A rush of blood to the head cz. 13

Rozdział 11

    Począwszy od wtorku sielanka (przynajmniej ta w ich wzajemnych relacjach) potrwała do… czwartku. Wieczorem spotkali się w swoim ulubionym „składzie” czyli Tanja, Aleksi, Kaari, Matti i Enni, ze specjalnymi względami dla Eino, którego z uwagi na „Aleksa” chętnie przyjęto do grona. Kaari z przyjemnością widziałaby tu Jariego, ale uznała, że jeszcze na to za wcześnie. Jyrki? Nie, jednak nie… iść razem do pracy, czy wracać z niej, to i owszem, ale jakieś towarzyskie wypady… nie, nie była na to gotowa i chyba nigdy nie będzie… Tahti z kolei także bardzo chciała tu być, lecz traf chciał, że tego akurat dnia umówiła się z przyjaciółkami do kina. Tak więc zebrane towarzystwo znajdowało się w jednym z klubów, gdzie grali w bilard.  
    Tanja była bardzo zniesmaczona, bowiem Enni „zdradziła ją” i „bezczelnie” gawędziła sobie z Eino, jak gdyby nigdy nic. Jakby już zapomniała o tym, że ta go nie znosi przez wzgląd na prawdopodobne „dostawianie się” do niej! Co tam, żartowała z nim, droczyła się i nawet wyrywała mu kij, żartobliwie przy tym szturchając, zupełnie jakby znali się już nie wiadomo ile! Natomiast Kuokkanen w obecności Aleksego ani gestem nie zdradził się, jakoby był zainteresowany panną Venerinen. Wręcz przeciwnie – całą swoją uwagę poświęcał właśnie Enni, od czasu do czasu zagadując Mattiego, bądź on jego.  
    Tak więc wszyscy zdawali się dobrze bawić, gdyż nawet Tanja zapominała o „niesubordynacji” ze strony przyjaciółki, ilekroć znalazła się blisko Aleksego. Było jej bardzo miło, gdy pokazywał jej, jak wygodniej trzymać kij, bądź w którą bilę powinna teraz uderzyć – było zupełnie inaczej, niż wtedy na lodowisku, bo „Aleks” skupiał na niej swoją uwagę. Uśmiechała się więc do niego i trzymała jak najbliżej jego boku, by w ten sposób jeszcze mocniej zasugerować Eino, jak mocne więzy łączą ją z narzeczonym.  
    Ten jednak zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi.  
    Jeśli zaś chodziło o Aleksego, to w istocie w owym towarzystwie (zwłaszcza, gdy rozpoczęli „zaciekły bój”: kobiety kontra mężczyźni, bo akurat było po równo) zapomniał chociaż na ten moment o ciężkim dniu w pracy. O kłótni z Anttim, który z samego rana udał się do sądu na rozprawę i już nie wrócił potem do kancelarii, mimo że było to jego obowiązkiem. O przypadkowo zasłyszanej rozmowie pomiędzy Anją, a Arri-Pekką, gdzie ta pierwsza mówiła, iż „jak nic, to właśnie Raikinen namówiła szefa do tego, by mianował go na takie stanowisko”. I wreszcie samej niej – Leenie, która raz po raz przywoływała go do siebie pod byle pretekstem: a to, by zawiesił obraz na ścianie, przesunął z Kuokkanenem biurko męża, wkręcił żarówkę, itd.  
    Odpowiadał na owe „apele” z wyraźną niechęcią, lecz posłusznie stawiał się do dyspozycji, by nie wzbudzać podejrzeń wśród, i tak już mocno „podminowanych” współpracowników. Gdyby jednak wiedział, że osiąga skutek zupełnie odwrotny do zamierzonego (chociażby te biurowe plotki), z pewnością reagowałby inaczej. Tak, dla nich ten awans był „gwoździem do prawniczej trumny” Kietali, więc postanowili zrobić wszystko, by mu nieco obrzydzić pracę (a przynajmniej ta męska część podwładnych).  
    No, ale właśnie: w tym momencie to wszystko nie istniało, było jakby obejrzanym, i to już dawno temu, filmem. Nie działo się w rzeczywistości, mimo że za kilka godzin znowu będzie musiał tam wrócić i tym samym od nowa „użerać się” z Raikinen i „przemiłymi” kolegami. Ale to dopiero jutro, teraz chce i wręcz musi korzystać z przyjemnych chwil! Dlatego nawet śmiał się z resztą i żartował, co jak najbardziej cieszyło Tanję - „Aleks” znowu był sobą!  
    Niestety, lecz po półtorej godziny przedniej zabawy poczuł w kieszeni, iż wyciszony telefon wibruje. Trwało to krótko, a więc nadszedł sms. Przewrócił oczyma – z pewnością to znowu ta „wariatka”… W takim razie nawet nie zerknie, czy ma rację, gdyż aż niedobrze mu się robiło od tych wszystkich, jakże żałosnych „wyznań”…  
    Po jakiejś minucie w umyśle zapaliła się jednak czerwona lampka: a nuż to Tahti, która już zakończyła seans i właśnie pyta, czy jeszcze są w klubie, bo chciałaby do nich dołączyć? Besztając się więc w duchu, iż zapewne nie ma racji i dzięki temu znowu będzie musiał czytać te „wariackie brednie”, sięgnął po telefon i jakież zdziwienie go ogarnęło – to Johannes wysłał doń ową wiadomość, a brzmiała ona tak: „Zostawiłem w kancelarii ważne dokumenty, które są mi bardzo potrzebne na jutro, ale nie ma mnie w tej chwili w mieście. Mógłbym pana prosić, by pojechał po nie i przekazał mojej żonie? Byłbym bardzo zobowiązany, bo tylko do pana mam zaufanie. Prosiłbym o czerwony segregator, który stoi na regale, tuż za biurkiem”. No proszę, co za dokładne wytyczne… Przedostatnie zdanie brzmiało wręcz, jak ukryty rozkaz, aniżeli prośba.  
    Wpatrywał się przez chwilę w wyświetlacz, a następnie na resztę. Trudno, będzie musiał się na chwilę oderwać od zabawy… ale na pewno szybko to załatwi, w końcu dane miał podane, niczym na talerzu.  
    Tanja uważnie go obserwowała od momentu, w jakim to zerknął na telefon, i już więcej się nie uśmiechnęła, mimo że towarzysze obok opowiadali dowcipy. Nie dość, że skręcała ją ciekawość, od kogóż to dostał wiadomość, to jeszcze do tego miała wrażenie, iż zaraz oznajmi, że musi wyjść, bo nawet odłożył kij…
- Muszę się na chwilę urwać… ale zaraz wrócę – acha, ona to miała nosa! Niestety… Na takie słowa reszta od razu wydała z siebie jękliwe „Czemu?!” – szef coś tam zostawił w biurze i muszę mu po to pojechać. Ale spokojnie, długo to nie potrwa, mam przecież samochód – zapewnił, ruszając po cienką kurtkę, jaką pozostawił na krześle z racji tego, iż wieczory bywały chłodne pomimo letniej pory.
- Jedź z nim, będzie mu raźniej! – Enni trąciła Tanję w bok, aż z tego wszystkiego doznała nagłego olśnienia, mimo że zazwyczaj nie lubiła się „wpychać”. Tutaj jednak jakiś złośliwy chochlik podpowiadał jej, że po prostu musi, bo a nuż tu wcale nie chodzi o szefa…? Ale nie, przecież jej to wyjaśnił, powinna mu wierzyć!  
    Walczyła sama ze sobą, ale i tak poniosła klęskę:
- Może z tobą pojechać? Zawsze to lepiej z kimś, niż samemu się tam szwendać – udała się za nim.
- Daj spokój, to naprawdę będzie raz, dwa! Zostawisz grę? Sam bym się chętnie wymigał, ale wiesz, kierownicze stanowisko! – wywrócił znacząco oczyma, po czym roześmiał się – możesz patrzeć na zegarek, z 10 minut mnie nie będzie – niemalże uniósł dłoń w górę, byleby tylko dodać wagi swoim słowom. Tanja poczuła się zawiedziona, ale mimo to nie próbowała dalej, gdyż obawiała się, że w końcu posądzi ją o brak zaufania, a tego, wszak, bardzo u niej nie lubił…  
    Tak więc Aleksi upewnił się, że wziął ze sobą klucze od kancelarii i pożegnawszy się z resztą, wyszedł.
- To co? Czekamy na niego, czy…? – zaczęła Kaari.
- Daj spokój! Ogramy go za ten czas! – parsknął na to Matti i dzięki temu rozgorzała zabawna dyskusja na temat tego, jaki to z „Aleksa piesek na posyłki”, jego „wpadek”, gry w bilard, itd, bo w końcu najlepiej rozmawia się o kimś, kogo między nami nie ma…  
    Za podpowiedzią Tanja w istocie zerknęła na zegarek w komórce, by przekonać się, czy rzeczywiście będzie tak, jak się zarzekał. Bynajmniej nie dlatego, iż mu nie wierzyła… po prostu chciała, by wrócił jak najszybciej, bo bez niego to już nie było to samo.
    Pod kancelarią znalazł się w jakieś pięć minut później, bowiem o tej porze na mieście nie było korków. Bardzo się śpieszył, gdyż jak najprędzej chciał mieć to za sobą – zwłaszcza spotkanie z Raikinen, której musiał pozostawić ów segregator… Gdzie tam, przed oczyma miał jedynie ten „głupi” czerwony kolor, byleby tylko nie zapomnieć, po co tu przyszedł i tym samym nie tracić czasu na odszukiwanie wiadomości.  
    Wieczorną porą kancelaria zdawała się być jeszcze bardziej nieprzyjazna. Na korytarzu było zupełnie ciemno, bowiem nie było okien. Po omacku odszukał kontakt, gdyż chyba jeszcze nigdy dotąd go nie zapalał, po czym ruszył do biura szefa. Tutaj nie potrzeba było światła, gdyż gabinet doskonale oświetlała uliczna lampa. Dziwne tylko, że Raikinen nie zamknął go na klucz… Co prawda, cały budynek był dobrze zabezpieczony, ale jego zdaniem można było robić jeszcze o ten kroczek dalej i dla pewności zamykać i tu… a zresztą, to i tak nie jego „włości”!  
    Czerwony segregator… Mruczał w duchu, uważnie lustrując wskazany w sms’ie regał, ale co się napatrzył, a takowego tam nie uświadczył! Chyba jednak będzie musiał zapalić światło… Z ową myślą zwrócił się więc przed siebie, a wówczas jego serce zamarło. Oto pod drzwiami stała Leena, posyłając mu bezczelne uśmieszki.  
- Skąd ty tu…? – wybąkał zdezorientowany.
- Teraz już mi się nie wywiniesz – posłała mu całusa na odległość, po czym zamknęła drzwi na klucz.
- Co robisz?! Oddaj mi to! – od razu ruszył ku niej, wyciągając przed siebie ramię.
- Z chęcią, ale sam musisz go sobie zabrać – parsknęła wrednie i wrzuciła przedmiot za mocno wyeksponowany dekolt w obcisłej, czerwonej bluzce…  
    Krew w nim zawrzała, jak mógł tak dać się nabrać?! To z pewnością ona wysłała tą wiadomość!
- Wypuść mnie stąd! – warknął groźnie.
- Pewnie, ale wpierw dokończymy taką jedną sprawę – ruszyła ku niemu, na co jak zwykle zrobił krok w tył. Czerwony segregator… dobre sobie! Zapewne miała na myśli swoją bluzkę… jaki on był głupi!
- Już ci coś powiedziałem! Trzymaj się ode mnie z daleka, wariatko, i lepiej stąd wypuść, bo zadzwonię na policję! – sięgnął za poły kurtki, by w istocie wyciągnąć komórkę.
- I co im niby powiesz? „Ratunku! Uwięziła mnie kobieta!”? Daj spokój! – wybuchła śmiechem, „rysując” coś opuszkami palców na blacie biurka męża, gdyż to za nie postanowił uciec Aleksi – Johannesowi też nie masz po co mówić, bo w jego mniemaniu poszłam do koleżanki na ploty, także… Dobra, koniec z tym! Przecież wiesz dobrze, że nie odpuszczę, dopóki nie dopnę swego. A ja z kolei wiem, że tak naprawdę myślisz o tym samym, co ja, tylko zgrywasz takiego silnego, żeby mi zrobić na złość – zaczęła krążyć wokół mebla, gdyż ten zaczął uciekać.
- Nie pociągają mnie stuknięte szantażystki! A ty jesteś szczególnie nienormalna, skoro nawet nie bierzesz pod uwagę, jak może się zachować rozjuszony facet! A może tak naprawdę mam ochotę ci wtłuc za to, jak mnie traktujesz?! – wysyczał, raz po raz rozglądając się wokoło za jakimś dobrym sposobem ucieczki.
- Daj spokój, ty? Od początku mi wyglądałeś na takie grzeczne chucherko… ale za to przystojne – zaśmiała się, a następnie doskoczyła doń i złapała za ramię, nim zdążył cofnąć się do tyłu – faceci, którzy pozwalają sobie odstrzelić łeb dla innych nie mogą być brutalami! Nie martw się, znam się na ludziach! No, bądźże milszy! – docisnęła się doń, chwytając za fraki.  
    Znowu poczuł się niezręcznie. Nie tylko dlatego, iż miał przed sobą „stuprocentową wariatkę”, ale do tego jakiś wredny, wewnętrzny głos podpowiadał, że to „atrakcyjna wariatka”… Oczywiście, że bardziej zrobiłby jej na złość, gdyby stamtąd uciekł, aniżeli uległ, ale potraktowanie jej, jak „zwykłego, nic niewartego śmiecia” też nie byłoby złe… ale co, jeśli potem on sam by się tak czuł? – Ja naprawdę nie jestem zła – ciągnęła, głaszcząc go po ramieniu – robię się taka tylko wtedy, gdy ktoś mi się przeciwstawia… a tak, wiesz, ile moglibyśmy razem osiągnąć? – pchnęła go do tyłu na fotel, na którym zawsze zasiadał Raikinen, gdyż próbował się jej wyrwać. Zaraz potem przysiadła nań, łapiąc za ręce, mimo że w takim starciu siłowym nie miała najmniejszych szans. Jej zdaniem jednak takowe było w ogóle niepotrzebne, bo jeszcze tylko chwila i sam „stopnieje”…  
    Mimowolnie zawędrował wzrokiem na „nieszczęsną”, czerwoną bluzkę, a do głowy od razu przyszła myśl, iż może powinien jednak spróbować wyjąć ten klucz? Nie, jej przecież o to właśnie chodzi! Do licha, co tu robić?! Chyba pierwszy raz w życiu miał do czynienia z aż tak „natarczywą” kobietą… inny na jego miejscu z pewnością byłby bardzo rad z tego, że…  
    Okno! Wtem jego wzrok to właśnie na nim się zatrzymał. Był to parter, nieokratowany… Leena już miała go pocałować, gdy nagle z całej siły się wyszarpnął i zepchnął ją na podłogę. Upadła z krzykiem, w ostatniej chwili unikając zderzenia z ostrym kantem lady biurka. Krzyczała jednak nie tyle z bólu, co z zaskoczenia i poczucia klęski. Nim się obejrzała, „amant” już „rozbrajał” okno – Pożałujesz tego, Kietala! Tylko idiota taki, jak ty, może w takiej chwili uciec! Popamiętasz mnie jeszcze! – wrzeszczała za nim, ale on wcale nie słuchał. Już zeskoczył na dół i od razu poczuł w całym ciele ból – parter był dosyć wysoki. Przewrócił się na ziemię, wpadając pomiędzy niskie, zielone krzaczki, które pokłuły go w ręce. Z kieszeni wypadła komórka, więc zaczął jej pośpiesznie doglądać, niemalże już raniąc w dłonie – zachowujesz się, jak durny bachor, Kietala! A może tak naprawdę nim jesteś, co?! Nie wiesz, co należy robić w danej sytuacji?! Robisz mi na złość, tak?! To jeszcze zobaczymy, kto komu zrobi! Już ja cię nauczę być mężczyzną! – na domiar złego, w oknie pojawiła się prześladowczyni… Nareszcie znalazł telefon! Nawet nie patrząc na „wariatkę”, zerwał się na równe nogi i rzucił w kierunku peugeota, ale… no właśnie, gdzie on był? Przecież okna były „od podwórka”!  
    Warknąwszy pod nosem, pędem okrążył budynek zupełnie, jakby Leena była jakimś strasznym potworem, który zabije go, gdy tylko wydostanie się z budynku. Drżącymi rękoma wcisnął kluczyk do drzwi pojazdu, lecz te nie chciały go słuchać, albo to on nie potrafił otworzyć! Raz po raz oglądał się przy tym za siebie – opuściła budynek i oczywiście ku niemu biegła. Serce podeszło mu do gardła, miał wrażenie, że gra w jakimś horrorze, w którym ta zaraz na niego skoczy i pożre mózg…  
    W ostatniej chwili szarpnął za drzwi i wskoczył do środka, „szefowa” dopadła do nich i zaczęła bić pięścią w szybę – To chyba ty jesteś nienormalny! Kto na twoim miejscu tak się zachowuje?! Nie zjem cię przecież, ja tylko chciałam, żeby było miło, ty świrze! Powiedz coś Johannesowi, a nigdy więcej nie znajdziesz w tym kraju pracy! Rozumiesz, co mówię?!  
    Z chęcią by ją przejechał, ale nie był przecież mordercą, jak chociażby ten „wyjec”. Na ewentualność, czy aby jej nie przejedzie stopy już jednak nie zważał, i dlatego też wycofał wóz z piskiem opon. „Wariatka” odskoczyła, ciężko przy tym dysząc. Z chęcią zrobiłaby to samo, ale musiała przecież jeszcze wrócić do kancelarii, by zamknąć okno i budynek. „Przeklęty czubek”!
    Minęła godzina, na dworze słychać było pomruki nadchodzącej burzy, a Aleksego, jak nie było, tak nie… Reszta wciąż była przy stole, to grając, to znów prowadząc ożywioną rozmowę i tylko Tanja się odłączyła, raz po raz usiłując się do niego dodzwonić, lecz za każdym razem odpowiadała jej poczta głosowa. Ilekroć sygnał się urywał i pojawiał ów „drażniący” głos sekretarki jej serce przeszywała nowa obawa. A nuż coś mu się stało? W końcu już raz miał stłuczkę… a chciała z nim jechać, to nie! No, ale przecież „szanowny pan Aleks” zawsze wie lepiej!  
    Prychała tak do siebie, nerwowo obracając komórkę w palcach, aż zaczepił ją Eino, który obserwował ją od chwili, w jakiej to odeszła od reszty.
- Chodź lepiej do nas, co tu tak będziesz sama siedzieć?
- Próbuję się dodzwonić do Aleksa – mruknęła, nawet na niego nie patrząc.
- Wróci, spokojnie! Może kumpel go zatrzymał, albo zahaczył po drodze o jakiś bar? – parsknął lekceważąco, na co zmierzyła go takim spojrzeniem, iż od razu zamilkł. Bardzo śmieszne… „Aleks” nigdy czegoś takiego nie robił! Zignorowała jednak komentarz na ów temat i po raz kolejny wybrała numer, lecz tym razem okazało się, że jest zajęty… A więc „żył”, gdziekolwiek tam był.  
    Niebo przecięła kolejna błyskawica. Zarówno w dach, jak i szyby peugeota zaczęły bić ciężkie, grube krople. Zaparkował nieopodal morza, wystarczyło przejść z jakieś 200 metrów, a przed oczyma już roztaczała się, teraz wzburzona, masa wody. Odczekał parę sygnałów, aż wreszcie po drugiej stronie odezwał się rozkojarzony Hannu:
- Aleks? Co to się stało, że dzwonisz? – poprawił sobie na ramieniu telefon, gdyż właśnie zajęty był przyrządzaniem kolacji „specjalnie dla żoneczki”, jak to sam określił.
- Znalazłeś się kiedyś w sytuacji bez wyjścia? Miałeś wrażenie, że już dłużej nie możesz, ale jednoczenie zdawałeś sobie sprawę z tego, że i tak musisz walczyć? – zadał, jakże dziwne dla rozmówcy pytania, bezwiednie wpatrując się w toczące się po szybie krople.
- Co…? Eee, poczekaj, muszę wpierw to przetrawić… na pewno nie pomyliłeś numerów? – bąknął, upuszczając łyżkę do sosu spaghetti, aż z tego wszystkiego cały się ubrudził.
- Czy to normalne, że pociąga nas coś chorego? Czasem może nawet i niebezpiecznego? – ciągnął, jakby w ogóle go nie słuchał.
- No, na pewno! Na świecie żyje tylu ludzi, a tylko garstka jest chociażby takimi glinami, czy prokuratorami – zaśmiał się niepewnie, raz po raz chwytając sztućce, które co chwila wpadały mu do garnka – upiłeś się, czy jak? Trzeba było wpierw dać znać, poszedłbym z tobą! – dodał żartem.
- Gdybym tylko wiedział, że to czekanie ma jakiś sens… nie! I co mi z tego?! Nie to jest w życiu najważniejsze, tak?! A może z nami już tak jest, że…? Ale ona jest przecież tego niegodna! – zadzwonił do Hannu chyba tylko po to, by mieć pewność, iż po tej drugiej stronie ktoś jest, bo mówić do siebie po prostu nie wypadało? I tak przecież w ogóle nie zwracał uwagi na jego słowa – istniał tylko on i ta wielka, czarna dziura, w jaką wpadł w chwili, gdy tylko na jego drodze stanęła Leena Raikinen. Co usiłował się z niej wydostać, ta wciągała go jeszcze bardziej, a teraz to już chyba nie chciała w ogóle wypuścić…  
    Sam nie wiedział, co się dzieje w jego głowie: co myśli, czego chce, co potępia, jak to wszystko rozwiązać… o ile się w ogóle jeszcze dawało! Nie, jedyne, co może zrobić, to porzucić pracę. Tak, bo inaczej albo zwariuje, albo… się w końcu podda, bez względu na to, czy ulegnie „wariatce” i „szantażystce” w jednym… bo ma już tego dość! Chyba, że zemści się na nim i jeszcze tej samej nocy wyzna wszystko mężowi? Oby go chociaż „tylko” zwolnił, zamiast oskarżyć o nie wiadomo co…  
    Gdybał, nerwowo przecierając twarz, aż wtem w oddali uderzył piorun. Z wrażenia nieomal, a upuściłby telefon. I Hannu się wystraszył, lecz bardziej chyba krzyku, jaki zaraz potem rozszedł się po jego mieszkaniu.
- Misiu, ratuj! – do kuchni wbiegła roztrzęsiona Marisa, od razu kurczowo się weń wczepiając. No tak, zapomniał, że żona przecież boi się burzy.
- Dobra, muszę kończyć! Podobno rozmawianie przez komórkę w czasie burzy jest niebezpieczne, także… cokolwiek tam robisz, uważaj na siebie! – rzucił do słuchawki, po czym rozłączył się i mocno przytulił do siebie małżonkę.  
    Rozmówca odłożył swój telefon na siedzenie obok, a następnie po paru minutach tępego wpatrywania się w szalejącą za oknem ulewę, wyłączył go, gdyż nie miał już tego dnia ochoty na rozmowy z kimkolwiek. Tak więc Tanję spotkała kolejna, przykra niespodzianka: tym razem już ani tyle się nie dodzwoni…

***

    Kolejny dzień, czyli piątek, powitał mieszkańców brzydką pogodą: burza przyniosła ze sobą deszczowy front, dzięki czemu niebo pozostało już zasnute chmurami i do tego wszystkiego wiał zimny, nieprzyjemny wiatr. Była połowa sierpnia, a pogoda tak bardzo się zepsuła…  
    Tego dnia Leena doskonale wpasowywała się w tło owej, jakże brzydkiej aury – była wściekła i milcząca. Wiedział dobrze, skąd to, dlatego też ze wszystkich sił starał się jej unikać i udawało mu się to aż do momentu, w jakim wyszedł po coś do picia. Anja była akurat w gabinecie Ari-Pekki, który coś jej tam dyktował, w rezultacie czego korytarz był zupełnie pusty. Gdy więc Aleksi wrócił, Leena wykorzystała fakt, iż nie było świadków, i ruszyła za nim. Rzucił się do ucieczki w tak szaleńczym tempie, że prawie upuścił kubek z herbatą! Nim jednak Raikinen dotarła do drzwi, ten zdążył zniknąć w środku. Nie dała jednak za wygraną i szarpnęła za klamkę, ale wówczas okazało się, że ten trzyma ją z drugiej strony.
- No proszę, dalej się cykasz, dzieciaczku? Spokojnie! Już ci przecież mówiłam, że raczej nie gryzę… ja POŻERAM! – wybuchła kpiącym śmiechem, ciągnąc uchwyt ku sobie.
- Odczep się wreszcie ode mnie, bo na ciebie doniosę i mam gdzieś, co inni na to! Wiesz chyba, że to, co robisz, ma swoją nazwę?! Jak jednak nie, to ci powiem: molestowanie seksualne! – warknął przez szparę w drzwiach.
- Daj spokój, kochaniutki! Ile mam ci jeszcze mówić, że to będzie zupełnie daremne? – parsknęła wrednie – to przeważnie kobiety padają jego ofiarą, a wierz mi, że ja potrafię taką udawać! Chcesz stracić posadkę? Znowu być bezrobotny?!
- Mam gdzieś taką robotę, jak nie można w spokoju pracować!
- Sam jesteś sobie winien, wystarczyło tylko się zgodzić po dobroci! Ale wiedz, że jestem cierpliwa i umiem wybaczać, dlatego daruję ci to wczoraj i daję jeszcze jedną szansę.
- Jesteś nienormalna! – wysyczał, tym samym jeszcze bardziej wychylając się ze „szpary”, dzięki czemu bezczelnie wyciągnęła ku niemu ramiona. Na ów gest odepchnął ją, zamachnąwszy się drzwiami tak niefortunnie, że te uderzyły ją w twarz. Straciła równowagę i przewróciła się do tyłu. Z rozciętej wargi pociekła krew. Właśnie w owym momencie Eino opuścił toaletę i zastał, jakże dziwną sytuację…
- On mnie uderzył! Niech pan tylko zobaczy, co mi zrobił! – zawołała, niezgrabnie zbierając się z podłogi.
- Bzdura, to był wypadek! – zaprotestował wzburzony. Kuokkanen pomógł „szefowej” wstać, po czym obrzucił kolegę zdziwionym spojrzeniem.  
    Pod wpływem krzyku z gabinetu wybiegli sekretarka i towarzyszący jej Ari-Pekka – jedyni, jacy jeszcze znajdowali się w kancelarii.
- Anja, idź po lód, ja nie wiem, gdzie jest – polecił Eino. Raikinen złapała się za usta, wylewając przy tym gorzkie łzy, zaś reszta zaczęła wypytywać, co tu się wydarzyło?
- Nie zrobiłem tego specjalnie, ona…! – tłumaczył się zdenerwowany Aleksi, aż nagle dotarło doń, że przecież nie może się przed nimi wygadać, iż ta składa mu „niemoralne propozycje”, bo i tak mu nie uwierzą – akurat wychodziłem, a ona podeszła pod drzwi i niechcący ją stuknąłem! – dokończył, nerwowo odgarniając włosy.
- Akurat, zrobiłeś to specjalnie! Co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie nie znosisz?! – odkrzyknęła łamiącym się głosem.
- Zgłupiałaś chyba?! – parsknął ironicznie.
- Widzicie, jak się do mnie odnosi?! – popatrzyła po pracownikach, na co obrzucili go bliżej nieokreślonym spojrzeniem.
- Jest lód, proszę ze mną, opatrzę panią – do „kłamczuchy” podeszła Anja i wziąwszy ją pod ramię, zaprowadziła na jedną ze stojących tam sof. Ari-Pekka pokręcił głową, wyrażając w ten sposób dezaprobatę dla „kierownika-tyrana”, i nawrócił do siebie, zaś wzburzony Aleksi wściekle trzasnął drzwiami.
- Odbiło ci?! Możesz teraz za to wylecieć! – zaraz za nim do biura wpadł poruszony Eino.
- Nic jej nie zrobiłem! – warknął, wściekle krążąc po pokoju – jest tak, jak mówiłem: walnąłem ją przez przypadek! Zresztą nieważne, niech mnie wykopie, i tak mam zamiar stąd odejść!
- Co tak nagle? Przecież dobrze tu zarabiasz, a… - bąknął zdziwiony Kuokkanen – coś miedzy wami zgrzytnęło? Tanja się dowiedziała, a może sama Raikinen jej doniosła? – spytał zaciekawiony.
- O czym ty bredzisz?! – zgromił go takim spojrzeniem, że pożałował, iż w ogóle poruszył ową kwestię.
- Od dawna wszyscy tutaj wiedzą, że macie romans. To jak? A może to z nią coś nie tak…? – wyjaśnił z wahaniem, bombardowany wzrokiem rozjuszonego Aleksego. Ten na owe słowa złapał się za twarz i trwał tak przez dobrą chwilę, dzięki czemu Eino pomyślał już, że może płacze, albo co, aż nagle przeniósł dłonie na włosy i zacisnął je w pięści.
- No tak, pięknie! Teraz jeszcze i to! – parsknął desperackim śmiechem – nie, dość! Miarka się przebrała! I tak po wczorajszym…! Powinienem odejść! – dopadł do biurka i zaczął pakować teczkę.
- Ale co ty, stary?! Nie możesz sobie ot tak wyjść, jeszcze czas do końca roboty! Myślisz, że tamci na ciebie nie doniosą szefowi?! – kolega stanął po przeciwnej stronie, ze strachem obserwując jego zabiegi. Pierwszy raz widział go w takiej furii.
- Mam to gdzieś, i tak odchodzę!
- Bo Raikinen wywinęła orła?! No daj spokój, w ten sposób tylko przyznasz się do winy! Nie lepiej zostać i przedstawić staremu swoją wersję wydarzeń? Bo, jak nic, na pewno go tu ściągną! Weź przestań, żeby z takiego powodu odchodzić z roboty? – parsknął niepewnym śmiechem, gdyż przy takim „ataku” obawiał się, że i on w końcu „oberwie”.
- I tak muszę odejść… ale nie dlatego – nieco się uspokoiwszy, zasiadł w fotelu i złapawszy się za głowę, podparł łokciami o biurko – ale dobra, masz rację… chyba muszę poczekać – dodał ponuro. Eino powoli wycofał się do drzwi, gdyż postanowił zostawić go na chwilę samego, by nieco ochłonął, ale i sam musiał wracać do pracy, bo w rezultacie to on zostanie wyrzucony!
    Aleksi czekał od 11:30, czyli od momentu, w którym miejsce miał ów incydent, ale Johannes się nie pojawił… Leena bowiem zabroniła Anji do niego dzwonić, gdyż, jak zapewniła, sama uda się do domu i wszystko mu wyzna. Tak więc za ten czas zdążył dokończyć powierzoną mu „papierkową” robotę, przyjął kilka osób, aż wreszcie, gdy minęła 15:00, zaczął pakować do „aktówki” wszystkie „prywatne” rzeczy, jakie zdążył tu nagromadzić przez cały ten czas.  
    Przy okazji rozważał, co też powie szefowi, gdy ten zacznie wypytywać o powód odejścia. Raikinen na pewno będzie wściekły po tym, co mu nagada „żonka”… o ile już tego nie zrobiła. Pytanie tylko, czemu do tej pory nie przyjechał? A może ma sprawę w sądzie…? Nieważne, tak jest nawet lepiej. Skoro już odchodzi, może mu nawet na pożegnanie rzucić aluzją, by uważał na swoją „połówkę”, bo „niezłe z niej ziółko”… i tak chyba zrobi.  
    Gdy sięgnął po komórkę, nagle przeszło mu przez myśl, iż zwykle Tanja do niego nie dzwoni w tych godzinach, a wtedy, gdy trzeba było – to znaczy, gdy miała miejsce „krytyczna sytuacja” – akurat to zrobiła… I wspaniale, bo go w ten sposób uratowała: kto wie, jaki obrót przybrałyby sprawy, jeśli zgodziłby się na warunki „szantażystki”? Najpierw „ładnie, pięknie, przyjemnie”, a potem koszmar, jeszcze gorszy od tego teraz… Może Leena byłaby zazdrosna, zaborcza? Chciała mieć go tylko dla siebie? Istny „wyjec” w spódnicy… w co on się najlepszego wpakował?! Ale nie, to na szczęście już koniec. Jeszcze dzisiaj napisze wymówienie i tym samym raz na zawsze pożegna się z kancelarią Raikinen.  
    Ani się obejrzał, a minęła czwarta. Prócz niego w budynku został już tylko Eino, który (jako wykonujący „podrzędne zajęcie”) zawsze zamykał, jeśli w biurze nie zostawał żaden prawnik. W tej chwili akurat się przebierał. Wtem drzwi wyjściowe, choć już przez niego zamknięte, otworzyły się – Leena wróciła.
    Aleksi po raz ostatni rozejrzał się po biurze: gdyby nie te problemy z „wariatką”, może miałby do tego miejsca taki sam sentyment, jak w prokuraturze, ale tak…? Wręcz cieszył się, że więcej tu nie wróci. Gdyby wiedział, jak skończy się znajomość z tą „zołzą”, w życiu nie przyjąłby od niej tej wizytówki i nie stawił się przed jej mężem! Ale, nawet, jeśliby tak zrobił, to czy to naprawdę było nieuniknione? Wystarczyło tylko trzymać się od niej z daleka, nie dać zapraszać na „obiadki”, nie godzić na to spotkanie integracyjne, dawać podwozić, czy wreszcie odwozić ją – wszak, przez to wszystko tylko ugruntowała się w przekonaniu, że jest on łatwym celem. Jest równie „chętny”, bo uśmiechnął się doń i „gapił” na jej dekolt, odsłonięte nogi…  
    Po raz kolejny okazał się być „idiotą”. Dlaczego z jednej strony starał się za bardzo nie ufać ludziom, a z drugiej ufał aż za bardzo? Może to z powodu przeszłości? Prawie całe życie był sam, więc teraz łaknął kontaktu z nimi, bliższych więzi, po drodze przy okazji zapominając, iż nie z każdym można się przyjaźnić? Co by to nie było, ważne, że się skończyło!  
    Z tą myślą zwrócił się więc w stronę drzwi i… natychmiast ręce mu opadły. Na drodze zaś stanęła mu ona – Leena Raikinen.
- Dobry Boże, czego ty jeszcze chcesz?! Do czego chcesz mnie doprowadzić?! – jęknął zmęczonym tonem.
- Co jest nie tak?! – warknęła, podchodząc bliżej – co ci się we mnie nie podoba?! Co takiego znowu ciekawego jest w tej twojej dziewczynie, że tak boisz się ją zdradzić?! Myślisz, że to takie fajne, jak potem sypiasz już tylko z jedną i tą samą, tylko ją całujesz i żyjecie ze sobą 24 godziny na dobę?!
- Widzę, że tobie się znudziło, skoro kręcisz się wokół innych facetów – mruknął, wprawdzie, niezbyt pewnie, no, ale jednak tak, po czym próbował ją wyminąć. Nawet, gdyby zachciało mu się mieć kochankę, to na pewno nie wybrałby na nią takiej „wariatki”!  
    Niestety, oto wyjście z pokoju wcale nie okazało się być takie łatwe.
- Myślisz, że z tobą, jak będzie?! Zwłaszcza WY nie potraficie być wierni, bo marzycie o czymś nowym, o krągłych ekstra kształtach! – potrząsnęła biodrami – a ta twoja, co niby sobą prezentuje?! Gdyby stanęła obok mnie, to wiem, że powiedziałbyś, że ja jestem od niej atrakcyjniejsza! – wycelowała w siebie palcem.
- Ona ma przynajmniej poukładane w głowie! Zejdź mi z drogi, desperatko! – próbował ją odepchnąć, ale w odwecie chwyciła go za fraki.
- Może i tak, ale za to jestem o wiele bardziej interesująca od takich szarych myszy, jak tamta! Nie mów, że tak ci zależy na statecznym życiu?! Dla was liczy się tylko przygoda! Mogłeś ją przeżyć, ale trudno, sam wybrałeś! Jak stąd wyjdziesz, już nie będzie odwrotu!
- Kto by pomyślał: taka madame, a tak nisko się ceni! I co z tego, że wyglądasz, jak modelka, skoro zachowujesz się, jak byle prostytutka?! Zamiast ganiać za facetami, lepiej popracuj nad samooceną, bo w tej chwili to leżysz na totalnym dnie. Albo nie, lepiej od razu w kaftan bezpieczeństwa! – wykrzyczał jej w twarz, na co rozjuszyła się do tego stopnia, iż wymierzyła mu siarczysty policzek. Długie, ostre paznokcie pozostawiły po sobie krwawy ślad. Zabolało, ale nie to było teraz ważne, a wydostanie się ze „szpon” „szalonej”! Z tego wszystkiego jeszcze gotowa… wbić mu w plecy ołówek, albo co?  
    Pchnął ją więc lekko i próbował iść dalej, lecz złapała go za ubranie i zaczęła okładać wolną ręką – najwyraźniej chciała się odegrać za poniżenie w postaci bierności wobec jej „zachęt”, oraz gorzkich słów, jakimi ją co dopiero „uraczył”. Z tego wszystkiego wywiązała się szamotanina, gdyż on usiłował się wyrwać, by nareszcie stąd uciec, zaś ona zadawała coraz to nowe razy. Wreszcie nie wytrzymał i szarpnął ją tak mocno, że straciła równowagę i upadła na stojącą tam sofę. To przypomniało jej wczorajsze wydarzenia, gdy w taki sam sposób „pozbył się jej z fotela”… wściekła się jeszcze bardziej!  
    Pociągnęła go za sobą, po czym złapała za krawat, ciągnąc z całej siły w swoją stronę, jakby chciała w ten sposób udusić. W istocie po chwili takiego szarpania poczuł, iż zaczyna mu brakować tchu. Próbował rwać się do tyłu, ale jej uścisk był bardzo mocny – w rezultacie było jeszcze gorzej. Złapał ją za nadgarstek, usiłując od siebie odciągnąć, zaś drugą ręką uwolnić poły marynarki od jej drugiej pięści, ale nic z tego! W końcu szarpnął ją za ramię tak mocno, że szew w rękawie puścił i bluzka porwała się. Widząc to, kopnęła go kolanem w brzuch, aż stracił równowagę i upadł na nią. Wybrała bardzo dobry moment, gdyż właśnie wtedy do biura wszedł Eino…
- Co tu się dzieje?! Al, zgłupiałeś?! – na ów widok do głowy przyszło mu tylko jedno: kolega chyba napadł na Raikinen…  
    Musiała to wyczuć, bądź już wcześniej sobie zaplanować, bowiem od razu przeszła od złości, do rozpaczy. Co więcej, jej twarz zalał „wodospad” łez.
- Zabierz go, niech mnie więcej nie dotyka! Patrz, co mi zrobił! – wbiła się w kąt sofy, ściskając w ręku podarty materiał.
- Jesteś nienormalna, to ty rzuciłaś się na mnie! – wycelował weń drżący palec.
- Nie zbliżaj się! Zabierz go! – zakryła ręką oblicze, kuląc się przy tym, niczym mała, bezbronna dziewczynka.
- Idziemy stąd! – zgodnie z „prośbą”, Kuokkanen wziął kolegę pod ramię.
- No chyba jej nie wierzysz?! Po co miałbym ją lać, żeby już nie mówić o gwałcie?! Fakt, mam ochotę porządnie jej przyłożyć, ale to nie znaczy, że zniżyłem się do jej poziomu! – wściekle się wyrwał, na co kobieta zerwała się z miejsca i wybiegła na korytarz „w wielkiej obawie przed Kietalą”. Eino sam nie wiedział, co robić: zamknąć go tu i poczekać na przyjazd policji, czy biec za Leeną…?  
    Jego przerażony, acz niedowierzający wzrok sprawił, że Aleksi pokręcił głową na boki i „wyparował” z gabinetu, niczym gnany przez jakieś śmiercionośne tornado.  
    Wszystko mu jedno, później mu to wyjaśni. Nie będzie się tłumaczył teraz, bo jest wściekły, a gniew dobrym doradcą nie jest. Poza tym nie ma się czego obawiać, bo ma czyste sumienie, więc co za różnica, kiedy Eino dowie się prawdy?  
    Gdy Kuokkanen nareszcie oprzytomniał, wybiegł za nim, gdyż przestraszył się, iż ten może ściga „szefową”? Nic bardziej mylnego – już zmierzał do wyjścia, głośno trzaskając za sobą drzwiami. No, ale jak tak Raikinen jest na zewnątrz…?  
    Eino pobiegł więc i tam, ale gdy mijał biuro szefa, dobiegł go szloch zza owych drzwi. Skręcił więc i pchnął je z całym impetem. Leena od razu podskoczyła w miejscu, niczym rażona piorunem.
- Spokojnie, to tylko ja! Już dobrze, nie ma go! – wystawił przed siebie ręce, na co kobieta natychmiast doń doskoczyła i mocno się weń wtuliła – rzeczywiście na panią napadł?! Co chciał zrobić?! – dopytywał przerażony. Po tym, jak Kietala zachowywał się te parę godzin wcześniej, bez wahania uwierzył, iż to on był prowodyrem całego zajścia – skąd się tu pani w ogóle wzięła?! – obejrzał ją z każdej możliwej strony, ale najwyraźniej tylko Aleksi ucierpiał w tym „starciu”. A przynajmniej w sensie fizycznym, bo pod tym psychicznym Leena pozostawiała wiele do życzenia.
- Zadzwonił do mnie i… powiedział, że… chce porozmawiać o tym… incydencie z drzwiami… więc przyjecha… łam… - wyrzuciła z siebie urywane słowa.  
    Eino poprawił na niej bluzkę, gdyż z tego wszystkiego za bardzo obsunęła się na ramiona, po czym naciągnął na nie cienki sweterek, jaki włożyła z racji padającego na dworze deszczu. Zaraz potem poprowadził ją do samochodu, a sam zawrócił, by zamknąć kancelarię. Przed oczyma cały czas przewijała mu się owa, jakże dziwna scena, oraz zachowanie „Ala” – jakby nie ten sam człowiek… Jak Tanja mogła zadawać się z kimś takim, toż to on miał „dwie twarze”! O tak, zdecydowanie musi z nią o tym pomówić!  
    Tymczasem zasiadająca w renaulcie Leena zaczęła wściekle przecierać mokre, wybrudzone od tuszu policzki. Chciał wojny, to ją ma! Nawet nie wie, ile sobie nagrabił, a wszystko to dzięki zwykłemu „sprzątaczowi”… Kto by pomyślał?
    Aleksi ujechał kawałek, po czym skręcił w boczną uliczkę i na moment przystanął, gdyż był tak zdenerwowany, iż drżące ręce z trudem panowały nad kierownicą. No, nie mówiąc już o koncentracji.  
    Gdy pierwsza złość minęła, zaczęło doń docierać, co teraz będą sobie o nim myśleć pracownicy kancelarii, jak i sam Eino. O polubownym odejściu nie mogło już być mowy – teraz to wyleci z kretesem, na przysłowiowy „zbity pysk”… Dzięki temu może mieć potem trudności z przyjęciem się gdzie indziej, gdy przyczepią mu etykietkę „agresywnego”… Do licha, do czego doprowadziła go ta „baba”?! A pomyśleć, że zaczęło się tak niewinnie…  
    Spojrzał w samochodowe lusterko i tym samym odkrył, że bólu nie spowodował sam raz, ale i głębokie zadrapanie. Jak to teraz wyjaśni Tanji? „Wiesz, to za to, że wyzwałem szefową od prostytutek”? Co wtedy pomyśli sobie o nim ona? Nagle wszystko stało się takie trudne…  
    Z wielkiej desperacji „położył się” na kierownicy, chowając głowę w ramionach. Może powinien jednak wyznać, że padł ofiarą molestowania? Wówczas każdy zrozumie, dlaczego doszło do owej szarpaniny, a tak? Uznają go za „oszołoma”, któremu, nie wiadomo za co, Raikinen podpadła, więc się na niej wyładował. Zdecydowanie trzeba było powiedzieć od razu! Wpierw iść do Johannesa… nie, najpierw wyznać to Tanji, bo to jej opinia liczyła się dla niego najbardziej, potem do szefa, następnie powiedzieć Eino… Gdyby nawet Raikinen mu nie uwierzył, to przynajmniej kolega wiedziałby, skąd to wszystko, stanąłby po jego stronie.  
    Ale i tak mu to wyjaśni, co prawda, po czasie, ale ponieważ są przyjaciółmi, uwierzy mu! Jeśli zaś sprawa ucichnie, Tanji o niczym nie wspomni, bo po co ją niepotrzebnie denerwować? W takim układzie, nie może się z nią na razie widywać, dopóki ślady po zadrapaniu nie znikną. No, chyba, że powie, iż to Aleks go podrapał…
- Niezła kaszana, co? – prychnął do swojego odbicia – już nigdy więcej nie ufaj plastikowym lalkom Barbie.

***

    Tego dnia Jyrki wracał z pracy sam, gdyż Kaari zdążyła wyjść wcześniej – miał huk roboty, gdyż przez brzydką aurę w bufecie panował o wiele większy ruch, więc tym samym i sterta naczyń wyższa, niż zwykle…
    Zaciągnął na głowę kaptur u swej czarnej bluzy, i wyzywając przy tym na samego siebie, że za czasów „tamtych” „Fairy Tales” nie zaopatrzył się w auto, bo przynajmniej teraz nie musiałby moknąć, zmierzał przed siebie prędkim krokiem.  
    Wtem jego uwagę przykuł stojący nieopodal radiowóz. Policjant zatrzymał jednego z kierowców i chyba właśnie wypisywał mu mandat, bo ten pokornie stał obok, zaś „glina” szperał w jakimś notesie. Gdy Jyrki podszedł bliżej, okazało się, iż to „wielbiciel” Kaari. Nie miał jednak zamiaru się z nim witać, chociaż go znał – jeszcze czego, by miał się przed nim „płaszczyć”?!  
    Udał więc, że nawet ich nie widzi, gdy oto na jednym z palców u ręki „gliniarza” coś „niepokojąco” błysnęło… Tak, to była… obrączka! By się lepiej upewnić przystanął i przez chwilę obserwował energiczne ruchy „pingwina”. Tak, to bez wątpienia był Jari, a na jednym z tych „fałszywych” paluchów w żadnym wypadku nie tkwił sygnet, lecz symbol zaślubin.  
    No proszę, ciekawe, czy Kaari o tym wie…? Bo raczej nie wzięli szybkiego ślubu…?  
    Nagle spostrzegł, że „gliniarz” spogląda w jego kierunku, więc jeszcze bardziej nakrył się kapturem (w nadziei, że ten go nie poznał) i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Już on sobie z nią pogada.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7303 słów i 41216 znaków.

3 komentarze

 
  • Freya

    Fabuła zaczyna rozwijać się w szybszym tempie...fajosko. Nasz "bohaterski" prokurator, jak zwykle zadziwia, swoją elokwencją zawodową i życiową. Leena potrafi sprytnie zagrać skrzywdzoną kobietę, lecz umknęło jej to, że wysyłając do Aleksa fałszywy "sms", pozostawia (w sieci) ślad, który stawia ją w dwuznacznej sytuacji. A znowu ślady pazurków na pysku "naszego rodzynka", również nie stanowią powodu do dumy. Erotyczna zabawa powoli zamienia się w poważny konflikt, w którym każda ze stron może odnieść rany. No właśnie - przecież to trzynasty odc. Pzdr :ziober:

    23 lis 2016

  • nutty25

    @Freya też pozdrawiam ;)

    24 lis 2016

  • Beno1

    szkoda mi Alexa, miał spaprane życie a teraz jeszcze ta głupia baba  :faint:

    23 lis 2016

  • jaaa

    <3

    23 lis 2016