A rush of blood to the head cz. 11

Po skończonym dniu pracy Kaari mimowolnie wstąpiła do bufetu. Ot tak, była tylko ciekawa, czy Jyrki jeszcze pracuje, czy może już poszedł do domu? Oba wyjścia były dobre, byleby tylko nie wychodził do domu TERAZ, bo jeszcze gotów wyskoczyć z propozycją wspólnego powrotu „na chatę”, jak to zwykł mawiać. No jak? Zapewne dlatego przyjął owo zajęcie, by móc jej teraz dokuczać przez swoją niechcianą obecność! Co za…!
- To do jutra! Na razie – no nie, a jednak: już zmierzał do wyjścia, jak zwykle w tym swoim czarnym ubraniu. Szczęściem, była tuż za oszklonymi drzwiami, więc można było łatwo uciec! A przynajmniej tak się jej wydawało, bo jego wprawne oko i tak ją dojrzało… - o, Kaari! Czekaj na mnie – zawołał na nią, ale ta… rzuciła się do ucieczki. Prawie przewróciła się w wysokich obcasach, ale mimo to i tak wolała ryzykować, byleby tylko go zgubić. Był uparty, więc rzucił się za nią w pogoń.  
    Wybiegła już na ulicę, po czym obejrzała się za siebie: był nieopodal – Ej, co ty?! Odwaliło ci?! – wołał na całą ulicę, dzięki czemu była gotowa oblać się rumieńcem. Oby tylko jej z nim nie skojarzyli! Jak tu jednak mu uciec?!  
    Miała dzisiaj wyjątkowe szczęście (a przynajmniej w jej oczach tak było), bo oto na właśnie mijany przystanek nadjechał autobus. Cofnęła się więc i dosłownie wskoczyła do środka. Jyrki również dotarł w owo miejsce, ale było już za późno: pojazd zdążył odjechać.  
    Po tym, jak kupiła u kierowcy bilet, „padła” na jedno z siedzeń i natychmiast wybuchła gromkim śmiechem. Co za brawurowa akcja!  
    „Ścigający” nie był już w tak dobrym nastroju. Ani trochę nie bawiła go takowa sytuacja, gdyż nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak go potraktowała?! Co niby jej takiego zrobił?! Ale nie, on się jeszcze jakoś odegra za tą „zniewagę”… tylko jak? Chwileczkę, chyba już mniej więcej wie…

***

    Gdy „uciekinierka” wróciła do domu, chciała opowiedzieć całe zdarzenie Tanji, lecz ta przebywała teraz w innym świecie: wraz z matką pieczołowicie szykowała stół na przyjście gości, ponastawiała zapachowych świeczek, spuściła na okna rolety i raz po raz doglądała, czy aby ostatnie „placki Kryśki” się nie przypalają?  
    Ledwie Kaari otworzyła usta, a ta zbeształa ją, żeby biegła się przebrać, a potem „grzecznie” czekała na przybyłych za stołem. Początkowo się buntowała, ale zaraz potem zaczęła podśmiewać z siostry, gdyż zachowywała się, jakby szykowała jakąś „wielką” randkę, a tak naprawdę była to przecież rodzinna kolacja… no, prawie, bo Enni w końcu do familii nie należała, ale była dla Tanji, jak siostra, więc ją zaprosiła.  
    Pierwszy do domu wrócił Juha i od razu podzielił los starszej córki: miał się „migiem” umyć, przebrać i zasiadać do stołu! Potem była Enni i wreszcie Matti, ale tej „głównej” postaci, na której „gospodyni wieczoru” najbardziej zależało – nie. Co tam, było „już” pięć po szóstej, a z „Aleksa” ni śladu…
- Miał dużo roboty, a jak postanowił zostać w domu i bawić się z tym? – gdybała, podpierając się ręką pod brodę.  
    Wszyscy byli już zebrani przy kolacji, ale nie jedli z racji tego, że… Tanja im tego zabraniała. Wyjątek stanowił jedynie Aleks, który już „zapychał się” w kuchni, bo co do niego nie była już taka restrykcyjna.
- Zadzwoń i spytaj go. Kichy mi marsza grają! – jęknęła Kaari.
- Nie, bo pomyśli, że jestem namolna… za pół godziny – odparła zrezygnowana Tanja.
- Dajcie spokój, spóźnia się dopiero pięć minut, bez przesady! Przecież to nie kolacja u prezydenta – Matti wywrócił gałkami.
- Coś mi to przypomina… pamiętacie kręgle? Też trzeba było na niego czekać – zauważyła Enni – jaki stąd wypływa wniosek…?
- Zamienia się w babę – zachichotał młody Venerinen, na co koleżanka gorąco przytaknęła.  
    Całe towarzystwo wybuchło gromkim śmiechem z wyjątkiem Tanji, która wciąż niecierpliwie zerkała na zegar w komórce. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. Zerwała się, jak oparzona, dzięki czemu prawie przewróciła w szaleńczym biegu! Nie minęła chyba sekunda, a już „wieszała się” po Aleksim. Ten był jednak jakiś dziwny, nawet nie chciał przywitać się pocałunkiem…
- Coś jest jednak nie tak… mów, co. Jesteś chory? Jak tak, to nie trzeba było przychodzić, będziesz się tylko męczyć – wypytywała troskliwie.
- Wszystko w porządku, naprawdę. Tylko mi głupio, że się trochę spóźniłem, pewnie jesteście głodni – starał się uśmiechnąć, ale nie bardzo mu to wychodziło. Narzeczona mierzyła go przez chwilę tym swoim „rentgenem w oczach”, aż wreszcie wzięła za dłoń i poprowadziła do reszty.
    Cały wieczór upłynął jej na obserwowaniu „Aleksa”, który nie był tego dnia sobą – prawie nie tknął jedzenia, jakie przecież tak pieczołowicie przygotowywała specjalnie… dla niego. Jednakże na pytanie, czy mu nie smakuje, odpowiadał, że „jak najbardziej!”, ale dzisiaj akurat nie ma apetytu. Postanowiła więc sobie, iż najwyżej zapakuje mu do domu…  
    Co tam, jakieś „głupie” placki były niczym w obliczu tak dziwnego zachowania: niemalże nic nie mówił, mimo że pokój aż „dudnił” od wesołych śmiechów, prowokowanych przez dowcipy, jakie przecież lubił opowiadać. Ba, ani Kaari, czy tym bardziej Matti nie byli w stanie go rozruszać, choć zwykle tworzyli zgrane trio – wraz z nią, Tanją, ma się rozumieć, a więc taki mały kwartecik, bo dołączała do nich cichaczem. Do tego co chwila się „zawieszał” i ni w ząb nie można było do niego dotrzeć. Ale co w tym wszystkim najgorsze, to, to, że ilekroć napotkała jego wzrok, od razu uciekał nim w bok. To było podejrzane… chyba coś narozrabiał… Tylko co?! Chodziło o jakąś… kobietę?
    O tak… jakże mógł czuć się dobrze, skoro tutaj, w domostwie Venerinenów, dopadły go jeszcze większe wyrzuty sumienia? Przez „głupotę” (do której na szczęście nie zdążyło dojść) mógł przecież to wszystko stracić, bo gdyby Tanja się dowiedziała… Na pewno by mu nie wybaczyła, w końcu sama powiedziała, iż ufa, że nigdy by jej nie zdradził. Zresztą tu chodziło o coś więcej – miał czekać, a skoro się potknął, to nie zależało mu na niej w wystarczający sposób – a więc doskonały powód do zerwania. Gdyby zaś odeszła, to i te drzwi zamknęłyby się dla niego. Taki Matti, Kaari, czy Enni może i nadal utrzymywaliby z nim kontakt, ale nie mając ze sobą wspólnej płaszczyzny porozumienia – to znaczy Tanji – ich drogi szybko by się rozeszły.  
    Widział to chociażby na przykładzie Hannu, czy Timo: przestał pracować w prokuraturze – prawie wcale się już nie widywali, bo to ta instytucja głównie ich ze sobą łączyła. Do licha, od roku całował jedną i tą samą dziewczynę, aż tu dzisiaj wkroczyła między nich ta druga… „Nuda”, mógłby ktoś rzec, „wymieniać czułość z jedną tylko i tą samą osobą”, ale Tanja była mu przecież w tej materii wierna, więc powinien był odpowiadać tym samym! Ale Raikinen go zaskoczyła, wcale nie miał tego w zamiarze…  
    Spóźnił się, bo najpierw zastanawiał, czy w ogóle jechać na tą kolację, a gdy się jednak zdecydował, zrozumiał, że musi się jeszcze wykąpać, by narzeczona na pewno nie wyczuła od niego drogich perfum „szefowej” – kto wie, a nuż „ostry” zapach jakimś cudem wsiąknął w jego skórę? A może zwyczajnie powinien jej wyznać, iż Leena próbowała go uwieść…? Bo mu uwierzy! Pokłócą się, ona się obrazi i potem będzie musiał upraszać ją przez cały miesiąc, żeby się wreszcie do niego odezwała, wybaczyła… W końcu od samego początku była zazdrosna o „cudzołożnicę”…
- Aleks, słyszysz? – wtem do jego podświadomości przedarł się jej głos. Choć z trudem, wbił weń pytający wzrok – chodź do mnie do pokoju, muszę cię o coś spytać – szepnęła mu na ucho. Przełknął ślinę, gdyż domyślał się, o co też może jej chodzić, ale mimo to posłusznie udał się za nią, by nie wzbudzać większych podejrzeń. Gdy tylko wyszli, Matti z rozbawieniem stwierdził, iż czeka go reprymenda, na co reszta wybuchła zgodnym śmiechem – to co się stało? – gdy tylko Tanja zamknęła za sobą drzwi, od razu przeszła do rzeczy – coś nie tak z twoją matką? Kalle znowu cię wkurzył? Problemy w pracy?
- Nic, naprawdę – odrzekł na cały ten grad pytań.
- Acha! – zmierzyła go podejrzliwie – nawet po tym postrzale nie miałeś takiego humoru… a może znowu boli cię głowa, co? – w jej oczach zarysował się cień tej „słodkiej” empatii, jaką tak sobie w niej cenił. Na ów widok mina zrzedła mu jeszcze bardziej, po czym przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Osłupiała. Nigdy przecież nie wychodził z czymś takim, jako pierwszy! Musiał to jednak zrobić, by tym lepiej pamiętać, co może stracić przez „idiotyczne” zachowanie. Dla tamtej byłby jedynie „zabawką”, a ta, którą w tej chwili obejmuje, przecież się o niego troszczy i kocha naprawdę, a nie… - Aleks, co ty zrobiłeś? – odsunęła się, patrząc mu w twarz z wyraźnym strachem. Ba, głos jej wręcz zadrżał.
- A to muszę coś schrzanić, żeby cię przytulić? Przecież chciałaś, żebym się tego nauczył i robił sam od siebie – odparł wymijająco.
- Ale jesteś taki jakiś… dobra, sorry, masz rację. To obejmij mnie jeszcze raz, bo było mi bardzo miło – posłała mu niemrawy uśmiech. Spełnił prośbę bez wahania, co wzbudziło w niej jeszcze więcej wątpliwości… Postanowiła jednak udawać, iż wszystko jest w porządku, bo gotów posądzić ją o natarczywość – wiesz, czyjego autorstwa są te placki? – westchnęła, wciąż tuląc się do jego ramienia. W odpowiedzi niedbale nimi wzruszył, miast odrzec „Może ty?”, albo coś w tym stylu? – mam nadzieję, że ci smakowały, bo własnoręcznie je przyrządziłam i gdy już będziemy razem mieszkać mam w zamiarze ciągnąć tą tradycję – kontynuowała mimo to. Po owych słowach natychmiast ją od siebie odsunął.
- Mówisz serio? Na pewno kiedyś…? – chyba coś z nim było nie tak, ale musiał się upewnić, czy aby na pewno dobrze zrobił odrzucając „zaloty” Leeny…? – obiecujesz, że to całe czekanie na pewno nie pójdzie na marne?
- No tak… przecież chyba tego chcemy, nie? – bąknęła niepewnie – co ty, piłeś dzisiaj, czy jak…? – jeszcze trochę, a zacznie się go bać!
- Daj spokój, muszę od razu łyknąć procentów, żeby gadać o takich sprawach? Coś takiego rozważa się raczej na trzeźwo, no nie? – na jego ustach nareszcie zarysował się cień uśmiechu, co przywróciło jej nieco pewności siebie.
- Dobra, to może w takim razie wrócimy do reszty, a ty zjesz jeszcze chociaż jednego, nieszczęsnego placka? – zaproponowała z krzywym uśmiechem.  
    Odparł na to, że teraz już tak, więc Tanja niemalże „wyfrunęła” z pokoju, byleby tylko już zasiadł za stołem i zjadł ze smakiem – wówczas nie będzie mieć większej od tego satysfakcji!
    Reszta wieczoru upłynęła mu już w o wiele weselszym nastroju – miał bowiem wrażenie, jakby narzeczona udzieliła mu rozgrzeszenia (choć nawet nie miała o niczym bladego pojęcia), ale i utwierdził się w przekonaniu, że postąpił słusznie.  
    Jedyny zgrzyt pojawił się wtedy, gdy na pożegnanie Tanja go pocałowała – od razu wróciły wspomnienia owego „nieszczęsnego” incydentu… A, co najgorsze, musiał im poświęcić jeszcze trochę czasu, bo oto, gdy już położył się do łóżka, zaczął rozmyślać nad jutrzejszym dniem: będzie miała na tyle czelności, by przyjść do kancelarii? To możliwe, bo jeszcze nie całkiem skończyła ten swój remont… Jeśli więc tak, to jak się zachowa? Może uda, że to wszystko wcale nie miało miejsca? Opamięta się i tak, jak on, przyzna, że był to „jednorazowy wyskok” bez znaczenia? Wszak, mogła ponieść ją chwila – była zrozpaczona, a on jak zwykle grał „obrońcę uciśnionych”, więc zareagowała właśnie w taki sposób…  
    Nie, to głupie wytłumaczenie… Może jej wizerunek pasował do takich „zapędów”, ale charakter zdecydowanie nie! Jeszcze do wczoraj była przecież sympatyczna, miła i koleżeńska, a dzisiaj taka bezczelna i wyrachowana… Ludzie nie zmieniają się tak szybko, więc albo „wdzieje na powrót starą skórę”, bądź, co gorsza, od teraz będzie właśnie taka…  
   Co by to nie było, pracuje dla jej męża, toteż będzie udawał, iż cała ta sytuacja nie miała miejsca. Niech sobie nie myśli, że może jednak jej ulegnie, bo wcale tak nie będzie!

***

    Raz po raz ziewając, Kaari zmierzała na dół po schodach. Co, jak co, ale trochę wczoraj przesadzili z telewizją i dzięki temu się nie wyspała… Że też skończył się jej urlop – na dworze panowała przecież taka piękna pogoda! Wszak, w tym roku Europę nawiedziła kolejna fala upałów, dzięki czemu i w Finlandii było bardzo ciepło. Ubrała się więc w modną, białą bluzkę i ołówkową, czarną spódnicę, gdyż niestety wymagał tego zawód (najchętniej włożyłaby jakąś przewiewną sukienkę).  
    Gdy opuściła budynek, zabrała się za poprawianie włosów, jakie tego dnia spięła w kok, by nie przyprawiały jej o większe gorąco, i dzięki temu nie zauważyła, iż ktoś na nią czeka… Co tam, wręcz zderzyła się z owym osobnikiem.
- Przepraszam, ja…! Co to ma znaczyć?! – początkowe zażenowanie zaraz zamieniło się w zdziwienie, gdy okazało się, że tym kimś był Jyrki… Owszem, jego zemstą okazało się być przyjście po nią pod dom!
- Mamy na tą samą godzinę do roboty, więc pozwoliłem sobie po ciebie przyjść – przywitał się z wrednym uśmieszkiem, jak zwykle „niedbale” przeżuwając gumę.
- Skąd niby wiesz? Nigdy ci nie mówiłam, od której pracuję – zmarszczyła brwi.
- O jak trudno było się domyślić! Bufecior otwierają o tej samej, co caluteńkie biuro, a wątpię, żeby mogło funkcjonować od samego początku, jakby pracownicy przychodzili, o której chcieli – wzruszył ironicznie ramionami.
- Ale ja może pojadę metrem, albo autobusem, także… - próbowała się wymigać, lecz mimo to ruszyła przed siebie, bo przecież nie będzie stać i marnować cennego czasu na „spławianie go”.
- Ja też. Co, myślisz, że może mnie nie stać, bo dopiero zacząłem pracę?
- Nie o to mi chodziło! – wywróciła oczyma – może… ja wiem? Masz chorobę lokomocyjną i nie możesz jeździć? – palnęła chyba najgłupsze z możliwych…
- Taa, to już bym się dawno przekręcił w trasie! – parsknął śmiechem. Wściekła się, we wszystkim musiał ją przegadać! – dobra, to co to było wczoraj? Z tego, co wiem, nie jestem jakimś seryjnym mordercą, przed którym trzeba zwiewać – zagadnął, niby to od niechcenia…
- A, to? A tak, o, chciałam sprawdzić twoją kondycję – posłała mu wredny uśmiech.
- Wyścig z autobusem, nie? Jakby zwyciężył, dostałby się do księgi rekordów Guinnesa! Dobra, teraz poważnie: za co mnie tak nie trawisz? Zrobiłem ci coś? – zmierzył ją poważnie.
- Nie rozumiem, o co ci biega? – przewróciła oczyma, a w duchu nerwowo prychnęła, gdyż sama nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć.
- Wiesz, wiesz. Spyliłaś, bo nie chciałaś przejść się ze mną na chatę, jakbym cię miał zjeść, albo co?
- Mam chłopaka – popatrzyła znacząco.
- No wiem, i co on ma niby do tego?
- A to, że ja dobrze wiem, czemu się mnie tak uczepiłeś, ale nic z tego: z Jarim to coś poważnego, a nawet, jakbym nikogo nie miała, to nie jesteś w moim typie. Jyrki, na serio, znajdź sobie dziewczynę w swoim wieku – wyrzuciła z siebie niemalże jednym tchem, bo w przeciwnym razie chyba nigdy by tego nie wypowiedziała. Jednakże w odpowiedzi otrzymała tak gromki śmiech, że miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Daj spokój, co ty? Ja i ty? Coś ci się chyba przyśniło… dziołcha, jak już pracujemy w jednym miejscu i do tego się znamy, to chyba możemy pozostawać w koleżeńskich stosunkach, nie? Mnie chodzi TYLKO i WYŁĄCZNIE właśnie o to – nachylił się nieco, puszczając doń oczko.  
    Jeszcze chwila, a spali się ze wstydu… po co mu to wszystko nagadała, jak i tak minęła się z prawdą?! Teraz z pewnością nabija się z niej w duchu, za jaką to „piękną” się nie uważa, że i on musiał się w niej zakochać!
- A co niby miałam sobie pomyśleć, jak się mnie tak uczepiłeś?! – odparowała, chcąc to jakoś odkręcić.
- Bo zwyczajnie upatruję w tobie materiału na koleżankę, a jeszcze teraz? Tym bardziej. Uwierz mi, że nie jest łatwo żyć z przyklejoną do tyłka karteczką „Byłem kumplem świrusa”. Wiem, że nie trawisz mnie przez niego, ale ja na serio już nie jestem tamtym debilem sprzed dwóch lat, który go krył. Przejrzałem później na oczy i od wtedy staram się żyć inaczej. Bądźże inna, niż twoja siora, i daj człowiekowi szansę – upierał się przy swoim.  
    Na moment zapanowało pomiędzy nimi milczenie, gdyż musiała sobie to wszystko przemyśleć: co do tego, czy aby rzeczywiście jest inny od Perttu, nie mogła mieć stu procentowej pewności, ale to i tak „wyszłoby w praniu”… Poza tym, co mogłaby stracić na tej znajomości? Jari nie będzie o niego zazdrosny, bo dobrze wie, jakie relacje ją z nim łączą (czy raczej jakie NIE).  
    Tanja, to taka trochę „histeryczka”, lubi przesadzać, więc nie musi iść w jej ślady i „nienawidzić” tych, których ona „nienawidzi”. Choć, co prawda, i ona oberwała rykoszetem w całej tej aferze z młodszą siostrą. Ale to i tak nie Jyrki był tego prowodyrem, a „świr”. No i trzeba też sobie przebaczać… A nuż okaże się, że ten „dzikus” wcale nie jest taki zły, na jakiego jej wygląda…?
- Dobra, niech ci będzie. Powiedzmy, że ci wierzę. Niech będzie po koleżeńsku – mruknęła po chwili zastanowienia. Co tam, najwyżej, jak coś będzie nie tak, znowu go „spławi”.  
    Muzyk wyraźnie się ucieszył na taki obrót spraw, po czym wyjął z plecaka, jaki niósł na ramieniu, obiecaną jej wczoraj płytę… No proszę: „sympatia” w postaci policjanta, kolega z „Fairy Tales”, a teraz jeszcze ich muzyka… Tanja gotowa ją za to udusić, więc lepiej będzie, jeśli zatrzyma to w sekrecie.

***

    Nie minęło jakieś pół godziny, odkąd Aleksi wszedł do kancelarii, a Anja zaczęła nagabywać go o pozwy i odpowiedzi na pytania, jakie zadali mu współpracownicy. Rzecz jasna, działała z ich ramienia, bo tym nie chciało się wstać zza biurka i przejść z jednego pokoju do drugiego… Oddał jej tyle, ile zdążył zrobić, dzięki czemu po pięciu minutach zjawiła się znowu z narzekaniami kolegów na ustach.  
    Już miał zły humor, gdy tu przyszedł, bo obawiał się Leeny, ale to zepsuło mu go jeszcze bardziej… Ze złością zasiadł nad papierami i tak się w nich zagłębił, że nawet nie spostrzegł, iż czas na przerwę, a tej, jak nie było, tak nie ma.  
    Raikinen nie pojawiła się też po „chwilowym fajrancie”, ale to wcale nie znaczyło, iż jej dzisiaj nie zobaczy – na swoje nieszczęście…  
    Było już po drugiej, więc została jakaś godzina do upragnionego końca pracy, gdy zupełnie uspokojony zmierzał do toalety. Właśnie wtedy Leena weszła do kancelarii. Na jej widok czym prędzej zatrzasnął się w męskim wucecie, bo ta raczej tam nie wejdzie na oczach sekretarki. Przybyła odczytała jego zamiary i przebiegle uśmiechnęła się pod nosem…
    Siedział w środku dosyć długo, choć zdawał sobie sprawę z tego, że do 15:00 być tu nie może – Johannes mógłby w końcu posądzić go o lenistwo, a takich podwładnych się nie toleruje. Stanął więc do lustra, próbując dodać sobie w ten sposób odwagi.
- Spokojnie, jak coś, to tak, jak wczoraj. Nie wiesz, co się robi? – rzucił do swego oblicza – taa, tyle, że dzisiaj sobie nie wyjdziesz, jak gdyby nigdy nic, bo jeszcze jesteś w pracy, a końcowego gwizdka jeszcze nie było… - westchnął, spuszczając głowę. Wtem poczuł czyjąś obecność, dzięki czemu aż przeszły go ciarki. No nie, chyba to nie ona…?!  
    Szczęściem, gdy się obrócił, okazało się, iż to „tylko” Ari-Pekka. Mężczyzna mierzył go wzrokiem, który mówił tylko jedno: „Odbiło ci, że do siebie gadasz?”. Udał, że poprawia krawat i chrząkając pod nosem, wyminął kolegę po fachu. Na korytarzu okazało się, że Raikinen nigdzie nie ma, więc albo wstąpiła do męża, bądź… czyha na niego w jego biurze… Że też nie zamknął go na klucz – przecież to właściwie leżało w jego gestii!  
    Dla odmiany teraz stał się obiektem obserwacji Anji, gdyż stanął na środku i „kwitnął”, zamiast wracać do siebie… Zdziwiona kobieta w końcu zapytała, czy czegoś nie potrzebuje? Pokręcił przecząco głową i z bijącym sercem wreszcie skierował się do swojego gabinetu. Wszedł jednak w głąb, ale i tu pusto… Co za szczęście! Najwyraźniej celem jej wizyty był tylko i wyłącznie jej mąż. Kto wie? Może nawet głupio jej było spotykać się z nim po wczorajszym…?  
    Ledwie skończył owo zdanie w myślach, a ktoś zaszedł go od tyłu i zakrył mu rękoma oczy. Natychmiast odskoczył, niczym poparzony.
- Jaki nerwowy! – Leena parsknęła śmiechem. Jej twarz miała ten sam wyraz, co wczoraj, czyli wyrafinowany i pewny siebie.
- Nie wiem, co ci od wczoraj odbija, ale ja już swoje powiedziałem – czym prędzej uciekł za biurko i zasiadł w fotelu, gdyż jego zdaniem tam dostać się nie mogła. No, chyba, że chce go… przeprosić?
- To znaczy, co? Tyle się działo, że nie pamiętam – znowu się zaśmiała, ruszając ku niemu. Chwycił w ręce papiery i zaczął je dokładnie składać, choć wcale nie było takiej potrzeby – musiał jednak pokazać owej „kokietce”, iż jej obecność nie robi na nim większego wrażenia – rozumiem, że mogłeś się trochę przestraszyć, bo tak nagle… ale ponawiam ofertę – oparła się o blat i lekko nad nim pochyliła.  
    No tak, teraz mógł już z całą stanowczością powiedzieć, że całe to siadanie i schylanie się bynajmniej nie było przypadkowe… Jaki on był głupi!
- Nie wiem, o czym mówisz – mruknął, rzucając papiery na biurko, na co ta bezczelnie docisnęła je do blatu, jakby chcąc w ten sposób dać mu do zrozumienia, iż to na niej ma skupić swoją uwagę.
- Nie zachowuj się, jak dzieciak. Dobrze wiesz, o co mi chodzi… wczoraj to był tylko wstęp, ale…
- Jak rocznica się pani nie udała, powinna ją pani dzisiaj nadrobić. Mąż akurat niedługo kończy pracę – zmierzył ją groźnym spojrzeniem, co miało jednocześnie oznaczać odmowę.
- Nie wkurzaj mnie – chwyciła go za krawat, nie przestając się przy tym naigrywać – po co to całe udawanie? Wiem, że ci się podobam, bo każdemu się podobam. Po co więc to przedłużać? Należy kończyć to, co się zaczęło… nie sądzisz? – wbiła weń znaczący wzrok.  
    Nagle ktoś cicho zastukał do drzwi, więc puściła go i wyprostowała się, śląc mu „całusy na odległość”. Miał ochotę rozszarpać ją na strzępy!  
    Do środka zajrzała Anja, by oznajmić mu, iż koledzy podesłali mu „petentkę” i jakże się zdziwiła, gdy ujrzała tam „szefową”: wszak, nawet nie widziała, kiedy ta weszła. No, ale to oczywiste… w tej sprawie od dawna coś „śmierdziało”! „Żenujące… bezwstydny karierowicz”! – Jak coś, będę czekać na zewnątrz. Mam nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca – szepnęła tymczasem Leena i jak zwykle poruszając się w swój „słynny” już sposób, opuściła biuro. Nie miał czasu na to, by przekląć ją w duchu, bo w progu minęła się z „klientką”. Uspokoił się więc i wskazał kobiecie krzesło.
- Coś taki wkurzony od wczoraj? – dopytywał Eino, gdy w chwilę potem razem zmierzali już do wyjścia. Po drodze kolega zaczepił jednak Anję, proponując jej podwiezienie. Koleżanka zgodziła się, przy okazji mierząc Aleksego jakimś dziwnym spojrzeniem… Nie chciał na nią czekać – nie mógł, bo już pragnął być w domu, z dala od tego miejsca! Zostawił ich więc samych sobie i czym prędzej pognał do wyjścia – Al, ale no czekaj, wyjdziemy razem! – Kuokkanen na próżno za nim wołał – co z nim? Od wczoraj jest jakiś nieswój – popatrzył na sekretarkę.
- Pewnie boi się, że jego romans z Raikinen wyjdzie na jaw – wyszła zza kontuaru, wzruszając przy tym ramionami.
- Co…? Serio? Widziałaś ich? – podekscytował się.
- Ciszej, nie tutaj! – syknęła znacząco – opowiem ci w samochodzie, nie chcę w końcu stracić pracy.
    Tymczasem Aleksi zmierzał już do peugeota, gdy w oczy rzuciła mu się sylwetka Leeny: stała oparta o swoją toyotę, jak zwykle śląc mu te swoje uśmieszki. Ba, jakby tego było mało, kiwnęła na niego palcem. Jednakże, zamiast się ku niej rzucić, szarpnął za klamkę od swojego „wozu”, mierząc ją przy tym destrukcyjnym wzrokiem, po czym migiem znalazł się w środku. Odjechał, niemalże z piskiem opon.  
    Wściekła się. O nie, to już przekroczyło granice „dobrego smaku”! Jeśli chce wojny, to będzie ją miał! Już nie będzie taka miła!
- Patrz na nią, niczym kotka na gorącym, blaszanym dachu! – komentowała poruszona Anja, gdy ujrzeli ją po wyjściu z kancelarii.
- Ale jego jakoś nigdzie nie widzę – Eino zaczął rozglądać się wokoło.
- Przestań, bo się domyśli! – trzepnęła go w ramię – do widzenia! – posłała „szefowej” sztuczny uśmiech. Kobieta odparła tym samym i z nieciekawą miną wsiadła do samochodu.
- „Pewnie spotkają się gdzie indziej, przecież nie będą się narażać na terenie jej mężulka” – myślał rozochocony Eino – ej, a może za nią pojedziemy, co? Jak nic zwiał tak prędko, bo się gdzieś umówili i, żeby nie wzbudzać podejrzeń, odjechali osobno – zaproponował koleżance.  
    Anja początkowo kręciła nosem: „była zmęczona. Kietala nic, a nic ją nie obchodził, a zdrad też nie miała ochoty odkrywać”… lecz Kuokkanen wiercił jej dziurę w brzuchu tak długo, aż wreszcie się zgodziła. Wszak, chyba każda kobieta lubi „sensacje”.  
    Dzisiejsza „detektywistyczna wyprawa” nie skończyła się jednak niczym ciekawym: Raikinen zatrzymała się pod centrum handlowym, a tam, poza trzymaniem się za ręce i w ostateczności całowaniem, nie można przecież było popełnić większego zła… Nie byli jednak niezadowoleni z faktu, iż nic nie odkryli, a skąd? Anja wykorzystała okazję i udała się na zakupy, zaś Eino doszedł do wniosku, że to tylko taka zmyłka – może „szefowa” poznała w lusterku jego renault i specjalnie przyjechała akurat tu?  
    Tak, jeśli trochę popracuje nad „kamuflażem” i umiejętnościami szpiegowskimi, na pewno ich nakryje! Bądź „Al” sam mu się wygada, w końcu „faceci” lubią chwalić się swoimi „podbojami”.
    Po tym, jak wzburzony Aleksi zjeździł pół Helsinek, wreszcie zatrzymał się pod domem Tanji i wyciągnął na lody, choć się uprzednio nie umawiali. Była z tego powodu zaskoczona, bowiem do tej pory w przeważającej większości to ona wymyślała, gdzie i czy w ogóle wyjdą, ale oczywiście nie protestowała. Wręcz przeciwnie, cieszyła się z jego nagłego zaproszenia, bo to znaczyło, iż tak bardzo za nią tęskni, że musi codziennie widywać.
    Tak myślała ona, ale w rzeczywistości była jego „ucieczką” – w jej obecności czuł się bezpiecznie, z dala od „bzdurnych” myśli i zwodniczych pragnień. Postawa Leeny zatruła go jednak tak bardzo, że położyła się cieniem na nastroju, co Tanja szybko wyczuła: znowu był zamyślony, unikał jej wzroku, a jak już, to zawieszał go na jej szyi, a konkretniej to na onyksie, i gniewnie marszczył przy tym czoło. Jednakże na pytanie, czy coś się stało, odpowiedział tak, jak wczoraj, czyli, że „Nic”.  
    Wreszcie, za którymś z razów, gdy intensywnie przyglądał się kamieniowi, nie wytrzymała i spytała:
- Co jest, źle się ubrałam, czy jak? – parsknęła, mając na myśli zieloną bluzkę, jaką włożyła przez wzgląd na odcień wisiorka.
- Nie, patrzę na ten głupi kamień… nie wiem, po co ci go w ogóle kupiłem – wymruczał, zły na siebie, że pozwolił Raikinen maczać palce w owym zakupie, choć niesłusznie. Wszak, właściwie niczego mu nie doradziła: to on wybrał kształt, a nawet kolor, a ta ani przez moment nie protestowała. Ba, wręcz kupiła sobie taki sam… i to denerwowało go najbardziej, gdyż teraz Tanja mu o niej przypominała!
- Co ty mówisz?! Jest śliczny i prawie wcale się z nim nie rozstaję – chwyciła onyks w opuszki palców – kocham prezenty od ciebie – dodała z uśmiechem. Wykrzywił więc twarz w sztucznym grymasie, który natychmiast zeń spełzł, bo oto ta „wiedźma” „wyniuchała go” i tutaj! Jak to było możliwe?!
    A no tak, bowiem wstąpili do kawiarenki „na powietrzu”, jaka znajdowała się w bezpośrednim sąsiedztwie centrum handlowego, do którego Leena wstąpiła, ale ponieważ nie mogła się skupić na pracy, i ona udała się na lody. Widząc ją, błądzącą pośród stolików, prędko zerwał się na równe nogi.
- Chodźmy dalej – wyciągnął dłoń ku dziewczynie.
- Już? Jeszcze nie skończyłam jeść i fajnie się siedzi – jak na złość, Tanja zaprotestowała.
- To zjesz po drodze, ja się dosyć nasiedziałem w robocie, muszę rozprostować kości – upierał się przy swoim. Przyznała mu więc rację i chwyciła za dłoń. Od razu przyciągnął ją do siebie i objął w talii, chociaż zwykle… no prawie nigdy tego nie robił. Przeważnie chadzali „tylko” za rękę. Poczuła się skołowana: czyżby poczuł się na tyle pewnie po tym, jak obiecała mu, że na pewno razem zamieszkają, iż… uruchomił proces, mający na celu o wiele „bliższe poznanie się” już teraz?!  
    Nie wiedzieć czemu, ale przestraszyła się, gdyż miała wrażenie, jakby cofnęła się do czasów znajomości z Perttu. Zerkała więc nań niepewnie, tyle, że ten nawet tego nie dostrzegał, gdyż zawzięcie oglądał się do tyłu.  
    Jeśli ta „zołza” go spostrzegła, niech wie, co wybrał! Swoją dziewczynę, a nie jakąś „plastikową”…!
- Za czym tak patrzysz? – z odrętwienia wyrwało go pytanie towarzyszki. Nim zdążył jej to wyperswadować, również się obejrzała i tym samym natknęła na postać Raikinen – czy to nie ta babka, co załatwiła ci pracę? – kiwnęła nań głową. Poddał się i przyznał jej rację – nie wiem, dlaczego tak macie, że musicie się gapić za każdym zgrabnym tyłkiem – wymsknęło się jej, choć miała nie obnosić się ze swoją zazdrością o owo „babsko”.
- Wcale za nią nie patrzyłem – odburknął nerwowo – wcale nie jest znowu taka nie wiadomo jaka – dodał zniesmaczony.  
    Nic na to nie odrzekła, ale taka odpowiedź ją zadowoliła, więc zmieniła temat, wychodząc z pytaniem, dokąd teraz pójdą?
    Leena była tak pochłonięta myślami, że nie spostrzegła „podwładnego”, ale to wcale nie znaczyło, iż jej nie towarzyszył, wręcz przeciwnie: myślała, co tu z tym wszystkim dalej zrobić? Oczywiście tak, by mąż się nie dowiedział, bo Kietala mu przecież nie wygada – dobrze wie, że wówczas odwróciłaby kota ogonem i tym samym zrzuciła winę na niego, a Johannes oczywiście uwierzyłby jej, bo inaczej nie wypadało. Zresztą, nawet, jakby nie, już ona wiedziała, jak wkupić się w jego łaski… Ale ten „prokurator”… po dobroci, czy nie, i tak w końcu go usidli!

    Rozdział 10

    Przez kolejne dwa dni Raikinen nie pojawiła się w kancelarii, by nie wzbudzać zbyt dużych podejrzeń. Ale po upływie owego czasu „przybyła”, by zaproponować mężowi, iż „odświeży” jego biuro. Johannes nie chciał się zgodzić, bo raz, że robiła tu remont nie tak dawno temu. Dwa, oznaczało to bałagan, a on przecież musi pracować w ciszy i spokoju. A trzy…!  
    Nie weszło w ogóle w rachubę, bo wystarczyło, że objęła go za szyję i pocałowała w policzek, a już był „ugotowany”. Co prawda, dziwiło go, skąd taka nagła wylewność po tylu czasy „posuchy”, ale co za różnica, jeśli było miło? Leena odparła, iż dużo ostatnio myślała, aż wreszcie doszła do wniosku, że chce ratować ich związek, co postanowiła zapoczątkować od zrobienia mu przyjemności poprzez urządzenie od nowa miejsca pracy.  
    Zaślepiony mężczyzna zgodził się, bowiem miał w końcu do czynienia z atrakcyjną „połowicą”, dla której warto było się starać (nawet, jeśli nie dla samego siebie, to dla otoczenia: by wszyscy podziwiali, cóż za „piękną ma żonkę”) i dlatego też… przeniósł się na jakiś czas z biura do domu, by to tu w ciszy pracować, a żona mogła w spokoju dokonywać zmian.  
    Gdy Aleksi się o tym dowiedział, chyba cała krew odpłynęła mu do głowy, gdyż jedynie poza nią poczuł w całym ciele przenikliwe zimno, mimo że na dworze było bardzo ciepło. To przecież oznaczało tylko jedno: specjalnie pozbyła się Raikinena, by bezkarnie kręcić się wokół niego!  
    A niestety miał rację: co wyszedł z biura, napotykał na „holu” jej przenikliwy wzrok. Specjalnie też obok niego przechodziła, to trącając palcem, znów łapiąc za krawat, czy szturchając w ramię. Wchodziła mu też bez uprzedzenia do gabinetu, na co prędko zeń uciekał. By się jakoś ratować, prosił kolegów-prawników, by „oddali mu” część „petentów”, bądź ciągnął ze sobą Eino – wszystko, byleby tylko nie być w biurze samemu, bo to stwarzało ogromne zagrożenie! Leena zdawała sobie z tego sprawę, więc robiła mu na złość (co zresztą ogromnie ją bawiło), próbując nachodzić nie tylko tam, bo i… w toalecie – chyba jedynym miejscu, w którym, jak sądził, mógł czuć się bezpiecznie.  
    Póki co, nie udawało się, bo w środku zawsze ktoś był, bądź korytarz zapełniali niepożądani „świadkowie”. Toteż denerwowała się coraz bardziej, bowiem minęły już dwa tygodnie, a tu dalej nic! A przynajmniej „ciągu dalszego”. Ale jak mogło być inaczej, skoro aż dotąd nie dostała szansy na „bezpośredni atak”?! Szczęściem dlań, do czasu, bo oto nadarzyła się świetna okazja…  
    Właśnie mył ręce, pewien, że tegoż dnia prześladowczymi nie ma w biurze, gdy oto w zwierciadle zarysowała się jej sylwetka. Jedyne, co zdążył zrobić, to wytrzeszczyć oczy z przerażenia, bo ta już obłapiła go od tyłu swymi „mackami”.
- No, nareszcie sami – „zaszczebiotała” przy tym w taki sposób, jakby w istocie coś ich łączyło.  
    Zaczął się rwać z uścisku, co poszło mu bardzo sprawnie, bo, siłą rzeczy, był od niej silniejszy. Stanął ze dwa kroki dalej, gorączkowo rozważając, jak się teraz zachować? Zbesztać ją? Rzucić się do ucieczki, czy może… próbować przemówić do rozsądku? A nuż popsuło się jej w głowie…? No, ale w takim wypadku i tak raczej nic do niej nie dotrze! Wszystko jedno, i tak musi spróbować, gdyż taka sytuacja nie może przecież wlec się w nieskończoność!
- Wyjaśnijmy coś sobie wreszcie – kiwnął palcem, a ta od razu ruszyła ku niemu – stój tam, gdzie jesteś! Ja mówiłem poważnie: nie mam ochoty na żadne romanse.
- Czyżby? Ja wyczułam co innego – zrobiła krok w przód.
- To coś ci się…
- Yhym, pewnie – parsknęła kpiąco – gdyby tak było, nie uciekałbyś przede mną. A tak powoduje tobą strach: wiesz, że jesteś słaby, więc boisz się, iż w końcu się złamiesz – była coraz bliżej.  
    Raz po raz spoglądał w stronę wyjścia, ale ratunek nie nadchodził. W końcu napotkał za sobą opór: była to jedna z kabin. Raikinen już przed nim stanęła i bezczelnie założyła mu ręce za szyję – Nie bądź taki, ja cię naprawdę lubię. Może źle zaczęłam, ale tak brzydko mnie wtedy potraktowałeś… wiem, że ci się podobam, więc na co czekać? – mimo że zdawała się być miła, zaczął błądzić po drzwiach od kabiny, aż natrafił na uchwyt. Gdy drzwi się otwarły, zręcznie „zrzucił ze siebie” kobietę i pchnął do środka. Od razu podjęła próby wydostania się, więc docisnął się do plastikowej „ściany” – wypuść mnie stąd, zwariowałeś?! Mam klaustrofobię! – warknęła, bijąc z drugiej strony pięściami.
- A ja mam ją przez ciebie! Daj mi wreszcie spokój i przestań prześladować!
- Co ci niby takiego robię?! Tylko grzecznie spytałam, dlaczego mnie unikasz! No wypuść! – pisnęła rozpaczliwie, więc w istocie musiała źle się czuć w ciasnym „więzieniu”. W jego naturze nie leżało zadawanie innym tortur, ale tej się to akurat przyda! Może dzięki temu pojmie, iż z nim się jej nie uda?
- Przestań mnie napastować, to nie będę! Mam dziewczynę, ty masz męża, więc się go trzymaj! Nie mam zamiaru paprać sobie życia! – wkładał już wszystkie siły w napieranie na plastikowe drzwi, bowiem „szefowa” była równie zdeterminowana, byleby się stamtąd wydostać.
- Dobrze, zrozumiałam! Źle to odczytałam i już tak nie będę, tylko mnie wypuść! Błagam! – niemalże się już rozpłakała, więc nieco „spuścił z tonu”, gdy oto do toalety niespodziewanie wszedł Antti. Syknął więc, by się uspokoiła, a sam stanął doń plecami, jak gdyby nigdy nic krzyżując ręce na piersi. O nie, współpracownik nie mógł jej tu zobaczyć, bo mogłyby być z tego nieprzyjemne konsekwencje!  
    Starszy kolega obrzucił go spojrzeniem i znacząco chrząknął.
- Tutaj zajęte – mruknął, starając się zachować spokój. Antti – wręcz przeciwnie. Chyba nie będzie mu znowu zakłócał „intymności”?!
- To musisz go pilnować? Kto tam w ogóle jest? – podszedł bliżej, marszcząc przy tym brwi.
- Kibel się zatkał, w razie czego pomogę, bo trochę się na tym znam – wzruszył ramionami, ze zdenerwowania aż zaciskając dłonie w pięści. Byleby tylko Leena się w jakiś sposób nie zdradziła!
- Co racja, to racja… to w końcu takie „trudne” zajęcie, że rzeczywiście potrzeba do niego dwóch – mężczyzna pokręcił głową i prychając pod nosem ruszył do sąsiedniej kabiny. Z tym Kietalą coś było jednak nie tak… może lubił jednocześnie obydwie płcie…?  
    Aleksi nerwowo tupał nogą, mrucząc w duchu, by ten już sobie poszedł. Raikinen była bardzo cicho, a nuż z tego wszystkiego zemdlała? Czekał jednak do momentu, aż zgorszony Antti wreszcie sobie pójdzie i dopiero wtedy „odbił się” od drzwi.
- Dobra, już możesz wyjść – polecił, chwytając za uchwyt. Jednakże kobieta nie zareagowała. Pięknie, teraz może jeszcze będzie musiał ją cucić!  
    Ostrożnie zajrzał więc do środka, a wtedy… pociągnęła go ku sobie tak, jak za pierwszym razem obdarzając „niechcianym” pocałunkiem.
- Ale jesteś naiwny! Dałeś się nabrać na ten atak klaustrofobii? – wybuchła śmiechem, gdy zaczął się rwać – no nic, to i tak urocze, jesteś taki słodki – naigrywała się dalej, próbując powtórzyć gest, lecz odepchnął ją z całej siły i wreszcie wydostał z „ciasnej pułapki” – wracaj tu! – warknęła za nim – co ci szkodzi ten jeden raz?!
    Z prędkością światła znalazł się w swoim biurze, po czym zamknął się od środka. Zaczął nerwowo krążyć po pokoju, raz po raz odgarniając włosy.  
    Miał już tego dość, zdawał sobie sprawę z tego, że jeszcze kilka takich „wyskoków”, a nie wytrzyma i „skapituluje”! Może dla świętego spokoju, może nie…? Jedynie obawa przed tym, że znowu nie będzie mógł znaleźć zajęcia, jeszcze go tutaj trzymała. Ale tak, czy inaczej, coraz jaśniejszym stawał się fakt, iż będzie musiał stąd odejść – wszak, lepiej na nowo zostać bezrobotnym, niż wpakować się po uszy w bagno…  
    Z ową myślą zasiadł za biurkiem, gdy wtem zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu ukazał się nieznany mu numer, więc odebrał, a wówczas po drugiej stronie odezwał się znajomy głos:
- Spokojnie, nie musisz się aż zamykać. Na dzisiaj i tak tu kończę, bo idę do drugiej pracy. To…  
    Nie słuchał do końca, tylko cisnął komórką pomiędzy stos papierów, po czym w ataku furii zrzucił z blatu pozostałe rzeczy. Na podłogę posypało się kilka długopisów i dwie teczki, zaś komputer stracił źródło zasilania, bowiem niechcący szarpnął za kabel. Na nowo zasiadł w fotelu, ciężko przy tym dysząc.  
    Gdyby był kobietą, z pewnością rozpłakałby się z wielkiej bezsilności, a tak podparł rękoma głowę i zaczął pocieszać myślą, iż za niedługo koniec pracy, a „natrętki” już i tak przecież nie ma… Oby była to prawda.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7459 słów i 41472 znaków.

3 komentarze

 
  • xxxy

    aż przykro patrzeć do czego to zmierza.

    21 lis 2016

  • nutty25

    @xxxy no cóż... ostrzegałam, że różowo nie będzie...

    21 lis 2016

  • Beno1

    oj biedny Alex, okropna ta baba, szkoda chłopaka  :sad:

    20 lis 2016

  • Freya

    Bardzo delikatna sytuacja; Leena wykożystuje swoją dominującą pozycję w "stosunkach" służbowych i przekłada na relacje prywatne. Wiele związków romantycznych (a nie tych zawodowych) zawiązuje się w miejscach pracy. Podoba mi się ten wątek. No i wiadomo, że zawsze znajdzie się w końcu ktoś "życzliwy", albo wystąpi syndrom tzw. "wzgardzonej kobiety" - to gorsze niż mityczne piekło. Pozdro :beek:

    20 lis 2016

  • nutty25

    @Freya dzięki i też pozdrawiam  :beek:

    20 lis 2016