A rush of blood to the head cz. 10

cóż... dla tych, którym nie podoba się, że mącę w życiu Aleksa mam złe wieści - historia jest już zakreślona do końca i na tym polega główny wątek ;(

    Znajomość Kaari z Jarim rozwijała się w najlepsze, choć, jak na nasze szalone czasy, gdzie obowiązuje zasada „teraz, już, natychmiast!”, mogło się zdawać, iż bardzo powoli. Bowiem aż do tej pory kończyło się „jedynie” na wymianie spojrzeń i trzymaniu za ręce. Wcale nie było to niczym złym, jeżeli tylko myśleli o sobie poważnie, bowiem udany związek można stworzyć tylko wtedy, gdy dowie się o sobie jak najwięcej, a przecież przy całowaniu się nie rozmawia, żeby już nie mówić o innych sytuacjach…  
    Kaari nie stąpała jednak po ziemi tak mocno, jak Tanja (a przynajmniej siostra starała się trzeźwo myśleć, bo stan zakochania znacznie jej to utrudniał) i dlatego nie mogła się już doczekać, kiedy Jari okaże jej uczucie przez chociażby pocałunek. Mimo że miała za sobą już tyle miłosnych zawodów, gdy spotykała jakiegoś ciekawego mężczyznę, znowu zwyciężała w niej romantyczna natura – miłość musiała być od pierwszego wejrzenia i koniecznie prędko się ujawnić! Gdy się zakochała, przestawała zastanawiać nad tym, co jest potrzebne do tego, by jej związek z drugim człowiekiem się utrzymał. Dawała ponosić się emocjom i w rezultacie po czasie zawsze orientowała się, że to przecież nie to: ten był gburowaty, ten znów miał skłonności do flirtowania z każdą napotkaną kobietą, jeszcze inny był lekkomyślny, i tak dalej…  
    Z tego wszystkiego (co już wiadome) idealizowała też Aleksego i złość ją brała na to, jak poważnie podchodzi on do znajomości z Tanją, aż wreszcie pojawił się Jari… I znowu wyłączył się zdrowy rozsądek, choć jeszcze przed poznaniem go dobrze wiedziała, jakiego typu mężczyzny szuka. Może to stąd, że miała już dość samotności, więc wszystko jej było jedno, na kogo trafi, byleby tylko wzbudzić czyjeś zainteresowanie?  
    Nie, nie tylko: w jej mniemaniu policjant był „doskonały”, dorównywał jej „ideałowi”, który, prawdę mówiąc, modyfikowała stosownie do każdego nowo poznanego mężczyzny. W rezultacie ów „szablon” zmieniał się, niczym kameleon, lecz ona nie widziała w tym niczego złego.  
    Dzisiaj była tym szczęśliwsza, bowiem umówiła się ze znajomym, iż po pracy pokaże mu pewne, ciekawe miejsce… Właśnie stanęli w „tajemniczym” zakątku w Esplanadi, gdyż to właśnie jego miała na myśli. Jari, jak prawie każdy, kto przyszedł tu po raz pierwszy, zarzekał się, iż nie miał o nim bladego pojęcia. Jednakże nie był szczególnie zachwycony fruwającymi nad ich głowami ptakami, ich melodyjnym śpiewem pośród gałęzi drzew, czy roztaczającym się wokoło morzem – był raczej skupiony na Kaari, która od paru minut z nadzwyczajnym zaangażowaniem opowiadała mu, jak tu trafiła, co jej się szczególnie podoba i dlaczego właściwie go tu przyprowadziła.  
    Nagle, bez uprzedzenia, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Natychmiast się cofnęła, gdyż (choć podświadomie wyczekiwała tej chwili) pragnęła, by wyglądało to nieco inaczej. Tanja tyle się jej w końcu naopowiadała, jak wyglądał jej pierwszy pocałunek z Aleksim: rozmawiali, siedząc naprzeciwko siebie, aż w pewnym momencie to wyszło samo z siebie. Z pewnością było o wiele subtelniejsze, aniżeli owa „agresja” teraz i właśnie to się jej nie spodobało – w uczuciach ceniła sobie delikatność, bo tak nakazywał jej wrodzony romantyzm: prawdziwa miłość miała być przepełniona taktem.  
    Tyle, że w realnym świecie nasze wyobrażenia często mijają się z rzeczywistością. Szkoda, fakt to niezaprzeczalny, ale w takim wypadku najlepiej się dostosowywać, miast niepotrzebnie cierpieć. Póki co, Kaari tego nie rozumiała, więc obrzuciła „adoratora” bliżej nieokreślonym spojrzeniem.
- Co jest? – nie zmieszał się, gdzie tam? Wręcz zdziwiła go taka reakcja.  
    Poczuła się zbita z tropu. Z tego, co wiedziała, Aleksi jeszcze by przeprosił za swoje zachowanie, a ten…?  
    Porównywanie go do narzeczonego siostry było jak najbardziej głupie, bowiem Tanja stanowiła odrębny przypadek: Aleksi zdawał sobie sprawę z tego, że powinien być ostrożny, bo ta miała za sobą ponurą przeszłość. Ponadto każdy mężczyzna jest przecież inny, różni się charakterem, manierami, itd. Kaari, choć zawiedziona, nie chciała jednak wyjść przed nim na „niedoświadczoną panienkę”, więc prędko odparła, że jest po prostu zaskoczona taką nagłą „eksplozją uczuć” – Myślałem, że też tego chcesz. Podobasz mi się, a widziałem po tobie, że chyba z wzajemnością, więc… ale, jeśli nie, to… - odparł, bezradnie wzruszając ramionami.
    Cóż, bynajmniej nie była to „romantyczna” odpowiedź, jakiej wciąż naiwnie łaknęła… ale w tych czasach już chyba raczej nie trafi na uprzejmego dżentelmena.
- Pewnie, że tak, ale mnie nie chodzi o przygodną znajomość… - wybąkała dopiero po chwili, bowiem wpierw dwa razy zastanowiła się w duchu, czy aby powinna to w ogóle wyrzec na głos – mam już tyle lat, że marzę o czymś poważnym, a nie…
- Przecież ja też – podszedł bliżej i wziął ją za dłonie – ale mam już dość tych szczeniackich podchodów: tylko patrzeć i nic poza tym – takie tłumaczenia świadczyły o braku dojrzałości, gdyż wskazywały na to, że bardziej, niż jej osobowość, interesuje go jej powab, ale do Kaari dotarło tylko to pierwsze zdanie: „Przecież ja też” – na to właśnie czekała, by się zdeklarował!  
    Rzuciła mu się więc na szyję i teraz to ona pocałowała jego.  
    Byli tak bardzo zajęci sobą, że nawet nie dosłyszeli głosów, jakie rozległy się w zakątku. Zaraz potem stanęli tam Tanja z Aleksim i od razu zastygli w bezruchu. Ona była zaskoczona widokiem siostry, całującej się z jakimś „facetem”, o którym nie miała bladego pojęcia, zaś on oburzony faktem, iż coraz więcej osób znało „sekretny” zakątek. Nie po to pokazał go Kaari, by sprowadzała tu teraz każdego, kogo tylko chciała!  
    Para była tak „bezczelna”, że nie miała zamiaru sobie przerywać, więc Tanja rzuciła zdawkowym „Cześć”. Od razu się rozstąpili, na co starsza z panien Venerinen oblała się rumieńcem.
- Wy też tutaj? Co za zbieg okoliczności – posłała im sztuczny uśmiech – Jari, to jest Tanja, moja siostra, a to jej chłopak, Aleksi – przedstawiła ich sobie.
- Kaari już mi nieco opowiadała… pan jest tym prokuratorem, który posadził Raniellich? – uścisnął jego dłoń. Ten nieufnie zmarszczył brwi, gdyż nie życzył sobie, by mówiono o nim na prawo i lewo, a „sława” też mu się nie marzyła… - pracuję w policji, a ponieważ staram się to robić uczciwie, jestem pod pańskim wrażeniem. Należało mu się – wyjaśnił na widok jego miny.  
    Towarzyszka po raz kolejny wykrzywiła twarz w grymasie uśmiechu, tyle, że tym razem niewinnego, bowiem Tanja już miażdżyła ją spojrzeniem: jak mogła zadać się z „gliną”?!
- Ten młody sam się załatwił, a tatko to już nie moja zasługa… zresztą, jeszcze nie wiadomo na ile go skażą – odparł skromnie Aleksi.
- Ale pan naprowadził na trop w sprawie korupcji, dzięki temu na niby-gliniarzy padł blady strach – schlebiał policjant – z tego, co zasłyszałem, jutro ogłoszą wyrok w sprawie starego Ranielli.
- O… to ciekawe… pójdziemy tam? Wziąłbym sobie dzień urlopu – zwrócił się do Tanji. W odpowiedzi niemrawo kiwnęła głową, choć myślała coś zupełnie przeciwnego. No, ale przecież nie będzie tego roztrząsać przy obcym…  
    Bez względu na jej zdanie, narzeczony już sobie postanowił, że jeszcze dzisiaj wykona telefon do szefa, no i oczywiście do Hannu, by wypytać o godzinę rozprawy – wszak, ten na pewno miał w to wgląd. W jego oczach widać było cień satysfakcji. Ba, humor poprawił mu się jeszcze bardziej, mimo że i tak był już wyśmienity. Ona, wręcz przeciwnie – czuła, że nie jest gotowa na to, by znowu oglądać twarz tego człowieka. To się wiązało z powrotem do przeszłości, a ona już ją przecież zamknęła.  
    Jari jednak skutecznie jej o niej przypomniał, gdyż wdał się z Aleksim w pogawędkę na temat wydarzeń sprzed ponad pół roku. Stała obok narzeczonego, raz po raz przytakując, bądź uzupełniając jego relację, gdy ją o to poprosił, i przy okazji słała siostrze znaczące spojrzenia.
    Wtem policjant zerknął na zegarek i aż złapał się za usta. Musiał koniecznie iść, bo za godzinę zaczynał służbę, a samo tylko włożenie munduru zajmowało mu sporo czasu! Kaari poczuła, że jako „samotna jednostka” będzie tam zbędna – wszak, gdy Tanja z Aleksim przychodzili w to miejsce tylko we dwójkę, to po to, by pobyć z dala od innych ludzi. Wymówiła się więc, że wraca do domu na obiad (para ani trochę nie protestowała. Gdzie tam, z pewnością aż się ucieszyli na taki obrót spraw) i tym samym opuściła zakątek wraz z Jarim.  
    Tuż za nim pożegnali się „krótkim” całusem, a ten popędził przed siebie, niczym burza. Starsza panna Venerinen założyła rękę na rękę i ruszyła przed siebie wolnym krokiem. Było jej przykro, że nie odwiezie jej do domu (w końcu te marzenia o zmotoryzowanym „księciu”…), chociaż dobrze wiedziała, iż jest to niemożliwym, bo dzisiaj był pieszo z racji tego, co miała mu pokazać.  
    Było przyjemnie ciepło, słońce znajdowało się jeszcze wysoko na niebie, a zielone drzewa, jak i soczysta trawa stwarzały w parku cudowny klimat – w sam raz do spacerowania! Ale piękno natury niknie w obliczu ludzkich wątpliwości, a ona miała przecież tyle do przemyślenia… Sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Ładnie się zaczęło, ale teraz…  
    W końcu zajęła jedną z ławek i podparłszy się rękoma pod brodę, zapatrzyła gdzieś przed siebie.
- Na serio chcesz tam jutro iść? – spytała tymczasem Tanja.
- No pewnie, jestem ciekaw, ile dostanie i muszę to usłyszeć na własne uszy. Wtedy to dopiero będzie satysfakcja, a nie, jak tam Hannu, czy Timo mi przekażą – odparł na to Aleksi, grzebiąc przy tym w swojej służbowej teczce.  
    Przygryzła wargę – jak się tu teraz z tego wywinąć?
- To… idź, zdasz mi później relację – odchrząknęła niepewnie.
- Wycofujesz się? – popatrzył zaskoczony.
- A co za różnica, czy tam będę? Świadomie nie chciałam brać udziału w tym procesie, a teraz miałabym, ot tak, tam pójść? – zauważyła wymijająco.
- Co za różnica? Chcesz zobaczyć efekt końcowy, bo sporo ci się dostało od tego drania. Ludzie to zrozumieją…! Zresztą, co się tam przejmujesz ich zdaniem? Idziesz i już, co to kogo? – wzruszył ramionami, po czym wrócił do przetrząsania „aktówki”.
- Nie chcę – burknęła otwarcie – dla mnie to już przeszłość, po co mam ją niepotrzebnie odgrzebywać?
- No tak, ale dopiero teraz to się skończy na dobre – upierał się przy swoim – do diaska, pokaż temu chamowi, że żyjesz pełnią życia! Że się wcale nie załamałaś przez to wszystko, gdzie tam? Jesteś zadowolona, podczas, gdy jego synalek gryzie ziemię! Wiesz, jak go tym wkurzysz? Nie sądzisz, że na to zasługuje po tym, jak cię traktował?
- Nie wiem… a jak dostanie mały wyrok i zaraz po tym, jak wyjdzie, od razu skieruje się do mnie, żeby zemścić za taką obrazę?! Mam gdzieś takie coś, jedno mi wystarczy! – jęknęła rozpaczliwie.
- Daj spokój, wątpię, żeby mu się chciało. A jakby nawet, to bym cię obronił.
- No sorry, ale nie chcę, żeby ci znowu przestrzelili głowę – próbowała złapać go za szyję, lecz gwałtownie odwrócił się doń plecami – Aleks, co ty tam właściwie wyprawiasz? Chowasz coś przede mną? – parsknęła, gdy coś dziwnie zaszeleściło…
- Odwróć się i zamknij oczy – rzucił jej spojrzenie przez ramię. Parsknęła śmiechem na tak dziwne polecenie – no dalej, po to tu właśnie przyszliśmy – powtórzył „rozkaz”.  
    Po plecach przeszły jej ciarki. Co on właściwie chce zrobić? Chyba nie kupił jej… pierścionka zaręczynowego?! Przełknęła głośno ślinę, po czym nareszcie spełniła to, czego od niej wymagał, gdyż zaczął się niecierpliwić.
    No, teraz już mógł bez przeszkód wydostać prezent wpierw z „odmętów” teczki, a następnie z niewielkiej torebki, w jakiej był schowany. Rzucił więc „aktówkę” na ziemię, niedbale przykrywając ją marynarką. Praca wymagała, by nosił garnitur, ale na dworze było tak ciepło!  
    Gdy już się upewnił, że Tanja na pewno zaciska powieki (czemu towarzyszyło nerwowe parskanie), oto zawiesił onyks na jej szyi. Gdy tylko jego zimny kształt dotknął jej skóry, natychmiast doń sięgnęła, prędko otwierając oczy.
- Co to…? Jaki ładny! – chwyciła wisiorek w opuszki palców. Miała przy tym taką minę, jakby miast „zwykłego” kamienia trzymała w ręku najprawdziwsze złoto.
- Podoba się? – może owo pytanie było głupie, ale chyba każdy ofiarodawca zmaga się z takowym dylematem – trafił w gust, czy też, o zgrozo, nie?
- Rany, jest śliczny! – ucałowała go w usta, po czym obróciła się dookoła własnej osi. Co prawda, kolorystycznie biżuteria nie bardzo pasowała do jej dzisiejszej garderoby – niebieskiej bluzki i zwiewnej, białej spódnicy – ale on za kryterium obrał przecież kolor jej oczu – dlaczego tak nagle…? Nie, to głupie pytanie! Bardzo się cieszę! – przytuliła się, z trudem powstrzymując od wesołych podskoków.
- Chciałem ci coś dać na rocznicę poznania, ale to dopiero za dwa miesiące, więc nie chciało mi się tyle czekać.
- Ty… pamiętasz, kiedy to było? – odsunęła się, mierząc go podejrzliwie.
- No raczej nie zapomina się dnia, w którym się zostało poniżonym. Oplułaś mnie przecież, a raczej nigdy wcześniej nikt mi w taki sposób nie dołożył – parsknął na samo tylko wspomnienie owego zdarzenia.
- Już przepraszałam, ale w takim razie jeszcze raz sorry. Pewnie wyglądałam wtedy na histeryczkę… - posłała mu pokorny uśmiech.
- Miło wiedzieć, że już wtedy chciałaś mi coś od siebie dać, więc pozostawiłaś swoje DNA. To bardzo dużo.
- Weź, przestań! Przeprosiłam na poważnie! – wybuchła gromkim śmiechem, trącając go przy tym w ramię.
- No, na tobie leży o wiele ładniej, niż na… - czy on zgłupiał?! Całe szczęście, że w porę się zorientował, co właściwie plecie! Jeśli Tanja dowiedziałaby się, że Leena pomagała mu przy wyborze owego wisiorka…! Dziewczyna już mierzyła go pytającym wzrokiem – no… na innej kobiecie – palnął na poczekaniu, sztucznie się przy tym „szczerząc”, byleby tylko nie ciągnęła go za język.
- Coś ty się dzisiaj taki romantyczny zrobił? – zaśmiała się, uznając „chwilową przerwę” za wynik zażenowania. W końcu „Aleksowi” z trudem przychodziły takie „wyznania”.
- Jak się nie podoba, to przestanę – uniósł zadziornie ramiona.
- Nie, jest jak najbardziej w porządku, więc prosimy o więcej!
- Dobra, to jak? Pójdziesz ze mną jutro do sądu? – i skończyły się „dyrdymały”: wrócił do ponurego tematu… Westchnęła, pobłądziła chwilę wzrokiem po całym zakątku, aż wreszcie niepewnie skinęła głową – i o to właśnie chodzi! – ucieszył się, ściskając ją za dłoń, jakby chciał w ten sposób dodać jej otuchy. Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem, czując, jak w środku już cała drży, a przecież miało to być dopiero jutro…

***

    Dochodziła ósma wieczór. Kaari przeglądała papiery z pracy, jakie wzięła ze sobą do domu, gdyż goniły ją terminy, a od jutra zaczynała kilkudniowy urlop… wolała więc co nieco nadrobić, zamiast w spokoju odpoczywać. Była księgową, a to wiązało się z dużą odpowiedzialnością: musiała wszystko dobrze policzyć, bo w razie „głupiej” pomyłki postronni mogli wiele stracić, a ona nawet posadę.  
    Ale i tu nie mogła się należycie skupić – w swoich własnych czterech kątach – gdyż po głowie wciąż krążyły jej wydarzenia minionego dnia. Zwłaszcza teraz, gdy co dopiero przeczytała sms’a, jaki wysłał jej Jari. Pytał w nim, czy wszystko w porządku, będą się nadal spotykać? I chyba sam sobie odpowiedział na owo zapytanie, bowiem od razu zaprosił ją na kawę.  
    O ile miała co do niego jakiekolwiek wątpliwości, to ta jedna wiadomość w zupełności je rozwiała. Prędko odpisała, że owszem! A na kawę wybierze się z nim z przyjemnością.  
    Tak więc już zupełnie nie mogła się skoncentrować, raz po raz wybuchając niekontrolowanym śmiechem, to znów rozważając, jak to będzie, gdy już pójdą na tą randkę…? Bo chyba mogła już określać ich spotkania właśnie takim mianem?  
    Wtem drzwi się uchyliły i do jej pokoju weszła Tanja. „Na wstępie” przybrała zamkniętą postawę, zaś jej mina mówiła sama za siebie: „Dostaniesz reprymendę!”.
- Dlaczego ty ciągle musisz robić mi na przekór? – wymruczała z dystansem.
- To pytanie retoryczne? – rzuciła od niechcenia, gdyż dobrze wiedziała, o co też chodzi młodszej siostrze.
- Nie wkurzaj mnie! Najpierw Jyrki, teraz znowu glina…! Na świecie żyje przecież tylu facetów, nie możesz sobie znaleźć jakiegoś normalnego?!
- A skąd wiesz, że Jari taki nie jest? Znasz go chociaż? – odparła spokojnie.
- Wystarczy mi, że jest gliniarzem, a oni wszyscy są tacy sami!
- O nie, nie wrzucaj ich do jednego worka! – wściekle rzuciła długopisem – słyszałaś chyba, co mówił do Aleksa o Raniellim. A poza tym, to Jari pracuje w innej komendzie, i zna go tylko z opowieści. U nich jakoś nigdy nie było przypadków korupcji, czy mataczenia!
- I ty mu wierzysz?! Jak długo go w ogóle znasz? – zmarszczyła brwi.
- Z jakieś dwa miesiące, a co to ma niby do czego? – uniosła lekceważąco ramiona.
- Że co?! Nawet dobrze nie wiesz, co to za jeden, a już się z nim całujesz?!
- Tanja, pogięło cię?! Może jeszcze będziesz teraz grać moją mamusię, co?! – ze złości aż poderwała się z krzesła.
- Ja też się śpieszyłam z Perttu i co mi z tego przyszło?! – energicznie zagestykulowała rękoma, co znaczyło, iż bardzo angażuje się w sprawę siostry.
- Nie porównuj tego! – skrzywiła się – nie wszyscy są tacy, jak on, a całowanie się to nic złego!
- A może jemu chodzi właśnie tylko o to?! – upierała się przy swoim, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaką romantyczką była Kaari: może marzyła już nawet o ślubie, ale co powiedziałby na to „glina”?
- Kurde, Tanja! – warknęła przez zęby – to, że ty musiałaś się znać z Aleksem cały rok, żeby go wreszcie cmoknąć wcale nie znaczy, że ja mam robić tak samo! My od początku wiedzieliśmy, po co się spotykamy, więc to sobie teraz okazujemy! Zresztą, to dwa miesiące, ludzie! Niektórzy całują się już na pierwszej randce, na którym ty świecie żyjesz?!
- Dobrze wiem, jak robią inni! – wściekła się – lecz niestety, przykro mi, ale ja jestem przewrażliwiona na punkcie facetów!
- Rozumiem, ale nie dam sobie zrobić krzywdy, więc nie musisz się o mnie martwić. Mam już w końcu 28 lat! – wzięła ją za ramiona, delikatnie próbując wyprowadzić z pokoju, gdy oto na szyi siostry coś błysnęło… - a to co? Kiedy sobie kupiłaś? Ładne, też się chętnie w taki wyposażę – obróciła w palcach zielony onyks.
- Nie kupiłam, dostałam dzisiaj od Aleksa w zaułku – wyjaśniła z nieukrywaną dumą.
- No proszę… dobrze z nim masz. I może ja też tak chcę, dlatego spotykam się z Jarim? – sprytnie nawiązała do nurtującej ich kwestii. Tanja wściekle wywróciła oczyma – nie bądź samolubna i pozwól mi żyć własnym życiem, ok? Tym bardziej, skoro jesteś szczęśliwa, powinnaś tego życzyć i mnie, bo dobrze wiesz, że i ja miałam z facetami różne przeboje – dodała znacząco. „Młoda” nic na to nie odparowała, tylko ruszyła do wyjścia – najwyraźniej się poddała, albo dotarły doń „silne” argumenty, do czego i tak by się głośno nie przyznała – hej! – zawołała jeszcze, gdy ta była już w progu – tylko się czasem nie wygadaj rodzicom, sama im powiem, jak mi coś z nim wyjdzie.
    Siostra obrzuciła ją bliżej nieokreślonym spojrzeniem i już naprawdę sobie poszła.  
    Kaari opadła na krzesło, niczym styrana życiem. Wiedziała, że może liczyć na Tanję i ta na pewno się nie wygada, ale owa rozmowa i tak strasznie ją wyczerpała… Kto by pomyślał, że młodsza siostra przeistoczy się w „przyzwoitkę”? Śmiechu warte!

    Rozdział 9

    Tego dnia praca szła Aleksemu wyjątkowo gładko – od wczoraj powodowała nim bowiem radość z sędziowskiego orzeczenia: Ranielli poszedł siedzieć na calutkie 10 lat! A jaką miał minę, gdy ogłoszono wyrok – gdyby mógł, zmiótłby go swym wzrokiem z powierzchni ziemi. Dobrze wiedział, skąd taka nienawiść: nie tylko pozbawił go stanowiska, ale i w pewnym sensie i rodziny, bo żona odeszła od niego, a syn nie żył, podczas, gdy on, który właściwie też „powinien był gryźć ziemię”, egzystował w najlepsze. Markko na pewno miał Perttu za złe, że nie strzelił ciut dalej… wystarczyło przecież tak niewiele, by pocisk roztrzaskał mu czaszkę…  
    Tanja była wczoraj taka spięta, ale dzielnie trwała u jego boku, z niecierpliwością oczekując na wyrok. Po rozprawie zabrał ją więc na lody, by w ten sposób „rozbroić” z negatywnych emocji, przy czym spotkali Hannu i tym samym miło spędzili czas we trójkę. Wszak, ze swoim poczuciem humoru przyjaciel był w stanie rozruszać każdego ponuraka, a narzeczona zawsze podśmiewała się z ich wzajemnych sprzeczek. By więc zrobić jej przyjemność, specjalnie prowokował Hannu, dzięki czemu całkowicie się rozluźniła. Bo i czym się tu martwić, skoro 10 lat to taki długi okres? Nawet, gdyby Ranielliemu zachciało się zemsty (w co i tak nie wierzył – to byłoby zbyt „książkowe”), i tak mieli sporo czasu, by się na to przygotować.
- Puk, puk, zajęty? – wtem do biura zajrzała Leena. Od razu spojrzał na zegarek i stwierdziwszy, że zaraz zaczyna się ustawowa przerwa od pracy, oznajmił, że jak najbardziej nie. Kobieta weszła więc w głąb. Dzisiaj miała na sobie rozkloszowaną, acz krótką spódniczkę w kwiatki i „mocno” wydekoltowaną, różową bluzkę. Jak zwykle więc prezentowała się bardzo atrakcyjnie – wpadłam, bo umówiłam się z Johannesem na obiad, ale wykręcił mi numer i pojechał sobie na rozprawę do sądu. Wyobrażasz to sobie? Zapomniał, że ją ma i ot tak mnie zbył! – wyjaśniła oburzona.
- Niekoniecznie umyślnie, może na serio wyleciało mu z głowy? Czasem tak jest, nie tak dawno temu nawet sam tego doświadczyłem – odparł jej krzywym uśmiechem.
- No tak. Zwłaszcza, jak się jest w pewnym wieku, to już tym bardziej się zapomina… - westchnęła, biorąc do ręki stojący na jego biurku kalendarz – chodzę więc po kancelarii i pytam, kto mi dotrzyma towarzystwa? Z tego wszystkiego padło wreszcie na ciebie – odstawiła rzecz, mrugając doń zachęcająco. Od razu się zakrztusił, jakby co najmniej wyznała mu, iż się jej podoba.
- Słucham…? To chyba nie bardzo…
- Proszę! Nie lubię jeść sama. Nie skazuj mnie na towarzystwo któregoś z tych dwóch gburów! Zresztą Antti bodajże też jest w sądzie. To co? Jesteśmy dobrymi znajomymi i Johannes o tym wie, więc co miałby mieć przeciwko temu? – oparła się rękoma o blat, lekko przy tym pochyliwszy, w rezultacie czego jak zwykle pogłębił się jej „słynny” dekolt… co więcej, na jej szyi wisiał taki sam onyks, jakiego „szczęśliwą” posiadaczką była Tanja, tyle, że ten jej był w czarnym odcieniu.  
    Na moment utkwił w nim wzrok, aż wreszcie, nawet nie wiedząc, kiedy, przystał na zaproszenie „szefowej”. Na ustach damy natychmiast rozrysował się szeroki uśmiech.

***

    - Jakie studia? Weź, spadaj! – prychał Jyrki, gdy wraz z Tuomasem przemierzali helsińskie ulice. Ten pierwszy jak zwykle był ubrany zupełnie na czarno, mimo że na dworze było prawie 30-ści stopni, a słońce, jak wiadomo, lubi „ciągnąć” do czerni… Jedyny kolorowy akcent stanowił napis „Muse”, jaki widniał na jego koszulce. Jyrki bowiem bardzo lubił ów zespół.  
    Kolega z „Fairy Tales” miał zamiar na jesień iść na zaoczne studia i do tego samego próbował zachęcić i jego, lecz był nieugięty – I co niby z tego będę miał? Kto mi da w tym czasie jeść, co? Zamiast przysypiać na jakichś durnych wykładach, wolę iść do roboty! Matka wsparcia potrzebuje, a ja nie mam zamiaru do końca życia grać w jakimś zakichanym klubie, w którym i tak wszyscy mają nas w dupie!
- No chyba nie odejdziesz z bandu?! – zawołał zaniepokojony Tuomas.
- Nie, mam tylko przeczucie, że nie przedłużą z nami umowy, a wtedy z czego będziemy żyć? Z grania na ulicy?! Taa, pewnie! Dlatego od jutra zaczynam szukać roboty.
- Ale co wtedy będzie z próbami?! Przecież musimy mieć co tydzień nowe kawałki!
- Spokojnie, co trzęsiesz portkami? Będziemy się spotykać po… - urwał w pół zdania, gdyż oto na horyzoncie zarysowała mu się znajoma postać… Ale co Kaari tu robiła, skoro powinna być w pracy? A zresztą, „kij z tym”! Ważne, iż idąc ulicą obejmowała się z tym „gliną” – on oplatał ją ramieniem, zaś ona jego w pasie. „Coś tam doń szczebiotała, niczym idiotka”, ale on nie reagował, gdyż nerwowo rozglądał się na boki.  
    Gdyby w Jyrkiego nie wstąpiła nagła złość, z pewnością zwróciłby uwagę na owo, jakże dziwne zachowanie, a tak spochmurniał do granic możliwości, wymyślając na nich w duchu różnego rodzaju epitety: od „żałosnych frajerów” po „naiwną karierowiczkę”. Zaraz miał się „wkurzyć” jeszcze bardziej, choć sam nie wiedział, dlaczego, bo oto i Tuomas wyszedł z „idiotyczną” uwagą:
- Ja cię… ale ci pojechała! Wjechałbym takiej na ambicję!
- Co?! Co za farmazony znowu pleciesz?! – warknął, dodatkowo rozjuszony przez przechodniów, jacy nie szczędzili im „durnowatych” spojrzeń. Z pewnością ich kojarzyli i stąd ten „potępiający” wzrok.
- No przecież cię olała, nie? – towarzysz obejrzał się za kobietą, z której oczu zionęła szczególna niechęć.
- Chyba cię pogibało?! Mam gdzieś, co tam sobie robi! Nigdy nie była moją dziewczyną, z czego się zresztą bardzo cieszę! To była TYLKO znajoma! – syknął cierpko, by w mig „ubrać się” w sztuczny uśmiech, bo oto Kaari właśnie ku nim nadchodziła. Była tak zajęta „kompanem”, że nawet go nie zauważyła, ale na uprzejme „Cześć” odwróciła głowę i jakże się zaskoczyła, gdy ujrzała na jego twarzy wyrazy sympatii (może nie do końca szczerej, ale ona i tak nie była w stanie tego dogłębnie zbadać). Odpowiedziała więc nieśmiałym grymasem i wróciła do pogawędki z „pingwinem”.
- Zdurniałeś?! Ja bym w życiu się do niej więcej nie odezwał, a ten jeszcze banany strzela! – zawołał zdegustowany Tuomas. Przyjaciel popukał się w czoło.
- Nie kapujesz, gruby? To taka taktyka! Jakbym udawał wielce obrażonego, to wtedy posądziłaby mnie o zazdrość, a tak to ma dowód, że gdzieś mi lata z kim tam sobie jest, i co wyprawia! Patrz i ucz się!
- Ale jednak cię to rusza! Kurde, trzeba być totalnym debilem, żeby przejmować się byle spódnicą – zarechotał kpiąco.
- Powiedziałem przecież, że nie będę UDAWAŁ obrażonego, więc to chyba mówi samo za siebie, co nie?! Weź się odwal, albo rzeczywiście odejdę z zespołu! – zagroził, dzięki czemu kompan nareszcie się uspokoił.  
    Jyrki mimowolnie obejrzał się za siebie: wciąż byli w zasięgu pola jego widzenia, gdyż zatrzymali się przy jednej ze sklepowych wystaw. Prychnął w duchu, wściekle odgarniając czarne, połyskujące w słońcu włosy. „Wstrętna krętaczka”… jego to w najlepsze „wyrolowała”, a do tego drugiego „szczerzy się, jak głupi do sera”, pewnie! Co ten „debilny pingwin” niby takiego w sobie ma, że jest lepszy od niego?! Bo ma gładko zaczesaną fryzurkę? Nosi mundur? Zużywa setki „Gilette” rocznie?! Żałosne, ludzi nie ocenia się po wyglądzie, ale po tym, jacy są – a ona robiła odwrotnie! Jej nie odpowiadał, bo ubierał się i wyglądał, „jak na załączonym obrazku”, ale ten „glina”… Ach, dość, po co właściwie o tym myśli?!  
    Zagadnął więc Tuomasa, co będą grać w tym tygodniu i tym samym nieco zapomniał o owym incydencie, choć krew aż dotąd w nim wrzała. I to wcale nie z powodu wysokiej temperatury powietrza.
    Kaari z lubością wpatrywała się w biżuterię, jaką oferował tamtejszy jubiler, lecz Jari w ogóle nie odpowiadał na jej pytania, czy sugestie, bo wciąż „natarczywie” rozglądał się dookoła. Wreszcie coś w istocie wypatrzył, bo wszak, „kto szuka, ten znajdzie”. Sięgnął więc do kieszeni i stwierdziwszy, że ktoś do niego dzwoni, odszedł nieco na bok.  
    Towarzyszka mimowolnie obejrzała się w stronę, z jakiej nadeszli, ale po Jyrkim i jego koledze nie było już ani śladu. Aż dotąd była zaszokowana jego postawą: przy ostatnim spotkaniu „nie zostawił na niej suchej nitki”, a teraz taki miły… Brał coś, czy jak? Zresztą, nawet, jeśli, to i tak nie jej sprawa!

***

    Leena zabrała Aleksego do drogiej restauracji, jaka, o ironio, mieściła się nieopodal prokuratury. Zgodził się na to tylko dlatego, że ta obiecała, iż odwiezie go potem do pracy.  
    Kobieta była bardzo wygadana, dzięki czemu nie musiał zbyt wiele mówić i to mu jak najbardziej odpowiadało. Kiwał więc tylko głową, od czasu do czasu wtrącając swoje zdanie. Raikinen opowiadała mu o najnowszych trendach, jeśli chodziło o dekorację wnętrz, narzekała trochę na męża i dopytywała, jakie to uczucie, gdy jest się oskarżycielem w bardzo ważnej sprawie. Ledwie jednak zaczął mówić, a wychodziła z nowym wątkiem.
- Jak tam prezent? Podoba się dziewczynie? – spytała w pewnym momencie.
- Tak, bardzo – odruchowo spojrzał na jej szyję, gdyż i na niej „spoczywał” onyks. Zrozumiała aluzję i parsknęła śmiechem.
- Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać, to rzeczywiście taki ładny kamień! Wzięłam jednak czarny, bo myślę, że ten kolor do wszystkiego pasuje.
- Przynajmniej nie ma plagiatu – odwzajemnił się krzywym uśmiechem. Sam nie wiedział, czemu, ale w jej obecności nie potrafił być sobą, jakby się czegoś krępował… Gdyby naprzeciwko siedziała Tanja, Kaari, czy tam Tahti – wszystko jedno – zasypałby taką garścią dowcipów, a nawet subtelnych docinków, ale Leeny nie potrafił. Plątał się, niczym uczeń, który ma przed sobą o wiele bardziej doświadczonego nauczyciela. Raikinen najwyraźniej to wyczuła, bo oparłszy łokcie o stół, podparła się rękoma pod brodę i posłała mu wymowne spojrzenie.
- Wyluzuj się. To, że pracujesz u mojego męża wcale przecież nie znaczy, że masz mnie traktować, jak szefową. Jesteśmy prawie w jednakowym wieku, traktuj mnie więc, jak koleżankę. Nie jestem przecież jakąś królową, wobec której trzeba mieć respekt. Chyba, że jesteś nieśmiały? Jak tak, to przepraszam. Nie chciałam naciskać – zrobiła niewinną minę.
- Bo ja wiem? Chyba nie – uniósł niedbale ramiona – właściwie…
- A może zazwyczaj nie? – parsknęła, nawiązując do ich rozmowy podczas spotkania integracyjnego, na co odpowiedział jej tym samym.  
    Zatriumfowała w duchu, gdyż dobrze to znała: ilekroć miała do czynienia z mężczyzną, któremu się podobała, ale jaki jednocześnie miał na głowie „balast” w postaci żony, czy tam sympatii, zawsze zachowywał się dokładnie tak, jak on (a przynajmniej ci, co należeli do niepewnych siebie, bo zadufani w sobie wręcz od razu porywali ją w objęcia). To ta obawa, że zrobi coś przeciwko swej „wybrance” – właśnie ona powstrzymywała ich przed otworzeniem się przed nią, bo wiedzieli, że wówczas nie będzie już odwrotu i wpadną w pułapkę, jaką na nich zastawiła. Pytanie tylko, czy Kietala już wie, że i na niego takowa czyha…?
- Siema, Aleks – wtem przy stoliku stanął Hannu, który również miał w tej chwili przerwę. Ledwie wszedł do lokalu, a jego uwagę przykuł śmiech jednej z par, siedzącej przy stoliku. Jakże więc się zdziwił, gdy owym mężczyzną okazał się być jego przyjaciel. No proszę: wczoraj z Tanją, dzisiaj inna… to przecież do niego nie pasowało! Czyżby ten postrzał go jednak zmienił, czy jak…?  
    Na jego widok Aleksi od razu zerwał się od stolika i z dumą przedstawił go towarzyszce. Leena dystyngowanie podała dłoń z długimi, acz naturalnymi paznokciami, jakie tego dnia powleczone były grubą warstwą „krwiście” czerwonego lakieru. Mina jej jednak nieco zrzedła, gdy znajomy zaprosił prokuratora do stolika. Hannu był tak „bezczelny”, że zgodził się bez wahania – bo jakżeby inaczej, skoro w ostatnim czasie bardzo rzadko widywał „starego druha”?  
    Gdy się przyłączył, Aleksemu natychmiast rozwiązał się język: omówili całą rozprawę Ranielliego, nawiązali nawet do Perttu, pochwalił się, że może już jeździć peugeotem, zaś przyjaciel zwierzył się ze śledztwa, jakie teraz prowadził. O zgrozo, ale przydzielili mu… morderstwo! Pierwszy raz miał do czynienia z czymś takim, więc sporo się namarudził do „Aleksa”, jak by to chciał, żeby dalej pracował w swoim fachu, bo bez niego kompletnie sobie nie radzi!
    Raikinien nieco się nudziła w takim towarzystwie, bo, siłą rzeczy, nie miała nic do powiedzenia. Jednak bardzo zaciekawił ją wyraz twarzy Kietali, gdy prokurator mówił o swoim zajęciu – najwyraźniej nadal tęsknił za starą posadą… I to jest to! Ktoś będzie musiał go potem pocieszyć…
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale niedługo musisz wracać do kancelarii – przerwała im, pukając w tarczę wysadzanego lśniącymi „cekinami” zegarka – dobra, to daję wam jeszcze pięć minut i, póki co, idę do toalety – posłała im przyjacielskie uśmiechy i, jak zwykle, kręcąc „siedzeniem”, opuściła salę.
- Macie romans? – szepnął zaaferowany Hannu, gdy tylko upewnił się, że kobiety na pewno nie ma w pobliżu.
- Nie słyszałeś, co mówiłem, jak ją przedstawiałem? Załatwiła mi robotę, pracuję u jej męża – zaśmiał się, pociągając łyk wody.
- A co to komu przeszkadza? Tylko wiesz, trochę mi dziwnie, bo nigdy nie umiałeś tak na dwa fronty…
- Czyś ty ogłuchł?! – podenerwował się – to TYLKO znajoma, jakby szefowa! Nie można razem zjeść obiadu, bo od razu muszą być jakieś podteksty? – przewrócił oczami.
- A jakbyś mnie spotkał w knajpie z taką babką, to co byś pomyślał? – „kumpel” zmierzył go znacząco, na co bezradnie wzruszył ramionami, gdyż sam nie był do końca pewien, czy aby nie posądziłby go o to samo? – takie, jak ona, nadają się tylko do przygodnych znajomości. Widziałeś ten tyłek? A jaki biust! Sztuczny, czy prawdziwy? – prawie już gwizdnął z zachwytu.
- No wiesz, wypytałem ją o wszystko, więc możesz śmiało pytać… skąd mam niby wiedzieć? Daj już wreszcie spokój, to mężatka – parsknął rozbawiony.
- Ekhm, a co to za przeszkoda? Po co niby tak o siebie dba? Wie, że ma ciałko, jak się patrzy, to się chce nim chwalić, i to niekoniecznie tylko przed mężusiem.
- Co jest? Marisa ci się znudziła, czy jak? – uszczypnął kąśliwie.
- Raczej, co Tanja na taką szefową? – odbił piłeczkę – mówię ci, Aleks, to istna femme fatale. Uważaj na nią, jak nie chcesz, żeby ci dziewczyna zwiała – ton był jak najbardziej poważny, lecz na jego ustach i tak przez cały czas malował się uśmiech, jakby cała ta sytuacja ogromnie go bawiła. Dzięki temu Aleksi sam już nie wiedział, czy ma to odebrać, jako żart, czy też w istocie strzec się Raikinen?
- Dobra, dobra. Zamknij się, idzie tu – na uwagę „Aleksa” Hannu obrócił się za siebie i uważnie prześledził całą „trasę”, jaką pokonała Leena.
- „Palant! Udaje zabawnego, ale marnie mu to wychodzi. Nie cierpię takich typów!” – prychnęła w duchu, mając na myśli, rzecz jasna, „obserwatora”, po czym, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnęła się do nich, ponaglając „podwładnego” do wyjścia.

***

    Obiady takie, jak ten, powtórzyły się jeszcze ze dwa razy: za pierwszym Leena zapewniała, iż bardzo potrzebuje jego prawnej porady, gdyż córka jej kuzynki została zgwałcona, a przecież „chyba nikt nie znał się na takich sprawach, jak on”. Nie chciała jednak zawracać mu głowy w pracy, więc stąd ten „lunch”. W drugim zaś przypadku chciała się odwdzięczyć za udzielone wskazówki. Aleksi zgodził się, gdyż zawsze powodowała nim uprzejmość, no i pociąg do starego zajęcia – w końcu był prokuratorem z tzw. powołania.  
    Poza tym Raikinen uparła się, że pora odremontować, i oczywiście urządzić na nowo hol, więc jej obecność w kancelarii stała się niemalże nagminna. Johannes był w szoku: żony prawie nigdy nie było w domu, gdyż w dzień urządzała mu miejsce pracy, zaś wieczorami mieszkania, bądź domy klientów. Jak zwykle jednak nie protestował, bo i on od pewnego czasu był gościem w domu, tak więc byli kwita. Zresztą, tak nawet było lepiej: przynajmniej mu nie „zrzędziła”, że ciągle go nie ma, bądź nie ma dla niej czasu…  
    Tak więc żona położyła eleganckie panele, zainstalowała głośniki, przez które płynęła muzyka, by „petenci” mogli czuć się w kancelarii swobodniej, wymieniła też krzesła na wygodne sofy, powiesiła na ścianach mnóstwo abstrakcyjnych obrazów, a podłogę wyłożyła miękką wykładziną. Eino był wściekły, gdyż cały ten remont wiązał się z dodatkowym sprzątaniem…  
    Raikinen dobrze wykorzystała czas jego trwania: komenderując robotnikami, w przerwach urządzała sobie z Aleksim pogawędki, a nawet „wprosiła mu się” kilka razy do samochodu… znaczy się, pod pretekstem, iż swój oddała do przeglądu. Wszak, Johannes nigdy nie miał czasu na to, by ją gdzieś podwieźć!  
    Dzięki całemu splotowi owych zdarzeń tak bardzo kręciła się wokół Kietali, że ten w końcu przyzwyczaił się do jej obecności i tym samym nawet przestał przy niej krępować, gdyż zaczął traktować, jak dobrą koleżankę – coś w rodzaju Enni bądź Kaari. To był więc dobry moment, by wreszcie „przyatakować”… Toteż ustaliła, iż 19 lipca będzie ku temu dobrym dniem. Dlaczego akurat ta data? Była to rocznica jej ślubu, więc nie ma chyba lepszego prezentu od… znalezienia sobie kogoś na zastępstwo „nudnego” męża…  
    Owym dniem okazał się być poniedziałek – czyli mnóstwo pracy, jaka uzbierała się przez weekend. Aleksi, marszcząc brwi, intensywnie przeglądał internetowe forum, gdy Anja doniosła mu jeszcze papierkowej roboty – zajęci koledzy-prawnicy podrzucili mu „uroczy stosik” pozwów oraz kartek z pytaniami o to, jak mogliby „zagiąć” tą drugą stronę? Wszystko to stąd, że nie chciało im się samym sprawdzać, czy aby wszystko jest w porządku (i to łącznie z paragrafami), ale też chcieli się popisać, a skoro mieli obok siebie byłego pracownika prokuratury okręgowej należało korzystać!  
    Z jednej strony mu to schlebiało, ale z drugiej irytowało: on musiał dojść do wszystkiego sam, bez niczyjej pomocy. Nie protestował jednak, bo na tym polegała jego praca. Na „honorowym miejscu”, to znaczy na samej górze, tkwił najważniejszy ze wszystkich dokumentów, czyli ten, jaki pochodził od samego szefa, a to już nie były przelewki!  
    Warknął w duchu, gdyż wyglądało na to, że dzisiaj wyjdzie z pracy o wiele później, niż zwykle, a przecież umówił się na kolację u Venerinenów, a potem może jakiś wspólny seans? Lubił do nich zachodzić, tym bardziej wtedy, gdy był i Matti (a tegoż wieczora miał być koniecznie. Ba, nawet Enni), więc nie miał zamiaru sobie tego darować.
    Ów lipcowy dzień był bardzo ciepły, dlatego w przerwie Kaari udała się do bufetu, połączonego ze stołówką dla pracowników, jaki znajdował się na parterze jej biurowca, by zakupić wodę mineralną. Inaczej uschnie przed końcem pracy! W lokalu stało kilka stolików, przy których współpracownicy już raczyli się obiadem, w tle grała muzyka, wykafelkowana podłoga jak zwykle lśniła, zaś za ladą, skąd to wydawano posiłki, krzątał się… cóż, zawsze miała problem z nazwaniem owego osobnika: barman? Sprzedawca? Bufeciarz…? Zresztą, nieważne!  
    Gdy podeszła bliżej, okazało się, iż chyba zatrudnili kogoś nowego, bo oto ten, stojący doń tyłem, wysoki mężczyzna w czapce z daszkiem, znacznie różnił się od tego, który był tu jeszcze wczoraj.
- Poproszę wodę mineralną, ale butelkowaną – westchnęła, ocierając pot z czoła. Wówczas „kolo” zwrócił się w jej stronę i… - ty tu skąd?! - …zawołała na widok Jyrkiego, który obdarzył ją „idiotycznym” uśmiechem.
- Pracuję – odrzekł dumnie – możesz mi powiedzieć, gdzie to w ogóle jest? Właściwie, to jestem przy zmywaku, albo zbieram syfy ze stolików, więc nie mam pojęcia, gdzie jest ta twoja woda – bezradnie rozejrzał się po półkach.
- No to jak to nie twoje zajęcie, to czemu tu stoisz? – bąknęła niepewnie.
- Kazali mi. Mam przez chwilę zastąpić tamtego, bo go pognało do kibla. Chyba ostra bieguneczka! – parsknął tak głośno, że aż zwrócił na siebie uwagę pochłaniających posiłek.
- To uważaj, bo może i ty dostaniesz… - mruknęła z dystansem – woda jest tuż za tobą – dodała, wskazując palcem półlitrową butelkę z owym „życiodajnym” płynem.
- O, za siebie akurat nie patrzyłem, nie ma się w końcu trzeciego oka, nie? – puścił oczko, po czym podał jej „zamówienie”. Jednakże z przyjęciem zapłaty nie było już tak „gładko”, bowiem nie znał się na obsłudze kasy fiskalnej i tym samym, po wielu nieudanych próbach, położył pieniądze tuż obok, miast schować je do środka – jak wróci, to wrzuci – machnął ręką, jak gdyby nigdy nic, opierając się o ladę.
- Taa, a za ten czas kasa zginie i posądzą mnie o kradzież – obruszyła się.
- A kto ci niby zwinie? Może ja? – zmarszczył podejrzliwie brwi – dziewczyno, jeszcze bym za ciebie zabulił, jakby faktycznie wyfrunęła!
- Wow, co za poświęcenie. Czy ja mówię, że ty byś zabrał? Wystarczy, że się odwrócisz, a ktoś tu podejdzie – burknęła, wciąż mierząc go tym swoim chłodnym wzrokiem. Prychnął w duchu, gdyż nie był taki głupi, by dać się okraść i takie „gadanie” go irytowało – tak w ogóle, to można wiedzieć, dlaczego pracujesz AKURAT TUTAJ? – zaraz potem zadała pytanie, które nurtowało ją, od kiedy tylko ujrzała go w nowej roli. Słysząc je wybuchł ironicznym śmiechem.
- Myślisz, że może specjalnie, co? Zwolniło się, więc brałem, jak leciało, skoro chcieli mnie przyjąć bez skończonych studiów? Wiesz, jak to jest: za coś żyć trzeba, a z nieba ci w końcu nie spadnie.
- Przecież gracie w tym klubie… a może już nie?
- O tak, płacą nam krocie! – kpiąco przewrócił oczami – nie jesteśmy bandem z pierwszych stron gazet, tylko podrzędną kapelką. Skończyły się czasy wielkiej kariery. Kto wie? Może nas nawet niedługo wykopią, bo nie przyciągamy klientów, a wręcz przeciwnie: spylają, gdzie pieprz rośnie.
- Nie rozumiem… przecież wcale źle nie gracie – wymsknęło się jej niechcący. Na twarzy muzyka natychmiast zarysował się triumfalny uśmiech.
- A widzisz? Ja wiedziałem, że ci się spodoba! – wycelował weń palec, na co obdarzyła go przedrzeźniającą miną – jak chcesz, mogę ci podrzucić płytkę z nowymi kawałkami. Facet, co wydał nasze demo, zgodził się sklecić unikatowy egzemplarz. Zrobię ci kopię – aż mu się oczy świeciły, gdy to mówił. Najwyraźniej tak bardzo brakowało im słuchaczy, iż traktował ją, jak niemalże tłum fanów… W rezultacie zrobiło się jej go żal, więc skinęła na znak, że może posłuchać, choć tak naprawdę nie miała na to najmniejszej ochoty – w porzo! Na jutro będzie gotowa! – niemalże klasnął w ręce, gdy oto spostrzegł, że jeden ze stolików się zwolnił, lecz zajmujący go „klienci” nawet nie raczyli odnieść talerzy. Z pewnością przez to przekonanie, iż, skoro są z „wyższej klasy” nie będą się „paprać” – co tam, niech „podrzędny” „bufeciarz” to robi!  
    Przeprosił więc i zgodnie ze swym obowiązkiem udał się po „brudy”. W tym samym momencie wrócił jego „zmiennik”, więc uspokojona Kaari mogła już bez wyrzutów sumienia udać się z powrotem na górę, gdyż mężczyzna schował zapłatę do kasy.  
    Będąc już w drzwiach przystanęła jednak i obejrzała się na Jyrkiego. Jakie to smutne, że ze znanego muzyka przeistoczył się w „zwykłego” „pomywacza”… Z pewnością musiało mu być trudno, chociaż się do tego nie przyznawał. Ale to mu się ceniło: umiał się dostosować do nowej sytuacji, zamiast siąść i narzekać. Z pewnością więc był pokorny. Ale… dlaczego musiał podjąć pracę akurat w jej firmie?! Helsinki są przecież takie duże!
    Aleksi kończył pracę o 15:00, a było już grubo po czwartej… on siedział jednak w pozwach, raz po raz zaglądając do kodeksu karnego, czy aby pamięć go nie myli i w istocie paragrafy odpowiadają tym na papierze? Było co sprawdzać: Antti i Ari-Pekka niby tacy „profesjonaliści”, a popełnili tyle błędów… W przypadku tego drugiego pomyłki można było zrzucić na karb wieku, ale ten pierwszy…?  
    Wreszcie westchnął, mimowolnie wracając wspomnieniami do czasów, gdy dyktował Celli wezwania do prokuratury. Tanji wysłał bodajże dwa, ale stawiła się dopiero wtedy, gdy zagroził jej policją… Oj, działo się wtedy – tak, poprzednia praca była zdecydowanie ciekawsza od tej. Realizował się w niej… Ale ile jeszcze będzie to powtarzał? To i tak bez sensu.
    Nagle ktoś cicho zastukał do drzwi, lecz nim zdążył zawołać „Proszę!”, Leena „wprosiła się” do środka. Dzisiaj nie była jednak taka wesoła, jak zawsze.
- Cześć, może przeszkadzam? – stanęła w progu ze smutną minką. Powinien był odrzec, że tak, bo i tak przecież było, ale pod wpływem wyrazu jej twarzy pozwolił jej wejść dalej, bo a nuż stało się coś, o czym powinien wiedzieć, skoro przyszła akurat do niego? Kobieta weszła więc w głąb, po czym zasiadła naprzeciw niego.
- Nie chcę być wścibski, ale stało się coś? Wyglądasz tak jakoś… - zauważył nieśmiało. Im prędzej się dowie, tym lepiej.
- Nic ważnego – posłała mu wymuszony uśmiech – ale poczułam, że muszę się komuś wygadać, a najlepiej rozmawia mi się właśnie z tobą… widzisz, przez tą moją robotę nawet nie mam czasu znaleźć sobie przyjaciółki, której mogłabym się zwierzyć – spuściła głowę, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale nie chciała, by ten był tego świadkiem. Sprytna zagrywka… ktoś rozsądny rzekł by teraz, iż powinna pomówić o tym z własnym mężem, gdyż, w rzeczy samej, to on powinien być jej najlepszym przyjacielem. Ale, nawet, jeśli Aleksi zwróciłby uwagę na ów, jakże istotny szczegół, to dalsze słowa Raikinen i tak by go „zgasiły” – pokłóciłam się z Johannesem… nagadał mi, że tylko nabrudziłam mu w kancelarii, wcale mu się nie podobają efekty, a ja tyle serca przecież w to włożyłam! Zabrał te swoje papierki i pojechał do domu… Przepraszam, że ci o tym marudzę. Jak ci to przeszkadza, mów śmiało, a przestanę – uniosła nań wzrok, a wówczas okazało się, iż w jej oczach w istocie błyszczą łzy.  
    Przeszły go ciarki – nie cierpiał, gdy kobieta przy nim płakała, bo… nie wiedział, jak powinien się w takiej sytuacji zachować?
- Nie no, mów, jak czujesz taką potrzebę – bąknął jednak, nerwowo drapiąc się w czoło. Zdawało mu się, że właśnie tak wypadało odpowiedzieć.
- Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć – odparła uśmiechem, co ugruntowało go w przekonaniu, iż chyba słusznie postąpił – widzisz, nie robiłabym z tego takiej wielkiej afery, gdyby… dzisiaj wypada rocznica naszego ślubu, a on o tym zapomniał! Kompletnie mnie olał, ma to gdzieś! Jak zwykle zresztą, ciągle tylko praca i praca! Najpierw ten głupi obiad, a teraz…! Dlaczego zawsze nam to robicie i zapominacie o ważnych datach?! – i stało się: rozpłakała się, a jakby tego jeszcze było mało, wymierzyła weń oskarżycielski wzrok. Bezsilnie rozłożył ręce, gdyż co miał na to powiedzieć? On, póki co, jeszcze pamiętał… - przecież jeszcze za wcześnie na Alzhaimera! Tą chorobę dostaje się po 60-tce, albo 70-tce, a on…! Co ja w ogóle plotę?! – zerwała się z krzesła i zaczęła krążyć po biurze. Śledził ją wzrokiem, lecz nic się nie odzywał, bo do głowy nie przychodziła mu żadna celna riposta – pewnie się rozmazałam, a nawet chusteczki nie mam – siorbnęła nosem. Sięgnął do jednej z szuflad, gdyż trzymał tam całą paczkę, a następnie ruszył z nią ku kobiecie, gdyż nie miał odwagi „przerywać jej” rozpaczania.
- Może po prostu jedź do domu i mu o tym przypomnij? – rzekł przy tym, bowiem nagle go olśniło i taka też myśl przyszła mu do głowy.
- Daj spokój, nie zamierzam go o nic prosić! – smarknęła w jedną z chusteczek.
- Tam od razu prośba… moja dziewczyna nie krępowała się zwrócić mi uwagi na to, że już rok, jak się znamy i bynajmniej wcale o nic się wtedy nie upraszała, bo nawet nie byliśmy parą. To normalne, że o czymś komuś przypominamy – wyjaśnił, wzruszając przy tym ramionami.
- Myślisz? – wpatrzyła się weń tymi wielkimi oczyma, które w owym momencie otoczyła brzydka, czarna „podkówka”, utworzona z rozmazanego tuszu – ale czy to nie będzie poniżenie?! – jęknęła zaraz potem.
- Daj spokój, to twój mąż, więc chyba jego obowiązkiem jest o tym pamiętać. Tylko upomnisz się o swoje – zapewne większość „zapominalskich” mężczyzn zlinczowałaby go teraz za owe słowa. A Tanja, gdyby tylko je słyszała, stale by mu je potem wypominała, ale wydawało mu się, że mówi słusznie.
- Dziękuję. Wiedziałam, że dobrze trafię idąc z tym do ciebie. Jesteś… jesteś taki wyrozumiały – to powiedziawszy, rzuciła mu się na szyję i mocno wyściskała. O ile to mógł jeszcze stolerować, bowiem gest zdawał się wypływać ze zwykłej wdzięczności (więc w jego mniemaniu nie było w nim niczego złego. Wszak, traktowali się, jak dobrzy znajomi), to już nie dalszych wypadków. Leena, zamiast się odsunąć i czym prędzej pognać do domu, „skierowała się” ku jego ustom, po czym przywarła doń, niczym „wygłodniała kałamarnica”.  
    Tu już nie było mowy o czystej sympatii, czy też przejawie romantycznych uczuć (które, tak swoją drogą, i tak byłyby nie na miejscu, skoro kobieta miała męża) – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, do czego dąży „szefowa” i nie mógł na to pozwolić. Złapał ją więc za ramiona i odepchnął od siebie, prędko kierując wzrok ku drzwiom. Gdyby ktoś teraz wszedł, byłby „ugotowany”…
- Coś ci się chyba pomyliło, ja nie jestem Raikinen! – warknął podenerwowany. Do tej jakby w ogóle nie dotarło, co właśnie powiedział, bo próbowała tego samego – ja mówię poważnie! Nie będę się bawił w takie rzeczy! – chwycił ją za nadgarstki.
- Czego się boisz? Nikt się nie dowie – z zapłakanej, biednej kobietki nie zostało nic: oto stała przed nim pewna siebie „cudzołożnica”.  
    Eino, a nawet taki Hannu z pewnością podpowiedzieliby mu teraz, by korzystał z okazji, skoro sama „podała mu się na talerzu”? Tanja była w końcu taka niezdecydowana, może tak naprawdę nigdy niczego z nią nie stworzy? A nawet, jeśli, to co mu tam zaszkodzi chwilowy „wyskok”? Ona wcale nie musi o tym wiedzieć…  
    Dzisiejsza moralność – związki traktowane są zbyt luźno: nawet, jeśli nie przez parę kochających się ludzi, którzy myślą o sobie jak najbardziej poważnie, to często przez postronnych obserwatorów. Tacy potrafią czasem wręcz podżegać do zdrady, bądź ją bagatelizować. Cudzołóstwo nie jest już tym samym, co kiedyś – ot, zdarza się, bo „człowiek jest słaby”. Najważniejsze, że między dwojgiem ludzi jest miłość, ale to, czy są sobie wierni, już nie tak bardzo… No, może w związku małżeńskim lojalność jest bardziej pożądana, ale w tym wolnym? Młodzi powinni się wręcz „wyszumieć” przed ślubem!  
    W rezultacie na świecie pojawia się coraz więcej ludzi pokroju Leeny – znudził ci się współmałżonek? „Skocz sobie w bok!”. Ponieważ żyła w świecie, w którym tak bardzo bagatelizuje się ważność małżeństwa, narzeczeństwa, czy po prostu „wolnego” związku, sądziła, że i każdy inny „facet”, czy kobieta są tego samego, co ona, zdania.  
    Ale oto natrafiła na opór: Kietala nie zgodził się z jej twierdzeniem, iż, skoro „nikt się nie dowie”, mogą dać się porwać owemu romansowi. Wręcz przeciwnie, próbował wycofać się w stronę biurka, by spakować swoje rzeczy, bo przecież nie wyrzuci jej z biura, gdyż to ona była tu tak naprawdę „szefem”, a któreś wyjść musiało. Owszem, powinni to sobie wyjaśnić, ale nie dzisiaj, wpierw należy poczekać, aż emocje opadną.
    Raikinen była jednak niecierpliwa i skoro już coś zaczęła, to i musiała skończyć! Tym bardziej, że wciąż była pewna swego triumfu. Ponowiła więc „atak”, tym razem tak „ostry”, że aż pchnęła go na ścianę, ponownie wpijając weń swymi ustami. Dobrze wiedziała, iż w takim wypadku nawet początkowa „zaciekła” obrona prędzej, czy później, stopnieje – kobieta może i walczyłaby do końca, ale nie mężczyzna!  
    A i owszem, miała rację: choć dobrze wiedział, że to złe, bo nie tylko mógł przez to stracić pracę, ale i wtrącał się w ten sposób do cudzego małżeństwa. No i, co w tym wszystkim chyba najgorsze, gdyby Tanja się dowiedziała… Tyle, że w tym momencie zupełnie „wyparowała mu” z myśli, górę zaczęły brać pragnienia, które przecież nie zawsze są właściwe, gdy wtem… rozdzwoniła się jego komórka, jaka leżała na biurku. Włączył się zdrowy rozsądek – to dobra okazja, by wydostać się z tego, tak naprawdę „śmiertelnego” uścisku!  
    Ponowił więc wcześniejsze próby, choć złapała go za ramię, nalegając przy tym by nie odbierał. Zgromił ją spojrzeniem, zerkając na wyświetlacz: to była ona, Tanja. Wcisnął na połączenie, na wszelki wypadek chowając się za fotel, gdyż rozczarowana Leena ruszyła ku niemu.
- Hej, dzwonię, żeby ci przypomnieć o dzisiejszym wieczorze – w słuchawce rozległ się jej wesoły głos. Od razu zrobiło mu się głupio, ogarnął go niewypowiedziany wstyd. Gdyby tylko wiedziała, jak sobie „poczyna”… - jesteś już w domu? – ciągnęła tym „dobijającym” tonem.
- Za niedługo – przełknął ślinę, starając się uspokoić przyśpieszony oddech. Raikinen słała mu jakieś „idiotyczne” miny, za które miał ochotę ją udusić!
- Tak długo dzisiaj? Zawalili cię robotą? Ale mam nadzieję, że będziesz o szóstej? – poprawiła sobie na ramieniu słuchawkę, gdyż właśnie zajęta była wyrabianiem „placków Kryśki”. A co tam, miała w zamiarze pochwalić się przed nim tym, co już umiała sama przyrządzić! Dlatego też była w wyśmienitym humorze, lecz po drugiej stronie odpowiedziało jej niemrawe „Tak” – Aleks, wszystko w porzo? Jakiś dziwny jesteś – zaniepokoiła się.
- Wydaje ci się… będę na pewno – zapewnił, w pośpiechu pakując do teczki niezbędne rzeczy. Trudno, może i będą źli, że nie wykonał pracy na jutro, ale nie zostanie tu ani minuty dłużej! Dzień roboczy i tak już się zresztą skończył.  
    Raikinen śmiała się z jego zabiegów, gdyż wszystko leciało mu z jedynej wolnej ręki, a komputer – źle przyciskany – nie chciał go słuchać i tym samym wściekle go zatrzasnął, miast wyłączyć w „tradycyjny” sposób.
- Uważaj, bo zepsujesz – parsknęła śmiechem. Posłał jej miażdżące spojrzenie – jeśli Tanja ją słyszała, to nie wie, co jej zrobi!  
    Szczęściem, dziewczyna rzuciła, iż na niego czeka, po czym się rozłączyła. Ledwie wrzucił telefon do kieszeni, a „szefowa” zaś ku niemu ruszyła. Oż, „co za uparte babsko”!
- Nie zbliżaj się do mnie! – wystawił przed siebie ramię, porywając teczkę w drugą dłoń.
- No daj spokój, nie jesteśmy przecież dziećmi – zaśmiała mu się w twarz. Okrążył biurko z drugiej strony i niczym huraganowy wiatr „wybiegł” na korytarz.  
    Stanęła, jak przysłowiowy słup soli. Czy on poszedł sobie naprawdę? No jak to, jeszcze żaden jej nie odmówił!
- Skończyłeś wreszcie? Ja prawie też, to… - po drodze zaczepił go Eino, lecz nawet nie zwrócił na niego uwagi. Migiem pokonał „hol” i już wściekle pchał wyjściowe drzwi. Kolega bezradnie rozłożył ręce, gdyż nigdy przedtem nie widział go tak zdenerwowanym… Co się takiego stało?
    Gdy się odwrócił, oto z biura Kietali wyszła Raikinen, poprawiając przy tym włosy. Pomimo owych zabiegów była rozmazana na twarzy i równie zła. Niech to, chyba ominęło go coś interesującego!

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 10405 słów i 58506 znaków.

3 komentarze

 
  • Amerdence

    Cudowne! Czekam na next????

    19 lis 2016

  • Beno1

    denerwuje mnie ta niby szefowa, ale przynajmniej coś się dzieje  :blackeye:

    19 lis 2016

  • jaaa

    Czemu nie chcesz by oni byli razem :(

    19 lis 2016

  • nutty25

    @jaaa nie to, że nie chcę ;) tylko musiałam wymyślić jakąś intrygę, żeby było o czym czytać. w pewnym sensie cały ten splot wydarzeń ma prowadzić do określonego finału. no i pewien fakt z życia Aleksa natchnął mnie do wymyślenia tejże historii, a samo pisanie jej zajęło mi 4 lata... teraz już nie wiem, czy publikować dalej, jak taki scenariusz się nie podoba? :( wiem, że ich męczę, ale po prostu wolę dramat od trzymania się za ręce i tęczy w tle, chociaż i na to także jest miejsce. ech, rozpisałam się... pozdrawiam ;)

    19 lis 2016

  • ~xxxy

    @nutty25 Pisz dalej to na 1000% tylko mam nadzieję że będzie dobre zakończenie i mimo że mi sie nir podoba co się tu wyprawia to przynamniej jest ciekawie. Tylko happy end musi być!

    19 lis 2016

  • nutty25

    @~xxxy happy endy lubię ;P ;)

    19 lis 2016

  • jaaa

    @nutty25 jasne publikuj, ja z miła checia przeczytam wszystko

    19 lis 2016

  • jaaa

    @nutty25 jasneeee, ja z miłą checią przeczytam całosc

    19 lis 2016