonują.  
    Od niechcenia rozglądał się po wnętrzu, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie on zasiada w tym, jakże „poniżającym” wozie. Uważnie przysłuchiwał się rozmowie eskortujących go funkcjonariuszy, lecz na jego temat nie padło ani jedno słowo – gawędzili za to o tym, co będą robić, gdy skończą służbę. Chętnie wybraliby się do jakiegoś pubu, ale jednemu z nich co dopiero urodziło się dziecko, więc musiał bezpośrednio wrócić do domu, zaś drugi nie miał ochoty iść tam sam.  
    Plany na wieczór… czy on będzie mógł takie robić? Wypuszczą go za kaucją? Nymanen obiecał, że zrobi, co w swojej mocy. Wszak, Ranielli miał czarno na białym, iż to właśnie on dopuścił się przestępstwa, a mimo to go wypuścili, więc dlaczego nie mieliby jego, skoro „jeszcze” niczego nie zrobił? Zresztą nawet, jeśli wyjdzie (pytanie tylko, kto wpłaci za niego ową sumę), sam nie wie, czym się zajmie. W tej chwili w głowie panował istny chaos – nie miał ochoty iść do Tanji i tłumaczyć się jej – nie po tym, co od niej usłyszał. O dowody swej niewinności postara się później, teraz nie miał na to siły. Najlepsze, co może zrobić, to chyba po prostu położyć się spać. Tak, sen jest często „dobrym doradcą”, wszystko wydaje się wtedy choć troszkę łatwiejsze.  
    Na miejscu jednak okazało się o wiele trudniejszym, niż myślał: tego dnia przewodniczył Velli-Matti Nieminen, czyli ten, z którym nigdy nie darzył się sympatią. Od samego wejścia na salę mężczyzna mierzył go zimnym spojrzeniem, jakby już wykluczył ze społeczeństwa, nim jeszcze poznał jego linię obrony. Tero dawał z siebie, ile mógł, lecz argumenty „młodzika” były mocne – obdukcja, zeznania pozostałych świadków i pozycja społeczna Raiknenów zdawały się być twierdzą nie do zdobycia. A przynajmniej nie atakowaną pociskami w rodzaju „To ona pierwsza zaczęła dążyć do romansu”, „Próbowała mnie udusić, więc ją odepchnąłem, a wtedy rękaw się urwał”, „Jej mąż był moim szefem, a ja do zdrajców nie należę”. Na tle zebranych dowodów wszystko to wyglądało na żałosne tłumaczenia pierwszego lepszego złodziejaszka z ulicy, który wciąż trzyma w ręku łup, ale mimo to uparcie twierdzi, że ktoś przypadkiem wcisnął mu zrabowaną rzecz.
- W oparciu o zebrane dowody, a także możliwość mataczenia, czy zastraszania ofiary przez podejrzanego, wnoszę o areszt tymczasowy – prokurator przeszedł do sedna sprawy.
- I jeszcze powiedzcie mi, że mnie zamkniecie?! Świra jakoś nie chcieliście! – prychnął wzburzony Aleksi, na co sędzia zwrócił mu uwagę, a Nymanen dał do zrozumienia, iż ma milczeć.
- Wysoki sądzie, ręczę za mojego klienta, że jako wykonujący do niedawna zawód prokuratora zdaje sobie sprawę z konsekwencji takich czynów i na pewno niczego takiego nie zrobi – zwrócił się do Nieminena.
- I to ma być gwarancja? – parsknął „żółtodziób”.
- Gwiazdce jakoś wierzyliście, a podawałem wam dowody!
- Kietala, ucisz się, bo będzie kara za obrazę sądu! – skarcił ponownie sędzia – ale co fakt, to fakt… wielu już było na stanowiskach, a swoje robili – dodał ironicznie.
- Toteż mając na względzie wcześniejsze problemy, wynikłe z uwolnienia Perttu R., ponawiam mój wniosek – ciągnął młody.
- No to jest śmieszne! To ja, właśnie JA próbowałem go wsadzić, więc jakim cudem miałbym teraz…?!
- Uspokój się, bo tylko pogarszasz swoją sytuację! – syknął Nymanen, lecz w Aleksim rosło zbyt wielkie oburzenie i poczucie niesprawiedliwości, by mógł ot tak stać i patrzeć. W rezultacie sędzia przestał go upominać i wymierzył karę grzywny.
- Doigrałeś się! Ale nie dziwię się, w końcu zawsze byłeś wyszczekany… szkoda, że taki dobry prokurator zaprzepaścił karierę. I do tego, jak skończył? – westchnął, kręcąc głową.
- To wy mnie zniszczyliście! – zawołał, nim Tero zdążył go uciszyć.
- Mam dorzucić jeszcze jedną karę? Dobrze, przychylając się do wniosku prokuratora skazuję na karę tymczasowego pozbawienia wolności na okres trzech miesięcy. Karę podejrzany odbędzie w areszcie śledczym w Vantaa. Rzeczywiście starczy nam już tych historii z Raniellimi i innymi – uderzył młotkiem, na co obrońca aż podskoczył, gdyż przejęła go obawa, iż na taki wyrok klient zaraz rzuci się ku sędziemu, po czym zostanie obezwładniony przez kilku policjantów. O nie, nie co dzień widuje się takie sceny. Lecz oto zaskoczenie: Aleksi, miast wpaść w furię, wybuchł… śmiechem, by nagle spoważnieć i jedynie pokręcić głową. Miał rację, kiedy stracił wiarę w tak zakłamaną instytucję, jaką była prokuratura i sąd. Oczywiście, Perttu miał sławę i pieniądze, więc jego wypuścili, a cóż dla nich znaczył zwykły „dezerter, który wystraszył się kulki w łeb”?  
    Policjanci wzięli go za ramiona, lecz wyszarpnął się i z podniesioną głową udał do wyjścia. Tak, brak opanowania był jego wielką wadą, ale w tym wypadku tym bardziej nie mógł ot tak stać i grzecznie wysłuchiwać, jak próbują zrujnować mu życie, podczas gdy dla prawdziwego przestępcy byli bardzo łaskawi.  
    Jakże zemścił się na nim teraz system, dla którego poświęcił połowę swego życia, by dostać się tutaj – na salę sądową, jako oskarżyciel – by wsadzać innych za kratki dla dobra społeczeństwa. Teraz zaś owo społeczeństwo napiętnowało go, jako zwykłego zboczeńca. Przeszłość przestała się liczyć. Ale czemu się dziwić, skoro nigdy nie był zbyt lubiany w swoim światku? Z pewnością dlatego, że wkładał w pracę całe swoje serce i gorąco pragnął zaprowadzać sprawiedliwość, ale reszta miała na ten temat swoje zdanie i w rezultacie tu nie pasował, nie zgrali się. A może to wina kolegów, którzy w istocie prowadzili podwójne życie?  
    Gdy tylko opuścili salę rzuciło się ku nim stado głodnych wieści dziennikarzy, którzy bardzo chcieli wiedzieć, co sędzia postanowił wobec niedawnego „bohatera”. Uparcie jednak milczał, wciąż wysoko unosząc głowę, gdyż nie miał się przecież czego wstydzić. Tero, z trudem opędzając się od „sępów”, oświadczył, że ani on, ani jego klient nie mają nic do powiedzenia. „Stado” rzuciło się więc ku prokuratorowi, który właśnie opuścił salę i oczywiście, dumnie się pusząc, ogłosił całemu światu swe wielkie zwycięstwo nad Kietalą, jakby ten już otrzymał wyrok.  
    Aleksi poczuł wielką ulgę, gdy wreszcie zapakowano go do „vana” i natychmiast odjechano, by jak najszybciej powziąć środki, mające na celu umieszczenie go w areszcie leżącym na terenie „sąsiadki” stolicy.
    Vantaa było miastem oddalonym od Helsinek o jakieś 14 kilometrów. To tam znajdował nie tak dawno temu wzniesiony areszt śledczy, po tym jak główne więzienie w stolicy przekształcono w oddzielną komórkę dla osadzonych z wyrokiem powyżej jednego roku. Kompleks więzienny w Vantaa otoczony był zewsząd lasami, zaś z lotu ptaka otaczające go mury przypominały oszlifowany diament. Mur był wysoki, wzniesiony z betonu, na zewnątrz dodatkowo otoczony przez siatkę, gdyż zdarzyła się tu już kiedyś ucieczka.  
    Wychylił się z wysiłkiem i spojrzał przez ramię kierowcy na czerwoną bramę, jaka właśnie stanęła dla nich otworem. Odtąd to tutaj będzie jego dom przez całe trzy miesiące, a potem? Przedłużenie aresztu? Proces? W jego oczach dowody ze strony Leeny wydawały się takie śmieszne… Ale może to dlatego, iż tutaj chodziło o niego samego? Przypomniał sobie nagle, co powiedziała kiedyś Tanja: „patrzycie jedynie na suche fakty, a człowiek? Może jest niewinny?”. Jaka szkoda, że sam znalazł się w takiej sytuacji. A jeszcze większa, że i ona stanęła w opozycji do niego… Ale może już to przemyślała? Może chciałaby przeprosić i porozmawiać na spokojnie? Tylko jak, skoro teraz już jej nie zobaczy, jeśli nie pofatyguje się tutaj?!
    Po dokonaniu wszelkich „formalności” związanych z „przyjęciem” do więzienia, otrzymał na zmianę czyste ubranie, po czym poprowadzono go do celi. W długim, mocno oświetlonym korytarzu roiło się od wielu drzwi. Ściany były białe, wszystko było takie nowoczesne. Jako że służby więzienne zostały oczywiście uprzedzone, jakiego to więźnia przyjmują, przydzieliły mu jednoosobową celę, chcąc w ten sposób zapewnić wszelkie, dostępne środki bezpieczeństwa. „Pokój” był długi, acz wąski. Pod jedną ścianą stało łóżko, nad którym wisiała tablica korkowa, pod przeciwną zaś biurko i krzesło, na jakim ktoś zostawił stary radiomagnetofon. Z frontowej ściany wychodziło na świat niewielkie okno, oczywiście zakratowane, przez które do tego, na szczęście, jasnego pomieszczenia, wpadało sporo światła. Strażnik pokazał mu niewielką łazienkę z umywalką i toaletą, po czym przedstawił się:
- Niklas jestem i pracuję na tym piętrze. Także, jak coś, to pytania do mnie.  
    W odpowiedzi skinął głową i zasiadł na łóżku, rozglądając się wokoło. Póki co, było tutaj bardzo pusto, ale jeśli przez następne trzy miesiące ma tu mieszkać, owe ciasne kąty muszą zapełnić się jego rzeczami. Tylko kto mu je przyniesie? Chyba znowu może liczyć jedynie na Hannę…  
    Niklas przypomniał mu jeszcze, że w tejże sprawie ma prawo wykonać telefon, by owa osoba dostarczyła mu potrzebne rzeczy, i już miał wyjść, gdy zatrzymał się jeszcze w progu – Na serio byłeś prokuratorem? – spytał bliżej nieokreślonym tonem.
- Jestem niewinny – mruknął od niechcenia.
- Każdy tutaj tak mówi… a i najlepszym się noga powinie.
- Nigdy się za takiego nie uważałem.
    Po owych słowach mężczyzna już naprawdę sobie poszedł, pozostawiając go z własnymi, gorzkimi myślami.
    
***

    Tego dnia Kaari udała się do pracy autobusem, więc udało się jej uniknąć Jyrkiego. Owszem, może i zgodziła się na kontynuowanie tej znajomości, ale nie oznaczało to, iż musi się z nim ciągle widywać… Ledwie to pomyślała, a ten wybiegł z bufetu i niewiele brakowało, a zderzyłby się z nią.
- Siema! Byłem rano pod twoim blokiem, ale nie schodziłaś i musiałem lecieć, bo bym się spóźnił.
- Wyszłam trochę wcześniej, bo… - nie, lepiej mu nie mówić, że postanowiła jechać autobusem, bo znowu zacząłby marudzić, iż się go boi i takie tam – bo… jakoś tak wyszło, sorry – wzruszyła na koniec ramionami.  
    Ruszyli w drogę do domu, bo tym razem Jyrki oczywiście nie miał zamiaru jej odpuścić… Początkowo milczała, a on opowiadał, jak to mu minął dzień w pracy, aż wreszcie zaczął się jąkać i chrząkać, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie wiedział, jak ma to przekazać. Od razu poczuła na plecach ciarki. Czyżby już zmienił zdanie i postanowił jej wyznać, jak to mu się strasznie podoba?
- Jak ty i ten twój? – „wykrztusił” wreszcie.
- Dlaczego pytasz? – uniosła brew, z trudem hamując się od wybuchu gniewu. O tak, miała ochotę zbesztać go za to, że ją oszukuje. Ona wiedziała!
- Bo tak się zastanawiałem, czy na pewno powiedział ci wszystko o sobie? Niby jest singlem, tak?
- A co to ma do rzeczy?
- Bo, jak wracałem w piątek z roboty, widziałem na jego paluchu obrączkę. Co ty na to? – przeszedł nareszcie do sedna, a towarzyszka od razu przystanęła, jakby jasny grom z nieba ją uderzył.
- Skąd wiesz, że to był on? – na jej twarzy nie było jednak cienia rozpaczy, za to wyraźnie przebijał zeń gniew. Tak, nie wierzy mu.
- Przechodziłem niedaleko, akurat wypisywał mandacik, więc mogłem mu się przyjrzeć.
- Może to był długopis – skrzywiła się.
- Taa, jasne! Złoty i do tego owinął mu się wokół palca! – parsknął kpiąco.
- Mógł mieć złote elementy, które odbiły się od słońca.
- Lało, jak z cebra! Skąd się miało wziąć słońce?
    Wściekła się, obserwując, jak na jego twarzy rośnie triumfalny uśmiech.
- Och, sygnet! Przestań i daj mi spokój! Co się tak interesujesz życiem innych ludzi?! Lepiej sam sobie kogoś znajdź, a nie mąć między tymi co są szczęśliwi! – warknęła odpychająco i jak burza pognała przed siebie.
- To dlaczego go nie nosi na co dzień, co? Mam gdzieś, co tam sobie robicie, ale skoro kolo cię zwodzi, to jako kumpel muszę ci o tym powiedzieć! Nie chcę potem dostać w tyłek za to, że cię nie ostrzegłem! – prędko zrównał się z nią krokiem.
- Nie masz żadnych dowodów! – stanęła, kiwając przy tym palcem – a moim kumplem też nie jesteś! Także, z łaski swojej, przestań wtrącać się do mojego życia! Dzięki za fatygę, ale pójdę sobie sama!
- No daj spokój, znowu zaczynasz?! – jęknął przeciągle, lecz ta prędko wykorzystała nadarzającą się okazję i zaczepiła taksówkę, która akurat tamtędy przejeżdżała. Wsiadła do środka, pokazując mu przy tym język – a zresztą! Proszę bardzo, na pewno pięknie ci będzie w różkach! – zawołał zań i prychając pod nosem ruszył w dalszą drogę.  
    Nawet już palcem nie kiwnie w tej sprawie! Niech sobie potem płacze po kątach, że została wykorzystana! O ile to w ogóle wyjdzie na jaw… Nie, i tak go to nie obchodzi! Nie zamierza jej nawet za to przeprosić, bo niby za co? Za prawdę?  
    Mruczał w duchu, kopiąc leżące na chodniku kamienie, aż w końcu postanowił, że po drodze kupi sobie piwo, by w ten sposób przygotować się na kolejną „porcję” nerwów, jaką będzie musiał „sobie zjeść” podczas próby z zespołem.
    Zbliżała się pora posiłku, toteż Niklas otworzył ciężkie drzwi i wypuścił Aleksego. Przeszli długi korytarz i znaleźli się w stołówce, w jakiej już roiło się od zapełniających ją więźniów. Strażnik nakazał mu zaczekać i wciąż, tak na wszelki wypadek, stał przy nim – z odgórnego rozkazu oczywiście. Niektórzy z osadzonych zaczęli mu się z zaciekawieniem przyglądać, gdyż rzadko się zdarzało, by „współjeniec” otrzymywał aż taką ochronę.
- Nie przyznawaj się do tego, że zanim tu trafiłeś byłeś prokuratorem. Nie wszyscy są tutaj „niewinni” – szepnął doń Niklas.
- Spokojnie, nie jestem głupi – odparł na to, po czym za pozwoleniem „ochroniarza” ruszył po swoją „dolę”. Zajął miejsce z dala od reszty, bowiem nie tylko nie miał ochoty na zaczepne pytania, ale i ogólnie na żadne towarzystwo. Wolał przebywać jedynie ze swymi myślami, mimo że te nie zawsze są dobrym doradcą.  
    Po skończonym posiłku jedni odeszli do swoich zajęć, które dobrowolnie wybrali, drudzy do cel, a trzeci mogli skupić się w niewielkiej sali, by pooglądać trochę telewizję. Aleksi wybrał to trzecie wyjście, wciąż jeszcze nie zaznajomiony z więziennymi zwyczajami, przy czym po drodze zapytał Niklasa, czy może dostać kartkę papieru i coś do pisania. Strażnik skinął głową i wprowadził go do owej „sali rozrywki” – osadzeni skupieni byli przed nie tak znowu starym telewizorem, w którym akurat emitowano jakiś film, a jeszcze inni dopiero zajmowali miejsca. On ulokował się pod ścianą, tuż przy wyjściu, i z dala od reszty, by nie zachęcać do pogawędek. Niklas, jak i dwóch innych strażników, również stanął pod białym murem, uważnie obserwując zebranych – „I znowu jak w bidulu” – przeszło przez myśl Aleksego, który właśnie przypomniał sobie „seanse” w domu dziecka.
    W ten sposób upłynęło jakieś 15-cie minut, podczas których przeszło mu przez myśl byleby tylko nie nadali wiadomości, bo te „hieny” z sądu gotowe zmontować reportaż z jego udziałem, a wtedy, kto wie?  
    Wtem jeden z zebranych wstał ze swego miejsca i ruszył ku niemu. Aleksi był za bardzo skupiony na tym, co widział w telewizji, by zauważyć, iż ów osobnik przyglądał się mu od kiedy tylko tutaj wszedł, po czym teraz przysiadł się obok, przysuwając doń krzesło. Niklas od razu utkwił w nich wzrok, jakby podejrzany już rzucał się na swojego „pobratymca” z pięściami.
- Mocny zarzucik, co? Widziałem, jaką miałeś obstawę w stołówce – zagadnął, puszczając przy tym oczko.
- Tak, wsadzili mnie za niewinność – odparł bez wyrazu.
- O… no ja przecież też jestem niewinny! – parsknął, ukazując rząd prostych, acz nieco pożółkłych zębów. Mężczyzna ten musiał mieć jakieś 60-ąt lat, a już mógł pochwalić się sztuczną szczęką. Pomiędzy wieloma siwymi włosami zdarzały się jeszcze ciemne prześwity, ale z szarych oczu zionął spryt i dowcipna natura – nie dziwnym więc było, że uśmiecha się przebywając w takim miejscu. A może sekret tkwił w pewności rychłego wydostania się stąd?
- A pan za co? – zagadnął więc zaciekawiony.
- Tam pan! Niko jestem – wystawił dłoń, na co przedstawił się, odwzajemniając tym samym – malutka malwersacja pieniężna. Brałem od ludzi zaliczki, obiecując, że je zainwestuję w ich nowe mieszkania, a tymczasem przelewałem je na swoje konto, a mieszkanek, jak nie było, tak nie ma! Pewnie się zastanawiasz, po co mi było tyle forsy? – popatrzył nań przenikliwie, lecz Aleksi nic na to nie odpowiedział. Najwyraźniej „facet” lubił się tutaj chwalić swoimi „osiągnięciami” i tym samym nie jest on pierwszym, któremu się zwierzał – pewnie nie uwierzysz, ale zrobiłem to dla… forsy. Uwikłałem się w hazard i sporo przegrałem, dlatego potrzebowałem pieniędzy, żeby wyjść z długów. Ale i tak za każdym razem, co wybrałem coś z konta, przegrywałem znowu – zakończył o wiele smutniejszym tonem.
- Uzależnienie od hazardu może być tutaj okolicznością łagodzącą – odparł po chwili namysłu, gdyż jak zwykle odezwała się w nim miłość do dawnego zawodu.
- Poważnie? Znasz się na tym? – Niko ożywił się na nowo.
- Wyrok więzienia na pewno zapadnie, co do tego nie ma wątpliwości… ale możliwe, że z krótszą odsiadką, reszta pójdzie w zawieszeniu. A przynajmniej ja potraktowałbym to łagodniej z uwagi na działanie pod wpływem impulsu i do wspomnianej kary dodałbym leczenie w jakimś ośrodku. Ewentualnie w zawieszeniu i wspomniane leczenie, ale z sędziami rożnie bywa.
- Skąd to wszystko wiesz? Jesteś…?
- Nie, nie prawnikiem. Po prostu miałem trochę do czynienia z prawem – wszedł mu w słowo, chrząkając przy tym nerwowo, gdyż miał wrażenie, iż podsłuchują ich siedzący nieopodal więźniowie.
- Nieźle! To mnie pocieszyłeś! Z chęcią poszedłbym na to leczenie, gdyby tylko nie wsadzili mnie do więzienia! Wystarczy, że rodzina się ode mnie odwróciła – rzekł, jakby do samego siebie, po czym obrzucił Aleksego jakimś dziwnym spojrzeniem. Poczuł na plecach nieprzyjemne igiełki – ten „facet” na pewno się domyśla, że był prokuratorem, albo przynajmniej w jakiś inny sposób związany z prawem, a teraz?  
    Mylił się jednak, bowiem Niko wziął go… za recydywistę, który najwyraźniej już od młodych lat parał się przestępstwem, w rezultacie czego posiadał już sporą wiedzę, jeśli chodziło o prawo. Ciekawe tylko, za co posadzili go tym razem? – No, ale dosyć o mnie! Ciebie za co uziemili? Coś poważnego, co?
- Już mówiłem, że niczego nie zrobiłem – mruknął wymijająco.
- Nie gadaj! Boss mafii, co? Dlatego muszą cię tak chronić? – trącił go żartobliwie łokciem, na co nerwowo poruszył się na krześle. Nie lubił „przesłuchań”, a zwłaszcza takich, co to mogły mu w jakiś sposób zaszkodzić.  
    Niklas zauważył, że coś jest nie tak i podszedł do nich z pytaniem, czy wszystko w porządku. Niko zdumiał się jeszcze bardziej, ale mimo to odsunął się i już nie odezwał do niego ani jedynym słowem, gdyż mina „współjeńca” nie zachęcała do pogaduszek. Był strasznie spięty, spoglądał w ekran telewizora (z którego i tak niczego nie rozumiał) ze strachem – a jak pojawią się te nieszczęsne wiadomości?  
    Wielu, z otaczających go mężczyzn, nie wyglądało na przestępców – ot zwykli, zamyśleni ludzie, nie odznaczający się silną budową i tatuażami, jak to często przedstawia się na filmach, czy w komiksach. Niektórzy nerwowo tupali, bowiem brakowało im papierosa, a w tymże miejscu palić nie wolno było. Jeszcze inni śmiali się, bądź zaczepiali strażników więziennych, aż wreszcie koszmar się skończył – minął czas przeznaczony na „seans”, i zebranym nakazano wrócić do swoich cel. Odetchnął z ulgą, gdyż wspomnianych wiadomości nie wyemitowano.
    Krystyna krzątała się w kuchni, szykując coś na kolację, więc Kaari skorzystała z chwili owej swobody i przysiadła się do Tanji, która zasiadała w pokoju rodziców, wpatrując się w telewizor. Po skończonym posiłku mieli jak zwykle zasiąść na wspólnym seansie. Starsza panna Venerinen długo zbierała się w sobie, czy aby może się podzielić swoimi wątpliwościami z Tanją, ale przecież mówiły sobie wszystko – na pewno jej nie wyśmieje, iż zaufała „byle glinie”, a on okazał się… znaczy, siostra na pewno nie założy, że Jyrki mówi prawdę, bo go nie lubi! Co prawda, Jariego też nie, toteż może liczyć na jedynie 50-cioprocentową neutralność w tej sprawie i tym samym ów policjant może ponownie zostać oczerniony. Ale ważne, iż muzyk nie odniesie tutaj zwycięstwa o co jej jak najbardziej chodzi!  
    Opowiedziała jej więc całą historię, gdyż Tanja zdawała się być w o wiele lepszym humorze, niż w poprzednich dniach i nawet szczerze starała się skupić uwagę na jej problemach, mimo że miała swoje. Tak, jak się tego spodziewała, siostra przyznała jednak, że Jari rzeczywiście może ją oszukiwać.
- Mało to teraz takich przypadków? Wystarczy popatrzeć na mnie – parsknęła gorzko – przecież panuje teraz wielka moda na ściąganie obrączek i wmawianie drugim, że się jest wolnym – dodała, wzruszając ramionami.
- I niby jak mam to sprawdzić? Spytać go, czy ma żonę? Oskarży mnie o brak zaufania! – jęknęła bezradnie.
- Przecież ci się i tak nie przyzna! Najlepiej wypytaj go o przyszłość, czy myślał o małżeństwie albo o wspólnym mieszkaniu i takie tam. Jak już jest żonaty zacznie kręcić, bo przecież nie weźmie rozwodu w dwa dni. O ile w ogóle chce go brać.
- Ty, to jest dobre! – przytaknęła starsza siostra.
- Istnieje jednak jeszcze jedna możliwość: może jest wdowcem i z przyzwyczajenia czasem zakłada obrączkę, bo aż dotąd wspomina żonę? Ale to raczej bzdura, żywcem wyjęta z filmu – machnęła kpiąco ręką – w takim razie może być w trakcie rozwodu, albo Jyrki po prostu wymyśla bzdury, bo jest zazdrosny i chce, żebyś się z nim rozeszła – na ostatnią „możliwość” Kaari przedrzeźniła ją, wystawiając język – no co? Skoro tak za tobą łazi? Na pewno jest w tobie zakochany. Bądź, co bądź, nie znoszę go, ale muszę przyznać, że nienajgorszy jest z urody. Wizualnie byście nawet do siebie pasowali – parsknęła złośliwie.
- To go sobie weź, jak ci się tak podoba – odparła tym samym, na co Tanja uderzyła ją „jaśkiem”.
- Spadaj! Ja w kumplach świrów nie gustuję! – oddała cios i w ten sposób zaczęły się okładać na żarty, aż wtem ich uszu dobiegło „Aleksi K.”, na co młodsza z nich od razu powędrowała wzrokiem ku telewizorowi i w rezultacie ujrzała go, opuszczającego w kajdankach sądowe mury. Reporter podawał, że został aresztowany na trzy miesiące, zaś towarzyszący podejrzanemu adwokat odmawiał komentarzy. Tanja od razu zastygła w bezruchu, a Kaari z zaskoczenia rozwarła usta. Kto by pomyślał, że sprawa jest aż tak poważna?  
    Wtem do pokoju wróciła pani Krysia, przecinając ciężkie powietrze słowami, które wypędziły młodszą córkę do siebie:
- A to ci dopiero! A nie mówiłam, że jest winny?
- Mamo, kiedy ty się wreszcie nauczysz delikatności?! – syknęła oburzona Kaari.  
- A co mam niby powiedzieć?! Przecież sama widziała! – oburzyła się.
- Nic! Najlepiej po prostu nic! – burknęła i udała się za siostrą.  
    O nie, teraz tym bardziej nie powie rodzicom o Jarim, bo już widzi te komentarze, gdyby matka dowiedziała się o jego „oszustwie”: „Ależ mam naiwne córki! Obydwie wpadły w to samo bagno, ale ja je ostrzegałam!”. Nie, za żadne skarby!
    Ten wieczór znowu nie należał do spokojnych. Wykonała dramatyczny telefon do Enni, właściwie krzycząc do słuchawki, „że zamknęli go, ma swoją niewinność – nie potrzeba tu już żadnego śledztwa!”. W wielkiej złości upchnęła do szuflady wszystko, co było z nim związane – ów breloczek z misiem, pozostałe zdjęcia, jakie tylko miała, po czym siadła do komputera i usunęła jego profil ze „skype’a” – na co to jej, skoro przez najbliższe trzy miesiące (a może i dłużej) nie będzie go po drugiej stronie? Zresztą i tak nie chciałaby z nim rozmawiać!  
    Miała też usunąć numer z komórki, ale w pewnym momencie doszła do wniosku, że gdyby czasem wyszedł wcześniej, nie będzie wiedziała, że to on dzwoni i w rezultacie odbierze. Tak więc numer telefonu oszczędziła, po czym padła na łóżko i znowu zaczęła rozmyślać o „tej trzeciej”, czasie, jaki upłynął, odkąd się poznali, jak to było kiedyś i w rezultacie jak zwykle zebrało się jej na płacz.  
    Z jednej strony nie chciała mieć nic wspólnego z mężczyznami, ale z drugiej i tak postąpiła wtedy wbrew sobie – to pewnie te ich „ciemne” charaktery pchnęły ich do siebie. Wydawało jej się, iż się rozumieją, ale „facet zawsze pozostanie przecież facetem”… Mimo że wielokrotnie to sobie powtarzała, wciąż nie mogła się z tym pogodzić.
    Tymczasem on poświęcił cały wieczór na napisanie listu, co nie było łatwe z uwagi na to, że nie dostał zbyt wiele papieru. Ostrożnie więc ważył każde słowo, działając w tym wszystkim wbrew sobie, albowiem nigdy nie powiedziałby choćby słowa z tego nawet w cztery oczy. Tak nawet było lepiej, gdyż znacznie łatwiej było mu przelać wszystkie uczucia właśnie na papier. Liczył, że po przeczytaniu owego listu, Tanja zmieni zdanie. On jej przebaczył, składając wszystko na karb emocji i niecodziennej sytuacji, teraz pora na nią. Oby było tak, jak, póki co, był o tym mocno przekonany.

***

    W dwa dni po tym, jak trafił do aresztu, zrobiono dlań wyjątek i pozwolono odwiedzić go nie tylko adwokatowi, ale i dwom innym osobom, które miały mu do przekazania niezbędne rzeczy. Szedł na ową wizytę z nieukrywaną nadzieją, lecz ta prędko się rozwiała, gdy prócz Tero ujrzał Hannę i towarzyszącą jej Tarję (która zapewne wykorzystała fakt, iż jest psychologiem, dzięki czemu udzielono jej pozwolenie na wizytę) zamiast niej – Tanji. Ta pierwsza w lot wszystko pojęła i wyjaśniła bez pytania, że nie mogła się dodzwonić do panny Venerinen.  
    Owszem, była to prawda, bowiem Tanja nie odbierała specjalnie, sądząc, że Lehtinen będzie chciała z nią rozmawiać na temat osadzenia Aleksego w areszcie śledczym.  
    Od razu posypały się standardowe pytania o to, jak się trzyma, jak go tu traktują, po czym Nymanen po raz któryś z kolei wypytał go o najdrobniejsze szczegóły związane z jego znajomością z Raikinen, by w ten sposób nie tylko dobrze przyszykować się na ewentualny proces, ale również w jakiś sposób spróbować zdemaskować oszustkę.
- Nie martw się i pamiętaj, że my jesteśmy po twojej stronie – pocieszała Tarja, klepiąc go po wierzchu dłoni – znam cię nie od dziś i dobrze wiem, że ty taki nie jesteś. Za bardzo zaufałeś tej kobiecie i stąd to wszystko.
- Z tym zaufaniem, to chyba faktycznie za bardzo ulegam babom – odparł posępnie.
- Skoro już o nich mowa, to zadzwoniła do mnie ta Enni, wiesz, o którą chodzi, i zaoferowała się, że pomoże nam zdemaskować Raikinen. Także zobaczysz, że wszystko będzie dobrze – dodała Hanna, siląc się na uśmiech, lecz wzrok, który niemo pytał „A Tanja?” natychmiast nakazał jej powagę.  
    Rozejrzał się na boki, spoglądając po strażnikach, po czym wyjął ukrytą dotąd za koszulką kartkę i szybkim ruchem przesunął po stole.
- Oddaj to Tanji, możliwie jak najszybciej – popatrzył jej w oczy, by w ten sposób podkreślić wagę swej prośby. Niechętnie skinęła głową, gdyż na jego miejscu już dawno by ją skreśliła, i prędko schowała list do torebki.  
    Porozmawiali jeszcze chwilę, aż wreszcie strażnik oznajmił koniec wizyty. Na pożegnanie Tero uścisnął mu dłoń, Tarja mocno objęła, jeszcze raz zapewniając o swym wsparciu, a Hanna stanęła naprzeciwko i… sama nie wiedziała, co robić. Syn bynajmniej nie rwał się do niej, tylko patrzył, równie skonsternowany. Wreszcie psycholog skinęła znacząco głową, co miało oznaczać, iż Lehtinen powinna pójść w jej ślady. Rozłożyła więc ramiona i nieśmiało go uściskała, na co, jak zwykle, nie odpowiedział. Mimo „chłodu” dodała do tego jeszcze pocałunek w policzek i tak oto pożegnał jedyny kanał, jaki łączył go ze światem na zewnątrz.  
    Prosto z sali widzeń Niklas zaprowadził go na tzw. „spacerniak”, gdzie znajdowało się już sporo osadzonych. Jedni łapczywie spalali kolejne papierosy, drudzy spacerowali, a jeszcze inni odbijali piłkę, próbując grać w kosza. Niklas musiał pilnować większą ilość osób, toteż zostawił go samemu sobie, odchodząc nieco dalej. Aleksi włożył ręce w kieszenie i nieśmiało rozglądając się dookoła, ruszył przed siebie wolnym krokiem, gdy wtem usłyszał za plecami znajomy już mu głos:
- Ej, ty! Akseli! – wołał oczywiście Niko.
- Aleksi – poprawił go, mimo że wątpił, iż dla owego mężczyzny prawidłowa wymowa jego imienia miała jakiekolwiek znaczenie.
- To jest mój kumpel z celi, Eero – przedstawił mu wysokiego mężczyznę z włosami ostrzyżonymi na tzw. „jeżyka”, który mógł sobie liczyć nie więcej, niż 25 lat – Eero dźgnął nożem swoją dziewczynę i chce wiedzieć na ile mogą go wsadzić – wyjaśnił Niko.  
    Wspaniale, zapewne teraz będzie tutaj robić za radcę prawnego… ale dobre i to, przynajmniej sobie co nieco przypomni…
- W afekcie, czy planowane? – spytał więc, ale najwyraźniej żaden z nich nie miał pojęcia, o czym też mówi – działałeś pod wpływem impulsu, czy miałeś po prostu na to ochotę już od jakiegoś czasu?
- Ja tego nawet nie pamiętam! Byłem pijany, a wtedy zawsze urywa mi się film. Pewny jednak jestem, że nie zrobiłbym jej krzywdy! No, ale wpadli do domu, zgarnęli mnie, a potem powiedzieli, że miałem nóż w ręku – młody mówił takim tonem, jakby miał świadomość tego, iż ma przed sobą prokuratora.
- Byłeś tylko ty i twoja dziewczyna?
- Nie, był z nami jeszcze mój kumpel.
- To może tak naprawdę, to on to zrobił?
- Ale ja podobno trzymałem w ręku nóż, zresztą są na nim moje odciski palców.
- A co zeznała twoja dziewczyna?
- Na razie jeszcze nic. Najpierw była nieprzytomna, a potem w zbyt wielkim szoku, by ją można było przesłuchać.
- W takim razie musisz jakoś udowodnić, że niczego nie pamiętasz po pijaku, może to być okolicznością łagodzącą. Poza tym nie ma co się martwić, póki ona nie została przesłuchana. Też była pijana?
- Nie, wróciła do domu i zastała nas spitych. Wkurzyła się i tak się jakoś zaczęło… później już nic nie pamiętam.
- Poradź swojemu adwokatowi, żeby bardziej przycisnęli twojego kolegę. Może wykrywacz kłamstw? A jeśli o nóż chodzi, niech zrobią dodatkowe ekspertyzy, możliwe, że są też tam odciski twojego kolegi. Skoro był pijany na pewno nie pomyślał, żeby wytrzeć uprzednio narzędzie. No i zostają jeszcze zeznania twojej dziewczyny – wytłumaczył, w głębi duszy aż skręcając się z żalu, iż sam nie może przeprowadzić w tej sprawie śledztwa. Chętnie wróciłby do swojego dawnego zajęcia!
- Dzięki, to nawet dobre… mój adwokat na to nie wpadł – odrzekł rozmówca.
- A nie mówiłem, że jest dobry? – zawołał triumfalnie Niko.
- Skąd masz taką wiedzę? – zaciekawił się młody.
- Ja… oglądałem dużo seriali kryminalnych – mruknął wymijająco, po czym szybko oddalił się na drugi koniec parceli, by nowy znajomy nie ciągnął go więcej za język.  
    Gdy tylko odszedł, towarzysz szepnął doń, że tak naprawdę z pewnością jest recydywistą, który tak sporo nawywijał, iż teraz grozi mu niebezpieczeństwo ze strony innych „gangsterów”, toteż woli się nie wgłębiać w szczegóły.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5971 słów i 33560 znaków.

3 komentarze

 
  • xxxy

    To się porobiło , czekam na kolejna część !!!!!!!!!!

    1 gru 2016

  • Freya

    Taaa i wszystko jest jasne. W pierdlu zawsze znajdzie się miejsce, dla takich wykolejeńców, żeby nie mogli już bezkarnie maltretwać kobiet. Widać od razu, że to fuj środowisko pasuje do niego, domem mu zapachniało, łeee. Jednak Tanja ma intuicję, przeczuwała to zło, które z niego emanuje, że jest fałszywy i okrutny. Lepszy już pluszowy miś - bo nie bije i nie kłamie tak głupio! I się można przytulić, tak o... Enni mogłaby już cuś wyniuchać, żeby było weselej. :beek:

    30 lis 2016

  • Beno1

    Kurde, zrób coś i wypuść go, a tą głupiutką siksę jakos utemperuj  :nerw:

    30 lis 2016

  • nutty25

    @Beno1 cierpliwości ;) chciałabym zdradzić, jak to się dalej potoczy, ale nie chcę psuć...

    30 lis 2016