A rush of blood to the head cz. 21

W Vantaa padało, więc niewielu osadzonych decydowało się na spacer. Aleksi spędzał ten czas w siłowni, gdyż perypetie z „napakowanym kolesiem” skłoniły go do popracowania nad masą mięśniową, bo a nuż przyjdzie mu się bronić? Póki co, wysiłek sprawił, że głowa znowu zaczęła się buntować. Wściekły na ów ból, Leenę, Tanję i cały świat dawał sobie nieźle radę z pokaźnymi ciężarami, aż wreszcie postanowił zrobić sobie przerwę i zszedł z maszyny służącej do pracowania nad mięśniami ramion.  
    Ledwie jednak usiadł spokojnie, a do „siłowni” wszedł prześladowca. O nie, dzisiaj nie da sobą pomiatać! Jeśli „błazen” chce się wyżywać, to chętnie, ale na pięści!  
    Uważnie go więc obserwował, wysyłając w ten sposób sygnały, iż chętnie się z nim zmierzy, na co „paker” odpowiadał kpiącym uśmieszkiem. Wreszcie stanął obok, oczywiście z zamiarem zaczepienia go.
- Co, policjanciku? Nadrabiamy siłkę? I tak cię już nie przyjmą do gliniarzy, przestępców tam nie potrzebują – zagadnął z pokaźną dawką ironii.
- Więc i ciebie nie.
- Jeszcze czego! Brzydzę się glinami! – prychnął dumnie.
- Co ci niby takiego zrobili? Przecież wybrałeś taką drogę, a nie inną, nikt ci nie kazał łamać prawa, za co cię w końcu zgarnęli.
- Nie moralizuj mi tu, dobra?! Ciekawe, czy jeśli chodzi o siłę, też jesteś taki mocny, jak w gębie!
- A chcesz się przekonać? – wstał z miejsca, stając twarzą w twarz z „gorylem”. Pozostali od razu zwrócili uwagę w ich stronę, zaś strażnik już do nich zmierzał, gdy „kolo” wysyczał przez zęby „Na bieżnię!”, i w chwilę potem obaj już… ścigali się na owych przyrządach. Narzucili sobie bardzo szybkie tempo, gdyż spoglądając na siebie ze złością, sukcesywnie zwiększali prędkość, aż brakło skali. „Paker” był już cały czerwony, on – spocony, niczym mysz. Nie przeszkadzało mu to jednak w tym, by drażnić współwięźnia – na co ci… to? Nie lepiej żyć… jak inni, zamiast szlajać się… po kiciach?
- Mam w dupie… innych! – wysapał z ledwością.
- Właśnie widać! Oni też… cię tam… mają, bo nikt nie lubi… ludzi z mar… ginesu.
- Nie potrzebuję… uwielbienia! Zresztą sam… jesteś… nie lepszy! – warknął, wkładając w bieg jeszcze więcej sił, choć zdawało się, że już korzysta z ostatnich rezerw.
- Ja tu… siedzę niesłusznie… Źle się… robi, jak się… patrzy na młodych, którzy… beznadziejnie… marnują sobie życie – ciągnął, mimo że wysiłek połączony z mówieniem niemalże już wykrzesał z niego życie.
- Nie wszyscy… muszą być… dobrymi poli… cjanci… kami… Odwal się! Ja znam… tylko takie… życie! Nie każdy… się urodził… w złotej koły… sce, jak… ty!
- Nie znasz mnie… to skąd możesz… wiedzieć, że… że tak było? – chyba jeszcze tylko zaczepki ze strony „pakera” trzymały go w przytomności, inaczej chyba już by leżał obok. Nie mógł jednak dać za wygraną, skoro ten wciąż był na bieżni! Musiał wygrać, na złość prześladowcy!
- A co?! Tylko… grzeczni chłopcy… zostają gliniarzami… mnie nikt… na takiego nie wycho… wał, bo… nie miał… kto, ale cieszę się… niezmiernie! W dupie mam… cały ten przeklęty… system! – wykrztusił triumfalnie, jakby już odniósł zwycięstwo.  
    Gdy Aleksi przeanalizował jakże butne słowa, oto dotarło doń, że prawdopodobnie są na równi z tym „kolesiem”, a jakże się różnią. Owa myśl sprawiła, że nie skupił się należycie na biegu i w rezultacie spadł z bieżni. Potem już niczego nie pamiętał.
    Ocknął się w gabinecie lekarskim, w którym służbę pełnił doktor, oraz asystujący mu pielęgniarz. Gdy tylko otworzył oczy, medyk zaświecił mu w nie latarką. Jakże tego nie znosił! Towarzysz „doktorka” podał mu aparat, służący do mierzenia ciśnienia.
- Z tego, co wiem, zakład nie urządza maratonu, więc nie ma potrzeby się przetrenowywać – ozwał się lekarz, na co zmarszczył brwi, tępo mu się przyglądając. Musiała upłynąć spora chwila, nim przypomniał sobie, co się działo, nim znalazł się tutaj – no, już trochę wyższe, nie powinien pan już nam odlatywać. Poza tym musi pan uważać na głowę, bo z tego, co widzę, już w nią pan nieźle zarobił – uważnie przyjrzał się bliźnie, odkładając przy tym aparat.  
    Machnął lekceważąco ręką, pytając następnie, czy może dostać tabletki przeciwbólowe. „Doktorek” oczywiście mocno ich poskąpił, dając mu tylko dwie, bo przecież w ich mniemaniu mógłby próbować się nimi otruć. Żałosne…  
    Gdy wreszcie opuścił gabinet, okazało się, iż za drzwiami czeka na niego Niklas, który od razu zbeształ go za nierozważne zachowanie. W ogóle go jednak nie słuchał, wracając myślami do słów wypowiedzianych przez „pakera”.
- Nie mogę żałować. Mimo wszystko nie mogę, bo tak, czy inaczej, moje zakichane życie wyglądało jednak lepiej, niż w pudle. Jeśli bym właśnie do niego trafił, bo w najgorszym razie mogliby mnie gdzieś wykończyć… ale czy tak nie byłoby lepiej? – rzekł do siebie, gdy strażnik już prowadził go do celi.
- Nie wiem, o czym ty chrzanisz, ale JESTEŚ W PUDLE, jakbyś jeszcze nie zauważył – wtrącił od niechcenia ten drugi.
- Dlaczego ten młody, który dokuczał mi ostatnio przy liściach, powiedział, że nie miał go kto wychować? – zwrócił się doń, jakby wcale nie słuchając, co też do niego mówi.
- A po co ci to wiedzieć? – przewrócił oczami, pobłażliwie parskając przy tym śmiechem – to recydywista. Jeszcze, nim opuścił dom dziecka, brał się za rozboje, a potem było już tylko gorzej. Nie wiem, ile mógł być na wolności? W sumie z jakieś dwa lata? Tym razem posadzili go za podejrzenie o napad z pobiciem.
- Więc to sierota? – wymruczał pod nosem.
- Nie całkiem. Odebrali go rodzicom-alkoholikom, gdy był bardzo mały, czy jakoś tak? Co cię to tak interesuje? Teraz może dla odmiany zostaniesz psychologiem?
- Jakby nie było, i tak jest sierotą – rzucił do siebie, gdy towarzysz już otworzył mu drzwi do „jego siedziby”.
- Dziwny z ciebie człowiek – Niklas obrzucił go bliżej nieokreślonym spojrzeniem, po czym zamknął drzwi.
- Jak wszyscy tutaj – mruknął, rozglądając się po wnętrzu. W umyśle wciąż dźwięczały mu słowa „rywala”. Poczucie niesprawiedliwego potraktowania owładnęło nim w pełni – już nie miał wątpliwości, że również żywi urazę do systemu, który ów „koleś” miał „w dupie”, jak to sam określił. Z jakiej racji, ktoś, kto wychowywał się w takich samych warunkach, co tamten, lecz wyszedł na ludzi, także znajduje się w tym samym miejscu? Nie, żeby uważał się za lepszego, ale chyba należał mu się jakiś szacunek za to, że nie poddał się i włożył wszystkie siły w to, by zerwać ze stereotypem i jeszcze do tego przysłużyć się innym?! Dlaczego w zamian za to i tak ma kończyć na dnie, jak jakiś „podrzędny”, agresywnie nastawiony do świata recydywista?! Czemu zawsze sądzi się po pozorach? Nie wnika głębiej?
    Nie, nie ma siły zaczynać tego wszystkiego od nowa, udowadniać światu, że jest inny od reszty wychowanków „bidula”, którzy skończyli jako sprzątający ulice, rozwodnicy, czy przestępcy tylko dlatego, że nikt ich nie chciał, więc nie potrafili okazywać uczuć, czy poradzić sobie należycie w życiu! Nie ma siły szukać drugiej Tanji, jeśli ta…  
    Nie, dzisiaj nie miał ochoty rozmyślać nad tym, czy wciąż ma go za jednego z tych wszystkich przestępców, czy też wstyd jej się do niego odezwać i dlatego też w milczeniu czeka, aż opuści owe mury…?
    Sytuację narzeczonej, o ile mógł ją tak jeszcze tytułować, miała mu naświetlić Hanna, gdy jak zwykle odwiedziła go w sobotę. Szczęściem, nie miała pojęcia o tym, iż zasłabł po ćwiczeniach na bieżni, bo z pewnością zrobiłaby mu niezły wykład… Im jednak dłużej ją obserwował, tym mocniej pragnął by mu go jednak zrobiła, miast zachowywać się w tak dziwny sposób – wyglądała bowiem na taką, co to wie o czymś ważnym i bardzo chciałaby mu to przekazać, ale jednocześnie uważa, że tylko mu tym zaszkodzi. Jej pełen współczucia wzrok był nie do zniesienia…
- O co chodzi? Jestem w kiciu, nic nie może mnie bardziej dobić. Oprócz wiadomości o śmiertelnej chorobie, chociaż, ja wiem? W takiej sytuacji, jak moja, to chyba byłoby mi wszystko jedno – mruknął w końcu.
- Daj spokój! Wypluj te słowa! – skarciła oburzona matka.
- No co? Tak, czy inaczej, już mam zszarganą opinię. Nie po to pracowałem na nią 30 lat, żeby teraz musieć składać wszystko od nowa…
- Całe życie przed tobą, zdążysz jeszcze wszystko odbudować.
- Zależy, czy mi się jeszcze chce – mruknął tak ponuro, że Hannę jak zwykle przeszły ciarki. W takim wypadku tym bardziej nie może mu powiedzieć, co wie.
- Niebawem stąd wyjdziesz, oczyszczą cię z zarzutów… nie martw się, po burzy zawsze przecież wychodzi słońce – pocieszyła z nieśmiałym uśmiechem, gdyż jak zwykle miał taki wyraz twarzy, iż odczuwała przed nim paraliżujący respekt.
- Pytanie tylko, czy będę miał do czego wracać… Z Tanją bez zmian?
    Niedobrze, wszedł na „niebezpieczny” temat.
- Chyba tak, nie widziałam się z nią ostatnio – odchrząknęła, nerwowo rozglądając się wokoło.
- No i sama powiedz: po co mam się starać, jak i tak zawsze dostaję w tyłek? Na co mi były te dwa lata błagania jej o zaufanie? – prychnął zrezygnowany, co bardzo zdziwiło kobietę, gdyż dotąd nie był skłonny się jej zwierzać, ale może to stąd, że ciągle przebywał sam, więc siłą rzeczy potrzebował się wreszcie do kogoś wygadać?
- Znajdziesz jeszcze kogoś. Tanja od początku nie była tego warta, wiesz w końcu, jak to z nią jest… chyba nigdy nie wyleczy się z tych swoich obaw – poklepała go po wierzchu dłoni.
- O nie, nie! – zaśmiał się kpiąco – żadnej! Nigdy więcej! Najlepiej będzie, jak wreszcie zostanę szlajającym się po babach szmaciarzem, albo żulem. Rodzina to najwyraźniej coś, co odgrodziło się ode mnie tak grubym murem, że prędzej rozwalę sobie łeb, nim go przebiję… co ja mówię? Ja już mam rozwalony łeb!
- Co ty opowiadasz? – rozmówczyni niewiele brakowało, by parsknąć śmiechem na takie „rewelacje”, bowiem w jej oczach wykładał, niczym dziecko na etapie szkoły podstawowej – warto próbować. Wiem, że już sporo się natrudziłeś, żeby wreszcie znaleźć tą odpowiednią kobietę, ale w końcu jakaś się na pewno znajdzie. Tylko nie może mieć za sobą takich przejść, jak Tanja – dodała pocieszająco.
- Ty coś o niej jednak wiesz – zmrużył podejrzliwie oczy – co ci powiedziała?
- Nic, naprawdę z nią nie rozmawiałam, odkąd oddałam jej wtedy list. Pierwszy, jaki do niej napisałeś – nerwowo poruszyła się na krześle, a jej twarz znowu przybrała ten nieznośny wyraz. O nie, nie oszuka go: wszak, jeśli o kłamstwo chodziło byli tacy sami.
- Mów śmiało, już coś powiedziałem na ten temat – drążył więc, na co Lehtinen próbowała się jeszcze wzbraniać, aż wreszcie doszła do wniosku, że przecież, gdy stąd wyjdzie, i tak pójdzie do Tanji. Teraz tak mówi, ale gdy przeszkoda w postaci murów więzienia zniknie, odżyje w nim chęć powrotu do dawnego życia, i to życia u boku tejże dziewczyny, ale co wówczas zastanie? Lepiej więc, by dowiedział się teraz, aniżeli miał mieć potem do niej pretensje, że mu nie powiedziała, chociaż wiedziała – widzi przecież po niej.  
    W takim razie zebrała się na odwagę i wyrzuciła z siebie nieśmiałym tonem:
- Aleksi… Tanja i ten Eino, to jednak potwierdzone, są parą – uniosła na niego wzrok: zbladł, niczym kreda, ale mimo to parsknął śmiechem.
- Bzdura! Jak gdzieś razem wyskoczyli, to nie znaczy od razu, że…!
- Tahti widziała, jak się obejmowali. Nawet się z nimi przywitała, także nie może być mowy o pomyłce – mimo że żal ściskał jej serce, musiała całkowicie zabić w nim nadzieję.
    Natychmiast spoważniał i bezsilnie padł na oparcie krzesła. Zapadła głucha cisza, którą bała się przerwać, zaś on pragnął przedłużyć. Wpatrywał się tępo w blat stołu, a Lehtinen łajała się w duchu za to, że mu powiedziała. Po co zrobiła to teraz, gdy ogarnęło go zniechęcenie? Tam, na zewnątrz, miałby o wiele więcej sił, by zmierzyć się z ową zniewagą! A tak dodała jeszcze jeden cios do długiej listy razów od losu.
- Powiedz mi teraz: na co mi to zasrane życie, skoro nic mi nie wychodzi? – odezwał się wreszcie cierpkim głosem, po czym zerwał z miejsca i szybkim krokiem opuścił salę.  
    Hanna bezsilnie jęknęła. Wspaniale, teraz zapewne się na nią obrazi i tym samym jej starania o zbliżenie się do niego zostaną zaprzepaszczone! „Przeklęta” Tanja! Gdyby go wspierała, dodawała mu otuchy, zamiast…! By ją wszyscy diabli!
    W jakiś czas potem do celi zajrzał Niklas, lecz nigdzie nie mógł dojrzeć osadzonego, toteż wszedł do środka. Aleksego istotnie nie było w polu widzenia… skierował się więc do „przedsionka”, oddzielonego na potrzeby toalety i zastał go, zasiadającego na podłodze. Opierał ramiona na kolanach, wcale nie mając zamiaru się przed nim zasłaniać, mimo że po policzkach spływały mu łzy.
- Co ty? Weź się w garść, faceci nie płaczą! – zaśmiał się, podchodząc bliżej, ale nie odpowiedział mu ani słowem – co się stało? Co ci powiedziała ta kobieta? Coś nie tak w twojej sprawie? – zagadnął już na poważnie.
- Mam to gdzieś. Mogę tu nawet zgnić, czy tam w Helsinkach – odrzekł obojętnie.
- To co jest? Ktoś… umarł?
- Taa… moja „kochana” dziewczyna.
- O kurde… to przykro mi. Kondolencje, stary – przykucnął i klepnął go współczująco w ramię.
- Umarła dla mnie, by pofrunąć do innego…
- Jak to? To jednak nie…? No nie mów, że cię zdradziła? – bąknął skołowany.
- Już drugi raz! Tak mnie „kochają”! By je wszystkie szlag trafił! – wściekle uderzył pięścią w kolano, a twarz wykrzywił nowy grymas.
- Wyrazy współczucia… ale nie ma co się łamać, nie warto. One już takie są. Mnie, co prawda, nic takiego nie spotkało, ale mam kumpla, którego jedna też tak wyrolowała. Tym bardziej, jak się jest z dala, prędko przenoszą te swoje „romantyczne” uczucia na innych gachów. Ale wyjdziesz stąd, bo na pewno tak będzie, i jeszcze jej pokażesz! Znajdziesz sobie ekstra laskę, dużo lepszą od niej i… - próbował pocieszyć, lecz skutek był odwrotny do zamierzonego: Aleksi rozpłakał się na nowo, tym razem chowając głowę w ramionach, toteż Niklas zrozumiał wreszcie, że chyba, póki co, powinien zostawić go samego. Z tak „przyjemną” wieścią najlepiej oswoić się w samotności.  
    Wycofał się więc, obiecując sobie, że wróci za jakieś pół godziny, by sprawdzić, czy u niego wszystko w porządku – przynajmniej, jeśli o zdrowie chodziło, bo cała reszta, siłą rzeczy, nie mogła się układać, jak należy.
    Głowa pękała z bólu, a duch był już zmęczony roztrząsaniem, dlaczego Tanja tak się zachowała, czemu wybrała akurat Eino, ale nie potrafił przestać o tym rozmyślać. To coraz bardziej raniło jego duszę, przeszywało na wskroś. Przypominało o przeszłości i nakazywało żałować całego tego czasu, który jej poświęcił. Tego, że oparł się Raikinen, choć mógł pójść na łatwiznę – tak, teraz zdrowy rozsądek nie był w stanie się przebić, by przypomnieć mu, iż owa kobieta z pewnością miała problemy psychiczne, więc i romans z nią mógłby się zakończyć równie tragicznie.  
    Żałował, że zainteresował się przed dwoma laty sprawą Tanji, że tak mocno pragnął wsadzić tego „wyjca” za kratki, że tak bardzo jej pomagał, chronił i troszczył się o nią. To dzięki niemu mogła teraz pobiec do tego drugiego – to on nauczył ją, że bliska znajomość z mężczyzną nie musi być torturą. Wreszcie, niemalże dla niej zginął, porzucając ukochaną posadę i co za to otrzymał?! Nie, nie pragnął nie wiadomo czego, chciał tylko odrobiny zaufania, wierności! Jeśli on był jej wierny, opierając się szantażystce, to ona była winna mu to samo, a nawet więcej! On jej wierzył, gdy wszyscy zarzucali jej, iż niszczy Ranielliemu karierę, sprowokowała go! I co? Ona jemu nie uwierzyła, wręcz zamieniła na innego!  
    Gdyby wiedział, przenigdy nie obdarzyłby tego „zdrajcy” zaufaniem i przyjaźnią! Już teraz wiedział, że nie może na niego liczyć, bo po co miałby zeznawać na jego korzyść, skoro to oznaczałoby wypuszczenie go z więzienia, a więc zakłócenie spokoju w ich nowo powstałym związku. A niech się udławią swoim szczęściem, budowanym na wysiłkach i dobrej woli innych! Nie, nigdy więcej nie będzie tym, który przeciera szlaki, który stara się, by innym żyło się lepiej, bo jedyne, co za to otrzymuje, to same kopniaki.  
    Gdyby wówczas nie uznał Enni za „niedojrzałego roztrzepańca” może wszystko potoczyłoby się inaczej? Przecież ona mu wierzyła, wspierała go. Cóż z tego, że tak diametralnie różnili się charakterami? Być może takiej właśnie kobiety potrzebował, nie zaś zlęknionej, zahukanej Tanji, która po tym, jak rozkwitła, niczym piękny motyl, uciekła spod czujnych rąk swego opiekuna? Nie, nie może jej życzyć szczęścia i wszystkiego dobrego, nawet, jeśli mawia się, że jeśli kogoś kochasz, musisz to robić. Nie, przynajmniej nie teraz. Miotała nim zbyt duża złość i rozczarowanie, by jeszcze bić ukłony dla jej zdradzieckiej natury!  
    Ból głowy nasilił się do tego stopnia, że ogarnęły go mdłości. A może tak naprawdę niedobrze robiło mu się na myśl o tym, jak podle postąpiła ta niewinna panna Venerinen, która obiecała mu kiedyś, że nie opuści go, nawet jeśli zrobią to wszyscy wokół niego?  
    Jak niewiele potrzeba, by złamać człowieka – i zazwyczaj, bez cienia litości, czyni tak bliźni.

    Rozdział 17

    Tanja szybko zapomniała o dręczących ją wątpliwościach dzięki całodziennym zajęciom na uniwersytecie i towarzystwu Eina – za co pani Krystyna była mu niezmiernie wdzięczna, mimo iż wciąż miała to samo zdanie, co do „adoratorów” córki.
    Ochłonąwszy (a przynajmniej trochę), Aleksi napisał do Tanji ostatni list i nie czekając na posłannictwo Hanny, wysłał go bezpośrednio z aresztu. Dokonawszy owej czynności bez reszty oddał się apatii, jaka towarzyszyła mu przy okazji każdego zawodu, którego doznał w życiu. Większość czasu spędzał w celi, przelewając swoje myśli na papier, to znów śpiąc, czy wpatrując się bezwiednie w sufit.  
    Niko był bardzo niezadowolony z owej izolacji, bowiem współwięźniowie co rusz wypytywali go o „recydywistę”, lecz ten właściwie nie pojawiał się na „spacerniaku”, czy w innych częściach więzienia. Ba, „perfidnie” uciekał przed jakimkolwiek towarzystwem.  
    „Paker-prześladowca” był równie zawiedziony, gdyż już dawno nikomu porządnie nie dokuczył…  
    Okazja nadarzyła się jednak w pewne deszczowe, czwartkowe popołudnie, gdy Aleksi udał się w miejsce, nazywane tutaj „biblioteką” – wszak, można tam było wypożyczyć lekturę. Niechęć do życia sprawiła, że postanowił przenieść się do innego, fikcyjnego świata, niekoniecznie z dobrym zakończeniem – tak, teraz z o wiele większą chęcią patrzył na niepowodzenia innych, bo przynajmniej nie był w tym osamotniony.  
    Wtem doszła go zaczepka z dobrze mu znanego źródła:
- Co jest? Pana glinę tchórz obleciał? A może wstyd ci, żeś pofrunął, niczym wytworna panienka?
    Odwrócił się w stronę „pakera” ze swą „słynną” miną, która tak bardzo przerażała postronnych. „Koleś” trafił dobrze, jeśli miał ochotę na bójkę, bowiem tego dnia miał wyjątkowo zły humor, więc chętnie się w nią wda, o ile ten nie postanowi się „zamknąć”. Przed laty obcowanie z przestępcami nauczyło go jednak, iż najpierw należy się o tym upewnić, miast od razu atakować, toteż przemilczał odpowiedź. „Recydywista” zrobił krok ku niemu, mierząc z przyjętą u siebie pogardą – Pytałem o… - nie zdążył jednak dokończyć, gdyż silne pchnięcie powaliło go na ziemię – co jest?! Stawiamy się, policjanciku?! – śpiesznie zaczął zbierać się na nogi, jego twarz była czerwona ze złości.
- To ty czepiasz się od początku, nie wiem, o co! – wybuchł wzburzony Aleksi – chcesz wiedzieć?! Nie, nie jestem gliną, jestem prokuratorem! Dotarło?! PROKURATOREM! I bynajmniej tatko mi tego nie załatwił! Jestem taki, jak ty! O nie, nie dlatego, że się gdzieś włamałem, czy obiłem komuś pysk. Też jestem sierotą, jarzysz?! Podaj adres bidula, w którym się wychowałeś, a powiem, ci gdzie to jest! Znałem dzieciaki prawie ze wszystkich sierocińców w Helsinkach! Ale wiesz, w czym się różnimy? – przykucnął przed prześladowcą, bowiem ten nie zdążył się jeszcze zebrać z podłogi – może i teraz siedzimy tu razem, ale ja, w przeciwieństwie do ciebie, pokazałem tym wszystkim niedowiarkom, że porzucony śmieć może na kogoś wyjść, zamiast szlajać się po więzieniach i do końca życia pozostawać na utrzymaniu państwa! SAM do tego doszedłem i czy stąd wyjdę, czy nie, nikt mi nie odbierze tej satysfakcji! Ale po co ja ci to mówię? Ty nie masz honoru, jesteś skończony! Wolisz, żeby mówiono o tobie „Nie miał go kto wychować na ludzi, żałosny sierota”. Proszę bardzo, powielaj schemat, pozostawiony przez rodziców. Dzięki, ale ja nie skorzystam! – zakończył, nie otrzymawszy w odpowiedzi ani jednego słowa.  
    „Paker” kompletnie zaniemówił, jedynie obserwując go zaskoczonym spojrzeniem. Zwrócił się doń plecami, oczekując odwetu za tak poniżające słowa, lecz „kolo”, stanąwszy na nogi, odszedł w swoją stronę, raz po raz się za nim oglądając.  
    Parsknął pod nosem i, jak gdyby nigdy nic, skierował do „biblioteki”.
  
***

    Tero bardzo intensywnie badał przeszłość Raikinen pod okiem Hanny (która nie wierzyła, iż zajmie się tym, jak należy), ale nie znalazł ani jednej wzmianki o tym, jakoby Leena miała w przeszłości procesować się z innymi mężczyznami z powodu molestowania, czy próby gwałtu. Ona nie, lecz jej matka – a i owszem. Co ciekawe, owa sprawa dotyczyła właśnie samej Raikinen – niegdyś Jokinen.
    Gdy Leena miała 9 lat, pani Jokinen wniosła oskarżenie przeciw wujkowi dziewczynki, który miał ją molestować seksualnie. Prasa szeroko rozpisywała się na temat owej sprawy – mężczyzna i jego żona zabierali do siebie małą na wakacje, gdzie od dwóch lat miało dochodzić do owych, jakże bestialskich czynów. Zwyrodnialec został przyłapany na gorącym uczynku przez własną żonę – siostrę Jokinen – i tak wszystko się zaczęło…
    Po zdobyciu tych, być może cennych informacji, adwokat udał się do Tarji, by stworzyć ewentualny portret psychologiczny Leeny Raikinen.
- Całkiem możliwe, że to, co zrobiła Aleksemu, wiąże się z jej przeszłością – myślała psycholog – niektóre z molestowanych dzieci dorastają w przekonaniu, że powinny się zemścić na oprawcy, toteż wyładowują się na innych. Nie wykluczam, że próbowała go wykorzystać, stworzyć sobie z niego zabawkę, co, być może, stosowała już wobec innych mężczyzn, po czym porzucić go, jak śmiecia. Albo od samego początku zaplanowała sobie, że pośle go za kratki. Istnieje też możliwość, iż ma się za tak mało wartościową, że po prostu musi zmieniać mężczyzn, jak rękawiczki, bo jej zdaniem tylko na tyle zasługuje.
- To, w takim razie, po co jej Raikinen? – spytała Hanna, bowiem oczywiście towarzyszyła Tero.
- Być może pełni rolę jej opiekuna – dlatego celowo dzieli ich różnica wieku. Może dla pieniędzy? Nie wiem, o to trzeba byłoby spytać ją, ale posiadanie małżonka to bynajmniej nie przeszkoda do tego, by mieć romans z innymi. Zalecałabym panu, żeby postarał się o jakieś badania psychologiczne dla tej kobiety. Jeśli sędzia i prokurator dowiedzą się, jaką ma za sobą przeszłość, która być może znacząco wpłynęła na jej osobowość, może uwierzą Aleksemu, że było tak, jak on mówi? – podsunęła Tarja, na co Nymanen ochoczo skinął głową.
- Tak zrobię! A jak będzie trzeba, postaram się jeszcze o badanie wykrywaczem kłamstw. Krętaczka musi się w końcu przyznać!
- Proszę nie być takim ostrym, to mimo wszystko kobieta po przejściach.
- Dobre sobie! – prychnęła Hanna – próbuje niszczyć innym życie, to niby jak można ją nazwać?!
- Z naszego punktu widzenia jest potworem, ale z psychologicznego, to zagubione dziecko, które usiłuje się jakoś odegrać na złym wujku – odparła psycholog.
- Jeszcze nie wiadomo, czemu to robi – mruknęła chłodno.
- Tak, czy inaczej, normalne to to nie jest, prawda?
    Pomimo drobnej wymiany zdań, Hanna była bardzo uradowana faktem, że w sprawie syna coś wreszcie ruszyło ku dobremu. Toteż ze szczegółami opowiedziała mu o wszystkim, czego dowiedziała się zarówno od Tero, jak i Tarji, lecz Aleksi słuchał bez większego entuzjazmu – o ile w ogóle słuchał. „Jeździł” tylko palcem po blacie, ani słowem nie rzuciwszy, iż to wspaniale, że być może wkrótce stąd wyjdzie, odzyska dobre imię…
- Źle wyglądasz – westchnęła w końcu – schudłeś i sprawiasz wrażenie bardzo zmęczonego…
- Ona nie ma z tym nic wspólnego. Mam gdzieś, co tam sobie robi – burknął dumnie, nim ta zdążyła dokończyć zdanie.
- Nie o to mi chodzi… może coś ci dolega? – spytała nieśmiało.
- Może? – wzruszył ramionami, po czym rozejrzał się na boki i przysunął bliżej, kontynuując ściszonym głosem – potrzebuję tabletek przeciwbólowych, a tu mi nie chcą dać więcej, niż dwie. To za mało, muszę mieć więcej, przyniosłabyś mi następnym razem?
- Po co ci…? – wykrztusiła wystraszona.
- Nie ćpam, nie bój się. Od zwykłego prochu się przecież nie uzależnię. Miewam bardzo silne bóle głowy, nie obejdę się bez tabletek – popatrzył jej w oczy tak „rozkazująco”, że aż przeszły ją ciarki.
- Może lepiej idź z tym do lekarza? On lepiej wie, co…
- Po co? Nie mam ochoty na wyszukiwanie mi jakichś chorób! Najwyżej po prostu zdechnę i już.
- Ale ty głupoty pleciesz! Zdrowie trzeba ratować, przecież ci powiedziałam, że stąd niedługo wyjdziesz, więc…
- No i co z tego?! – syknął podenerwowanym tonem – nie mam tam niczego, tu przynajmniej nie muszę gotować i płacić rachunków. Jak dla mnie, mogę tu zostać do końca życia! Kto wie, może i już niedługiego?
- To jej wina! Zanim ci powiedziałam o tym drugim, inaczej do tego podchodziłeś – jęknęła łamiącym się głosem, na co prychnął z pobłażaniem i zerwał z krzesła, bez słowa kierując się do wyjścia. Jak zwykle trawiła go duma, która nie pozwalała przyznać, iż matka ma rację.  
    Jakiś wewnętrzny, złośliwy głos nakazał jej zostawić tą sprawę – przecież i tak nie podziękuje jej za okazaną mu pomoc, za całe to „śledztwo” i odwiedziny w Vantaa. On jej po prostu nie lubi, jeśli nie gorzej! Poza tym, i tak mu wszystko jedno, gdzie jest. Któż może to wiedzieć, a nuż w istocie zapadł na jakąś śmiertelną chorobę, która…? – Nie! – zawołała w głos, potrząsając przy tym głową.  
    Szczęściem, strażnik stał odwrócony tyłem, toteż nie miał pojęcia, kto też wydał z siebie dźwięk, kierowany do przysłowiowej ściany. Co prawda, pozostali, znajdujący się na sali, spojrzeli w jej kierunku, lecz ona nawet ich nie zauważyła, gdyż znowu pogrążyła się w zamyśleniu, powoli szykując do wyjścia.  
    Nie, jest mu to winna – jeśli nie, jako matka, której obowiązkiem jest pomagać dzieciom i trwać przy nich do samego końca, to jako ta, która uczyniła jego życie trudnym. Ta, która sprawiła, że nie układało mu się z kobietami oraz innymi ludźmi.  
    Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, iż powiedziała mu o „niewdzięcznej” pannie Venerinen, bowiem zdawało się, że tylko ona trzymała go przy nadziei – wierzył, że po wyjściu stąd padnie przed nim na kolana i będzie błagać o wybaczenie, a tymczasem…  
    Otrząsnęła się i spoglądając po zebranych, wreszcie udała do wyjścia, zastanawiając przy tym, jak mogłaby zmusić syna do zrobienia sobie niezbędnych badań.

***

    Paavo, czyli tak zwany „żółtodziób” – „następca” Aleksego, był bardzo niezadowolony, gdyż zdawało mu się, że to jemu przypadło w udziale „posadzenie prokuratora-wyrzutka”, lecz oto pojawiły się „niepożądane” dowody… Najpierw nagranie z monitoringu: Leena koślawo tłumaczyła, że to oczywiście Kietala ją tam zwabił, ale taśmy pokazywały co innego. Ponadto podejrzany miał na swoją obronę sms’a, jakiego dostał rzekomo od Raikinena, a o którym ten nie miał bladego pojęcia i w konsekwencji oczywiście nigdy nie wysłał. Ba, w „wysłanych” takowy nawet nie istniał!  
    Teraz zaś na jaw wyszła przeszłość Leeny, która zmusiła prokuratora do wyrażenia zgody, iż w takim przypadku badanie pod kątem zmian osobowości jest niezbędne. Raikinen kategorycznie się jednak wypierała, twierdząc, że wydarzenia sprzed tylu lat nie mają żadnego związku z obecną sprawą (no, chyba, że w ten sposób, iż zachęcona przykładem matki i teraz postanowiła donieść – na Kietalę). „Młody” zdawał sobie jednak sprawę z tego, że były kolega zasługuje na sprawiedliwe śledztwo, toteż postarał się o nakaz sądowy i tutaj Raikinen już nie miała nic na swoją obronę…  
    Termin badania psychiatrycznego został wyznaczony na 10-tego listopada.  
    W powietrzu zaczęła „unosić się” nadchodząca zima. Temperatury znacznie spadły, przez co Jyrki zrezygnował ze swego „śledztwa”, gdyż okropnie marzł pod szkołą, a i tak nadaremno! Ale… do czasu.  
    Tego, jakże chłodnego dnia, wściekły na cały świat robił zakupy w jednym z helsińskich supermarketów (czekała go bowiem próba przed występem, a ponieważ ostatnio wiele ich zawalił z powodu nieudanej „inwigilacji”, dochodziło pomiędzy nim, a Jannem do ostrych kłótni. Spodziewał się takiej i dzisiaj, stąd jego zły humor). Wtem do regału, przy którym akurat stał, podbiegła niby znajoma mu dziewczynka… Jakże mógłby jej nie rozpoznać, skoro przez wiele dni obserwował pod szkołą podstawową? Mała zmierzyła go w taki sposób, jakby również kojarzyła go spod owej placówki i jak gdyby nigdy nic, pobiegła ku reszcie: to jest siostrze, owej kobiecie, która je odbierała, oraz… Jariemu.  
    Serce w piersi Jyrkiego zabiło niespokojnie. To jest dobry moment! Sięgnął drżącą ręką po telefon i chowając się za regałem, zaczął filmować scenkę z „typowego” życia rodzinnego: dziewczynka wrzuciła coś do koszyka, na co matka pokręciła głową. Dziecko zaczęło protestować.
- Słyszałaś, co powiedziała mama. Nie mamy na tyle pieniędzy – skarcił Jari.
- Ale ty nam zawsze coś kupujesz! – skarżyła się mała.
- Tatuś nie wziął dzisiaj portfela – pogłaskał córkę po głowie.  
    Na usta Jyrkiego wystąpił triumfalny uśmiech. Wiedział, wiedział od początku! „Ale jeszcze troszkę, pogrąż się bardziej…”
- Ty już nic nam nie dajesz, ani nigdzie nie zabierasz! – ciągnęła dziewczynka.
- Co prawda, to prawda. Ostatnio w ogóle nie masz dla nich czasu, weź je chociaż na spacer – wtórowała jej kobieta.
- Dobra, obiecuję, że w tą niedzielę pójdziemy zobaczyć morze. Co wy na to? – przewrócił oczyma, zwracając się do córeczek, na co te zawołały chórkiem, iż nie mogą się doczekać. Mężczyzna następnie objął towarzyszkę w pasie i tak ułagodzona rodzina podążyła w głąb sklepu…  
    Jyrkiemu nie trzeba było więcej dowodów! Ostrożnie wcisnął „stop”, byleby tylko przypadkiem nie usunąć nagrania, po czym… stanął bezradnie, sam nie wiedząc, co robić. Dokończyć te „głupie” zakupy, czy natychmiast biec do Kaari, by jej o wszystkim powiedzieć? O nie, nie mógł pozwolić na to, by była dłużej oszukiwana… to znaczy, by sądziła, że to ona ma rację! „Chrzanić” zakupy, to koleżanka jest teraz ważniejsza!  
    Pozostawił więc zapełniony produktami koszyk nieopodal kas i wybiegł ze sklepu, niczym szalony, byleby tylko Jari go nie zauważył.  
    Pomimo przejmującego zimna, Aleksi spacerował po „zewnętrznym” terenie więzienia, w grubej bluzie z kapturem oraz rękoma zanurzonymi w kieszeniach. W ten sposób usiłował rozładować napięcie – lekarz nie zgodził się na podanie mu poprzez strażnika kolejnej „porcji” tabletek, toteż czekała go długa, przepełniona bólem noc.  
    Hanna aż dotąd nie spełniła jego prośby. Śmieszne, zapewne boi się, że tak naprawdę „ćpa owe prochy”… albo w ten sposób usiłuje zmusić go do wizyty u lekarza. Tylko czego ten może dokonać w takim miejscu? Należałoby zrobić specjalistyczne badania, a więc przewieźć go do szpitala – ale w tym celu trzeba by prosić prokuratora o zgodę na takowy zabieg, a on nie ma zamiaru błagać O COKOLWIEK tego „żółtodzióba”…
- Ej, ty! – wtem rozmyślania przerwał okrzyk jednego z osadzonych. Obejrzał się do tyłu, uchylając nieco kaptura: nie, to nie był „słynny paker”, ale równie tęgi mężczyzna, z krótko przystrzyżoną fryzurą. Nie sprawiał jednak wrażenia groźnego, ani też towarzyszący mu koledzy – kilku więźniów w przedziale od 20-stu kilku do 30-stu lat – słyszeliśmy co nieco o tobie. Pan prokurator, tak? – zagaił „dowódca”, czyli ten „z włosem na jeżyka”.  
    Na owe słowa Aleksi nerwowo wywrócił oczami. Miał już serdecznie dość tych wszystkich pytań, podejrzeń i rad Niklasa. Nie znaczyło to jednocześnie, iż ma zamiar spowiadać się przed całym Vantaa – już nie. W takim więc razie odwrócił się bez słowa i kontynuował spacer, gdy wtem poczuł, że współwięźniowie chwytają go z obu stron pod ramiona. Nim zdążył zawołać, o co właściwie chodzi, przed niego znowu wyszedł kolega-„jeżyk” – Strasznie niewychowany, jak na prokuratorka! – prychnął ironicznie.
- Rzygam już tymi waszymi pytaniami – burknął w odpowiedzi. Natychmiast otrzymał cios w twarz, potem w brzuch, chyba znowu w szczękę… dalej już nie liczył, ani też nie próbował się wyrywać, gdyż uścisk był zbyt mocny. To właśnie po to go zaczepili: by „wtłuc mu” za wykonywaną do niedawna profesję. Był wściekły – sami chcieli znaleźć się tutaj, pokazali to przecież poprzez swój występek, więc dlaczego mszczą się na tych, którzy mieli za zadanie bronić porządku? Zresztą teraz był jakby jednym z nich, więc za co to?! I gdzie, do diaska, podziali się strażnicy?!
- Puśćcie go! – wtem w grupkę wmieszał się… „paker-prześladowca” – zostawcie, mówię coś! – mężczyzna odepchnął „dowódcę” brutali jednym, zdecydowanym ruchem, a następnie zabrał się za pozostałych – odbiło wam?! Chcecie dostać karę?! – wrzasnął po „bandziorach”.
- Dostał tylko to, na co zasłużył! – warknął wzburzony „jeżyk”.
- Spadaj stąd, nim klawisze cię dorwą! Już, jazda stąd! – wycelował palcem w budynek, na co „kompani w niedoli”, choć niechętnie, rzucili się we wskazanym kierunku. Tym prędzej, im bliżej był jeden ze strażników, który wreszcie raczył się pojawić – cały jesteś? – „paker” zwrócił się teraz do Aleksego, na co ten bez słowa padł na ziemię, trzymając się za brzuch. „Wybawca” zerwał się na nogi i z daleka zawiadomił „klawiszy” o zaistniałym zajściu, nie wyjawiając jednak, kim byli napastnicy.
    Kaari beznamiętnie wpatrywała się w ekran telewizora, Juha ziewał, a Krystyna szykowała w kuchni jakąś przekąskę. Tanji nie było, gdyż zapewne udała się gdzieś na miasto po zajęciach. Starsza siostra nie mogła pojąć, jak bardzo się zmieniła… czy raczej, po części wróciła do dawnego życia – sprzed afery ze „świrem” Ranielli. Ale tylko po części, bowiem wówczas udawała się na randki, bądź gdzieś z Enni, a teraz rzekomo „tylko” przyjaźniła się z Eino… dziwne.  
    Wtem zabrzęczała leżąca na stoliku naprzeciwko komórka. Sms był od Jyrkiego, co było tym dziwniejsze, aniżeli zachowanie Tanji, gdyż już dawno go nie widziała, ani tym bardziej o nim nie słyszała. Prosił, czy raczej informował ją, że jest na dole i by do niego prędko zeszła.  
    Skrzywiła się z niesmakiem. O co mu znowu chodzi?! Jak o wyjście na… randkę, to jest w grubym błędzie, jeśli…! Tak, czy inaczej, to dobra okazja, by zbesztać go za nachodzenie.  
    Tak więc, po upływie jakichś pięciu minut, podczas których pani Krysia oczywiście wypytała ją, dokąd idzie o tej porze, Kaari znalazła się na dole. Jyrki kręcił się nieopodal, jak zwykle ubrany na czarno i nieogolony… Gdy tylko ją dojrzał, od razu popędził ku niej z wyciągniętym ramieniem. W ręku ściskał swój telefon.
- A nie mówiłem? Teraz mam dowód! – zawołał niezrozumiale.
- Cześć, tak w ogóle. Zwariowałeś wreszcie, czy jak? – mruknęła z dystansem, gdyż kolega zachowywał się bardzo dziwnie…
- To ostatni raz. Obiecuję, że więcej nie będę ci truł, tylko to obejrzyj – stanął naprzeciwko, wystawiając doń dłoń z komórką.
- No nie… znowu zaczynasz?! – zdenerwowała się od razu.
- To bardzo ważne, na serio! Zobacz ten filmik! – upierał się przy swoim.
- Ty jesteś nienormalny! Ile razy mam ci mówić, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia?! To jeszcze mnie w domu nachodzi, no nie! Dość tego, zmywaj się stąd w tej chwili, albo zadzwonię na policję i oskarżę o nachodzenie! – wycelowała palec przed siebie, po czym zawróciła i szybkim krokiem ruszyła do budynku.  
    Zdesperowany Jyrki wcisnął „play”, dzięki czemu do uszu dziewczyny, czy tego chciała, czy nie, dotarły głosy, z których jeden był bardzo znajomy… Nie minęła minuta, a już stała przy nim, uważnie wpatrując się w wyświetlacz aparatu.
- Mówiłem ci, że to jego dzieci. Przychodzi po nie do szkoły, albo ta babka. To na pewno jego żona, na paluchu znowu miał złote kółeczko, uważnie patrzyłem. Tutaj tego, co prawda, nie widać… ale musisz wierzyć mi na słowo – tłumaczył cierpliwie muzyk. Towarzyszka jednak w ogóle się nie odzywała, raz po raz włączając filmik od nowa, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie widzi – nie, żebym zrobił to specjalnie… facet wydał mi się po prostu podejrzany, więc postanowiłem go prześwietlić. Jeśli chodzi o uczciwość, żaden ze mnie as, ale po co gościu ma mieć dwie babki, skoro ja nie mam żadnej? – ciągnął nieudolnie, „idiotycznie” przy tym żartując, aż Kaari wreszcie oddała mu własność – i co ty na to? – popatrzył niepewnie, mimo wszystko obawiając się, że koleżanka znowu zarzuci mu „mataczenie” w jej stosunkach z Jarim.
- A co niby? Miałeś rację, pewnie się cieszysz – mruknęła bez wyrazu.
- Skąd, już ci przecież powiedziałem… - nie zdążył dokończyć, gdyż pędem rzuciła się przed siebie i jeszcze szybciej zniknęła w budynku – uwierzyła mi! – zawołał do siebie triumfalnie, lecz zaraz potem spojrzał w górę, gdzie prawdopodobnie znajdowały się okna od mieszkania Venerinenów.  
    I co teraz? Dobrze, dopiął swego, a i owszem. Tyle, że Kaari wcale nie musi mu być za to wdzięczna, wszak zepsuł jej idyllę. Niektóre kobiety już tak mają, że wolą być tymi drugimi, ale jednak być z tym kimś. A nuż panna Venerinen do nich należy…? Nie, wówczas nie zareagowałaby w taki sposób.  
    Aleksi nie wrócił do swojej celi – pozostał na obserwacji w „szpitalu więziennym”. Lekarz, co prawda, nie dopatrzył się niczego poważnego, ale nigdy nie wiadomo. Pacjentowi było wszystko jedno, gdzie też będzie przebywał, toteż przyjął wiadomość o „hospitalizacji” bez żadnych protestów.  
    Gdy tylko Niko dowiedział się o pobiciu, czym prędzej znalazł się w owym miejscu, by odwiedzić kolegę.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś prokuratorem? Stawiałem na recydywę! – wyrzucał oburzony.
- Żeby nie było tak, jak teraz – popatrzył nań wymownie.
- Ja nic nikomu nie mówiłem – zaparł się rękoma – przecież nie wiedziałem, kim jesteś!
- Taa, a kto mi polecał klientów?
- Skoro cię przed nimi pochwaliłem, to też chcieli pomocy. Ja na serio nie chciałem źle!
- Dobra, dobra… - machnął od niechcenia ręką – siedzę tu niewinnie, a zawodu nie wykonuję od kilku miesięcy – dodał, niewątpliwie uprzedzając następne pytanie Nika. Mężczyzna zaczął więc poszukiwać w umyśle innych tematów, jakie mógłby teraz poruszyć, gdy wtem za jego plecami stanął „paker-obrońca”. Aleksi od razu utkwił w nim zaskoczony, acz i niechętny wzrok.
- Muszę z nim pogadać – „koleś” zwrócił się do Nika, toteż ten prędko zwolnił miejsce i żegnając się z typowym dla siebie zapałem, popędził w głąb korytarza.  
    Tymczasem Aleksi parsknął śmiechem. Był przekonany, że to ów recydywista nasłał na niego kolegów.  
    „Paker” zasiadł na miejscu poprzednika – Po pierwsze, nie mam z tym nic wspólnego. No… po części, bo szczerze mówiąc, wygadałem się do nich z tym, co mi powiedziałeś – zaczął z wyraźnym zakłopotaniem – ale nie miałem pojęcia, że ci wtłuką – rozmówca milczał, jedynie uśmiechając się pod nosem – na serio wychowywałeś się w sierocińcu? – popatrzył zaciekawiony.
- Już swoje powiedziałem. Łatwo nie było, ale kto powiedział, że życie jest proste nawet dla tych samodzielnych?
- Jak ty to zrobiłeś? Jak udało ci się uniknąć tego wszystkiego? W mojej grupie właściwie wszyscy byli nastawieni na kompletny brak zasad, buntowaliśmy się – przyznał recydywista.
- Wcześnie założyłem sobie cel, do którego uparcie dążyłem. Po drodze trochę przez to straciłem, ale po czasie okazało się, że nie było czego żałować… Zresztą nie wiem, może taki już się urodziłem? Sierota nie tylko, jeśli chodzi o więzy rodzinne, ale i życiowa – prychnął z niesmakiem, zapominając, że oto ma przecież przed sobą „wroga”.
- Chrzanisz, człowieku! – skrzywił się – mimo wszystko zawsze masz otwartą furtkę, papierki wyższej uczelni. A ja? Zawsze będę kojarzony tylko z pudłem. Wiesz, ile mam lat? 20-cia pięć, a resocjalizują mnie, jak to oni uwielbiają chrzanić, od kiedy skończyłem 15-cie.
- Twój wybór, zawsze możesz coś zmienić – wzruszył ramionami.
- Tak w ogóle, to Eicca jestem – wystawił doń dłoń, na co Aleksi odpowiedział tym samym, gdyż mimo wszystko nie należał do tych, co to lubią się mścić – przepraszam, że tak wyszło, ale z chłopakami z celi weszliśmy na tematy, jak to się mówi, życiowe, i niechcący wygadałem się, że czasami chciałbym wyrobić się, jak chociażby ten prokurator, co też tutaj siedzi… wyśmiali mnie, a potem oczywiście pociągnęli za język – wyjaśnił pokornie, acz z pokaźną nutką zażenowania, iż w ogóle mówi takie rzeczy do drugiego „faceta”.  
    Owe słowa nie sprawiły, że Aleksi wybaczył mu od razu, bowiem rany – zarówno te fizyczne, jak i psychiczne – bolały zbyt mocno, lecz, pomimo tego, wdał się z nim w pogawędkę na temat życia w „bidulu”, co jeszcze mocniej ugruntowało szacunek Eicci, jaki zaczął do niego żywić. „Pakerowi” zdawało się wszakże, iż jeśli nie stoi nad nami „zrzędzący” rodzic, który nakazuje nam wybrać taką, czy inną drogę, zawsze musi się to skończyć nieciekawie.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7845 słów i 44529 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Freya

    Przyszła mi do głowy pewna kwestia merytoryczna, dotycząca osób "zatrzymanych" w "areszcie śledczym". Piszesz o realiach Skanii, a nie naszych, bo tutaj to w "więźniu" Al, mógłby sobie co najwyżej pomarzyć o sali ćwiczeń, jak również wielu innych sprawach. Areszt śledczy, to nie jest więzienie i raczej, nie miałby tak swobodnych kontaktów z innymi, a już szczególnie ze "skazanymi". To tak dla twojej wiedzy :ninja: Twgl. to nieźle broisz, jeszcze przydałoby się, żeby "Paker" okazał się bratem Ala. O... i nie podałaś nazwiska mojej ulubionej "aktorki", czyli Enni :sad: w ogóle mało ją widać :beek:

    8 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Freya w Finii są właśnie takie warunki w kiciach, nawet takim areszcie. tam mają fisia na punkcie przestrzegania praw człowieka ;) co do reszty, to i owszem, na pewno są byki, bo tam przecież nie byłam, ale nim coś napiszę, staram się zasięgnąć jak najwięcej informacji. heh, nie no z pakerem raczej nie ma takich powiązań ;P a nazwisko Enni padło gdzieś pod koniec "She's...", bodajże Kantaa jeśli dobrze pamiętam ;)

    8 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Freya ale w sumie mogłam za mało ich znaleźć :/ w takim wypadku musiałabym wyrzucić całą historię do kosza... dało mi to do myślenia... nie lubię w swoich historiach rażących błędów (i dlatego min. długo się wahałam czy aby co w ogóle opublikować) :(

    8 gru 2016

  • Użytkownik Freya

    @nutty25 moja uwaga, była tylko przypuszczeniem i nawet gdyby była celna, to i tak, nie ma radykalnego wpływu na fabułę. Może sprecyzuję o co kaman. Al jest "oskarżony" (nie jest skazany, tylko prowadzi się przeciwko niemu śledztwo), a więc nie powinien przebywać razem ze "skazanymi" w więzieniu. Tzn. być razem z nimi; siłownia, stołówka, spacerniak, świetlica i teges, bo tym samym, byłby traktowany jak "skazany wyrokiem", a on nie jest. l też nie wiem jak jest naprawdę, tylko biorę poprawkę, na ich szczególny aspekt postrzegania praw obywatelskich.  :wstydnis:

    8 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Freya tak, wiem. rozumiem, ale jestem straszliwą profesjonalistką i teraz muszę to dogłębniej zbadać i jak się okaże wręcz przeciwnie pewnie będę to przerabiać od nowa... taka moja wada ;)

    8 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Freya o matko, przekopałam pół neta i znalazłam, że w Finii tak wygląda areszt, ten tymczasowy też - dużo swobody, praca itd. te ich prawa człowieka :P więc nie muszę poprawiać ;)

    8 gru 2016

  • Użytkownik Freya

    @nutty25 łał, że ci się chciało, tzn. że ty nie jesteś prof. tylko pedantką i masz wąchawkę, znaczy czuja. :paluchem:

    8 gru 2016

  • Użytkownik Wiktor

    Witaj. Też czytam. Ale  te nazwiska?. Czasami nie wiem o kogo chodzi, ale opowiadanie bardzo się podoba. Czekam na next. Pozdrawiam Wiktor

    7 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Wiktor witam i bardzo mi miło :) stosuję nazwiska jako zamienniki, żeby się nie powtarzać ;) to tak w skrócie, jak wiadomo Aleks ma nazwisko Kietala, Tanja i jej rodzina jak wiadomo Venerinen, adwokat Aleksa to Tero Nymanen, Eino ma na nazwisko Kuokkanen, matka Aleksa to Hanna Lehtinen, a Leena Raikinen. chyba tyle, o ile o kimś nie zapomniałam... uff faktycznie skomplikowanie to wszystko wygląda, ale tak jak pisałam, nie chciałam się powtarzać ;)  

    również pozdrawiam :) ;)

    7 gru 2016

  • Użytkownik Wiktor

    @nutty25 Dzięki za wyjaśnienie. Żeby jeszcze wymówić je było można?.  Ech skandynawia. Jednym słowem ciekawe opowiadanie

    8 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Wiktor ;)

    8 gru 2016

  • Użytkownik Beno1

    znajdź mu jakąś fajną babkę jak wyjdzie z pierdla  :rotfl:

    7 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Beno1 heh ;)

    7 gru 2016