A rush of blood to the head cz. 27

zdaję sobie sprawę z tego, że to jak prowadzę fabułę może się wydawać absurdalne, ale nie chce mi się przeciągać nieuniknionego. no i niektórym taki obrót spraw może się nie podobać, ale tak sobie zamierzyłam pisząc to i cóż... mimo wszystko miłego czytania ;)

    Rozdział 21

    Mimo, że było to do Tanji niepodobne, wstała tego dnia bardzo wcześnie, by dotrzymać danej Aleksemu obietnicy, co do lekarza.  
    Niestety, ale spotkał ją zawód: miał wyłączoną komórkę. Zrobił tak nie tyle z powodu tego, iż obiecał sobie, że nigdy więcej się z nią nie zobaczy, a do „doktorka” bał się iść – aż dotąd nie obudził się po „przebalowanej” nocy, więc nawet nie miał pojęcia, że telefon się rozładował.
- Nie rób mi tego! – jęknęła do siebie, raz po raz ponawiając próbę dodzwonienia się do niego, ale nic z tego.  
    Do kuchni weszła Kaari, która miała dzisiaj wolne, i zaczęła poszukiwać czegoś na śniadanie.
- Wow, a ty już na nogach? Trzeba było coś przygotować.
- Zapomniałam o jedzeniu… próbuję się dostać do Aleksa, ale wyłączył telefon. Czemu on mi to robi?! Przecież ja tylko chcę jego dobra! Jestem pewna, że to nie jakaś śmiertelna choroba… oby – westchnęła, bezsilnie podpierając brodę ręką.
- Na pewno… - usiłowała pocieszyć siostra, lecz do środka weszła również matka, szykując się do pracy. Kaari zamilkła więc, pamiętając o słowach Tanji, która zakazała jej rozpowiadać innym o tym, co dręczyło kolegę.
- Kto by pomyślał, że własne córki zrobią mi coś takiego? Same z wami problemy… dobrze, że Matti się trzyma, chociaż, o dziwo, mężczyzna – burknęła, patrząc po nich z obrazą. Tanja od razu nerwowo poruszyła się na krześle, gdyż uwaga rodzicielki mocno ją dotknęła, zaś Kaari prędko zabrała głos, uśmiechając się przy tym, jakby chciała dokuczyć Krystynie:
- O co ci chodzi, mamo? Co niby takiego zrobiłyśmy?
- Ty lepiej bądź cicho! Wielbicielka oszołomów się znalazła! Spróbuj mi tylko wrócić kiedy z płaczem, jak ona wtedy. Ostrzegam: palcem nie kiwnę! – wycelowała w nią, patrząc jej w oczy tak zimnym wzrokiem, że starsza córka od razu straciła całą pewność siebie. Z oblicza zniknął uśmiech, Tanja obrzuciła ją pełnym współczucia wzrokiem.
- Prędzej się stąd wyprowadzę, niż przyjdę do ciebie z problemem – rzuciła tylko i szybkim krokiem skierowała się do drzwi, ale wtedy zderzyła się z wchodzącym do kuchni Juhą.
- Ostrożnie! Głowa mnie boli, także nie deptaj! – chwycił ją za ramiona, przytrzymując tym samym w miejscu.
- To nie trzeba było tyle pić – mruknęła pod nosem „zrzędliwa” żona.
- Nie uciekaj. Co to, coś słyszałem o wyprowadzce, ale chyba jeszcze nie masz zamiaru uciekać do tego swojego chłopaka, co? – ciągnął, jak gdyby nigdy nic.
- Nie mam ochoty na żarty, tato – Kaari odgarnęła nerwowo włosy z czoła.
- Tam od razu żarty! Gratuluję! – puścił oczko, po czym ucałował ją w czoło.  
    Cała trójka zebranych tam niewiast osłupiała. No, pani Krysia dodatkowo się przy tym zgorszyła. Zmieszana córka bąknęła tylko „Dzięki” i uciekła do siebie. Ojciec zamienił jeszcze kilka słów z Tanją (bynajmniej nie były to żadne wyrzuty) i, jak gdyby nigdy nic, zabrał się za parzenie kawy. Młodsza z pociech również opuściła kuchnię, z pewnością w celu pocieszenia urażonej siostry.
- Czyś ty rozum stracił, czy robisz mi na złość?! – zaatakowała wzburzona żona.
- Co?! Wydawało mi się, że nie wypiłem tak dużo… ale potem…
- Nie o tym mówię! Zawsze się im podchlebiasz, pozwalasz na wszystko, a potem ja wychodzę na tą złą! – wyjaśniła, wściekle ciskając o blat kromkami chleba.
- A po co mam je krytykować? To dorosłe kobiety, co mam do ich wyborów? Najlepiej rób, jak ja: dobrą minę do złej gry, a na pewno ci się to zwróci – mrugnął na zachętę, lecz zaraz się skrzywił, gdyż ból głowy uderzył z nową siłą.
- No pewnie, gadasz tak, bo tak naprawdę guzik cię obchodzi, co się z nimi dzieje. Ale potem to ja muszę być świadkiem ich rozpaczy! – prychała zdenerwowana.
- O nie, możesz mi zarzucać wszystko, ale na pewno nie to, że nie interesuję się córkami – popatrzył groźnie – ja im tylko daję odetchnąć, bo w końcu są dorosłe, ale jak który bydlak ośmieli się je skrzywdzić, zabiję gołymi rękoma! Ty temu jednak nie zapobiegniesz, bo przecież nie będziesz ich śledziła 24 godziny na dobę! Tak więc, na serio, Krysa: daj sobie na wstrzymanie, bo tylko sama sobie szkodzisz – poklepał ją po wierzchu dłoni i stękając pod nosem, jak to go boli głowa, skierował się ku kuchennym szafkom, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że rozmowa na ów temat skończona.  
    Owszem, mogła przyznać mu rację, iż naciskając na córki tylko je od siebie oddala, w rezultacie czego może potem mieć o nich liche pojęcie. Zresztą już tak było – wszak, Tanja dobrze wiedziała, że Kaari już wcześniej spotykała się z tym „oszołomem”, a ona nie… Jednocześnie jednak nie mogła ot tak przejść do porządku nad tym, co wyprawiały pociechy! Była zła i zawiedziona, nie umiała stłumić w sobie tych uczuć. Ale co Juha mógł o tym wiedzieć? W końcu był „tylko” ojcem, a ci nie potrafią kochać swoich dzieci tak, jak troskliwe (w jej przypadku nadopiekuńcze) matki!

***

    Tanja na próżno usiłowała „dobić się” do byłego narzeczonego, chłopaka? Jego telefon wciąż uporczywie powtarzał, że „abonent znajduje się poza zasięgiem sieci”. Nie chciała być natarczywa, więc nie zostawiła żadnej wiadomości.  
    Miast tego rozważała, czy aby nie byłoby lepiej, gdyby udała się do niego osobiście? Niestety, lecz skutek był taki, że odzywały się w niej wspomnienia tego, jak taka wizyta skończyła się ostatnio. Toteż przepełniona obawami, iż Hanna Lehtinen może się koło niego znowu kręcić, zrezygnowała z owego pomysłu. Enni była jej ostatnią deską ratunku: pójdzie tam z nią i to ona będzie ewentualnie forsować „barierę”, w jaką mogła przerodzić się „niedoszła teściowa”.
    Niestety, ale przyjaciółka pracowała, to znów ona miała zajęcia na uniwersytecie, a gdy znalazł się czas, Enni chciała spędzić go w towarzystwie sympatii, więc nic z tego…
- Tanja, ty się dobrze czujesz?! – zawołał zaskoczony, ale i zniesmaczony Eino, gdy… to jego poprosiła, by się z nią udał do Aleksego – chcesz, żeby mnie zrzucił po schodach?!
- Tylko zadzwonisz na domofon, a gdy odezwie się kobieta, powiesz, że chciałbyś pogadać z Aleksem, to wszystko. Jeśli zgłosi się on, to ja przejmę inicjatywę. Spoko, zaczekasz na dole, nawet cię nie zobaczy – wyjaśniła spokojnie.
- A po co miałbym do niego iść? Ta baba mnie nie znosi, weź! Na pewno mnie spławi! – oponował towarzysz.
- Rany, powiesz, że chcesz go przeprosić. Takie trudne?! – wywróciła oczyma.
- Sorry, ale to najgłupsza rzecz, jaką mogłaś wymyślić – skrzywił się – raz, że nie mam we krwi płaszczyć się przed drugim facetem. A po drugie, tak nagle, tak? Po tylu czasy? To nierealne!
- Acha, więc chcesz go mieć na sumieniu, tak? Bo możliwe, że w końcu umrze, bo nikt mu nie pomoże! On musi iść do lekarza, rozumiesz?!
- Tanja… - odetchnął uspokajająco, po czym wziął ją za dłoń i posadził na ławce, jaka stała na uniwersyteckim korytarzu – nie brałaś pod uwagę, że on może nie chce się z tobą widzieć i dlatego nie odbiera? A z tą chorobą… może powiedział ci tak tylko dlatego, żebyś miała wyrzuty sumienia? Litowała się nad nim?
- Dobra, łaski bez! Sama sobie jakoś poradzę! – natychmiast zerwała się z miejsca i odwróciwszy doń plecami, ruszyła przed siebie, gdy ten nagle zawołał:
- Spokojnie, zaczekaj! Jak tak chcesz, to ok, pójdę z tobą! – żywione doń uczucia sprawiły, że nie chciał się jej narażać, toteż w końcu przystał na ów „szalony” plan.
    Na miejscu, na równi przepełnieni obawami, w rezultacie czego minęła spora chwila, nim w ogóle zadzwonili na domofon, spotkali się z kolejnym rozczarowaniem. A przynajmniej Tanja, bowiem Eino nawet było to na rękę. Nikogo nie było w domu, bądź nie chciał zdradzić się ze swoją obecnością. Panna Venerinen nie chciała już zamęczać towarzysza prośbami o to, by mimo wszystko spróbowali dostać się na górę, bo tego Kuokkanen już by nie zniósł.  
    To śmieszne, ale musiała się poniżyć (czego to się jednak nie robi dla ukochanych osób), pytając o „Aleksa”… Jyrkiego. O tak, on z pewnością powinien coś o nim wiedzieć, chociaż teraz to Kaari wypełniała jego wieczory.  
    Siostra nawet się nie wahała, tylko szybko zadzwoniła do chłopaka w owej sprawie. Z pewnością z uwagi na obecność Tanji, która przysłuchiwała się rozmowie, z trudem zahamowała potok „słodkich słówek”, jakie posypały się z głośnika, i przeszła do sedna.  
    Niestety, zaraz potem z żalem oznajmiła, iż Jyrki nie widział go od kilku dni, ani też nie może się z nim skontaktować. Serce Tanji przepełniły irracjonalne obawy, że może… to już? A nuż ma jakieś powikłania?! Wszak, gdy widziała go po raz ostatni wyglądał tak źle… Co prawda, miało to miejsce pięć dni temu, ale tak wiele może się przecież zmienić w ciągu sekundy! Lehtinen wcale nie musi jej poinformować o tym, iż przebywa w szpitalu, albo co… ale na pewno powiedziałaby Enni, a skoro ta nie ma jej nic do przekazania…?
- Masz za swoje, bo nie interesowałaś się nim wtedy, gdy był w areszcie! – prychała do siebie, wpatrując się w jego oblicze na fotografii z zakątka – „a może Eino ma rację i on robi to specjalnie?” – przemknęło jej nagle przez myśl – „nie, przecież sama widziałam, jak mu się zakręciło w głowie, prosił mnie o tabletkę i na pewno nie zniżyłby się do tego, żeby płakać przy mnie tylko po to, by wywołać współczucie!” – dodała zaraz potem, nerwowo potrząsając głową. A jeśli nawet Hanna nie ma pojęcia o tym, że coś mu się stało? A jeśli jej nie posłuchał i wrócił na ten most, albo…?  
    Ramka wyślizgnęła się jej z rąk i wylądowała na dywanie. Szczęściem, szybka nie pękła. Pośpiesznie się po nią schyliła i przycisnęła do serca, niemalże już łkając ze strachu.  
    Pani Krysia udawała się właśnie do toalety, lecz widząc córkę w takim stanie przystanęła, poobserwowała ją chwilę, po czym pokręciła głową, wciąż zachodząc w nią, dlaczego Tanja tak mocno przywiązała się akurat do TAKIEGO człowieka?
    Następny dzień przyniósł ukojenie dla skołatanych nerwów panny Venerinen – Enni zadzwoniła doń z informacją, że Hanna Lehtinen prosiła ją, by zajrzała do Aleksego, gdyż ona musi na dwa dni wyjechać z miasta, a ponieważ syn jest chory, byłaby spokojniejsza, gdyby ktoś się nim zaopiekował.  
    Przyjaciółka oczywiście nie omieszkała przekazać owego obowiązku w inne ręce, w nadziei, że może to ocieplić stosunki pomiędzy „Aleksem”, a Tanją.  
    „Kumpela” „urwała się” więc z jednego z wykładów, by odebrać klucze od mieszkania Aleksego, jakie Enni miała jej oddać po pracy. Była tak zaaferowana, że przyszła o dziesięć minut za wcześnie, w rezultacie czego tym dłużej towarzyszyło jej nieznośne uczucie podekscytowania, które objawiało się bolesnym ściskiem w klatce piersiowej.  
    Eino był tym wszystkim bardzo zdegustowany, gdyż po otrzymaniu „cennych” kluczy już nie wróciła na uniwersytet.
    Oddychała z trudem, serce biło tak szybko, że oczywiście miała wrażenie, że zaraz wydrze się z piersi. Stała już pod drzwiami jego mieszkania, gorączkowo rozważając, na co jest chory? Czy ma to związek z owymi bólami głowy? Jak ją przyjmie? W jakim będzie nastroju? No, ale nie przekona się, jeśli nie wejdzie! Jest w każdym razie gotowa na wszystko – nawet na wyrzucenie jej za drzwi.  
    Zamknęła je za sobą niemalże bezszelestnie. W całym mieszkaniu panował półmrok, mimo że na dworze wciąż jeszcze było jasno. Była tutaj tak dawno, że właściwie nie pamiętała, jak niedoszłe „gniazdo” wygląda…  
    Na paluszkach zajrzała do pierwszego z brzegu pokoju: było tutaj mroczno i duszno. Na podłodze leżały porozrzucane książki, jakieś papiery, kilka puszek i butelek po piwie. Pod stolikiem, jaki stał obok sofy, dostrzegła listek po tabletkach przeciwbólowych, zaś pod oknem kilka chusteczek do nosa, pobrudzonych krwią. Skąd ona?!  
    Nim wpadła w panikę, zdradził swoją obecność – pokazując w ten sposób, że jak najbardziej żyje – gdyż właśnie zanosił się od kaszlu. Opuściła więc duszny, brudny pokój i skierowała się do tego drugiego. Zastała go w łóżku, z jak zwykle zasłoniętym przez ramię czołem. Dojrzał ją jednak kątem oka i zabrał rękę, przyglądając się jej nieprzytomnie. Szczerze mówiąc, nie był do końca pewien, czy dobrze widzi, bo przecież było to niemożliwym, by to ona przyszła tutaj z własnej woli! A nuż ma po prostu omamy?
- Cześć – pomachała nieśmiało ręką – co słychać? Słyszałam, że nie bardzo się czujesz… - sama nie wiedziała, co powiedzieć. Nie doczekała się jednak odpowiedzi, gdyż wciąż nie miał pewności, czy aby mówi do niego „prawdziwy” człowiek. Tanja odebrała to jednak jako… objaw ze strony chorej głowy i gotowa była podnieść alarm, iż może oślepł, albo ogłuchł?! Podeszła więc bliżej i stanęła naprzeciw niego – słyszysz mnie? – rzuciła niepewnie. Wciąż marszczył brwi w ten dziwny sposób, ale wreszcie spróbował zabrać głos i znowu zaniósł się od kaszlu. Postanowiła poprawić mu poduszkę i przypadkiem dotknęła się do jego twarzy – była rozpalona – masz wysoką gorączkę! Mierzyłeś? – zawołała „odkrywczo”.
- Skąd ty się tu…? – wykrztusił nareszcie z siebie, lecz „wypruła” z pokoju, niczym strzała, by zaraz potem powrócić z pytaniem, gdzie właściwie trzyma termometr. Odpowiedź była jednak niezadowalająca: w ogóle takiego nie posiada.
- No jak to?! – zawołała oburzona – to jak ty żyjesz? A jakbyś miał ze 42 st. i nawet o tym nie wie…?! Może już masz! Zaraz wracam, skoczę tylko do apteki! – kiwnęła palcem i nim zdążył zaprotestować, na nowo wybiegła z pokoju. Nie minęła jednak sekunda, a znów się w nim zjawiła, by przykryć go kołdrą po samą szyję – ze „względów bezpieczeństwa”.  
    Przez cały ten czas próbował ją o coś spytać, zaprotestować, ale ganiała, jak szalona…  
    Zapadł w sen, gdyż w czasie choroby chyba nic tak dobrze nie robi, jak smaczna drzemka (o ile nie zakłóca jej zatkany nos). Przez głowę przetaczały się różne obrazy, aż… nagle został brutalnie wyrwany ze świata sennych mar – Tanja „bezlitośnie” szarpała go za ramię, usiłując wymusić nań wetknięcie termometru w odpowiednie do zmierzenia temperatury miejsce. Chodziło o pachę, ku woli wyjaśnienia. Był jednak zbyt słaby, by po niego sięgnąć, więc „pielęgniarka”… wcisnęła mu go do ust. Postanowił wyrazić swoje oburzenie, ale jak zwykle go uciszyła, jeszcze mocniej opatulając kołdrą, choć już ledwie się ruszał.  
    To był dopiero początek, bowiem termometr wskazał 39,5 st. Tanja wpadła w panikę, prędko biegnąc do kuchni po wodę do okładów na czoło i połknięcia tabletek, które miały obniżyć gorączkę. Z chęcią zadzwoniłaby do matki po radę w takiej sytuacji, ale dobrze wiedziała, jakby się to skończyło, gdyby wyznała, iż wcale nie chodzi o nią, a Aleksego…  
    Wróciła po chwili ze szklanką w jednej, w drugiej zaś ręce trzymała miskę z wodą.
- Masz jakieś ścierki? Mogłam kupić w aptece, idiotka ze mnie! – pytała, jednocześnie sama sobie odpowiadając. Chory nie miał pojęcia, o co jej chodzi, więc wskazał na szafę, w jakiej to znajdowały się eleganckie koszule, z których jednej mógłby się pozbyć, jeśli jej tak bardzo zależało. Natychmiast się do niej rzuciła i zaczęła przetrząsać, pokazując mu kolejne „elementy” garderoby, na co kręcił przecząco głową, iż tej sobie raczej nie odmówi. Na podłodze powstał już niewielki stos, aż wreszcie kiwnął na znak, że może potargać na kawałki „obrzydliwie” różową koszulę, której i tak nigdy nie nosił, a jaką dostał od jednej ze swoich dawnych sympatii.  
    Pobiegła więc na poszukiwanie nożyczek, ale oczywiście robiła to „w ciemno” i w rezultacie całego tego pośpiechu przycięła sobie palec szufladą i nieomal skaleczyła palec nożem. Wtem jej uwagę niechcący przykuła karteczka, jaką Hanna napisała do syna, a co to nie wylądowała jeszcze w śmieciach – liścik, w którym pisała, że go kocha i chce by poszedł do lekarza. A „głupi” Eino wmawiał jej, że on tylko udaje! – prychnęła pogardliwie w duchu.
- Tanja! – dobiegło ją nagle jego słabe wołanie. Wybiegła z kuchni, niczym matka, którą właśnie wzywa cierpiące dziecko – niedobrze mi… chyba zaraz… - rzucił na jej widok. Nie wiedząc, co robić, porwała w rękę miskę ze wspomnianą wodą i pochlapała całą pościel. Zdążyła jednak, nim ta została pobrudzona czymś gorszym…  
    W chwilę potem już poprawiała kołdrę, gdyż musiała ją przełożyć tak, by jej mokra część nie stykała się z ciałem chorego – Wybacz… lepiej stąd idź, zamiast oglądać pawie – zauważył pokornie.
- Bo ty jeden puszczasz? – uśmiechnęła się krzywo, od razu przypominając sobie, jak niegdyś ostrzegała go, iż nie będzie po nim sprzątać, gdy zwymiotuje – zaraz wracam, muszę wymienić miskę. Wiesz, o co chodzi – dodała żartem i nawróciła do kuchni. Gdy wróciła z zimną wodą, znowu spotkała się z „rozkazem”, by w tej chwili wracać do domu – cicho tam! Wiem, co robię – mruknęła, zanurzając w wodzie pocięte już kawałki koszuli.
- Zarazisz się – uważnie obserwował każdy jej ruch, mimo że wysoka temperatura utrudniała spoglądanie na świat.
- Najwyżej – wzruszyła ramionami, kładąc okład na jego rozpalonym czole – zaraz przyniosę tabletki, a ty wołaj, jakbyś znowu postanowił wypuścić pawia na wolność.  
    Z chęcią odpowiedziałby śmiechem na ów, jakże „niesmaczny” żart, ale nie miał na to siły. Co więcej, znowu złapał go kaszel – Powinieneś iść z tym do lekarza… może to więcej niż zwykłe przeziębienie? – westchnęła, na powrót obok niego siadając, po czym podała mu medykamenty – widzisz? Doktorek cię jednak nie ominie.
- Samo przejdzie…
- Aleks, nie bądź taki uparty! – zawołała oburzona i natychmiast się zmieszała, zorientowawszy, jak go nazwała, bowiem ostatnie wydarzenia raczej nie pozwalały jej tak się do niego zwracać. Ten „Aleks” był jednak zbyt markotny, by się o to gniewać.  
    Gdy tylko połknął wmuszone weń „specyfiki”, ponownie zapadł w sen, zaś ona postanowiła przy nim czuwać, dopóki gorączka trochę nie spadnie.
    Minęła 20-sta. Aleksi wciąż drzemał, toteż skorzystała z okazji i „zwiedziła” całe mieszkanie, uważnie przyglądając się każdej dekoracji, meblowi i wszelkich śladach jego użytkowania przez właściciela owych kątów. Jej uwagę szczególnie przykuł zabrudzony pokój.  
    Weszła w głąb i przykucnęła przed porzuconymi książkami. Były to kodeksy prawa, jakieś notesy, spisane notatki… Wśród tych wszystkich „śmieci” leżało też zdjęcie, na którym, jak się okazało, był on sam. Musiało zostać zrobione podczas studiów, bo u jego boku stała Celli i dwóch innych, nieznanych jej mężczyzn. Był tutaj taki młody… uśmiechał się, zaś jeden z owych kolegów przystawiał mu do głowy palce, imitując w ten sposób rogi.  
    Parsknęła w głos, głaszcząc opuszkami palców jego twarz. Przytuliła do siebie fotografię i sięgnęła po arkusz papieru, wyraźnie zapisany jego pismem. Jak się zaraz okazało, były to notatki związane z właśnie jej sprawą. Spisał tutaj wszystkie dotychczasowe dowody, jakie miał przeciwko Perttu, adresy, do których miał się udać w sprawie korupcji popełnionej przez starego Ranielli…  
    Mimo iż owe przeżycia były bardzo traumatyczne, teraz uśmiechała się, czytając to wszystko. Tak, były to, mimo wszystko, dobre czasy. Ale tylko dlatego, że miała wtedy możliwość poznawać go i powoli się w nim zakochiwać… odkrywać jego tajemnice, iż wcale nie jest taki zły, za jakiego go miała.  
    Tak bardzo poświęcił się wtedy jej przypadkowi. Jaka szkoda, że już tam nie pracuje, bo to było dlań w końcu bardzo ważne – zdawała sobie z tego sprawę.
- Co tam robisz? – usłyszała za plecami jego głos.
- Dlaczego wstałeś z łóżka?! – zawołała oburzona i czym prędzej zerwała się na równe nogi. Ledwie się przy nim znalazła, a już „dorwała” do jego czoła – gorączka na szczęście spadła… ale to nie znaczy, że możesz sobie ot tak chadzać! Marsz do łóżka! – ponagliła go.
- To znaczy, że mam je też zamienić w kibel, tak? – przewrócił oczami.
- Słyszałeś, co powiedziałam? Żadnych spacerów! – na wszelki wypadek wzięła go pod ramię, a gdy wyszli do światła, dostrzegła na jego koszulce plamy krwi – skąd to?
- Nic takiego… z nosa.
- Często ci się to zdarza? Widziałam w tamtym pokoju brudne chusteczki, to też stamtąd?
- Tanja, nie bądź już taką znachorką! Normalne, że jak cię boli łeb, to czasami też leci ci krew. Albo, ja wiem? Ville też miał takie krwotoki – wzruszył ramionami, zasiadając już na łóżku.
- Nawet nie kończ… - aż przeszły ją ciarki. Zaraz potem jak zwykle opatuliła go kołdrą, niczym mumię egipską, i zasiadła obok – znalazłam to na podłodze, ze studiów? – pokazała mu „skonfiskowane” zdjęcie. Odebrał je z jej ręki i przez moment wpatrywał weń bez słowa. Z twarzy czytała jednak wzruszenie, przemieszane z tęsknotą za starymi czasami.
- Tak… zrobione tuż przed tym, jak Juuli… w każdym razie na serio stałem się potem rogaczem – rzekł po chwili.
- Nie masz czego żałować, nie była ciebie warta – mruknęła z nutką pogardy, na co utkwił weń bliżej nieokreślony wzrok. Sama nie wiedziała, czy ma w tej chwili na myśli, że ona postąpiła niemalże tak samo, czy też dziwi go taka ocena? Może sądzi, iż próbuje mu się w ten sposób przypodobać?  
    O nie, niechcący weszła na niebezpieczny grunt… Obiecała sobie w końcu, że nie będzie nawiązywać do przeszłości, ani też ciągnąć tematu ich związku, który zaczęli jeszcze w jej mieszkaniu. Nie, to zamknięty rozdział. Jest tutaj tylko jako przyjaciółka, która pragnie mu pomóc. Postanowiła więc się ewakuować, bo i tak było późno – Dobra, czas na mnie. Zostawię ci lekarstwo na wypadek, gdybyś w nocy poczuł, że gorączka znowu rośnie – zerwała się z miejsca, chaotycznie rozglądając po pokoju.
- Dasz sobie radę? Zwykle nie chadzałaś nigdy sama o tej porze – zauważył, bynajmniej nie protestując przy tym, że już idzie. Zapewne pomyślał sobie, że czyni tak „jak zwykle”… Nie, tym razem, to nie dlatego.
- Tak, coś tam złapię. Świra już nie ma, zresztą może nawet spotkam gdzieś Kaari z Jyrkim, to podejdę z nią? – odparła z nieśmiałym uśmiechem. Od razu wbił weń zaskoczone spojrzenie.
- Ona z nim tak znowu…?
- Tak, spiknęli się parę dni temu. Nie mówił ci o tym?
- Nie, ale… - urwał, gdyż nie czuł się godny, by wyznawać Tanji, co też kolega mówił mu na temat starszej z panien Venerinen. Czy raczej jakie przejawy „głupawki” na punkcie Kaari demonstrował. Uśmiechnął się jednak w tak tajemniczy sposób, iż przybyła mogła się tylko domyślać, że wie bardzo dużo na temat owej pary. Pytanie tylko, czy jest to coś dobrego, czy wręcz przeciwnie?
- Może to głupie pytanie, ale Kaari jest moją siostrą, więc… On tak na serio z nią? – rzuciła niepewnie, na co skinął głową. Od razu poczuła, jak z serca spada jej wielki kamień.
    Następnego dnia stan Aleksego znowu się pogorszył: gorączka była wysoka, kaszel męczył go jeszcze bardziej, a zapchany nos utrudniał oddychanie. Tanja opuściła więc kilka wykładów, by go doglądać, po czym udała się na zaledwie dwa, gdy ten akurat spał, by wrócić ponownie po zajęciach i zabrać się za porządki w zabałaganionym pokoju.  
    Eino był bardzo niepocieszony, bowiem wystarczył jej jeden dzień w towarzystwie „Ala”, by na nowo odżyła – znowu śmiała się z najgłupszych żartów, od czasu do czasu wzdychała, lekko się przy tym uśmiechając, miast słuchać wykładowcy, i niecierpliwie spoglądała na zegarek, kiedy zajęcia dobiegną końca. Gdyby pierwszy nie zawołał na pożegnanie, ona nawet nie dostrzegłaby jego obecności. Zaczynało być oczywistym, że na pewno się pogodzą, jeśli Aleksi szybko nie wróci do zdrowia…  
    Powoli rozwiewające się nadzieje boleśnie godziły w dumę, co dodatkowo pogłębiało pełne współczucia spojrzenie Silvy, która sama stwierdziła, że Tanja w mig się odmieniła.
    Ta tymczasem co rusz doglądała „pacjenta”, mierząc mu gorączkę, w razie potrzeby zmieniając okłady, prowadząc do toalety i aplikując leki. Posprzątała ów „nieszczęsny” pokój, pozmywała naczynia i zrobiła skromną kolację, jaką z trudem przełknął. Zaraz po niej zasiedli do seansu z jakąś mało ambitną komedią, którą Tanja żywo komentowała, zaś on śmiał się z jej docinków, co rusz zanosząc kaszlem.  
    Ową niemalże sielankę przerwał dźwięk domofonu. Tanja już się obawiała, że może to matka, która „wywęszyła” miejsce jej pobytu, ale na szczęście gościem okazała się być Enni z towarzyszącym jej Laurim, bowiem postanowiła odwiedzić kolegę i przy okazji przekonać się, czy przyjaciółka należycie wywiązuje się ze swojej roli pielęgniarki…  
    „Wstąpili na chwilkę”, a zostali do końca filmu. Co prawda, chłopak Enni był bardzo milczący i w rezultacie tylko damska część żywo dyskutowała, raz po raz wybuchając w głos, ale i tak było miło.
- Lauri nie boi się, że Aleks go zarazi? – dopytywała Tanja, gdy wraz z przyjaciółką wyszły na moment na „ploteczki” do kuchni.
- Oj tam, najwyżej opuści parę dni w pracy – machnęła ręką – i jak tam? Rozmawiacie ze sobą? – szepnęła zaciekawiona.
- Trochę tak… jest normalnie, przynajmniej na razie – uśmiechnęła się lekko.
- Tam na razie! Jestem pewna, że się pogodzicie! – trąciła ją w bok.  
    Tanja nic na to nie odpowiedziała, gdyż swoje wiedziała: była pewna, że nawet, jeśli, to Aleksi z pewnością będzie chciał pozostać na stopie przyjacielskiej (oby chociaż takiej). Zresztą nie opiekowała się nim po to, by mu coś udowodnić i miała nadzieję, że on tak tego nie odbiera.  
    Trzeciego dnia zjadł trochę więcej, gorączka nie przekraczała już 39 st. ale wciąż wynosiła ponad 38. Tanja skrupulatnie aplikowała środki na jej zbicie, posiłkując się owymi okładami, to znów podawała mu leki mające na celu złagodzenie objawów grypy i przeziębienia. Za każdym razem powtarzała jednak, że i tak musi iść do lekarza, by ten sprawdził, czy aby choroba nie ma głębszego podłoża.  
    Rozmawiali niewiele, za to oglądali wspólnie dużo telewizji. Nie miała pojęcia, czy on nie chce rozmawiać, czy też nie ma na to siły. Mimo to odczuwała wewnętrzną radość, iż w ogóle może przebywać w jego towarzystwie i robić dlań coś dobrego.  
    Panią Krystynę bardzo dziwiły jej późne powroty do domu, ale zrzucała wszystko na karb spotkań z Eino – oby to właśnie z nim gdzieś wychodziła… Z chęcią wypytałaby o to Kaari, lecz od chwili, w której nagadała jej wówczas w kuchni, nie odzywały się do siebie. Zresztą córki były teraz gośćmi w domu, to i kiedy?! Tanja, wiadomo. Starsza ledwie przyszła z pracy, już się przebierała i wyruszała gdzieś z tym swoim „kudłaczem”… Śmieszne! Mimo że nie powinna tak myśleć, bo była przecież jej matką, to codziennie oczekiwała chwili, kiedy Kaari wpadnie do domu z płaczem, skrzywdzona uprzednio przez „degenerata”…  
    Póki co, bynajmniej się na to nie zapowiadało: chadzali z Jyrkim do rozmaitych klubów, na kręgle, kolację, film do kina, do „kanciapy”, gdzie mogła do woli oglądać ich próby (pomimo niechęci Jannego). Odwiedzili również Aleksego, który czwartego dnia poczuł się na tyle dobrze, iż mógł w miarę uczestniczyć w rozmowie.  
    Gdy Kaari tego nie widziała, muzyk puścił do kolegi oczko, kiwając na sympatię, na co ten lekko się uśmiechnął. Tanja dojrzała ów gest i pokręciła głową, niesłyszalnie przy tym parskając. Co, jak co, ale jak na razie musiała dać Jyrkiemu ogromny plus – chociażby za to, iż dla Kaari postanowił być bardziej „porządny”.
    Tego samego dnia, gdy siostra i jej towarzysz opuścili mieszkanie Aleksego, nadeszła najwyraźniej pora na pierwszą, poważniejszą rozmowę, bowiem, gdy Tanja zasiadała na łóżku, czekając, aż chory zmierzy temperaturę, zadał jej pytanie, dlaczego to wszystko robi. Nie miała nic do ukrycia, więc nie kręciła, spuszczając nieśmiało wzrok, co znaczyłoby, iż ma w tym wszystkim ukryty cel – zdobyć jego serce poprzez czułą opiekę.
- Chciałam pomóc, bo… tak. Bynajmniej nie jest to próba zrehabilitowania się, bo tego nie da się zadośćuczynić – odrzekła patrząc mu w oczy, mimo że nieco ją to kosztowało.  
    Na taką odpowiedź zamilkł na chwilę, jakby w istocie zastanawiał się, czy aby nie usiłuje teraz grać dobrej, by w ten sposób pokazać mu, że wcale nie jest taka zła, za jaką ją brał.
- Tanja… - ozwał się po dość długim czasie – nie chcę, żebyś…
- Wiem, o co ci chodzi – popatrzyła wymownie – spokojnie, niczego sobie nie obiecuję. Będę tu tak długo, na ile będzie to potrzebne, ale nic ponad. I tak, jak obiecałam, pójdę z tobą do tego lekarza, czy ci się to podoba, czy nie – wycelowała weń palec. Od razu się wykrzywił – o nie, mój panie! Ja wiem, że to wcale nic śmiertelnego, ale tak, jak wszystko, należy to leczyć, więc musisz iść i koniec! Choćbym miała cię tam zaciągnąć siłą, zrobię to!
- Przestań zawracać sobie mną głowę, tylko studia marnujesz – mruknął pierwsze lepsze, byleby tylko wymigać się od tematu lekarza, i natychmiast zaniósł się od kaszlu.
- Nawet i z tego powodu powinieneś się tam udać – uśmiechnęła się triumfalnie, gdy wtem w progu stanęła Hanna. Zachowywali się dość głośno, więc nie słyszeli przekręcanego w zamku klucza. Kobieta bowiem zabrała ze sobą te Aleksego, zaś Enni oddała „kumpeli” swoje, dorobione.  
    Na jej widok Tanja od razu przygasła, sztywniejąc, niczym ofiara na widok swego kata. Aleksi wciąż pokaszliwał, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Wszak, matka już nie raz dała mu wykład na temat panny Venerinen. Ale tym razem on jej tu przecież nie zapraszał, sama przyszła!  
    „Intruzka” ozwała się więc jako pierwsza, rzucając nieśmiałe „Dzień dobry”. Lehtinen odpowiedziała skinięciem głowy, po czym podeszła do syna pytając, jak się czuje.
- Pielęgniarka doskonale się sprawuje, także spoko – w odpowiedzi kiwnął na Tanję, na co ta się zarumieniła. Hanna obrzuciła ją bliżej nieokreślonym spojrzeniem i poprosiła za sobą do kuchni. „Niedoszła synowa” przełknęła ślinę. Zapewne teraz zrobi jej wykład na temat tego, jak to zawraca „Aleksowi” głowę, mimo że już jej coś powiedziała na ten temat…  
    Przekroczywszy próg owego pokoju poczuła, jak po plecach przebiegają jej nieprzyjemne ciarki, wręcz ściska ją w żołądku. Nie lubiła wyrzutów ze strony tej kobiety, miała w sobie jakąś taką... jakby władzę, nieprzyjemną wyniosłość, która ujawniała się, gdy ktoś postępował jej na przekór.
- Długo tu jesteś? – zaczęła „przesłuchanie”.
- Od początku – mruknęła nieśmiało.
- A Enni?
- Oddała mi klucze, pracuje i w ogóle…
- No tak – uśmiechnęła się w taki sposób, że Tanja od razu poczuła rosnącą złość – mówiłaś mu może o tym, żeby poszedł z tym… przeziębieniem do lekarza?
- Wiem, co mu dolega. To coś z głową. I tak cały czas go namawiam, ale na razie bez skutku – odparła, patrząc w oczy rozmówczyni z triumfem, jakby chciała w ten sposób przekazać jej, iż mimo tego, jak ją potraktowała, Aleksi wciąż jej ufa i tym samym wszystko wyznał.
- W takim razie postaraj się bardziej. Chyba tylko ciebie może posłuchać – westchnęła, rozglądając się po kuchni. Tanja była ciekawa, czy spostrzeże, iż gruntowanie ją posprzątała – jedliście coś? – rzuciła zaraz potem. W odpowiedzi przecząco pokręciła głową – dobrze, w takim razie ugotuję jakąś zupę, a ty wracaj do niego i jeszcze mu tam trochę powierć dziurę w brzuchu. On MUSI pójść do lekarza – mimo że ton kobiety brzmiał, niczym wydawane polecenia, Tanja posłusznie zawróciła, gdyż jej tak samo, jak Hannie, zależało na tym, by Aleksi wreszcie zaczął się leczyć.
    Młodzi oglądali telewizję, żywo przy tym dyskutując, zaś Hanna tak, jak się zarzekała, gotowała. Nie mogła się jednak oprzeć, i w duchu narzekała na „niedoszłą synową”, która owej sztuki nie potrafiła. Kroiła warzywa z prawdziwym zacięciem, gdyż wyrzucała sobie, iż zostawiła go samego na dwa dni dla męża.  
    A i owszem – Eero postawił jej ultimatum: wyjeżdża na dwa dni do Kotki w interesach i chce, by mu towarzyszyła. To będzie taka podróż w celu oderwania się od problemów i poratowania mocno nadszarpniętych więzi. Fakt, że tak krótki okres czasu cudów nie zdziała, ale zawsze to coś na początek. Dlaczegóż miałaby się nie zgodzić?  
    Wszystko było więc już ustalone i właśnie wtedy starszy syn zachorował. Albo jedzie i ratuje małżeństwo, albo zostaje z nim, ale po powrocie mąż złoży w sądzie papiery rozwodowe. Strasznie było jej teraz wstyd, bowiem wybrała przecież to pierwsze, choć jeszcze niedawno zarzekała się przed współmałżonkiem, iż jeśli będzie musiała pomiędzy nimi wybierać, wygra Aleksi. A jak się stało? Do tego „sprytna lisica” Tanja wykorzystała moment jej nieobecności i ponownie wdarła się do jego życia…  
    Odłożyła na moment nóż i ruszyła do przedsionka, skąd bez przeszkód mogła podglądać syna i jego byłą dziewczynę.  
    Siedziała obok niego, co chwila poprawiając mu kołdrę, to znów sprawdzając, czy nie ma gorączki… drażniła się z nim przy tym, to wystawiając język, to znów śmiejąc z jego żartów… Z jednej strony byłaby dobrą towarzyszką dla samotnego pierworodnego, ale z drugiej… tak bardzo go skrzywdziła! Czy to nie będzie już na zawsze stało murem między nimi? Czy można na nią liczyć, że wesprze go w każdej innej sytuacji, jeśli zawiodła w tak poważnej? Jeśli o Hannę chodziło, nie potrafiła jej wybaczyć, ale z mężczyznami ma się to nieraz inaczej: tu nie chce zapomnieć własnej matce, ale jeśli o „spódnicę” chodzi…  
    Czymże w jej oczach był ten jeden gest – pomoc w czasie „błahej” choroby. Co, jeśli ta związana z głową jest o wiele poważniejsza? Jeśli Tanja złamie się i znowu go opuści, skutki mogą być opłakane. Owszem, nie powinna być samolubna i zabraniać synowi czegoś, co dla niego może oznaczać zadowolenie, ale jej zdawało się, że widzi o wiele trzeźwiej od niego – bowiem Venerinen zdawała się go zupełnie zaślepić…

***

    Tanja sporo się natrudziła, by namówić Aleksego na wizytę u lekarza. Potrzeba jej było sporo cierpliwości, by wytłumaczyć mu, iż czuje się tak choćby dlatego, że jest pogrążony w depresji, lecz, gdy z niej wyjdzie, na pewno spojrzy na świat inaczej. Odzyska chęci do życia i znowu poweźmie się jakiegoś zajęcia – pokaże chociażby „głupiej” Raikinen, że nie udało się jej go zniszczyć!  
    Co więcej, skontaktowała się z Tarją, by ta odwiedziła go osobiście. Wszak, nie ma to jak „manipulacje” psychologa. Postanowiły jednak uczynić tajemnicą fakt, iż to ona dała Puikonen wskazówkę i w rezultacie przybyła Tarja wmówiła Aleksemu, że ot tak postanowiła go odwiedzić, bo usiłowała już wiele razy, ale nigdy nie było go w domu (było to, rzecz jasna, prawdą, w rezultacie czego kobieta już zrezygnowała).
    Rozmawiali bardzo długo, podczas, gdy Tanja usiłowała przyrządzić „placki Kryśki”, bo w końcu tyle umiała ugotować. W ten sposób nie tylko chciała posilić chorego, ale i pokazać Hannie, która z pewnością miała się niebawem zjawić, że i ona coś potrafi w kuchni!  
    Gdy już kończyła, z desperacją obserwując powstały dookoła bałagan, Tarja weszła do kuchni z uśmiechem na ustach. Aleksi nareszcie zgodził się udać do lekarza i jeszcze jutro wstąpi doń po receptę na leki przeciwdepresyjne.
- Wykonałaś kawał dobrej roboty. Gdyby nie ty, na pewno nie złamałby się tak łatwo – chwaliła psycholog uradowaną dziewczynę, na co ta tylko machnęła ręką, to przybyłej przypisując całą zasługę. Wątpiła bowiem po tym, jak się względem niego zachowała, by miała jeszcze nań jakikolwiek wpływ. Ale on musi odbudować swoje życie chociażby i po to, by to jej samej udowodnić, że nie jest pępkiem świata i były chłopak może żyć bez niej. Bolało, ale jak najbardziej sobie na to zasłużyła.
    Następny dzień zaczął się od kłótni z matką, gdyż Krystyna, zdziwiona, iż zostawia swoją torebkę, z którą chodziła na zajęcia, spytała, dokąd w takim razie wychodzi. Gdy wyznała jej, że towarzyszyć „Aleksowi” do lekarza, oczywiście wybuchła wspomniana awantura, bowiem kobieta prędko domyśliła się, gdzie córka spędza tyle czasu. Ponadto wyrzucała jej, iż marnuje to, na co tak długo pracowała – czyli studia – by „skakać obok faceta, którego w ogóle nie obchodzi”.
- Mam to gdzieś, jestem mu to winna! – oponowała, jak zwykle tracąc nad sobą panowanie.
- Studia, pewnie! Wszystko to tylko po to, żebyś się nie musiała usamodzielniać, bo prawda jest taka, że tobie się nie chce pracować, tylko się tym wymigujesz! A teraz, jak szanowny pan prokurator opuścił pudło, rzucisz je dla niego, bo może to on zechce robić za ciebie! – rodzicielka wyciągnęła z rękawa bardzo ciężki zarzut.
- Chcesz, żebym się wyniosła?! Proszę bardzo, mogę w każdej chwili! W końcu Matti mieszka sam! – odkrzyknęła urażona i z hukiem zamknęła drzwi.  
    Matka oczywiście wcale tego nie chciała. Ba, wręcz obawiała się momentu, w którym któregoś dnia jej córki wyfruną z rodzinnego gniazda i w rezultacie dom opustoszeje, toteż wybiegła za Tanją, lecz ta była już właściwie na dole. I tak chyba było nawet lepiej, bo była zbyt wściekła, by ją przepraszać… Tanja zresztą i tak nie spełni groźby, bo prawda jest taka, że jest zbyt przywiązana do rodziców!
    Pomimo oporów, Aleksi był już gotowy i czekał na nią w wyjściowym ubraniu. Był tak zdenerwowany, że aż drżały mu ręce, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie pozna diagnozy dzisiaj. Do tego potrzebne były przecież specjalistyczne badania.  
    Istotnie: lekarz skierował go do szpitala, do którego musiał się na kilka dni położyć, by zostać gruntownie przebadanym. Tuż po owej wizycie, zgodnie z obietnicą, udali się do Tarji, która pokrzepiła go i oczywiście wypisała receptę na niezbędne medykamenty. Ponieważ choroba wciąż odciskała na nim jakie takie piętno, Tanja odważnie prowadziła go pod ramię, nieustannie „paplając”, gdyż on w przeważającej części milczał zamyślony. Usiłowała więc odwrócić jego uwagę od szpitalnej perspektywy mówiąc to o studiach, pogodzie, przechodniach, przejeżdżających samochodach… Jakaż to była męka! Mieli teraz przecież tak mało wspólnych tematów, bowiem wszystko mogło się sprowadzać tylko do aresztu, wspomnień po ich związku i zaangażowania Hanny względem niego, co również mu nie odpowiadało.  
    Wreszcie rzekł, iż chciałby udać się do zakątka, co Tanja stanowczo potępiła: na dworze było zimno, spadł nawet śnieg, a on jeszcze nie wyszedł zupełnie z przebytej grypy. Upierał się jednak przy swoim, że tylko na chwilę, a ponieważ nie chciała mu się za bardzo narażać, gdyż obawiała, że w chwili złości wytknie jej popełnione niedawno błędy, w końcu uległa. Zastrzegła jednakże, iż tylko na pięć minut, nie więcej!
    Jak niegdyś zakątek wydawał się uroczym miejscem, tak teraz bardzo niewygodnym. Wszak, i tutaj żyło wiele wspomnień, których nie wolno było przywoływać do istnienia, toteż rozmowa jak zwykle się nie kleiła. Stali w milczeniu, Tanja nadal trzymając go pod ramię, każde w swoim świecie. Ona oczywiście wspominała dawne czasy, zaś on rozważał możliwą diagnozę, późniejsze jej konsekwencje oraz postawę byłej dziewczyny, z której raz czytał szczerą chęć niesienia pomocy, innym znów próby zrehabilitowania się, choć ona sama zarzekała się, że nie…  
    Wreszcie przypomniała sobie o pewnym nieprzyjemnym zdarzeniu i postanowiła wyjaśnić ową sprawę do końca:
- Kiedy Eino tu wtedy przyszedł, to na serio mnie śledził. Ja mu nigdy nie pokazałam tego miejsca.
- Już coś mówiłem na ten temat… nie obchodzi mnie to – jęknął zmęczonym tonem, po czym wyrwał się i zawrócił ku „ulubionemu” pniakowi. Zmieszała się na taką reakcję, ale zaraz spostrzegła, co zamierza zrobić i skarciła go:
- Nie wolno ci! Jest za zimno na siadanie…! – nie zdążyła dokończyć, gdyż podniósł z ziemi urwaną gałązkę jodły i otrzepał nią śnieg z „ławeczki”, po czym zasiadł, śląc jej triumfalny uśmieszek – zresztą twoje zdrowie – mruknęła „obojętnie”.
- Co to? Teraz ci nagle przestało na nim zależeć? – uszczypnął złośliwie. W odpowiedzi wystawiła język i odwróciwszy się, westchnęła, rozglądając wokoło.
- Bez względu na porę roku tutaj zawsze jest pięknie… - urwała, znowu uświadamiając sobie, że pozostał jej tylko ten jeden temat. Eino – nie. Dawne wspomnienia – sama nałożyła na siebie milczenie. Samopoczucie? Aleksi będzie wciąż nawiązywał do swojej choroby, a ona już nie chciała słuchać o tym, jak to wykryją u niego nowotwór, albo co?  
    Przykre, że jak dawniej mieli tyle do omówienia, tak teraz nie mieli o czym rozmawiać… - Dobra, starczy. Wracajmy – zawróciła w jego kierunku i chwyciła pod ramię, lecz ani drgnął. Próbowała jeszcze kilka razy, lecz skutek był taki sam – Boże, ale ty jesteś uparty! – jęknęła bezradnie.
- Szkoda, że nie ty – mruknął pod nosem.
    Westchnęła ciężko i, również zgarnąwszy śnieg, usiadła obok.
- W takim razie będziemy tutaj siedzieć razem, aż będzie dwoje chorych – rzuciła twardo.
- Kiepski szantaż – burknął bez wyrazu.  
    Zacisnęła dłonie w pięści, ale mimo to postanowiła przy nim zostać, choćby i miał jej na każdym kroku docinać, obrażać… Zamierzała torturować się w ten sposób, aż do poznania diagnozy. A potem? To już zależało od wyniku – Nie musisz mnie niańczyć, dam już sobie radę sam – podjął na nowo.
- Tym razem już się mnie nie pozbędziesz.  
- Nienawidzę litości! – prychnął podenerwowany.
- Proszę bardzo, nic mnie do tego. Ja się nią bynajmniej nie kieruję – wzruszyła ramionami. Towarzysz parsknął kpiącym śmiechem – wiem, że mi nie wierzysz, ale ja chyba wiem lepiej, co czuję – ciągnęła niewzruszenie, choć w środku było jej bardzo przykro. Zdawało się przecież, iż po tych kilku wspólnych dniach potrafią się już dogadać, a teraz znowu wyrósł między nimi gruby mur. Ale czemu miała się dziwić? Takie rany nie mogły zagoić się ot tak.
- Czy ja wiem? Przed tą afera tak sądziłem, ale teraz? – uniósł niedbale ramiona – ty nie ufałaś mnie, a teraz ja nie ufam tobie.
- To już nieistotne – wbiła wzrok w ziemię – nie wymagam tego od ciebie… chcę być przy tobie, jako… stara znajoma. Jeśli będzie trzeba, pomogę ci znaleźć inną na moje miejsce.
- Czy ty siebie słyszysz? – zaśmiał się, pobłażliwie potrząsając głową.
- Owszem, taki jest mój obowiązek.
- O czym ty bredzisz? – skrzywił się – jaki znowu…?
- Taki, że skoro cię kocham, to i chcę twojego dobra! A jeśli ja się dla ciebie nie nadaję, to chcę ci znaleźć tą odpowiednią – wyjaśniła drżącym głosem, gdyż emocje zaczęły brać nad nią górę.
- To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem! Pytałaś mnie chociaż o zdanie?! – wycelował w siebie palcem.
- Zasługujesz na kogoś fajnego, kto cię uszczęśliwi. Nie powinieneś być całe życie sam… - odparła, siląc się na spokój. W odpowiedzi nareszcie poderwał się z siedziska.
- A może ja wcale nie chcę?! Może z wami po prostu nie da się dogadać?! Może najlepiej żyć samemu, bo przynajmniej nikt cię nie zrani! – wyrzucił oburzony.
- To prawda… ale jeśli jesteś z kimś odpowiednim, to na pewno, pomimo różnych różnic i problemów, potraficie się dogadać… - bąknęła, uporczywie wbijając wzrok we własne dłonie.
- Już myślałem, że taką spotkałem, i co? – zauważył sarkastycznie, wbijając weń pełen wyrzutów wzrok, choć na niego nie patrzyła.
    Owo stwierdzenie wbiło ostatni, bolesny gwóźdź w jej zmęczone wyrzutami sumienia ego. Poderwała się z miejsca z zamiarem ucieczki. Najwyżej zaczeka na niego poza zakątkiem. Na razie musi po prostu odetchnąć.  
    Jej plany spaliły jednak na panewce, gdy usłyszała za plecami zarzut, iż nie potrafi znieść słów prawdy.
- To nie tak! – odwróciła się w jego stronę, z trudem wstrzymując łzy – co mam jeszcze zrobić?! Nie wiem, co mi odbiło! Gdybyś… gdybyś mi powiedział chociaż trochę, co ona robiła, to… Widziałam się z nią, nagadała różnych bzdur, które do siebie doskonale pasowały! Nawet miała taki sam onyks, powiedziała, że… że to ty jej go dałeś!
    Na owo wyznanie parsknął ironicznym śmiechem.
- Tak, fakt, że pomagała mi go wybrać, bo akurat napatoczyła się w to samo miejsce, albo mnie śledziła… Myślałem, że ci pozazdrościła, dlatego sobie taki kupiła, a nie… - przerwał, lekceważąco machając ręką. Czy te tłumaczenia miały jeszcze jakikolwiek sens?
- Spotkałam się z Einem, on też był pewien, że ją zaatakowałeś. Wmawiał mi przez cały czas, że coś ci odwaliło! Nie, żebym się usprawiedliwiała, ale tak było! Każdej jednak nocy kładłam się spać, wspominając to, co było! Nie mogłam uwierzyć, że tak się zmieniłeś… że tam wylądowałeś… Przyjaciele i rodzina skutecznie zajęli mi czas, żebym się od tego oderwała. Bali się, że znowu popadnę w deprechę… i lepiej, żeby tak było, ale bym stała po twojej stronie! Nie ma teraz dnia, żebym nie żałowała, co zrobiłam i dlatego nie mogę… no… na serio chciałabym, żebyś znalazł sobie odpowiednią kobietę, a nie taką, jak ja! – prychnęła z goryczą, po czym zwróciła się do niego plecami, prędko przecierając twarz.
    Wziął się pod boki, po czym nerwowym ruchem odgarnął włosy.
- Nie mogę ci powiedzieć, że to nic takiego, bo… nieźle dałaś mi w tyłek – zaczął po chwili milczenia – ale… z drugiej strony… może faktycznie trochę to wyglądało… fakt, że też źle zrobiłem nie mówiąc ci o tym wszystkim… Ale skąd wytrzasnęłaś jakąś kochankę? – parsknął z niedowierzaniem.
- Przez te telefony i domysły dziewczyn… - odrzekła, nadal stojąc doń tyłem – tak, to było durne, wiem… ale pomyślałam sobie, że skoro ja trzymam cię na dystans, to… - urwała, gdyż głos się jej załamał.
- No tak, przecież każdy facet musi zdradzać – rzucił do siebie.
- Teraz już wiem, że nie. Dostałam nauczkę do końca życia… - ku jego zdziwieniu, dosłyszała jego słowa – a już na pewno ta, która cię dostanie, będzie miała w tym zakresie wielkie szczęście… nie, ogólnie. Także nie dziw się, że sobie teraz pluję w brodę – dodała z goryczą.
- Chociaż tyle… Boże, rzygać mi się już chce od tego ciągłego gadania o tym! – jęknął zmęczonym tonem, a następnie pobłądził oczyma po całym zakątku, aż utkwił wzrok w sylwetce byłej dziewczyny.
    Przecierała nos, gdy wtem poczuła dotyk na ramieniu. Pozwoliła obrócić się ku niemu, po czym zmierzyła go nieśmiało, acz z zaciekawieniem. Odpowiadał tym samym, toteż, nie wiedząc, co zrobić, wyciągnęła ręce i poprawiła kołnierz u jego płaszcza.
- Byle nie skończyło się nawrotem, albo pogorszeniem… dlaczego faceci są tacy lekkomyślni? – wymruczała niepewnie.
- Co za różnica? Może i tak się przekręcę, to co mi tam? – wzruszył niedbale ramionami. W odpowiedzi jedynie pokręciła głową na boki, gdyż nie miała już siły zaprzeczać.
- Chodźmy wreszcie – wzięła go za ramię, lecz przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
    W pierwszej chwili drgnęła zaskoczona, gdyż w żadnym razie nie spodziewała się czegoś takiego, ale zaraz potem odpowiedziała na gest, by nie pomyślał, że jak zwykle obawia się z jego strony takich zachowań (choć w tym momencie jakby dziwnych). Włożyła w ów uścisk wszystkie siły, na jakie ją tylko było stać, oraz mnóstwo uczucia – Tęskniłam za tobą – wymsknęło się jej. Od razu ją od siebie odsunął, przez co wystraszyła się kolejnej nagany.
- Gdybym miał tą pewność, co kiedyś… poprosiłbym cię, byś do mnie wróciła bez względu na to, co tam sobie myślisz… Ale tak cholernie boję się, że znowu byś mnie zostawiła… zaś to odwlekała, grała moją przyjaciółkę… a ja jej nie potrzebuję. Pragnę KOBIETY – zaakcentował ostatnie słowo, uważnie patrząc jej w twarz, by widzieć reakcję. Zgorszy się, jak zwykle?  
- Już nigdy w ciebie nie zwątpię… nie mam już żadnej wymówki – wybąkała, z trudem zachowując kontakt wzrokowy.
- Skąd mam wiedzieć, co mnie czeka? Może zamienię się w roślinę?  
- Na pewno nie! – skarciła pospiesznie – a nawet, jeśli konieczna będzie jakaś terapia, to pozwól mi być przy tobie.
- Już coś powiedziałem: nie chcę przyjaźni. Także lepiej…
- Gdybym choć trochę na to zasługiwała, poprosiłabym cię teraz o rękę – parsknęła wymuszonym śmiechem.
- Szybko zmieniasz zdanie, nie ma co – odwzajemnił się bladym uśmiechem.
- Tak, jak powiedziałam: gdybym zasługiwała. Ale i tak wszystko jest uzależnione od ciebie. Cokolwiek powiesz, zrobię, jak zechcesz. Jeśli mam spadać, to zaraz się stąd wyniosę, tylko wpierw cię stąd nareszcie wyprowadzę i odstawię do domu – tym razem skutecznie pociągnęła go za sobą i skierowała się ku wyjściu.
- Możesz ze mną zostać do czasu poznania tej przeklętej diagnozy – usłyszała po drodze, toteż od razu przystanęła.
- A potem? – bąknęła nieśmiało. W odpowiedzi niedbale wzruszył ramionami.
- Tak, jak mówiłem… przyjaźń nie wchodzi w grę, więc…
- W takim razie pobierzmy się – palnęła ni z tego, ni z owego.
- Jasne! – parsknął kpiąco.
- No tak, teraz – odrzekła, nadzwyczaj pewnie, jak na nią.
- Dobrze się czujesz? – położył dłoń na jej czole, na co wybuchła śmiechem.
- Jestem jak najbardziej zdrowa! A przynajmniej tak mi się wydaje – śmiała się dalej – przecież i tak to planowaliśmy, tylko ciągle coś nam przeszkadzało.
- Nie możesz wychodzić za mąż tylko dlatego, że ci powiedziałem, iż w przeciwnym razie cię do siebie nie dopuszczę – pokręcił głową na boki – takiej decyzji nie można podejmować pod presją!
- Wiem, co robię! Ty mi nie wierzysz, a ja chcę ci pokazać, że nareszcie do tego dojrzałam! Kocham cię i nie chcę się rozstawać. Jeśli oczywiście nadal mnie chcesz…
- I twoim zdaniem to są dobre podwaliny pod małżeństwo? – oburzył się – no wybacz, ale… - nie dokończył, gdyż prędko się przybliżyła i zamknęła mu usta pocałunkiem. Początkowo miał w zamiarze zaprotestować, lecz natychmiast się rozmyślił i skwapliwie odwzajemnił gest, na nowo ją do siebie przyciągając.
    Dobrą chwilę wymieniali owe, przepełnione pasją, czułości. Powodowała nimi długa rozłąka, a więc i niemożność obdarzania się takimi gestami. Ponadto Tanja chciała za wszelką cenę udowodnić Aleksemu, że już się go nie obawia i jest tak, jak sama się zarzeka. By więc przypieczętować owo zapewnienie, odsunęła się, rzucając kolejną propozycję:
- To co? Pójdziemy do szpitala umówić termin, w którym przyjmą cię na badania i po drodze do urzędu, załatwić niezbędne formalności.
- Tanja, wariatko! Ja nie mam pracy, nawet zasiłku. Z czego byśmy żyli? – posłał jej pobłażliwy uśmiech – zresztą, kto wie? Może jestem śmiertelnie chory, mam depresję to…
- I właśnie dlatego powinniśmy to zrobić! – upierała się przy swoim – nie to, żebym się z tobą zgadzała, że mi umrzesz… ale chcę cię wspierać, jako twoja żona – pogłaskała go po policzku – zasiłek ci załatwimy, a ja najwyżej poszukam sobie jakiejś dorywczej pracy pomiędzy studiami – dodała z niepodobną do siebie pewnością.
- Jesteś pewna, żebyś temu podołała? – parsknął z niedowierzaniem.
- Jak nigdy niczego! Chcę z tobą być i będę, czy to jako żona, czy ot tak… chcę z tobą zamieszkać, stworzyć wreszcie tą rodzinę, którą mieliśmy już dawno temu założyć. Proszę, zgódź się! – chwyciła go za dłonie.
- To szalone… - wciąż się wahał, ale jej entuzjazm zaczął się powoli udzielać i jemu.
- Szczypta szaleństwa przyda się po tym wszystkim. Wiem, że potem czeka mnie prawdziwe, poważne życie, ale chyba już na to czas, co? Mam w końcu 26 lat – uśmiechnęła się, jakby nawiązując w ten sposób do jego niegdysiejszych słów – to jak? – popatrzyła pytająco.
- Jeśli znowu się wycofasz, tym razem już na pewno mnie zabijesz – zgromił ją spojrzeniem. Zdawał sobie przecież sprawę z tego, że nie wezmą ślubu dzisiaj, więc co to za problem rozmyślić się innego dnia?
- Na pewno nie! Obiecuję – położyła dłoń na sercu, by dodać wagi swoim słowom.
- I obejdziesz się bez tych wszystkich bzdur, o których tak marzą kobiety? Tych przygotowań, ładnej sukni… Ja nawet nie mam na obrączki – wyliczał, nadal powątpiewając.
- Tam się martwisz! Najwyżej na nie pożyczę – uniosła beztrosko ramiona.
- Tanja, nie chcę niczego od twoich rodziców. Wybacz, ale wiem, że mnie nie lubią – popatrzył znacząco.
- Od Enni, ja też nie chcę niczego od matki – spojrzała znacząco, po czym założyła ręce za jego szyję – to w końcu jak? Przecież i tak nie chajtniemy się dzisiaj…
- Zupełnie zwariowałaś! – kolejny raz podczas owej rozmowy potrząsnął głową – ale dobra, też jestem na tyle stuknięty, że dam ci ostatnią szansę. Ale jeśli znowu mnie wykiwasz, zabiję cię i wrócę do kicia – dodał, niby to śmiertelnie poważnym tonem.
- Co to, to nie! Nie pozwolę ci wrócić do więzienia – zaśmiała się i, i nim nareszcie opuścili zakątek, jeszcze raz go pocałowała.  
    Spędzili razem jeszcze trochę czasu, po drodze wstępując do Enni, która miała dzisiaj wolne, a następnie Tanja „odstawiła”, teraz już, sympatię do domu, i, choć z ciężkim sercem, postanowiła wrócić do siebie, by zaraz wyjść ponownie, tym razem na popołudniową sesję, podczas której odbywały się bardzo ważne zajęcia.  
    Plan zakładał szybkie przemknięcie po torebkę, a następnie do drzwi, lecz pominęła przy tym wszystkim nadopiekuńczą matkę, która natychmiast wyczuła jej obecność w domu, toteż wychyliła się z kuchni, jak zwykle zaczepiając córkę, która wróciła w niezwykle pogodnym nastroju. Co tam, wręcz nuciła coś pod nosem i niemalże przemierzała przedpokój tanecznym krokiem.
- I co ci to daje? Tylko nadzieje sobie niepotrzebne robisz – uszczypnęła z niesmakiem.
- Co? Nie, wychodzę za mąż – odpowiedziała promiennym uśmiechem. Pani Krystyna od razu wybuchła kpiącym śmiechem – naprawdę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może już za dwa tygodnie – dodała poważnie. Kobieta od razu wybiegła na korytarz, a w progu ich sypialni stanął równie zdezorientowany ojciec.
- Co ty opowiadasz? – zaśmiał się niepewnie.
- O hej, tato! No tak, byliśmy z Aleksem w urzędzie i ustaliliśmy, że jeśli wyrobią się z papierami na czas, to pobierzemy się za dwa tygodnie. To będzie ślub cywilny – wyjaśniła całkiem spokojnie, po czym ot tak ruszyła do siebie, lecz rodzicielka przecięła jej drogę, łapiąc za ramiona.
- W głowie ci się miesza?! Co ty za bzdury pleciesz?! – potrząsnęła nią mocno.
- Wiem, co mówię! – podenerwowała się – pogodziliśmy się i zamierzamy pobrać, proste.  
- To przez to, co ci dzisiaj powiedziałam, tak?!
- Nie… - skrzywiła się – po prostu chcę z nim być, już dawno zresztą mieliśmy wziąć ślub. A teraz daj mi przejść, spieszę się na zajęcia.
- Czyś ty rozum postradała?! Juha, powiedz jej coś! – skierowała na męża pełen desperacji wzrok – jak można tak nagle się żenić, kiedy co dopiero się żarło, jak dzikie koty?! Poza tym jest chory, a jak niedługo umrze?! Tylko będziesz przez to cierpiała! – ciągnęła roztrzęsiona.
- Skąd o tym wiesz? – zmarszczyła brwi – Kaari ci powiedziała?!
- Nieważne! Posłuchaj mnie, jestem starsza i wiem, co mówię! To się nie może udać, słyszysz?! Nie może!
- Daj mi spokój, bo się spóźnię! – wyrwała się i uciekła do siebie, prędko zamykając drzwi, by kobieta nie weszła za nią. Skąd wiedziała, przecież siostra obiecała, że nikomu nie powie!
- No zrób coś, co tak stoisz, jak słup soli?! – tymczasem Krystyna warknęła na męża. Ten więc posłusznie udał się pod drzwi i zaczął dobijać.
- Tanju, w tym wypadku mama akurat ma rację. Nie można tak pochopnie podejmować decyzji o małżeństwie!
- Jaka pochopna?! Od kiedy tam już wam mówiłam, że za niego wyjdę! – zawołała ze środka, nerwowo krążąc po pokoju.
    Mimo wszystko rodzicielka zasiała weń pewne wątpliwości. Ponadto była wściekła na Kaari, że jej wygadała!
- Ale to było wtedy! Patrząc na to, co się niedawno wydarzyło, to… - nim dokończył, szarpnęła za klamkę i stanęła przed nim.
- Wybaczył mi! Kochamy się i nie możemy bez siebie żyć, więc postanowiliśmy zawrzeć związek małżeński, proste! Nie chcę czekać ani minuty dłużej, bo za dużo już tego było! Dojrzałam do tej decyzji i nikt mnie od niej nie odwiedzie, także dajcie mi spokój i lepiej cieszcie się razem ze mną! Przepraszam, tato, ale na serio muszę wyjść – przecisnęła się obok i zarzucając torebkę na plecy, z hukiem zniknęła za drzwiami. Pani Krysia gotowa była się rozpłakać.
- To przeze mnie, bo jej rano nagadałam, że się boi odpowiedzialności! To już lepiej, żeby się wyprowadziła do Mattiego, zamiast z tym…! Boże, Juha, ona chce wyjść za niego za mąż, rozumiesz to?! Wyjść za mąż! – chwyciła się za usta.
- A co w tym takiego strasznego? Robi tak większa część ludzi na świecie – rozłożył bezradnie ramiona.
- Oż, idź, durniu! Niczego nie rozumiesz! – zawołała zdesperowana i istotnie się rozpłakawszy, uciekła do sypialni.  
    Mężczyzna bezsilnie westchnął, gdyż z jednej strony popierał małżonkę, a z drugiej rozumiał córkę. Było jednak zbyt wiele „przeciw”, jeśli o ten związek chodziło, toteż wolałby, żeby wycofała się z tego, jakże szalonego projektu. No, przynajmniej na jakiś czas, bo przecież nie twierdził, iż ma coś przeciwko Aleksemu… Jeśli jednak w istocie jest chory…  
    Co, jak co, ale ostatnimi czasy ich córki były ekspertkami, jeśli chodziło o wbijanie rodziny w nagły szok.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 11088 słów i 60794 znaków.

5 komentarzy

 
  • Freya

    Ej no... gdybyś w inszy sposób, teraz, poprowadziła kanwę tego opka, to dopiero byłoby zdziwko. A tak swoją drogą - Miele, to bardzo solidna firma.  :beek:

    17 gru 2016

  • nutty25

    @Freya haha, dzięki. nie wiedziałam o takiej firmie ;)  :beek:

    17 gru 2016

  • jaaa

    Cudooo chcemy jeszcze!

    17 gru 2016

  • DemonicEagle

    Mi również się podoba

    17 gru 2016

  • nutty25

    @DemonicEagle cieszę się ;)

    17 gru 2016

  • Hania:D

    A mi sie podoba to ze "ciele miele" jest z Aleksem. :)

    17 gru 2016

  • nutty25

    @Hania:D ;)

    17 gru 2016

  • Beno1

    Kryśka szaleje, boooże co za mamuśka, jeszcze biedaczka " globusa " dostanieAleks jednak zmiękł,  a mówiłam żebyś znalazła mu jakąś fajną babkę a nie to "ciele miele". :sad:

    16 gru 2016

  • nutty25

    @Beno1 heh, no cóż, wiedziałam, że nie wszyscy będą zadowoleni ;) tak już historia została napisana, bo wyszłam z założenia, że i "cielaki" zasługują na drugą szansę... o ile się ogarną

    16 gru 2016