A rush of blood to the head cz. 8

Rozdział 6

    Nazajutrz, to znaczy w sobotę, Kaari w istocie zawitała do klubu, w jakim grywał Jyrki. Muzyk był akurat w „garderobie”, szykując się do występu, ale i tak nie byłby zadowolony z owego faktu, gdyby wiedział, iż wcale nie przyszła sama…  
    Gdy tylko wraz z Jarim zajęli miejsce na wygodnych sofach, policjant zaczął wypytywać, jak to możliwe, że przyjaźni się z takim człowiekiem, jak Jyrki? „To nie jest żadna przyjaźń!” – padła natychmiastowa odpowiedź. O nie, w żadnym wypadku nie może tak myśleć – wszak, ktoś taki jest nam bliski, a od tego już jeden krok do zakochania. Nowy znajomy gotów więc pomyśleć, że może ją i Jyrkiego coś łączy… a ona go przecież nie znosi!  
    Opowiedziała mu więc całą historię o tym, co spotkało Tanję i w rezultacie czego poznała „dzikusa” (pomijając, rzecz jasna, wątek z Aleksim. Zresztą, owo uczucie i tak teraz nieco przygasło), aż z tego wszystkiego nie zauważyła, że już zaczyna się występ. Zespół wszedł na scenę: Samu poprawiał mikrofon, zaś reszta zajęła miejsca przy sprzęcie. Zdawali sobie sprawę z tego, że nie mogą co tydzień grać tych samych utworów, bo zwyczajnie znudziliby się słuchaczom, więc intensywnie pracowali nad nowymi kawałkami.  
    Zgodnie z tym, jak zapewniał Jyrki, „nowe” „Bajki” grały nieco inny rodzaj rock’a, aniżeli za czasów, gdy wokalistą był Perttu. Być może to stąd, że zainteresowali się muzyką Coldplay – zespołu z Wielkiej Brytanii – jeszcze z początków ich kariery? Tak więc ich piosenki były „mocno gitarowe”, ale jednocześnie „spokojne” i nastrojowe. Gdyby „Fairy Tales” nie cieszyli się kiedyś sławą, tak brutalnie przerwaną przez „szalonego kumpla”, nikt nie powiedziałby teraz, że to ci sami ludzie. I może szkoda, że niegdyś się wybili, bo w przeciwnym razie to dzisiaj zdobywaliby powolną, acz skuteczną popularność, miast być porównywani do „tych od świra”?  
    A może w Finlandii taki rodzaj muzyki jest po prostu… za słaby, by zdobyć za jego pomocą serca (precyzyjniej: uszy) rodaków? Wszak, takie zespoły, jak „Nightwish” (a przynajmniej ten kiedyś, gdy wokalistką była jeszcze Tarja Turunen), czy „Apocalyptica” nie grają przecież tak znowu „łagodnie”… No, ale, tak z drugiej strony, kto grałby metal w niewielkim klubie? Już ja widzę, jak goście „knajpy” zatykaliby sobie wtedy uszy.  
    Ale wracając do kwestii przeszłości „Bajek”, to ledwie zaczęli grać, a niektórzy z przybyłych, zorientowawszy się, iż to „przyjaciele wariata”, zaczęli opuszczać lokal. Inni bezczelnie ich ignorowali, prowadząc rozmowy o wiele głośniej, niż wymagały tego maniery w takim miejscu, to znów wymieniali między sobą uwagi na temat bandu. W rezultacie tylko nieliczni naprawdę wsłuchiwali się w wokal Samu oraz towarzyszące mu dźwięki. A było w co, bowiem, jeżeli nawet melodia się nie podobała, to muzycy dawali z siebie wszystko: starali się nie fałszować i wychodziło im to bardzo dobrze, zaś wokalista świetnie brzmiał na żywo – głos miał wprost stworzony do zawodowego śpiewania. Ale czymże to jest w obliczu ludzkiej pamięci? Dla wielu byli współwinni tego, co zrobił Perttu, bo przecież się z nim przyjaźnili.  
    Kaari z niepokojem rozglądała się po sali, mimowolnie oburzając na tych, co wyszli – w końcu całkiem nieźle grali! Jeśli tak jest co tydzień, to im współczuje…  
    Muzykom w istocie nie w smak było obserwować, jak klub pustoszeje, ale grać musieli, gdyż za to im płacili (ale tak naprawdę z chęcią wykrzyczeliby im, iż są „głupi, bo to przeszłość! On nie żyje, lecz oni tak, więc dlaczego nie pozwolą im egzystować tak, jak chcą, poprzez dawanie innym tego, co umieją najlepiej, czyli muzyki?!”). Jednakże każdy z nich zaczął już skrycie rozważać, jak długo to jeszcze wytrzymają? Samu miał najlepiej: podczas swoich „kwestii” mógł przymykać oczy i tym samym nie widzieć, co się dzieje dookoła, ale reszta, podczas gry, musiała uważnie obserwować instrumenty, by czegoś nie pomylić, więc, siłą rzeczy, miała we wszystko wgląd. Dzięki temu Jyrki nareszcie dostrzegł w przerzedzonym „tłumie” twarz Kaari i jakże się zdziwił (pozytywnie, rzecz jasna)! Co prawda, siedziała z kimś przy stoliku, ale przecież mógł to być „przypadkowy” towarzysz.  
    Owo odkrycie nieco podniosło go na duchu, w rezultacie czego dał z siebie o wiele więcej, niż zwykle – jakby chciał się przed nią pochwalić, pokazać jej, że w istocie to już nie jest ten sam zespół, którego tak nie znosiła. Kaari wsłuchiwała się w słowa i melodię, stukając opuszkami palców w blat stolika, aż Jari sięgnął ku jej dłoni i położył nań swoją. Od razu posłała mu uśmiech, wpatrując się w jego brązowe oczy. Była coraz bardziej pewna, że ich znajomość przeradza się w coś o wiele głębszego… i niech tak będzie.

***

    Tymczasem Tanja spędzała ów wieczór u Lehtinenów – w towarzystwie Aleksego, rzecz jasna. Hanna bowiem wzięła sobie do serca jej radę i tym samym zaprosiła syna na kolację. Oczywiście ten nie chciał iść, ale narzeczona (zgodnie z tym, co obiecała „teściowej”) w końcu go przekonała, chociaż musiała się sporo natrudzić. Nie żałowała, gdyż na tę okazję gospodyni przygotowała bardzo „uroczysty” posiłek: gotowaną rybę z wegetariańską sałatką, oraz pyszne ciasto, podczas, gdy na co dzień rodzina posilała się „zwykłymi” kanapkami. Tak więc, gdyby Aleksi nie dopisał, byłaby bardzo zawiedziona…  
    No, ale sam fakt, że przybył, wcale nie oznaczał, iż był z wizyty zadowolony: przez cały czas milczał, rzucając zdawkowe „Tak” lub „Nie” – w zależności od pytania. Tanja raz po raz trącała go w bok, to znów posyłała znaczące spojrzenia, chcąc w ten sposób zachęcić do otworzenia się przed matką, ale nic z tego. Z jednej strony dlatego, że nie czuł się tu dobrze, gdyż niepewnie. To nie był jego dom – uświadamiało mu to zimne podejście Eera, oraz Kalle, który „demonstracyjnie” opuścił domostwo na czas jego pobytu. Może, gdyby była tu Tahti, rozluźniłaby nieco ciężką atmosferę, ale musiała wyjść do koleżanki.  
    Jeśli zaś chodziło o drugi aspekt jego dystansu do matki, to… ona sama była tym powodem. Hanna bowiem wciąż była dla niego obcą osobą, traktował ją wręcz, niczym jedną z ofiar, której pomógł, pracując jeszcze w prokuraturze, a jaka pragnęła mu się teraz za to odwdzięczyć. Jedyne, co wiedział, to, to, że przed imieniem „Hanna” powinien był stawiać dopisek „matka”. „Mama Hanna”, jak to brzmiało… Ale nic poza tym, żadnego uczucia.  
    Co rusz go o coś pytała, ale ponieważ milczał, Tanja przejmowała inicjatywę i sama zdawała relację, bo przecież wiedzieli o sobie prawie wszystko. Kobieta nie dawała jednak za wygraną i wymyślała coraz to trudniejsze pytania: o pracę, jak się czuje bez opatrunku, czy lekarz pozwolił już na jazdę samochodem… na to Tanja odpowiedzieć już nie umiała, bo, wszak, nim nie była, więc nie znała tych najgłębszych uczuć, jakie w nim tkwiły. Rzucił więc ogólne „w porządku”, a co do peugeota, to, że „muszą przedtem zrobić jakieś badania” i tyle. Ale to Hanny nie zadowoliło (co raczej nie dziwne), więc kontynuowała „przesłuchanie”. Szalenie go to irytowało…  
    Wszakże nie rozumiał, iż w ten sposób rodzicielka usiłuje się do niego zbliżyć, lepiej go poznać. Eero natomiast zaciekle milczał, spożywając posiłek, niczym na jednym z tych filmów o „arystokracji”, gdzie to odzywanie się przy stole jest zakazane – i tym go właśnie „wkurzał”, bo w ten sposób jakby pokazywał, że jego obecność jest tam zbędna! W końcu zapytał więc, gdzie jest łazienka i tam też się udał, by choć na chwilę oderwać się od owego towarzystwa.  
    Gdy upłynęło pięć minut, a on nie wracał, Tanja zaproponowała, że za nim pójdzie. Znała go, więc widziała po nim, iż coś jest nie tak… Co tam, dobrze wiedziała, co, zatem powinna prędko zareagować, bo inaczej gotów potajemnie uciec i zostawić ją samą! Hanna od razu na to przystała, po czym, gdy ta wyszła, podparła się ręką, ciężko przy tym wzdychając. Jakżeby chciała znać go chociaż w połowie tak, jak „synowa”.
- Co tak za nim biega? Może mu się po prostu jedzenie zaklinowało? – zauważył zniesmaczony Eero.
- Bardzo śmieszne! – prychnęła oburzona żona – zamiast się naigrywać, lepiej byś wreszcie przestał traktować go, jak powietrze – dodała z wyrzutem. Mężczyzna zmarszczył brwi, odwzajemniając się kąśliwym „O co ci znowu chodzi?” – milczysz, jak grób, ot co! Zapytałbyś go chociaż o samopoczucie – wyjaśniła podenerwowana.
- Skoro żyje i mówi, to znaczy, że jest dobre, więc o co tu wypytywać?! – przewrócił oczyma.
- To tylko przykład, jest przecież wiele tematów do rozmowy!
- A z tobą, to dopiero gada, ho, ho! – uszczypnął złośliwie. W odpowiedzi wściekle odsunęła talerz z niedojedzoną rybą i podparłszy ręką czoło, zacisnęła powieki, byleby tylko się nie rozpłakać. Na ów gest Eero od razu spuścił z tonu, ale to wcale nie znaczyło, iż miał zamiar przeprosić. Gdzie tam? Skrzyżował ręce na piersi i głośno odetchnąwszy, zapatrzył się w niewidzialny punkt gdzieś przed sobą. I jego przerastała cała ta sytuacja, lecz nie miał pojęcia, jak się zachować?
    Tanja błądziła po okazałym korytarzu, aż wreszcie natrafiła na drzwi, jakie według opisu Hanny, powinny być łazienką. Na szczęście w domu nie było nikogo więcej poza nimi, więc, jeśli pomyliła pokoje, i tak nie „da plamy”. Zastukała więc lekko, ale odpowiedziała jej głucha cisza. Natychmiast odeszła od drzwi, jakby Kalle bądź Tahti jednak za nimi byli. Jednakże zaraz potem dotarło doń, iż przecież mógł nie słyszeć! W takim więc razie nawróciła, karcąc się po drodze w duchu.
    A i miała rację, bo w istocie był w środku. Stał oparty o umywalkę, tyłem do lustra, w duchu „wykłócając się ze samym sobą”. Po co tu właściwie przyszedł?! Co ma z tego, że ją zna? Nic! Do szpitala przychodziła w końcu tylko po to, żeby mu „zrzędzić”… Nie, to nie było złe, to jej rodzina jest „do bani”…! Z wyjątkiem Tahti, więc nie cała… ale ten Kalle…!  
    Wtem rozważania przerwało niepewne pytanie: „Aleks, jesteś tam?”. Wywrócił oczyma, gdyż i owo przezwisko go drażniło, po czym odparł, że Tanja może wejść. „Wślizgnęła się” z takim wahaniem, jakby się tam kąpał, albo co…?
- Zwiałeś specjalnie, co? Inaczej byś się zamknął – zauważyła z wnikliwością, godną doktora Gregorego House’a w znanym serialu pod takim samym tytułem.
- Spadajmy stąd, mam dosyć, jak na dzisiaj – odparł zmęczonym tonem.
- Nie tak od razu, możemy jeszcze z nimi pogadać. Może wróci Tahti?
- Taa, albo ten buc – prychnął z niesmakiem – aż mi się nóż w kieszeni otwiera, jak go widzę! Taki sam, jak tatko – gapi się, jakbym mu ojca gitarą zabił – ciągnął z goryczą.
- Aleks, to twoja rodzina, więc zamiast ich nie lubić, lepiej by było, jakbyś spróbował się do nich przekonać – odrzekła, oglądając się do tyłu, jakby zaraz miała wejść tam Hanna i wszystko usłyszeć.
- Gadanie! Bo rodzinka, to trzeba od razu darzyć miłością. A jak to oni mają mnie w dupie? – odburknął z takim wyrzutem, jakby miast Tanji, miał przed sobą „braciszka” i ojczyma.
- To chcesz być taki sam, jak oni? – wzięła się pod boki – właśnie, że powinieneś pokazać, że jesteś inny. Chociaż wychowałeś się w domu dziecka, jesteś sympatyczny i otwarty. Co tam, masz w sobie więcej uczucia, niż oni wszyscy, bo nie jesteś bogatym, nadętym snobem, tylko człowiekiem, który zasługuje na to, żeby go dobrze traktować i należycie przyjąć do rodziny! Niestety, ale czasami, by pozyskać sympatię innych, trzeba wyjść z inicjatywą, pokazać, że wcale nie jest się takim gburem, na jakiego się wygląda – wyłożyła z przejęciem, jakby za przekonanie go Hanna miała jej wypłacić milion euro.
- Myślisz, że mnie za takiego mają? – bąknął z wahaniem.
- Szczerze mówiąc, gdy siedzisz taki milczący i robisz tą swoją minę, rzeczywiście nie wyglądasz na przyjaznego… - przyznała, mierząc go nieśmiało, jakoby miał ją zbesztać za taką „ocenę” – dlatego na samym początku cię nie lubiłam, bo ironizowałeś i byłeś wiecznie poważny – zaśmiała się na samo wspomnienie.
- A to miałem sypać żartami? Przecież to była poważna sprawa, a ty do tego wszystkiego tak nieznośna, że miałem ochotę złapać cię za tą ładną szyję i udusić – zrewanżował się nieśmiałym uśmiechem.
- Naprawdę uważasz, że jest ładna? Miło to słyszeć – puściła oczko, masując się przy tym po karku – a tak poważnie, to okaż się mądrzejszy od nich i pierwszy wyciągnij rękę na zgodę. Wiem, co mówię: Hanna cię kocha i przykro jej, że ją tak traktujesz – dodała, uważnie patrząc mu w oczy, mimo że wzrok miał utkwiony w posadzce.  
    Po tym, jak usłyszał ostatnie zdanie, ogarnęło go jakieś dziwne uczucie: ni to żalu, ni ulgi… a może to była… radość? Nie, chyba nie.
- To nieźle po czasie. Jakoś mam to gdzieś – mruknął obojętnie, po czym „odbił się” od umywalki i ruszył do drzwi, lecz Tanja zatarasowała mu przejście.
- To o to chodzi: nie możesz jej wybaczyć, że cię wtedy zostawiła. Dlatego ją tak traktujesz, chcesz w ten sposób ukarać.
- Rany, masz na imię Tanja, a nie Tarja! – wywrócił oczyma – dobra, może to różnica tylko jednej litery, ale i tak…
- Nie zmieniaj tematu! – pokiwała palcem – ja chcę ci tylko pomóc. Uraza, to naprawdę brzydkie uczucie, a poza tym bardzo fajnie jest mieć rodzica. Gdy pod ręką nie ma przyjaciół, czy rodzeństwa, to zawsze możesz mu się wypłakać w rękaw, spytać o radę, zwyczajnie pogadać… Kurczę, matka będzie przy tobie zawsze, bez względu na to, co by się nie wydarzyło! Inni mogą się od ciebie odwrócić, ale ona – nigdy. Dobra, źle zrobiła, ale była wtedy młoda i…
- Myślała, że będę taki sam, jak on – zmierzył ją z wyrzutem – teraz nagle, gdy mnie poznała, przekonała się, że nie, więc ma wyrzuty sumienia, dlatego pcha mi się do tyłka, proste! – Tanji się udało: dotknęła jego „czułego punktu”, co sprawiło, że teraz to już się porządnie zdenerwował. Wyminął ją więc, z zamiarem bezpośredniego udania do drzwi wyjściowych, ale dogoniła go i chwyciła za ramię, próbując w ten sposób zatrzymać.
- Nawet, jeśli, to co? Tak jest chyba lepiej, niż by się na ciebie wypięła, nie? – wyszeptała, raz po raz spoglądając w głąb korytarza. Zatrzymał się, zakładając ręce na boki. Chciał się jakoś odgryźć, a przy Hannie przecież nie mógł… co tu jednak odparować na taki kontrargument…? – schowaj ten głupi honor do kieszeni. Żyjemy w końcu w żałośnie samolubnym społeczeństwie: każdy na twoim miejscu wykorzystałby sytuację bez względu na intencje Hanny!
- Oni, ale nie ja! Nie miałaś takiego życia, jak ja, więc co ty możesz o tym wiedzieć? Lepiej nie zabieraj głosu w sprawie, co do której nie masz bladego pojęcia – zwycięstwo: na taki argument już nie mogła znaleźć celnej riposty, więc może na tym wreszcie skończą tą „idiotyczną” dyskusję?
- Dobra, sorry, już więcej nic nie mówię – mruknęła zrezygnowana – chciałam tylko pomóc… no i nie chcę, żeby zżerała cię zawiść, bo to w końcu obróci się przeciwko tobie…
- Bez przesady, jaka zawiść? – parsknął kpiąco – jak przez tyle lat radziłem sobie bez niej, to po prostu mogę żyć dalej. Co za różnica? – wzruszył ramionami.  
    Warknęła w duchu – „co za uparciuch!”. Zaraz jednak potem przytuliła się do niego, z solennym zapewnieniem na ustach:
- Ja cię nigdy nie opuszczę. Chyba, że sam będziesz chciał się mnie pozbyć – posłała mu zadziorne spojrzenie.
- Wątpię, czy nawet, gdyby tak było, rzeczywiście byś odpuściła – uszczypnął złośliwie.
- Jaki pewny siebie, no patrzcie! – wystawiła język – a ty? Obiecujesz, że zawsze będziesz przy mnie? – wbiła weń wyczekujący wzrok. Chyba mówiła poważnie, mimo że brzmiało, niczym kwestia z jakiegoś „żałosnego romansidła”…
- Bo się poczuję, jak na ceremonii zaślubin – przewrócił gałkami – skończmy te durnactwa i lepiej mnie pocałuj.
- A dlaczego ja, a nie…?
- Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale podaję deser. Zjecie razem z nami? – wtem „amory” przerwała Hanna, która właśnie stanęła za ich plecami. Aleksi miał wielką ochotę odmówić, wymawiając się, iż KONIECZNIE muszą już iść, lecz Tanja wyprzedziła go z entuzjastycznym „Oczywiście, z chęcią!”. Poddał się więc i tym samym pozwolił jej na powrót poprowadzić się do jadalni. Jak to się działo, że miała na niego aż tak duży wpływ? Jeszcze trochę, a w istocie uda się jej przekonać go do Hanny… Ale, czy to rzeczywiście byłoby takie złe?

***

    Występ się skończył, więc Kaari skupiła całą swoją uwagę już tylko na osobie Jariego. Wszak, przedtem uważnie wsłuchiwała się w dźwięki, by przekonać, czy aby na pewno jest tak, jak zarzekał się Jyrki i „Fairy Tales”, to już nie to samo? Owszem, miał rację, ale tylko… do czasu. W końcu bowiem skończył im się nowy repertuar i dlatego też zagrali kilka starych „numerów” – w tym ten, który dawny lider śpiewał niegdyś z Tanją…  
    Jyrki nie miał pojęcia, iż reszta trzyma „go w rękawie”, czyli tak na wszelki wypadek, gdyby zabrakło im utworów. Bo grać musieli do ustalonej godziny – czy im się to podobało, czy nie. Z tego też powodu pomylił się w kilku miejscach, ponieważ raz po raz zerkał na Kaari, by śledzić jej reakcje – jak się mógł spodziewać, była zła… Ilekroć ujrzał, jak kręci głową, bądź mruczy coś pod nosem, aż zlewał go zimny pot! Byleby tylko nie uciekła zaraz po tym, jak zejdzie ze sceny!  
    Szczęściem dlań (albo i nie) została, ani myśląc o powrocie do domu. Wszak, dobrze bawiła się w towarzystwie policjanta…
- Naprawdę nic nie masz do tego grajka? Co chwila na ciebie spoglądał – zauważył Jari, podejrzliwie marszcząc przy tym czoło.
- Skąd? Nie lubię tego typu mężczyzn. Nie zaprzeczam, że może on myśli sobie nie wiadomo co, ale jest to całkowicie nieodwzajemnione – obdarzyła go uśmiechem i właśnie wtedy na stolik padł cień: Jyrki skończył pracę, więc udał się do znajomej.
- Witam, co to się stało, że zawitałaś w te skromne progi? – zagaił nieśmiało, gdyż podejrzewał, iż będzie obrażona za „nieszczęsny” utwór.
- Przyszłam ze znajomym – skinęła na Jariego, na co ten posłał muzykowi zadziorny uśmiech. Szczerze mówiąc, nie darzył go sympatią przez wzgląd na Perttu i jego skorumpowanego ojca. Szczęka Jyrkiego niemalże opadła na ziemię. Co ona robi tutaj z tym „gliną”?! – to jest Jari, jemu nie muszę cię przedstawiać, bo chyba każdy w tym mieście cię zna – zawtórowała towarzyszowi (temu starszemu, rzecz jasna). Policjant wyciągnął dłoń, lecz ten jej nie odścisnął. Nie po tym, co powiedział mu wtedy na przejściu.
- I jak ci się podobał nasz występ? – zignorował ów gest, bezczelnie przysiadając się obok dziewczyny. Od razu się odsunęła, tym samym dosuwając do Jariego.
- Byłoby w porządku, gdyby nie jedna piosenka – mruknęła chłodno. Nie tylko nie mogła darować mu, iż to zagrał, ale i nie spodobało się jej, jak potraktował „gliniarza”.
- Wiedziałem, że się o to czepnie… - burknął podenerwowany – nie miałem pojęcia, że to zagrają! Tyle razy już to zapodawaliśmy, że nie potrzebujemy ustalać, czy akurat to poleci, czy inne, bo mamy to wykute na pamięć. Zwyczajnie mnie zaskoczyli, naprawdę!
- Opłaca się w ogóle próbować? Wątpię, czy coś wam z tego wyjdzie, źle się w końcu kojarzycie ludziom – uszczypnął „glina”.
- Od kiedy to pingwiny są muzycznymi krytykami? – odwzajemnił się tym samym. Mężczyzna zmarszczył brwi, gdyż nie spodobało mu się „nowe” przezwisko. Kaari musiała prędko interweniować, bo inaczej dojdzie do sprzeczki (a w ostateczności nawet bójki):
- Dobra, dość. Jari, chodźmy już. Znam świetne miejsce, gdzie możemy potańczyć… jeśli oczywiście możesz.
- Pewnie, jutro zaczynam pracę dopiero o 15:00 – policjant od razu się „rozochocił”, na co Jyrki wściekle zacisnął dłonie w pięści. Złość sięgnęła zenitu. Mimo wszystko uprzejmie się pożegnał (a przynajmniej się starał) i prychając pod nosem odprowadził ich do drzwi pełnym pogardy wzrokiem. Ledwie za nimi zniknęli, a obok stanęli koledzy z zespołu: Janne i Tuomas.
- Żeby mi to był pierwszy i ostatni raz! Niech ona tu więcej nie przychodzi, bo tylko występ nam zepsuła – zaczął ten pierwszy.
- O co ci chodzi? Co niby takiego zrobiła? Rzuciła w nas czymś? – poderwał się oburzony.
- Aż dziw, że nie – parsknął Tuomas, lecz jedno spojrzenie „kumpla” sprawiło, iż natychmiast się uspokoił.
- Myliłeś się przez nią, ot co! Jak możemy na powrót zyskać fanów, jeżeli będziemy zawalać na żywca?! Zaraz zaczną nam to wytykać! – ciągnął wzburzony perkusista, czyli Janne.
- I ty ciągle wierzysz, że coś wskóramy? – Jyrki odburknął zrezygnowanym tonem, po czym przepchnął się obok kolegi i ruszył do wyjścia.
- Jak ci coś nie pasuje, to spadaj! Ja nie mam zamiaru tak łatwo rezygnować! – zawołał za nim, w ogóle nie przejmując się tym, iż poza nimi w lokalu przecież jeszcze ktoś przebywa. I to potencjalni fani w dodatku…
- Chciałbyś! Tylko chcę, żebyś się odwalił od mojej gry, bo czy będzie zła, czy dobra, i tak mają nas gdzieś! – prychnął z pokaźną dozą ironii i wściekle pchnąwszy drzwi, opuścił „knajpę”.
- Czy te Venerinen będą za nami łazić do końca życia?! – jęknął zdegustowany Janne – dobrze, że jest ich tylko dwie, bo jeszcze i ty byś się za którąś uganiał – mruknął w kierunku Tuomasa, po czym objąwszy zebranych obrażonym wzrokiem, nawrócił w stronę „zaplecza” lokalu. Wszak, tu musiał przyznać Jyrkiemu rację: poparcie publiki mieli fatalne… Dlaczego ci ludzie tak „idiotycznie” się zachowywali?! Przecież dobrze grali! Nawet teraz goście klubu mierzyli ich w taki sposób, jakby obok stał sam Perttu – to było szalenie „wkurzające”… Zamiast muzyki, liczyła się jedynie przeszłość. Żałosne!  
    Tuż za wzburzonym muzykiem udał się kolega, nie bardzo przejmując się ową obserwacją, gdyż po drodze dopytywał, czemu to niby on miałby się uganiać za panną Venerinen, a nie na przykład on – Janne? Ale jasne, jak coś zwalać, to tylko na Tuomasa!

***

    W tym samym czasie wizyta Tanji i Aleksego w domostwie państwa Lehtinen dobiegała końca. Już ubierali się we wierzchnie odzienie, gdy do domu akurat wróciła Tahti i tym samym „zaatakowała” przyrodniego brata. Hanna wykorzystała ów moment i wzięła Tanję na stronę. Chciała wiedzieć, dlaczego tak długo ich nie było, gdy syn udał się do toalety? Dziewczyna początkowo się wahała, ale uznała, iż kobieta powinna wiedzieć, co myśli i czuje Aleksi (nawet, jeśli miało to być dla niej bolesne), bo być może takowa wiedza przyda się jej w staraniach o jego uznanie.
- Zauważyłam, że on ciągle ma do pani żal o to, że go wtedy zostawiła – szeptała, raz po raz oglądając się do tyłu, czy aby narzeczony nie nadchodzi, bo wówczas kłótnia gotowa. Słysząc to, kobieta od razu westchnęła, przyznając jej w ten sposób bezgłośną rację: wiedziała i bez jej zapewnienia… Spojrzała w jego kierunku i raz jeszcze odetchnęła. Może, gdyby znaleźliby mu wtedy inną rodzinę, byłby mniej surowy, a tak… - poza tym, Aleks nie czuje się tutaj dobrze, bo uważa, że pan Eero go nie lubi. No i wkurza go zachowanie Kalle – kontynuowała „synowa”.  
    Hanna warknęła w duchu – wiedziała, że „idiotyczna” postawa męża ma tutaj znaczenie. Nie daruje mu tego, jeszcze dzisiaj się z nim rozmówi, choćby i miało dojść do kłótni!
- Dobrze, że Tahti jest inna – mruknęła, spoglądając w kierunku córki, która pokazywała coś bratu na komórce – nie wiem, co robić, to jest takie trudne… - przetarła zmęczoną twarz.
- Nie chciałam wpędzić w taki nastrój… - bąknęła zmieszana Tanja. No tak, nie zawsze, gdy chcemy dobrze, oznacza to, iż musimy mówić całą prawdę… wręcz przeciwnie: niekiedy ludzie są o wiele szczęśliwsi, gdy nie znają jej do końca.
- Nie, nie. To bardzo dobrze, że mi powiedziałaś. Wiem przynajmniej, nad czym muszę pracować. Dziękuję ci – wzięła ją za dłoń i mocno ścisnęła.  
    Rozmówczyni, mimo że już kompletnie zmieszana, poczuła w środku przyjemne uczucie ciepła. Powodowane było faktem, iż ma akceptację matki swego „wybranka”, jak i tym, że może nieść pomoc. No, może nie dużą, ale zawsze coś. Zrobi wszystko, by „Aleks” wyzbył się tkwiącej w nim nienawiści, bo czy tego chciał, czy nie, żywił ją w stosunku do ojca. Co do Hanny, nie była tego do końca pewna, ale uraza bywa czasem o wiele gorsza, aniżeli „trująca” zawiść… Przykro było jej patrzeć, iż człowieka, którego kocha, trawią takie uczucia i jednocześnie obawiała się, by kiedyś, w przyszłości, nie skierował ich przeciwko niej… wszak, wówczas przestałaby dla niego istnieć. Ale jakim cudem miałoby się tak stać? Co takiego musiałaby zrobić?  
    Na samą myśl o tym parsknęła śmiechem, na co „teściowa” zmierzyła ją ogłupiałym spojrzeniem. Z czego się śmieje, skoro rozważają tak poważne kwestie? Szczęściem, teraz Tahti zaczepiła ją, więc nie musiała się tłumaczyć.
    Gdy Kalle wrócił do domu późnym wieczorem, z kuchni dobiegły go podniesione głosy: rodzice toczyli ze sobą słowną bitwę. Pewnie poszło im o to, co zawsze, czyli o „znajdę”. Gdy tylko podszedł bliżej, okazało się, iż ma rację:
- Czy ja proszę o tak wiele?! Gdybyś ty miał dzieci z poprzedniego małżeństwa, traktowałabym je normalnie, a nie jak jakichś intruzów! – wyrzucała Hanna.
- Ty nawet nie masz pewności, że to twój syn! Widziałaś go, jak był niemowlęciem, więc skąd możesz wiedzieć, że to rzeczywiście on?! Minęło przecież tyle lat! – atakował Eero.
- A ten znowu z tym zaczyna! – prychnęła, wściekle krążąc po pomieszczeniu.
- A nie mam racji?! – obstawał przy swoim.
- Nie myśl, że zrobię sobie te głupie badania dla twojej przyjemności, żebyś miał pewność! – wysyczała, kiwając drżącym palcem. Fakt, może i przez chwilę kiedyś się nad tym zastanawiała, ale teraz? Aleksi gotów zerwać się z nią wszelkie kontakty, zarzucając jej brak zaufania. Zresztą, to bzdura, to jest jej syn i KONIEC! – żeby nie był moim dzieckiem, musieliby go zamienić w szpitalu i przez pomyłkę wcisnąć mu świadectwo urodzenia kogoś innego! – burknęła już na głos.
- A może i tak było?! – mąż był bardzo uparty…
- Nie znałeś jego ojca, więc się nie odzywaj! Mnie wystarczy podobieństwo!
- Co jest z tobą?! – zmierzył ją z jakąś dziwną miną – jak to, to go zostawiła, a teraz nagle udaje mamusię! Zastanów się nad sobą, bo sama nie wiesz, czego chcesz!  
    Po owych słowach zapanowała chwilowa cisza. Hanna była zbyt zszokowana, by odparować coś od razu. Przez moment mierzyła go z niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową na boki, aż wreszcie odrzekła to, co podpowiadało jej serce:
- Ja niczego nie udaję! – krzyknęła łamiącym się głosem – nie jesteś matką, więc nie masz pojęcia, co czuję! Gdybyś był kobietą, rozumiałbyś mnie! Ale nie, mężczyźni, to przecież zimni dranie, co oni mogą wiedzieć o uczuciach?! Człowiek, to nie jakiś kociak, którego można sobie wyrzucić! On czuje, a ja i tak już wystarczająco go skrzywdziłam, by teraz jeszcze skreślić! Wiesz… wiesz co…? A odwal się! – wyrzuciła, niemalże się już rozpłakawszy, po czym prędkim krokiem opuściła kuchnię.  
    Eero warknął pod nosem, ale mimo to nie poszedł za nią, by po raz kolejny tego wieczora przeprosić (a właściwie wreszcie to zrobić) za swoje cierpkie słowa. Z jednej strony dlatego, że wciąż upierał się przy swojej racji, a z drugiej… nie wiedział, jak się do tego zabrać.

    Rozdział 7

    Pracownikami „Kancelarii Adwokackiej – Raikinen” byli 62-letni adwokat Ari-Pekka, oraz jego kolega po fachu, 46-letni Antti, więc może dlatego Aleksi wolał towarzystwo Eina? Co prawda, można wynieść bardzo wiele korzyści z przyjaźni z osobami dużo od nas starszymi – w końcu są doświadczone, bardziej dojrzałe i patrzą na świat „trzeźwiejszym” okiem – i dlatego warto inwestować w takie znajomości, ale, rzecz jasna, za obopólną zgodą. W tejże kancelarii nie było jednak o tym mowy, bowiem panowie żyli we własnym świecie i wręcz prowadzili między sobą zażartą batalię o to, który z nich będzie lepszy: wygra więcej spraw, zgłosi się do niego więcej petentów i wreszcie… pierwszy otrzyma podwyżkę (za „dobre sprawowanie” ma się rozumieć).  
    Aleksi nie wnikał w ową, zawziętą rywalizację i miast szukać towarzystwa „nadętych bufonów”, bo na takich właśnie wyglądali współpracownicy, zadowalał się zacieśnianiem więzów przyjaźni ze „zwykłym” sprzątaczem. Szkoda tylko, że Eino przy okazji szukał na niego jakiegoś „haczyka”… Musiał wprawdzie przyznać, iż fajnie mu się z nim rozmawiało, miał też poczucie humoru, no, ale… nie mógł pozwolić, by „Tanja się zmarnowała”! Bowiem od samego początku założył sobie, iż Aleksi jest „podejrzany”, bo ze dwa razy obejrzał się za Leeną…  
    Póki co, nie było na to żadnych poważniejszych dowodów, ale może już niedługo… Wszak, „szefowa”, która, tak swoją drogą, pojawiała się w biurze o wiele częściej, aniżeli kiedyś (i to odkąd Kietala zaczął w nim pracować), postanowiła urządzić integracyjne spotkanie. Eino wiedział o tym, gdyż osobiście poinformowała o swoich planach Aleksego, gdy jak zwykle gawędzili podczas przerwy. Leena wyjaśniła, iż obserwuje go, od kiedy tylko zaczął pracę i z tego, co zauważyła, nie ma zbyt dobrego kontaktu z resztą pracowników, a ponieważ sama zaproponowała mu posadę, powinna zadbać i o taki szczegół, jak wzajemne relacje (koniecznie dobre).  
    Tak więc w ostatni piątek miesiąca zamiast iść do domu, mieli zostać w kancelarii na owym spotkaniu – Johannes chętnie na to przystał, gdyż nie chciał drażnić żony, która w ostatnim czasie i tak mocno „dawała mu w kość”…  
    Jednakże, nim ów dzień nadszedł, Eino zdążył już poznać przyjaciół Aleksego: to dzisiaj po pracy wspólnie udali się czegoś napić. Prócz znajomych z kancelarii była Kaari, oczywiście Tanja, Enni, Matti, oraz Tahti. Szczerze mówiąc, ciężko było zebrać całe towarzystwo, ale Aleksemu bardzo na tym zależało z uwagi na okoliczność, iż chciał, by reszta poznała jego nowego znajomego. Eino szybko znalazł wspólny język z grupką „starych” przyjaciół, gdyż był wygadany i dowcipny, a to się przecież ceniło. Tanja była wściekła, bowiem oznaczało to, że nie będzie to pierwsze i ostatnie takie spotkanie: reszta zechce przyjąć go do swego „zamkniętego kręgu”… w końcu „przyjaciele przyjaciół są i ich przyjaciółmi”.
- To ci dobre! Nie do wiary, że oni razem pracują – śmiała się Enni, która, rzecz jasna, poznała Eino nieco wcześniej. Zniesmaczona Tanja tylko kpiąco prychnęła, prędko uciekając gdzieś wzrokiem, gdyż „kolega” znowu bezczelnie się na nią „gapił” – i jak się zachowuje? Przystawia się do ciebie? – zagadywała zaintrygowana „kumpela”.
- Przestań, bo Aleks usłyszy! – syknęła, zerkając w stronę narzeczonego.
- Co, jak co, ale co chwila się na ciebie gapi – pokiwała głową, niczym jakiś odkrywca.
- Powiedziałam coś: ucisz się! – warknęła zniecierpliwiona – albo nie, wiem! Chodźmy do kibla – to powiedziawszy, niemalże wytargała ją zza stolika. Gdy już dotarły na miejsce, Tanja oparła się o drzwi, bezradnie łapiąc za głowę – no i co ja mam zrobić?! Mam wrażenie, że on faktycznie coś do mnie ma, ale Aleks go lubi, więc…
- A chciałabyś mieć za kumpla Judasza? Nie bądź taka i weź mu powiedz – Enni stanęła do lustra, i ot tak, zaczęła poprawiać makijaż.
- A może mi się tylko tak wydaje, co? Przecież nie jestem miss world – mruknęła, stając obok, po czym zaczęła wpatrywać się w swoje odbicie.  
    Od tej historii z Perttu jakoś nigdy nie potrafiła odnaleźć w sobie „piękności”: „twarz miała za owalną”, „włosy źle się układały”, „rzęsy na jednym oku były krótsze i nie chciały poddawać się zabiegom upiększającym”… Na co dzień zapominała jednak o owych mankamentach (o ile w ogóle istniały), bo miała jego – swojego narzeczonego – który akceptował ją taką, jaką była.
- E tam, jesteś ładna, nie gadaj! Z całego tłumu stukniętych fanek ten świr wybrał wtedy akurat ciebie.
- Aleś wystrzeliła, nie ma co! – wywróciła nerwowo oczyma – i co mi z tego przyszło?! Zresztą, zrobił to tylko dlatego, że byłam podobna do tej zmarłej – stanęła tyłem do lustra, krzyżując ręce na piersi. Owszem, miło było coś takiego usłyszeć i może nawet dlatego nawiązała do swojej urody, no, ale „końcówka” komplementu była już nie ma miejscu.
- Ale to na twoim punkcie kompletnie zgłupiał, a to już coś znaczy. No, a potem Aleks… - przyjaciółka „bezczelnie” puściła oczko.
- Bo cię zaraz…! – zamachnęła się nań ręką, ale wówczas okazało się, że w jednej z kabin ktoś był, a więc przez cały ten czas podsłuchiwał rozmowę… Poczerwieniała aż po „czubki uszu” – bo w końcu, co za różnica, że to nie mógł być ktoś z ich towarzystwa? Obcy i tak nie mieli prawa słuchać o jej rozterkach, a tym bardziej o życiu prywatnym!  
    Zwróciła się więc w stronę zwierciadła, udając, że robi coś przy paznokciach, zaś Enni z trudem wstrzymywała się od wybuchu śmiechu. Z kabiny wyszła jakaś starsza kobieta.
- Ja tam na twoim miejscu bym korzystała, jak masz takie powodzenie – rzekła, kiwając przy tym głową.
- Słucham…? Niby w jaki sposób? – bąknęła niepewnie.
- Na dwa fronty! – mrugnęła zachęcająco, po czym obejrzała ją od góry do dołu. Tanja już zupełnie zaniemówiła: nie tylko ze wstydu, ale i oburzenia – nie gadaj, ładna jesteś. Jakbym mogła znowu cofnąć się do twoich lat… korzystaj, póki możesz! – dodała jeszcze i nareszcie ruszyła do drzwi (a przynajmniej próbowała, bo wcale dobrze jej to nie szło… z uwagi na wiek, ma się rozumieć). Gdy tylko zniknęła na korytarzu, Enni wybuchła na całego.
- No bardzo śmieszne! Jak tak można?! – zawołała oburzona Tanja – gdy kogoś mam, to trzymam się tylko jego! W końcu nie można kochać dwóch mężczyzn naraz! Co, miałabym poświęcić Aleksa dla jakiegoś głupka? Bo na pewno w życiu by mi nie wybaczył… co ja gadam?! Nigdy bym tak nie zrobiła! – potrząsnęła nerwowo głową.
- I kto to mówi? Jeszcze przed Perttu rolowałaś facetów, ile wlazło – towarzyszka posłała jej kpiące spojrzenie.
- Bo byłam głupia, myślałam, że wszystko mi się należy… ale jak dostaniesz porządnie w kość, wtedy dojrzewasz i patrzysz na sprawy zupełnie inaczej… - mruknęła w zamyśleniu. W duchu zaś zadała sobie retoryczne pytanie: jak mogłaby porzucić kogoś takiego, jak „Aleks”, na rzecz ledwie poznanego „gogusia”? Toż to byłoby niedorzeczne!
- Dobra, dobra, pani psycholog! – Enni żartobliwie trąciła ją w ramię – ale mam nadzieję, że nie rozważasz na serio tego, co ci powiedziała ta babka? – dodała, niby to poważnie… Tanja zmierzyła ją z wyrzutem, po czym zgodnie wybuchły śmiechem i wreszcie opuściły toaletę.  
    Za nią nie było już jednak tak wesoło… natknęły się bowiem na Eino. Enni od razu znacząco chrząknęła, zaś towarzyszka w mig straciła dobry humor.
- Co to za radocha? Może byście się podzieliły? – zagaił z przymilnym uśmiechem. To trzeba było mu przyznać: był bardzo przekonujący. Ale nie z nimi te numery!  
    Nic nie odpowiedziawszy, ruszyły przed siebie, szepcząc coś między sobą. Odprowadził je wzrokiem, z czego Tanja była tym „głównym obiektem” obserwacji, i śmiejąc się pod nosem, pchnął drzwi od męskiego wc-tu.  
    Gdy wrócił do reszty, panna Venerinen zasiadała już przy boku Aleksego. Co więcej, zmusiła go, by ją objął – wszystko to, by Kuoakkonen miał jasność z kim jest i jakie łączą ich relacje! Parsknął w duchu na takie „zabiegi”, gdyż znaczyło to, iż czuje się niepewnie, skoro ucieka w ramiona „gacha”? Trzeba było to wykorzystać, wszak, to „świetna zabawa”…
    Kaari nieprzytomnie wpatrywała się w siostrę i jej narzeczonego, marząc, że może już niebawem będzie tak zasiadać z Jarim…? Zorientowawszy się, co w ogóle „plecie”, natychmiast potrząsnęła głową, aż łapiąc się za twarz, chociaż z natury nie była przecież wstydliwa. No, ale czy takie „rojenia” nie były aby przesadą? Nie, tym razem będzie ostrożna, bo już tyle razy się zawiodła, że…  
    Nie zdążyła dokończyć myśli, bo oto w klubie pojawił się i Jyrki… Szczyt wszystkiego, na pewno przyszedł tu specjalnie! Jak zwykle, zresztą… Tylko skąd wiedział, że tu jest…? No tak, ktoś musiał mu donieść, a kto, to już nie musiała zgadywać: ze złością utkwiła wzrok w Enni, która, jak gdyby nigdy nic, żartowała sobie z Mattim.  
    Zaraz potem, niewiele się namyślając, Kaari ruszyła do baru, przy jakim zatrzymał się muzyk. Enni uważnie ją śledziła, parskając przy tym w duchu. A jednak miała rację: Jyrki nie był jej obojętny…
- Cześć, co za PRZYPADEK, że ty tutaj? – zagaiła już, z nutką ironii w głosie. Znajomy jedynie obrzucił ją niedbałym spojrzeniem, po czym rzucił suche „Cześć”. Zmarszczyła brwi. Co to ma znaczyć, jest obrażony, czy jak? – dzisiaj nie macie próby? – ciągnęła więc, bo, wszak, nie wyskoczy mu od razu z wymówkami, iż ją śledzi, jeśli nie ma potwierdzenia.
- Nie można żyć samą muzą, są i inne sprawy na tym świecie – mruknął, nie odrywając oczu od „wszelakiej maści” alkoholi.
- Acha, na przykład chlanie? – uszczypnęła złośliwie, mimo że nie miała takiego zamiaru. Co się z nią działo?! Nie wiedzieć, czemu, tak bardzo nie lubiła tego człowieka, że samo się jej wymsknęło. Ale dlaczego? Wcześniej przecież nie była taka w stosunku do nikogo (chyba, że do Perttu, ale to raczej zrozumiałe).
- A co mam innego do roboty? – posłał jej cyniczny uśmiech.
- No tak, rockandroll’we życie muzyka… Zamiast pakować się w bagno, lepiej znalazłbyś sobie dziewczynę, to wtedy będziesz mógł gdzieś z nią wychodzić, zamiast szlajać się po barach.
- Czego się czepiasz?! Myślisz, że przyszedłem tu może za tobą?! Też nie miałbym czego robić! To ty weź spadaj do tego gliny! Doradczyni się znalazła! Zmywaj się do niego i więcej nie przyłaź do klubu, bo nie jesteś mile widziana przez resztę! – wyrzucił jej gniewnym tonem, a następnie „odbił się” od baru i pędem udał do drzwi, mimo że złożył już zamówienie.  
    Była tak zszokowana, iż z tego wszystkiego stanęła, niczym słup soli. Zwykle to ona była niegrzeczna w stosunku do niego, a teraz proszę… skąd taka zmiana? No, ale tak, czy inaczej, poczuła się urażona… Ale co on ją tam obchodzi i to, jak ją traktuje?! „Od początku był idiotą, a ona, jak durna…!” O nie, nie będzie się tym przejmować, niech sobie robi, co chce, to nawet lepiej, że się poróżnili, bo tym samym przestanie jej wreszcie zawracać głowę!  
    Z ową myślą wróciła do reszty, ale to wcale nie znaczyło, iż w istocie puściła w niepamięć minioną scenę. O nie, zabolało ją to i to bardzo!
    Gdy spotkanie dobiegło końca, Eino zaoferował się, że odwiezie ich do domu, ale ponieważ było ich o dwie osoby za dużo, Tanja zmusiła Aleksego, by wracali pieszo, chociaż Kuokkanen zapewniał, iż po nich wróci. Kolega próbował wyperswadować swojej dziewczynie pomysł „nocnego spaceru”, bowiem był już zmęczony po całym dniu i z chęcią znalazłby się w domu za pięć minut, miast za jakieś pół godziny, ale ta była nieugięta. W rezultacie więc reszta zabrała się z nowym znajomym, zaś Tanja i Aleksi zmuszeni byli do pokonania trasy, biegnącej przez niemalże pół Helsinek, i to na własnych nogach…  
    Ale nie miała innego wyjścia – nie będzie wozić się samochodem z tym „durniem”! Narzeczony, póki co, milczał, jedynie raz po raz ziewając, zaś ona obserwowała go kątem oka, przez cały czas gorączkowo rozważając, czy aby powinna mu wyznać swoje podejrzenia co do Eino? Wówczas przynajmniej zrozumiałby, dlaczego „skazała go” na ową, pieszą „wycieczkę” i może by się nie gniewał, bo w jej mniemaniu był o to zły. Dlatego też nie ujęła go jak zwykle za dłoń, tylko szła z boku, z obiema wetkniętymi w kieszenie. W końcu jednak zaryzykowała i wsunęła rękę pod jego ramię, nieśmiało przy tym pytając, czy jest na nią obrażony. Od razu utkwił weń rozkojarzony wzrok, nie bardzo wiedząc, o co w ogóle chodzi.
- No chciałeś jechać samochodem, a ja… no, ale i tak było nas za dużo.
- Dobra, już nieważne. Przynajmniej nie musi się fatygować drugi raz – wzruszył ramionami – jak uruchomię peugeota, już nie będzie takiego problemu.  
    Owe słowa wcale jej nie uspokoiły, gdyż po tamtym wypadku z Raikinen jakoś nie widziała go za kierownicą. Zachowała to jednak dla siebie, bowiem zdawała sobie sprawę, że w przeciwnym razie gotów zarzucić jej, iż uważa go za kiepskiego kierowcę, a wtedy to już naprawdę się obrazi. Przytuliła się więc do jego ramienia, pewna, że już może, bo gdyby był zły, nie miałaby odwagi.  
    W ten sposób na nowo zapadła cisza, jaką po krótkiej chwili przerwało niewygodne dlań pytanie: - I co sądzisz o Eino? – w odpowiedzi niemrawo kiwnęła głową, wyrażając w ten sposób rzekomą aprobatę dla „kolegi”. Aleksi rozgadał się na całego o jego zaletach, zdarzeniach z pracy, w których Kuokkanen miał udział, wreszcie o integracyjnym spotkaniu… Słuchając tego wszystkiego, Tanja doszła do wniosku, że powinna mu jednak wyznać, iż nowy przyjaciel wydaje się jej być podejrzany – wszak, im krócej będzie go znał, tym mniej przeżyje wiadomość o tym, że Eino jest „dwulicowy”.
- Co byś zrobił, gdyby ktoś się do mnie przystawiał? – palnęła więc ni stąd, ni zowąd, ledwie wchodząc mu w słowo. Od razu zamilkł, po czym parsknął śmiechem i utkwił weń zaskoczone spojrzenie.
- Który to? – miał tak dobry humor, że odwaga ją opuściła.  
    Nie, to bez sensu. Lepiej będzie, jak powie mu to w piątek, bo wówczas przez dwa dni nie będzie widział tego „szczura” i tym samym będzie miał czas na to, by ochłonąć, a tak? Gotów się z nim pokłócić jutro w robocie, a w takim wypadku jeszcze się pobiją i w rezultacie go wyrzucą, albo co…?  
    W takim wypadku „Aleks” nigdy by jej tego nie wybaczył, bo, wszak, tak długo czekał na to zajęcie! No, ale stałoby się tak, o ile, rzecz jasna, w ogóle jest o nią zazdrosny chociaż na tyle, by takie wyznanie go „wkurzyło”, bo jak nie, to co za różnica? Ale lepiej, żeby tak, bo w przeciwnym razie byłoby jej przykro! Ale, tak z drugiej strony, po co to sprawdzać?
- Nie… pytam tylko o tak, z ciekawości. No, to co byś wtedy zrobił? – w takim więc razie „zboczyła z właściwego toru”, nerwowo uciekając gdzieś wzrokiem. I może niepotrzebnie, bo usłyszawszy odpowiedź, poczuła na plecach ciarki.
- Nic – rzekł bez choćby sekundy zastanowienia. Natychmiast spotkał się z oburzonym spojrzeniem – a co miałbym? Zaczekałbym i zobaczył, którego z nas byś wybrała – dodał zupełnie spokojnie.
- Co ty bredzisz? – parsknęła drętwym śmiechem – bo jeszcze sobie pomyślę, że masz nas gdzieś…
- Nie o to chodzi – odgarnął nerwowym ruchem włosy. Oho, to był znak, iż ma zamiar powiedzieć coś, co jest dla niego krępujące – po prostu wiem, jaki jestem. Lubicie, jak się was tuli, gada, jak to się was nie kocha, a ja tego nie robię, więc ten drugi mógłby ci się wydać lepszy.
- Acha, to tyle dla ciebie znaczę, że nawet byś nie próbował o mnie walczyć? – burknęła z wyrzutem.
- I o tym właśnie mówię – przewrócił oczyma – po co miałbym to robić, jak z innym byłoby ci lepiej?
- Ale ty ględzisz! Halo, tu jestem i jakoś jeszcze nigdzie nie zwiałam – żartobliwie pomachała mu ręką przed oczyma – fakt, fajnie jest usłyszeć, że ktoś cię kocha. Wiedzieć, że obejmuje cię, bo sam tego chce, a nie, bo ktoś go do tego zmusza. Ale przecież uczymy się przez całe życie, więc i ty też możesz – to powiedziawszy, pociągnęła go ku jednej z ławek – nie patrz tak, nie chcę cię do niczego zmuszać, tylko pokazać ci, ile radości daje dawanie innym czegoś od siebie – wyjaśniła pod wpływem wzroku, który mówił sam za siebie: „Zaczynasz, jak inne, a przecież dobrze wiesz, że tego nienawidzę!”.
- To ciebie to tak cieszy? – uniósł brew.
- A nie lubisz być ze mną? – odwzajemniła się szerokim uśmiechem – no, to teraz przytul mnie, ale nie przez wzgląd na pociąg fizyczny, tylko dlatego, że bardzo mnie lubisz i chcesz mi to w ten sposób przekazać. Pomyśl sobie, że tak jest, chociaż i tak wierzę, że wcale nie musisz, bo po prostu to czujesz.
- Teraz to ty bredzisz – bąknął z wahaniem.
- Aleks, no! Nie drażnij się ze mną! No dalej, zrób to.
    Ponieważ nalegała, objął ją, raz po raz rozglądając się przy tym dookoła, jakby takowe gesty były zakazane. Natychmiast „przylgnęła” doń całą sobą, kładąc głowę na jego ramieniu. Nie miał pojęcia, czemu to wszystko miało służyć, ale nie było nieprzyjemne, więc się na to zgadzał.  
    Trwała tak przez krótką chwilę, aż wreszcie się odsunęła i zaczęła weń wpatrywać, lekko ściskając go przy tym za rękę. Odpowiadał tym samym, gdyż zmęczenie zdawało się gdzieś pierzchnąć – Może to zabrzmi banalnie… ale i tak to powiem: cieszę się, że jesteś – rzuciła nieśmiało, spuściwszy przy tym wzrok, lecz z głębokim przekonaniem. Miło było coś takiego usłyszeć, ale jak na to odpowiedzieć? Nie miał pojęcia… a może wstydził się odrzec „I nawzajem”? – teraz ty powiedz, co czujesz w tym momencie – zachęciła zaraz potem.
- Tanja, nie jesteśmy u psychologa – skrzywił się z lekka.
- Kiedy w związku chodzi o to, żeby sobie mówić o swoich odczuciach! W tej chwili jesteśmy na etapie, gdy siebie poznajemy, żeby mieć potem pewność, gdy go już pogłębimy, że to na pewno to i chcemy ze sobą być.
- Skąd to wytrzasnęłaś? – przewrócił oczyma.
- Gdzieś tam przeczytalam – wzruszyła ramionami – to jak? Powiesz, czy nie? Bo uznam cię za nieczułego drania – dodała żartem, zbyt późno orientując się, iż chyba nieco przesadziła… Nie, takich, jak on, nie można było do niczego zmuszać, a taki zarzut był przecież jakby przymusem.
- Co mam ci powiedzieć? – podenerwował się – ławka gniecie mnie w tyłek, jest trochę zimno i doskwiera mi głód.
- Rany, jaki romantyzm! Pytam o mnie, co myślisz o mnie – oburzyła się, by zaraz potem wybuchnąć zgodnym śmiechem. Gdy się nieco uspokoił, ujął ją za dłoń i patrząc nieśmiało w oczy, wreszcie powiedział to, co bez wątpienia chciała usłyszeć:
- Cieszę się, że do tej pory ze mną wytrzymałaś i mam nadzieję, że tak będzie dalej… zawsze…
- Pewnie! Obiecuję ci, że, gdy minie ustalony czas, na pewno będę gotowa – zapewniła, wymieniając się z nim pocałunkiem, po czym na nowo się doń przytuliła – kocham cię.
- Ja ciebie też – westchnął, w duchu rozważając, czy aby cały ten pomysł z „ultimatum” nie jest zwyczajnie… głupi? Jeśli nie jest do końca pewna, czy w istocie chce z nim być, to raczej kilka miesięcy niczego tu nie zmieni…  
    Ale nie, nie powinien tak myśleć, a raczej jej ufać: potrzebuje czasu, bo chce się dobrze przygotować do roli towarzyszki życia, sprawdzić go, być bardziej pewną… Powinien to rozumieć, bo w końcu ta sprawa z „wyjcem”… No, ale przecież minęło już trochę czasu! A może w głównej mierze tu chodzi o…?
- Dobra, chodźmy dalej, bo teraz to i mnie tyłek boli.
    Rozważania przerwał jej roześmiany głos. Wziął ją więc za dłoń i chcąc uciec od „niewygodnych” myśli, na powrót nawiązał do „nieszczęsnego” spotkania integracyjnego, gdyż, w rzeczy samej, wcale mu się ono nie uśmiechało. Wszak koledzy-prawnicy nie darzyli go sympatią, więc co to zmieni?  
    Tanja przytakiwała, gdzieś w głębi siebie niepokojąc się tą „wielką troską” ze strony Leeny – o tak, za bardzo interesowała się „Aleksem”. Musiała to jednak zachować dla siebie, bo nie chciała wychodzić na nieufną.

***

    Jyrki żałował tego, co nagadał Kaari – może nie od razu (wszak początkowo skutecznie bronił go przed tym gniew), ale jednak tak. Mimo że zarzekał się, iż już „więcej się do niej nie odezwie, w ogóle nie obchodzi go, co tam sobie o nim teraz myśli”, postanowił… przeprosić. Co prawda, nie był w tym dobry, ale czuł, że tak właśnie trzeba. Skłoniło go do tego nie tylko postanowienie, iż będzie oznajmiał całemu światu, że nie jest taki, jak Perttu, poprzez właściwe postępowanie („przyjaciel” bowiem na pewno nie prosiłby o wybaczenie. A przynajmniej nie ze szczerych pobudek). Postanowił tak, gdyż… jakiś nęcący „głos”, gdzieś wewnątrz niego, podpowiadał mu, że mimo wszystko powinien pozostawać z panną Venerinen w koleżeńskich stosunkach.  
    Tak więc, ponieważ Kaari uwielbiała „dżentelmenów”, już na drugi dzień od incydentu, pojawił się pod biurowcem, w jakim pracowała. Rzecz jasna, tuż przed tym, jak kończył się jej roboczy dzień, bo do domu Venerinenów raczej by nie poszedł, a postanowił załatwić sprawę osobiście. Nerwowo krążył to w tę, to we w tę, gdyż w ostatniej chwili ogarnęły go wątpliwości: a jak znowu go zbeszta? Jak zwykle posądzi o to, że specjalnie za nią „łazi”? A przecież w tym wypadku akurat tak nie było – uważał tylko za słuszne przeprosić ją! Kto wie, może pomyślała sobie wczoraj, że jest „naćpany” i stąd ta agresja? W końcu jej zdaniem prowadził „rock’and’rollowe życie”, czyli „prochy”, alkohol, przygodne znajomości… Co by sobie nie myślała, było to jednak nieprawdą i ona powinna ją znać! Wprawdzie nie miał pojęcia, po co, ale tego właśnie pragnął!  
    Wreszcie, po kilku minutach „bezsensownego spacerowania”, nieopodal zarysowała się jej sylwetka. Przystanął w miejscu, znowu gorączkowo rozważając, czy aby na pewno to zrobić? Co jej w ogóle powie? Miał ułożony w głowie cały plan, ale z powodu nagłego stresu wszystko z niej wyparowało. Trudno, będzie improwizować, ale musi to zrobić! Raz kozie śmierć!  
    „Dziarsko” ruszył więc przed siebie, ale wówczas okazało się, że zdecydował się za późno: pod budynek zajechał radiowóz, a rozentuzjazmowana Kaari od razu doń dopadła. No tak, przypałętał się „amant”…  
    Schował się za stojącą tam tablicą w nadziei, że „glina” nie będzie tak „bezczelny” i nie zaproponuje jej odwiezienia do domu w czasie służby. Miał rację – Jari był bardzo zasadniczy, jeśli chodziło o pracę. Jednakże, gdy chodziło o Kaari, uznał, że chwilowa przerwa nie zaszkodzi…  
    Ta była w siódmym niebie – oto nareszcie po ciężkim dniu roboczym zastała za drzwiami swego „księcia”! Co prawda, nie mogła wsiąść z nim do samochodu, a jedynie zamienić kilka słów, ale już sama możliwość ujrzenia go zaspokajała „bajkowe wyobrażenia”. Ponieważ przyjechał tu z własnej woli, oznaczało to, że mu na niej zależy. Stęsknił się, chociaż widzieli się zaledwie wczoraj…  
    Radość sięgnęła zenitu, gdy zaprosił ją do kina na tą sobotę.
    Jyrki denerwował się coraz bardziej, widząc, jak się do niego „szczerzy”. Jak swobodnie i „przyjacielsko” z nim rozmawia, podczas, gdy na niego „warczy”. Co tu dużo mówić? Już od samego początku ich znajomości była spięta, jej uśmiech był sztuczny, wręcz wymuszony, a przy tym „pingwinie”? Zupełne przeciwieństwo! Co on tu właściwie robi? Czy ją choć trochę obchodzi, jak ją potraktował? A guzik, liczy się dla niej tylko ten „gliniarz”! I pomyśleć, że jeszcze do niedawna tak nie znosiła policji… O tak, jeśli chce zrobić ze siebie idiotę, to jest na jak najlepszej drodze.
    Z ową myślą zawrócił, od czasu do czasu oglądając się na roześmianą dziewczynę. No tak, przecież takie, jak ona, chcą nie wiadomo kogo, bo w końcu sama jest „bizneswoman”! Żałosne podziały…

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 9731 słów i 54304 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik BENO1

    :rotfl:

    17 lis 2016