A rush of blood to the head cz. 22

Kaari postanowiła w ogóle nie odzywać się do Jariego, ani też nie chodzić na umówione spotkania, toteż mężczyzna zaczął po paru dniach wydzwaniać – nie odpowiadała jednak na telefony. Nie miała ochoty po raz kolejny słuchać wymówek w stylu „Nie chciałem cię odstraszyć. Nie wiedziałem, jak zareagujesz na żonatego”, albo, co gorsza, koślawe tłumaczenia, iż jest w trakcie rozwodu, bądź to dzieci z pierwszego małżeństwa, a z byłą żoną jest po prostu w dobrych stosunkach. O nie, w to by nie uwierzyła, bo wówczas nie nosiłby obrączki i nie wymyślił całej tej bajeczki, jak to kobieta wielce go skrzywdziła.  
    Zresztą posklejawszy wszystkie elementy puzzli, doszła do wniosku, że Jyrki niestety, ale miał rację: Jari chciał ją tylko zaciągnąć do łóżka, stąd te jego „podchody”, a potem bezpośrednia propozycja udania się do hotelu… Z pewnością wyczuł w niej romantyczkę, więc nie „przyatakował” od razu… Chyba, że się w niej jednak zakochał? Wszak, mężczyźni, niestety, ale czym prędzej dążą do „przypieczętowania więzi”, jaka zaczyna łączyć ich z płcią przeciwną.  
    Co by to nie było, miłość jej nie złamie – nie ma zamiaru ściągać sobie na głowę problemu pod nazwą „zraniona była żona”, która wyrzuca jej, jak bardzo skrzywdziła swoją osobą te dwie, urocze dziewczynki! Pytanie tylko, dlaczego to znowu tak bardzo boli? Może to stąd, iż tym razem naprawdę uwierzyła, że się jej uda? Ale nie, to Tanja zawsze musiała mieć lepiej…! A przynajmniej przez chwilę, bo przecież Aleksi tak, czy inaczej, wylądował w areszcie…  
    Starła kolejną łzę, która potoczyła się po policzku przy okazji owych rozmyślań, gdy zadzwonił telefon. Wściekle rzuciła się na komórkę, sądząc, że to znowu Jari, ale tym razem „natrętem” okazał się być Jyrki – równie „miło”!
- Halo? – burknęła nieprzyjemnym tonem.
- Heja, Kaar! Wiem, że ty nie bardzo w sosie, dlatego pomyślałem, że cię gdzieś zaproszę, żebyś się trochę rozerwała.
    Szczyt bezczelności! Nie dość, że jego głos był bardzo wesoły, to do tego jeszcze ten oczywisty, wyniosły ton! Co on sobie wyobrażał, że robi jej w ten sposób łaskę?!
- Dzięki za „troskę”, ale potrafię dać sobie radę sama. Pa – odrzekła oschle.
- Czekaj, czekaj! Zapraszam cię w tą sobotę do klubu, w którym kiedyś… znaczy, w którym gramy – zawołał pośpiesznie, nim zdążyła się rozłączyć.  
- Zdurniałeś?! Nigdy więcej tam nie pójdę! Nie dość, że byłam tam z tym kretynem, to jeszcze twoi koledzy patrzą na mnie wilkiem!
- Pogadam z nimi, już tak nie będzie! To debile, nie ma sensu zwracać na nich uwagi – upierał się przy swoim.
- Jyrki, na serio dzięki za chęci – przymknęła ze zdenerwowania powieki – ale nie trzeba! Jak słyszysz, żyję i mam się dobrze. Nie załamię się z powodu byle faceta, co to? Pierwszy raz, kiedy mnie jakiś wyrolował?
- Kiedy zmieniliśmy repertuar i gramy teraz naprawdę świetne kawałki! Musisz posłuchać, chyba jedynie ty jesteś przyjazną duszą, która może zawitać w sobotę do klubu.
- O rany… jak pójdę, to odczepisz się wreszcie ode mnie?!
- A to jesteśmy sklejeni? Wow, nie wiedziałem, że mam syjamską bliźniaczkę! Jestem zaszczycony, że do tego taką ładną! – zachichotał zaczepnie.
- Spadaj, nigdzie nie idę w sobotę! – zawołała oburzona i rozłączyła się.  
    Zaraz jednak potem wybuchła śmiechem, przypominając sobie nieudolny dowcip ze strony muzyka i nawet lekko się zarumieniła, wspominając komplement. Jednakże długo to nie trwało, bowiem do domu wróciła Tanja, więc udała się do niej, by uprosić ją, by poszła z nią na zakupy. Tak na „odstresowanie się” i przy okazji zagłuszenie myśli dotyczących Jariego i idących za nimi wątpliwości.

***

    Minęły dwa dni – nadszedł 10-ty listopad. Dla Hanny niezwykle nerwowy, bo to on miał zadecydować, czy Aleksi będzie musiał pozostać w areszcie, czy też nareszcie zostanie z niego zwolniony.  
    Jeśli o niego zaś chodziło, to już opuścił „szpital” i bynajmniej nie zadręczał się ową datą. Większą część dnia spędził na dworze, aż towarzysząca mu „dodatkowa ochrona” przepędziła go z powrotem do budynku, gdyż okropnie zmarzli. Tam zamienił parę słów z Eiccą, po czym udał się do „siebie”, gdzie jak zwykle położył do łóżka, gdyż dokuczał mu ból głowy.
    Leena stawiła się na badaniach psychiatrycznych z niebywałą niechęcią. Tarja, jako psycholog, miała wgląd w ową sprawę, mimo że sama nie badała kobiety. To właśnie informacji od niej Hanna gorąco wyczekiwała, od samego rana wpatrując się w komórkę, aż Eero rzucił kąśliwą uwagą, która jak zwykle wywołała kłótnię.
    Raikinen zadano sporo pytań dotyczących przeszłości. Naciskano, by opowiedziała o swoich uczuciach względem mężczyzn, owego wujka, aż wreszcie samej siebie. Kobieta, mimo iż na co dzień starała się udawać silną i dumną, tym razem rozpłakała się na wspomnienie przeszłości. Skrzętnie jednak unikała tematu Aleksego, zmieniając tor rozmowy za każdym razem, gdy poruszano ową kwestię.  
    U kobiety stwierdzono zaniżone poczucie własnej wartości – jak to już uprzednio stwierdziła Tarja – które starała się tuszować wyzywającym strojem i kolejnymi podbojami w sferze relacji z mężczyznami. Kietala nie był tu bowiem wyjątkiem: Raikinen miała już kilku kochanków, którzy oczywiście jej nie odmówili, po czym zostali „brutalnie” porzuceni po kilku miesiącach znajomości. Taki sam los spotkałby zapewne i Aleksego, gdyby tylko nie stawiał takiego oporu…  
    Johannes? Jako jedyny widział w niej nie tylko ciało, ale i osobowość, dzięki czemu z początku czuła się bezpieczna i nawet kochana. Po czasie jednak starszy mężczyzna przestał spełniać jej oczekiwania i być może porzuciłaby go, gdyby nie fakt, iż posiadał znaczny majątek – to właśnie on otwierał jej drogę do „przekupywania” swych kochanków drogimi prezentami, czy wycieczkami.  
    Musiała uwodzić, bo nie tylko pragnęła zemsty na płci przeciwnej – jednocześnie czuła się nic niewarta, jak zwykła szmata, którą można rzucać z kąta w kąt. Oczywiście ona tego nie dostrzegała, swoje „wybryki” traktowała raczej jako „rozrywkę”, lecz psychiatrzy wiedzieli swoje.  
    Czy miało to jednak wystarczyć na tyle, by uwierzyć podejrzanemu?
    Przez cały ten czas, gdy trwały badania, Tarja czekała pod gabinetem, w jakim „przesłuchiwano” Leenę i gdy tylko ta go opuściła, prędko poprawiając rozmazany makijaż, psycholog zagadnęła ją:
- Tarja Puikkonen, psycholog. Jestem blisko całej tej sprawy i bardzo mi przykro z powodu tego, co panią spotkało.
- Kiedy to było! – machnęła lekceważąco ręką.
- Nie o tym mówię, a tej sprawie z prokuratorem… Z tego, co wiem, molestował panią. To przykre, że historia znowu zatoczyła koło.
- Nie chce mi się o tym mówić, co dopiero mnie wałkowali, także przepraszam – ruszyła przed siebie prędkim krokiem, lecz Tarja natychmiast ją dogoniła.
- Rozumiem, ale bardzo chciałabym pomóc. Tak się składa, że specjalizuję się w pomaganiu ofiarom przemocy seksualnej. Wiem, że coś takiego zostawia głęboki ślad w psychice, dlatego…
- Dziękuję, ale już mam swojego lekarza – zaczęła się irytować, ale Puikkonen nie dawała za wygraną i szła za nią krok w krok, niczym cień.
- W takim razie bardzo się cieszę, bo w takim wypadku potrzebna jest naprawdę fachowa opieka. Wiele z moich pacjentek popadło w depresję, powodowaną tymi, jakże traumatycznymi przeżyciami, ale, co ciekawe, i mężczyznom się to zdarza. Szczególnie tym, którzy niewinnie siedzą w więzieniu.
- Co pani sugeruje?! Że ja może kłamię?! – gwałtownie zwróciła się ku niej – kim pani jest tak naprawdę?! On panią przysłał, tak?!
- Tarja Puikkonen, psycholog – powtórzyła ze spokojem, na co Leena nerwowo odetchnęła – ale co fakt, to fakt: znam Aleksego. Nie przysłał mnie jednak – dodała pośpiesznie, gdyż Raikinen gotowa uciec bądź podnieść alarm, iż Kietala usiłuje mataczyć – pewnie mi pani nie uwierzy, ale coś was łączy – rzuciła w tak tajemniczy sposób, iż ten zmusił Leenę do pozostania w miejscu, chociaż powinna była uciec. W następstwie Tarja zaprosiła ją do swojego samochodu, gdzie mogły spokojnie porozmawiać.  
    Puikkonen doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż Aleksi zobowiązał ją tajemnicą nie tyle lekarską, co moralną, by nie wyznawała wokoło sekretu, jaki stanowiło dla niego jego pochodzenie. Tym razem zrobiła wyjątek, pewna, że tym sposobem zmiękczy „skamieniałe” serce Raikinen. Przewidziała jednak przy tym, iż oszustka będzie usiłowała obrócić to na swoją korzyść, toteż nie pozwoliła kobiecie dojść do słowa.
- Nie jest pani morderczynią, prawda? – zadała nietypowe pytanie.
- Co to ma do rzeczy?! – obruszyła się.
- To, że stanie się nią pani, jeśli tego nie skończy. Fakt, że wychowywał się przez swojego ojca w domu dziecka położył się traumą na całym jego życiu. Już raz próbował popełnić samobójstwo i sądzę, że i tym razem się nie zawaha. Ja nie przesadzam, by wzbudzić w pani litość. Kieruję tylko uwagę na to, że wybrała sobie pani na ofiarę niewłaściwego człowieka.
- To on skrzywdził mnie! – podniosła głos.
- Proszę pani… przecież wszystko powoli się wyjaśnia, coraz więcej dowodów przemawia przeciwko pani. Aleksi prędzej, czy później i tak zostanie uniewinniony. Pytanie tylko, czy tego doczeka?
- Już powiedziałam, że… - Leena zaczęła się łamać.
- Może nie potrafię pani zrozumieć, bo nie przeżyłam tego samego – Tarja położyła dłoń na ramieniu rozmówczyni – ale mogę sobie wyobrazić, że czuje pani do mężczyzn wielką odrazę. Słusznie, może nie, ale czyn tamtego człowieka był haniebny, to nie ulega wątpliwości.
- Nienawidzę ich! Od zawsze patrzyli tylko na mój wygląd, traktowali jak kukłę do zabawy! On też, podły cham! – ukryła twarz w dłoni, gdyż znowu zebrało się jej na płacz.
- Ale czy sama pani ich w jakiś sposób nie prowokowała? Czy tak naprawdę nie było to zamierzone? Owszem, wielu z nich zasługuje na porządną nauczkę, a najbardziej pani wujek i przecież z tego, co wiem, zmarł w więzieniu, więc dług został spłacony. Po co krzywdzić innych i przy okazji dostawać rykoszetem, jeśli można żyć spokojnie przy boku męża? Poza tym, w tym wypadku pogrąża pani człowieka, który również cierpiał z powodu przewinienia drugiego mężczyzny i bynajmniej nie miał na to wpływu tak samo, jak pani. Nie mam tutaj na myśli, że to, co pani robi, czy robiła, jest dobre… ale jeśli o Aleksego chodzi to wybrała pani wyjątkowo niefortunnie. To zbyt ufny, próbujący się odnaleźć wśród ludzi, mały chłopiec w ciele mężczyzny. Tak samo zagubiony, jak pani. Nie powinniśmy się raczej wspierać, aniżeli wzajemnie niszczyć? – tłumaczyła cierpliwie.
- Skąd może pani wiedzieć, że nie było tak, jak mówię, jeśli jest takiego pochodzenia? – prychnęła przez łzy.
- Obydwie dobrze wiemy, że nie – odparła spokojnie, choć każdy inny na jej miejscu z pewnością zaśmiałby się Raikinen w twarz – błagam panią, by skończyła z tą zemstą i najlepiej poddała terapii, nawet ja mogę się panią zająć. Proszę zostawić go w spokoju, bo jest taką samą ofiarą, jak pani, tyle że w trochę innym sensie.
- To co ja mam niby zrobić? – jęknęła bezradnie.
- Wycofać zarzuty.
- Za składanie fałszywych zeznań grozi kara!
- Wiem, ale pani przypadek jest inny. Jest w końcu po traumatycznych przeżyciach… myślę, że to powinno załagodzić karę. A nawet, jeśli będzie musiała ją pani ponieść, przynajmniej będzie mieć czyste sumienie, że uratowała człowieka, który mógłby jej wiele powiedzieć o tym, jak to jest żyć z piętnem, jak to mówi o sobie Aleksi – Tarja zakończyła ciepłym uśmiechem.  
    Leena zamilkła, bezsilnie rozglądając się wokoło, jakby walczyła ze samą sobą: oczyścić go z zarzutów, czy też zostawić to tak, jak jest? Co prawda, swoje zarzuty zbudowała na niezwykle śliskim gruncie, w rezultacie czego już traciła na nim równowagę – przy okazji powoli wyzbywając się szacunku Johannesa, jak i tego wszystkiego, co stworzyła sobie przez te lata. Prędzej, czy później, utraci wszystko, bo ta psycholog chyba ma rację – niedługo zupełnie wyjdzie na jaw, że ten „słabeusz” w istocie nie był w stanie dopuścić się tak ciężkich zarzutów…
- Muszę już iść, mąż mnie szuka – mruknęła, prędko wycierając policzki, po czym opuściła samochód, istotnie kierując się ku mężczyźnie, który stał nieopodal, rozglądając we wszystkie kierunki.  
    Tarja odprowadziła ją wzrokiem, nie do końca wierząc, iż zdołała skruszyć gruby mur, za którym schowała się Leena Raikinen.
- Gdzie ty się podziewałaś?! Przeszukałem cały budynek, a tu jak kamień w wodę! – dopytywał zaniepokojony Johannes, gdyż w istocie przyjechał po żonę. Jak się domyślał, miała być w złym stanie psychicznym – i nie pomylił się.
- Później ci opowiem, teraz chcę wracać do domu – odparła, spoglądając za siebie: Puikkonen już wycofywała swój samochód, jednak zdążyła jeszcze rzucić jej ostatnie spojrzenie. Raikinen prędko odwróciła wzrok, nieśmiało spojrzawszy na towarzysza, po czym ruszyła w kierunku, który jej wskazał.  

***

    Jyrki pracował dzisiaj, jak szalony – wszystko tylko po to, by skończyć wcześniej i tym samym „czatować” na Kaari… udało się: od jakichś dziesięciu minut czekał przy ladzie, uważnie obserwując opuszczających biurowiec ludzi, aż jego uwagę przykuła znajoma sylwetka…
- Hej! – „zaatakował ją” tak nagle, że aż podskoczyła ze strachu.
- Zgłupiałeś?! – uderzyła go torebką.
- Może, ale chcę cię zaprosić na kawę – obdarzył ją niewinnym uśmiechem.
- Jyrki… - popatrzyła groźnie – już coś…
- Nie musisz tego powtarzać! Co się będziesz sama nudzić w domu? Wiem, że twoja siora teraz studiuje, to pewnie miejsca w domu długo nie zagrzewa, a przecież ostatnio było miło, pamiętasz? Postawię ci znowu to ciastko.
- Nie, dzięki. Nie jestem na sprzedaż – westchnęła ciężko i ot tak go wyminęła.
- Ale bez takich, co?! Ubliżyło ci to? – oburzył się.
- Próbujesz mnie w sobie rozkochać, używając do tego przekupstwa. Przykro mi, przejrzałam cię. Adios! – pomachała ręką.        
- Czemu nie chcesz się przekonać, czy mi się to nie uda? – oczywiście zaraz pojawił się obok…
- Ty jesteś na serio nienormalny! – wybuchła kpiącym śmiechem – nie, skoro do tej pory mi się nie podobasz, to znaczy, że już nie będziesz, a ja jakoś nie lubię wpuszczać kogoś w maliny!
- Nie. Wiesz, jaki jest twój problem? – zastawił sobą przejście, biorąc ją przy tym za ramiona, na co usiłowała się wyrwać – jesteś do mnie UPRZEDZONA, stworzyłaś sobie jakiś schemat i teraz się go sztywno trzymasz, ale gdybyś mi pozwoliła się przed sobą otworzyć, z pewnością stwierdziłabyś, że jestem zupełnie inny.
- I od razu bym się w tobie zabujała, weź przestań! No puść mnie, bo zacznę krzyczeć! – warknęła niecierpliwie.
- Tego nie powiedziałem, daj mi tylko szansę, a sama zdecydujesz – zabrał ręce, nie przestając mierzyć jej uważnym spojrzeniem.
- Już raz ci dałam i co z tego wyszło? Rozbiłeś mój związek z innym, czy to nie przesada?!
- Bo on od początku był podejrzany! Nie moja wina, że postanowił się zabawić twoim kosztem, ale przy tym marnie się kamuflował. Jeśli spotkasz innego, który będzie czysty, na pewno nie będę się do tego mieszał. Jak chcesz, mogę sobie zrobić badania psychiatryczne, które potwierdzą, że jestem zupełnie normalny – położył rękę na sercu.  
    Kaari nareszcie wybuchła szczerym śmiechem.
- Nie musisz, od razu widać, że z ciebie świr! Ale nie, Jyrki, serio. Niby jak znajdę sobie innego, skoro ty się będziesz koło mnie kręcił? Będą myśleli, że z tobą jestem!
- A to nie możesz mieć KOLEGI? – w odpowiedzi zaczęła nerwowo wywracać oczami – czego się tak boisz? Dlaczego nie pozwolisz mi być twoim znajomym? Czy ja wymagam nie wiadomo czego?! – jęknął w końcu zrezygnowany – to moje własne ryzyko, tak?  Co się o mnie martwisz? A nuż przekonam się po jakimś czasie, że koleżanką, owszem, jesteś świetną, ale tylko tyle? No nie bądź taką żyłą! – dodał niecierpliwie.
    Kaari potrzebowała jeszcze kilku minut na to, by rozważyć wszystkie „za” i „przeciw”, toteż szli w milczeniu przez dobrą chwilę, podczas której doszła do wniosku, że może przecież traktować go tak samo, jak na początku znajomości – wspólne wypady, jakieś spotkania, ale NIC poza tym.  
    W takim więc razie, gdy już wmówiła sobie, iż nic jej nie grozi ze strony muzyka (a przynajmniej nie coś takiego, jak – brońcie ludzie – zakochanie się w nim), spytała, czy zaproszenie do kawiarenki jest aktualne. Jyrki bardzo się na to ucieszył, lecz, rzecz jasna, nie dał tego po sobie poznać, po czym ruszyli w owym kierunku, rozmawiając już o wszystkim i o niczym. Dziewczyna zbyt zmęczyła się walką z „upartym osłem”, zaś jemu jak najbardziej to odpowiadało.      
      
    Rozdział 18

    Było chłodne przedpołudnie. Hanna przemierzała ulice, co rusz mijając sklepy, do których miała przecież wejść, gdyż była zbyt pochłonięta myślami na temat starszego syna. Odkąd go pobito, bała się o niego jeszcze bardziej – aż dziw ją brał, gdy to sobie uświadomiła. Najwyraźniej instynkt macierzyński dopiero teraz osiągnął swą pełnię.  
    Rozdzwoniła się jej komórka – „dobijał się” Tero Nymanen, więc z pewnością chodziło właśnie o Aleksego… Szczęściem, tym razem były to bardzo dobre wieści, bowiem na twarzy Hanny zarysował się promienny uśmiech, przemieszany z niedowierzaniem.
    Tanja niespokojnie kręciła się po pokoju, pakując do torebki ostatnie rzeczy. Śpieszyła się, toteż była w nienajlepszym humorze, a jakby tego jeszcze było mało, zadzwonił domofon. Wywróciła oczami, gdyż była sama w domu. Jak burza wybiegła z pokoju, rzucając do słuchawki cierpkie „Halo?!” – dziwne, lecz to Enni postanowiła do niej zajrzeć właśnie teraz, chociaż powinna być w pracy…  
    Prędko odrzuciła złość na bok (a przynajmniej starała się tak zrobić), bo bynajmniej nie miała zamiaru wyładowywać się na przyjaciółce.
- Skąd ty tutaj? Nie pracujesz? – wyjąkała niepewnie, gdyż Enni wpadła do środka, niczym szalona.
- Mam dziś wolne, ale kij z tym! Fajnie, że cię zastałam! Wycofała zarzuty, rozumiesz? Wypuszczą go! – pisnęła niezrozumiale.
- Ale kto, co?! – zawołała skołowana, na co Aleks zawtórował jej głośnym miauknięciem.
- No nie wiesz? Aleksa! Wypuszczą go, ta zołza wszystko wycofała! Teraz tylko muszą tam jeszcze jakichś procedur dopełnić, czy jakoś tak, i wyjdzie na wolność! Czaisz? A nie mówiłam? Jest niewinny, NIEWINNY! – chwyciła ją za dłonie i zaczęła wykonywać jakiś dziwny taniec.  
    Tanja pozwalała prowadzić się, niczym szmaciana kukła, gdyż zupełnie ją zamurowało. Serce rozbiło się w tak szaleńczym tempie, że przez moment miała wrażenie, iż rozerwie ją od środka. Uspokoiła rozszalałą „kumpelę” mocnym szarpnięciem za ręce.
- Skąd wiesz? Kto ci to powiedział?!
- Pani Hanna dzwoniła, to info od adwokata, więc nie może być pomyłki! Ale się cieszę, Tanja! – wyściskała ją w wielkiej euforii – a ty nie? Co jest…? – bąknęła jednak zaraz potem, gdyż przyjaciółka była, niczym sparaliżowana: wciąż rozwierała usta, patrząc gdzieś przed siebie.
- Jasne, że się cieszę, ale jak… jak to tak nagle? – wykrztusiła po chwili milczenia.
- Chodźmy do ciebie, to ci wszystko opowiem! Dawno się w końcu nie widziałyśmy! – Enni ochoczo pociągnęła ją za sobą.  
    Rzuciła okiem na zegar ścienny, który wisiał w przedpokoju: powinna już wyjść, bo inaczej spóźni się na zajęcia… co tam one! Najwyżej odpuści sobie jeden wykład, teraz ważniejszy był Aleksi i kwestia jego wypuszczenia na wolność.  
    Aleks usiłował popędzić za nimi, lecz zamknęły mu drzwi przed nosem.

***

    Kaari, odpowiadając na zaproszenie Jyrkiego, udała się na sobotni występ „Bajek” i musiała przyznać, iż bawiła się świetnie. Melodia była nienajgorsza, a wokal Samu zachwycający. Jednakże jej uwagę najbardziej przykuwał oczywiście basista. Była pod wrażeniem tego, jak zręcznie „operował” palcami, wydobywając z gitary chwytliwe dźwięki i skomplikowane „rify”. Przynajmniej z powodu tej jednej rzeczy mogła żywić dla Jyrkiego… podziw.
    Po „koncercie” kazała się odprowadzić do domu (kolega w żadnym razie nie powinien był pomyśleć, iż to randka) i tak też dzisiaj razem wracali z pracy, narzekając wzajemnie na swoje zajęcie. Byli tak tym pochłonięci, że nie spostrzegli w oddali dwóch policjantów, którzy legitymowali jadącego zbyt szybko kierowcę – owszem, jednym z „gliniarzy” był Jari. Spostrzegłszy Kaari, zostawił kolegę samemu sobie i pobiegł za nią, by zamienić kilka słów. Wszak, nie miał zamiaru ot tak dać za wygraną.  
    Para usłyszała więc za sobą nawoływanie. Panna Venerinen od razu się odwróciła, rozpoznawszy w nim głos policjanta. Jyrki przewrócił oczyma, obawiając się, że „pingwin jeszcze urobi Kaari na swoją modłę”…
- Poczekaj! Możemy porozmawiać? – przystanął, ciężko przy tym sapiąc.
- Jyrki, możesz zaczekać na mnie kawałek dalej? – zwróciła się do muzyka na co ten, choć niechętnie, posłusznie odszedł.
- Z nim to się oprowadzasz, ale mnie nie dasz nawet znaku życia! Co jest, stało się coś? – zagaił z wyczuwalnym wyrzutem.
- U mnie wszystko w porządku, a u ciebie? Dzieci zdrowe? Żona nie dogorywa? – przyjęła zamkniętą, acz dumną postawę. Jari zaniemówił, rozwierając z zakłopotania usta. Poczuła, jak zalewa ją nowa fala zawodu, mimo że już przeżyła coś takiego, gdy Jyrki pokazał jej filmik, więc nie powinno się było powtórzyć. Ale jednak: do ostatniej chwili wierzyła, że może kolega się pomylił? – ja o nich wiem. Kobieta wpuściła cię w maliny, co? – chwyciła go za przegub, unosząc w górę dłoń, na której palcu tkwiła obrączka. No tak, zapędził się tak bardzo, że zapomniał ją zdjąć.
- Ja ci to wszystko wytłumaczę… - wymamrotał powoli – myślałem, że nie będziesz chciała ze mną być, jeśli ci wyznam, że jestem żonaty…
- I nie pomyliłeś się. Żegnam! – mruknęła chłodno.
- Poczekaj! – złapał ją za ramię.
- Puszczaj, bo dam ci w pysk! – syknęła cierpko.
- Lepiej nie, bo cię jeszcze wsadzi za obrazę władzy! – zawołał z oddali Jyrki.  
    Jari posłał mu tak miażdżące spojrzenie, iż jeśli byłby to film akcji, z pewnością wyciągnąłby broń i wymierzył weń. Kaari popatrzyła w kierunku znajomego, po czym wyszarpnęła się i bez słowa odeszła do niego.
- Na serio mi się podobasz! To nie była tylko zabawa! – usłyszała jeszcze za sobą.
- Ale ty mi już nie! – odkrzyknęła zimno i przyśpieszyła kroku.
- Ciężko za tobą nadążyć! A tak na serio, to szkoda by było łamać sobie paznokcie na jego ryju – obok zaraz pojawił się Jyrki.  
    Przeszli tak spory kawałek, aż dojrzawszy róg, Kaari skręciła za niego i wybuchła nagłym płaczem. Muzyk zdębiał, bo oczywiście nie wiedział, co w takiej sytuacji zrobić – Nie rycz… nie opłaca się – próbował jakoś pocieszyć, ale efekt był odwrotny do zamierzonego – może pójdziemy się czegoś napić? Gorąca czekolada, co? Podobno jest dobra na doły, ma jakieś enzymy, czy coś…
- „Endorfiny” – poprawiła, parskając przy tym śmiechem.
- To co? Idziemy na te enzymy? – posłał jej krzywy uśmiech.
- Pozwól mi się wypłakać – mruknęła, przetrząsając torebkę w poszukiwaniu chusteczek, jakie zawsze przy sobie nosiła.
- Może…? – rozłożył ramiona, ale natychmiast się odsunęła.
- Nie trzeba, nie jestem aż tak zdesperowana… ale dzięki za… chęci, o ile tak to mogę nazwać.
    Wróciła do domu w bardzo złym humorze. Była wściekła na siebie, że płakała przy Jyrkim. O nie, wcale nie dlatego, że wylewała żale po innym, co mogło go dotknąć. Gdzie tam! To stąd, że… dała „draniowi” sposobność do tego, by usiłował ją „pocieszyć” – już ona to widzi, phe!  
    Na przemian prychała do siebie, to znów kręciła głową na myśl o postępku Jariego, aż spostrzegła na podłodze torebkę Tanji. Czyżby już wróciła do domu? A to by ci był cud!  
    Nieśmiało uchyliła drzwi od jej pokoju i od razu ujrzała ją, siedzącą na łóżku. W ręku ściskała fotografię, jaką zrobiła sobie kiedyś z Aleksim, raz po raz przecierając przy tym policzki – Ty już w domu? Mieliście dzisiaj mało zajęć?
- Nie byłam… On mnie chyba zabije… znienawidzi! – uniosła na siostrę zapłakane oblicze.
- O czym ty mówisz? Co się stało?! – zbladła ze strachu. Tanja miała wyjątkowy dar do przyprawiania ludzi o palpitację serca…
- Wypuszczą go, jest niewinny! Nigdy mi nie wybaczy, że mu nie uwierzyłam i jeszcze powiedziałam…! – uderzyła pięścią w posłanie. Kaari chwyciła się za usta, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy – dlaczego ja zawsze muszę być taka głupia?! To ja powinnam była zrobić to głupie śledztwo! A Enni mnie zachęcała! – ciągnęła wzburzona.
- Serio jesteś pewna? Kto ci powiedział, że go wypuszczą? – siostra przysiadła się obok.
- Enni tu była. Wie od jego matki, więc to musi być potwierdzone. On mnie znienawidzi! – popatrzyła jej w oczy z rozpaczą, przemieszaną ze strachem. Kaari objęła ją ramieniem, mocno do siebie dociskając.
- Nie martw się na zapas… na pewno będzie zły, ale nie aż tak… Pogadacie, wyjaśnicie sobie wszystko i będzie dobrze… pewnie trzeba będzie czasu, nim dojdzie do siebie, ale potem wszystko wróci do normy i będzie tak, jak przedtem. Zobaczysz!
    Tanja miała ochotę odpysknąć, iż „chrzani głupoty”, lecz dobiegł ją odgłos zamykanych drzwi. Wyrwała się z mocnych objęć starszej siostry i niczym huragan, pognała do przedpokoju.
- Zawsze go skreślałaś, ale i tym razem się pomyliłaś! Wypuszczą go, słyszysz?! Wypuszczą, bo jest niewinny! I co teraz powiesz?! – zaatakowała, celując w przerażoną matkę drżącym palcem. Za jej plecami stanęła Kaari, która spokojnie wyjaśniła rodzicielce, o co właściwie chodzi. Tanja chwyciła z wieszaka kurtkę i nawet jej nie włożywszy, wybiegła z mieszkania.
- Pójdę za nią, bo kto wie, co jeszcze zrobi? – westchnęła druga z nich i udała się za młodszą.
- Ale co ja mam do tego?! Przecież sama na niego wyzywała, gdy go zamknęli! – pisnęła do siebie skołowana Krystyna, gdy te już opuściły domostwo – ludzie kochani, teraz wszystko zacznie się od nowa, bo przecież na pewno się jej odwidziało! – prychnęła zaraz potem, ze złością rzucając na kuchenny blat ciężkie zakupy.  
    Jak dla niej mógłby pozostać w więzieniu, bo przynajmniej wtedy był spokój!

***

    O zaistniałym fakcie Aleksi dowiedział się podczas specjalnej wizyty adwokata. Nymanen przekazał mu, iż Leena sama zgłosiła się najpierw na policję, a potem do prokuratury, by wyjaśnić, że „zaszło nieporozumienie i tak naprawdę Kietala zachowywał się wobec niej w porządku – to ona pomyślała sobie za dużo”. Na pytanie, dlaczego oczerniła go w tak podły sposób, odpowiedziała, iż sama nie wie – po prostu powodowała nią złość na wszystkich mężczyzn.  
    Ponoć Johannes był bardzo wściekły i krzyczał na komisariacie, że się z nią rozwiedzie, ale, jak przewidywał Tero, wystarczy tylko trochę czasu, a Raikinen jak zwykle go ułagodzi… No, chyba, że nie wybaczy jej tych wszystkich romansów, do których musiała się, siłą rzeczy, przyznać.
    Aleksi słuchał owych rewelacji bez większego entuzjazmu, mimo że powinien zaskoczyć go fakt, iż Leena miała za sobą tak trudną przeszłość. Nie to, żeby ją to w jakiś sposób usprawiedliwiało – było raczej ciekawym „dodatkiem” do jakże poplątanej historii. Był zbyt wściekły, by jej współczuć i… tak bardzo wypłukany z emocji, że zupełnie go to obeszło.  
    W owym momencie było mu wszystko jedno, czy też pozostanie tu, czy za parę dni będzie mógł położyć się do własnego łóżka… Nie miał ochoty oglądać wszystkich tych twarzy, które będą go teraz przepraszać, tłumaczyć się… ale najbardziej odstręczała go myśl, iż wśród nich jest również Tanja i Eino. Z prawdziwą satysfakcją oglądałby, jak się przed nim płaszczą i błagają o wybaczenie, ale jednocześnie przywodziło to na pamięć dzień, w którym ujrzał Juuli, wsiadającą do samochodu tego drugiego. Wnętrze natychmiast zalewała tak silna fala zazdrości, iż sprawiała wrażenie literalnego bólu. Z jednej strony nabruździłby im, ile tylko mógł, a Einowi „dał po pysku”, lecz z drugiej nie miał zamiaru zniżać się do ich „żałosnego poziomu”.  
    Tam, za murami Vantaa, życie zdawało się być o wiele trudniejsze – znowu szara codzienność, w dodatku bez przyjaciół, bo ci odwrócili się od niego, gdy trafił tutaj. Owszem, z pewnością można jeszcze było jakoś odbudować mocno nadszarpnięte więzy, ale to się wiązało z koniecznością widywania jej – Tanji, bo w końcu Matti był jej bratem, Kaari siostrą, a Enni przyjaciółką…
    Strażnicy, którzy mieli o jego osobie jakie takie pojęcie, gratulowali mu. Niklas wyściskał na pożegnanie i poklepał po plecach. Mijani więźniowie mierzyli go z zazdrością w oczach – w przeciwieństwie doń bardzo chcieliby stąd wyjść. Niko kiwnął z oddali ręką, a Eicca przyśpieszył na jego widok.
- Powodzenia, stary! – zawołał, salutując.
- Pamiętaj: twój wybór! – odkrzyknął, odpowiadając tym samym. Eicca odprowadził go nieśmiałym grymasem, potrząsając przy tym głową, gdy w „asyście” strażników udał się do budynku, w jakim miał przejść ostatnie „procedury”, związane z opuszczeniem aresztu w Vantaa.  
    Niebo szczelnie przykrywały grube, ołowiane chmury, z których sączył się deszcz, przemieszany ze śniegiem. Za murami aresztu powietrze wcale nie było inne, woda z kałuż rozpryskiwała się tak samo, a świat wcale nie nabrał cieplejszych kolorów. Wręcz przeciwnie: drzewa, otaczające kompleks w Vantaa, sprawiały teraz wrażenie wysokich murów, które odgradzały go od jeszcze cięższej egzystencji, aniżeli ta tutaj.
- Aleksi, tu jestem! – z oddali krzyknęła na niego Hanna, która czekała przy granatowym, eleganckim volkswagenie.  
    Jeszcze mocniej zaciągnął na ramię pasek od torby i ruszył doń bardzo wolnym krokiem. Na powitanie oczywiście uściskała go i ucałowała w policzek – Jak się czujesz? Boli cię głowa? – spytała troskliwie, na co jedynie niedbale wzruszył ramionami, mimo że zdawało mu się, iż czaszkę raz po raz przeszywają ostre miecze.
    W drodze do Helsinek usta Hanny w ogóle się nie zamykały – mówiła to o Tahti, że chciała z nią przyjechać, ale musiała iść na ważny wykład, to znów, że Tero coś tam jeszcze załatwia w związku z ową, jakże przykrą sprawą… Właściwie, to wcale jej nie słuchał, gdyż nie potrafił się na niczym skoncentrować.  
    Sięgnął do tylniej kieszeni spodni, bowiem to tam schował wisiorek z onyksem, jaki przyjechał z nim do aresztu, a który co dopiero mu oddano po zarekwirowaniu. Zaczął od niechcenia obracać go w palcach, to znów mu się przyglądać, na co matka zerkała ze skrywanym niepokojem, aż wreszcie uchylił nieco szyby i wyrzucił go przez okno – Pojedziemy do mnie, najlepiej będzie, jak przez jakiś czas pomieszkasz u nas – ozwała się na nowo, gdy minęli granicę stolicy.
- Chyba zwariowałaś?! – parsknął tak ponuro, że jak zwykle przeszły ją ciarki – dzięki, poradzę sobie sam. Jeszcze czego, żebym miał codziennie oglądać tą zdradziecką mordę? Mówię o Kalle, tak dla ścisłości.
- Polubilibyście się wreszcie, jesteście w końcu braćmi! – jęknęła zmęczonym tonem.
- Tylko w 50-ciu procentach, co nie uprawnia do darzenia się pełną miłością… bo ja go, mimo wszystko, kocham i to tak mocno, że chętnie skręciłbym mu łeb, gdyby tylko można sobie było w taki sposób okazywać uczucia.
- To w końcu mocno, czy wcale? – westchnęła zrezygnowana – dobrze, niech ci będzie: odstawię cię pod stary adres, ale w zamian za to, musisz się zgodzić na to, bym ci na jutro umówiła wizytę do lekarza. Chodzę do naprawdę świetnego specjalisty, który…
- Po co?! – skrzywił się.
- No jak? Trzeba sprawdzić, czy z twoją głową wszystko w porządku.
- Od urodzenia nie było, nie widać? Nigdzie nie pójdę! Nie potrzebuję, by mi wyszukiwali choroby!
- I chcesz się dalej męczyć?! – zahamowała gwałtownie, gdyż zapaliło się czerwone światło. Warknął do siebie, to stanowiło pretekst do dania mu „kazania”… - skąd wiesz, czy to coś poważnego? A nuż, to tylko migrena? Aleksi, na to bierze się leki. Nie musisz niepotrzebnie cierpieć.
- Nie będę, wystarczy, że się wstawię i ból od razu czmychnie!
- Też mi lekarstwo, no naprawdę! A jak to wysokie ciśnienie? Po alkoholu podskoczy ci tak bardzo, że jeszcze dostaniesz udaru, albo jakiegoś wylewu!
- Jesteś lekarzem, czy co?! – zawołał z niedowierzaniem – nic mi nie jest, już nic mnie nie boli! Łeb też nie, także spokojnie! Z chwilą, gdy opuściliśmy Vantaa, wszystko mi przeszło.
- Mówisz prawdę? Nie oszukujesz mnie? – przeszyła go podejrzliwym wzrokiem.
- Na sto procent, jak teraz jest zielone – odrzekł z przekonaniem, choć w chwili, w jakiej to mówił, światło było akurat pomarańczowe, ale Hanna „zdążyła” akurat na to pierwsze… Uspokojona ruszyła więc dalej, gdyż syn doskonale maskował swój stan. Z bólu aż go mdliło, lecz był zbyt wielkim tchórzem, by udać się do medyka i usłyszeć ewentualną diagnozę. Nie, nie potrzeba mu było „do szczęścia” jeszcze i tego…
    Na miejscu matka oczywiście uparła się, że wejdzie z nim na górę. Ba, po drodze zrobili zakupy, by miał co sobie zrobić do jedzenia… co tam, Hanna zaoferowała się, że sama mu coś ugotuje. Był tak zaszokowany, że wręcz… brało go obrzydzenie. W jego oczach cała ta troska była obłudna – jeszcze do niedawna w ogóle o nim nie myślała, po tym, jak 30-ci lat wcześniej zostawiła w szpitalu, a teraz nagle „udawała” troskliwą mamusię… Nie tyle był nieprzyzwyczajony do nadmiernej opieki, co nie mógł uwierzyć w to, że owa kobieta mogła go tak szybko pokochać i ot tak uznać za „część siebie”. Tym bardziej, że na początku nie układało im się najlepiej.  
    No, ale cóż, upartej kobiety nie przegada! Już robiła hałas w kuchni, przekładając zakurzone garnki i brudne talerze, jakich nie zdążył umyć przed aresztowaniem.  
    Porzuciwszy torbę w przedpokoju, przeszedł do tego, w którym przebywał po raz ostatni, nim do drzwi zapukali policjanci. Jakby zatrzymał się tutaj czas, wszystko było takim, jakim pozostawił: krzesło było odsunięte, laptop niezamknięty, a na fotelu jak zwykle zalegała sterta „porzuconych” ubrań. Jedynie cienka warstwa kurzu podsuwała myśl, iż dawno tutaj nikogo nie było.  
    Zrzucił z siebie grubą bluzę i sięgnął do szafy po stary, czarny płaszcz, który nosił jeszcze jako prokurator. Nie rozstawał się z nim od kilku zim, mimo że na materiale znaczyły się poważne ślady mijającego czasu.
    Hanna „walczyła” z górą brudnych naczyń, gdy wtem dobiegł ją huk zamykanych drzwi. Od razu porzuciła zajęcie i wyjrzała na korytarz. Może udał się jedynie do toalety…?  
    Minęła jednak chwila, a ten nie wychodzi… No nie, czyżby opuścił mieszkanie?! Przecież nawet niczego nie zjadł! Do tego wszystkiego na pewno poszedł się upić, co w jego przypadku było bardzo ryzykowne – a nuż znowu trafi za kratki, albo zaśnie gdzieś na ulicy? Zapowiadała się bardzo zimna noc! Jaka szkoda, że aż dotąd nie oddali mu komórki – dzięki temu nie będzie mogła „męczyć go” telefonami!
- Dlaczego mężczyźni są tacy głupi?! – jęknęła do siebie, bezradnie zwieszając ręce. Ale strawę, tak czy inaczej, i tak mu przygotuje.    

***

    Przestało padać, pomiędzy połaciami grubych chmur dało się nawet gdzieniegdzie dostrzec „skrawki” nieba. Po skończonych wykładach Eino jak zwykle zaproponował wyjście do ich ulubionego lokalu, w którym podawano pyszną pizzę i wyborną gorącą czekoladę. Tanja tak bardzo przyzwyczaiła się do owych wypadów, iż bez wahania się zgodziła.  
    Jak zwykle w trójkę zajęli stolik pod oknem, a Silva poszła złożyć zamówienie. Eino uprzejmie zaoferował się, że odwiesi ich odzienie, toteż Tanja została na moment sama. Z uśmiechem na ustach rozejrzała się po sali, aż jej uwagę przykuł mężczyzna, który siedział mniej więcej pośrodku lokalu, leniwie sącząc piwo. W piersi poczuła znajomy ścisk, ale nie, to niemożliwe… Enni przecież jej nie mówiła, by go JUŻ wypuścili. Zresztą, co to? Mało jest podobnych do siebie ludzi?  
    Nieznajomy zabrał jednak rękę od twarzy, którą dotąd się zasłaniał, i od razu stało się oczywiste, że to on – Aleksi. Natychmiast poczuła serce w gardle. A więc już jest na wolności! Jak bardzo chciałaby do niego podejść, ale zdrowy rozsądek jednocześnie podpowiadał jej, że może nie być łatwo – z początku na pewno będzie na nią obrażony, tak więc nie wypada zaczepiać go w obecności kolegów ze studiów. Co prawda, Eina zna, ale przecież nie pomógł mu, tak jak tego oczekiwał…  
    A skąd właściwie może wiedzieć, czy to nie za jego sprawą wyszedł na wolność?! No przecież oczywiste, że nie dzięki Kuokkanenowi: „kumpel” bynajmniej nie wyjawił jej, by miał ponownie składać zeznania, a i Enni wyraźnie dała jej do zrozumienia, iż „raszpla” SAMA wycofała zarzuty!
- Na co patrzysz? Dojrzałaś kogoś znajomego? – nawet nie spostrzegła, kiedy Eino wrócił do stolika.
- To on… - z trudem przełknęła ślinę – Aleks, siedzi tam. Już go najwidoczniej wypuścili z aresztu – słowa ledwie przechodziły jej przez gardło, zupełnie jakby rozszalałe serce zablokowało struny głosowe.
- Serio? – towarzysz rozejrzał się po zebranych – ano faktycznie! Jeszcze z nim nie gadałaś? To chodź, przywitamy się – poderwał się na nogi.
- Odwaliło ci?! Nie!
- Czemu? Przecież się znamy, a…
- Nie! Bo… bo nie teraz… muszę się na to przygotować – burknęła czując, że zaczynają piec ją policzki. Wszak, takie zachowanie przeczyło tej zakochanej Tanji sprzed kilku miesięcy, która wręcz chwaliła się swoim chłopakiem, czy też narzeczonym?
- Boisz się go, czy jak? – parsknął zdziwiony.
- Nie! – pisnęła oburzona – zostawmy to na razie, dobra?! Po prostu coś mnie paraliżuje i nie mogę na razie podejść, jasne?! A gdybyś to ty pierwszy tam podszedł wyglądałoby to jeszcze głupiej. Także, póki co, żadne z nas do niego nie pójdzie!
    Tak się przekomarzających, zastała Silva i oczywiście od razu zaczęła wypytywać, o kogo tak się sprzeczają. I ona była zaskoczona, iż koleżanka nie chce podejść do człowieka, z którym kiedyś była tak blisko. Tanja zaprzeczała, iż to z powodu obaw, że może sąd się pomylił, wypuszczając go na wolność. Jej zdaniem „oficjalnie” też nie zerwali, więc było to tym dziwniejsze…  
    Jedynie przyglądała się mu, stwierdziwszy, że wiele się nie zmienił przez te miesiące – tylko trochę schudł i nieco urosły mu włosy. Nie rozglądał się wokoło – i bardzo dobrze – jedynie wpatrywał bezwiednie w jakiś punkt przed sobą, od czasu do czasu sięgając po garść orzeszków ziemnych, jakie zapijał wspomnianym już piwem. To mieszał ów trunek, przecierał twarz, masował się po czole…  
    Obserwowała go tak uważnie, że już niemalże rozgryzła schemat, w jakim wykonywał owe gesty.
- Zamiast patrzeć, idź lepiej wreszcie do niego i załatwcie to w końcu – wtrąciła Silva, która przyglądała się jej od dobrej chwili.
- Właśnie to jej radziłem – dodał niechętnie Eino.
- Zajmijcie się swoimi sprawami, dobra? Podejdę, jak będę gotowa – mruknęła na to główna zainteresowana, pytając siebie w duchu, dlaczego właściwie nie chce podejść? Czego się obawia? A może po prostu… jest jej wstyd za to, jak się zachowała, gdy widzieli się ostatnim razem?  
    Ani się obejrzała, jak zaczęła powtarzać w myślach „No popatrz tu! Spojrzyj w tą stronę!” – tak, po pewnym czasie owych obserwacji zapragnęła, by to on zrobił pierwszy krok: zerknął przypadkiem, a ona już zrobi resztę. „Ty tutaj? Wypuścili cię? Jak dobrze! Właśnie cię zauważyłam” – i takie tam banialuki…  
    Nie, to nie pasuje, przecież on nie wyjechał na te niespełna trzy miesiące, tylko przebywał w więzieniu! Do tego poniżyła go, zarzuciła obrzydliwe rzeczy, stanęła po stronie „wariatki”! Nie, to się nie uda! Ona pierwsza powinna podejść, to jej obowiązek! Zrobił ostatni łyk, zaraz albo zamówi drugie piwo, albo sobie pójdzie, musi więc działać, jeśli nie chce się spóźnić! Zaczął czegoś poszukiwać w kieszeniach czarnego płaszcza – na pewno pieniędzy. No prędzej!  
    Nie wiedząc, kiedy, zerwała się z miejsca.
- No! A teraz do roboty! – zachęciła Silva.  
    Tanję znowu obleciał strach oraz towarzyszące mu wątpliwości. Jak zareaguje? Jak ją potraktuje? Będzie szorstki, niemiły, obojętny? Nie, na razie chyba nie wychodził, bo na powrót padł na oparcie krzesła i na nowo zaczął spoglądać w ten swój niewidzialny punkt.
- Ja… ja muszę do toalety – mruknęła niewyraźnie, gdyż nie mogła dłużej tak „idiotycznie” stać i w istocie udała się do wc-tu. Podejdzie do niego po powrocie stamtąd. Tak, to będzie dobry pretekst: poszła skorzystać i po drodze spostrzegła go, toteż podeszła.
- Rany, jaki z niej dzieciak! Załatwia się sprawę raz, dwa i już! – jęknęła tymczasem zdegustowana koleżanka.
- Zostaw ją, niech robi, jak chce – burknął skwaszony Eino.
- Wiem, że ci to nie w smak, ale pewne rzeczy musi załatwić do końca, nim zdecyduje się na coś innego – puściła oczko, na co towarzysz przedrzeźnił ją – oho, adorator gdzieś idzie. Jak do kibla, to na bank się spotkają! – zauważyła, wyraźnie podekscytowana całą tą sytuacją. Ale kobiety chyba już tak mają – myślał zdegustowany Kuokkanen.
    Tanja bezradnie krążyła po toalecie, zaciskając wargi i raz po raz odgarniając włosy. Z jednej strony bardzo chciała zamienić z nim słowo, przekonać się, jaki jest teraz jego stosunek do niej – wszak, w listach wciąż jeszcze miał nadzieję na to, iż mu uwierzy, ale obecnie… Co z tego, że nie odpisała? Może nie miała jak? Być może on tak naprawdę sądzi, że wszystko wróci teraz do normy? Będzie po staremu? Jeżeli tak, to świetnie, bo ona też by tego chciała. Ale co z ruszeniem związku do przodu? Wrzesień w końcu minął, był koniec października. Nie wiadomo też, na ile zmienił go pobyt w areszcie. Musiałby więc znowu „dać jej trochę czasu”, co już te kilka miesięcy temu potwornie go irytowało…  
    Po co gdybać, jeśli się nawet nie zna zdania tej drugiej strony?! Raz kozie śmierć!  
    Nabrała potężny haust powietrza i wstrzymując je na moment w płucach, pchnęła drzwi i choć na drżących nogach, wróciła na główną salę. Tam spotkała ją przykra niespodzianka – wyszedł tuż po tym, jak udała się do toalety.

***

    Tanja miała za sobą ciężką noc – nie mogła spać, a gdy już zasnęła, dręczyły ją sny o spotkaniu z Aleksim. Raz był w nich miły i wyrozumiały, innym znów szarpał ją w wielkiej złości i wyzywał od najgorszych, aż wreszcie przytulił i pocałował, by na koniec… uderzyć ją w twarz.  
    Szykując śniadanie wiedziała już, że jeszcze tego samego dnia MUSI z nim porozmawiać! Tylko gdzie go znaleźć? Trudno, choćby miała odwiedzić każdą „knajpę” w Helsinkach, zrobi to! Potem pójdzie… do niego, ale wpierw uda się do zakątka – wszak, uwielbiał tam chadzać, by porozmyślać. Z pewnością będzie chciał zobaczyć, jak przez te miesiące zmieniło się owo, jakże urocze miejsce.  
    Postanowiła więc, w pośpiechu przełykając kolejne kęsy, gdyż zdenerwowanie oraz towarzyszące mu podniecenie nie pozwalało skupiać się na tak „prozaicznej” czynności, jak posilenie się. Wtem do kuchni wszedł podenerwowany ojciec.
- Nie jesteś w pracy? – zdziwiła się.
- Dzisiaj mam drugą zmianę… leki nasercowe mi się skończyły, a nie wiem, gdzie mama trzyma nowe!
- Pewnie tam, gdzie chowała wszystkie, kiedy miałam ochotę się nimi otruć – westchnęła, z niechęcią wracając do owych czasów.
- Wiesz, gdzie to jest?
- Sporo się namęczyłam, żeby mi to wreszcie zdradziła, ale teraz już tak! – zaśmiała się i odstawiwszy śniadanie, ruszyła ku kuchennym szafkom. To tutaj, na najwyższej półce jednej z nich, troskliwa matka przechowywała wszelakiej maści medykamenty.  
    Stanęła na stołku i zaczęła przetrząsać pudełka z lekami, gdy natrafiła na kopertę. Co więcej, ta była adresowana do niej – To pismo Aleksa… - wymruczała pod nosem.
- I co? Masz je? – dopytywał z dołu Juha.
- Ej, to było wysłane niedawno, czemu tego nie dostałam?! – pomachała mu przed twarzą korespondencją.
- A co to jest?
- No jak, co?! List od Aleksa, wysłany z aresztu! Dlaczego mi go nie przekazaliście?! – uniosła się.
- A bo ja wiem? Ja nawet nie wiem, o czym mówisz…! A, czekaj… no tak, matka coś tam mówiła, że znowu do ciebie napisał i jeszcze coś tam marudziła… potem powiedziała, że ci go nie da i nie wiem, co się z nim stało – wyjaśnił skruszony ojciec.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Tak się nie robi! – zwiesiła bezradnie ręce.
- Zapomniałem, naprawdę! Poszukasz mi tych leków, co? Bardzo cię proszę – posłał jej niewinny uśmieszek.  
    Mimo że był „jej tatkiem”, miała ochotę porządnie mu przyłożyć! Świadomie, czy nie, stał się wspólnikiem matki w jej obsesyjnym pragnieniu rozdzielenia ją z Aleksim! O ile tutaj można jeszcze w ogóle było mówić o jakimś związku…  
    Po spełnieniu prośby ojca natychmiast zaszyła się u siebie i nerwowym ruchem rozerwała kopertę. A nuż pisał tutaj, że wkrótce go wypuszczą, że jest niewinny? To właśnie od niego dowiedziałaby się wszystkiego, gdyby nie rodzicielka, ach!  
    Jednakże, gdy zagłębiła się w treść, jej serce zalała potężna fala niepokoju: „Wiem, że wielu wyśmiałoby mnie za to, że się poniżam, ale musiałem to zrobić, inaczej nie zaznałabym spokoju. Niech cię diabli, Tanjo Venerinen. Myślałem, że jesteś inna, że mogę na tobie polegać. Różnisz się od Juuli i nie polecisz tak prędko na innego. Ale cóż, uczyłaś się na mnie! Pamiętasz, jak mi to kiedyś powiedziałaś? Wtedy było to bzdurą, teraz okazało się prawdą. Ja jednak jestem czysty, chociaż w twoim mniemaniu to ja zabawiałem się na boku z innymi, bo już rzekomo wiedziałem, jak mam je traktować. Ja miałem inną na boku… A ty? Jak nazwiesz to, co zrobiłaś? Nie uwierzyłaś mi nawet na moment – mógłbym ci to wybaczyć, ale na pewno nie to, że tak szybko uderzyłaś do Kuokkanena. Najpierw grał mojego kumpla, by potem mnie zdradzić i odbić mi dziewczynę. Ty jesteś nie lepsza, bo się na to wszystko zgodziłaś. A może tak naprawdę podobał ci się już wcześniej, nim mnie zamknęli? Zresztą, co za różnica? Mam to gdzieś. Napisałem do ciebie tylko po to, by powiedzieć, co o tobie myślę, a prawda jest taka, że jesteś nic niewartą, przewrażliwioną histeryczką, która odpycha od siebie tych, którzy ją kochają, a lgnie do takich, co to jej tego jeszcze nie udowodnili. Życzę ci szczęścia z nowym chłopakiem – nieszczerze, ale chciałem zakończyć list w dobrym guście. Ulżyło mi. Mam nadzieję, że doczytałaś do końca, a czy uznałaś mnie za niedojrzałego szczeniaka? Nie obchodzi mnie to”.  
- Co to…? Przecież to nieprawda! – jęknęła do siebie, raz jeszcze śledząc treść, czy aby na pewno dobrze przeczytała. Pismo było tak ironiczne, tak bardzo przepełnione jadem… to nie pasowało do Aleksego! I do tego skąd wziął mu się ten cały pomysł, iż rzekomo jest z Einem?! Tym bardziej musi się z nim spotkać i wszystko wyjaśnić! Jaka to radość, że nie zauważył ich wczoraj w klubie, bo oczywiście zrozumiałby to opacznie!
    Przemierzała ulice, rozglądając się dookoła, czy aby nie dojrzy go gdzieś w tłumie? Za pół godziny zaczynały się zajęcia, ale w tej chwili w ogóle ją to nie obchodziło. O nie, dzisiaj nie pójdzie na uniwersytet – on jest ważniejszy od jakichś „głupich” studiów!  
    Myślała tak, ilekroć mijały ją udające się do szkoły, bądź wracające z niej dzieci, aż na jej drodze wyrósł najprawdziwszy student, Eino w dodatku.
- Hej! Ty na uniwersytet? Możemy pójść razem – dołączył się, nadchodząc z bocznej ulicy.
- Nie, ja nie tam. Idź lepiej, bo się jeszcze spóźnisz – odparła, nawet na niego nie patrząc, gdyż była zbyt pochłonięta spoglądaniem po przechodniach.
- Jak to? Chora jesteś? Idziesz do lekarza? – zaczął dopytywać.
- Nie, wszystko w porządku! Mam do załatwienia ważną sprawę, także…
- Mogę ci potowarzyszyć, pierwsze wykłady mogę sobie śmiało podarować – jak na złość był tego dnia strasznie „namolny”… o ile w przeszłości byłoby jej to na rękę, teraz było bardzo niezręczne: Aleksi nie może ich razem zobaczyć, bo z pewnością się zdenerwuje, a wówczas nici z normalnej rozmowy!
- Nie, to sprawa osobista. Na serio lepiej idź. Zobaczymy się na uczelni, pa! – nie widząc innego wyjścia, biegiem rzuciła się w kierunku rysującego się na horyzoncie Esplanadi.  
    Myliła się jednak, jeśli sądziła, że tak łatwo pozbędzie się kolegi… Eina zaniepokoił jej nerwowy ton i tak usilne próby „spławienia go” – z pewnością szła na spotkanie z „Alem”. Umówione, czy nie, nie wiadomo jak ten się zachowa. Poza tym, bardzo chciał wiedzieć, czy się pogodzą, czy nie…?  
    Tak więc podążył za nią, co nie było takie trudne, gdyż w bieganiu był bardzo dobry.
    Weszła już na ścieżkę prowadzącą do zakątka. Im bliżej była owego miejsca, tym szybciej biło jej serce (wcale nie ze zmęczenia), a pierś ściskało owo, jakże dobrze znane jej uczucie – strachu przemieszanego z radością, iż być może zaraz go zobaczy. Bardzo tego chciała, z drugiej zaś strony wolałaby nie… a jeśli wcale go tu nie ma? Mimo wszystko nie bardzo się jej widzi wizyta w jego mieszkaniu…  
    Tym razem chyba nie była konieczna: gdy tylko odgarnęła gałęzie, pełniące rolę strażniczek dostępu do tajemniczego zakątka, oto ujrzała w oddali postać, zasiadającą na „słynnym” już pniaku. To musiał być on, wszak tylko on siadał na tym drzewie i do tego ubrany był w swój ulubiony, czarny płaszcz.  
    Nie wiedzieć czemu, ogarnęło ją wzruszenie. Po raz pierwszy poczuła prawdziwą radość, iż widzi go na wolności. Ruszyła ku niemu, starając się stąpać jak najciszej, gdyż nie chciała, by dojrzał ją, nim znajdzie się przy nim.
    Wspominał dawne czasy: gdy żył Ville na przemian z tymi, kiedy to pokazał owo miejsce Kaari i Tahti, a ta zrobiła mu zdjęcie, gdy postawił tutaj Tanji „ultimatum”, pocałował ją po raz pierwszy, wyznał, że „pochodzi” z gwałtu, nie ma rodziny… wszystko, po prostu wszystko! A ona ot tak to zdeptała… Nie, na razie nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Nie umiał znaleźć usprawiedliwienia, że może to stąd, iż on przebywał w areszcie, w dodatku z bardzo ciężkimi zarzutami na karku. Że ona miała za sobą ponurą przeszłość, którą oskarżenie Raikinen umiejętnie jej przypomniało.  
    Jak na razie nic nie było w stanie ułagodzić choć trochę rozwścieczonego ducha, przetłumaczyć coś zranionej dumie. Podnieść z popiołów poniżone ego, które wmawiało sobie, iż jest nic niewarte.  
    Nagle poczuł czyjąś obecność – nie musiał bawić się w wyliczanki, któż to mógł być. Ona, nikt inny. Odwrócił twarz w jej stronę i od razu natknął się na jej nieśmiałe, wręcz spłoszone spojrzenie. Zupełnie, jakby miał ją zabić, albo co?
- Cześć… - wykrztusiła cicho, po czym zrobiła krok naprzód – fajnie cię tu widzieć – dodała, ostrożnie ważąc każde słowo.  
    Może wywiązałaby się z tego „cywilizowana” rozmowa, gdyby nie fakt, iż w zakątku nagle pojawił się Eino, który stanął tuż za nią. Nim zdążyła z oburzeniem zawołać, skąd się tu w ogóle wziął, Aleksi zerwał się z miejsca i wymierzył mu potężny cios z pięści. Kuokkanen zatoczył się, a dodatkowo potknąwszy na wystającej z ziemi gałęzi, przewrócił do tyłu. Tanja pisnęła w głos.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Jeszcze go tu sprowadzasz?! Won stąd, to jest MOJE miejsce! – wrzasnął wzburzony „napastnik”.
- To nie jest tak, jak myślisz! – wystawiła przed siebie ręce – przylazł tu za mną, ja wcale…!
- Rzygać mi się chce, jak słyszę takie teksty! Wynocha stąd, oboje! – wycelował ramię w prześwit pomiędzy gałęziami.
- Nie ma się o co tak wkurzać, człowieku! – Eino zaczął się powoli zbierać z ziemi – dla mnie wyglądało to, jak wyglądało! Skąd miałem wiedzieć, że babka zmyśla?
- Powiedziałem coś! – ruszył do niego, ale Tanja zastawiła kolegę własnym ciałem.
- Nie, nie bijcie się! On już sobie idzie, nie denerwuj się! – wystawiła uspokajająco ramię.
- Rany, jaki z niego narwaniec! I ty byłaś z kimś takim?! – zawołał poruszony Kuokkanen.
- Zamknij się i spadaj stąd! – syknęła, spoglądając to na niego, to znów Aleksego. Wszak, ona dobrze wiedziała, skąd ta napaść ze strony niegdyś narzeczonego.  
    Ten zaś krążył obok, trzymając się za głowę. O nie, nie miał zamiaru pierwszy opuścić tego miejsca – wszak, to on je znalazł i bynajmniej nie zezwolił, by była dziewczyna urządzała sobie tutaj schadzki z innymi!  
    Widząc, że kolega nie jest skory do zostawienia ich samych, Tanja poderwała go na nogi i dosłownie wypchnęła „na zewnątrz”, mimo gorących protestów z jego strony – Nic mi nie będzie! Durny jesteś?! – warknęła jeszcze i nawróciła do zakątka – ja na serio nie przyszłam tutaj z nim! Nawet nie jest tak, jak mi napisałeś! – zaczęła się gorączkowo tłumaczyć, lecz Aleksi nie chciał jej słuchać.
- Mówiłem do was obojga! Idź stąd! – ponownie wycelował w kierunku ścieżki.
- Przepraszam, że się tak zachowałam! Jestem idiotką, wiem, ale…!
- I myślisz, że to wszystko załatwi, tak?! Myślałem, że masz więcej honoru, a nie, żeby tu z nim przyłazić! Wiesz, co? Łajdaczka z ciebie! – syknął cierpko, dziwnie się przy tym krzywiąc.  
    Próbowała się jeszcze tłumaczyć, lecz chwycił ją za ramię i wyprowadził za „granicę” zakątka, „częstując” przy tym zapewnieniem, że jeśli wróci, to rzuci się do morza. Wszak, wystarczyło się tylko rozpędzić i skoczyć…  
    Gdy tylko pozbył się „intruzów”, nawrócił do pniaka i wyklinając ich, zaczął go wściekle kopać, aż wreszcie zasiadł z powrotem, łapiąc się za włosy. O nie, nie będzie znowu przez nią płakać, już dawno temu nauczył się, że przez kobiety nie warto! Nie warto się w taki sposób poniżać, bo w końcu mężczyźni nie płaczą!  
    Sama jednak myśl, że bezczelnie przyprowadziła tutaj innego sprawiła, że wybuchł niczym małe dziecko, które właśnie dotknął największy w życiu zawód. Na szczęście zbyt mało osób miało pojęcie o tym miejscu, by ktoś miał zastać go w tak „żałosnej” sytuacji.
    Rozgoryczona, zawiedziona Tanja z trudem łykała gorycz porażki, która objawiała się poprzez głośny szloch, aż na jej drodze ponownie stanął Eino. Jakby jeszcze tego było mało, z pretensjami:
- Jak mogłaś przyjść tutaj sama?! Przecież to wariat, jeszcze by cię pobił!
- Odwal się, to przez ciebie! Po coś za mną lazł, powiedziałam ci coś przecież! – wykrzyczała, niemalże już bijąc go w ramię.
- I dobrze się stało, bo jeszcze…!
- Nic by się nie stało! On myśli, że jesteśmy parą, durniu! Ktoś nagadał mu takich bzdur, jarzysz?! Ma nas za zdrajców, więc jego zdaniem słusznie dał ci w pysk! A w to miejsce chadzaliśmy tylko my, także pomyśl sobie teraz, co byś zrobił, gdyby twoja była dała innemu facetowi nerkę, którą wcześniej miała ofiarować tobie w dowód wielkiej miłości, żeby ratować ci życie!
- Co? Mówisz o przeszczepie? Chyba to nie bardzo… - parsknął nieśmiało.
- Spadaj! Niczego nie rozumiesz! – pisnęła wściekle i już chciała iść przed siebie, lecz Eino złapał ją za ramiona.
- Tanja, przejrzyj na oczy! Od wtedy, gdy zaatakował starą, jest jakiś inny, to istny furiat! Skąd wiesz, czy Raikinen ktoś nie zaszantażował i dlatego nie zmieniła zeznań?
- Nie mieszaj mi w głowie, bzdury gadasz! Takie pierdoły to do filmu sobie syp! – wyrwała się, bijąc go po rękach – wszystko mi tylko zepsułeś, a może bym się z nim dogadała! Odczep się, CHCĘ IŚĆ SAMA! Z dala od ciebie, wszystkich facetów! Dajcie mi wszyscy spokój! – wykrzyczała wzburzona, po czym pędem rzuciła się przed siebie, z trudem mijając wystające korzenie i długie gałęzie, jakie usiłowały wedrzeć się do oczu.  
    Tym razem Kuokkanen zrezygnował, gdyż taki „rozkaz” nie wymagał dalszych tłumaczeń, i również łykając cierpki posmak rozczarowania, udał się w swoją stronę, gdyż spotkanie teraz „Ala” mogłoby oznaczać walkę na śmierć i życie.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 10564 słów i 58967 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Freya

    Zgadzam się z DE; ten odcinek ma w sobie jakiś szczególny urok, pomimo zwyczajowych zawirowań, opisywanych przez ciebie "odjechanych" postaci. l nie przeskakujesz tak często, pomiędzy poszczególnymi wątkami :rotfl:

    9 gru 2016

  • Użytkownik DemonicEagle

    Czekałem na taką cześć, wspaniała  ;)

    9 gru 2016