A rush of blood to the head cz. 9

Johannes był szczerze zaskoczony: Leena była cała w skowronkach z powodu tego „głupiego” spotkania integracyjnego. Sama też wszystkim się zajęła – zamówiła catering, wybrała odpowiednią jej zdaniem muzykę i osobiście doglądała całego przedsięwzięcia, mimo iż wcale nie musiało jej tam być, bo przecież nie była pracownicą kancelarii. Mąż nie dostrzegał w tym jednak choćby cienia jakichś złych zamiarów (na przykład chęci przypodobania się Kietali), wręcz przeciwnie: skoro miała dobry humor, niech urządza takie spotkania chociażby i codziennie. Osobiście uważał je za „niańczenie” pracowników, ale małżonka przekonała go, iż w wypadku Aleksego jest to bardzo potrzebne, bo w końcu jest po przejściach, a ona niemalże siłą wcisnęła mu propozycję owej pracy…  
    Takowe tłumaczenia zupełnie go uspokoiły, w rezultacie czego nawet nie zastanawiał się nad tym, dlaczego Leena tak często przechodzi obok Kietali, gdy niby to udaje się po wodę, czy jakąś przekąskę… czemu włożyła wydekoltowaną bluzkę i obcisłą spódnicę, sporo sięgającą przed kolana…? A może powodował to ból głowy, jaki towarzyszył mu już od paru godzin?  
    W końcu nie wytrzymał i przeprosiwszy nowego pracownika, oraz jego kompana-„sprzątacza”, udał się do biura. Zaraz potem znalazła się w nim i żona.
- Mam dość, łeb mi pęka… chyba pojadę już do domu. Jestem strasznie zmęczony, ale oni niech się bawią… Jedziesz ze mną? Jak zwykle zostawimy klucz sekretarce albo któremuś z prawników – zwrócił się do „połowicy”.
- Tak raczej nie wypada… Ktoś z nas powinien to nadzorować, w końcu to twoja firma. A skoro ja to wymyśliłam, w takim razie cię zastąpię – odparła tak pośpiesznie, jakby miał w zamiarze przerwać całą „imprezę”.
- No tak, to coś dla ciebie: zawsze lubiłaś się bawić – mruknął, sięgając po teczkę.
- O co ci chodzi? Pracownikom też potrzeba rozrywki, wtedy będą bardziej zadowoleni z pracy i samego pracodawcy. Tak naprawdę wyświadczam ci przysługę – skrzyżowała ręce na piersi, obdarzając go całą serią przedrzeźniających min.
- Czy ja coś mówię? Jak sobie chcesz, ale nie wracaj zbyt późno. To kancelaria prawnicza, a nie całonocna dyskoteka – wyminął ją, żegnając się „zwykłym” „To na razie”, gdyż w ich związku już dawno wymarło coś tak „prozaicznego”, jak całus na pożegnanie. Ba, tak bardzo się do siebie przyzwyczaili, iż traktowali się, jak dwójka dobrych znajomych, miast małżeństwo. Leena nie czuła już potrzeby, by okazywać czułość dużo od siebie starszemu mężczyźnie, zaś on z natury nie umiał wychodzić z inicjatywą, więc nie domagał się takich gestów.  
    Ona w istocie lubiła dobrą zabawę: to pójść gdzieś potańczyć, zjeść coś dobrego na mieście, czy udać na przejażdżkę samochodem. Była w końcu jeszcze młoda, bo cóż to jest te 36 lat, gdy nie ma się na głowie obowiązku w postaci dzieci? Johannes natomiast wolał po pracy zasiąść przed telewizorem i już się stamtąd nie ruszać. Zupełnie, jakby dla niego życie kończyło się po 50-tce…  
    Raikinen inaczej wyobrażała sobie to małżeństwo: ponieważ obydwoje zdecydowali, że nie chcą mieć potomstwa, lecz robić karierę, to w takim razie powinni się i bawić, korzystać z wolnego czasu! Ale nie, bo albo telewizor, bądź praca do domu! To sprawa o kota, skradzioną szynkę, to ktoś się rozwodził… Wiecznie musiał przygotowywać jakąś linię obrony!  
    W rezultacie w ich związek szybko wkradła się nuda, bo, wszak, jak tu pogodzić dwa, tak odmienne charaktery?  
    Szczerze mówiąc, Leenę bardzo ucieszył fakt, iż mąż opuścił spotkanie… Przed pracownikami udała jednak zawiedzioną, niczym „rasowa krętaczka” z „podrzędnej” telenoweli, i czym prędzej „zakręciła się” obok Aleksego, który akurat na tą chwilę samotnie popijał wodę, gdyż Eino zagadywał sekretarkę – tą „od pasjansa”. Żeby uściślić, miała na imię Anja.
- Czemu tak sam tu stoisz? To spotkanie jest przecież specjalnie dla ciebie, żebyś mógł poznać resztę – Raikinen zagaiła z wyjątkowo przymilnym uśmiechem. Kuokkanen od razu dostrzegł kątem oka, iż „szefowa” znowu „krąży” wokół kolegi, więc jego uwaga stała się podzielna.
- Z tamtymi się nie da, żyją w swoim własnym świecie. Nawet teraz kłócą się o jakąś sprawę – Aleksi skinął w kierunku rywalizujących ze sobą prawników.  
    Leena parsknęła śmiechem, a następnie bezczelnie się ku niemu nachyliła. Jego wzrok mimowolnie zawędrował ku jej dekoltowi, bo inaczej się po prostu nie dało. Chyba nawet kobieta by tak zrobiła – był zanadto głęboki! Dla Eino był to jednak sygnał, iż dla Kietali narzeczona wcale nie jest całym światem…
- Pijesz wodę? No co ty? – Leena zajrzała do kubka pracownika – trzeba to prędko zmienić – puściła oczko i zgrabnym krokiem udała się ku pomieszczeniu, w jakim zwykle spożywano śniadanie. Aleksi odprowadził ją wzrokiem, gdyż raz po raz oglądała się za nim, śląc uśmiech. Aż dotąd nie dostrzegał w tym wszystkim żadnego podtekstu, ukrytej zachęty. W jego oczach była zwyczajnie sympatyczna. Zaraz potem wróciła ze zgrzewką piwa i wesołym zawołaniem na ustach: - no, zmotoryzowani! Albo zaryzykujecie, albo będziecie musieli wrócić taksówką! – zupełnie go tym zaskoczyła. Nigdy by nie powiedział, że jest aż tak „wyluzowana”. No proszę, Tanja w życiu by się na coś takiego nie zdobyła – wszak, w jej oczach „głupie” piwo było wręcz „przestępstwem”.  
    Kobieta rozlała już napój po stojących na stoliku szklankach i zaprosiła doń pracowników. Eino od razu łapczywie „rzucił się” na piwo, gdyż już nieraz jeździł po „jednym”, zaś pozostała dwójka, czyli „panowie-prawnicy”, sięgnęła po „drinki”, niczym „rasowa arystokracja” – z wdziękiem i elegancją, jakby popijali szampana, bądź wytrawne wino. Jedynie sekretarka Anja nie skorzystała, stojąc, jak stała, no i Aleksi, który nadal „leniwie” sączył wodę. Leena chwyciła więc w rękę jedną ze szklanek i ruszyła ku niemu – Abstynent? – spytała z tym swoim uśmieszkiem.
- Zazwyczaj nie – spojrzał w kierunku Eina, gdyż właśnie kierował doń jakieś dziwne gesty… Na taką odpowiedź kobieta ponownie parsknęła śmiechem.
- Mam nadzieję, że dzisiaj jest to akurat „Nie” – wyjęła mu z ręki kubeczek z wodą i wetknęła weń szklankę z piwem – napiłabym się z tobą, ale muszę wracać do domu moim samochodem – jak gdyby nigdy nic pociągnęła łyk „jego” wody.  
    Stojąca nieopodal Anja prychnęła pod nosem i udała się do Eino. Szczyt wszystkiego, by podrywała go przy reszcie!  
    Aleksi był tak zdumiony zachowaniem „szefowej”, że zastygł w bezruchu – Nie lubisz piwa? Czy może tylko zazwyczaj? – zaśmiała się więc, nawiązując do jego wcześniejszych słów.
- Nie… to znaczy tak, już piję – prędko zrobił łyk, jakby negatywna odpowiedź miała sprawić jej przykrość.  
    Raikinen parsknęła w duchu. Uwielbiała, gdy „faceci” się przy niej plątali, bo to oznaczało, iż robiła na nich duże wrażenie…
- Początkowo myślałam o winie, ale w końcu pomyślałam sobie, że z piwem będzie bardziej swojsko, bo przecież o to nam właśnie chodzi: jesteśmy prawniczą rodziną – rozejrzała się po reszcie – no, ja tu nie pracuję, fakt, ale jestem żoną prawnika – zatrzymała wzrok na Aleksim, jak zwykle obdarzając go „przyjacielskim” uśmiechem. Dwa rzędy prostych, z pewnością wielokrotnie wybielanych już zębów mogły zrobić wrażenie na niejednym mężczyźnie. Uniósł niedbale ramiona, odwzajemniając się tym samym, po czym mimowolnie zerknął w stronę „smakujących” kolegów-rywali, którzy, o ironio, byli dzisiaj nierozłączni – są nudni, wiem. Może, gdyby byliby trochę młodsi, tworzyliby ciekawsze towarzystwo, a tak? Zobacz, jakich snobów udają – wyszeptała, niemalże zgadując jego myśli. Zaraz potem po pokoju rozszedł się ich głośny śmiech.
- Jaka ona jest bezczelna! Kota nie ma, to myszy harcują, pewnie – zauważyła zdegustowana Anja. Eino od razu spojrzał w kierunku kolegi, gdyż nie musiał dopytywać, o co chodzi koleżance.
- Fakt! Od początku zagięła na niego parol – parsknął śmiechem.
- Pewnie, dla ciebie to zabawne! Cham z niego, bo nie dość, że dostał robotę po znajomości, to jeszcze dobiera się do żony szefa – prychała sekretarka – ty, a może oni już, zanim się tu jeszcze przyjął…? – szepnęła zaintrygowana.
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami – co ty taka cięta? Może tobie też wpadł w oko i dlatego zazdrosna jesteś, że woli starszą od ciebie? – dodał uszczypliwie.
- Weź spadaj! – obruszyła się, po czym spojrzała na zegarek – dobra, ja się zmywam. Późno już trochę, a nie uśmiecha mi się samotny spacer do domu.
- Spoko, odwiozę cię. Co się martwisz? – upił kolejny łyk piwa.
- Po dwóch browarach? No nie wiem… - zmierzyła go z wahaniem.
- Mam mocny łeb, a to już ostatnie. Nie ma się co martwić – puścił oczko.  
    Przystała więc na ów układ, z tego wszystkiego sama sięgając po trunek, gdyż na „przyjęciu” panowały istne nudy. A przynajmniej w jej oczach tak było, bo Kietala zdawał się wyśmienicie bawić w towarzystwie Raikinen. Koledzy-prawnicy byli tak wciągnięci w swój świat, że nawet nie dostrzegali tego rzeczywistego i tylko Kuokkanen (chyba jedyny „słuszny” kompan) poruszał się w rytm muzyki. Zrezygnowana Anja zdecydowała więc, że poprosi go do tańca, skoro tak się rwał…?
    „Przyjęcie” przeciągnęło się o dobrą godzinę i w rezultacie miast trwać do umówionej 19:00, skończyło się grubo po dwudziestej. Jakieś dziesięć minut temu skłóceni panowie rozeszli się w swoje strony i w tymże akurat momencie Eino gorączkowo uciekał przed Aleksim, który z pewnością chciałby, by podwiózł go do domu. „Kolega-Judasz” energicznie ponaglał Anję do wyjścia – wszak, musiał zostawić kolegę sam na sam z Leeną, bo a nuż coś wówczas z tego wyniknie…?  
    Udało się: Kietala wyszedł do toalety, co stworzyło świetną okazję do „zmycia się”. „Szefowa” na próżno szukała go więc po całej kancelarii, by poprosić, aby w poniedziałek był w pracy nieco wcześniej i posprzątał pozostałości po „imprezie” – nic z tego, już go nie było. I Aleksi bardzo się zdziwił, zastając korytarz całkiem pustym.
- Nie przejmuj się tym, Kuokkanen zrobi z tym porządek, bo to w końcu należy do jego obowiązków – usłyszał za plecami. Leena najprawdopodobniej odebrała jego zaciekłą obserwację pustego „holu” jako gdybanie nad pozostawionym „syfem” – nie ma już nikogo, zostaliśmy tylko my. Jak wracasz? – ruszyła ku wieszakowi, na którym powiesiła swój modny, wiosenny płaszczyk w czerwonym kolorze. Najwyraźniej musiała lubić ową barwę.
- Pieszo, albo może załapię się na autobus? – wzruszył ramionami.
- O nie, wracasz ze mną – puściła oczko. Zaczął się wymawiać, iż nie chce robić kłopotu, ale kto wygra z upartym „ofiarodawcą”?  
    Nie minęło pięć minut, a kancelaria była już zamknięta, alarm włączony, zaś oni zmierzali do toyoty „auris” – tej samej, jaką to nie tak dawno temu „zdewastował”.
- Nie ma ani śladu! Który to warsztat? Może go odwiedzę – obejrzał z podziwem tył samochodu, który przecież bardzo ucierpiał w owym wypadku.
- Naprawiał ubezpieczyciel, a z tego, co wiem, ty masz innego – zaśmiała się, otwierając pojazd.
- No tak… gdzie ja mam łeb? To pewnie przez to, że już dawno nie jeździłem. W takim razie daj namiary na tego ubezpieczyciela, przeniosę się do niego.
- Sama nie wiem… jest bardzo drogi, ale jak trochę tu popracujesz, na pewno zarobisz – puściła oczko, zanurzając się w środku.  
    Poszedł za jej przykładem, prychając przy tym w duchu, iż to przecież oczywiste: „masz kasę, jesteś panem i należą ci się zaszczyty, ale jeśli jesteś szarym człowieczkiem”, jak chociażby on, „musisz zadowolić się ochłapem”… i w taki oto sposób zderzak jego peugeota już odróżniał się od reszty „wozu”, bowiem naprawiający nie był tym z „wyższej półki”, do której sięgać mogą już tylko „bogacze”. I pomyśleć, że jeszcze z te pół roku temu zarabiał tyle, iż wystarczyłoby zaledwie kilka wypłat, by wyposażyć się w całkiem nowy samochód.  
    Prędko porzucił jednak rozwodzenie się nad owym, jakże niewygodnym faktem, gdyż jego uwaga skupiła się na kierowcy – Leena radziła sobie w tej roli całkiem dobrze. Do tego pod wpływem siedzącej pozycji jej krótka spódniczka naturalnie podciągnęła się jeszcze wyżej i tym samym „przybrała rozmiar” mini… Starał się więc patrzeć w okno, bo raczej nie wypadało „gapić się” na jej nogi, ale ta wciąż go zagadywała, w rezultacie czego raz po raz odwracał wzrok i mimowolnie ku nim wędrował, bo przecież nie wypadało rozmawiać z oczyma utkwionymi gdzieś w bok (a przynajmniej on był takiego zdania). Z tego wszystkiego do umysłu coraz częściej pukała myśl, jak bardzo jest zgrabna…  
    Lecz oto niespodziewany zwrot akcji: nagle, ni stąd, ni zowąd, przypomniało mu się, jak to niegdyś wracali z Tanją samochodem. To było chyba wtedy, gdy znalazł Aleksa… Również miała wtedy na sobie spódnicę. A jak ją zaciągała, gdy zorientowała się, że na nią patrzy! Tak, narzeczona była taka skromna w porównaniu z Leeną… Albo był to wstyd – jednakże bardzo uroczy, taki… dziewczęcy.  
    Właściwie to, jaki typ kobiet mu się podobał? Wyzywające i pewne siebie, czy też zagubione „skromnisie”? Chyba te drugie, skoro był z Tanją? Nie, tu chyba nie chodziło o wygląd. W niej cenił głównie to, iż znosiła jego trudny charakter, kochała go takim, jakim był i miała w sobie tyle ciepła, którego podświadomie poszukiwał u tej drugiej osoby. Dawała z siebie tyle miłości, więc nic dziwnego, że oczekiwała też czegoś w zamian. Tak, mimo że czasami bywała trudna, miał szczęście, iż ją miał, bo chyba tylko ona posiadała na tyle cierpliwości, by z nim wytrzymać…  
    Nawet nie spostrzegł, kiedy tak bardzo pogrążył się w myślach, iż towarzyszka nie była w stanie do niego dotrzeć. Dopiero lekkie szturchnięcie w ramię sprowadziło go na ziemię. Raikinen właśnie pytała, czy przywiozła go pod właściwy adres. Wyjrzał nieprzytomnie przez okno i natychmiast potwierdził – tak, to tu był jego dom. Uprzejmie się więc pożegnał i zachowując w pamięci szeroki uśmiech „szefowej”, zatrzasnął za sobą drzwi.  
    Gdy tylko zniknął we wnętrzu wysokiego budynku, mina Leeny zrzedła. Inaczej wyobrażała sobie to rozstanie: najchętniej rzuciłaby się na niego (by pocałować, rzecz jasna. Nie była bowiem jakimś dzikim zwierzem), ale czekała na ruch z jego strony, bo nie chciała go spłoszyć. Faktem, fakt, że „facet” i tak, prędzej, czy później, odpowiedziałby na jej „zaloty”, ale właśnie: ona chciała TERAZ! A Kietala mógł zwlekać przez wzgląd na jej męża, może na swoją dziewczynę (w co i tak wątpiła, bo przy takiej „szarej myszce” każdy wybrałby ją – Leenę Raikinen)… Tak, o ile był człowiekiem z zasadami, to tak by właśnie było. Co prawda, nie wierzyła, iż którykolwiek mężczyzna je ma, no, ale ten strach przed utratą pracy…  
    Poczekała jeszcze chwilę w nadziei, że ten może się namyśli i wróci…? Nic bardziej mylnego – odjechała więc z poczuciem pierwszej klęski, ale oby ostatniej…
    Zamknął za sobą drzwi, mając żywo w pamięci obraz Leeny-kierowcy, ale ten szybko się zatarł, gdy rozejrzał się po pustym mieszkaniu. Jakżeby chciał, by z pokoju, może kuchni, wybiegła teraz Tanja i powitała go całusem. No, ale kto powiedział, że wcale nie musi jej tu być? Wystarczy, iż włączy komputer, a potem „skype’a” i wirtualna panna Venerinen w mig zapełni owe kąty swą (wprawdzie nie do końca realną, no, ale jednak) obecnością.  
    Tak więc postanowił zrobić i po „szamotaninie” z krawatem, a następnie „ceremonialnym” porzuceniu „roboczego ubrania” na „słynnym” fotelu, zasiadł przed ekranem laptopa. „Zapukał do drzwi” narzeczonej pod pretekstem opowiedzenia o minionym spotkaniu, lecz spożyte piwo sprawiło, że zebrało mu się na wspomnienia, jak to było, gdy byli jeszcze „rzekomymi” przyjaciółmi, znalazł Aleksa, błąkali się razem po lesie, itd.  
    Tanja była tym szczerze zaskoczona i nawet podejrzliwie marszczyła brwi, ale prędko dała się wciągnąć w wir rozmowy, bo w końcu, kto nie lubi wracać do przeszłości (tej miłej oczywiście)?  
    Z tego wszystkiego skończyło się na „romantycznych wyznaniach”, jakie niechcący podsłuchała Kaari, gdy akurat udawała się do łazienki. Stanęła więc w progu i skrzyżowawszy ręce na piersi, podśmiewała się z siostry, która wyznawała miłość… laptopowi. No, żeby precyzyjniej, to będącemu po drugiej stronie Aleksemu.
- Ciągle jeszcze przechodzicie fazę gruchania? – parsknęła, gdy ta pożegnała się już z narzeczonym.
- Spadaj, podsłuchiwałaś?! – zawołała oburzona.
- Sorry, ale nie domknęłaś drzwi i tak jakoś przypadkiem… zresztą, i tak niczego nowego się nie dowiedziałam – bezczelnie wzruszyła ramionami. Tanja żartobliwie rzuciła weń „jaśkiem” – dobrze masz… - westchnęła, wchodząc w głąb – mam nadzieję, że ja też tak kiedyś będę z… - urwała w pół zdania, gdyż zdała sobie sprawę z tego, iż za dużo mówi. Wszak, póki co, miała w zamiarze nie wyjawiać przed rodziną, że spotyka się z policjantem (a raczej koleguje, bo tu przecież jeszcze nie było mowy o randkach), bo Venerinenowie mieli od dawna wyrobione zdanie na temat „stróżów prawa”. O nie, dopiero, gdy przerodzi się to w coś głębszego (a ma na to ogromną nadzieję), wówczas wyjawi swój sekret.  
    Ciekawska siostra chciała jednak wiedzieć już teraz…
- Z kim? No, dokończ – posłała jej zadziorny uśmiech.
- No… z kimś, jakimś facetem. Każda by przecież chciała, nie? Ale spokojnie, to i tak tylko do czasu. Jak weźmiecie ślub, to wam przejdzie – odparła, uważnie wpatrując się w ikony na pulpicie. Na takie stwierdzenie mina Tanji od razu zrzedła.
- Jak to? Czemu tak…? Przecież dwoje ludzi właśnie do tego dąży: żeby być razem, więc dlaczego, gdy to już się ziści, miałoby się spartolić?! – zawołała zdezorientowana.
- Tanja, to zderzenie z rzeczywistością – „padła” na łóżko, wkładając ręce pod głowę – nagle zaczynają wtedy wychodzić na jaw wszelkie wady tego „cudownego faceta”. On leży na kanapie i w najlepsze ogląda telewizję, zaś ty gotujesz, sprzątasz cały dom… w takim wypadku nie masz ochoty całować go i mówić, jak to go kochasz, tylko wzbiera w tobie chęć, by zdzielić go patelnią! Poza tym pomyśl: po skończonym jedzeniu beka, jak świnia, rzuca po kątach brudne ciuchy, ogląda durnowate mecze, pierdząc przy tym w fotel. Po skończonej robocie zasiada, jako pan i władca za stołem i domaga się żarcia, a jak jeszcze nie ma, to ho, ho! Ile jest narzekania i marudzenia! Ale wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – rzuciła bladej siostrze „złowieszcze” spojrzenie – gdy co wieczora wymawiasz się bólem głowy… - dokończyła ponurym tonem.
- Przestań już, dość! – zasiadła obok, zaciskając dłonie na uszach. Kaari wybuchła gromkim śmiechem.
- O co chodzi? Ja ci tylko zwracam uwagę na to, że ten twój Aleks jest człowiekiem z krwi i kości, a więc rozwydrzonym dzikusem, bo każdy facet takim jest! – z wielkiego ubawu aż przeturlała się po łóżku – no sorry, ale jak chcesz z nim być, to przecież musisz się z tym liczyć – usiadła obok, obejmując ją ramieniem.
- Nie musiałaś aż tak drastycznie – mruknęła, malując przed oczyma „rozwalonego” na sofie „Aleksa”, który całymi dniami tylko ogląda telewizję, popijając przy tym piwo, zaś jego „płaski” (jak dotąd) brzuch ustawicznie rośnie przed niego…
- Daj spokój, są też i śmieszne strony! Na przykład wrzaski i stęki, gdy coś go boli, albo dezynfekuje się po goleniu, czy tam byle jaką ranę. Widziałam kiedyś, jak Matti skakał po tym, jak oblał się „Finlandią”. O, albo jak tak się uchla, że aż wpada pod stół… Albo płacze, bo mu ktoś rysę na karoserii zrobił.
- Mnie to jakoś nie bawi – burknęła pesymistycznie.
- Tanja, no! – trąciła ją w bok – przecież ja się tylko nabijam. No, właściwie, to w większości wszystko to, co powiedziałam, jest prawdą, no, ale… kurczę, jak już jesteście zżyci, jak kumple, to wtedy przeżywacie takie głupoty razem! Wręcz wtórujesz mu w bekaniu, uwalasz się koło niego na kanapie i razem oglądacie durny mecz, a przy odrobinie szczęścia nawet dajesz na inny kanał. Razem też przyrządzacie jedzenie, jak się skaleczy, to możesz go wtedy opatrzyć… a jak mu zrobią rysę, ryczeć razem z nim. Tylko musicie być dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi. Facet musi czuć, że tylko tobie może się zwierzyć ze wszystkiego, możecie coś wspólnie robić bez ględzenia i narzekania.
- I jak mam to niby zrobić? Skąd mam niby wiedzieć, jak się zaprzyjaźnić z facetem?! – niemalże już się rozpłakała.
- Nie wiem… to chyba wychodzi samo z siebie – bezradnie wzruszyła ramionami – ale całować go, czy obejmować możesz przecież zawsze, nie ma na to terminu ważności. I to bez względu na to, czy on tego chce, czy nie. Nieźle, nie? Możesz kogoś molestować i wcale nie iść za to do więzienia.
- Jak ty już coś powiesz – wreszcie się roześmiała, gdyż w istocie to, co powiedziała Kaari, było… cóż, idiotyczne (a przynajmniej moim skromnym zdaniem).
- Przestań się tym przejmować. Narzekamy na nich, wkurzają nas, ale przecież większość z nas bierze sobie do domu takiego strupa, a przy sprzyjających wiatrach… no, może już nie tak często, ale taka parka kocha się przez długie lata i nie może bez siebie żyć. Myślisz, że ja też bym tak nie chciała? Tylko trzeba się zgrać – westchnęła, rysując przed oczyma swoją przyszłość z… być może Jarim? Mimo że sama przed sobą zarzekała się, iż na tym etapie takowe przypuszczenia są grubą przesadą.
- Jakie dajesz szanse mnie i Aleksowi? – zawtórowała jej, mając na myśli, rzecz jasna, swego „wybranka”.
- Nie mogę ci powiedzieć na sto procent, bo różnie bywa, ale sądzę, że po tym, co razem przeszliście, będzie dobrze. Zawsze się przecież dogadujecie, choćby nie wiem, co działo się nie tak. No, rozchmurz się i lepiej popraw w dziedzinie kulinarnej i tak dalej, bo będziecie się o to kłócić – docisnęła ją do siebie, na co siostra niemrawo się uśmiechnęła, głęboko przy tym odetchnąwszy. Jakoś tak w owej chwili widziała wszystko w czarnych barwach… A jak mężczyzna, owszem, może być dobrym przyjacielem, ale do wspólnego życia już się nie nadaje? Co ma więc zrobić, by znaleźć z nim wspólny język?

***

    - Albo włosy w umywalce, okropność! Mam siostrę, to ciągle się po niej kudły z rury wyciągało – Eino, zamiast pracować, wysiadywał sobie w gabinecie Aleksego i narzekał na kobiety – i tylko wiecznie ględzą, że się z nimi nie rozmawia, nie mówi o swoich odczuciach… bla, bla!
- Taa… - kolega przytaknął nieprzytomnie, wpatrzony w blat biurka.
- Dlatego, póki co, jestem sam. Mieszkałem już z taką jedną, to mi tyle krwi napsuła! Codziennie kłóciła się o leżące na podłodze szmaty i ciągle robiła porządki. A jak przyszło gdzieś wyjść… rany! Zawsze się spóźniliśmy, bo przecież trzeba było przewalić całą szafę! A te jej wieczne narzekania, że nie ma się w co ubrać, chociaż ciuchy dosłownie wylewały się z mebli… szlag człowieka trafiał! Też tak masz z Tanją? – spytał zaciekawiony.
- Nie mieszkamy razem – uniósł od niechcenia ramiona.
- Jak to? Myślałem, że to coś poważnego… - bąknął, w duchu mimowolnie się radując. To dobra wiadomość!
- Żeby musiało być nie trzeba od razu razem mieszkać. Tanja zdecydowała, że na razie będziemy się po prostu poznawać, a na jesieni ustalimy datę ślubu, albo co?
- Poznawać? – skrzywił się – co to niby znaczy? Ale chyba ze sobą…? – nim zdążył dokończyć, kolega nerwowo poderwał się z fotela i stanął doń tyłem, wkładając ręce w kieszenie. Domyślał się, o co też Eino chodzi, ale jakoś nie miał ochoty „spowiadać się” ze wszystkiego.
- Zwyczajnie jesteśmy inni. Reszta świata woli się docierać przez wspólne mieszkanie i przy okazji rwanie sobie łbów, zaś my robimy to tak, proste. Im będziemy mocniej związani teraz, tym łatwiej będzie nam później znieść różne wkurzające sytuacje. Poza tym Tanja nie ufa ludziom, musi ich najpierw dobrze poznać… wiesz, o co chodzi, opowiadałem ci w końcu – wyjaśnił, mierząc go kątem oka.
- To jeszcze cię nie poznała? Z tego, co pamiętam, znacie się już przecież prawie dwa lata – dociekał zaintrygowany. Takowa uwaga nieco ugodziła Aleksego, lecz prędko znalazł nań celną ripostę:
- Gdybyś przeszedł coś podobnego do niej, kapowałbyś, o co chodzi, a tak, to wybacz, ale nie bardzo masz do gadania.
- „No proszę, wyrozumiały tatko… tym bardziej ciężki orzech do zgryzienia. Babki przecież takich szukają” – wymruczał w duchu, mierząc towarzysza gniewnym wzrokiem. Był ciekaw, czy w istocie taki jest, czy po prostu udaje…?
- Tu pan jest, panie Kuokkanen. Pan Raikinen wylał kawę na biurko, proszę uprzejmie, by pan poszedł to uprzątnąć, a tym samym wrócił, jak należy, do swoich obowiązków – wtem do biura zajrzała Leena.  
    Od razu stanął na baczność i czym prędzej wybiegł z gabinetu. Bez względu na to, czy „Al” udaje, czy też jest szczery, i tak pozostaje „facetem”, a taki nie oprze się wdziękom atrakcyjnej kobiety… ŻADEN, a przynajmniej nie znał takiego, który by odmówił – Widzę, że się zaprzyjaźniliście – „szefowa”, miast wrócić do męża, ruszyła ku biurku „podwładnego”. Aleksi zdążył już na powrót zająć miejsce po drugiej stronie, lecz rozmowa z kolegą kompletnie pozbawiła go dobrego humoru, w rezultacie czego odpowiedział jej suchym „Tak” i, ot tak, zapatrzył się w ekran laptopa – masz może jakiś problem? – bezczelnie zasiadła na blacie, zakładając przy tym nogę na nogę, mimo że mogła usiąść przecież na krześle.
- Czemu? – bąknął, mimowolnie zerkając na odsłonięte uda. Tego bowiem dnia miała na sobie tą samą spódnicę, co piątkowego wieczora, a więc w takiej pozycji ta „ukróciła się” jeszcze bardziej.
- Bo coś dzisiaj nastrój masz zepsuty… może jakiś problem na forum? – zerknęła ku komputerowi, tym samym eksponując dekolt.  
    Ze zdenerwowania aż przymknął oczy. Nie dość, że Eino go „wkurzył”, to jeszcze teraz ta wychodzi z „nie wiadomo czym”! Cóż miało znaczyć to „siadanie”?!
- Wszystko dobrze, po prostu mam zły dzień – wymruczał, uporczywie wpatrując się w internetową przeglądarkę, choć ta wciąż się nad nim pochylała. Ale, w rzeczy samej, robił to specjalnie: by nie tylko dać jej do zrozumienia, iż nie jest nią zainteresowany (wszak, za „podrywanie” gotowa wyrzucić go z pracy), ale także… by w ten sposób nie rezerwować sobie w umyśle miejsca na jakieś „głupie” myśli. W końcu, „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.  
    Leena była niezadowolona – niestety, ale należał do tych, których nie jest tak łatwo złamać. Ale spokojnie, to przecież „tylko facet”.
- Dobrze, już nie przeszkadzam. Przepraszam za wtrącanie się w nieswoje sprawy, ale zwyczajnie chciałam pomóc – odrzekła słodkim głosikiem, po czym zeszła z biurka, lecz tak zgrabnym ruchem (bo zamierzonym), iż pociągnęła za sobą stos papierów. Te wysypały się pod mebel – och, nie chciałam! Najmocniej przepraszam! – szybko się po nie schyliła, w nadziei, że i on to zrobi… W dziesiątkę! Już „zanurkował” pod blat, mrucząc coś przy tym pod nosem.
- Nie fatyguj się, poradzę sobie – sięgnął drżącymi rękoma po „najdalej wysuniętą” teczkę. Nie, z tej perspektywy jej dekolt był już „przerażający”, wręcz „skandaliczny”!  
    Ponieważ Leena postanowiła użyć starego, jak świat fortelu, również sięgnęła po te same dokumenty i dzięki temu ich dłonie się spotkały. Zaraz potem wyrwała mu teczkę z ręki i położyła na drugiej, śląc przy tym przymilny uśmiech. Zrobił gwałtowny zryw w górę i… z całej siły uderzył głową o dno twardej szuflady. Ta zatrzęsła się w posadach, zaś w jego oczach błysnęły srebrne punkciki.
- Al, wiesz…! – do gabinetu zajrzał Eino i tym samym zastał jakże dziwną sytuację: kolega klęczał z „szefową” pod biurkiem… no proszę! Wiedział, że tak to się właśnie skończy! Już nie może się doczekać, kiedy zda Tanji relację! Koniecznie ze szczegółami!
- Pójdę może po lód. Leci ci krew? – Raikinen z trudem wydostała się spod mebla.
- Nie, tylko boli, jak diabli – skrzywił się, również „wytaczając” zza biurka. Kobieta skinęła głową i czym prędzej wybiegła z pokoju. Ledwie to zrobiła, a Kuokkanen zadziornie gwizdnął.
- Co wyście tam robili? – wszedł w głąb, zacierając przy tym ręce.
- Myliśmy podłogę… - zasiadł w fotelu, nie przestając masować się po obolałej czaszce – pomagała mi pozbierać papiery…
- Taa, bo uwierzę!
- To gratuluję wiary. Nie wkurzaj mnie, bo bania mi nawala…
- Co jest? Jeszcze przed chwilą nie miałeś kaca. A może to ten moralny? – mrugnął zaczepnie… jak gdyby nigdy nic, zasiadając sobie naprzeciwko.
- Na serio ci mówię: nie wnerwiaj mnie, bo… - zmierzył go groźnie.
- Proszę, przyłóż sobie. Może powinieneś się zbadać, a jak to wstrząs mózgu? – Leena, niczym troskliwa mamusia, na powrót „wparowała” do biura z woreczkiem lodu w ręce i już miała mu położyć na głowie, lecz w ostatniej chwili wyrwał go z jej rąk.
- Dziękuję, ale dam sobie radę sam. A tak poza tym, to bez przesady, już miałem taki wstrząs, więc umiem odróżnić – docisnął zimną rzecz do czaszki, mimowolnie wspominając przy tym cios stalową bronią, jaki tamtego dnia zadał mu Perttu. W porównaniu z czymś takim czymże było „zwykłe” uderzenie w drewno…?  
    Krzywiąc się, ile tylko potrafił, uciekł do męskiej toalety, byleby tylko z dala od Raikinen (wszak, tu raczej nie wejdzie). Kto wie? Jeszcze gotowa grać rolę pielęgniarki – do tego mocno wydekoltowanej. Nie spodobało mu się jej dzisiejsze zachowanie. Zupełnie, jakby próbowała go uwieść… Czyżby „stary” mąż aż tak jej doskwierał? O nie, nic z tego! Nie miał zamiaru grać niczyjego „pocieszyciela”, a tym bardziej zamężnej, z pewnością znudzonej kobiety, której „facet” mu „szefował”! Jak tu jednak zrobić, żeby się z nią dzisiaj więcej nie spotkać, skoro do „fajrantu” jeszcze sporo czasu…?
    Jakieś pół godziny później Antti udał się do łazienki za potrzebą, lecz ledwie zamknął za sobą drzwi, a… wybałuszył oczy ze zdziwienia.
- Coś ty, zgłupiał?! – zawołał na widok Aleksego, który… zasiadał sobie na podłodze, natomiast obok stał laptop, na jakim przeglądał internetowe forum.
- Masz do mnie jakąś sprawę? – odparł, jak gdyby nigdy nic.
- Owszem, chcę się normalnie wylać! Wynoś się stąd, pracuje się w biurze!
- Akurat mam dzisiaj taki kaprys – posłał mu wredny uśmiech – jak ci przeszkadzam, to idź do kabiny, chociaż nie wiem, czego się tu wstydzić przy drugim facecie? – wzruszył ramionami, po czym, kompletnie ignorując kolegę, wrócił do komputera.  
    Wściekły Antti mocno pchnął drzwi, prychając przy tym do siebie w duchu, czy aby ten Kietala nie ma jakichś homoseksualnych skłonności, jeśli lubi wysiadywać w takim miejscu, jak męska toaleta…?
    - No nieźle, jak szczyt w Himalajach – śmiała się Tanja, gdy odwiedził ją po pracy i właśnie leżał na łóżku w jej pokoju, składając głowę na jej kolanach. Zasiadała nad nim, uważnie badając stłuczenie.
- Aj, ostrożnie, przecież boli! – wykrzywił się, odpychając jej dłoń.
- Przepraszam, nie chciałam tak mocno, ty niedotykańcu – odgarnęła mu włosy z czoła, po czym dotknęła opuszkami palców blizny. Nie spodobało mu się to, gdyż nie lubił, gdy w jakikolwiek sposób do niej nawiązywała, lecz jednocześnie nie miał teraz ochoty na protesty – jak to się stało, że tak zawaliłeś baniakiem? – znowu się roześmiała, głaszcząc go tak, by nie natrafić na guza.
- Papiery mi spadły pod biurko, więc się schyliłem, żeby je pozbierać i wtedy rąbnąłem się o szufladę – mruknął, pomijając wątek Raikinen, gdyż Tanji z pewnością nie spodobałoby się, iż byli tak blisko siebie. Mimo że cała ta historia była bolesna (a przynajmniej dla niego), narzeczona zaś zaniosła się od śmiechu i w następstwie, by go nieco ułagodzić, pochyliła się i ucałowała go w czoło. Poczuł się dziwnie, znowu ogarnęło go wrażenie, jak niegdyś w parku, jakby ta była jego matką i w ten właśnie sposób okazywała mu rodzicielskie uczucia – skąd ci się to bierze? – wbił weń zaintrygowany wzrok. W odpowiedzi ledwie wypowiedziała „Co?”, gdyż wciąż targały nią nowe „fale rozbawienia” – taka wylewność… ta ciągła ochota, żeby kogoś całować, głaskać i takie tam bzdury – mimo że pytanie było śmieszne, bowiem równie dobrze mógł je zadać przedszkolak, na moment spoważniała.
- No przecież cię kocham i jesteś dla mnie ważny, więc to normalne, że tak robię. Zwłaszcza, jak jesteś dzisiaj biedną kaleką – zakończyła „szczebiotem”, jakby mówiła do małego dziecka, po czym na nowo wybuchła śmiechem.
- Zależy dla kogo normalne – zauważył ponuro – jak cię całe życie głaskali, to jasne, że teraz sama tak robisz…
- Skąd ten pesymizm? Jakiś taki humorzasty dzisiaj jesteś – pochyliła się nieco, śląc mu przedrzeźniające miny – poza tym mówiłam ci, że nauczę cię, jak masz mnie traktować – dodała, już zupełnie poważnie.  
    W odpowiedzi wyciągnął dłoń i nieśmiało sięgnął do jej policzka, lecz w ostatniej chwili się zatrzymał. Chwyciła go jednak za rękę i docisnęła do swojej twarzy. Przyglądał się jej przez chwilę, aż na myśl wróciły wspomnienia sprzed kilku godzin.
- Co byś zrobiła, jakby któraś się do mnie przystawiała? – ani się spostrzegł, jak wypowiedział to na głos.
- A jest tak…? – bąknęła, od razu opuszczając dłoń. Do głowy przyszła jej tylko jedna kobieta: Leena Raikinen.
    Zawahał się. Przecież to tylko jeden wybryk, kto wie, może nawet „szefowa” robiła to nieświadomie? Wszak, tak się trudziła o ten lód, więc i mogła szczerze pragnąć pomóc i przy tych „głupich” papierach, bo w końcu to przez nią spadły. Bez wiarygodnych dowodów nie należy nikogo oczerniać, to raz – tego nauczył się przecież w prokuraturze – a po dwa… po co wywoływać niepotrzebny wybuch zazdrości? Wzniecać podejrzenia? Tanja jeszcze gotowa stracić doń zaufanie i tym samym zacząć kontrolować…
- Spokojnie, zadałaś mi niedawno to samo pytanie, więc się teraz odwdzięczam tym samym – miast się przyznać, obdarzył ją krzywym uśmiechem.
- Bo ci zaraz nabiję drugiego guza! To poważna sprawa! – wzięła się pod boki – ale… no dobra, tak na serio, to nie mam pojęcia, co odpowiedzieć… jestem niedoświadczona, jeśli chodzi o zażartą walkę z jakąś raszplą o mojego faceta. Ale myślę, że na pewno powinnam ci wtedy ufać. Wierzyć, że mimo wszystko mnie z nią nie zdradzisz i zdecydujesz się być jednak ze mną, chociaż jestem taka trudna i potrzebuję czasu… a inne… - urwała w pół zdania, odwracając głowę w drugą stronę.  
    Nagle zdała sobie sprawę z tego (nie po raz pierwszy zresztą), jak „beznadziejną jest kobietą” i tym samym niemalże zebrało się jej na płacz.  
    Uniósł się i zasiadł naprzeciwko niej.
- Tylko nie rycz, nie o to mi chodziło, jak się zapytałem – rzucił nieudolnie, po czym wziął ją pod brodę i zwrócił ku sobie. Od razu się uśmiechnęła (gdyż nie miała zamiaru przed nim łkać), a następnie przysunęła się i objęła go za szyję.
- Ale tego, co mówiłam o zaufaniu i zdradzie nie wycofuję – popatrzyła znacząco, by w następstwie pozwolić się pocałować. Z jednego całusa „narodziło się” całe mnóstwo innych (jak to zwykle bywa), gdy wtem przerwało im głośne chrząknięcie.  
    Gdy spojrzeli w stronę, z której dochodziło, oto w progu pokoju stała pani Krysia. Właśnie wróciła z pracy, więc „zwąchawszy” obecność „wielbiciela córki”, prędko wściubiła nos tam, gdzie była zdecydowanie niepożądana.
- Dzień dobry, Aleksi, ale przykro mi bardzo: tutaj mi takich rzeczy nie robić. Pamiętam cię w tym pokoju, jak jeszcze byłaś dzieckiem i nie życzę sobie, by był świadkiem twojej „dorosłości” – pogroziła palcem.
- Mamo, no wiesz?! Pocałować się nie można?! – zaprotestowała oburzona dziewczyna.
- Od tego się zaczyna i wcale na tym nie kończy – wymierzyła weń znacząco i dając do zrozumienia, że ma na nich zwrócone oko, poszła sobie, nawet nie zamknąwszy drzwi.
- Och, co za wścibska baba! Jestem przecież dorosła, a traktuje mnie, jak jakąś nastolatkę! – warknęła wzburzona Tanja.
- Twoja mama ma trochę racji – parsknął Aleksi – to ja się już chyba zmyję… - dodał „leniwie”, jakby opuszczenie czyjegoś domu wiązało się z takim trudem, iż najchętniej odłożyłoby się go do dalekiej przyszłości.
- Nie idź jeszcze! Chodźmy do pokoju rodziców i zerknijmy sobie na telewizję. Mama… znaczy się ja zrobię jakąś dobrą kawę, albo cappuccino? Pogadamy jeszcze trochę o przyszłości i o innych bzdurach… co ty na to? – objęła go od tyłu za szyję i cmoknęła w policzek.
- A pani Venerinen będzie nam zrzędzić za uchem…? Dobra, czemu nie? – jak zwykle się poddał, gdyż pomimo „groźby ględzenia”, chciał jeszcze trochę pobyć pomiędzy ludźmi, nim wróci do swojej „samotni”. Tu, w rodzinnym domu narzeczonej, czuł się o wiele lepiej, aniżeli u Lehtinenów.
    Pobyt w istocie się udał: Krystyna rzeczywiście z nimi posiedziała, lecz nie „ględziła”, a prowadziła uprzejmą dyskusję. W międzyczasie wpadł Matti, co jeszcze bardziej ożywiło towarzystwo, a Juha, po powrocie z pracy, bardzo ucieszył się z wizyty „przyszłego zięcia”.  
    Dzięki splotowi owych zdarzeń dobry nastrój na powrót „przylgnął” do Aleksego i wręcz w niesmak było mu wracać do siebie – podczas, gdy, jeśli chodziło o pobyt w domu Hanny, z ledwością wytrzymywał tam choćby z dziesięć minut… No, ale jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, to przecież i Venerinenowie staną się częścią jego rodziny.  
    I Tanja myślała o tym samym, gdy wieczorem zasiadła na łóżku z książką w ręku. W chwilę potem do pokoju zajrzała matka.
- Po tym, co tu dzisiaj widziałam, mniemam, że coraz bardziej mu ufasz – zagadnęła zadziornie, po czym przysiadła się do córki.
- Nie musiałaś tego mówić. Dobrze wiesz, żebym się tak nie zachowała – zauważyła, udając obrazę.
- Ale tak nie będzie przecież w nieskończoność – pani Krysia wymierzyła weń znaczący wzrok.
- Wiem. Jak już mówiłam, na jesień coś z tym zrobię… na razie chcę, żebyśmy poznawali się od tej emocjonalnej strony. By najważniejsze było to, jacy oboje jesteśmy wewnątrz, a nie namiętność, bo w końcu ona to nie wszystko… gdy przychodzą problemy, nie załatwia się ich przecież tylko przez łóżko… - wyjaśniła z oczyma utkwionymi w stronicach lektury, gdyż jakoś tak krępowało ją rozmawianie o takich sprawach właśnie z matką.
- To mądre, co mówisz, ale może tak naprawdę… boisz się, że gdybyście postanowili być bliżej, coś by się zepsuło? – no proszę: od dziś, gdy ktoś powie jej, że rodzic zna swoje dziecko na wylot, przyzna takiej osobie rację.
- Może, ale… - nerwowym ruchem założyła włosy za uszy – chcę, żeby to było coś poważnego, na całe życie, a nie żadna tam zabawa… jak trochę zaczeka, to będzie znaczyło, że na serio mu na mnie zależy, a nie… Rany, mamo, a jakbym coś spartoliła? Wtedy mnie zostawi! – zakończyła jękliwie. W odpowiedzi kobieta zasiadła tuż przy niej i objąwszy ramieniem zaczęła głaskać po głowie.
- Myślę, że jeśli będzie tak, jak o nim mówisz, raczej tak się nie stanie… w końcu obronił cię przed tym draniem, no, ale… wiesz co? Moim zdaniem on chyba nie jest za bardzo dla ciebie – rzekła w zamyśleniu. Tanję natychmiast zmroziło: włączył się naturalny „agresor”, jaki uruchamiał się za każdym razem, gdy tylko rodzicielka wychodziła z jakimś zarzutem przeciwko „Aleksowi”. Postanowiła jednak się powstrzymać i wpierw wysłuchać jej ewentualnych pretensji, zanim zaatakuje. A nuż to wcale nic poważnego? – wiem, jaka jesteś, a on wychował się w końcu w domu dziecka… - ostrożnie ważyła słowa, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż drażni córkę.  
    Siłą rzeczy Krystyna dowiedziała się o pochodzeniu jej narzeczonego, bowiem, skoro para tak bardzo zarzekała się, iż w ich wypadku uczucie jest sprawą poważną, Aleksi musiał co nieco o sobie opowiedzieć i tym samym jego sekret wyszedł na jaw (rzecz jasna, bez wzmianki o ojcu-gwałcicielu) – Jesteś taka delikatna… potrzebujesz opiekuna, a on nie ma pojęcia, co to w ogóle znaczy, bo jego nikt nie otaczał troską – objaśniała najspokojniej, jak umiała.
- Mamo, przesadzasz! – przewróciła oczyma – nie rozlecę się przecież… poza tym mam czas, żeby mu pokazać, czego potrzebuję i nauczyć go postępowania ze mną. Jeśli mu to będzie odpowiadać, zostanie ze mną.
- Nie zmienisz go, choćbyś nie wiem, jak bardzo chciała. Co tam, potem może stać się nawet gorszy.
- Nie mam zamiaru go zmieniać, tylko UCZYĆ, a to różnica – podkreśliła z nutką oburzenia.
- A to się nie wiąże ze zmianami? Poza tym nie zrobisz niczego na siłę – matka pokiwała głową.
- Nie zmuszam go do tego. Zgadza się z tym, bo chce być taki, jak inni, a nie, żeby ciągle doczepiali mu etykietkę wychowanka domu dziecka. Postaw się na jego miejscu. To, że nie miał rodziny oznacza, iż do końca życia ma być sam? Może właśnie ktoś taki, jak on, powinien mieć swoją rodzinę? Zwłaszcza, że starał się wyjść na ludzi, chociaż większość takich, jak on, źle kończy.
- Nie mówię, że jest zły, czy coś. Ale ty jesteś taka wrażliwa… Wszystko spadnie wówczas na ciebie. Ty będziesz musiała dbać o uczucie w tym związku, a on ciągle będzie od ciebie brał, ale nie dawał nic w zamian i w końcu wyczerpią ci się baterie. Będziesz sfrustrowana, że się starasz, ale jak grochem o ścianę! W końcu go znienawidzisz za to, że cię wykorzystuje. Ja ci to mówię – Krystyna dobrze wiedziała, iż swoimi słowami wyrządza córce przykrość, ale robiła to, ponieważ ją kochała, a kogo darzymy miłością, temu mówimy prawdę – dla jego własnego dobra.  
    Tanja w istocie miała nieciekawą minę: wyrażała ona gniew, ale i zwątpienie. Sama wielokrotnie się nad tym wszystkim zastanawiała i również pytała samą siebie, czy temu podoła? Wszak, w związku wsparcie, jak i uczucia, powinny być po obu stronach… Ale nie, „Aleks” ją przecież kocha, choć może sam nie potrafi się do tego przed sobą przyznać! Ile jeszcze będzie musiała to sobie powtarzać?!
- I co, mam go rzucić, bo boję się, że nie sprawdzi się jako facet dla mnie? A który w ogóle byłby odpowiedni? – burknęła z goryczą.
- Przecież tego nie mówię – rodzicielka ucałowała ją w głowę, próbując w ten sposób ułagodzić – i tak byś tego nie zrobiła, bo jesteś tak zakochana, że całkowicie przytłumił ci się zdrowy rozsądek… tylko cię ostrzegam, i tak zrobisz, jak zechcesz. Osobiście nic do niego nie mam… to sympatyczny człowiek, odpowiedzialny, myślę, że na swój sposób dojrzały… no i uratował ci życie. Dobra, ja tylko wyraziłam swoje zdanie, ale oczywiście życzę ci, jak najlepiej, dlatego tak zrzędzę – puściła oczko, na co Tanja parsknęła wymuszonym śmiechem. Jak tu mieć dobry humor, skoro nagle roztoczyła się przed nią perspektywa nieprzespanej nocy?  
    Wszak sen skutecznie odpędzą kolejne rozważania na temat przyszłości. Rozwodzenie się nad myślą, czy, gdy nadejdzie jesień, ma rzucić mu się na szyję i powiedzieć, iż już dość czekania, oto oddaje mu swoje życie? A może oznajmić, że nie jest gotowa, więc niech sobie lepiej szuka innej…? Tak, będzie nad tym gdybać, rozdarta we dwie, różne strony, lecz, gdy nadejdzie jutro, i w istocie przed nim stanie, wszystko odejdzie w zapomnienie – najważniejsze będzie tu i teraz. Nieważnym będzie, czy stworzą kiedyś szczęśliwy związek, czy też będą się ciągle kłócić – w tym momencie najistotniejsze będzie dlań to, iż znowu może z nim przebywać, choćby i nawet miał ją w jakiś sposób „wkurzyć”.

    Rozdział 8

    Aleksi jeszcze o tym nie wiedział (bo nikt przecież nie potrafi wnikać w swą przyszłość), ale w pracy czekały go trudne chwile… Leena rozpoczęła swój marsz na drodze do zdobycia go, niczym trofeum, i nie miała zamiaru zwalniać tempa. Od początku spodobał się jej, jako mężczyzna, a po bliższym poznaniu go uznała też, że będzie świetnym towarzyszem do spędzania wolnego czasu, jakiego nie chciał poświęcać jej mąż. Tak… Kuokkanen był zdecydowanie za młody, ale Kietala… w sam raz!  
    Zaczęła więc od częstych propozycji podwiezienia go do domu, na które początkowo odmawiał (z pewnością spłoszony incydentem z papierami), lecz z czasem przytakiwał bez namysłu (wszak, ludzie są zmienni i szybko zapominają). Aż wreszcie, któregoś pięknego dlań dnia, przyjechał do pracy swoim własnym peugeotem!  
    I znowu była okazja do ucięcia sobie pogawędki: zagaiła, jak się jeździ po naprawie, ile ów samochód ma lat i takie tam sprawy kierowców. Aleksi prędko dał się wciągnąć w dyskusję, bo chyba prawie każdy mężczyzna lubi rozmawiać o czterech kółkach (a przynajmniej ten, który jest posiadaczem „wozu”). Dzięki temu się udało: Kietala zaczął jej na nowo ufać. Póki co, ograniczała się „tylko” do „kręcenia siedzeniem”, miast zasiadania na biurku, jak zawsze posyłała uśmiechy i czasem, „zupełnie przypadkowo”, po coś się schylała akurat wtedy, gdy on był obok.  
    Gdy zaś nadeszło lato, toż to był dla niej raj! Dopiero teraz mogła się „obnażać”, ile tylko chciała, bowiem moda wyszła jej naprzeciw, proponując to obcisłe, acz wydekoltowane bluzki, bądź zwiewne, ale również eksponujące ramiona tuniki. Odsłaniała je więc, ile tylko mogła, wpadając do kancelarii pod byle pretekstem.  
    W rezultacie pomiędzy pracownikami rozeszły się plotki na temat tego, co, czy też KTO jest tego powodem, ale żadna z nich, rzecz jasna, nie dotarła do uszu Johannesa, czy tym bardziej Aleksego… Jednakże ten drugi odczuł ich skutki na własnej skórze: Anja była nierozmowna, natomiast koledzy-rywale patrzyli nań wilkiem. Dzięki temu nie czuł się dobrze w miejscu pracy, ale miast się załamać, wykorzystał ów fakt do tego, by zacieśnić więź przyjaźni z Eino, bowiem tylko on zdawał się być mu tam przychylny.  
    Z kolei sam Kuokkanen był niezadowolony, iż niby tak dobrze zaczęło się z Leeną (miał tu na myśli „biurkową aferę”) i nagle tak „brutalnie” stanęło w miejscu… Jednakże, jak się miało okazać, do czasu.
    Tegoż akurat dnia – a był on dniem wypłaty w kancelarii Raikinena – Leena w ogóle nie pojawiła się w biurze. Wynikało to stąd, że miała nowych klientów, którymi musiała się przecież zająć. Było już po 15:00, lecz ona wciąż „buszowała” po centrum handlowym w poszukiwaniu materiałów, jakie mogłaby polecić swoim zainteresowanym.  
    Wtem, gdy akurat nieco zboczyła z kursu i tym samym przeglądała ubrania w sklepie odzieżowym, miast dokonywać oględzin w drogerii, tuż naprzeciwko śmignęła jej znajoma sylwetka. Prędko porzuciła wieszak z modnymi bluzkami i potykając się w wysokich obcasach wybiegła na „hol”: tak, to był on, Aleksi. Właśnie wstępował do… jubilera. Niedobrze, pewnie chce kupić pierścionek zaręczynowy dla tej „młodej”!  
    W mig wymyśliła jakąś wymówkę i poprawiając fryzurę, ruszyła do tego samego, co on, punktu.
    Leena w jednym miała rację: owszem, Aleksi miał w zamiarze podarować Tanji pierścionek, ale jeszcze nie teraz – wszak, miał czekać do jesieni, a takowy prezent byłby jakby sugestią, ponagleniem… Ponieważ jednak chciał jej coś kupić na wypłatę, postanowił, że będzie to łańcuszek. Nigdy żadnego nie nosiła, a teraz, latem, gdy nie musiała się „opatulać” szalami, takowa biżuteria z pewnością doda jej uroku.  
    Właśnie je przeglądał, przytupując sobie do rytmu, gdyż w lokalu rozlegały się dźwięki „nowej”, acz już od jakiegoś czasu obecnej w Internecie, piosenki pod tytułem „Wonderful life”. W takim momencie zgadzał się z wokalistą: życie było cudowne, choć… trochę kłopotliwe, bo ni w ząb nie miał pojęcia, które „cudeńko” wybrać? Srebrny, czy złoty? Z serduszkiem? Nie, to już „przejedzone”… Może ze zwierzątkiem? Wystarczy, że dał jej Aleksa… To może kamień szlachetny, miast „świecidełka”? Tak, to dobry trop!  
    Cieszył się jednak tylko przez jakąś minutę, bowiem, zgodnie z tropem, sprzedawca podsunął mu całą paletę różnokolorowych kamieni we wszelakiej maści otoczce: od złotej, przez srebrną po brąz – niczym medale olimpijskie. I jak tu teraz trafić w gust Tanji…?  
- Aleksi, cześć! Co za zbieg okoliczności – wtem, tuż obok, stanęła Leena. Przywitał ją z szerokim uśmiechem – spadła mu z nieba! Właśnie tego teraz potrzebuje: kobiecej ręki – myślę o nowym pierścionku i dlatego zajrzałam… kto by pomyślał, że cię tu spotkam? Wybierasz coś dla dziewczyny? – tłumaczyła się, niczym zbrodniarz, jaki w ten sposób stara się zataić swe podłe występki. Jego i tak nie za bardzo obchodziło, jakim cudem w tak wielkim mieście znaleźli się jednocześnie w tym samym miejscu i do tego o jednakowej porze.
- Tak, chciałbym jej kupić wisiorek, ale kompletnie się na tym nie znam… tyle tu tego jest, że można stracić głowę! – rozłożył bezradnie ręce. Głupio było mu prosić o pomoc, ale ponieważ już trochę znał Raikinen wierzył, że ta sama się zaofiaruje.  
    Trafił w samo sedno: kobieta wypytała, jak też ma wyglądać prezent, po czym uważnie przyjrzała się całej gamie różnorakich „okazów”. W rezultacie nie minęła minuta, a już zaczęła doradzać – „może żółty…? O, czerwony, to kolor miłości. Albo nie… błękitny! Ale to zimny kolor…”
- Wiem! Najlepiej będzie, jak przymierzę, wtedy będzie nam łatwiej zorientować się, który będzie najlepiej pasował – zaproponowała po chwili, uważnie wpatrując się w sprzedawcę, czy aby w ogóle zezwoli na taką ewentualność? Mężczyzna od razu podsunął jej „biżuterię”, z pewnością ciekaw, jak „ozdoby” będą wyglądać na tej długiej szyi w połączeniu z głębokim dekoltem…  
    Sprytna Leena zaczęła więc przebierać w kamieniach, niczym w modnych ciuszkach. Co rusz przytykała do siebie coraz to nowsze okazy, „teatralnie” odgarniając przy tym włosy, na co obaj panowie byli weń wpatrzeni, niczym w obrazek. Aleksi odchrząkiwał co chwila, to znów masował się po karku, raz po raz spoglądając na towarzysza za ladą, lecz ten kręcił głową na znak, iż klientka powinna jednak jeszcze trochę przymierzyć.  
    Wreszcie „dama” sięgnęła po niewielki, zielony onyks o owalnym kształcie. Miejscami kamień poprzecinany był przez białe pasemka, zaś z wierzchu powleczony cienkimi, srebrnymi niteczkami, jakie łączyły się z takim też łańcuszkiem. Gdy tylko wisiorek zawisł na jej szyi, Aleksi wykrzyknął:
- To jest to! Będzie pasował do jej oczu – niemalże klasnął w ręce, choć sprzedawca pokręcił nosem. Nie… może przecież jeszcze tyle przymierzyć!  
    I sama Leena nie była przekonana, co do takiego wyboru, ale i tak, to Kietala dokonywał zakupu. Uśmiechnęła się więc, demonstrując w ten sposób radość z tego, iż mogła pomóc, po czym… specjalnie rozluźniła palce i tym samym ozdoba „zanurkowała” pod jej bluzkę…
- Och, przepraszam! Wyślizgnęło mi się, zaraz wyciągnę! – włożyła rękę za ubranie, gdyż biżuteria musiała zatrzymać się na gumce, jaka okalała biodra. Na ów widok Aleksi zaniósł się od kaszlu, natomiast „jubiler” wychylił zza lady z pytaniem, czy aby nie potrzebuje pomocy? Onyks był jednak tak „sprytny”, że „wydostał się” z „więzienia” bez niczyjego wsparcia i tym samym upadł na podłogę. Tym razem Aleksi nie miał zamiaru się schylać (wciąż miał żywo w pamięci wypadek z szufladą), więc Raikinen „obsłużyła się” sama i już po chwili sprzedawca zapakowywał nowo zakupiony prezent – niezdara ze mnie. Mogłam go stłuc, albo porysować! A drugiego takiego już tu chyba nie mają – biadała w tym czasie „pomocnica”.
- Spokojnie, wygląda mi na trwały – mruknął towarzysz, intensywnie wpatrując się w pozostałe kamienie, gdyż uznał, iż już dość napatrzył się na „szefową”.
- Jakie to romantyczne: „będzie pasować do jej oczu” – westchnęła, opierając się o ladę – musisz ją bardzo kochać, skoro robisz takie prezenty – zerknęła nań kątem oka, od niechcenia obracając w palcach bursztyn w miodowym odcieniu. Aleksi nic na to nie odparł, bowiem… wstyd mu było zwierzać się do niej z takich rzeczy. Leena odebrała to jednak jako sygnał: sam nie jest tego do końca pewien… - niech pan jeszcze nie chowa, może i ja coś kupię? – zwróciła się do sprzedawcy, gdy już przyjął zapłatę od znajomego. Mężczyźnie aż się oczy zaświeciły, gdyż to oznaczało, iż znów będzie świadkiem przymierzania.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 9754 słów i 55444 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik SzalonaaJaa

    Opowiadanie świetne ! :)  
    Dodasz dzisiaj następna część ? ;)

    18 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    w takim razie aż się boję dawać dalej... Aleks, to moja ukochana postać <3 ze wszystkich facetów, których stworzyłam, ale niestety postanowiłam go trochę pomęczyć...

    18 lis 2016

  • Użytkownik nomatterwho333

    Tak mi szkoda Aleksiego :/
    Proszę, nie rób mu już więcej takich przykrości xd

    18 lis 2016

  • Użytkownik BENO1

    komplikujesz im życie, szkoda mi Aleksiego .

    18 lis 2016