A rush of blood to the head cz. 14

Rozdział 12

    Było już grubo po siódmej, gdy Aleksi postanowił wysłać Eino chociażby jakiegoś sms’a, w którym po części wyjaśniłby zaistniałą sytuację. No i zaproponował dłuższą rozmowę, by opowiedzieć ze szczegółami o tym, czego dopuściła się wobec niego Raikinen. Sięgnął więc po komórkę, a tam kilka wiadomości, jak i z 15-cie informacji, iż dzwoniła do niego Tanja, to znów Hanna… Niech to szlag, zapomniał po wczorajszym włączyć telefon! Trudno, w takim razie Eino będzie musiał poczekać.  
    Ledwie wcisnął połączenie do narzeczonej, a ta już odezwała się po drugiej stronie:
- Gdzieś ty się podziewał tyle czasy?! Miałeś wczoraj wrócić po 10-ciu minutach, a nie było cię wcale! Wystraszyłam się, że coś ci się jeszcze stało! Dzwoniłam, ale nie odbierałeś! Pytałam twojej matki, czy czegoś nie wie, ale to samo! – od razu posypał się nań grad wyrzutów…
- Spokojnie, nic mi nie jest… przepraszam, coś mi po prostu wyskoczyło, a potem zapomniałem włączyć telefon – zasiadł w fotelu, głęboko przy tym wzdychając.
- To znaczy co…? – zmarszczyła brwi. Chyba nie powinna była zadawać tego pytania, ale takie nagłe wyjście, a potem wyłączenie aparatu oznaczało dlań tylko jedno: poszedł na jakieś spotkanie i było tak „miło”, że komórka zwyczajnie nie mogła przeszkadzać, więc trzeba było ją „unieszkodliwić”.
- To skomplikowane… coś nie tak w… pracy – przetarł zmęczoną twarz i od razu skrzywił się z bólu, gdyż natrafił na zadrapanie.
- To w pracy telefon już ci niepotrzebny? – postanowiła drążyć dalej, gdyż obawy, jak i zazdrość nie pozwalały jej ot tak po prostu przejść obok tego obojętnie.
- Tanja, proszę! – jęknął bezsilnie – mam ostatnio tyle na głowie, że nawet nie pomyślałem, że szef może do mnie dzwonić, albo co?
- To może mi opowiesz? Przyjdź nawet zaraz, mnie możesz przecież powiedzieć wszystko – ciągnęła „rutynowo” i chyba tylko to sprawiało, że jeszcze zachowywała zimną krew, mimo że w środku cała już kipiała ze złości, ale i nieprzyjemnego żalu, iż ją oszukuje.  
    Chętnie skorzystałby z owego zaproszenia, jasne! Tym bardziej, że jego odczucia zmieniały się, niczym w kalejdoskopie i w owym momencie miał wielką ochotę jednak wyznać jej całą prawdę odnośnie tego, co wyprawiała Raikinen, ale… i tak, póki co, nie mógł, gdyż musiał to wpierw obmyślić, ubrać jakoś w słowa. Tanja była przecież taka wyczulona i nieufna…  
    Nagle zorientował się, iż spogląda na własne odbicie, gdyż tuż naprzeciwko akurat wisiało niewielkie lustro. No tak, to „głupie” zadrapanie… Jeszcze jedna rzecz, która bardzo komplikowała sprawę…
- Dzięki, ale dzisiaj nie mogę… bo… umówiłem się już z Hannu, będziemy u niego oglądać mecz – palnął na poczekaniu, nerwowo masując się przy tym po karku, jakby ta stała za jego plecami i właśnie w wielkim rozczarowaniu kręciła głową.
- To chociaż na chwilkę w drodze tam! Chcę cię widzieć, żeby się przekonać, że na pewno wszystko w porządku – upierała się przy swoim.  
- No przecież ze mną rozmawiasz, to chyba znaczy, że żyję – parsknął niepewnie.
- Dobra, no to jutro. I tak chcę z tobą o czymś porozmawiać, a to dłuższy temat.
- Jutro…? – raz jeszcze zerknął w kierunku zwierciadła – też odpada, myślę, że będziemy mogli się spotkać dopiero w poniedziałek.
- A to niby dlaczego akurat wtedy? – zaczęła się denerwować jeszcze bardziej. On kręcił, czuła to!
- Bo… jutro będę załatwiał sprawy związane z wymówieniem, odchodzę z pracy – w pewnym sensie była to prawda, bo przecież i tak „wyleci stamtąd na zbity pysk”. Dlatego lepiej będzie, jeśli osobiście pójdzie do Raikinena i może nie będzie próbować wytłumaczyć całej sytuacji (bo i tak mu nie uwierzy), ale poprosi najładniej, jak będzie umiał, by zwolnił go polubownie, tym samym nie kładąc cienia na jego CV. No, chyba, że ta „wariatka” wszystko przemyślała i postanowiła jednak o niczym mu nie mówić? Tak byłoby nawet lepiej, bo wcale nie ma ochoty roztrząsać całego tego bagna na swoją korzyść. W tej chwili jedyne, czego pragnie, to odrobina świętego spokoju, pomijając już oczyszczenie swego dobrego imienia…  
    Wtem z zamyślenia wyrwało go zdumienie Tanji, iż tak nagle odchodzi z „ukochanej” pracy – Mówiłem ci, jaką mam tam sytuację… nie lubią mnie, także mam już tego dość i wolę poszukać innego zajęcia – wyjaśnił pośpiesznie, wmawiając sobie w duchu, że po części tak właśnie jest! Tyle, że „koledzy” razem wzięci nie przeszkadzali tak bardzo, jak ta jedna, niepozorna kobietka…
- Czekaj… jutro jest sobota. Z tego, co wiem, wtedy nie pracujecie, więc…? – jak na złość, była bardzo bystra…  
    Z tego wszystkiego aż przymknął ze zdenerwowania oczy. Miał ochotę warknąć nań, by przestała go „wałkować”. Z jednej strony było to niewygodne, bo w końcu mogła coś od niego uzyskać, a z drugiej takie pytania znaczyły tylko jedno: coś się jej nie podoba, znowu jest podejrzliwa.
- To sprawa niecierpiąca zwłoki, zrozumie to – mruknął pośpiesznie.
- Powiedz mi prawdę: coś ty tam nawyrabiał w tej kancelarii? – wykrztusiła drżącym głosem.
- Nic, a przynajmniej nie ja!
- To dlaczego teraz uciekasz?! Nie lepiej po prostu się przyznać?! – uniosła się.
- Nie mam do czego! Tanja, do diaska… uspokój się, spotkamy się w poniedziałek, to ci wszystko wyjaśnię! – tak, najpierw załatwić całą tą nieprzyjemną sprawę, czyli zwolnić się, pogadać z Eino i poczekać, aż zadrapanie nieco zejdzie i wówczas będzie mógł jej wszystko opowiedzieć. O ile będzie się nadal upierała, by to zrobił… Tak, pewnie, żeby wolał, by się nigdy o tym nie dowiedziała, ale znał ją i wiedział, że nie da mu spokoju, dopóki nie wyjaśni jej, dlaczego tak nagle odszedł z kancelarii.
    W tym wszystkim zapomniał jednak o tym, jaka Tanja była niecierpliwa, toteż nie miała zamiaru czekać „aż” trzy dni…
- Dlaczego niby akurat wtedy?! Mieliśmy mówić sobie wszystko, tak?! Więc mam prawo wiedzieć, co to za „niecierpiąca zwłoki” sprawa! Co, musisz coś zatuszować do tego zakichanego poniedziałku?! – wykrzyczała do słuchawki.
- Nie…! – jęknął przeciągle, choć, w pewnym sensie, tak właśnie było… ale nie z jego winy! Wtem ktoś zaczął głośno i nieprzerwanie pukać do drzwi – poczekaj, ktoś przyszedł. Muszę otworzyć, zaraz oddzwonię – odłożył telefon na biurko obok i ruszył do nieproszonego gościa.
- To ma być wymówka, tak?! Tylko spróbuj mi nie zadzwonić! – pisnęła roztrzęsiona, mimo że tego już nie było po drugiej stronie.  
    Wściekle rzuciła aparatem i jak burza rzuciła się do drzwi, by wypytać ojca – zapalonego fana piłki nożnej, czy tegoż wieczora istotnie szykował się jakiś mecz?
    Aleksi zerknął już przez wizjer i jakaż niespodzianka go spotkała: oto za drzwiami stało trzech policjantów. W tym Mika Kotilainen, który tamtego pamiętnego wieczora przewodził akcji „dorwać wyjca”. Z jakiej racji do niego zawitali? Owszem, mogli wpaść od czasu do czasu na małe spotkanko „w imię starych czasów”, ale wówczas byliby raczej w cywilu… Może w takim razie z więzienia uciekł kolejny przestępca, co to go tam wsadził, więc przyszli go przed tym ostrzec…? A może robią sobie żarty? Co by to nie było, i tak powinien się przekonać osobiście. Otworzył więc, witając przybyłych z wymuszonym uśmiechem.
- A wy skąd tu? Adresy wam się pomyliły?
- Uwierz mi, że bardzo bym chciał! Dobra, ja wiem, że głupi nie jesteś i noga powinęła ci się przypadkiem, ale jak procedury, to procedury. Wiem, że nie będziesz się rzucał, dlatego cię nie zaobrączkujemy – dodał „z ciężkim sercem”.  
    Miał ochotę parsknąć mu w twarz, co też bredzi, ale wtedy na pierwszy plan wysunął się jeden z jego towarzyszy i wyciągnął ku niemu ramię, chyba chcąc wziąć pod rękę, czy co…?
- Dobra, starczy! Hannu, czy Timo was nasłał? – odruchowo cofnął się do tyłu.
- Aresztujemy cię, sam wiesz zresztą za co. A teraz już serio: chodź, bo naprawdę nie chcę zakładać ci obrączek – kiwnął ręką.
- Słucham?! Niby za co?! – parsknął desperackim śmiechem.
- Lala oskarża cię o molestowanie i próbę gwałtu. No chodź wreszcie, bo się będą ludzie czepiać, że jak były prokurator, to od razu ma jakieś względy – zauważył zniecierpliwiony Mika.  
    Przez moment patrzył nań z niedowierzaniem, aż wreszcie wszystko zaczęło się układać w jedną całość. No tak, w chwili, gdy zastał ich Eino, akurat znajdowali się w takim położeniu, że można było pomyśleć, iż… ale to molestowanie?! Wszystko jedno, jest niewinny, więc po co stawiać opór? Tylko winni uciekają.  
    Tak więc w chwilę potem opuścił budynek w asyście policji, z mimo wszystko dumnie uniesioną głową. Deszcz, smagany przez wiatr, od razu uderzył go w twarz, jakby chcąc w ten sposób wymierzyć mu kolejny policzek od życia. Od momentu opuszczenia kamienicy utkwił wzrok w policyjnym radiowozie, do którego miał za chwilę wejść nie jako prokurator – towarzyszący policji, bądź jadący na miejsce przestępstwa – ale jako sam podejrzany…  
    Wtem oblicze mimowolnie wykonało ruch ku ziemi, bowiem ze spaceru z psem akurat wracała młoda sąsiadka, której matka była straszną plotkarą… Od razu wbiła weń zaskoczony wzrok, to patrząc po policjantach, znów lustrując uważnie radiowóz… Z naprzeciwka nadchodziło też małżeństwo, które mieszkało na parterze… co za wstyd! To już będą wiedzieć wszyscy sąsiedzi i ileż będą mieli przy tym do gadania! Ale wszystko jedno, i tak jest niewinny, więc złośliwe plotki wkrótce obrócą się na jego korzyść!
- Sam wsiądę, swoje prawa też znam – mruknął, gdy jeden z „gliniarzy” próbował „wsadzić” go do wozu, niczym pospolitego przestępcę.  
    Młody spojrzał na Mikę, na co ten porozumiewawczo skinął głową, iż ma słuchać „aresztowanego”. Wsiedli do środka, bacznie obserwowani przez wiele par oczu ciekawskich sąsiadów, którzy wyglądali z okien, zwabieni pojawieniem się pod budynkiem policyjnego radiowozu. Szczęściem, pod wpływem deszczu szyba była zaparowana, więc nie widział tych wszystkich wścibskich spojrzeń…
- Wierz mi, że to dla mnie naprawdę przykre! Ale jak rozkaz, to rozkaz. Kazali jechać i koniec! – Mika zajął miejsce tuż obok niego – a tak między nami, to nie wystarczyło po prostu kupić kwiaty i nagadać słodkich słówek? Wystarczyłoby wtedy parę tygodni i byłaby twoja! Po co sobie niepotrzebnie karierę niszczyć? – szepnął mu zaraz potem na ucho. Od razu docisnął się do drzwi, byleby tylko z dala od niego.  
    Tak, jasne, teraz nikt nie będzie mu wierzył! Stało się to, czego się nigdy nie spodziewał, do tego brało go obrzydzenie na samą myśl o tym, że teraz będą go porównywać z „tatkiem”…

***

    Tanja wparowała do pokoju, niczym chmura gradowa. Nie będzie żadnego meczu, oszukał ją! Wściekle chwyciła w ręce komórkę, ale oczywiście i w tym ją okłamał – wcale nie oddzwonił!  
    Rzuciła więc telefonem i zaczęła wściekle krążyć po pokoju, sama już nie wiedząc, co ma o tym wszystkim myśleć. Dlaczego tak nagle zwolnił się z kancelarii? Czemu wczoraj już się więcej nie pojawił w „knajpie” i, na domiar złego, wyłączył telefon?! No, ale przecież wcześniej nie odbierał jej rozmów, a potem, gdy zadzwoniła jeszcze raz, było zajęte! A więc musiał czekać na jakiś ważny telefon, za to ona już taką nie była, zawadzała mu, to trzeba było ją „spławić”! A jak wyłudził od szefa pieniądze i dlatego teraz postanowił uciec i to w dodatku razem z kochanką?! W końcu te dziwne telefony, których nigdy nie odbierał w jej obecności…  
    Tak, wszystko powoli układało się w logiczną całość: narobił „świństwa” na rzecz swej „ukochanej”, więc teraz pewnie będzie wraz z nią układał do poniedziałku plany ucieczki, a owego dnia może na chwilę do niej wpadnie, by się pożegnać, albo… uzyskać coś o wiele gorszego i ot tak się zmyje! Tak, tak z pewnością musiało być! To dlaczego, „tchórz jeden”, nie powie jej tego w twarz?! O nie, nie ma zamiaru czekać aż do poniedziałku, by usłyszeć to z jego ust – pierwsza mu wygarnie! To ona z nim zerwie I TO ZARAZ!  
    Z ową myślą prędko przetarła policzki, gdyż z tego wszystkiego zaczęły po nich cieknąć łzy złości i rozczarowania, po czym rzuciła się do szafy, by poszukać czegoś cieplejszego do ubrania. W końcu na dworze było o wiele chłodniej, niż zwykle nie tylko z racji wieczornej pory, ale i deszczu.  
    Wierz tu mężczyznom, ufaj im, phe! Po raz kolejny przekonała się, że nie ma ku temu ŻADNYCH podstaw! Ale jak głupia jak zwykle dała się oszukać samej sobie! Ale za co jej to zrobił?! Przecież była w stanie się dla niego przemóc i zamienić w gospodynię jego „żałosnych” kątów! Wystarczyło tylko poczekać do września, WRZEŚNIA! By ich diabli, czy oni nie potrafią spojrzeć na sprawy choć raz z ludzkiego, czysto emocjonalnego punktu widzenia?! Nie, bo najważniejsze są ICH potrzeby! To kobieta jest zawsze tą złą – w tym wypadku ona, bo nie chce się podporządkować, robić tak, jak oni chcą!  
    Przeklęta ta, która zgodziła się zostać jego kochanką! Pozwoliła sobie na to, by być z zajętym „facetem”…! A może ona nawet nie ma o niej pojęcia? Nie wie, że istnieje ktoś taki, jak Tanja…?
    Nawet nie zauważyła, kiedy wybuchła w głos. „Przekopywała” ubrania, właściwie już nic nie widząc poprzez łzy. Łkała żałośnie, niczym dziecko, któremu zginęła ukochana zabawka. Pięści raz po raz zaciskały się na przerzucanych ciuchach, aż poczuła w nich ból.
- Tanja, co jest?! Czemu znowu jesteś w takim humorze?! – Kaari, która co dopiero wróciła ze spotkania z Jarim, musiała usłyszeć jej szlochy i właśnie wbiegła do pokoju.
- Pójdę do niego i wszystko mu wygarnę! Nie mam zamiaru czekać do chrzanionego poniedziałku! – wrzasnęła piskliwie. Siostra bezradnie rozwarła usta, gdyż oczywiście nie miała bladego pojęcia, o czym też ona mówi? – Aleks ma kochankę, teraz wiem to już na pewno! – sprecyzowała, z wielkiej bezsilności aż szarpiąc się za włosy.
- Niech cię wszyscy… przyznał się? – wybąkała, niemalże doznając zawrotu głowy na takie wieści. No proszę, nawet i ten „ideał” posiadał aż tak nieprzyjemną skazę…?
- Nie ma czasu, bo przecież musi z nią obmyślić, jak zwiać! Ale ja na to nie pozwolę! Pójdę tam i mu wygarnę, a ją zrzucę po schodach! Albo nie, jego też! – zerwała się na równe nogi i chciała gdzieś iść, lecz Kaari złapała ją za ramiona.
- Późno już, lepiej odłóż to do jutra!
- Nie pozwolę robić ze siebie idiotki ani minuty dłużej! Niech sobie nie myśli, że ja nie wiem! Będzie miał swój poniedziałek! – wykrzyczała, kończąc nową „falą płaczu”.
- Ciszej, bo mama usłyszy, a lepiej, żeby się do tego nie mieszała! – syknęła, przytykając palec do ust – dobrze, pójdę z tobą. Lepiej, żebyś teraz sama nie jechała tramwajem, czy tam autobusem. Tylko poczekaj chwilę, przebiorę się, a ty w tym czasie trochę mi ochłoń, bo chyba nie chcesz, żeby widział do jakiego stanu cię doprowadził? – w odpowiedzi przecząco pokręciła głową – no więc widzisz – przytuliła ją na uspokojenie – idź przemyć twarz do łazienki, a ja wskoczę w spodnie i możemy wychodzić, ok? – odsunęła ją od siebie, śląc znaczące spojrzenie, jakby chciała w ten sposób wymusić nań potwierdzenie, iż dostosuje się posłusznie i nie wybiegnie na ulicę sama. Kiwnęła głową, po czym pociągając nosem najciszej, jak tylko umiała, nawróciła do siebie.  
    Kaari odprowadziła ją smutnym wzrokiem i również przetarła zbolałą twarz. Jak to możliwe, że i „Aleks” okazał się być takim „draniem”? Nie, „prawdziwi faceci” już nie istnieli… o ile kiedykolwiek tacy chodzili po ziemi.

***

    Prosto z radiowozu został zaprowadzony do „pokoju przesłuchań”. Za biurkiem zasiadał jakiś nieznajomy dlań policjant, który być może został tu przeniesiony z innego rewiru. Wiekiem był zbliżony do niego, więc i musiał posiadać mało doświadczenia. Ale to i tak nie przeszkadzało mu w tym, by dumnie się przed nim puszyć, jakby nie wiadomo jakiej „rangi” przestępcę kazali mu przesłuchać…  
    Znał swoje prawa, ale ponieważ był niewinny, uznał, iż nie potrzebuje czekać na adwokata, którego i tak nie miał przygotowanego w pogotowiu. Zezwolił więc na przesłuchanie, mierząc „glinę” z taką samą dumą, co on jego.
- Do niedawna prokurator, co? Więc wie dobrze, że jak są dowodziki, to nie ma co przeciągać i przyznać się od razu, bo tak jest mniej uciążliwe dla nas i dla niego. On dostanie łagodniejszy wyrok, a my… - zaczął, kładąc na blacie splecione dłonie, jakby usiłował w ten sposób grać profesjonalistę.
- Nagrodę za skuteczność, tak? Patrzcie, tak mu dowaliłem, że przyznał się od razu! – dokończył zań ironicznie – pewnie, chciałoby się iść na łatwiznę, co? – dodał, nim „glina” zdążył dobrze zaczerpnąć powietrza, by odparować jakąś ciętą ripostą.
- Słuchaj no, Kietala! Dobrze wiem, kim byłeś, ale to nie sala sądowa i nie musisz wyskakiwać z tym swoim prokuratorskim cynizmem – wycelował weń palcem.
- Od kiedy to prawda jest cynizmem? Ona tylko kole w oczy. Sporo się naoglądałem waszej pracy w mojej krótkiej karierze i dobrze wiem, że niekiedy wam się po prostu nie chce wałkować kogoś całą noc… a ze mną tak będzie, bo jestem niewinny, więc z jakiej racji miałbym dla waszej wygody przyznać się do kłamstwa? A wy poszlibyście mi na rękę, gdybym, załóżmy, był jeszcze prokuratorem i prosił o konkretny dowód winy oskarżonego? To jak, dalibyście mi go? Bardzo wątpię…
- Dobra, dobra, nie filozofuj mi tu! – podenerwował się – przyznajesz się, że w godzinach popołudniowych napadłeś na Leenę R., usiłując ją zgwałcić?
- Nie. To raczej ona usiłowała mnie zabić, dusząc krawatem – burknął, na co policjant niemalże wybuchł w głos – takie śmieszne? A załóżmy, że ktoś chwyciłby szanownego pana policjanta za krawacik i pociągnął w swoją stronę? – na taką sugestię „glina” od razu pogładził się po „służbowym”, granatowym krawacie.
- To ma być groźba? – uniósł brew.
- Skąd, ja tylko udowadniam, że i tak prozaiczna rzecz może przyczynić się do popełnienia zbrodni.
- Daj spokój! Nie rób z biednej, małej kobietki jakiejś heroski! – parsknął cynicznie.
- A to potrzeba do tego aż nie wiadomo jakiej siły? – zaczął się coraz bardziej irytować. Proszę: Raikinen, jako rzekomo „słaba płeć”, zostanie teraz uznana za „niewinną biedaczkę” tylko dlatego, że jest kobietą! A gdzie równouprawnienie?! Przecież to Finlandia!
- A to zadrapanie? – kiwnął ku jego twarzy.
- Podrapała mnie przy tym, jak wymierzyła policzek.
- A to dlaczego cię uderzyła? Czy przypadkiem nie w obronie własnej?
- To jest wymuszanie zeznań! – podniósł głos.
- No, no! Jednak się zawodu nie zapomniało!
- Tak, jak i tego, że mam swoje prawa! Wariatka wpadła w szał i rzuciła się na mnie! – ciągnął tym samym, podenerwowanym tonem, gdyż przez cały ten czas miał wrażenie, iż do „gliniarza” w ogóle nie dociera, co do niego mówi: miał już jakby nakreślony w umyśle cały obraz tej sytuacji, którego za żadne skarby nie miał zamiaru przemalować, choćby nie wiadomo, co powiedział. Tylko dlaczego? Chciał się w ten sposób zemścić na byłym prokuratorze? Zgrywać przed nim „obrońcę uciśnionych kobiet”, co swego czasu miał w udziale on sam?! Co mu chciał w ten sposób udowodnić? Ale, do diaska, on był „tylko” policjantem, to do prokuratora należało rozsądzić, czy można mu choć trochę zaufać i jednak dogłębniej zbadać sprawę!  
    Chyba powoli zaczynał rozumieć, co miała niegdyś na myśli Tanja, gdy wyrzucała mu, że kieruje się jedynie „suchymi faktami”.
- A co ją tak zdenerwowało? – kontynuował funkcjonariusz, jak gdyby nigdy nic.
- Od paru tygodni próbowała się do mnie dobrać! Tak, ona do mnie! To ona mnie molestowała, a skoro jej nie wyszło, to się w końcu wściekła!
- Serio? No nie wierzę, że oparłbyś się urokowi takiej babki! – zarechotał grubiańsko.  
    Naszła go tak wielka ochota, by wstać i „przyłożyć” mu w twarz, że przez parę sekund w ogóle nie pamiętał o konsekwencjach. Zaraz jednak potem gruntowna znajomość prawa ozwała się w nim z całą mocą: napaść na policjanta jest karalna. Całe szczęście, iż posiadał jeszcze resztki zdrowego rozsądku…
- Nie kręcą mnie wariatki – burknął tylko.
- Czyli, jak mniemam, od początku było z nią coś nie tak? – przez oblicze „gliny” przebiegł cień szyderczego uśmiechu.  
    No tak, wszystko było już jasne: w jego oczach jest winny i koniec! Mimo to się nie podda, choćby miał tu siedzieć i do jutra! I tak będzie obstawać po stronie prawdy: nie tylko przez wzgląd na to, jakie niegdyś stanowisko piastował, ale i stąd, że nie miał zamiaru zostać kozłem ofiarnym! W całej pełni naświetli problem, tak często w takich sytuacjach mężczyzn przerastający – udowodni, że to on był molestowany, mimo że jest „facetem”.

***

    Tymczasem Tanja wraz z Kaari dotarły już do celu, czyli pod blok, w którym mieszkał Aleksi. Wpierw jednak trzeba było sforsować domofon – niestety, chociaż narzeczona przyciskała guzik z prawdziwą pasją z dobre kilka minut, ten nie odpowiadał. Towarzyszka z chęcią by się poddała, gdyż jej zdaniem musiał gdzieś wyjść, lecz wewnętrzne pragnienie wywiedzenia się, czy „Aleks naprawdę jest draniem”, jak i fatalny stan siostry zmusił ją do tego, by i tak sforsować drzwi. Zadzwoniły więc pod inny numer, na co ozwała się jakaś staruszka:
- A gdzie tam, pani, toż to koniec świata! – gdyby przed nimi stała, z pewnością załamałaby ręce – z jakąś godzinę temu policja go stąd wyprowadziła! To już naprawdę nie można nikomu wierzyć, skoro nawet prokurator kończy w więzieniu! Pewnie kogoś zabił! – relacjonowała przejęta.
- Że co?! – Kaari kpiąco wykrzywiła twarz, zaś Tanja roztrzęsła się jeszcze bardziej.
- Ja wiedziałam, czułam to! Nawyrabiał coś w tej kancelarii i teraz go zamknęli! – złapała się za głowę.
- Daj spokój! Wiesz, ile ona może mieć lat? Pewnie się jej z kimś pomylił, albo widziała w telewizji i miesza się jej! – szepnęła dyskretnie, prędko odsuwając ją od domofonu, chociaż kobieta wciąż „przeżywała” niedawne zajście.
- To czemu go nie ma, co?! – była gotowa na nowo się rozpłakać.
- Skąd wiesz? Nie wiem, może śpi? Przecież codzienne rano wstaje do pracy, to całkiem możliwe, że go zwyczajnie ścięło! – usadziła ją na stojącej nieopodal ławce.  
    Tanja nie była jednak zadowolona z takich wyjaśnień. Wszystko „w najlepsze” układało się w logiczną całość, do której brakowało już niewiele puzzli: problemy w pracy związane były z jakąś „biurową aferą”, tajemnicze telefony – oczywiście z kochanką, spotkanie w poniedziałek – weekend musiał poświęcić na omówienie z tą drugą, w jaki sposób i kiedy uciekną… a może już uciekli?! – Najlepiej będzie, jak po prostu do niego zadzwonisz i zapytasz! Jestem pewna, że odezwie się zaspany głos – z odrętwienia wyrwał ją podenerwowany, acz tak krzepiąco brzmiący głos siostry. No tak, przecież tak będzie najprościej!  
    Prędko sięgnęła więc do kieszeni po komórkę, ale… tej wcale tam nie było.
- Nie wzięłam telefonu! – jęknęła bezradnie.
- Kurcze, ja też nie! Ale z nas zakręcone renifery! No nic, wróćmy teraz do domu i stamtąd zadzwonisz – wstała z miejsca i podała jej dłoń.
- Ale to wszystko naprawdę mi pasuje! A teraz już tym bardziej! – jęknęła łamiącym się głosem.
- Nie wiesz tego na sto procent! No chodź, im będziemy szybciej w domu, tym prędzej do niego tyrkniesz!
    Co jej pozostało? Zaufać intuicji „starej, dobrej” Kaari. Oby tym razem się nie myliła.

***

    Niestety, ale tak właśnie być musiało… Od jakichś dziesięciu minut przebywał w ciasnej celi, w której do dyspozycji miał jedynie niezbyt wygodną „pryczę”, niewielki stolik i równie ciasną „klitkę”, jaka pełniła tam rolę toalety. Ilekroć rozejrzał się po owych kątach, przypominał sobie, jak trafił tutaj po bójce z Perttu. Kto by pomyślał, że kiedyś znowu się tu znajdzie i to w podobnych okolicznościach? Z powodu „wariatki”? Raz po raz zadawał sobie pytanie: co sprawiało, iż „garnęli się” do niego tacy ludzie?  
    Wściekle krążył po celi, zły na cały świat, że nikt mu nie wierzy… „Glina” wręcz zawołał kolegę, który również nieźle go „wałkował”, byleby tylko wyciągnąć „prawdę”. Wszak, ta „biedna, zapłakana kobietka” nie mogła być aż tak „przewrotną harpią”! To on był tutaj „silnym mężczyzną”, a więc niemożliwe było, by nie mógł sobie dać z nią rady! Ba, by „nie pokusił się” na jej „skromną” osóbkę!  
    Jednakże najbardziej bolał go fakt, iż przyrównywali go do niego – jego „szacownego tatka”… Śmieszne, miałby próbować zgwałcić Raikinen w kancelarii jej męża, i to w dodatku przy świadku, którym był przecież Eino?! Jak można było uwierzyć w coś takiego?! Ale kto tam wie, co ta „zołza” nagadała? Może na przykład, że sądził, iż Kuokkanen już sobie poszedł, więc zostali tam zupełnie sami…?  
    Właśnie, Eino! Jak on to wszystko widzi? Nie wyjaśnił mu tego przecież! Do licha, musi się z nim jakoś skontaktować, by uprzedzić zeznania, wyjaśnić mu, jak to naprawdę było! Tak, on mu na pewno uwierzy, bo przecież go zna i dobrze wie, że nie uganiał się za Leeną. Ba, prędzej potwierdzi, iż to ona „polowała” na niego. Tylko jak tu…?  
    Wtem dostrzegł nadchodzącego z oddali Timo, dlatego też prędko podbiegł do krat i chwycił się metalowych prętów. Kolega wyraźnie zmierzał ku niemu, tak więc musiał już o wszystkim wiedzieć.
- Coś ty nawyprawiał, człowieku?! Cały komisariat aż huczy od plotek! – zawołał na powitanie.
- No chyba mi nie powiesz, że i ty w to wierzysz?! – jęknął zniecierpliwiony.
- Zarzuty są ostre… podobno dobierałeś się do jakiejś babki i nawet…
- Sam chyba wiem lepiej, za co mnie tu wpakowali! Specjalizowałem się w usadzaniu takich zwyrodnialców, więc z jakiej racji miałbym zrobić to samo?! Wrobiła mnie, ale nikt tutaj mi nie wierzy! Zresztą, ty też nie musisz, poradzę sobie sam! W końcu znam się na prawie! – wyrzucił urażony, mimo że nie otrzymał jeszcze potwierdzenia, iż Timo w rzeczywistości popiera zdanie kolegów.
- Dobra, spoko, nie denerwuj się! – zaparł się rękoma – tylko się zdziwiłem, że ty tutaj i…
- Wypuść mnie stąd, muszę zadzwonić.
- Aleks, sorry, ale prawo jest dla wszystkich, więc to, że się znamy nie znaczy jeszcze…
- Kiedy mam takie prawo, tak?! Wykonać jeden telefon i właśnie pilnie tego potrzebuję, bo nawet nie mam adwokata, a przy takich tępych glinach długo sam nie pociągnę! – popatrzył mu znacząco w oczy.
- Dobra, zobaczę, co da się zrobić. W końcu ja tu nie szefuję – odpowiedział niepewnym spojrzeniem i wycofał się w głąb korytarza.  
    Westchnął bezradnie i oparł się o zimne pręty. Sam nie wiedział, co myśleć o postawie Timo: wie swoje, ale jednocześnie usiłuje go ułagodzić…? Nie lubił tego, wolał prawdę prosto w twarz, chociaż często kończyło się na tym, iż żałował, że w ogóle ją poznał…  
    Po jakichś pięciu minutach już stał przy aparacie telefonicznym, gdyż przełożeni „łaskawie” postanowili uwzględnić jego prawa. Do kogo jednak zadzwonić…? Do Eino numeru nie pamiętał. Tanja… zupełnie odpadała, to byłoby, niczym gwóźdź do trumny! Hannu? Niestety, ale był prokuratorem, a więc tym samym oskarżyliby go o „znajomości”. Poza tym, jeśli przyjaciel bał się o posadę (a na pewno tak było) i tak odmówiłby mu pomocy, bo tak chyba było i etycznie… szkoda tylko, że nie dla niego!  
    Tarja? Zbyt długo się z nią nie widział, by teraz tak nagle zadzwonić i oznajmić „Cześć, jestem w kiciu. Pomożesz mi się stąd wydostać?”. W takim więc razie pozostawała ta ostatnia osoba… nigdy by nie powiedział, iż to właśnie do niej zwróci się z tak poważnym problemem…  
    Tak więc nie minęła minuta, a w słuchawce już odezwał się, jak zwykle, obojętny ton Kalle:
- Halo? Z tej strony willa Lehtinenów się kłania.  
    Od razu przymknął oczy ze zdenerwowania. Czemu to akurat ten „pajac” musiał odebrać?!
- Jest twoja matka? – mruknął bez zbędnych wstępów, czy tym bardziej uprzejmości. Owszem, powinien zapytać „Jest mama?”, wszak miał do niej takie same „prawa”, co ten „maminsynek”, jednak nie potrafił.
- A na co ci MOJA mama? – zaakcentował ironicznie.
- Mam do niej poważną sprawę, także przestań truć tyłek i z łaski swojej ją zawołaj, bo nie mam całego wieczoru – raz po raz oglądał się za siebie, czy aby w tle nie rozlega się krzyk jakiegoś agresywnego „przestępcy”, bądź któryś ze stojących tam policjantów nie odbiera właśnie wezwania przez krótkofalówkę, bo „tępak” gotów się domyślić, skąd też dzwoni…  
    Kalle był tak złośliwy w stosunku do jego osoby (a zwłaszcza jego), iż przez moment nawet ogarnęła go obawa, że przez ów „rozkaz” odłoży słuchawkę, ale na szczęście (bądź nie, zależy, jak na to patrzeć) po drugiej stronie rozległo się wołanie „Mamo, ten ZNAJDA do ciebie!”, po czym karcące „Ja ci dam znajdę! Naucz się wreszcie, że to twój brat!”. O ile po pierwszym zdaniu zgrzytnął zębami, to drugie wywołało w nim jakieś dziwne uczucie, jakby… wdzięczności? Ulgi…?
- Halo, Aleksi? Stało się coś? – Hanna „dorwała się” już do aparatu. Jej głos wyrażał obawę, ale i nutkę radości, że w ogóle do niej zadzwonił, bo przecież właściwie tego nie robił.
- Bardzo chciałbym zaprzeczyć! – parsknął niezrozumiale – dobra, nie będę owijał w bawełnę. Jestem w tej chwili w areszcie i potrzebuję pomocy. Przyjdź jutro z samego rana… nie, teraz jest zbyt późno, i tak cię nie wpuszczą, bo przecież nie wyznaczyli mi kaucji… Nie, nie mam adwokata… wyjaśnię ci, jak przyjdziesz. Nie, nie chodzi o pijaństwo… to coś… gorszego, ale dowiesz się jutro. I… daj znać Tanji, na razie stąd nie wyjdę, to dość… delikatna sprawa… - pomasował się nerwowo po karku, kątem oka zerkając na „glinę”, który mierzył go tym specyficznym spojrzeniem w rodzaju „Taa, chyba ‘gruba’, chciałeś powiedzieć”.  
    Kolejne kilka minut zeszło mu na przekonywaniu Hanny, iż nikogo nie zabił, nie zdewastował „knajpy”, czy też został wsadzony za „nielegalne wykonywanie zawodu”, także nie musi się martwić, ale powiedzieć teraz i tak nie może. Kobieta, choć wyraźnie zniecierpliwiona i przerażona, w końcu poddała się i obiecała, że zjawi się z samego rana – w towarzystwie Tanji, o ile tylko ta zechce przyjść z nią. Chociaż się tego obawiał, to jednocześnie miał wielką nadzieję, iż tak, bo to od niego powinna się dowiedzieć, jak to naprawdę było. Ona też z pewnością mu uwierzy, a bardzo teraz potrzebował wsparcia.  
    Dlaczego nie powiedział od razu przez telefon, za co go zamknęli? Bo bał się, iż w takim wypadku matka wcale nie przyjdzie… wszak, oddała go, bo przecież mógł być taki, jak ojciec, a owe zarzuty… jakby to potwierdzały. A jeśli doszłaby do takiego właśnie wniosku? O nie, w tym wypadku osobiście musi spojrzeć jej w oczy, by to w nich dostrzegła, iż mówi prawdę i wcale nie dopuścił się tych ohydnych rzeczy. W końcu, te są rzekomo zwierciadłem duszy.  
    Tak, zarówno ona, jak i narzeczona, muszą go widzieć podczas tej rozmowy, wyraźnie słyszeć ton jego głosu, by móc się w tym wszystkim doszukać szczerości. Na pewno tak będzie, bo poza nimi któż może mu uwierzyć, jeśli już skreśliła go cała policja w tym mieście?

***

    Tanja (jak wiadomo) nie należała do tych, co to szybko chadzają spać i w rezultacie późno wstawała. Jednakże dzisiejszy ranek należał do wyjątków – „już” po dziewiątej rano zadzwoniła doń Hanna z informacją, iż ma zamiar udać się do aresztu, gdyż przebywa tam Aleksi… A więc to, co mówiła ta starsza kobieta było prawdą! Przypuszczenia natychmiast nabrały realnych kształtów, niby stanęła przed nią owa staruszka i celując weń palcem, parsknęła gorzko „A nie mówiłam?”.  
    Mimo to, w owym momencie opuściła samochód „teściowej”, z którą przyjechała pod wskazany przez „Aleksa” komisariat. Tak, mimo wszystko chce to od niego usłyszeć, przekonać się, jaką wymówkę wymyśli.  
    Zobowiązał Timo do tego, by zaprowadził je do właściwej celi, nic przy tym uprzednio nie mówiąc, dlatego też to właśnie na owego policjanta natknęły się tuż po tym, jak przekroczyły próg budynku. Mimo że Hanna dopytywała, odparł, że to Aleksi im wszystko wyjaśni.  
    Aleksi – to brzmiało z jego ust tak poważnie, bo przecież nie zwykł zwać go inaczej, jak „Aleks”. Z tego wszystkiego aż poczuła na plecach gęsią skórkę, a pierś ścisnęła nieprzyjemna duszność. Musiał „nawywijać” coś naprawdę poważnego… byleby tylko nie dla tej drugiej!  
    Timo przystanął przy jednej z cel, kiwając w jej kierunku głową. Leżał na „łóżku”, zasłaniając się ramieniem, lecz słysząc kroki od razu zerwał się do pionu. Przystanęły po drugiej stronie krat, mierząc go niepewnie. Aż dotąd miał na sobie „robocze”, czyli bardzo eleganckie ubranie, gdyż przez całą tą aferę nie pomyślał nawet, by się przebrać. Biała koszula przybrudziła się jednak i pogniotła w „więziennych” warunkach, tak zresztą, jak i spodnie. Mimo to i tak tu nie pasował! Nie ktoś, kto wyglądał, jak on.
- Jesteście – mruknął niemrawo, powoli podchodząc do krat. Timo posłał mu spojrzenie, które znaczyło, iż życzy mu powodzenia, po czym wycofał się, by im nie przeszkadzać.
- Mów, skąd żeś się tu wziął?! Co ci zarzucają? – Hanna, w przeciwieństwie do Tanji, prędko znalazła się przy metalowych prętach.
- To delikatna sprawa… ale nie zrobiłem tego, co mi zarzucają! Zresztą znacie mnie, to przecież wiecie… - zaczął kręcić, gdyż na samą myśl o tym, iż musi przekazać im coś takiego, aż przechodziły go nieprzyjemne ciarki. Do tego ten przerażony wzrok Tanji… jak zareaguje? Nie, nie może jej podejrzewać o coś takiego! Z drugiej jednak strony nie mógł tego dłużej przeciągać, bo matka gotowa go zbesztać za to całe trzymanie w niepewności. A jeśli wyprowadzi ją z równowagi, to stąd już niedaleka droga do tego, by mu jednak nie uwierzyła – wariatka, co to załatwiła mi pracę, oskarża mnie o próbę gwałtu i molestowanie – wykrztusił w końcu. Narzeczona od razu zrobiła krok w tył, zaś Hanna chwyciła się za usta – ale to oczywiście bzdura! Uwzięła się na mnie i tak naprawdę, to ona dobierała się do mnie! – dodał pośpiesznie, bowiem miał wrażenie, iż te zaraz stamtąd wybiegną.
- Ale jak to… jak…? Jakim…? – kobieta zaczęła się jąkać. Zaczął spełniać się czarny, wcześniej przezeń założony, scenariusz – w oczach Lehtinen dostrzegł nutkę przerażenia, a więc na myśl przyszedł jej jego „ojczulek”…
- Dlatego ostatnio taki byłem – zwrócił się do bladej, niczym śnieg Tanji – chciałem się przez nią zwolnić, bo nie mogłem już dłużej tam wytrzymać! Pamiętasz, jak pierwszy raz tak dziwnie się zachowywałem, gdy do was przyszedłem? To wtedy pierwszy raz jej odbiło! Prześladowała mnie aż do teraz, aż w końcu wczoraj zupełnie jej odwaliło, przez co się pobiliśmy i wpakowała mnie tutaj, ale naprawdę…!
- To dlaczego wcześniej nie odszedłeś z pracy, skoro…? – wykrztusiła apatycznie, z ledwością łykając ślinę.
- Chciałem się zwolnić, ale szef mi nie pozwolił! Załatwił ten awans i…!
- Co ci się stało w twarz? – Hanna nie odrywała wzroku od zadrapań.
- Ta wariatka mnie podrapała, bo powiedziałem jej prawdę. Ale wy mi wierzycie, co? Przecież wiecie, co sądzę o gwałcicielach! – z całej siły zacisnął dłonie na prętach, jakby od ich odpowiedzi zależało jego życie. A może i tak było? Narzeczona jednak ani drgnęła, jedynie mierząc go tym dziwnym wzrokiem, zaś matka niepewnie skinęła głową.
- Nie martw się, załatwię ci adwokata… na pewno wypuszczą cię za kaucją, skoro mieli skrupuły, żeby zamknąć tego stukniętego muzyka? – rzekła „rutynowo”, nawet nie zważając na to, iż obok stoi przecież ta, która wiele przez owego „świra” wycierpiała.  
    Nie do końca wierzył w szczerość intencji kobiety, ale mimo to skinął głową, gdyż słowo „dziękuję” jakoś tak nie chciało przejść mu przez gardło.
- Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? – Tanja na nowo zabrała głos. Tym razem był on pełen wyrzutów – mówiłam ci coś przecież… mieliśmy sobie… Do diaska, to poważna sprawa! – uniosła się.
- Bałem się, że mi nie uwierzysz! – odparł gorączkowo.
- A teraz mam wierzyć?!
- No chyba nie…?! – rozwarł oczy ze zdumienia – masz mnie za zboczeńca, tak?! Oto, dlaczego ci nie powiedziałem! – dodał zaraz potem, wściekle zaciskając pięści na kratach, aż dłonie zrobiły się sine.
- Dość, przestańcie! – zawołała Hanna – Tanja musi się uspokoić, nic jeszcze dzisiaj nie jadła – popatrzyła nań wymownie.
- Nie jestem głodna! – warknęła cierpko, ale na nic się to zdało. Lehtinen chwyciła ją za ramię i rzuciwszy do Aleksego, iż wrócą później, ruszyła z nią w kierunku wyjścia.
- W ten sposób nie będziecie rozmawiać, bo się nigdy nie dogadacie – mruknęła po drodze.
- A to co mam niby myśleć?! – jęknęła łamiącym się głosem, gdyż z tego wszystkiego zebrało się jej na płacz.  
    Były już prawie u celu, gdy wtem natknęły się na kobietę, która opuściła jeden z policyjnych gabinetów. Miała na sobie ciemne okulary (mimo że na dworze wciąż było pochmurno, lecz na szczęście nie padało), ale Tanja i tak rozpoznała w niej tą, która wniosła oskarżenie przeciw Aleksemu. Jakże była jednak dzisiaj odmieniona! Miała na sobie bluzkę z „umiarkowanym” dekoltem, długie, eleganckie spodnie w kantkę, zaś na ramionach błękitny sweterek. W żadnym więc wypadku nie przypominała tej pewnej siebie, „wyzywającej kokietki”, która „polowała” na Kietalę.  
    Na widok Tanji przystanęła, zaś ona sama wyraźnie zwolniła kroku – To ona – szepnęła Hannie na ucho – ta, co wniosła oskarżenie.  
    Na taką informację Lehtinen aż zmarszczyła brwi, po czym przyśpieszyła kroku, prędko stając przed kobietą.
- Witam… domyślam się, że byłyście panie u niego? Ja również w tej sprawie… byłam zanieść obdukcję i przy okazji złożyć dodatkowe zeznania – przywitała się „bezczelnie”.
- Po co obdukcja? – spytała chłodno Hanna. Tanja poczuła zawrót głowy, miała wrażenie, że chyba zaraz zemdleje. A jeśli on kłamie i tak naprawdę tutaj nie chodzi o próbę gwałtu, a…?
- Nie chcę o tym mówić… to dla mnie trudne… - „babsko” zsunęło z nosa okulary, robiąc przy tym zbolałą minkę.
- Jestem jego matką i mam prawo wiedzieć, co rzekomo zrobił. Warto chyba wysłuchać obydwu stron, prawda? No, chyba, że ta druga nie ma tak naprawdę o czym mówić, więc… - ucięła znacząco.  
    Leena warknęła w duchu. Rzeczywiście ta „maruda” musiała być jego mamusią, skoro posługiwała się równie ciętym językiem, co synek!
- Dobrze, ale nie tutaj – rozejrzała się wokoło, wymownie spoglądając po policjantach. O nie, niech nie myślą, że tak łatwo da się podejść!

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7287 słów i 40952 znaków.

3 komentarze

 
  • SzalonaaJaa

    Robi się coraz ciekawiej. Jestem ciekawa jak potoczy się dalej akcja :) będzie dzisiaj kolejna część ? :)

    26 lis 2016

  • Beno1

    kurcze, nie wiem co napisać , ale jak to mówią zraniona kobieta to mściwa kobieta, pokieruj chociaż tak, żeby oczyścić go z zarzutów  :sad:

    25 lis 2016

  • DemonicEagle

    Coraz ciekawiej, aż nie mogę się doczekaćtego jak to wszystko dalej będzie wyglądało.

    25 lis 2016