A rush of blood to the head cz. 19

Od ich ostatniej kłótni z powodu Jariego, Kaari z powodzeniem unikała Jyrkiego, aż tego dnia, gdy już wychodziła do domu, ktoś zastukał w szybę bufetu. Choć niechętnie, odwróciła głowę w tamtą stronę. Jyrki odłożył już miotłę i nie bacząc na oburzenie szefostwa, wyszedł do niej.
- Witam obrażalską! Może byś mi wreszcie to zapomniała, co? – stanął przed nią, biorąc się pod boki.
- Po co mamy się znowu godzić, skoro zaś coś pomiędzy nami wyjdzie? Prawda jest taka, że my po prostu do siebie nie pasujemy, zrozum to wreszcie! – wyłożyła przejęta.
- No proszę, a co dopiero się zarzekała, że ona nie ten tego… - parsknął zaczepnym śmiechem.
- Przestań, dobrze wiesz, że miałam na myśli ZWYKŁĄ znajomość! Nie możemy się ot tak… kumplować, bo ja widzę, że z twojej strony to coś więcej, a ja ci tego nie dam, bo raz, że nie mogę, a drugie… nie chcę! Mam już kogoś, a ty… jesteś ZA MŁODY i wcale w moim typie, W OGÓLE! – tak, do niego nie można było chyba inaczej przemówić, jak ostro i dosadnie. Może teraz się w końcu odczepi na dobre!
- Ok, milion razy już to słyszałem – niestety, ale Jyrki zbudowany był chyba ze skały… - tak na serio, to ty ciągle zaczynasz, bo się boczysz, ale jestem pewien, że jakbyś…
- Ja się boczę?! – podenerwowała się – obmawiasz mi faceta, to co mam niby na to powiedzieć? Podziękować ci jeszcze za rujnowanie mi związku?
- Dobra, obiecuję, że już nie będę! – zaparł się rękoma – może się myliłem, przyznaję. Dlatego przestań się boczyć i chodź ze mną na lody – zakończył głupawym uśmieszkiem.
- Halo, Jyrki, ziemia do ciebie! Czy ty się dobrze czujesz? Co dopiero dałam ci kolejnego kosza! – zawołała z niedowierzaniem.
- A na co mi? Mam już jeden w domu – śmiał się dalej.
- Naćpałeś się, czy jak? Zresztą, co za różnica? – prychnęła pogardliwie i zawróciła przed siebie, lecz przeciął jej drogę.
- Dobra, już będę poważny, serio! Chciałem ci wynagrodzić to ostatnie z tym gliną. Ja naprawdę nie mam zamiaru cię podrywać, już mi tyle razy dałaś do zrozumienia, że jestem dla ciebie obleśnym żulem, że nie musisz mi tego powtarzać!
- Ale nie przesadzaj, ok? Nie myślę tak o tobie, tylko… no gustuję w innych facetach.
- Ja wiem, przestań już! – jęknął tak rozpaczliwie, jakby owe słowa raniły mu uszy. Na wszelki wypadek cofnęła się trochę do tyłu – to co? Pójdziesz ze mną na te lody, jako KOLEŻANKA? W ramach przeprosin, w końcu razem pracujemy, to i tak będziemy się widywać.
- Pracuję z wieloma osobami, a nie chadzam z nimi na takie… spotkania – zauważyła uszczypliwie.
- Ale z ciebie przewrażliwiona żyła… kto by pomyślał? – pokręcił głową i ot tak, wyminął ją.
- Hej, ale za to też mam prawo się obrazić! – odwróciła się oburzona.
- To co? I tak nie dasz się przeprosić, a mnie też nie przeprosisz, jak mnie przez ciebie wyleją z pracy! – zawołał z oddali.  
    Warknęła do siebie i czym prędzej popędziła za nim.
- W porządku, niech ci będzie! Pójdę z tobą! Kiedy i gdzie? Może wtedy wreszcie dasz mi spokój?! – krzyknęła w głąb bufetu, aż popatrzyli po niej pracownicy, którzy tam jeszcze zostali. Muzyk uśmiechnął się triumfalnie i kazał jej usiąść przy jednym ze stolików, gdyż „wyjdzie za jakieś dziesięć minut i po tym czasie mogą się już udać na owo spotkanie”. Skwasiła się, ale mimo to posłusznie zajęła miejsce i zaczęła spoglądać na zegarek, łajając się przy tym w duchu, że w ogóle się na to zgodziła.

***

    Po raz pierwszy, odkąd trafił do Vantaa, Aleksi miał możliwość opuszczenia murów więzienia – bynajmniej nie z powodu oczyszczenia z zarzutów, a konfrontacji z Raikinen. Ta miała zostać przeprowadzona na komisariacie policji w Helsinkach. Tero od początku monitorował całą sytuację, dając klientowi wskazówki, jak i „zaprawiając go do boju”, niczym trener swojego zawodnika w boksie. Aleksi i bez tego dobrze wiedział, że powinien zachować spokój – gorączkowe tłumaczenia i wyrazy oburzenia wskazywałyby raczej na jego winę.  
    Jak to jednak w życiu bywa, łatwo jest powiedzieć, lecz trzymać się planu – o wiele trudniej. Leena bowiem, ledwie tylko minęła próg pokoju, a już rozjątrzyła go samą tylko postawą: przywdziała minkę cierpiętnicy, pytając szeptem funkcjonariuszy, czy aby na pewno może czuć się tutaj bezpieczna?
- „To raczej ciebie powinno się bać” – prychał w duchu, nie spuszczając z niej swego „strasznego” wzroku, który tak porażał Hannę, czy niegdyś Tanję. W ten sposób usiłował wymusić nań choć cień wyrzutów sumienia, uświadomić, co takiego właściwie robi – na próżno. Raikinen była jedną z tych, które do końca stawiają na swoim, i to bez względu na konsekwencje.
    Zasiadła naprzeciwko, dumnie zadzierając przy tym głowę. Gdyby nie policja oraz prokurator i adwokat podejrzanego, z pewnością słałaby mu cynicznie uśmieszki, a tak musiała przez cały czas grać potulną ofiarę. Westchnęła więc i zaczęła „dramatycznym” tonem:
- Za co to wszystko? Chciałam ci tylko pomóc, a jak mi się odwdzięczyłeś?
- Już coś powiedziałem na temat roboty u twojego męża – mruknął spokojnie, nawiązując do ich rozmowy, kiedy to uderzył ją niechcący drzwiami.
    Leena nie wyglądała na podenerwowaną taką odpowiedzią, wszak mogła się spodziewać, że Kietala będzie usiłował grać twardego. Ze strony prokuratora padło pytanie o zajście w kancelarii:
- Nie wiem, co w niego wstąpiło! Rzucił się na mnie i porwał mi bluzkę! – zawołała od razu.
- Na pewno nie umyślnie. Nie zazdrościłem ci jej, bo raczej nie gustuję w babskich ciuchach – wzruszył ramionami, na co młody prawnik upomniał go, iż ma być poważny – kiedy jestem. Nie zrobiłem tego specjalnie, chciałem się tylko od niej uwolnić. To jej się coś poprzestawiało pod tą fryzurą i usiłowała się do mnie za wszelką cenę dobrać – odparł niewzruszenie.
- Tak, oczywiście! Zawsze tylko zrzucacie winę na kobiety! – prychnęła łamiącym się głosem, lecz z jej spojrzenia zaczęła bić złość. Tego właśnie u Kietali nie lubiła – tej udawanej obojętności, jakiej, niestety, nie udało się jej sforsować.
- A czemu ciągle ma być tylko na nas? Co to, jakieś lepsze jesteście? – ciągnął w tym samym tonie.
- Kietala, przypominam, że to nie jest zabawa w przedszkole! – upomniał wspomniany już „żółtodziób”.
- A czy to nie jest prawda? Jak coś, to zawsze winni są faceci! No przepraszam bardzo, ale ja poszedłem tam pracować, a nie romansować! Lepiej zapytajcie ją, po co tak ciągle przychodziła do kancelarii, skoro należy do jej męża – wycelował w kobietę palec.
- Już powiedziałam, jak było, nie będę się powtarzać! To ty, to twoja wina, bo mnie do tego zachęcałeś! – odpysknęła, krzywiąc się na wszelkie możliwe sposoby.
- Ja? Nie jestem dzieckiem, nie musiałaś mnie pilnować.
- Widzicie, jaki jest?! Ze wszystkiego sobie kpi, to co to było dla niego skrzywdzić mnie w taki sposób?! – Leena sprytnie wykorzystała postawę Aleksego ku temu, by go pogrążyć.  
    Miała nosa, bowiem nareszcie zaczął się denerwować.
- Skoro tak, to dlaczego się za mną uganiałaś?! Masz już swoje lata, więc powinnaś się znać na facetach! – zauważył niespokojnym tonem.
- Farbowany lis! A kto zapraszał mnie na obiady i jeszcze oferował się, że odwiezie mnie do domu?!
- Zaprzeczysz temu? – wtrącił młody.
- Nie, ale to ona ciągnęła tam mnie! – na taką odpowiedź Raikinen kpiąco parsknęła, kręcąc przy tym głową. Miał ochotę przeskoczyć stół i udusić ją!
    Szczerze mówiąc, w świetle prawa była to bardzo skomplikowana sprawa: oskarżenia bardzo mocne, owszem, lecz wydarzenia je poprzedzające – co najmniej dziwne. Leena sprytnie jednak wybrnęła z sytuacji, tłumacząc, że w pewnym momencie Kietala zapragnął od niej czegoś więcej, a że oczywiście się na to nie zgodziła, zaczął ją prześladować. Dlaczego, w takim razie, nie usunęła się z kancelarii? Rozpoczęła tam remont, a mężowi bardzo zależało, by go nadzorowała.  
    Prowokacja zakończyła się wielką kłótnią, gdyż Aleksi oczywiście stawiał na swoim, zaś Raikinen upierała przy własnej wersji wydarzeń. Na niekorzyść tego pierwszego przemawiał fakt, iż początkowo podchodził do całej sprawy z niezwykłą ignorancją – niczym winny, który jest tak pewien swej wygranej, że nie ma zamiaru się „gimnastykować” w walce o wolność. To właśnie te błędy wytykał mu Tero, gdy policjanci prowadzili go do samochodu:
- Miałeś być spokojny, ale nie w taki sposób! Na niektóre zaczepki trzeba było po prostu nie reagować!
- Gdybyś był na moim miejscu, też nie umiałbyś siedzieć cicho przed tak zakłamaną babą – mruknął tylko.
- Czasami zwycięzcami są ci, którzy milczą.
- Ale CZASAMI może to też oznaczać, że pokornie przyznajesz się do winy bez słowa – odbił piłeczkę, po czym „zapakowano” go do „vana”.  
    Nymanen został stać pod komisariatem, zachodząc przy tym w głowę, jak wyplątać klienta z całej tej pajęczyny?  
    Odkąd Aleksi wrócił do aresztu zaczął dokuczać mu ból głowy, który z biegiem dnia nasilał się coraz bardziej. Z tego też powodu odmówił już obiadu, gdyż owa dolegliwość skutecznie odegnała apetyt. Próbował czytać, nic z tego – litery wręcz „skakały” mu przed oczyma z powodu tępego bólu, co to raz po raz przeszywał czaszkę. Chciał coś napisać – to samo. Wreszcie położył się, przy cicho wtórującym radiu.  
    Po jakiejś godzinie bezowocnego oczekiwania na sen, bądź ustąpienie nieprzyjemnej bolączki, do jego uszu doszły słowa piosenki „Wonderful life” – tej samej, którą po raz pierwszy usłyszał w „nieszczęsnym” centrum, gdzie to Raikinen pomogła mu wybrać biżuterię dla Tanji i przy okazji wyposażyła się w taką samą… Przed oczyma od razu stanęła mu jej zakłamana twarz sprzed kilku godzin, toteż zerwał się wściekle z łóżka i wyłączył radio – zaraz po tym na blat biurka spadła czerwona kropla, w nosie zrobiło się mokro… a i owszem, żeby było „ciekawiej”, zaczął krwawić z nosa.  
    Prychając do siebie, udał się do „łazienki” po papier toaletowy, gdy do celi zajrzał Niklas. Widząc go z zakrwawionymi rękoma od razu podniósł alarm.
- Spokojnie, to tylko z nosa! Raczej nie ma tu niczego, czym mógłbym się pociąć, a i zamiaru takiego nie mam – mruknął, z powrotem zasiadając na łóżku – że też wam tak zależy na byle przestępcach… a nie, wybacz, waszym obowiązkiem jest doprowadzić ich przed sąd w jednym kawałku – dodał bez wyrazu.
- Dobra, dobra! Starczy! Albo ruszasz tyłek na spacer, albo chcesz coś do żarcia. Nie mam całego dnia, także szybko.
- Wyjść, czemu nie? Nawet przestaje boleć, pewnie to przez ten krwotok – przyjrzał się mokremu papierowi.
- Paru już pytało o ciebie na spacerniaku, jesteś tu bardzo popularny – rzekł Niklas, czym wcale go nie zdziwił, bowiem Niko już rozniósł po niemalże całym zakładzie, jakim to „ekspertem od prawa jest ten nowy”, w rezultacie czego już nie jeden (poza kolegą Eerem) zgłosił się do niego po poradę. Nie czuł się wykorzystywany – wręcz przeciwnie, bo dzięki temu mógł znowu „przesłuchiwać”, snuć domysły i „prowadzić śledztwa” – dobrze ci radzę: przystopuj z tym wreszcie, bo może się to dla ciebie źle skończyć. To więzienie, tutaj nikt ci nie podziękuje, ale w zamian porządnie wleje za to, kim byłeś. Dobrze o tym wiesz – ostrzegł strażnik.
- Spokojnie, staram się ostrożnie wybierać „petentów” – stwierdziwszy z zadowoleniem, że zarówno krwotok, jak i ból ustały, skierował się do wyjścia.
- Wiem, że ględzę, ale chyba nigdy nie zrozumiem, czemu zrezygnowałeś z posady prokuratora? Widać, że bez tego żyć nie możesz – zagaił Niklas, gdy już kierowali się długim korytarzem do wyjścia. W odpowiedzi odgarnął włosy, by było lepiej widać, i wskazał bliznę palcem.
- Pamiątka z tamtej pracy – rzucił tylko.
- Więc to ty jesteś tym… - zdumienie odebrało mu głos. Teraz już zupełnie nie rozumiał, jakim cudem ten człowiek znalazł się tutaj, skoro jeszcze kilka miesięcy temu nadstawiał karku w sprawie szalonego gwałciciela?

***

    Po namyśle Kaari musiała przyznać, że przyjęcie przeprosin Jyrkiego nie było takim złym pomysłem – nie tylko zabrał ją do bardzo przytulnej, eleganckiej kawiarenki, ale do tego, prócz wspomnianych lodów, zafundował jej jeszcze pyszny kawałek ciasta. Wobec tego na ten moment postanowiła zapomnieć, że co chwilę powinna wbijać mu do głowy, iż nic nie wyjdzie z jego niewątpliwych planów, i ot tak rozmawiała z nim i żartowała, bądź śmiała się z „przeżyć z trasy”, którymi sypał jak z rękawa:
- Albo, jak Janne ćwiczył na koncert łapanie pałeczek! Podrzucił je i jak zaczął chwytać, to spadł ze stołka.
    Po owych słowach Kaari znowu wybuchła śmiechem, gdyż Jyrki opowiadał w specyficzny, zabawny sposób, dzięki czemu nawet nie śmieszna historyjka zamieniała się w komedię.
- Brakuje ci tego? – spytała, gdy już udało się jej trochę opanować.
- Na pewno, mimo wszystko to były inne czasy… co dzień w innym mieście! Już nie mówiąc o tej całej sławie, ale samej przygodzie – odrzekł w zamyśleniu.
- Tak… dziewczyny, balangi – uszczypnęła złośliwie.
- Bez przesady, za mną aż tak nie ganiały – skrzywił się – zawsze wolały Perttu, jako lidera. Zresztą było minęło i już chyba nie wróci! – machnął ręką.
- Nie wiem, co one w nim widziały. Jak dla mnie był zaledwie przeciętny.
- Jakoś tak zawsze jest, że lider się wyróżnia. Może dlatego, iż jest zawsze na przedzie? Udziela więcej wywiadów? Gra sympatycznego, bo tego się od niego oczekuje, więc babki myślą sobie „co za cudowny kolo! Jest taki przystojny!”, i koło się zamyka.
- Daj spokój, wątpię, żeby ktokolwiek mógł się zakochać w wokaliście Rammstein’a – zaśmiała się.
- Mogę cię zapewnić, że zdarzają się i takie przypadki – odparł z filozoficzną miną, na co znowu wybuchli śmiechem i na moment zapadła cisza, po której Kaari poruszyła temat, jaki zdecydowanie mu nie odpowiadał:
- Dlaczego nie pomogłeś Tanji tamtego wieczora… wiesz, kiedy – skoro wiedziałeś, jakim świrem był Perttu?
- Musimy teraz o tym mówić? Zaś się pewnie pożremy! – skrzywił się z niesmakiem.
- Dzięki, ale głodna nie jestem. To jak? Sorry, ale jeśli mam być twoją KOLEŻANKĄ, muszę to wiedzieć. Tutaj chodzi w końcu o moją siostrę – popatrzyła uważnie, na co ciężko westchnął, ale innego wyjścia przecież nie miał.
- Wiesz dobrze, jak było… schlałem się, a on wyrzucił nas z autokaru.
- Skoro wiedziałeś, jaki jest, nie powinieneś był zostawiać z nim Tanji sam na sam.
- Do wtedy z żadną tak nie postąpił! Z nią zresztą było jakoś inaczej, wyciszył się. Skoro byli parą, mogliśmy sądzić, że chcą się „tak pożegnać”, nie? Dopóki nie wysiedliśmy z autokaru, Tanja nie zgłaszała żadnych sprzeciwów – wzruszył ramionami, ale w środku aż cały drżał. Dla niego takie wyjaśnienia wydawały się logiczne, lecz w oczach kobiety mogło to wyglądać na zwykłą, „żałosną męską solidarność”. Bądź tchórzostwo.
- Później trzymałeś jego stronę, a jakoś nie wierzę, że twoim zdaniem był czysty, jak łza – a i owszem: Kaari miała pretensje.
- Dobra, przyznaję się – westchnął, „bezlitośnie masakrując” górę lodów – zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli ona tak mówi, to tak jest. Ale nie rozumiałem, czym jest takie przeżycie dla kobiety… to by też oznaczało koniec naszej kariery… dopiero, gdy ktoś napadł moją siostrę, zrozumiałem, że nie mogę być kumplem kogoś takiego i zmieniłem front – wyrzucił z siebie, po czym ostrożnie nakierował wzrok na rozmówczynię. Postanowił być z nią szczery, co mogło kosztować go koniec owej znajomości.  
    Na szczęście, pomimo chwilowego milczenia, zmieniła temat, co znaczyło, iż chyba nie ma zamiaru posłać „go w diabły”:
- A ty? Miałeś jakieś problemy na scenie?
    Natychmiast zaczął szukać w pamięci takich zdarzeń, gdy wtem pogawędkę przerwał telefon. Dzwonił Janne, jak zwykle podenerwowany:
- Gdzie ty jesteś?! Czekamy na ciebie, próbę przecież mamy!
- O kurcze, zapomniałem! – chwycił się za czoło.
- Gdzie ty w ogóle jesteś? – przyjaciel zmarszczył brwi, słysząc w słuchawce melodię oraz szum, powodowany przez gości lokalu.
- Na spotkaniu, zacznijcie beze mnie. Będę niebawem.
- Jak tu zaraz nie ruszysz tyłka możesz się pożegnać z zespołem! – warknął groźnie.
- Bez przesady, bez gitki na razie nie umrzecie, a do soboty jeszcze sporo czasu. Na razie! – pożegnał się „bezczelnie”.  
    W Jannem zawrzało.
- Halo?! Jesteś tam, imbecylu?! Halo, no mówię do ciebie! Nie, tak nie może być! Albo zespół, albo głupoty! – prychnął, wściekle bijąc w talerz perkusji.
- Wyluzuj, facet się po prostu zabujał! – parsknął Tuomas, strojąc gitarę.
- To lepiej niech się odkocha! W tym zawodzie na takie pierdoły nie ma miejsca!
- Tuomas ma rację, wrzuć na luz. To dopiero pierwszy raz, jak olał próbę, nie ma co go od razu wywalać. I tak nie znajdziemy nikogo, kto by nauczył się jego partii do soboty. Zaczniemy wpierw od starszych kawałków, a gdy przyjdzie, spróbujemy nowy utwór – uspokoił Samu, który wrócił z toalety, słysząc uprzednio całą sprzeczkę, jako że ich „siedziba” była bardzo ciasna.  
    Perkusista mruknął tylko pod nosem „Jeśli się z łaski swojej zjawi”, po czym obiecał sobie w duchu, że jeśli to się będzie powtarzać, osobiście wyrzuci Jyrkiego z ekipy – nie tyle za „olewanie” bandu, co uganianie się za panną Venerinen, z których jedna z nich skutecznie zniszczyła im wcześniejszą karierę.
    Po krótkiej przerwie – w postaci telefonu od „kumpla”, jak to wyjaśnił Kaari, Jyrki – wrócili do rozmowy, która wcale nie potrwała krótko. W przeciwieństwie do Jariego, młodszy kolega miał raczej „nieokrzesane” poczucie humoru, lecz jego historie z tras koncertowych i samych występów były bardzo zabawne – a przynajmniej śmieszniejsze od służbowych patroli policji.  
    Kaari musiała przyznać, że bardzo dobrze się bawiła, a lody i cappuccino ze śmietanką były niezwykle pyszne. Na koniec z wielkim trudem przekonała towarzysza, że na pewno pojedzie do domu autobusem, gdyż jest już zmęczona, na co odprowadził ją na przystanek i został, dopóki nie odjechała, machając jej na pożegnanie.  
    Po powrocie świetny nastrój jej nie opuszczał, toteż Tanja doszła do wniosku, że albo coś piła, bądź znowu spotkała się z tym swoim „gliną”.
- Jak się udała randka? – zagadnęła więc, stając w progu pokoju siostry.
- Nie byłam na randce – odwróciła się zdziwiona.
- To skąd taki dobry humor i późny powrót do domu?
- A tam – machnęła ręką – Jyrki się uparł, że mnie przeprosi za to ostatnie z Jarim i poszliśmy na lody.
- No proszę… lepiej się zdecyduj, którego chcesz, bo raczej nie będą zadowoleni z rywalizacji – na ową uwagę starsza siostra wybuchła śmiechem, jakby rzeczywiście coś piła – ja nie żartuję! – oburzyła się z lekka.
- Daj spokój! Jyrki to tylko kolega, nie można od czasu do czasu gdzieś się razem wybrać?
- Pewnie, tylko że wtedy się raczej nie wraca do domu w nastroju zakochanej nastolatki – przewróciła oczyma.
- Tanja, serio przestań! Jyrki nie jest w moim typie, ani trochę mi się nie podoba! A zakochana to jestem, owszem, ale w Jarim – wystawiła język, rzucając w Tanję bluzką, jaką miała zamiar włożyć.
- Aleksi też mi się z początku w ogóle nie podobał, aż potem odkryłam, jakie to ma poczucie humoru, jaki jest uprzejmy, bo za mnie zapłacił i wreszcie, jaki jest przystojny, gdy się uśmiecha – wyliczyła ponurym tonem, dzięki czemu Kaari na moment zastygła w bezruchu. Owszem, u Jyrkiego ceniła umiejętność opowiadania zabawnych historii, a „luzacki” sposób bycia chwilami zdawał się być pociągającym. Sam też zapłacił za pobyt w kawiarni i nawet lepiej dzisiaj wyglądał, gdy nie żuł tej… Nie! Nie może dać się ponieść paranoi młodszej siostry!
- Też to nieraz przeżywałam, ale potem zawsze okazywało się jedynie zauroczeniem. Ale na pewno nie w tym przypadku! – zastrzegła, przeszukując szafę, po czym wyjęła zeń ciemne jeansy, potocznie zwane „rurkami” oraz szarą, prostą spódnicę – w czym będzie lepiej pójść? Spodniach, czy spódnicy? Jari zadzwonił w drodze i zaprosił mnie na kolację.
- No i proszę, jak się role odwróciły… ty masz dwóch, a ja ani jednego – odrzekła posępnie, mimo że wciąż zapierała się, jak to już nie chce mieć nic do czynienia z mężczyznami.
- Tanja?! Ja poważnie się pytam! Naprawdę mi przykro, że tak się stało, ale nawet jeszcze go nie skazali. Nie trać nadziei – jęknęła znużona.
- Tak, czy inaczej, zdrady i tak nie wybaczę! I radzę ci spodnie – mruknęła tylko i wyszła z pokoju, pozostawiając Kaari ze skwaszoną miną. Spodnie, pewnie! Powiedziała to specjalnie, bo idzie na randkę, phe!

***

    Uznając, że tak będzie najrozsądniej, Hanna powiedziała o możliwym monitoringu adwokatowi, a ten z kolei wywiedział się, iż taki rzeczywiście obejmuje kancelarię – konkretniej parking, gdzie samochody pracowników oraz właściciela mogły paść łupem złodziei. Przekazał więc owe informacje oraz własne hipotezy policji, na co ci wywiedzieli się od (oczywiście bardzo niezadowolonego i oburzonego) Raikinena, która firma ochroniarska baczy na mienie jego podwładnych, po czym postarali się o zezwolenie na przejrzenie owych taśm w ramach śledztwa.
- Zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo automatycznie kasują zapis po miesiącu od nagrania – tłumaczył jakiś czas potem Tero, podczas kolejnej, weekendowej wizyty w areszcie – na razie analizują te taśmy. Ochrona nie wspominała, by coś szczególnego miało się dziać tamtego wieczora, ale przeważnie w późniejszych godzinach skupiają się na innych obiektach, bo kancelaria jest przecież pusta. Kamera łapie też wejście, więc będzie czarno na białym, że pierwsza wchodziła tam ona. Masz wielkie szczęście, że kobieta zapomniała o tym monitoringu, albo nie miała o nim pojęcia. A przy okazji, pozdrawia cię z połowa policjantów z tamtego komisariatu, głównie policjantki – zakończył, puszczając oczko.
- Jak miło – przez twarz Aleksego przemknął cień uśmiechu. Na duchu podniosła go myśl, że niektórzy z dawnych znajomych wciąż stoją po jego stronie.
- Możesz być dobrej myśli! Biling jest na twoją korzyść, Raikinen przestała się pojawiać w kancelarii, odkąd tam nie pracujesz, a teraz te taśmy… Twoja matka i jej towarzyszka dużo mi pomagają! Aż wstyd się przyznać, ale to właściwie one podsunęły mi z połowę tego wszystkiego! Ale co trzy głowy, to niejedna!
- Towarzyszka? – podchwycił, mając tu na myśli oczywiście Tanję, wszak wiele razy opowiadała mu, jak to niegdyś prowadziły z Enni śledztwa. Tak, nie spoczęła, dopóki nie wywiedziała się prawdy – chociażby o nim samym i jego pochodzeniu. To by do siebie pasowało: przeczytała list i choć nie skontaktowała się w podobny sposób, to postanowiła dowieść faktów, by w następstwie to sobie przypisywać zasługi, gdy on już wyjdzie na wolność. Bez wątpienia scementowałoby to ich związek, toteż wlało w jego ducha odrobinę nadziei, jeśli nie ogromne ilości owego, jakże ważnego uczucia. Wszak, jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia.
- Pani Lehtinen mi ją przedstawiała, ale zapomniałem, jak ma na imię… - Tero podrapał się w podbródek.
- Tanja…? – mimo że był pewien, jego pytanie zabrzmiało nadzwyczaj nieśmiało.
- Nie, z tą to w ogóle trudno mi się skontaktować… Twoja matka twierdzi nawet, że nie ma sensu z nią rozmawiać, bo jej zeznania mogłyby cię tylko pogrążyć, miast pomóc. To twoja dziewczyna, tak?
    Ledwie odpowiedział na pytanie prawnika, gdyż poczuł, jakby nagle raził go grom z nieba. Po ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który zatrzymał się na czubku głowy, niosąc za sobą nieprzyjemne uczucie chłodu. Serce rozbiło się niespokojnie, a dłonie zaczęły drżeć. Nieważnym już było, kim jest ta towarzyszka – Tanja mu nadal nie wierzyła, wręcz mogła zaszkodzić.  
    Miał ochotę na śmiech i krzyk złości, przemieszany z zawodem jednocześnie. Dlaczego właśnie ona, która przez prawie dwa lata usiłowała wmówić mu, jakim zaufaniem rzekomo go darzy i że NA PEWNO nie jest taki, jak Perttu, czy ten, którego zwałby ojcem, gdyby tylko uznawał jego istnienie?! Odcięła się od tego wszystkiego, nawet nie chce mu pomóc – stchórzyła, albo ma lepsze rzeczy do roboty!
    Tero mówił przez cały czas, lecz w ogóle nie rozumiał jego słów. Niby patrzył na niego, ale myślami był zbyt daleko – Aleksi, słuchasz mnie? Dobrze się czujesz? – zapytał w końcu, dostrzegając, że coś jest nie tak. Próbował się w końcu dowiedzieć, jak jest traktowany w areszcie i czy ma wystarczającą ochronę oraz opiekę, lecz słowa napotykały gruby mur.
- Tak… zamyśliłem się – mruknął pośpiesznie – głowa mnie boli, nie mam już dzisiaj siły na rozmowę – spojrzał na niego wzrokiem, który nie tolerował odmowy, ani tym bardziej nie prosił o wybaczenie. Nymanen i tak nie miał nic więcej do powiedzenia, więc skinął na strażnika, iż osadzony zakończył wizytę przed wyznaczonym czasem.
- Masz prawo do spaceru, albo innego zajęcia – przypomniał Niklas, gdy już przemierzali długi korytarz.
- Nie, chcę do celi – odparł, nie odrywając wzroku od punktu przed sobą. Musiał zostać sam, by wszystko sobie przemyśleć.  
    Najbardziej bolał oczywiście fakt, że prawdopodobnie wciąż miała go za „kopię ojca”, jak to mu wyrzuciła w twarz. Nie był pewien, czy potrafi coś takiego wybaczyć. Poza tym, jeśli jest tak, jak sądzi, to nie będzie miał ani do czego, ani kogo wracać, gdy opuści te mury. Do tej pory robił wszystko z myślą, iż nadejdzie wrzesień i stworzy z Tanją wymarzoną rodzinę. Trzeba było pracować, żeby się mieć z czego utrzymać. Zbierać na pierścionek zaręczynowy, myśleć o niezbędnych meblach, które trzeba było dokupić, bądź wymienić na większe… Teraz? Nie miał prawdopodobnie „tej” osoby, do której się pragnie wracać, nie miał też ulubionego zajęcia w postaci pracy, jaka niegdyś tak go fascynowała, pochłaniała. Zaś najlepszy przyjaciel maczał palce w śledztwie przeciwko niemu.  
    Gdy już znalazł się sam na sam ze swoimi myślami, zaczął krążyć po „klitce”, pytając samego siebie, dlaczego on? Czemu już od samego dzieciństwa… nie, dnia, w którym się urodził, musiał mieć same problemy?! A wszystko to przez „tatka”! Znowu zaczęła wracać myśl, iż jest nic niewart, że ciąży na nim piętno, które będzie mu niszczyć życie aż do samego końca. Wszak, to dlatego matka go zostawiła, potem Juuli, a teraz Tanja! Że też nie trzymał języka za zębami! Gdyby nie wiedziała, tak jak inne kobiety, być może dawałaby mu choć cień szansy na to, że jest niewinny! Może wówczas stałaby za nim murem?  
    Natłok myśli wywołał gigantyczny ból głowy: ostra, wiercąca na wskroś szpila przeszywała czaszkę, powodując w końcu mdłości. Położył się, zmuszając do zapadnięcia w sen, tak teraz potrzebny – tak, leczniczy letarg, który na moment pozwoliłby zapomnieć o otaczającym go świecie. Obłudnych ludziach, bólu i troskach, jakich mogło być za murami tego więzienia o wiele więcej, aniżeli tutaj, w środku.  
    Jednakże sen nie chciał nadejść, co gorsza umysł zaczęły bombardować wspomnienia tego, jak zapewniała go o swej miłości, że nigdy go nie zostawi, choćby inni tak uczynili i że jest kowalem swego losu: nie odpowiada za przewinienia swego ojca i wcale nie musi być taki jak on. Kłamstwo, jedno wielkie kłamstwo! Że też musiał ją poznać! Dzięki niej stracił przecież wszystko po kolei: zawód, honor, zdrowie… wszystko!  
    Zasiadł z powrotem na łóżku i postanowił zaczekać, aż Niklas przyjdzie sprawdzić, co u niego słychać – wtedy poprosi o leki, może te uśmierzą nieco ból. Zranionej dumy niestety już nie uleczą.
    Enni – „bohaterska towarzyska” Hanny Lehtinen, bardzo chciała na bieżąco informować Tanję o postępach w śledztwie, lecz okazało się to być niełatwym zadaniem. Przyjaciółka teraz studiowała, więc ciężko było zastać ją w domu, a w sms’ie niełatwo było zawrzeć tak wiele treści. Gdy rozmawiały przez telefon, sprytnie omijała temat Aleksego, rozwodząc się nad tym, jak idą jej studia, kto jest z nią na roku, jakich ludzi poznała, aż wreszcie kończyło się zwykle na tym, że wypytywała rozmówczynię o to, jak tam w pracy, kiedy urządzą jakieś wspólne wyjście do kina, i tak dalej.  
    Tego dnia Enni zawzięła się jednak i postanowiła rozmówić się z nią w cztery oczy – a nuż akurat jest w domu? Drzwi otworzył jej Matti, gdyż postanowił odwiedzić „stare śmieci” i oczywiście od razu wywiązała się dyskusja na temat Aleksego.
- Sam nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony to mi do niego nie pasuje, ale z drugiej, jeśli to prawda, to nie wybaczę mu, że tak potraktował moją siostrę. No wiesz, chodzi mi o tą kochankę – mówił, raz po raz zerkając w stronę pokoju rodziców, czy aby matka nie słucha, bo wtedy na pewno przyłączyłaby się do dyskusji, a już miał dosyć jej ciągłych narzekań na byłego prokuratora.
- Nie wiem, o co w tym dokładnie chodzi, ale on nigdy nie oddzwonił na ten obcy numer, ani nie odpisał na wiadomość. Bilingi nie kłamią! – odparła z błyskiem w oku – poza tym, jesteśmy na dobrej drodze do tego, by udowodnić, że ta baba łże. Nawet, jeśli coś tam między nimi było, to na pewno nie skończyło się molestowaniem. Nawymyślała tak, żeby się zemścić!
- No, ale sama widzisz: być może mieli romans, a to także dla mnie nie do przyjęcia. Wiedział, jaka jest Tanja, gdy postanowił z nią chodzić, więc mógł to po prostu zakończyć, zamiast kołować jej w głowie.
- Może i tak, ale z drugiej strony ją kochał, więc…
- Niewiarygodne, że babka broni faceta pod tym względem! – parsknął śmiechem – chyba, że ty taka liberalna i nie masz nic przeciwko, żeby się dzielić swoim menem, co? – uszczypnął żartobliwie.
- Tylko, jeśli chodzi o moich przyjaciół – uśmiechnęła się przebiegle – a jak tam twoje relacje z Tahti po tym wszystkim? – spytała już całkiem poważnie.
- Jakie relacje? Tylko się kumplujemy, a skoro w tej chwili nie ma przez to wszystko żadnych spotkań, to się nie widujemy. Nie mam jednak zamiaru zrywać znajomości przez jej bracha, bo w końcu ona nie ma z tym nic wspólnego – wzruszył ramionami.
- I tak trzymaj! Możesz być pewien, że jeszcze tylko troszkę i wznowimy te nasze wypady w starym składzie – mrugnęła zachęcająco, po czym wreszcie skierowała się do pokoju Tanji.  
    Matti uprzedził ją jednak, że ma gości. Enni bardzo się zdziwiła, gdyż od historii z Perttu słowo „gość” u panny Venerinen zawierało w sobie wzmiankę o dwóch tylko osobach: mianowicie jej i Aleksim. Jakże więc się zaskoczyła, gdy ujrzała przed sobą zupełnie obcą dziewczynę oraz… Eino. Na jej widok Tanja odskoczyła od laptopa, przy którym siedzieli, i wyściskała ją na powitanie.
- Super cię widzieć! Mamy przerwę w zajęciach, a że mieszkam najbliżej uczelni, zaprosiłam ich do siebie. Eina znasz, a to jest Silva – przedstawiła nieznajomą, która od razu doń podeszła i wystawiła dłoń, na co oczywiście uprzejmie odpowiedziała – oglądamy w necie śmieszne filmiki i przy okazji czytamy bloga Silvy – wyjaśniła Tanja, dzięki czemu dla Enni jasnym stało się, czemu dotąd nie słyszała ich śmiechów, gdy rozmawiała z Mattim na korytarzu.  
    Autorka bloga szybko zabrała głos, opowiadając o czym właściwie jest, zaś Eino zaczął ją wypytywać, jak w tam pracy i jakie studia skończyła, w rezultacie czego nie było cienia szansy na wspomnienie choćby jednym zdaniem, co się dzieje u „Aleksa”.  
    Po kilku minutach dołączył do nich Matti i jak gdyby nigdy nic wdał się z Einem oraz jego koleżanką w pogawędkę. Enni zasiadła z tyłu – na łóżku Tanji – i z nieukrywanym podziwem obserwowała, jak ta żartuje z kolegą, nadskakuje Silvie i naśmiewa się z brata, iż zapewne ma zamiar poderwać jej koleżankę. W ten sposób, zajęci sobą, zupełnie o niej zapomnieli.  
    Nie, nie bolało ją, iż nie jest w centrum uwagi (co się rzadko zdarzało), ale że nie mogą z Tanją porozmawiać tylko we dwie. Wszak, przyzwyczaiła się, że do tej pory stanowiła dla panny Venerinen jedyne towarzystwo, któremu zwierzała się poza starszą siostrą. Musiała przyznać, sama przed sobą, że jest zazdrosna o Silvę. Do Eino nic nie miała, ale jakoś tak bardziej odpowiadał jej dowcip „Aleksa” oraz jego podejście do innych. Ale to zapewne dlatego, że była stronnicza – wszak, pan prokurator był jej przyjacielem od prawie dwóch lat.  
    Ileż miała jej o nim do powiedzenia! Ponadto, że poznała w pracy interesującego mężczyznę, któremu najwyraźniej się podobała i być może lada dzień, a zaprosi ją na jaką randkę? Nie mogła jednak wyznać Tanji żadnej z tych rzeczy, bo z pozostałej trójki nikt ani na chwilę nie opuścił pokoju, bezustannie okupując „nieszczęsnego” laptopa, aż wreszcie Eino oznajmił, że czas na nich, bowiem za niedługo zaczną się kolejne zajęcia – Już?! Rany, sorry! Z tego wszystkiego nawet cię niczym nie poczęstowałam! Co tam w ogóle słychać? – Tanja próbowała zrehabilitować się na sam koniec. Dobre i to.
- Wszystko w jak najlepszym porządku, u ciebie widać też – uśmiechnęła się niemrawo, w następstwie szepcząc jej na ucho – muszę ci coś powiedzieć o Aleksie.
- Nie teraz… Nie będę przy nich o tym mówić, wiesz o co chodzi – wywróciła znacząco oczami – poza tym musimy już iść. Wyjdziesz z nami, nie?
    Co miała odpowiedzieć? „Pewnie!”. Tak więc, co prawda, przyjaciółka prowadziła się z nią pod rękę, dopóki nie rozdzielili się z racji różnych kierunków, w jakich się udawali, lecz i tak zdążyły wymienić ze sobą zaledwie ze dwa zdania. Tanja bowiem gawędziła z Silvą, to znów odpowiadała na zaczepki, bądź pytania Eino, aż ten wreszcie skupił się wyłącznie na niej, to jest Enni.  
    Tak to jej plan rozmówienia się z przyjaciółką zupełnie spalił na panewce. Nie traciła jednak nadziei i czekała na kolejną okazję.
    O taką nie miało być jednak łatwo, gdyż po zajęciach Tanja była często zabierana na miasto przez swoich znajomych z roku – Eino postawił sobie za cel pomóc jej w oderwaniu się od problemów. Szło mu całkiem nieźle: co Enni do niej dzwoniła, ta opowiadała, gdzie byli, co takiego zrobił kolega, jak wygłupiały się z Silvą, i że zamierza zaprosić ją na sobotnie wyjście do kina, do którego wybiera się oczywiście z ową dwójką.  
    Niestety, lecz Enni musiała odmówić – ów dzień miała już zarezerwowany dla wspomnianego już kolegi z pracy. Tanja poszła więc z duetem Eino-Silva, gdyż Kaari spotykała się wtedy z Jarim, a Matti pracował. Całą trójką wyśmiali wyświetlany film, co chwila drażniąc pozostałych widzów swoim śmiechem i nazbyt głośnymi uwagami.  
    Po seansie udali się jeszcze do jednego z klubów – oczywiście na piwo, zaś Tanja coś bezalkoholowego. W drodze tam Silva nagle przypomniała sobie, że umówiła się na dzisiaj ze siostrą, która mieszkała w Turku, na rozmowę na „skypie”, toteż kazała się odwieźć do domu.  
    Panna Venerinen poczuła się nieswojo, gdy koleżanka opuściła samochód, bowiem Eino nie miał zamiaru kończyć przez to wieczoru, co zasugerowało jej… „randkowy nastrój”. W rezultacie cała się spięła, gdyż z jej strony znajomość z Kuokkanenem miała podłoże wyłącznie towarzyskie. O nie, nie była jeszcze gotowa na nowy związek i być może już nigdy nie będzie.  
    Odżyły wspomnienia, jak to obawiała się, że Aleksi ma wobec niej pewne zamiary, gdy zaprosił ją do wesołego miasteczka. To znów, jak ściągnął ją z przejazdu i rozkazał, by wsiadła z nim do samochodu, zaś ona bredziła, że pewnie wywiezie ją gdzieś do lasu… jakiż był wtedy inny! I on zapierał się, że ich znajomość musi pozostać czysto formalna, lecz…  
    Przełknęła ślinę, gdy Eino zatrzymał się pod wspomnianym już klubem. Uprzejmie otworzył jej drzwi, gdyż nie kwapiła się do opuszczenia renaulta, i już miał iść przed siebie, gdy zorientował się, że Tanja została stać przy samochodzie.
- Co jest? – nawrócił zdziwiony.
- To… no… ten… - podrapała się nerwowo w czoło – ja… ja mam z tym złe wspomnienia… znaczy, nie złe, tylko nie mogę tu wejść. Za dużo ich – wyjąkała, ciesząc się w duchu, iż spotkał ją tak niezwykły zbieg okoliczności: to tutaj zdecydowali z Aleksim, że zostaną parą, więc była to doskonała wymówka do tego, by bez sugerowania Eino czegokolwiek zakończyć ten wieczór.
- A, kapuję. No dobra, w takim razie możemy pojechać gdzie indziej – odrzekł na to, aż poczuła na plecach nieprzyjemne ciarki. Chyba jednak będzie musiała wyznać mu prawdziwy powód odmowy (a przynajmniej dopowiedzieć resztę prawdy).
    W tym samym czasie Hanna wracała z Eerem z kolacji, na którą wybrali się, by nieco podreperować nadszarpnięte ostatnio relacje, gdy wtem dojrzała w oddali jakby znajomą twarz… Tak, to była Tanja w towarzystwie tego „całego” Eino!
- Zjedź na pobocze! – poleciła mężowi.
- Po co? Źle się poczułaś?
- Po prostu zjedź, muszę coś zobaczyć – gdy tylko zatrzymał auto, zaczęła obserwować parę, która stała naprzeciwko nich.
- Przecież to żadna randka, podyskutowalibyśmy tylko o filmie – tłumaczył tymczasem Kuokkanen.
- Naprawdę przepraszam, ale bez Silvy zwyczajnie nie mogę! Nie czuję się jeszcze na siłach – głos Tanji był już niemalże rozpaczliwy.
- „’Jeszcze’, to już coś!” – podchwycił zadowolony – spoko, nie będę cię przecież do niczego zmuszał. Chciałem tylko, żebyś miło spędziła wieczór – rzekł już na głos.
- I tak było, chociaż właściwie lepsze od filmu były wasze komentarze – odparła z wymuszonym uśmiechem. Towarzysz parsknął śmiechem i polecił jej wsiąść do samochodu.
- Czy to nie ta Tanja, czy jak jej tam? – rzucił Eero, wytężając wzrok, który od jakiegoś czasu zaczął trochę szwankować.
- We własnej osobie. Ciekawe, dokąd jadą… - Hanna zmarszczyła brwi.
- No to sama widzisz, że nawet ona go skreśliła, skoro wzięła się za innego – uszczypnął mąż.
- Ale nie zaczynaj, dobrze? Może to tylko kolega? – opanowała się ostatkiem sił.
- To, w takim razie, po co ją podglądasz? Potem mu doniesiesz, tak?  
- A nawet, jeśli, to co z tego?! – podniosła głos, gdyż na więcej cierpliwości już nie było jej stać.
- Za dużo czasu tam spędzasz, to z tego! Zajęłabyś się czymś pożytecznym! Odkąd siedzi w areszcie, tylko tym żyjesz! Jak nie wizyty prawie co tydzień, to śledztwo, jakby nie było policji i prokuratury!
- Już coś mówiłam na ten temat! W tygodniu siedzisz w robocie, to co ci tak przeszkadza, że mnie nie ma w domu?! Mamy równouprawnienie, mogę chodzić, gdzie chcę!
- To przynajmniej mów o czym innym, a nie! Wracam do domu, chcę w spokoju zjeść kolację, to ta zaczyna, czego to się dzisiaj nie dowiedziała, kiedy wreszcie adwokat coś powie o tych durnych taśmach, ile zażąda, czy wszystko zdąży się wyjaśnić przed końcem śledztwa… niedobrze się robi!
- A jakby tak Kalle niesłusznie zamknięto, to co?! Też nie chciałbyś o tym słuchać?! Nie kiwnąłbyś palcem?! – wbiła weń oskarżycielski wzrok.
- Nie musiałbym, bo on pewno by się tak nie zachował! Wiem, czyja płynie w nim krew i do czego jest zdolny, a do czego nie! – odparował dumnie.
- Nie, dość! Wrócę pieszo! – syknęła, prędko opuszczając wnętrze pojazdu.
- Hanna, wracaj! – wyskoczył za nią, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak jest uparta.
- Ja w kółko zaczynam, tak?! A kto zrobił to teraz?! To ty się ciągle czepiasz, że próbuję ratować własnego syna! To mnie się źle robi! – wykrzyczała mu prosto w twarz i tak, jak powiedziała, ruszyła przed siebie, niemalże już biegnąc, byleby tylko mąż jej więcej nie zaczepiał.  
    Lehtinen nie należał do mężczyzn, którzy mają w zwyczaju prosić o coś kobietę, choć ta nic sobie z tych zabiegów nie robi, więc szybko się poddał, zwyczajnie wróciwszy do auta i odjechawszy z przekonaniem, iż małżonka da sobie radę sama. Kto wie? Może dobrze im zrobi, gdy odpoczną od siebie chociaż przez chwilę?

***

    Po „przeprosinach” Jyrkiego wszystko wróciło do normy: znowu chadzali razem z Kaari do pracy i wracali z niej. Muzyk skrupulatnie unikał tematu „gliny”, a koleżanka w ogóle doń nie nawiązywała. Ku jego ogromnemu zadowoleniu, traktowała go teraz o wiele cieplej, aż na horyzoncie znowu pojawił się problem, obok którego Jyrkiemu nie było łatwo tak po prostu przejść…  
    W ów dzień wracał z kolejnej próby do domu i akurat mijał budynek szkoły podstawowej. Od niechcenia spojrzał na drugą stronę ulicy i jakież zdumienie go ogarnęło, gdy w jednym ze stojących tam mężczyzn rozpoznał Jariego. Tym razem był w cywilu, a na jego palcu znowu coś jakby tkwiło…  
    W pewnym momencie z budynku wybiegła dziewczynka w wieku około 7-dmiu lat, którą od razu porwał w ramiona. Niby nic szczególnego, może to jego siostrzenica, albo co? Mimo to Jyrki zwolnił kroku, uważnie im się przyglądając, aż jego uszu dobiegło dźwięczne wołanie drugiej, z rok starszej dziewczynki, która właśnie pędziła ku Jariemu z okrzykiem „Tato!” na ustach. Muzyk natychmiast przystanął i wyciągnąwszy telefon, zaczął im robić zdjęcia.  
    Po co strzępić niepotrzebnie język, jeśli przemówić mogą fakty? Ciekaw jest, czy Kaari wie, iż jej „wybranek” posiada potomstwo?
    Sobota, czy niedziela, od samego początku pobytu w Vantaa były dniami, których Aleksi szczególnie wyczekiwał. Co prawda, przeważnie odwiedzała go jedynie Hanna i od czasu do czasu Tarja, która uważnie monitorowała jego stan, ale dobre i to – przynajmniej dzięki nim miał kontakt ze światem, jaki zostawił za murami aresztu.  
    Lehtinen nigdy nie zawodziła: przyjeżdżała co tydzień, zawsze z czymś do ubrania, jakąś przekąską i oczywiście garścią wieści na temat Tahti, ich własnego „śledztwa”, prowadzonego wspólnie z Enni, itd. Tego jednak dnia Aleksi koniecznie chciał się wywiedzieć czegoś o zgoła innej osobie…
- Co u niej? Dałaś jej mój list?
- Tak… - odparła ociągale, bez wyraźnego zamiaru ciągnięcia tematu.
- I co ona na to?
- Aleksi… to delikatna sprawa. Nie rozmawiałam z nią nawet potem.
- Dlaczego? Przecież się już dobrze dogadywałyście. Zresztą też powinna mieć wgląd w to wszystko – mówił spokojnie, z kamienną twarzą, jakby tak naprawdę wcale nie zależało mu na opinii Tanji, ale Hanna dobrze wiedziała, iż to tylko taka przykrywka.
- Co mam ci powiedzieć… jej to wcale nie interesuje – popatrzyła mu prosto w oczy, mimo że obawiała się jego reakcji – nie dzwoni do mnie, a ja nie mam jak za nią biegać. Jest na tych swoich studiach, a ostatnio… - zawahała się.
- Co? Mów śmiało – ton wciąż był tak samo obojętny, wręcz chłodny, jakby oczekiwał z jej strony czegoś złego.
- Widziałam ją z tym Eino. Wsiadali, czy wysiadali z samochodu… pewnie byli na randce.
- Tak, na pewno! – wybuchł kpiącym śmiechem – już w to, to nie uwierzę! Eino to mój przyjaciel.
- Ale jakoś ci nie pomógł – zauważyła znacząco.
- Nie wiesz tego, nie masz przecież wglądu w śledztwo prowadzone przez prokuraturę.
- Aleksi, dobrze wiesz, że z nim rozmawiałam i zeznał mi, że jego zdaniem na nią napadłeś! On także przyczynił się do tego, że cię tu posadzili! – wyszeptała podenerwowana.
- Masz może kartkę papieru? – ten, jakby jej w ogóle nie słuchał. Pokręciła głową, ale mimo to przetrząsnęła torebkę i wyjęła zeń notes. Syn spojrzał w stronę strażnika, po czym zakomunikował mu, że chce tylko skreślić kilka słów, na co ten wyraził zgodę.
    Hanna obserwowała jego zabiegi w zupełnym milczeniu, a jej serce ściskał żal. Dobrze wiedziała, iż pisze do niej, do Tanji. Aż dotąd nie mógł uwierzyć, że jego dziewczyna (o ile mógł tak o niej jeszcze mówić) stanęła po stronie oszustki i do tego wszystkiego chyba już znalazła sobie innego. Wodziła oczyma po całej sali, gdyż ów liścik był jak najbardziej sprawą prywatną. Jednakże, mimo wielu starań, i tak od czasu do czasu niechcący zerknęła na zapisaną kartkę, aż wymsknęło się jej:
- Masz bardzo staranne pismo.  
    Na taką uwagę od razu przestał pisać, mierząc ją bliżej nieokreślonym spojrzeniem.
- Nauczyłem się pracując w prokuraturze – rzucił tylko i wrócił do zajęcia.  
    Kobieta poczuła ulgę, bowiem tym razem nie usłyszała kąśliwej uwagi w rodzaju „Co? Jak mój tatuś? Jak sierota, to musi bazgrolić?”. Może dzięki tej okropnej sytuacji wreszcie ujrzy w niej matkę, która naprawdę mu wierzy i stara się wesprzeć na duchu…?
    Po zakończonej wizycie, będąc już na „spacerze”, jak zwykle nie miał spokoju, choć bardzo chciał pomyśleć – do miejsca, w którym zasiadł, ciągnęła się kolejka, niczym petenci do jakiegoś urzędu, bądź radcy prawnego. Co rusz podchodzili doń więźniowie, których los był niepewny, a on „wróżył” im możliwe kary, doszukiwał się okoliczności łagodzących, czy wskazywał, co też może być dowodem uniewinniającym. Jakie to wszystko śmieszne, wielka szkoda, że dla odmiany, jemu nie miał kto wskazać, co mogłoby poświadczyć jego niewinność. Sprawa wydawała się być bardzo trudna, skoro Nymanen musiał się radzić Hanny, z Enni na czele?  
    Wtem poczuł na sobie czyjś wzrok – gdy spojrzał w owym kierunku, okazało się, że obserwuje go stojący nieopodal aresztant. Mężczyzna muskularny, z tatuażami na obu rękach, w jego uchu tkwił kolczyk, brew „zdobił” ćwiek, zaś głowę ogolił zupełnie na łyso – typowy „rozbójnik”. W jego wzroku było coś dziwnego, bynajmniej nie żądza wywiedzenia się, co przewiduje „obeznany z prawem recydywista”, a raczej pragnienie odkrycia, kim on tak naprawdę jest…  
    Owszem, gdy Aleksi odprawił ostatnich więźniów, usprawiedliwiając się dokuczliwym bólem głowy, „opryszek” nareszcie do niego podszedł.
- Kim ty tak na serio jesteś? Bo jakoś nie wierzę, że kiblowałeś po kilka razy. Nie wyglądasz na takiego – raczej na grzecznego chłoptysia, co to pracował za biureczkiem. Gliniarz? – stanął nad nim, mierząc z góry. Aleksi należał jednak do tych, co to w pewnych sytuacjach włącza im się duma, toteż wstał, by skonfrontować się z nim twarzą w twarz. „Koleś” był może „silnej” postawy, ale wzrostem nieco niższy od niego.
- A co, gdybym był? – zapytał odważnie.
- To masz w mordę! – uderzył pięścią w otwartą dłoń – takich, jak ty, się tutaj nie lubi.
- Dlaczego? Bo wsadzają was tam, gdzie wasze miejsce? – jego zachowanie było bardzo ryzykowne, ale dokuczał mu ból, który wywoływał w nim agresję. Poza tym, aż dotąd nie darzył przestępców „miłością”, w wyniku czego nie potrafił „grzecznie” rozmawiać z „oprychami”. „Współjeniec” musiał do takich należeć, gdyż po owych słowach od razu chwycił go za fraki.
- Co jest?! Puść go w tej chwili! – w ich stronę już rzucili się Niklas, oraz towarzyszący mu kolega.
- Już królewnę ratują! Ale cię dopadnę! – wysyczał mu w twarz i pchnął tak mocno, że Aleksi stracił równowagę i przewrócił się na ziemię.
- By to jasny szlag! – warknął zaraz potem, gdyż z nosa znowu pociekła krew.
- Dostałeś?! – Niklas już znalazł się przy nim – a nie mówiłem, że tak będzie?! Ostrzegałem cię, to nie…!
- Nie! Sama poleciała! Nic mi nie zrobił, a ty daj mi, z łaski swojej, spokój i odprowadź do tej przeklętej celi! – odparował, starannie zasłaniając nos.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć… - zmarszczył brwi – a jeśli nawet jest tak, jak mówisz, powinieneś iść do lekarza, to…
- Nic mi nie jest! – huknął rozjuszony – dobra, sam sobie pójdę, najwyżej mi skręcą łeb po drodze! – po czym istotnie ruszył przed siebie, na co strażnik prędko za nim pobiegł.  
    Nim dotarł do celi, krwotok ustał, a wraz z nim również ból głowy. Po co miałby iść z tym do „doktorka”, jeśli to było jego „lekarstwo”? Ileż to już nocy nie spał przez uporczywe „migreny”, jakie za nic w świecie nie chciały ustąpić, lecz gdy tylko pojawiła się krew – jak ręką odjął!  
    Szybko jednak odstąpił od tematu własnego zdrowia na rzecz tego, dotyczącego Tanji. Hanna musiała się pomylić, może była tylko podobna do narzeczonej? Nawet, jeśli była to prawda, list powinien wszystko załatwić. Może go nawet pokazać Eino – może wówczas i on przejrzy na oczy, zrozumiawszy wreszcie, że to Leena doprowadziła go do takiego zachowania. Co by jednak nie mówiła Lehtininen, jest pewien, że Kuokkanen zeznał, iż tylko poszarpał jej (ze złości) bluzkę, bynajmniej nie po to, by ją napastować…  
    Bezradnie kręcił się po celi jeszcze przez kilka minut, aż w końcu usiadł do biurka, by napisać kolejny list, ewentualnie… jakiś „koślawy” wiersz, bowiem „migrena” przeszła, a nic innego (prócz słuchania radia), nie można było tam robić.

o rany, ale długie wkleiłam... ale niech będzie, bo tutaj się kończy rozdział

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 9078 słów i 51047 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Freya

    Wszystko wskazuje na to, że Al wyląduje wkrótce w szpitalu i to niekoniecznie z powodu pobicia. No... chyba żeby nastąpiła kumulacja "two in one". Z facetem Kaari, faktycznie jest cuś nie teges, ale z drugiej strony, jeśli już ma dzieci, to może nawet lepiej. Przecież dzieci są wielkim szczęściem dla wszystkich, przynajmniej u nas tak jest, yo. Tam to mają jakiś tam social, za to tutaj 500+, ha. Niemniej wychodzi, że obie te siorki mają pecha, troszku. :beek: Pzdr.

    3 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Freya haha, rozbawiło mnie to 500+ ;) również pozdrawiam :beek:

    3 gru 2016

  • Użytkownik Freya

    @nutty25 cały czas staram się, jak tylko potrafię :ziober:

    3 gru 2016

  • Użytkownik DemonicEagle

    Bardzo fajna część ;)

    3 gru 2016

  • Użytkownik nutty25

    @DemonicEagle :)

    3 gru 2016

  • Użytkownik jaaa

    no i pieknie <3

    3 gru 2016