A rush of blood to the head cz. 26

w tym momencie dochodzimy do momentu z pierwszej części, kiedy to rozmawiali i Tanja zaproponowała, by Aleks do niej poszedł. Są już u niej w domu. Powiem szczerze, że coś mi nie leży w tej scenie (ich rozmowa), ale czytałam ją i analizowałam z 50 tyś. razy i nie wiem, jak to ulepszyć :/ tak więc zostawiłam, jak jest (choć na początku miałam inną koncepcję)

    Tanja podała gościowi kubek z herbatą, ale żadnej reakcji: wciąż wpatrywał się w okno, jakby w ogóle nie dostrzegał jej obecności. A może w ten sposób się z nią droczył?
- Aleksi, weź – rzekła więc, jeszcze dalej wyciągając ramię, lecz dalej to samo – Aleksi, słyszysz mnie? – na owo pytanie wreszcie utkwił w niej rozkojarzony wzrok. Niebieskie oczy wyrażały zdziwienie, więc w istocie musiał być gdzieś daleko stąd. Niepewnie skinęła na kubek, na co nareszcie odebrał go z jej rąk.  
    Była tak spięta, iż sama nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W pokoju panowała nieprzyjemna cisza, gdyż ona nie miała odwagi zacząć rozmowy, zaś on chyba jednak postanowił robić jej na złość, bo również zawzięcie milczał. Podeszła więc do wieży i odtworzyła w niej pierwszą, lepszą płytę, jaką podrzuciła jej Kaari. Tą akurat siostra określiła mianem „świetnej”, a jej autorem byli właśnie Hurts. Tanję w tej chwili nie bardzo jednak obchodziło, czy krążek rzeczywiście jest taki „wspaniały”, byleby tylko coś grało. Od niechcenia wcisnęła więc numer trzeci i nieco skręciwszy dźwięk, gdyż miała na uwadze ból głowy gościa, zasiadła nieopodal.  
    W chwilę potem z głośników popłynęły dosyć „niewygodne” słowa piosenki: „I never thought I could forget you. I never thought I’d be the man I am now. It’s twenty seconds since I left you. ‘Cause I could never be your lover, I found another girl to mess me around. So you don’t get to make me suffer. Look into my eyes, there’s really nothing left to lose. Now I know, that I’m never coming back to you”. (Nigdy bym nie pomyślał, że będę mógł o tobie zapomnieć. Nigdy bym nie pomyślał, że będę człowiekiem, którym jestem teraz. Minęło 20 sekund odkąd cię zostawiłem. Ponieważ nigdy nie mógłbym być twoim kochankiem. Znalazłem inną dziewczynę, która zajmuje mój czas
Więc już nie przyczynisz się do mojego cierpienia. Spójrz w moje oczy, tu naprawdę nie pozostało już nic do stracenia. Ale teraz wiem, że nigdy nie wrócę do ciebie)
    Mimowolnie się wsłuchując, aż zakrztusiła się popijaną herbatą. Gdy spojrzała w jego stronę, zdała sobie sprawę, że i on rozumie tekst… Mierzył ją pełnym wyrzutów wzrokiem, jakby zrobiła to specjalnie – chciała mu coś w ten sposób zasugerować – a przecież wcale tak nie było! No gdzie tam?! W życiu nie dałaby mu do zrozumienia, że ma sobie znaleźć inną!  
    Cała purpurowa, niczym płatek róży, prędko poderwała się z miejsca i wyłączyła wieżę tuż po tym, jak wokalista zdążył jeszcze zaśpiewać „I’ve got no reason to forgive you”. (Nie mam żadnego powodu, by ci wybaczyć)
    Rzekł sobie w duchu, iż zgadza się z myślą „wyjca”, lecz „potwornie” zły nastrój opuścił go na tyle, że postanowił zachować to dla samego siebie. Jednakże, gdy Tanja z powrotem zasiadła, już zupełnie rezygnując z umilania sobie ciszy muzyką, nie mógł się powstrzymać i uszczypnął:
- Chcesz mi coś tym udowodnić, czy jak?
    Na taki zarzut poczerwieniała chyba jeszcze bardziej, ale mylna uwaga skłoniła ją do szybkiego zaprzeczenia:
- Nie wiedziałam, że tam są takie słowa… włączyłam to przypadkowo – wymruczała, nerwowo drapiąc się w czoło.
- Wszystko jedno, i tak nie ma tam pozytywnego wydźwięku… jak w rzeczywistości – wzruszył ramionami, ot tak robiąc łyk – ale co racja, to racja: zgadzam się z tym gościem – dodał, na co aż poczuła na plecach ciarki. No tak, i on nie ma zamiaru jej przebaczyć. Będzie w nieskończoność żywić urazę, dzięki czemu ona z kolei będzie żyła z piętnem tej, która go zniszczyła! Daremne starania!  
- Czemu jesteś dla mnie aż tak surowy? Gdybyś mnie choć trochę znał, wiedziałbyś, że naprawdę żałuję – mimo to zauważyła nieśmiało, gdyż zbolałe ego nie mogło się ot tak pogodzić z ową świadomością. I znowu obdarzył ją tym „słynnym” w ostatnim czasie spojrzeniem – gdyby mógł, zmiótłby ją nim z powierzchni ziemi.
- Dobrze wiesz, że to, czego najbardziej nienawidzę na świecie, to gdy porównują mnie do tego chama, który rzekomo jest moim… mógłbym ci wybaczyć wszystko, nawet tego kretyna, ale nie to – wysyczał, nerwowo zaciskając kubek w ręku.
- O co ci chodzi?! Eino to tylko kolega, ile razy mam ci to jeszcze tłumaczyć?! – podenerwowała się.
- Już powiedziałem: mam gdzieś, kim on tam dla ciebie jest! Ale tak czy inaczej, gdy ja, jak durny, do ciebie pisałem, czekałem, jak debil, aż mnie odwiedzisz, ty bawiłaś się w najlepsze! W tej kwestii, owszem, szlag mnie trafia!
- Nieprawda, też cierpiałam! W jednej chwili świat mi się znowu zawalił, bo mój chłopak…!
- Tak ciężko było uwierzyć mnie, zamiast tej…?! Ale nie, przecież to ten odwieczny brak zaufania! – wściekle poderwał się z miejsca i zaczął krążyć obok.
- Postaw się na moim miejscu – spuściła z tonu, gdyż nagle dotarło doń, że jeśli znowu zaczną się kłócić, to jak zwykle do niczego nie dojdą – wszyscy wokoło wmawiali mi, że to chyba musi być prawda… te wszystkie dowody…
- A jeszcze kiedyś zarzucała mnie, że to ja kieruję się jedynie suchymi faktami! No dobre sobie! Skreśliłaś mnie, więc ja skreślam ciebie! Może teraz nareszcie zrozumiesz?! – wycelował weń palcem i prędko skierował się do drzwi, lecz błyskawicznie poderwała się z miejsca i przecięła mu drogę.
- Nie idź! Przynajmniej tym razem wyjaśnijmy sobie wszystko do końca – popatrzyła błagalnie.
- Chyba sama w to nie wierzysz! – parsknął ironicznie – gdybyś była na moim miejscu, zachowywałabyś się tak samo!
- Na pewno nie! – zaprotestowała z wyrzutem.
- Nie? Pewna jesteś? – parsknął tak ironicznie, że aż zrobiła krok w tył – wiesz, że mogłem tego wszystkiego uniknąć? Na początku babka dobierała się do mnie polubownie, mogłem więc to wykorzystać, czemu nie? Ale dlaczego tego nie zrobiłem? Przez ciebie, bo wierzyłem, że mimo wszystko w końcu coś z tego będzie. Nie chciałem więc tego stracić na rzecz romansu z jakąś…! A jak ty mnie potraktowałaś?! Nawet nie odwiedziłaś, nie odpowiedziałaś na ani jeden list! – emocje popuściły swe, na co dzień, krótko trzymane wodze i wykrzyczał jej w twarz wszystko to, czego aż dotąd nie miał odwagi wypowiedzieć. Może się nawet tego wstydził, lecz dzisiaj było mu to obojętne. Słuchała tego w milczeniu, a jej twarz zaczął wykrzywiać coraz większy grymas – nawet sobie nie wyobrażasz, co oznacza zamknięcie, niemożność pójścia tam, gdzie by się chciało! A jeszcze, gdy to jest były prokurator! O nie, nie chciałabyś się znaleźć w mojej skórze! Stale musieli mnie pilnować, żeby nikt nie skręcił mi łba, ale i tak raz mnie dorwali i porządnie wtłukli…  - przerwał na moment, wracając wspomnieniami do tamtego dnia. Mimo wszystko Eicca miło się teraz kojarzył, a te kolejki i „posłannictwo” Nika… Absurdalne, ale chyba wolałby tam wrócić i znowu doradzać tym wszystkim osadzonym.  
    Tymczasem oczy Tanji rozbłysły od łez. Posiadała w końcu tą swoją „uroczą” cechę pod postacią empatii, dzięki której potrafiła sobie wyobrazić, że to ona sama cierpi, więc z pewnością w owej chwili czuła na sobie razy, jakie on sam otrzymał – Śmieszne, ale obronił mnie jeden z osadzonych, który sam mnie wcześniej prześladował. Nawet on miał dla mnie szacunek, podziwiał za to, co osiągnąłem – dokończył, mierząc ją z obrazą.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś, że spotkało cię tam coś takiego? – wykrztusiła przez łzy.
- Po co, skoro i tak miałaś to gdzieś? Zresztą nie lubię robić ze siebie ofiary – popatrzył gdzieś w bok, gdyż widok jej, płaczącej, zawsze go onieśmielał.  
    Była już zupełnie zdruzgotana, do reszty przybita przez własne wyrzuty sumienia. I chyba o to właśnie chodziło. Choć Aleksi, jak sam się zarzekał, nie lubił robić ze siebie „biednej, sponiewieranej owieczki”, to w istocie (mimo że nieświadomie) na taką się teraz wykreował. Zrobiło się jej go tak strasznie żal. Tak wiele dla niej zrobił – nie uległ temu „wstrętnemu babsku”, wierzył w nią, chociaż skreślała go od samego początku, i wreszcie przeszedł to wszystko… przez nią.  
    Wybuchła rzewnie, łapiąc się bezradnie za usta.
- Masz rację, o co ja cię w ogóle proszę?! Czy ja mam do czegoś prawo?! Takie, jak ja, nie powinny żyć! – przeniosła dłonie na włosy, szarpiąc za nie bezsilnie. Nic na to nie odpowiedział, jedynie obserwując ją z dystansem. Chyba powinien skarcić ją, by nie mówiła takich rzeczy, ale złość nie pozwalała zaprzeczyć – niszczę życie nie tylko sobie, ale i innym! – ciągnęła użalanie się nad sobą, aż w przypływie emocji rzuciła się na kolana i chwyciła go za dłoń – przepraszam cię! Naprawdę! Nigdy sobie tego nie wybaczę… ja… jestem największą… idiotką na świecie!
    Wyrwał rękę, czując się już bardzo niezręcznie. Pomimo urazy, jaką do niej żywił, nie wymagał przecież aż tak rozpaczliwych gestów… teatralnych wręcz. Rzucił więc niepewne „Starczy już, wstań i uspokój się”, po czym nawrócił po płaszcz, który wisiał na krześle, by się nieco osuszyć. Tanja pozostała na podłodze, wciąż żałośnie łkając. W zamiarze miał ją taką pozostawić – opłakującą stracone życie, o ile wszystko to nie miało jedynie na celu wzbudzić w nim litość…  
    Już miał włożyć odzienie i wyjść, niczym „największy drań”, lecz wzrok wciąż wędrował ku jej pochylonej, zgnębionej sylwetce. Wreszcie porzucił płaszcz i podszedłszy do byłej dziewczyny chwycił ją pod ramię i podciągnął w górę.
- Dosyć! Ja też bardzo chciałem, żeby było inaczej, ale trudno! Co się stało, to się nie odstanie. Jesteś, jaka jesteś… musisz się z tym pogodzić – rzucił nieudolnie, obracając ją ku sobie – co ci będę czarował? Jesteś strasznie trudna… ale mimo to myślałem… chciałem… Nieważne – westchnął, bezradnie przecierając twarz.
- Przepraszam, już nie będę… - wykrztusiła, z trudem łapiąc dech – to nie było specjalnie… ja… naprawdę żałuję…
- Dobra… jeśli ma cię to wpędzić w depresję, albo co, to wybaczę ci – zmierzył ją niepewnie.
- Mówisz tak tylko po to, żeby mnie uspokoić – zauważyła z wyrzutem.
- A na co ci dwa, głupie słowa?
- Bo słowa potrafią zniszczyć, albo podnieść na duchu. Ja cię nimi skrzywdziłam, więc teraz tą samą drogą domagam się, byś zapewnił mnie, że jeszcze jest dla mnie cień szansy, jako człowieka.
- To tylko słowa – parsknął ironicznie – skąd wiesz, czy cię nie oszukam, bo tak naprawdę myślę sobie, że nigdy ci tego nie zapomnę?
- W takim razie, skąd ty możesz wiedzieć, czy to, co wtedy powiedziałam, tam w areszcie, było na serio? Może w emocjach? – zmierzyła go wymownie, lecz nic na to nie odpowiedział. Zrozumiała, iż zapewne myśli teraz o całokształcie jej zachowania – postaw się na moim miejscu: ukrywałeś przede mną, co robiła ta wariatka, nie chciałeś mi powiedzieć… ty też mi nie ufałeś, bo gdyby tak było, nie uważałbyś, że ci nie uwierzę. Nie powinnam zganiać na innych, zgoda, ale Eino ciągle wmawiał mi, że… był świadkiem tego i… Dobra, dość. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia, ale wiedz, że jesteś niezwykle wiernym człowiekiem… mężczyzną, który zasługuje na to, co najlepsze – ujęła go za dłoń i uniósłszy, zacisnęła w swoich – dlatego właśnie tego ci życzę, bez względu na to, gdzie i z kim będziesz – dodała, utkwiwszy w nim swe duże, zielone oczy, teraz czerwone od łez.
- Muszę iść – wybełkotał po chwili milczenia, intensywnie wpatrując się w „uwięzioną” rękę.
- Ok, ale zanim pójdziesz, odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie. Bardzo cię proszę, to ważne – popatrzyła błagalnie – tam, na moście, naprawdę nie zamierzałeś skoczyć, czy tylko chciałeś mnie zbyć?
- Co za różnica? – mruknął obojętnie.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem odpowiednią osobą do tego, żebyś mi się zwierzał. Ale naprawdę zależy mi na twoim życiu i możesz mi zaufać, co zresztą do tej pory zawsze robiłeś… Jeśli masz problem, z którym nie możesz sobie poradzić, powinieneś go komuś wyznać. A nuż znajdzie się rozwiązanie? Decyzja o samobójstwie nie może być pochopna… co ja mówię? Nie powinno się jej wcale podejmować – zakończyła krzywym uśmiechem, mimo że jego kamienne oblicze wyraziło nagły przypływ złości.
- I kto to mówi? Sama chciałaś się zabić, a odradzasz to innym… Ok, miałaś ciężki okres w życiu, nie będę tego podważał, ale spójrz na mnie: moje życie od początku do teraz było trudne! Jakie mam powody do tego, żeby to dalej ciągnąć? Jestem nikim, rozumiesz? NIKIM! – wyrwał dłoń, wściekle rozkładając ramiona – możesz mi życzyć, proszę bardzo, ale prawda jest taka, że gdy ten nieudacznik wyjdzie z tego pokoju, jak zwykle wszystko spartoli, albo ktoś mu to spapra! Tak to już niestety jest, urodzić się synem gwałciciela! Matka zostawia cię, koleżkowie z bidula wyśmiewają, a rodzice zastępczy oddają, bo może wdał się w tatusia! Dziewczyna? Nie, on nie jest dla mnie, bo nie potrafi mnie przytulić, nie mówi ciepłych słówek! A nie, czekaj! On mi przecież zrobi krzywdę, ratunku! Nikomu nie jestem potrzebny, NIKOMU! Ja się tutaj nie nadaję! Nie umiem tutaj żyć! – wyrzucił z siebie podniesionym głosem. Tanja słuchała z przejęciem, acz w milczeniu. Zdawała sobie sprawę z tego, iż żadne słowa tu nie pomogą. Nawet ich nie oczekiwał – świat też takich nie lubi… z Villem już się policzył, więc teraz pora na mnie, ale ja nie mam zamiaru na to czekać, męczyć się! Chciałem to więc przyśpieszyć, ale taki ze mnie tchórz, że nawet nie potrafię się zabić!
- Dlaczego tak mówisz? Jesteś chory? – podchwyciła, ledwie wydobywszy z siebie głos. Jak zwykle nie udzielił odpowiedzi, tylko znowu próbował ucieczki, ale zagrodziła mu drogę, chwytając za przedramiona – Aleksi, powiedz mi. Coś ci dolega? Błagam, ja muszę wiedzieć – popatrzyła prosząco.
- Coś chyba zżera mi mózg. Ten ból głowy dzisiaj, to codzienność – rzucił w końcu, na co wydała z siebie ciche „Nie!” – i co byś powiedziała na takie życie? Z góry do dołu skazane na porażkę! Jeszcze jakieś pytania o to, czemu chciałem się zabić? – uśmiechnął się ironicznie.
- Trzeba z tym iść do lekarza, może…?
- Nie! Znając moje szczęście, będzie jak z Villem! Mam tego dość, jestem tym zmęczony! – minął ją i z powrotem zasiadł na łóżku, obejmując się za głowę.
- Nie może być! – jęknęła, podążając za nim.
- Czasami pytam siebie, dlaczego akurat ja? Co takiego zrobiłem w tym marnym życiu, że wszystko jest takie schrzanione?! Bo mam takiego tatuśka? Nie no, jasne, że tak! Ale co ja mam do tego, nie prosiłem się tutaj! By go szlag trafił, gdziekolwiek jest! – kontynuował gorzko, zaś użalanie się nad sobą zaczęło prowadzić go na niebezpieczny skraj rozpaczy, co mogło objawić się łzami.
    Serce Tanji było już zupełnie ściśnięte i raz po raz przeszywane obawą, iż w istocie może być śmiertelnie chory. Przysiadła się obok, gotowa płakać razem z nim.
- Nie jest tak… pamiętasz? Już ci przecież mówiłam, że każdy jest inny… ty taki nie jesteś i nigdy nie byłeś! Tak nie może być! Musisz to sobie jeszcze odbić, na pewno będziesz żyć! – próbowała żarliwie tłumaczyć.
- Boję się, że będę umierał w mękach. Już teraz chwilami to jest nie do zniesienia. Widzisz, jaki ze mnie tchórz? – utkwił weń mętne spojrzenie. Nie bacząc, co on na to, mocno go objęła, dociskając jego głowę do swego ramienia.
- Nie jesteś tchórzem, kochanie. To zupełnie normalne, to ludzkie odczucia. Nie znam nikogo, kto nie bałby się bólu – z trudem wstrzymując łzy, pozwoliła, by ten dał im swobodne ujście, po czym zaczęła głaskać go po plecach i raz po raz całować w głowę – wcale tak nie będzie, pójdziesz do lekarza, a tam okaże się, że to nic takiego… zobaczysz! W końcu musi być dobrze! Przekonasz się, że los się wreszcie odmieni na twoje… musi! – przekonywała gorąco, czując, jak oplata ją ramionami, niczym matkę, od której nigdy nie miał okazji domagać się pocieszającego gestu, czy zapewnień takich, jak te.

***

    Kaari doskonale bawiła się na koncercie. Wokalista brzmiał bardzo czysto, a jego głos był niezwykle mocny. Dobrze jej znane utwory brzmiały w koncertowej aranżacji jeszcze lepiej, porywając publikę do podskoków i wymachiwań rękoma, co i ona z rozbawieniem czyniła. Stałym elementem repertuaru Hurts było dzielenie się z fanami różami, jakie wokalista rzucał w publikę – tym razem były one białego koloru. Ilekroć kwiat lądował pośród zebranych, panowało ogromne zamieszanie, przez które ciężko było ustać na nogach! Gdy jedna z róż pofrunęła w ich kierunku, Kaari odruchowo się schyliła, na co Jyrki wychylił się i pochwycił kwiat, staczając zaraz potem dzielną walkę z jedną z dziewcząt, która usiłowała mu ją wyrwać. Po wygranej, z dumą pokazał towarzyszce „trofeum”, na co parsknęła śmiechem, w jeszcze lepszym nastroju powracając wzrokiem ku scenie, na jakiej koncert dawało dwóch eleganckich, młodych mężczyzn – jak najbardziej jej to odpowiadało!
    Po zakończonym koncercie, który mogła śmiało zaliczyć do jednego z najbardziej udanych, Kaari ze śmiechem obserwowała dwie dziewczyny, jakie biły się pod sceną o „setlistę”. Tuż po wyjściu z hali, goszczącej owo wydarzenie, Jyrki, dumnie się prężąc, wręczył jej schwytaną różę, na co nie protestowała, przyjąwszy ją z prawdziwą wdzięcznością.  
    Ponieważ nie było jeszcze w pół do jedenastej, udali się na spacer po mieście. Księżyca i gwiazd, co prawda, nie było widać, bowiem zasłaniały je grube chmury, ale i tak było miło. Towarzysz zagaił rozmowę standardowym pytaniem, o to, jak się podobało. Z ust „damy wieczoru” od razu posypała się garść komplementów i zachwytów nad duetem, gdyż Kaari do nieśmiałych oczywiście nie należała, więc zdawkowe „Było fajnie”, nie leżało w jej naturze.
- Ale najbardziej to chyba podobali ci się oni, co? W końcu garniak i te sprawy – uszczypnął, nie mogąc się powstrzymać.
- Może? – zadziornie uniosła ramiona, filuternie obracając przy tym różę w ręku.
- Może, to chyba powinniśmy rozstrzygnąć nasz zakład.
- To może, czy powinniśmy? To dwie rożne sprawy! – parskała, niczym nastolatka, co muzyk poczytywał sobie za dobry znak.  
    Dotarli na sporą parcelę, poprzecinaną alejkami i rozłożystymi drzewami, które teraz były pozbawione liści – to tutaj Jyrki postanowił się zatrzymać.
- Ładnie wyglądasz – pochwalił na początek, co towarzyszka skwitowała, jako „tanie pochlebstwo”, zanurzając przy tym nos w koronie z białych płatków, choć te nie wydzielały zapachu. Jednocześnie uniosła wzrok, patrząc na muzyka z zaciekawieniem.
- A ty? Powiedz mi wreszcie, po co zmieniłeś fryzurę? Mam nadzieję, że nie dla mnie?
- Powiedzmy, że chciałem się przekonać, jak to jest wyglądać „normalnie” – wzruszył ramionami.
- Akurat! To przez to, co ci nagadałam! Ale nie trzeba było, w końcu to była twoja tożsamość, a ja… i tak cię lubię bez względu na to, jak wyglądasz – uderzyła go żartobliwie różą. Podszedł bliżej i otoczył ją w talii ramionami, na co tym razem nie protestowała.
- No proszę, lubisz! To już coś! To jak w końcu z tym zakładem? Kto miał rację? – uśmiechnął się triumfalnie, mimo że nie otrzymał jeszcze z jej strony odpowiedzi (a przynajmniej nie ustnej). Początkowo się wahała, ale im dłużej wpatrywała się w jego „odmienione” oblicze, tym odważniejsza się stawała. Wreszcie zbliżyła się i pocałowała go w policzek.
- No, i załatwione! Co tak patrzysz? Nie ustalaliśmy przecież, gdzie mam cię pocałować – wystawiła język zdezorientowanemu towarzyszowi. Ten jednak prędko się ocknął i nachylił, by pocałować ją w usta, lecz zręcznie się wysmyknęła. Jyrki sam już nie wiedział, co myśleć, bo przecież pocałunek miał oznaczać… właściwie, co? Z tego wszystkiego już zapomniał – nie ma tak dobrze! Tyle ci wystarczy! – posłała mu zadziorny uśmiech.  
- O tak, to by ci było na rękę! Ale co ty na to, gdybym cię poprosił, żebyś… została moją dziewczyną? – walczył ze wszystkich sił, by sprawiać wrażenie pewnego twierdzącej odpowiedzi, lecz mimo to zarówno jego głos, jak i mimika twarzy zdradzały, iż obawia się odmowy. Jakież więc było jego zdumienie, gdy Kaari pokiwała głową, nieśmiało się przy tym uśmiechając. Zamurowało go do tego stopnia, że dziewczyna ponownie trąciła go różą.
- Co ty taki? Myślałam, że się ucieszysz! Chyba zwariowałam, ale mówię poważnie – parsknęła niepewnie, na co wreszcie pochwycił ją w ramiona, mocno ściskając, po czym ucałował w policzek, gdyż sympatia wyraźnie odwracała twarz. Jyrki był jednak zbyt uradowany, by zwracać uwagę na takie drobne niedogodności.  
    Zaraz potem wzięli się za dłonie i ruszyli w dalszą drogę po Helsinkach, nie mając jeszcze zamiaru rezygnować ze swojego towarzystwa.

***

    Tanja cała już ścierpła, ale mimo to dzielnie trwała w niewygodnej pozycji, jedną ręką raz po raz wycierając z twarzy cieknące łzy, drugą zaś głaszcząc Aleksego po głowie, który już jakiś czas temu zasnął na jej kolanach, zmęczony bólem i rozpaczą.  
    To dzisiaj zdała sobie sprawę z tego, iż pokochała chłopca, który, choć się tego mocno zapierał, przez całe życie poszukiwał miłości – szczególnie tej matczynej. Obawa przed utratą owego uczucia sprawiała, że z całych sił trzymał się w ryzach, posłusznie podporządkowując innym, choć było to dla niego niewygodnym. Tym mocniej żałowała więc, iż ona nie okazała się na tyle lojalna.  
    Teraz była już pewna, że nigdy już nie spotka takiego mężczyzny, jak ten – owszem, z problemami, ale jednocześnie tak kurczowo trzymającego się tego, co dla niego ważne. Nie, to nie ona powinna z nim być, bowiem za bardzo go zawiodła. Nie zasługiwała na niego – śmieszne, ale jak dawniej mawiała, iż to mężczyzna na coś nie zasługiwał, tak teraz była to ona. Pomoże mu jednak, bo to jej obowiązek, bo tak nakazuje jej uczucie, które do niego żywi i żywić będzie – nikt jej tego nie odbierze. Choćby kiedyś, z biegiem lat, miłość wygasła, zawsze będą to ciepłe, pełne wdzięczności afekty. Choćby się bardzo zapierał, wesprze go podczas ustalenia diagnozy i w razie czego… o nie, nie umrze! Pomoże mu przejść przez chorobę, a później usunie się w cień, pełna nadziei, iż ten jakoś odbuduje swoje życie. Byle z kobietą, która go doceni i otoczy miłością, jakiej od zawsze tak mu brakowało. Jeszcze będzie się uśmiechał, choć może teraz wydaje mu się to niemożliwym – obiecała sobie, szlochając jak najciszej, by go nie obudzić.  
    Łkała nad nim i nad sobą. Opłakiwała te wszystkie miesiące, które straciła. Swoją „głupotę” i „przeklętą traumę”, jaka sprawiła, że nie stworzyła z nim rodziny, której pragnął. Tego, czego i ona powinna wyczekiwać…  
    Delikatnie gładziła go po włosach, za każdym razem omijając bliznę, nad którą na moment zawieszała dłoń, obiecując sobie, że z nim nie będzie, jak z Perttu – on przeżyje!  
    Wtem jakiś nagły koszmar wybudził go ze snu, w wyniku czego zerwał się, nieprzytomnie rozglądając dookoła.
- Co się stało? Źle się poczułeś? – spytała z troską, na co zmarszczył brwi, niemrawo się jej przyglądając. Gdy już dotarło doń, gdzie właściwie jest, prędko przetarł rozespaną twarz.
- Która godzina? – rozejrzał się po pokoju.
- Po wpół do jedenastej – ukradkiem wytarła policzki, gdyż dosyć się już dzisiaj naoglądał jej „histerii”.
- Już? Chyba się zasiedziałem… - z trudem powstrzymał ziewanie, szukając na posłaniu płaszcza.
- Nie musisz jeszcze iść. Może chcesz się czegoś napić, zjeść coś?
- Nie… na serio lepiej będzie, jak sobie pójdę. I przepraszam za… sceny – mruknął, przypominając sobie, jak się zachował przed zapadnięciem w sen. O nie, to po prostu prosiło się o natychmiastową ucieczkę!  
- To ja powinnam przepraszać – uśmiechnęła się ciepło, acz w tak uroczy sposób, iż na moment utkwił w niej wzrok, zapominając, iż powinien zbiec, gdzie pieprz rośnie.
- Dobra, spadam – zerwał się nagle z posłania, szarpiąc za sobą płaszcz.  
    Tanja poszła w jego ślady, zapomniawszy, że cała jest ścierpnięta, w rezultacie czego prawie się przewróciła. W ostatniej chwili złapał ją za ramię, pytając przy tym, czy wszystko w porządku. Wszak, dawniej zdarzało się jej mdleć przy okazji głębokich przeżyć.
- Zasiedziałam się tylko, zaraz mi przejdzie – wyjaśniła pośpiesznie, na co zmieszał się jeszcze bardziej.  
- Przeze mnie… wybacz, to się więcej nie powtórzy.
- Daj spokój! Każdy potrzebuje się czasem wygadać… ale prócz mnie powinien to usłyszeć jeszcze lekarz. Obiecaj mi, że do niego pójdziesz, będę ci nawet towarzyszyć, tylko zrób to – chwyciła się jego przedramienia, by nie upaść i przy okazji zmusiła w ten sposób do pozostania, nim nie przyrzeknie spełnić jej prośby.
- Nie… to bez sensu. Zapomnij o tej rozmowie – próbował iść, lecz ciągnęła go w swoją stronę.
- Aleksi, błagam! Może to tak naprawdę nic strasznego? Da się wyleczyć? Poza tym powinieneś też zobaczyć się z Tarją, na pewno pokrzepi cię jakąś dobrą radą. Przysięgnij mi, że tak zrobisz.
- Tanja… - jęknął bezradnie.
- Przysięgnij! – powtórzyła z naciskiem, jak zwykle wlepiając weń te „wielkie”, zielone oczy.  
    Warknął w duchu, zły na samego siebie, iż tak łatwo daje się jej wodzić za nos. Jej manipulacja, bądź wrodzona, ujmująca postawa, zawsze skłaniały go do zwierzeń. Otwierał się przed nią, niczym „dureń”, a przecież doskonale wiedział, jak to się niedawno skończyło… Jeszcze chwila, a jak zwykle ulegnie jej i tym razem.  
    Kolejne wspomnienie tego, jak się niedawno tutaj zachował, sprawiło, że wreszcie wyrwał ramię, niemrawo mamrocząc pod nosem, że naprawdę musi iść. Doszła już, niestety, do jakiej takiej sprawności i oczywiście ruszyła za nim, lecz ledwie otworzył drzwi i stanął w przedsionku, a spotkała go kolejna przykra niespodzianka: Krystyna Venerinen wbiła weń zaskoczony wzrok, szeroko rozwierając przy tym usta. Tanja stanęła za nim, od razu blednąc z przerażenia.
- Dzień dobry i dobranoc – rzucił więc tylko i niczym strzała przemknął do drzwi wyjściowych, nawet nie patrząc na kobietę oraz jej małżonka, który coś tam marudził, kompletnie pijany.  
- Aleksi, zaczekaj! – Tanja pobiegła za nim, ale oczywiście nie miał zamiaru jej słuchać. Gdy wybiegła na klatkę, już przemierzał schody – zadzwonię do ciebie jutro i pójdziemy do lekarza, słyszysz? I nie rób nic głupiego! – zawołała, na co przystanął, pośpiesznie zapinając płaszcz – zgoda? – dopominała się odpowiedzi, ale rzucił tylko „Cześć” i ot tak zbiegł na dół – i tak zadzwonię! – uderzyła pięścią w poręcz.  
    Następnie westchnęła i przymknąwszy oczy, nawróciła do mieszkania. Za drzwiami czekał przecież „rotwailer” o imieniu Krystyna, który bardzo nie lubił obcych – zwłaszcza tych, co to ich nazwisko zaczynało się na K. Z pewnością będzie teraz ostro ujadać…  
    Nie pomyliła się, bowiem ledwie wsunęła się do środka, a matka zaatakowała:
- Co on tutaj robił?! Jak w ogóle? Skąd?!
- Na pewno nic z tego, co sobie teraz zapewne wyobrażasz – mruknęła, kierując się do siebie, lecz kobieta przytrzymała ja za ramię, tym samym nie pozwalając iść dalej.
- Tanja, czyś ty rozum do reszty postradała?! Po co go tu sprowadzasz?! Żeby potem znowu rozpaczać, tak?!
- To moja sprawa! – próbowała się wyrwać, lecz uścisk matki był zbyt mocny.
- Nie, dopóki mieszkasz pod moim dachem! Nie mogę już patrzeć na to, jak się wykańczasz na własne życzenie przez faceta, którego w ogóle nie obchodzisz! Gdyby tak było…! Ty wracaj do pokoju, i tak nic z tego nie rozumiesz! – przerwała, krzycząc na ojca, który właśnie stanął w progu ich sypialni, coś tam bełkocząc w obronie córki – myślisz, że po co tu przyszedł?! Żeby z tobą pertraktować? A gdzie tam, chciał tylko wykorzystać sytuację, skoro byłaś sama!  
- Nawet, jeśli i tak mam to gdzieś! – wreszcie udało się jej wydostać z silnych „macek” rodzicielki – czy ci się to podoba, czy nie, i tak będę robić, co uważam za słuszne! – dodała ogólnikowo, gdyż w żadnym wypadku nie miała zamiaru opowiadać Krystynie o tym, co się dzieje z Aleksim. Wszak, i tak mało ją to obchodziło.
- Czy ty nie masz do siebie szacunku?! – chciała łajać ją dalej, ale przeszkodził jej w tym Juha, włączając się do dyskusji. Tanja wykorzystała moment, że ojciec „przyczepił się” do nieznośnej matki i uciekła do siebie.
    Czy tego chciała, czy nie, pani Krysia musiała wpierw opędzić się od upojonego małżonka, który w połączeniu z córką sprawiał teraz niemałe kłopoty… To właśnie przez niego wrócili do domu wcześniej, aniżeli sobie uprzednio zakładali. To jest, „nim wpadł pod stół”, bowiem lekarz zabronił mu przesadzać z alkoholem przez wzgląd na serce. Ale ten i tak nie posłuchał, więc to jego Tanja mogła obwiniać za nakrycie podczas „schadzki”.

***

    Deszcz rozpadał się na nowo, jakby jemu na złość. Mimo to jego krok był wolny, gdyż, szczerze mówiąc, nie miał ochoty w ogóle wracać do domu. Po co? Na jakiś „denny” film? By po raz tysięczny z kolei słuchać w radiu tych samych piosenek? Uda się tam dopiero wówczas, gdy będzie padać z nóg. O ile w ogóle będzie, bo w ostatnim czasie była to przecież „przeplatanka” bezsenności z nadmierną ilością snu – raz tak, to znów wręcz przeciwnie. A tej nocy? Chyba czeka go jednak to pierwsze, bo ma przecież tak wiele do przemyślenia. No, jedno już wie na pewno – chyba da sobie spokój z samobójstwem.  
    Tanja… słodka, uczynna Tanja. Szkoda tylko, że dopiero teraz, choć, w gruncie rzeczy, potrzebował jej przez cały ten czas – aż dotąd. Tak, wstyd się przyznać, ale od dwóch lat to właśnie ona była tą siłą napędową, która dodawała mu chęci do życia. Może, gdyby nie był tak zmęczony, mimo wszystko zaryzykowałby jeszcze ten jeden raz…?  
    Nie… nie miał ochoty na nowo się w coś „pakować”, a później jak zwykle stwierdzić, że chyba jednak powinni dać sobie spokój. Bo jeśli zaś coś się wydarzy, a ona ponownie odwróci się do niego plecami? Nie to, żeby nie cenił sobie spędzonych z nią chwil – oczywiście, że tak. Coś stale go do niej ciągnęło, wciąż widział w niej „panią swego domu”, ale… niedawne wydarzenia wciąż bolały. Nie mógł jej ot po prostu wybaczyć (pomimo tego, co jej powiedział), iż opuściła go w tak trudnych chwilach.  
    A jeśli okaże się, że w istocie jest ciężko chory? Będzie miała na tyle siły, by to z nim znosić? Była przecież równie słaba, jak on. I może właśnie tacy ludzie nie powinni wchodzić w związki? To znaczy, nie, gdy są na tym samym poziomie, jeśli chodzi o wątłą psychikę? Bo jak wówczas będą się wspierać, jeżeli każde z osobna będzie narzekać, jaki to świat jest zły? Jak będą dawać sobie pokrzepiające rady? Podnosić nawzajem, jeśli obydwoje będą leżeć? Na początku ich znajomości to on był tą mocną stroną, ale teraz? Byli po równi, nawet, jeśli to ona zdawała się przodować. Ale właśnie – jedna, zła wiadomość i co dalej?  
    Tak, czy inaczej, dzisiejszy wieczór uświadomił mu, jak ciężko będzie mu z niej zrezygnować. W końcu była tak inna od reszty kobiet. Okazywała mu uczucia z takim zaangażowaniem, ciepłem… Z pewnością za nimi tęsknił i dlatego też dał się tego wieczora „omotać”. Z jednej strony z chęcią by zawrócił i poprosił, by znowu go objęła, a z drugiej… wiedział, że to bez sensu.  
    Nie, już nigdy więcej się z nią nie zobaczy, nie spojrzy jej w twarz. Śmieszne, ale czuł się zażenowany, bo okazał słabość. Bo zwrócił się z tym wszystkim do tej, która jeszcze do niedawna miała gdzieś, co się z nim dzieje, a teraz…!  
    Cała ta uczuciowa przeplatanka skłoniła go wreszcie do wniosku, iż „zrzędzi, jak zdesperowana kobieta”, toteż… Wtem aż się wzdrygnął, gdyż tuż obok ktoś głośno zatrąbił. Zaraz potem na pobocze zjechał Hannu.
- Podwieźć cię gdzieś może? – uchylił szyby w eleganckim, czarnym audi. Nie ma to tamto – „wóz” to on miał, jak przystało na „rasowego” prokuratora!  
    Aleksi natychmiast poczuł ukłucie zazdrości. Gdyby wciąż był pracownikiem prokuratury z pewnością wymieniłby „wysłużonego” peugeota na takie „cacko”…  
    Kolejna tego dnia myśl o porzuconym zajęciu boleśnie ugodziła go w wycieńczone ego. Obrzucił więc pojazd niedbałym spojrzeniem, po czym rzucił suche „Nie, dzięki. Przejdę się” i, jak gdyby nigdy nic, ruszył dalej – No co ty? Leje, to co to mi za przyjemność? Wskakuj – Hannu upierał się jednak przy swoim.
- Wiem, że żadna i wcale mi o nią nie chodzi – mruknął, nie odrywając wzroku od punktu gdzieś przed sobą.
- Rany, stary, ty się o to gniewasz?! – jęknął zrezygnowany kolega – to był rozkaz z góry. Myślisz, że jakbym miał wybór, nie odmówiłbym? Wsiadaj lepiej, bo zimno jest i z tego wszystkiego zaziębisz się na śmierć – ostatnie słowa nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Przyjął jednak zaproszenie, gdyż chciał chociaż na moment oderwać się od dręczących go myśli – peugeotek ma karę, że tak sam spacerujesz? – zagadywał w chwilę potem kierowca.
- Miałem ochotę na przechadzkę – odparł obojętnym tonem, wciąż uporczywie patrząc na drogę.
- Co tam w ogóle u ciebie słychać? – zerknął nań z wahaniem. Zdecydowanie wolał tego wojowniczego „Aleksa”, który ciągał go na różne, niechciane akcje. Chociażby wtedy, co to ich napadli. W tamtej chwili było to straszne przeżycie, ale teraz wspominał je z rozrzewnieniem…  
    Do licha, jakże go brakowało w prokuraturze! Jego poczucia humoru, pogawędek w czasie… pracy, wspólnego rozważania dowodów, analizowania zeznań świadków, podejrzanych… Obecni współpracownicy nie wydawali się już być tak sympatyczni, jak on. Ale to pewnie dlatego, że jedynie z „Aleksem” łączyła go przyjaźń, a z nowymi – nie. Jednakże, gdy tak teraz na niego patrzył, dochodził do wniosku, że z jego „dawnego kumpla” pozostał cień człowieka. Posępny, zamyślony… Kto by pomyślał, że znajomość z Tanją doprowadzi go do takiego stanu? Bo to jej wina – przez nią miał problemy z tą „wariatką” Raikinen i w rezultacie wylądował w „pudle”.  
    No cóż, Hannu nie znał historii w całej jej pełni, więc stąd takie, cóż… typowo „szowinistyczne” wnioski. Co tam, nawet z prokuratury odszedł właśnie PRZEZ NIĄ, bo to z JEJ powodu „oberwał w łeb”! Och, jakże jej teraz przez to nie lubił, choć początkowo kibicował jego znajomości z nią. Śmieszne, w jak głębokie dno może wpakować mężczyznę kobieta. „Aleks” należał, niestety, do tych „facetów”, którzy kompletnie tracili dla nich głowę (on prawie, że dosłownie). To znaczy, dla tej jednej. „Biedak” wmówił sobie pewnie, że poza nią nie znajdzie już żadnej innej i w rezultacie kurczowo się jej trzymał. No, ale co z tego teraz ma?  
    Jego „światłe” wywody przerwał w końcu sam Aleksi, który wreszcie raczył odpowiedzieć na zadane przezeń pytanie, a jakie to (dla przypomnienia) dotyczyło ogólnej jego sytuacji. Riposta nie była jednak zadowalająca: „Po staremu, czyli jak zwykle do dupy” – Czemu? Nie masz roboty? Pokłóciłeś się z mamuśką? – drążył ciekawski kolega.
- Wybacz, ale jesteś kolesiem, który wpakował mnie do paki. Myślisz, że będę się takiemu zwierzał? – posłał mu ironiczny uśmiech.
- To Paavo przewodził! Młody, to gorliwy i koniecznie chciał cię wpakować za kraty! Szczerze mówiąc, mnie potem odsunął, bo nie chciałem z nim współpracować. Bo i po co? Przecież dobrze wiedziałem, że to bzdura, dlatego bardzo się cieszę, że już jesteś na wolności – obrzucił towarzysza kątem oka w nadziei, iż skruszy tym jego „kamienne” serce, lecz ten ani drgnął, wciąż uporczywie patrząc przed siebie. Czymże w końcu były tak „koślawe” tłumaczenia, jeśli nie szukał go już po tym, jak opuścił areszt, by spytać chociaż, jak się czuje po tym wszystkim? Wszak, wtedy już by mógł, bo nikt nie oskarżyłby go o kontakty z podejrzanym.  
    Hannu, „beztroski chłop”, wmówił sobie jednak, że owo zapewnienie może być jakim takim rozgrzeszeniem i ot tak zmienił temat – Myślę, że jeśli wszystko jest tak kiczowate, jak zapewniasz, przydałby ci się jakiś kompan do pogadania. Chyba, że masz jakąś laskę na boku i to jej wszystko opowiadasz? Powiem ci tylko, że i tak nie ma to jak rada faceta. W końcu on zrozumie cię lepiej, niż babka, co nie?
- Nie mam nikogo, nie ciesz się – ozwał się na to i, choć bardzo chłodnym tonem, dawny kompan i tak nabrał nadziei na to, iż uda im się odbudować nadwyrężone więzi.
- To może… - zawahał się na moment – Marisa znalazła sobie robotę w solarium i w ten piątek pracuje akurat po popołudniu, także… będzie mecz w telewizji, to może wpadłbyś i zerknęlibyśmy na niego razem? – niemalże już się uśmiechnął, niczym „zalotnica” do swego „szacownego amanta”, gdyż spojrzenie Aleksego było tak zimne, iż miał wrażenie, że zaraz go nim zabije… Szczęściem, rzucił krótkie „Dobra” i wypiąwszy się z pasów, opuścił luksusowy samochód. Hannu miał poważne wątpliwości co do tego, czy aby w istocie przyjdzie, ale na wszelki wypadek zawołał jeszcze, by był o 17:00, i odjechał.  
    „Towarzysz podróży” nie udał się bynajmniej, jak sądził kierowca, do domu, a… zawrócił na poszukiwanie jakiegoś baru. Co tam? „Schla się”, i tak mu wszystko jedno. Byleby tylko na ten moment zapomnieć o dręczących go problemach. Co prawda, jutro z kolei będzie go jak zwykle męczyć kac, ale co to dla niego po tylu miesiącach egzystencji z potwornym bólem głowy?
    
***

    Kaari wróciła do domu, wciąż oszołomiona koncertem, czemu towarzyszyło przyjemne uczucie podekscytowania. W głowie dźwięczały jej melodie piosenek, z uporem cisnąc ich słowa na usta. Poddała się i zanuciła jedną z nich, aż jej wzrok zawędrował ku róży, którą trzymała w ręku. Uniosła ją i ciężko odetchnęła. To się naprawdę wydarzyło? Co dalej? Czy będzie tak, jak sobie zamierzyła…?  
    Wtem przemyślenia przerwały odgłosy kłótni, która jak zwykle rozgrywała się pomiędzy siostrą i matką. Zajrzała szybko do sypialni rodziców: ojciec spał, jak zabity, głośno przy tym chrapiąc, toteż oczywistym było, że musiał się upić i dlatego nie brał udziału w „dyskusji”.  
    Prędko zzuła buty i popędziła do „królestwa” Tanji. Gdy stanęła w progu, doszły ją bardzo dziwne słowa…
- I co?! Myślisz, że jak mu wskoczysz do łóżka, to od razu do ciebie wróci?! Aż tak nisko się cenisz?! – wyrzucała rodzicielka.
- Coś się tak uparła z tą obroną mojej czci?! Już dawno zostałam potraktowana, jak zwykła szmata, więc nic gorszego już nie może mnie spotkać! TYLKO rozmawialiśmy, a nawet, jeśli, to nie mam obowiązku ci się spowiadać, bo mam już 26 lat! Zresztą, gdybym była mądrzejsza, już dawno by mnie tu nie było, bo mieszkałabym u niego! – prychała spod laptopa wzburzona siostra.
- O czym wy mówicie?! – zawołała zdezorientowana przybyła.
- O, królewna Kaari wróciła! Gdybyś z nią poszła, nie sprowadziłaby tu tego prokuratora! A tak? Teraz będzie, jak zwykle płakać po kątach, jakby na świecie nie było innych facetów! – pani Krystyna wycelowała w Tanję, niczym w winnego, którego złapano na gorącym uczynku. Starsza z córek od razu posłała jej zdziwione spojrzenie, gdyż wciąż nie potrafiła pojąć o co toczyła się ta cała wojna?
- Mam gdzieś innych! – wybuchła młodsza – tak, sprowadziłam go, i co?! Jeśli będzie trzeba, to zrobię to znowu, dlatego odczep się wreszcie od niego! Coś się tak na niego uwzięła, co ci takiego zrobił?!
- To ty sama nie wiesz, czego chcesz! Jeszcze niedawno sama nie chciałaś nawet o nim słuchać, a teraz wielka obrończyni się znalazła! A nuż nie siedział niewinnie?! Tego już nigdy do końca się nie dowiesz!
- Nie znasz go tak, jak ja, więc jakie możesz mieć pojęcie?! – Tanja zerwała się z krzesła, w rezultacie czego obydwie zaczęły dosłownie skakać sobie do gardeł.
- O, za to ty, tak? A co było jeszcze z te dwa miesiące temu?! Też czytałaś w nim, jak w otwartej książce?! – oponowała matka, aż wreszcie Kaari krzyknęła, wchodząc pomiędzy „walczące”. Inaczej, kto wie, jakby się to wszystko skończyło? Był tylko jeden sposób na to, by odwrócić uwagę przewrażliwionej Krystyny od młodszej siostry, a mianowicie…
- Dosyć, przestańcie już! Chcę wam coś ogłosić! Mamo, od dzisiaj spotykam się z Jyrkim. To były kumpel wariata z „Fairy Tales”, właśnie wracam z randki.
    Po owych słowach Tanja parsknęła niekontrolowanym śmiechem, zaś matka wybuchła nowym gniewem.
- Nie żartuj sobie, to są poważne sprawy! Zależy mi tylko i wyłącznie na jej dobru, a nie…!
- Kiedy to prawda! Tanja może poświadczyć, że się z nim od dawna widuję, ale dzisiaj postanowiliśmy przerodzić to w coś głębszego – powiedziała to tak poważnym tonem, że tym razem młodsza siostra zbladła, zaś rodzicielka zachwiała się niepewnie.
- Nie… ja nie wytrzymam! Ja przez was zwariuję! – zawołała tylko i łapiąc się za głowę, wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.  
- Dzięki za ratunek, ale nie musiałaś posuwać się do aż tak drastycznych środków… lepiej to sprostuj, bo jeszcze przez ciebie jakiego zawału dostanie – Tanja doszła już do siebie, mimo wszystko wciąż uważając wyznanie Kaari za sposób, w jaki chciała zbić matkę z tropu, by wreszcie dała jej spokój.
- Jyrki to na serio od dzisiaj mój chłopak – odparła z kamienną twarzą, jakby nalegania młodszej godziły w jej dumę. Siostra padła na łóżko, niczym ciężki głaz.
- Przecież jeszcze nie tak dawno temu tak się zapierałaś, że… ja wiedziałam! – zawołała z triumfem, acz przemieszanym z lekkim oburzeniem.
- Tak, przyznaję ci rację: podoba mi się… od jakiegoś czasu, ale się do tego nie przyznawałam – przewróciła oczyma, przysiadając się do dziewczyny – ale dobra, ty też masz przecież wieści! Dawaj! Aleks tu naprawdę był? – zręcznie zmieniła temat.  
    Tanja z początku się skwasiła, wyrzucając jej, iż ucieka od właściwego wątku, ale szybko dała się namówić do zwierzeń na temat wizyty byłego chłopaka. Co więcej, była na tyle pewna dyskrecji siostry, że wyznała jej swoje obawy na temat możliwej choroby Aleksego, powiedziała też w jakich okolicznościach go spotkała i co zamierzał zrobić. Kaari była bardzo poruszona i zgodnie z tym, co chciała usłyszeć młodsza z nich, zapewniła ją, że powinna tak, jak sobie zamierzyła, zadzwonić do niego jutro i zmusić do wizyty u lekarza.  
    Ona sama z kolei, po raz kolejny przekonywała Tanję, że myli się co do Jyrkiego i jeśli bliżej go pozna, na pewno zmieni zdanie. Muzyk był wszakże sympatyczny, przyjacielski, dowcipny i naprawdę się o nią troszczył (na ten swój sposób). Była pewna, że myśli o niej poważnie i zdobędzie się na jakie takie ofiary, by mogli stworzyć udany związek. Tanji nie pozostało więc nic innego, jak pogodzić się z wyborem starszej siostry, choć, póki co, nie mogła jej pogratulować, co bardzo Kaari rozczarowało. Naiwnie jednak zrzuciła wszystko na karb przygnębienia młodszej, która martwiła się o „swojego faceta” – jak to określiła Aleksego w myślach. Co prawda, Jyrki bardzo od niego odbiegał (żeby nie powiedzieć, diametralnie się różnił), ale pan Kietala już dawno przestał zaprzątać jej głowę.
    Panny Venerinen nie zdawały sobie sprawy z tego, iż wcale nie są jedynymi, do których dotrą owe zwierzenia, więc mówiły śmiało i otwarcie. Sprawa miała się jednak inaczej, bowiem pani Krystyna nie była taka głupia i dobrze wiedziała, że córki będą między sobą omawiać zaistniałą sytuację, toteż stanęła pod drzwiami pokoju Tanji i podsłuchiwała… Co prawda, wszystkiego nie zrozumiała, ale wyłapała to, co było dlań najważniejsze: Kietala rzekomo był chory – bzdura, z pewnością chciał tylko wzbudzić w Tanji litość, poczucie winy! Kto wie, może jeszcze wmówi jej, że to przez nią?  
    Niestety, lecz nie mogła jej tego wyrzucić, bo wówczas wydałoby się, że podsłuchiwała… Postanowiła jednak trochę poczekać i, w razie czego, „uświadomić” córkę…  
    Drugie, co udało się jej dosłyszeć, to niestety „gorszące” potwierdzenie, iż Kaari mówiła prawdę o swoim związku z kolegą Perttu. Wszak, Tanja pytała, czy rzeczywiście jest go pewna, jeśli obracał się w takim towarzystwie, i że jest przecież tym, który pozwolił na to, by Ranielli dopuścił się na niej tak odrażającego czynu.  
    Serce pani Krysi było gotowe zastrajkować tak samo, jak niegdyś męża, lecz szybko pocieszyła się myślą, że ów związek z pewnością długo nie potrwa. Kaari po prostu „chwilowo coś odbiło” – tak, innego wytłumaczenia nie było.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 8519 słów i 47215 znaków.

3 komentarze

 
  • Wiktor

    Witam. Czekam :kiss:

    15 gru 2016

  • nutty25

    @Wiktor postaram się dzisiaj coś wrzucić, może się uda, bo muszę jedną scenę poprawić ;)

    16 gru 2016

  • Wiktor

    @nutty25 to niecierpliwie czekam :)

    16 gru 2016

  • Beno1

    :bravo:

    15 gru 2016

  • jaaa

    <3

    15 gru 2016