A rush of blood to the head cz. 7

Rozdział 5

    Biuro, w jakim miał odtąd zasiadać Aleksi, okazało się być równie eleganckie, jak gabinet nowego szefa. Z okna rozciągał się ciekawy widok, wszystko było tak rozmieszczone, by łatwo było do tego sięgać, a funkcjonalne biurko „zdobił” nowoczesny laptop – z łączem internetowym, rzecz jasna. Przechadzał się po wnętrzu, z uznaniem obserwując każdy zakamarek, aż zatrzymał się przy owym sprzęcie. Zdawał sobie sprawę z tego, co też wymagają od niego pracodawcy i miał nadzieję, że temu podoła…  
    Z ową myślą „padł” na fotel i obrócił się na nim dookoła własnej osi, by następnie wygodnie się w nim ułożyć.
- No, prawie, jak w prokuraturze! – parsknął do siebie. Wtem ktoś zastukał do drzwi, po czym chwycił za klamkę. Od razu się wyprostował, przyjmując „poważną” postawę, bo jeśli to szef, to jeszcze oskarży go o leniuchowanie w pracy, a nie chciał podpaść już pierwszego dnia! Jednakże, ku jego zdziwieniu, okazało się, iż to Leena.
- Witam! Biuro się podoba? – zagaiła, zmierzając ku niemu. Musiał przyznać, że bez płaszcza wyglądała całkiem zgrabnie… A przynajmniej podkreślała to modnie skrojona, bladoniebieska bluzka i ołówkowa spódnica w czarnym kolorze. Owszem, to właśnie nogom nie można było niczego zarzucić.  
    Ogólnie rzecz biorąc, Leena była szczupłą blondynką o niebieskich oczach. Co prawda, urodę miała typową, jak większość finek (czemu nie był w stanie zaradzić nawet mocny makijaż, jaki tego dnia miała na sobie), ale, jeśli chodziło o sylwetkę, to zdecydowanie się od nich wyróżniała.  
- Oczywiście, wygodne i w ogóle… - odparł na pytanie tak pośpiesznie, że aż brakło mu słów (może to przez tą zaciekłą obserwację jej osoby?). Kobieta wybuchła śmiechem, po czym stanęła przed biurkiem i rozejrzała się wokoło.
- No to się cieszę, bo muszę przyznać, że ja je urządzałam – mrugnęła, nie przestając się przy tym uśmiechać.
- Serio…? – bąknął niepewnie – eee… no to ma pani gust! – schlebił z „przyklejonym” uśmiechem. Szczerze mówiąc, sam nie wiedział, co ma myśleć o Raikinen, więc wolał się wstrzymać z przesadnym entuzjazmem. Skoro tak szybko zmieniała zdanie, to kto wie, ile zagrzeje tu miejsce…?
- Dzięki, to moja praca. Jestem dekoratorką wnętrz – podeszła do szafki, w jakiej mieściły się wszystkie, potrzebne mu książki, i dotknęła drewna opuszkami palców – pomyślałam sobie, że do ciebie będzie pasować coś w klasycznym stylu, więc takie właśnie meble dobrałam – spojrzała w jego stronę, jakby chciała w ten sposób zapytać, czy aby się nie myliła.
- „Kiedy przeszliśmy na „ty”…? Nie przypominam sobie…” – wymruczał do siebie w myślach – yyy… tak, tak raczej jest – przyznał, uciekając wzrokiem ku laptopowi. Był ciekaw, co to „cacko” sobą prezentuje…?  
    Przy tym też specjalnie uniknął wymiany spojrzeń z szefową, gdyż jej mężowi z pewnością nie spodobałby się taki obrót spraw. Nadmierna obserwacja nieraz rodzi niepotrzebne myśli… No, a przynajmniej w przypadku jego i Tanji raczej tak było… ale ona nie miała „mężulka”, który dodatkowo byłby jego SZEFEM! Ale nie, co tu w ogóle rozważać? Ona go przecież nie podrywa, tylko mu pomogła! Co prawda, nie ma pojęcia, dlaczego, ale kobiety już takie są: gdy wzruszy je czyjaś historia – chcą pomagać.
- Nie gniewaj się, że zeszłam z per „pan”, ale jesteśmy właściwie w jednym wieku, a poza tym wolę swobodną znajomość, bez tych wszystkich oficjeli – zaśmiała się, „odbiwszy” od regału.
- Skąd, jak pani chce – wzruszył ramionami.
- Nie zrozumiałeś mnie – na powrót stanęła przed biurkiem – ty też masz zwracać się do mnie po imieniu, dla przypomnienia: Leena – wycelowała weń palec.
- W porządku, niech będzie – odparł krzywym uśmiechem.
- I gra! – wystawiła kciuk, a następnie zawróciła do drzwi – dobra, to ja ci już nie przeszkadzam… pracuj i sprawdzaj się! Miłego dnia – pożegnała się, chwytając za klamkę, na co ten prędko zrewanżował się „I nawzajem”, zaś kobieta opuściła gabinet.
- No proszę, jaka wyluzowana! Wygląda nawet na sympatyczną, chociaż z początku… - zamyślił się, mimowolnie uśmiechając pod nosem. „Dama” zrobiła na nim jakie takie wrażenie, które jednak prędko zatarł laptop, gdyż w chwilę potem, to na nim w zupełności skupił swoją uwagę – ten jego nie mógł się równać z takim sprzętem.
    Kilka godzin później pod budynkiem, w jakim to rozpoczął pracę, pojawiła się Tanja. Była ciekawa, gdzie to jest, więc umówili się, iż przyjdzie po niego po pracy i może pójdą na ciastko, może do zakątka…? Póki co, jeszcze nie wyszedł, dlatego przechadzała się po dość okazałej parceli: budynek bowiem umiejscowiony był „na terytorium” parkingu, należącego do sąsiadującej z nim firmy. Tak więc roiło się na nim od samochodów, co sprawiało, iż miejsce nie zaliczało się do przyjemnych: było zdecydowanie za „surowe”, być może przez brak zieleni.  
    Nieopodal kancelarii stały kosze na śmieci i to właśnie do nich ruszył mężczyzna, który w owym momencie opuścił budynek, taszcząc w rękach ogromne worki. Tanja odruchowo odwróciła twarz i zaczęła spacerować w przeciwnym kierunku, bo co ją tam obchodził jakiś „sprzątacz”, czy kim on tam był? Jednakże ten, tuż po tym, jak pozbył się „balastu”, miast wracać do środka, przystanął i zaczął się jej przyglądać.
- Przepraszam, ale szuka tu pani kogoś? – wreszcie zadał pytanie, na co energicznie zwróciła się ku niemu – no proszę! Cześć, czyżbyś przyszła tu do mnie? – to był znowu on… Eino. Natychmiast warknęła w duchu, gdyż od początku strasznie ją drażnił! Z pewnością przez tą natarczywość – nie znosiła takich!
- Też mi! Nie miałabym co robić… - burknęła pod nosem i to był błąd, gdyż „koleś” nie dosłyszał i tym samym podszedł bliżej. Wówczas okazało się, że ma na sobie robocze ubranie, a więc… nie, no niemożliwe, żeby miał pracować akurat tam, gdzie „Aleks”?! – ty tutaj…? – wskazała weń palcem, a następnie budynek tuż za sobą.
- Mówiłem ci, że robię, jako sprzątacz. I to w dodatku w kancelarii adwokackiej, rozumiesz? Wśród samych snobów, co za poniżenie! – parsknął śmiechem – to ty skąd tutaj?
    Też mi pracownik… zamiast wracać do zajęć, „bezczelnie” przystanął, z zamiarem ucięcia sobie z nią pogawędki…
- Czekam na narzeczonego. Akurat jest jednym z tych SNOBÓW, co to tutaj pracują – nie, nie umiała inaczej: musiała go przedrzeźnić, być ironiczna, ach! No, ale tak z drugiej strony, to obraził „Aleksa”, więc…  
    Na taką odpowiedź Eino natychmiast się zmieszał, prędko przepraszając za wyrażenie, no, ale przecież nie wiedział… Poza tym, właśnie na takich wyglądali mu prawnicy! No, ale do rzeczy: który to i jak wygląda? Może go zna…? Tak więc, pomimo jej niemych protestów, wywiązała się dłuższa rozmowa, gdyż „kolo” był strasznie ciekawski, a „Aleks” nadal nie opuszczał kancelarii…
    Tuż przed wyjściem z pracy przeglądnął się jeszcze w lustrze, w łazience. Z chęcią zdjąłby ten opatrunek, ale skóra nie zregenerowała się jeszcze na tyle, by móc przestać przyciągać spojrzenia, wywoływać na twarzach wyraz obrzydzenia…  
    I znowu, ot tak, przypominał mu się tamten dzień i potyczka z „wyjcem”, jak to go „zaszczytnie” „tytułował”. Jak zawsze, w takim wypadku, uświadomił sobie, jak niewiele brakowało, a mógłby zginąć… „Świr” próbował aż dwa razy, ale za każdym z nich poniósł porażkę. Umarł, a on żyje, choć tak często miewał chęć na to, by po prostu zniknąć…  
    Dopiero w takich chwilach człowiek docenia dar życia – gdy jest ono zagrożone. Dociera do nas świadomość, że tyle jeszcze mogliśmy zrobić, bądź zmarnowaliśmy szanse, gdy mieliśmy taką możliwość. Chcielibyśmy wszystko naprawić, a jeśli jest nadzieja, iż jednak wszystko dobrze się skończy – obiecujemy sobie, że teraz będziemy lepszymi ludźmi, bardziej przyłożymy się do niektórych dziedzin, w których kulejemy, bądź już nigdy nie dopuścimy do tego, by raz jeszcze spotkało nas to, w wyniku czego nasze życie zawisło na włosku. Tak, bez wątpienia był to jeden z powodów, dla których porzucił „starą” pracę, ale i nie spodziewał się, że będzie to aż tak przeżywał… No nic, koniec użalania się nad sobą!  
    Zmierzył się raz jeszcze, po czym nawrócił do drzwi. Na korytarzu nie żegnał go nikt, bo i nie znał. Żaden z pracowników nie pofatygował się, by zobaczyć, któż to „zasilił” ich szeregi. Nawet sekretarka tak bardzo zapatrzyła się w ekran komputera, iż nie dostrzegła, że wychodzi. Ale jego wcale to nie obchodziło, nie musiał z nimi rozmawiać, ani się przyjaźnić – z natury był przecież typem samotnika. Miał już swoich znajomych i wcale nie musiał powiększać owego kręgu.  
    Z ową myślą chwycił za klamkę „głównych” drzwi, gdy z pokoju szefa wyszła Leena.
- Kończysz na dziś pracę? – zagaiła, podchodząc ku niemu.
- Ty znowu tutaj…? – spojrzał nań, nie kryjąc przy tym zaskoczenia.  
    Słysząc, że są na „ty”, sekretarka odwróciła wzrok od „Pasjansa” i uważnie im się przyjrzała. Więc to tak… „znała wcześniej faceta i dlatego go tu zatrudniła”… Phe! Ona musiała się STARAĆ o tą posadę! Żadne „wtyki” jej w tym nie pomogły!
- Byłam niedaleko na zakupach i wstąpiłam przy okazji do męża. Myślałam, że zaraz skończy, ale jeszcze trochę tu zostanie – zaśmiała się, zapinając przy tym płaszcz – wiesz… żeby mnie odwiózł do domu, w końcu mój samochód… - podeszła bliżej, po czym niemalże szepnęła mu do ucha. Pracownica już znacząco „gwizdała” w duchu.
- Mojego też jeszcze nie zrobili… - odparł przepraszającym grymasem, po czym uprzejmie ustąpił jej przejścia. Kobieta machnęła ręką i pożegnawszy się z sekretarką, minęła próg. Zrobił to samo i zaraz potem zmierzał do końca korytarza w towarzystwie pani Raikinen.
- Nie przejmuj się tym, zdarza się – zagadywała po drodze – na szczęście aż tak bardzo go nie uszkodziłeś, także za parę dni powinien być gotowy. A tak w ogóle, to gdzie mieszkasz? Nie chciałam być wścibska, to ci nie zaglądałam w papiery – dodała, puszczając doń oczko.
- W samym centrum – odparł, wpatrując się w wyświetlacz komórki. Leena poczuła się nieco zawiedziona. Miała nadzieję, że ten się domyśli i zaproponuje, że ją odprowadzi… ale takowa odpowiedź raczej na to nie wskazywała. Póki co, otworzył „ostatnie” drzwi i tym samym znaleźli się na dworze. W oczy Aleksego od razu rzuciła się Tanja, której towarzyszył jakby znajomy mu „facet”…
- Panie Kuokkanen, wyrzucił pan już chyba śmieci? – widząc, że Eino urządza sobie przerwę bez jej zgody, Raikinen natychmiast przypomniała mu o obowiązkach – wszak, marnował „cenne” pieniądze: mąż wypłaci mu tą samą kwotę, co zawsze, mimo że nic nie robi!  
    Ten odrzekł, że już wraca do środka, ale robił to niezwykle ociągale, bowiem był ciekaw, czy to na tego „snoba” czekała Tanja…? Chyba tak, bo podeszła doń prędkim krokiem i na powitanie ucałowała w usta. Miast iść, Leena wciąż pozostawała w tym samym miejscu, uważnie im się przyglądając. Aleksi odczytał to jako sugestię: powinien przedstawić jej swoją towarzyszkę. Tak więc zrobił.
- Tak przy okazji… to jest Tanja, moja narzeczona, a to Leena. Właśnie ona załatwiła mi tutaj pracę.
- Bardzo mi miło – Raikinen od razu wyszła z inicjatywą, jakby tylko na to czekała. Tanja odścisnęła jej dłoń (ozdobioną długimi, modnymi tipsami oraz wieloma pierścionkami), śląc przy tym „fałszywy” uśmiech. Od początku bowiem się jej nie spodobała… Z jednej strony przez swój wygląd (wszak, ani trochę nie przypominała tej z opowieści Aleksego, czyli „starej i brzydkiej baby”, no i do tego ten „młodzieńczy” „image”…) a z drugiej za spojrzenie, które nie wyrażało ani krzty sympatii. „Babska” kreujące takowy styl ubierania się wrzucała do jednego worka z napisem „Lubię podrywać facetów”. Phe, i ona niby ma męża! A co tam dla takiej? Czy fakt, iż nosi obrączkę może być przeszkodą? Skądże! A już zwłaszcza, gdy złapie takiego „faceta, jak Aleksi”…
    Poczuła się jeszcze bardziej zagrożona: w końcu te sms’y, „powab” „szefowej” i okoliczność, że „kręciła” się obok narzeczonego – w końcu razem opuścili budynek… Niedobrze! Co z tego, że z urody była zdecydowanie brzydsza (no i starsza) od niej? Dla mężczyzn nie liczy się przecież, jaką twarz posiada „przygodna znajomość”, ważne, że jest zgrabna tam, gdzie trzeba! Reasumując, czy Leena miała „brudne myśli”, czy też nie, Tanja już wiedziała swoje: powinna na nią uważać.
    Eino z kolei, który (trzeba zaznaczyć) wciąż nie wrócił do swych obowiązków, uważnie obserwował „snoba”. Różniło ich dosłownie wszystko: Aleksi był nieco od niego wyższy i taki elegancki, podczas, gdy on miał teraz na sobie brudny uniform. „Sztywniak” był brunetem, zaś jego modnie ułożona fryzura koloru ciemny-blond. Co prawda, obydwaj mieli błękitne oczy, lecz te Eina znaczyły się jaśniejszym odcieniem. Ponadto Aleksi był trochę starszy… i musiał „nie wylewać za kołnierz”, skoro „rozwalił sobie czoło”? No proszę, to musiało być dobre: tu prawnik, „nie ma to tamto”, a po godzinach „chadza na czworaka”! Ale na pewno nie na siłownię – widać (o ile można to było w ogóle ocenić, wszak miał na sobie płaszcz). Za to on, Eino, owszem! Ćwiczenia były wręcz jego hobby’m, dzięki czemu był dobrze zbudowany (a przynajmniej w jego własnych oczach. Poza tym nie wszystkie kobiety lubią „przesadną” „rzeźbę” – zresztą, u niego i tak nie można było mówić o aż takiej). Tak więc, nie miał pojęcia, co takiego widziała w nim Tanja? To z pewnością „nudziarz”, bo w jego mniemaniu tacy właśnie są prawnicy. I to bez wyjątku!
- Panie Kuokkanen, czy ja się wyraziłam niejasno? – jego „niepozorna” postać ponownie rzuciła się w oczy Leeny. Przeprosił więc i już naprawdę nawrócił do budynku, tyle, że wcale daleko nie odszedł, bo… stanął tuż za drzwiami i wciąż obserwował zebranych – to ja już w takim razie nie zatrzymuję… tak sobie myślę, Aleksi, że chyba jednak wrócę do biura. Może Johannes już skończył?  – widząc, że Tanja skłania się ku drodze powrotnej, Raikinen „skapitulowała” i posławszy „podopiecznemu” uśmiech, zawróciła w swoją stronę.
- Jak uważasz, to do zobaczenia! – „wyszczerzył się” w równie „uroczy” sposób, po czym ruszył z narzeczoną przed siebie.
- Już jesteście na „ty”? – zauważyła zniesmaczona Tanja, gdy tylko upewniła się, iż ta jest dostatecznie daleko.
- Ona tak zaproponowała, a skoro to szefowa, trzeba było na to przystać.
- Mówiłeś, że szefuje ci facet – zmarszczyła brwi.
- No bo tak jest, ale ona załatwiła mi robotę, więc ją też traktuję… zresztą żona szefa równa się przełożona. To naturalna reguła…! No nie mów, że jesteś o nią zazdrosna? – posłał jej zadziorny uśmiech.
- Nie… - mruknęła od niechcenia – tylko wkurza mnie, gdy baba kreuje się na taką… no… wyzywającą. I to jeszcze w tym wieku? Powinna być bardziej poważna… ale gdzie tam, ona pewnie chce być wiecznie młoda!
- Przestań, jakoś tego nie zauważyłem – parsknął śmiechem.
- To nie jest zabawne! Moim zdaniem w ten sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę każdego faceta, a czegoś takiego bardzo nie lubię! Jak ma swojego, niech się go tam trzyma – burknęła oburzona, mimo że powinna się cieszyć, iż „Aleks” nie patrzy na „babsko” w „taki” sposób… No, ale tak z drugiej strony, nie jest powiedziane, że nigdy tak nie będzie… wszak, w wielu sprawach coś jest tylko kwestią czasu.
- Daj już spokój z tą zazdrością, bo jak jest jej trochę za dużo, to związki się psują – uszczypnął kąśliwie.
- Chciałbyś, tylko stwierdzam fakt! – wystawiła język, prędko karcąc się w duchu za nieumiejętność trzymania go na wodzy. Przecież dobrze wie, jak szkodliwym uczuciem jest zazdrość, więc czemu wciąż go prowokuje?!
- Spokojnie, jak już, to nie złapię się na jej rzekomy lep, w końcu moim szefem jest jej mąż – wywrócił oczami – poza tym nie kręcą mnie starsze ode mnie – dodał, jakby usiłował zrobić jej na złość...
- Co za odpowiedź… spodziewałam się, że powiesz, że skoro masz dziewczynę, to nie będziesz podrywał innych – burknęła z przekąsem. Szczerze mówiąc, nieco zabolało ją, iż pominął ją w owym „wyliczaniu”…
- No, to też! Drażnię się z tobą przecież, coś taka sztywna? – posłał jej kuksańca. W odwecie z całej siły, jaką tylko miała, zacisnęła dłoń na jego ręku, po czym z szerokim uśmiechem zręcznie zmieniła temat, w ogóle już nie wspominając o „babsztylu”. O nie, co to, to nie – „Aleks” w żadnym wypadku nie może myśleć, że nie da się z nią dobrze bawić, czy też jest za poważna! Ale i inne muszą mieć świadomość tego, że nie da go sobie odebrać! O ile Leena w istocie miała takie „plany”…  
    Faktem jednak fakt, iż zamiast nawrócić do środka, jak sama się zarzekała, obserwowała ich, dopóki nie zniknęli jej z pola widzenia. Sama nie wiedziała, co ma myśleć o Tanji – albo nieśmiała, bądź… „chorobliwie” zazdrosna. Wszak, tak zaciekle ją lustrowała, jednocześnie raz po raz zerkając przy tym na Kietalę, by sprawdzić jego reakcję… O tak, schlebiało jej, iż może stanowić potencjalne zagrożenie. Póki co, Aleksi sprawiał wrażenie ciekawego i sympatycznego człowieka, więc nic dziwnego, że „młoda” mogła obawiać się o konkurencję…

***

    Leena bardzo często zaglądała do męża, bowiem, co Aleksi wychodził do toalety, bądź zrobić sobie kawę (tu nie było tak dobrze i „sekretarka od Pasjansa” jej nie serwowała, jak niegdyś Celli), mijał „szefową” na korytarzu. Zawsze w takim wypadku słała mu uśmiech, kręcąc przy tym „siedzeniem”, „przyobleczonym” w modne, obcisłe spódnice – o nie, dla spodni nie było żadnego wyjątku! Każdego dnia spódniczka, jaka dodatkowo traciła na długości, bo co ją widział, ta stawała się coraz krótsza…  
    Tego dnia sięgała sporo przed kolana, w rezultacie czego mimowolnie się nań zapatrzył (no co? Był pełen podziwu dla tak zgrabnej sylwetki) i tym samym… zderzył z Eino, który akurat przemierzał „hol” ze swoim sprzętem do czyszczenia. W mig oprzytomniał, po czym przeprosiwszy „sprzątacza”, nawrócił do siebie. Kuokkanen odprowadził go pełnym oburzenia wzrokiem. No proszę, tu miał dziewczynę, a oglądał się za inną! Tanja powinna o tym wiedzieć!  
    Z owym postanowieniem ruszył więc dalej… wypatrując Raikinen z równym zainteresowaniem, co Aleksi. W następnych zaś dniach głównym obiektem jego zainteresowania stał się właśnie Kietala: na przykład wchodził mu do biura podczas pracy pod pretekstem wyrzucenia śmieci, czy podlania kwiatów, mimo że powinien był robić to dopiero wtedy, gdy kolega-prawnik uda się do domu, bądź w czasie przerwy. No, ale on robił to specjalnie – a nuż zastanie go w „nietypowej” sytuacji z Leeną…?  
    Nic bardziej mylnego: Aleksi zawsze wpatrywał się w ekran laptopa, to znów w okno, „leniwie” przeciągał w fotelu, czy wreszcie rozmawiał z klientem. Za każdym razem, gdy Kuokkanen zaglądał do biura, zerkał nań spod brwi, ale nic poza tym – zero jakiejkolwiek konwersacji. Dziwnym to było dla Eino, bowiem „facet” wyglądał na takiego, co to bardzo chciałby go o coś spytać, lecz nie wie, jak zacząć. On zaś, chętnie by się wywiedział, czy „za każdym razem nie potrafi trafić w drzwi, skoro wciąż nosi ten plaster”?  
    Wreszcie, któregoś majowego dnia, Kietala postanowił przemówić, gdyż „petentów” było mało, a z resztą personelu kancelarii jakoś nie potrafił się dogadać. Tak więc, gdy Kuokkanen znowu „wściubił nos” do jego „włości”, zagaił od niechcenia, gdy „sprzątacz” akurat podlewał kaktusa:
- Chyba ciężka robota, co?
- „Ty pewnie zawsze siedziałeś za biureczkiem, to jakie możesz mieć pojęcie?” – prychnął w duchu, lecz, rzecz jasna, nie odważył się powiedzieć tego na głos – jak każda… ale na szczęście już niedługo. Za parę miesięcy idę na dzienne studia, więc będę musiał się zwolnić. Póki co, zarabiam, żeby mieć za co wyżyć. Jak już będę się uczyć, chwycę się jakiegoś dorywczego zajęcia – wyjaśnił z nutką dumy w głosie, jakby chciał w ten sposób zaznaczyć, iż nie ma zamiaru do końca życia być sprzątaczem – z tego, co się orientuję, pan jest tu nowy?
- Już nie tak bardzo… - powodowany nudą, zaczął obracać w ręku długopis – szczerze mówiąc, chętnie bym się z panem zamienił tą robotą – rzucił w zamyśleniu, gdyż tego dnia tęsknota za prokuraturą wyjątkowo się wzmogła. Tam każdego dnia coś się działo: zbierał dowody, jeździł w teren, gawędził z Hannu, no i przychodziła Tanja…
- „Co za snob! Nie dość, że grzeje tyłek w krześle, a nie musi biegać z wiadrem, to jeszcze narzeka!” – prychnął w myślach – czemu nie? Tylko, że wątpię, czy długo by pan zagrzał moje miejsce. Eino jestem – wystawił doń dłoń, „przyodzianą” w… gumową rękawicę. Aleksi od razu utkwił weń wzrok, na co ten się speszył. Niech to, zupełnie się zapomniał! I to jeszcze przed kimś takim? Wszak, dla takiego „elegancika”, to wielka obraza!  
    Już więc miał ją zdjąć, gdy „snob” niespodziewanie ją odścisnął. Tu mu zaimponował – to musiał przyznać – gdyż wątpił, czy na jego miejscu zdobyłby się na taki sam gest. Ale tak poza tym, to dobrze mu tak: mył w niej wc-et, a za oszukiwanie Tanji należało mu się „poniżenie”!
- Aleksi Kietala. Sorry, że tak głupio pytam, ale mam wrażenie, że gdzieś już cię widziałem… nie byłeś z jakiś miesiąc temu na łyżwach? Ta dziewczyna, z którą widziałeś mnie parę dni temu, też tam wtedy była. Jeśli to ty, pomagałeś jej zejść z lodu – wyjaśnił, marszcząc przy tym brwi.
- Owszem. Bez urazy, ale trochę ostra z niej kobita – przyznał… siadając na krześle, przeznaczonym dla klientów kancelarii, chociaż powinien wrócić już do dalszych zajęć – jesteście parą, tak? Nie to, żebym był wścibski, ale tam na lodowisku była taka opuszczona…
- Tak, to moja… narzeczona – zawahał się, gdyż sam nie wiedział, czy może ją tak tytułować. Wszak, miała to potwierdzić dopiero za kilka miesięcy. Eino zinterpretował to jednak inaczej: wcale nie chce się żenić. Ba, po głowie wręcz chodzą mu inne! Taka Raikinen chociażby… Jak dobrze, że nawiązał nić porozumienia z tym „dziadem” (jak „uroczo” przezwał go w duchu), bowiem dzięki temu będzie mógł być bliżej niego i w razie czego potwierdzić swoje domysły, co do niego i Leeny… o ile się nie obrazi za to, co powiedział o Tanji i lodowisku.  
    Szczęściem, nic bardziej mylnego – niczego nieświadomy Aleksi zaczął się tłumaczyć ze swojego „występku” (to znaczy, dlaczego pozostawił narzeczoną „na pastwę losu”) i w ten sposób wywiązała się dłuższa rozmowa, podczas której Eino ani słowem nie zdradził się, iż być może będzie studiował z jego dziewczyną. O nie, musi zdobyć jego zaufanie, a ewentualna zazdrość (o ile w ogóle kocha swoją narzeczoną) w mig by je zburzyła…
    Od tego dnia już niemalże regularnie wymieniali się spostrzeżeniami, spotykali podczas ustawowych przerw, a gdy tylko obok przechodziła „szefowa”, Kuokkanen posyłał Aleksemu bezczelne uśmieszki, jakby chciał mu w ten sposób coś zasugerować: „Acha, masz dobre oko, mnie ona też się podoba! Co prawda, dla mnie trochę za stara, ale dla ciebie…”.  
    Ledwie minął tydzień, a Eino wiedział już, skąd ten plaster. Co więcej, Aleksi spytał go nawet, czy jego zdaniem blizna (bo takowa niestety zostać musiała) nie będzie budzić w Tanji odrazy? „Będziesz przecież zakrywać włosami, a i tak wcale nie jest taka znowu duża” – brzmiała odpowiedź, lecz „wredny chochlik”, gdzieś tam w zakamarkach duszy, dodał „Daj spokój, mam nadzieję, że cię przez to rzuci!”. Mimo owych zapewnień (tych wypowiedzianych na głos, rzecz jasna) Aleksi wciąż się jednak ociągał ze zdjęciem plastra, jakby „życzenie” kolegi miało się wówczas spełnić. Nawet lekarz (i to już podczas ostatniej wizyty, która miała przecież miejsce jakiś miesiąc temu) potwierdził, że może już pozbyć się opatrunku, ale nic z tego: nadal „zawzięcie” go nosił. Może to stąd, iż Tanji ani trochę to nie przeszkadzało?  
    A skoro już o niej mowa, to Eino miał wielką nadzieję na to, że uda mu się ją ponownie spotkać, gdy przyjdzie do narzeczonego (wszak, Kietala wielokrotnie zwierzał mu się, że dzisiaj przychodzi po niego po pracy), lecz nic bardziej mylnego. Działo się tak, ponieważ Tanja zawsze „czaiła się” za ogrodzeniem parkingu (w obawie, że mogłaby „znowu wleźć” na Kuokkanena) i wychodziła dopiero wtedy, gdy „Aleks” opuścił już budynek. Miała szczęście, że Eino kończył później, bo w przeciwnym razie narzeczony z pewnością wychodziłby z nim…  
    Nadszedł jednak dzień, gdy nie udało się jej uciec przed „natrętem”… Ponieważ maj był tego roku niezwykle kapryśny (to kilka pięknych, słonecznych dni, to znów zimno i deszcz), akurat, gdy czekała na „wybranka”, oto nadeszła chmura, z której pokaźnie się rozpadało. Pięknie! Ani trochę się na to nie zanosiło, więc nie miała ze sobą parasolki! W takim razie nakryła się torebką i pędem rzuciła ku budynkowi – nikt przecież nie powiedział, że to „teren zakazany”, na który nie wolno wchodzić. Weszła więc do środka i stanęła nieopodal drzwi wyjściowych, by nie przykuwać swoją osobą nadmiernej uwagi. Wszak, nie była klientką – ona tylko na kogoś czekała.  
    Gdy tak stała, raz po raz spoglądając na zegarek, oto z głębi korytarza nadeszła Leena, oddając się przy tym „gorącej” sprzeczce z mężem. Jednakże, gdy zauważyła dziewczynę, natychmiast spuściła z tonu.
- Witam, pani do Aleksego, czy może w jakiejś sprawie? Jak to drugie, to już właściwie zamykamy – posłała jej sztuczny uśmiech (a przynajmniej według Tanji taki on właśnie był). W odpowiedzi przyznała, iż chodzi o to pierwsze, na co kobieta się pożegnała (bo i nie miała żadnych powodów do tego, by ucinać sobie z nią pogawędkę) i wróciła do sporów z małżonkiem.
- „Nic dziwnego, że próbuje zwrócić na siebie uwagę innych, skoro nie układa się jej z facetem” – mruknęła do siebie, odprowadzając ją z nieukrywaną niechęcią. Nie dość, że ich małżeństwo być może przechodziło kryzys, to do tego mężczyzna wyglądał na sporo od niej starszego… Niedobrze! Takie to dopiero polują na młodszych!  
    Jednakże nie był to koniec rozterek: oto, gdy zwróciła wzrok w przeciwną stronę, przez myśl przeszło jej tylko „O nie!”. Powód? Co prawda, Aleksi skończył już pracę i właśnie doń zmierzał, ale wcale nie sam…
- O, Tanja! Co to, pada? – gdy już podszedł bliżej, zwrócił uwagę na jej wilgotne włosy.
- Dlatego weszłam do środka – posłała mu nieśmiały uśmiech, po czym podeszła bliżej i jak zwykle ucałowała na powitanie. Tym razem było to tym ważniejsze, gdyż obserwował ich Eino, a powinien wiedzieć, że nie ma u niej żadnych szans (może był to szczyt próżności, ale podświadomie obawiała się, iż ten próbuje ją poderwać).
- To jest Eino, pomagał ci wtedy zejść z lodowiska. Pamiętasz, nie? – skinął nań, na co odparła krzywym grymasem, mającym oznaczać twierdzącą odpowiedź – śmiesznie się złożyło, ale tu razem pracujemy – dodał, obdarzając kompana pełnym sympatii spojrzeniem. „Super”! Jeszcze do tego wszystkiego okaże się, że „Aleks” się z nim zaprzyjaźnił… A może to tylko taka paranoja i w rzeczywistości „kolo” nie ma wobec niej żadnych złych zamiarów? Przecież nie jest jakąś „pięknością”, by miał na nią „czyhać” każdy „facet” – gdzie ja trzymam ten głupi łeb? Sorry, ale zapomniałem wyłączyć kompa z zasilania, zaraz wracam – z zamyślenia wyrwały ją niepokojące słowa narzeczonego: o nie, zostanie z Eino sam na sam…
- Spoko jest ten twój gach, nawet się dogadujemy – ledwie Aleksi odszedł, a Kuokkanen podjął się konwersacji. Tego się właśnie obawiała…
- Narzeczony, „gachów” to mają prostytutki – poprawiła, krzyżując ręce na piersi. W odpowiedzi parsknął śmiechem, rzucając tylko „A tam, bez przesady!” – znowu się zdenerwowała… co za brak taktu! – widzę, że nic mu nie mówiłeś, że się już znamy i będziemy razem studiować – mruknęła od niechcenia.
- A tak jakoś – wzruszył ramionami – to kiedy ślub?
    Miała ochotę odpowiedzieć „A co cię to obchodzi?”, lecz tak przecież nie wypadało, mimo że „gość” był strasznie „wkurzający”!
- Na jesień – odparła więc tylko, czując, jak ogarnia ją nieprzyjemna fala gorąca: „natręt” „bezczelnie” przyglądał się jej mokrym włosom, co zaczynało ją peszyć… niechże ten „Aleks” już wróci!  
    A i owszem – nie mógł oderwać wzroku, gdyż w takim „wydaniu” wydawała mu się jeszcze ładniejsza…
- To w takim razie rozpoczniesz studia już jako mężatka – oparł się o ścianę, miast… wracać do pracy, bo, wszak, jego dzień roboczy się jeszcze nie skończył. Co za dziwny przypadek?! Traktowała go tak oschle, że gorzej już chyba nie mogła, a ten dalej swoje! Ze złości aż zacisnęła dłonie w pięści, ale mimo to odrzekła „Mam nadzieję”, po czym wyminęła go i ruszyła w głąb korytarza. A nuż Aleksi wreszcie wróci?! Póki co, obok znowu pojawił się ten „natręt”… - opowiadał mi, że to on był tym prokuratorem, co to mu prawie odstrzelili łeb. Bohater, nie ma to tamto! Pewnie dlatego wychodzisz za niego za mąż?
- Też mi powód! – prychnęła nieprzyjemnie – ale po części tak, bo to przeze mnie go postrzelili – zadarła głowę do góry.
- Co…? – z wrażenia aż przystanął w miejscu, lecz (niestety), nie na dobre, bo zaraz ją dogonił – no nie mów, że to ty jesteś tą babką, co sądziła się z tym czubkiem? – wycelował weń palcem, jakby była jakimś „dziwadłem”.
- Tak, ja. Co, nie widać podobieństwa? – chociaż tego nie chciała, złość na owego „typka” nie chciała trzymać się w ryzach i tym samym raz po raz objawiała się przez ironiczny ton.  
    Eino nie pytał już więcej, gdyż owa informacja zaskoczyła go tak bardzo, iż wręcz zaniemówił (w końcu!). W tym właśnie momencie Aleksi nareszcie opuścił biuro, po czym jak zwykle wzięli się za ręce.
- Co ty na to, jakbyśmy go czasem zaprosili na te nasze spotkania? Właściwie, jest w waszym wieku, na pewno się dogadacie – zaproponował, gdy już zmierzali do wyjścia.
- Cóż… no nie wiem, co na to reszta – wymruczała, raz po raz poprawiając wilgotne włosy. Sama nie wiedziała, co robić: powiedzieć mu, że Eino chyba ją podrywa…? Nie, to za duże słowo, nie zrobił przecież niczego zdrożnego…
- Na pewno się zgodzą, jest spoko – odwrócił się i na pożegnanie kiwnął doń ręką.
- Jutro po pracy. Nie, Al? – odkrzyknął w odpowiedzi, na co ten entuzjastycznie przytaknął. Aż dziw, że nie zdenerwował się na tak „durne” przezwisko… „Aleks” brzmiało o wiele ładniej!
- Co „jutro”? – podchwyciła, marszcząc brwi.
- Idziemy pogadać i przy okazji czegoś się napić.
- Aleks… - popatrzyła „groźnie”.
- Ale nie uchlać, spokojnie! Coś ty taka przewrażliwiona? – wywrócił oczyma – a tak poza tym, to pojutrze idę do lekarza. Może już zezwoli na jazdę? W końcu peugeot znowu się marnuje.
- Jakoś się tego boję, po tym, co ostatnio zrobiłeś… może zapomniałeś, jak się jeździ przez tą przerwę? – mówiąc to, odwróciła się za siebie i natychmiast „nadziała” na spojrzenie Eina. Prędko więc zwróciła się przed siebie, czując, że już się rumieni. To było takie dziwne uczucie… on chyba w istocie coś do niej miał! Ale dlaczego? Przecież była nieprzystępna i „wcale nie ładna”!
- Co ty opowiadasz? – niczego nieświadomy Aleksi w najlepsze tryskał humorem – tego się nie zapomina! Po prostu tamtego dnia za dużo myślałem o sądzie i… - tłumacząc, pchnął drzwi wyjściowe i wreszcie wyszli na zewnątrz.  
    Kuokkanen, miast wejść wreszcie do toalety, wciąż stał w tym samym miejscu, wzrok mając utkwiony w punkcie, w jakim ci zniknęli. Niedobrze, „facet” miał u niej duży „plus” przez to ryzykowanie własnym życiem, więc nawet, jeśli w istocie ją oszukiwał, nie rzuci go tak łatwo… a już na pewno nie z powodu „głupiej” blizny, której „dorobił się” właśnie przez nią! A szkoda, by się przy nim zmarnowała… Była bardzo ładna, nawet, jeśli „ostra, niczym żyletka”! Ale „zmiękczyć” taką… to by była dopiero zabawa!

***

    O ile Tanja martwiła się z powodu Eina i Leeny-„modliszki”, to Kaari była jak najbardziej zadowolona! Otóż, w parę dni po tym, jak spotkała w supermarkecie owego policjanta, natrafiła tam na niego po raz drugi i od tamtej pory widywali się już niemalże regularnie (w tymże sklepie ma się rozumieć). Ba, odtąd chadzała na zakupy już tylko tam! Dzięki „zajmującej konwersacji” wiedziała już, że „stróż prawa” ma na imię Jari i jest rozwiedziony, acz bezdzietny – małżeństwo rozpadło się nie z jego winy, to była żona nie mogła pogodzić się z tym, jaki zawód wykonuje i dlatego też poszukała sobie innego… On bardzo ją kochał i dlatego nie mógł pogodzić się z takim obrotem spraw. Jedynie praca sprawiła, że się nie załamał i jakoś to wszystko zniósł… Jednakże stracił zaufanie do kobiet i to właśnie ona, Kaari, jest tą pierwszą, z którą w ogóle szczerze rozmawia po dłuższej przerwie od damskiego towarzystwa…  
    Jeśli tak popatrzeć na to trzeźwym okiem, to jego opowieść brzmiała, niczym scenariusz jakiegoś „kiepskiego” filmu, nakręconego na podstawie jednej z powieści Danielle Steel… No, ale i takie rzeczy się zdarzają. Tak więc wystarczyło zaledwie kilka spotkań, by Kaari wpadła w stan zauroczenia. Jari był o dwa lata od niej starszym brunetem o „cudnych”, brązowych oczach. Prócz tego był dobrze zbudowany – ani śladu „brzuszka”. Sylwetkę miał w sam raz: ni za chudą, czy zbyt „masywną” – gdyż „wyćwiczony”, jako wykonujący zawód policjanta.  
    Gdy tak rozmyślała o nim w domu, dochodziła do wniosku, że to właśnie o takim typie mężczyzny marzyła!  
    Wreszcie, za którymś takim spotkaniem, wyszedł z propozycją, by „przenieść się” w inne miejsce – to był znak! On myśli tak samo, jak ona, i chciałby to pogłębić! Bez wahania wybrała więc klub… w którym grywali „Fairy Tales”… Owszem, w tym momencie była złośliwa, ale chciała, by Jyrki raz na zawsze przekonał się, iż nie ma u niej najmniejszych szans. Tak więc ustalone: udadzą się tam w sobotę. Póki co, dzisiaj był piątek, więc towarzyszyło jej przyjemne uczucie podekscytowania! Akurat w owym momencie stała w „zakątku T. i A.”, czyli tam, dokąd chadzała siostra i jej narzeczony, i z wyrazem zachwytu w oczach, spoglądała na morze. A właściwie, to malowała przed oczyma obraz Jariego i możliwe scenariusze na jutro… Tym bardziej, że miejsce pobytu sprzyjało marzeniom.  
    No, ale zachodzi pytanie, skąd się tam w ogóle wzięła? Otóż umówili się na seans do kina, ale ponieważ reszta kończyła pracę nieco później, Aleksi zaproponował, iż pokaże jej oraz Tahti „tajemniczy zakątek” – uznał bowiem, że znają się już na tyle, by i one poznały jego „sekret”. Tyle, że jedynie przyrodnia siostra była zachwycona pięknem ukrytej przyrody, Kaari – wiadomo. Dziewczyna zrobiła sobie już kilka zdjęć w tym uroczym miejscu, a teraz… gnębiła brata.
- No, Aleks, no! Zgódź się, będziemy mieć pamiątkową fotkę! – Tanja „nastawała” wraz z nią…
- Jakbyś nie pamiętała, jak wyglądam! – wywracał nerwowo oczyma.
- Zakochani przecież robią sobie wspólne zdjęcia! – Tahti niemalże już tupała nogą w świeżo wyrośniętą trawę.
- O! Najpierw my sobie zrobimy, a potem ty z nią! – Tanja aż klasnęła w ręce, kiwając w kierunku młodszej siostry: ta od razu na to przystała.  
    Owa propozycja zdenerwowała go jeszcze bardziej, bowiem… do tej pory nie zrobił sobie jeszcze ani jednego zdjęcia z „rodziną”, więc było to dziwne uczucie… Sam nie wiedział, czy mógł je zaliczyć do miłych, czy też uciążliwych…? Jednakże nie mógł się dobrze zastanowić, bo Tanja już pociągnęła go za dłoń, po czym usadziła na „ulubionym” pniaku, a sama „wepchnęła się” przed niego. Ponieważ coś tam nerwowo mruczał pod nosem, ani myśląc, by jakoś ustawić się do fotografii, wzięła go za ramiona i tym samym zmusiła, by oplótł ją nimi wokół jej talii. Nim zdążył zaprotestować, docisnęła twarz do jego policzka, wydając przy tym wesoły okrzyk: „Teraz uśmiech, Aleks!”.
- No weź, masz minę, jakby ci zaraz mieli dać zastrzyk! Więcej radości, człowieku, przecież masz przy sobie ukochaną! – komenderowała Tahti – Tanja, połaskocz go, albo co? – dodała z udawanym oburzeniem.
- Dobra, bez przesady! – wreszcie się roześmiał, gdyż, w gruncie rzeczy, cała ta sytuacja wyglądała zabawnie.  
    I Kaari podśmiewała się pod nosem, mimo że przez swoje „rojenia” nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co tam się w ogóle dzieje.
- I świetnie! – oznajmiła po chwili panna Lehtinen – ale byłoby lepiej, gdybyś nie miał tego plastra… nie pasuje do zdjęcia. Zdejmij go i zrobimy jeszcze jedno.
- Nie – wstał tak nagle, iż niewiele brakowało, by Tanja upadła na ziemię – masz to, wystarczy ci. Nie jestem jakąś modelką do pozowania – burknął, zwracając się do nich plecami. Zaskoczone dziewczęta wymieniły między sobą bezradne spojrzenia, po czym zgodnie wybuchły śmiechem: te „męskie humory”!
- Aleks, to nie jest jej zdjęcie, tylko NASZE – poprawiła rozbawiona narzeczona – a poza tym, to Tahti rzeczywiście ma rację. Już trochę czasu minęło od tego wypadku, rana na pewno się zagoiła, więc nie musisz…
- Niczego nie zdejmę, dajcie mi spokój! – na powrót zajął miejsce na pniaku, „wściekle” podpierając brodę rękoma – oho, był to znak, że jest bardzo zły. Młodsza siostra wzruszyła tylko ramionami i w ramach rekompensaty zabrała się za fotografowanie powoli zachodzącego już słońca. Kaari przyłączyła się do niej, więc Tanja uznała, iż to dobry moment, by go trochę „pomęczyć”.
- Co jest? Co cię tak wkurzyło? Przecież to tylko głupie zdjęcie. Nie chcesz mieć pamiątki? A może aż tak ci w niesmak mieć w domu moją gębę? – przykucnęła, zagadując w dość nieudolny sposób…
- Chrzanisz… zresztą, i tak nie o to chodzi – burknął, uporczywie spoglądając gdzieś w bok. Jak się tego mógł spodziewać, zaczęła nalegać, by wyznał, co mu się w takim razie nie podoba… Jak to ona – od zawsze uwielbiała go „wałkować”… On zaś, nigdy nie chciał przyznać, co mu leży na sercu, więc musiała domyślać się sama. I jakże jej to wychodziło! Tak było i tym razem:
- Może chodzi o ten opatrunek? Przecież Tahti nic złego nie powiedziała, kiedyś i tak go zdejmiesz, bo nie będziesz z nim chodził do końca życia, no nie? Nie tylko byłoby to uciążliwe, ale i, jak tak pomyśleć, przez niego ludzie na pewno podejrzewają cię o nie wiadomo co: pewnie rozwalił banię po pijaku, albo trenuje boks – roześmiała się, czym wprawiła go w jeszcze gorszy nastrój.
- Mam gdzieś, co tam sobie myślą! Jakbym chodził bez tego, to by dopiero było gadania! – prychnął odpychająco.
- Teraz to ty chrzanisz. Co ich tam powinno obchodzić, co ci się przydarzyło?
- Sama zaczęłaś! – zmierzył ją „oskarżycielsko”.
- Dobra, źle to powiedziałam, sorry – przewróciła gałkami – miałam na myśli tylko to, że w ten sposób ściągasz na siebie większą uwagę, a przecież tego nie chcesz.
- Jakbyś wiedziała, jak to wygląda, nie dziwiłabyś, że nie chcę tego zdjąć – na powrót utkwił wzrok w niewidzialnym punkcie gdzieś przed sobą.
- To może mi pokażesz?
- A chcesz się zrzygać? – burknął ironicznie.
- Nie przesadzaj… i tak w końcu zobaczę, bo jeśli mamy być razem, to i wspólnie mieszkać, a przecież chyba ściągasz to na noc, nie? Trzeba też zmieniać opatrunek, więc siłą rzeczy… Boisz się czegoś? Chyba nie sądzisz, że jak to zobaczę, tak mi obrzydniesz, że nie będę chciała cię znać? – dociekała, z tego wszystkiego już zasiadłszy na trawie, co mogło skończyć się trudnymi plamami.  
    Towarzyszki, chcąc nie chcąc, podsłuchiwały (wszak, inaczej się nie dało), aż Tahti trąciła Kaari w bok – kroiła się poważna rozmowa, więc nie powinny przeszkadzać. A nuż Aleksi da się przekonać, jeśli ich tu nie będzie? Ruszyły więc do „wyjścia”, w ten sposób zostawiając ich sam na sam.
- Chodź stąd, zamiast chrzanić o jakichś pierdołach – efekt był jednak odwrotny: „Aleks” wykorzystał to jako wybieg. Z Tanją nie było jednak tak łatwo, gdy już się na coś uparła… Ledwie się uniósł, a już pociągnęła go w dół.
- Niech sobie idą, my musimy wyjaśnić to do końca – popatrzyła znacząco.
- Spóźnimy się do kina – warknął zniecierpliwiony.
- To spóźnimy! – uderzyła pięścią w kolano – zdejmij ten plaster.
- Tanja…! – syknął przez zęby.
- Bo ja to zrobię – sięgnęła ku jego czołu, ale oczywiście skrępował jej rękę – nosz, uparciuchu! Przecież to taka mała blizna, nie masz zmasakrowanej twarzy! A nawet, jakby tak było, to i tak miałabym to gdzieś, bo cię kocham i jesteś dla mnie najprzystojniejszy na świecie!
- Tylko tak gadasz, ale jakbym rzeczywiście miał spapraną gębę… - odburknął, mimo że takowe „wyznanie” bardzo mu schlebiło.
- Ale nie masz – pogładziła go po policzku „wolną” dłonią, próbując w ten sposób ułagodzić – no daj, po co to odwlekać?
    Wiedział, że jej nie przegada: i tak zrobi, co będzie chciała, choćby i mieli tu siedzieć do przysłowiowego jutra… Poddał się więc i skrywszy twarz w dłoniach pozwolił, by to ona zerwała opatrunek. Sam nie wiedział, czemu się zasłonił: może wstydził się samego siebie? Może nie chciał widzieć jej reakcji? Wykonywała „zabieg” tak powoli (jej zdaniem tak było lepiej), że zdenerwował się jeszcze bardziej. Chciał mieć to już za sobą, usłyszeć, jak „ohydna” jest blizna, a ta się „guzdrze”!  
    Wreszcie poczuł, że plaster całkowicie odkleił się od skóry – zamarł więc, jakby za posiadanie jakiejkolwiek „skazy” groziła kara śmierci. Oblicze Tanji wykrzywił grymas – nie dlatego, że ów widok ją odrzucił. Nie mogła pogodzić się z tym, że właśnie tak wygląda jej narzeczony – po prostu ogarnął ją żal, iż musiało do tego wszystkiego dojść: był zmuszony tyle przejść z jej powodu. Przecież niewiele brakowało, a Perttu by go zabił… Prędko jednak przetarła oczy (wszak, zdawała sobie sprawę z tego, iż ten nie lubi, gdy płacze), po czym złożyła na jego czole pocałunek. Od razu zabrał ręce, patrząc nań ze zdziwieniem – No i po co to wszystko? Jest trochę brzydka, fakt, ale z biegiem lat jeszcze trochę się wygładzi… trochę może da się zasłonić włosami… - ułożyła je „po staremu”, czyli tak, jak przed zdjęciem plastra. Przez cały ten czas miała jednak taką minę, jakby ze wszystkich sił wstrzymywała się od łez – to wprawiło go w jeszcze gorszy nastrój. „Tam gadanie! Jest źle, przecież to po niej widać!” – nie patrz tak, nie lubię tego twojego „zabójczego” wzroku – parsknęła z wahaniem.
- A ja nie lubię, jak kłamiesz. Powiedz lepiej od razu, że ci to wadzi – odparł tak ponurym tonem, że aż przeszły ją ciarki.
- Co ty bredzisz? – poczuła się urażona – czy ja coś takiego powiedziałam? Mieliśmy być wobec siebie szczerzy, wiec gdyby coś było nie tak, na pewno bym ci powiedziała.
- Niektórych rzeczy po prostu lepiej nie gadać… a czasami nawet się nie wie, że chce się coś wyznać, ale gesty i tak mówią same za siebie. Ty masz ochotę na płacz, więc to znaczy tylko jedno: co oni mu zrobili z gębą?
- Nie, głupku! Jak nie wiesz, o co chodzi, to się lepiej nie odzywaj! – skarciła w niezbyt (przyznać trzeba) miły sposób, by w następstwie mocno się doń przytulić – tylko mi przykro, że z mojego powodu prawie cię ukatrupił. Gdyby nie ja, nie musiałbyś leżeć w szpitalu i nie miałbyś teraz tej głupiej blizny! Przepraszam, że ją przeze mnie masz!
- Przestań, sam tego przecież chciałem – nerwowo wywrócił oczyma, gorączkowo przy tym rozważając, jak powinien się zachować.
- Jesteś kochany! – cofnęła się i zaczęła całować go po całej twarzy.
- Tanja, proszę cię, dość już! Naprawdę! Jeśli chcesz dobrze dla mnie i samej siebie, to w tej chwili przestań – wyrwał się, chwytając ją za nadgarstki.
- Sorry, ale ja cię tak kocham, że muszę ci to okazywać! To silniejsze ode mnie – „wyszczerzyła się” przymilnie, niczym dziecko, które coś spsociło i właśnie usiłuje udobruchać rodzica.
- Od tego wolałbym twierdzącą odpowiedź, może być nawet przed czasem – zmierzył ją znacząco.  
    Natychmiast się speszyła, gdyż owa sugestia przypomniała jej, jak to się „strasznie” uczy być żoną, a właściwie… jak tego nie robi.  
    I znowu wytworzyła się ciężka atmosfera, bowiem prędko odczytał z wyrazu jej twarzy, iż na pewno (a przynajmniej na razie) tego nie zrobi… Tym razem nie mogła jednak dopuścić do kłótni: w końcu zbyt częste osłabiają relacje. Trzeba więc było „odwrócić kota ogonem”, „Aleks” i tak z pewnością jest równie zmęczony ich sprzeczkami, powodowanymi ową kwestią. W takim więc razie sprytnie skierowała rozmowę na inny tor:
- To co, idziemy do nich? Matti i Enni pewnie już czekają pod kinem – w odpowiedzi twierdząco skinął głową, bo cóż innego mógł zrobić? Nim się jednak podniósł (do czego, zresztą, zabierał się, niczym styrany życiem), raz jeszcze cmoknęła go w usta, na co zgromił ją spojrzeniem – to był ostatni raz, naprawdę! – posłała mu niewinny uśmiech.  
    Wstał bez słowa i tym samym role się odwróciły, bo teraz to ona się ociągała. To stąd, że się zamyśliła: chwilami było jej przykro, iż w przeważającej większości to ona wychodzi doń z ciepłymi gestami, zapewnieniami o swym uczuciu… Rozumiała (a przynamniej starała się zrozumieć) dlaczego tak jest, ale była tylko człowiekiem – w dodatku kobietą, która kieruje się przecież emocjami – więc, chcąc, nie chcąc, czasami z tego powodu cierpiała…  
    Gdy się ocknęła, ujrzała przed sobą wyciągniętą dłoń. Pomógł jej wstać, po czym przyciągnął do siebie i teraz to on pocałował ją – Świnio, oszukałeś mnie! A ja się przed tobą płaszczę! – udała obrażoną.
- Bardzo lubię te twoje napady miłości, ale bez przesady. Wiesz, o co chodzi – posłał jej uśmiech, który w sekundę wymazał z jej umysłu negatywne uczucia. Wszak, „różowe okulary”, jakie nosi się w stanie zakochania, wyolbrzymiły ów gest niemalże do rangi słów „kocham cię”.
- Skoro tak… - uśmiechnęła się zadziornie – to jeszcze raz – „nadstawiła” ust.
- Spóźnimy się…! Ale po co ja to mówię? I tak powiesz „to się spóźnimy” – wywrócił oczyma, na co ta parsknęła śmiechem. Zamiast jednak spełnić jej „prośbę”, zapatrzył się weń, głęboko przy tym zamyśliwszy. Szczerze mówiąc, poczuł ulgę, że blizna nie zrobiła na niej prawie żadnego wrażenia. Ba, aż dziw go brał, że w ogóle wciąż z nim jest, bo w końcu inne… I może właśnie dlatego powinien cierpliwie czekać? Bo jest jej to winien? Oby tylko myślała tak, jak on, miała podobne cele… Ale nie, jeszcze nie będzie o to pytał, bo przecież dał jej czas – żebym tylko nie zaczął traktować tego jak coś oczywistego – rzucił już na głos. Tanja roześmiała się na owe słowa, gdyż nie zrozumiała, o co chodzi. Wręcz odebrała je jako żart, mimo że mówił całkiem poważnie – idziemy wreszcie? – spojrzał w kierunku „wyjścia”. Kto wie, może towarzyszki poszły sobie bez nich?
- Na pewno jesteś gotów? Teraz już każdy zobaczy twoją bliznę – popatrzyła pytająco.  
    Wciągnął haust powietrza, powodowany narastającą weń obawą, ale pomimo owego nieznośnego uczucia, znacząco kiwnął głową. Wzięła go więc za dłoń i mocno ścisnęła, chcąc w ten sposób pokazać, iż jest z nim i będzie dodawać mu otuchy. Zaraz potem dołączyli do Kaari i Tahti, które zawzięcie dyskutowały o damsko-męskich relacjach, ale żadna z nich słowem nie wspomniała o szpecącym go „śladzie” – nawet, jeśli miały co do tego swoje własne spostrzeżenia. No, ale przyjaźń polega na tym, że nie liczy się dla nas to, jak kto wygląda, ale jaki jest.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 8992 słów i 50731 znaków.

2 komentarze

 
  • BENO1

    jak zwykle świetne !!! :bravo:

    16 lis 2016

  • jaaa

    cudko<3

    15 lis 2016