A rush of blood to the head cz. 16

Tanja zasnęła dopiero nad ranem i to zaledwie na jakieś trzy godziny – toteż do 12-stej wciąż pozostawało jeszcze sporo czasu. Matka zmusiła ją do zjedzenia skromnego śniadania, po czym znowu zasiadła przed laptopem. Ledwie wstał ranek, a „Internetowi” dziennikarze zaczęli wywlekać na światło dzienne sprawę Aleksego: „Były prokurator podejrzany o gwałt”, „Bohaterski prokurator aresztowany” itd. Z pewnością to Raikinen zadbała o to, by media szybko (i w ogóle) się o tym dowiedziały. Wszak, była to wielka rysa na wizerunku Kietali, który jeszcze nie tak dawno temu „wsławił się” bohaterską akcją w związku z młodym Raniellim…  
    Przyszła do parku o pięć minut za wcześnie. Rozglądała się wokoło, jak zwykle mając wrażenie, że ludzie znowu ją rozpoznają, i tym razem plotkują na temat rozpadu jej „tragicznego” związku z byłym prokuratorem. Do tego, jak na złość, Eino się spóźniał, przez co miała wrażenie, że zaraz zemdleje z powodu przyśpieszonego tętna. Tak bardzo chciała już wiedzieć!  
    Wreszcie, po kolejnych kilku minutach, niedaleko zajechało znane jej renault. Nie czekała, aż „z łaski swojej” wygramoli się z niego i pierwsza ruszyła ku niemu. Widząc ją tak zdeterminowaną był w stanie bąknąć tylko nieśmiałe „Cześć”.
- Zarzucają mu, że molestował tą babę i próbował ją zgwałcić. Czy to prawda? – zaczęła bez ogródek, śmiało patrząc mu w oczy. Popatrzył po zebranych wokół ludziach i zaproponował, by odeszli kawałek dalej, gdyż raczej nie wypadało, by obcy słuchali o tak delikatnych kwestiach. Na szczęście w pobliżu pomnika Runeberga było w miarę spokojnie, toteż tam się udali.
- Ja już swoje zeznania złożyłem wczoraj, ale pewnie jeszcze mnie wezwą… ale nie wygląda to najlepiej. Z tym pierwszym, to nie wiem, jak było, bo moim zdaniem, to raczej mieli się ku sobie. Ale co do tego gwałtu, to nie wiem, co w niego wstąpiło, ale rzucił się na nią, jak wariat! Porwał na niej bluzkę, szarpał! Biedaczka się rozpłakała, a on na mój widok wyparował z biura, jak burza! – Kuokkanenowi szybko rozwiązał się język. Co więcej, nie zważał nawet na Tanję, która z każdym kolejnym słowem bladła coraz bardziej.
- Co to znaczy… że mieli się ku sobie…? – wykrztusiła, nerwowo przełykając ślinę. Z wrażenia zrobiło się jej niedobrze. Leena mówiła przecież, iż zadurzyła się w Aleksim…
- Cała kancelaria plotkowała o ich romansie, bo chadzali razem na obiady, podwozili się nawzajem do domów, a raz nawet zastałem ich pod biurkiem. Al tłumaczył się, że spadły mu papiery, a ona pomagała mu je zbierać, ale moim zdaniem… - urwał, bowiem nagle dotarło do niego, że w ten sposób przecież sprawia towarzyszce ból. Gdy popatrzył w bok, oto okazało się, że ta stoi kawałek dalej, blada, niczym kreda. Eino prędko się przy niej znalazł – przepraszam, dureń ze mnie! Nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić ot tak, w końcu…
- Nie… ja chcę to wiedzieć – przetarła oczy i dumnie się wyprostowała – jest coś jeszcze?
- Jesteś tego pewna?
- Tak, mam już dosyć kłamstw! On mi przecież całej prawdy nie powie, więc muszę się dowiedzieć od kogoś innego! – rzekła zdecydowanie.  
    Mając wolną drogę opowiedział jej o incydencie z drzwiami, plotce, jakoby to sama Lehtinen załatwiła Aleksemu awans oraz o jego „humorach” tuż przed tym, nim doszło do wczorajszego incydentu. Dla Tanji wszystko było oczywiste: zgodnie z tym, jak mówiła Raikinen, najpierw były to obustronne zaloty, lecz później kobieta zaczęła się wymykać, toteż miał zły humor, bo nie mógł jej dostać, ale jednocześnie dręczyły go wyrzuty sumienia, iż oszukuje „biedną” Venerinen. Pozostawała więc jeszcze tylko jedna, dręcząca ją kwestia – Wiem, że faceci rozmawiają ze sobą o sprawach, których nie poruszają ze swoimi dziewczynami… chwalił się może, że ma… ma… kochankę? – ostatnie słowo ledwie wyszło jej z ust. Czuła do niego tak wielkie obrzydzenie, ale i ból, że nie potrafiła go swobodnie wypowiadać.
- Masz takie podejrzenia? – Eino zrobił oczy, jak spodki – ja nic nie wiem, mówił raczej tylko o tobie.
- O mnie? Co? – jej serce zadrżało. Narzekał na nią? Wyśmiewał?
- O tym, że ze sobą nie mieszkacie, ale niby planujecie ślub… w każdym razie entuzjazmu w tym nie było – po tych słowach drgnęła, jakby się miała zaraz przewrócić, po czym wybuchła nagłym, żałosnym płaczem – przepraszam, nie powinienem był! Od teraz już będę trzymał gębę na kłódkę, obiecuję! – zawołał przerażony owym widokiem. Tanja czym prędzej ruszyła ku pustej ławce i wciąż łkając, zasiadła na niej. Przysiadł się w odpowiedniej odległości, gdyż słaba z nią znajomość nie pozwalała na jakieś pocieszające gesty. Poklepał się po całym ciele, lecz nigdzie nie miał chusteczek – no już… gdybym wiedział, nie powiedziałbym ci tego.
- Nie… to dobrze, ja… ja i tak chciałam… wiedzieć. Teraz… już wszystko do siebie… pasuje – uśmiechnęła się krzywo i na nowo zalała łzami, by nagle zerwać się, niczym oparzona – źle się czuję, wracam do domu.
- Zaczekaj! Mogę cię podwieźć, jestem samochodem – zaoferował się.  
    Od razu spojrzała w kierunku zaparkowanego w oddali pojazdu. Jak dotąd, oprócz Aleksego, nie jeździła sam na sam z mężczyzną. Wewnętrzne obawy nakazywały jej odmówić, lecz świadomość, iż będzie musiała wracać zapłakana przez całe miasto (bowiem przez pośpiech i roztargnienie nie wzięła ze sobą pieniędzy na bilet), a autem byłaby raz, dwa w domu, gdzie mogłaby się na spokojnie wypłakać, to ta zasiała w niej wątpliwości.
    Eino, widząc jej wahanie, ponowił zaproszenie, po czym nieudolnie dodał, że jego renault nie gryzie. Nieco pomogło, bo Tanja nieśmiało parsknęła i po kilku kolejnych namowach wreszcie podążyła za nim do owego „wozu”. Najwyraźniej nadszedł czas, by zrobić kolejny krok do przodu i przy okazji zostawić za sobą czasy, w których to wyłącznie Aleksi woził ją swoim peugeotem.
    Z samego rana na komisariat przybyła Hanna wraz z adwokatem, o którym mówiła: Tero Nymanenem. Był to wysoki, nieco tęgi mężczyzna w okularach i postępującej łysinie na czubku głowy. Dobiegał 50-tki, toteż jego doświadczenie w branży prawniczej było zapewne niemałe. Uważnie wysłuchał Aleksego, po czym obiecał, że jego sytuacja powinna rozwiązać się najpóźniej w poniedziałek. Bowiem nie mogą go tu trzymać aż do wspomnianego dnia. Zajmie się też sprawą w sądzie i pewien jest, że będzie można załatwić kaucję.  
    Żadne z jego słów nie mogło jednak pokrzepić Aleksego, gdyż od samego aresztowania dobrze o tym wszystkim wiedział – był tylko pesymistą, jeśli chodziło o wyjście z aresztu, ale przecież „wielkiego” Perttu Ranielli za kaucją wypuścili, więc czemu nie mieliby i jego?! Hanna pocieszała go, jak mogła, dzielnie wtórując adwokatowi poprzez kiwanie głową na każde niemal zdanie, które wypowiadał odnośnie jego wolności.
- Myślę, że w poniedziałek przesłucha pana prokuratura i jeszcze tego samego dnia, bądź we wtorek, sprawa trafi przed sąd – orzekł na koniec, ale nie doczekał się ze strony podejrzanego eksplozji radości, czy wyrazu ulgi na twarzy, bo Aleksi zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę. Nymanen pomyślał więc, że mieć za klienta znawcę prawa, to niezwykle trudne zadanie…
    Aleksego pocieszała jednak myśl, że ma adwokata. Wszak, co dwie głowy, to nie jedna. Toteż, gdy ci już sobie poszli, rozpoczął spacer po ciasnej celi, by rozprostować nogi i przy okazji tak bardzo się nie nudzić (Timo miał dzisiaj wolne). Wtem usłyszał na posadzce czyjeś kroki, co oznaczało, że albo przywieźli kogoś „nowego”, bądź ktoś przyszedł go odwiedzić.  
    Gdy podszedł bliżej, okazało się, że to Tanja. Tym razem ogarnęło go błogie uczucie ulgi – wiedział, że tak będzie: przemyśli wszystko i przyjdzie zapewnić go o swoim wsparciu. Póki co jednak, jej wyraz twarzy nie wskazywał na to, że mu współczuje, czy też pragnie zapewnić, iż na pewno stąd wyjdzie. Chwycił się mimo to krat i rzekł nieśmiało:
- Przyszłaś…
- Tylko po to, żeby ci powiedzieć, co o tobie myślę! – zaczęła ostro, kiwając przy tym palcem – jak można być takim łajdakiem?! Jak mogłam drugi raz przejechać się na tym samym?! – ciągnęła, wyraźnie wzburzona.
- Nie porównuj mnie z tym świrem! – wychwycił najważniejszą dla siebie obelgę.
- Przecież jesteś taki sam, jak on, albo i gorszy, bo w końcu on był stuknięty! Jak można było kołować mnie, dobierać się do jakiejś staruchy i jednocześnie mieć jeszcze jedną na boku?!
- O czym ty bredzisz?! – zawołał z niedowierzaniem.
- Wiem wszystko! Nauczyłeś się ode mnie, tak?! Ja ci pokazałam, jak traktować kobiety, więc teraz podbijasz świat, co?! Ale niestety, trafiła kosa na kamień! Bardzo się cieszę, że Raikinen na ciebie doniosła i nie będzie tak, jak ty chcesz! – obrzuciła go od dołu ku górze z takim obrzydzeniem, że w jednym momencie urósł w nim tak sporych rozmiarów gniew, iż nie potrafił mówić do niej łagodnie.
- Nie wiem, co ci się poprzestawiało w głowie, ale nawet nie wysłuchałaś jeszcze mojej wersji, więc z jakiej racji przypisujesz mnie takie głupoty?!
- Nie mam zamiaru słuchać kłamstw! Jak zwykle byłam idiotką, ale skończyło się! Już więcej nie dam się nabrać, chociaż od początku powinnam byłam wiedzieć, że tak będzie, bo w końcu wdałeś się w swojego tatusia, to czego można się było spodziewać?! – mimo że jej oczy zaczęły wypełniać łzy, jej ton był pewny i przepełniony odrazą do jego osoby.  
    Ostatnia obelga przepełniła czarę goryczy: jedną z rzeczy, której najbardziej nienawidził na świecie, było porównywanie go do tego człowieka, którego nie był w stanie nazwać ojcem. Odbił się od krat i z niedowierzania aż objął za głowę.
- Do dupy z tobą! Teraz to odsyłasz mnie do diabła, ale jeszcze kilka dni temu sama się do mnie kleiłaś bez obawy, że mogę cię przecież zgwałcić, jako wyrodny synuś! Zdecyduj się lepiej, czego chcesz, bo od dwóch lat tego nie wiesz, więc z jakiej racji wydajesz opinię o mnie?! Ale tak, jeśli obejmowanie cię i całowanie jest molestowaniem seksualnym, to tak, przyznaję się: jestem winny! Ale nie wiem, czy można nazwać czymś takim zgodę drugiej strony?! – na powrót podszedł do stalowych prętów, aż cofnęła się nieco do tyłu, gdyż z jego oblicza pałała straszliwa złość.
- Dwulicowy cham! Dobrze wiesz, że ci zaufałam, jak głupia! – jej głos zadrżał po raz pierwszy podczas tej wymiany zdań. Nie wiadomo tylko, czy z powodu wielkiego oburzenia, czy też przyznania mu racji.
- Ty? Zaufałaś mnie?! – zaśmiał się gorzko – nie, kochana! Ty masz paranoję! W każdym widzisz zboczeńca, nigdy się nie zmienisz! Jak chcesz mieć kogoś do towarzystwa, to sobie kup pluszowego misia, bo facet nie będzie cię w nieskończoność tylko obejmować, bo przecież jest obleśnym zboczeńcem!
- Zabieraj to! – szarpnęła za łańcuszek z onyksem, po czym odpięła go drżącymi rękoma – nie chcę od ciebie nic! – cisnęła nim w niego, aż ten odbił się od jego klatki piersiowej i upadł pod stopy.
- Za późno! I tak masz na sobie ślady moich przebiegłych palców! – wysyczał pogardliwie, na co uniosła ramię, ale ponieważ dzieliły ich kraty, zrezygnowała ze spoliczkowania go i bardzo szybkim krokiem opuściła korytarz – a idź do diabła, może tam ci wytłumaczą, czym się różni zboczeniec od normalnego faceta! – krzyknął zań jeszcze, po czym z impetem kopnął leżący na podłodze łańcuszek, aż ten odbił się od ściany.  
    Objął się za głowę i zaczął nerwowo krążyć po celi. Był teraz niewypowiedzianie wściekły, dzięki czemu przez myśl nie przeszło mu, iż może zareagował zbyt gwałtownie? Ale nie, zanadto gorzkich słów padło i od niej, a przecież sama tłumaczyła mu, że nie jest taki, jak ojciec, że jest osobną jednostką, sam kształtuje charakter i… Bzdura! Kłamała od początku. Sprawdzała go, czy nie okaże się jednak taki sam, jak jego „tatuś”, toteż zwlekała z postępem w ich związku. Zwodziła go z tym wrześniem, jakby tylko czekała na to, aż się potknie! „Jeszcze jedna na boku” – to już zdecydowanie pachniało chęcią pozbycia się go poprzez wymyślanie kompletnych bzdur! Nie wystarczyło powiedzieć wprost, iż wierzy tej „wariatce” Raikinen?  
    Wreszcie zasiadł na „pryczy” i schował twarz w dłoniach. Uspokoić się – to należało teraz zrobić. Zaczął więc głęboko oddychać, ale to, co tu przed chwilą usłyszał i sam powiedział, nie pozwalało ot tak się uciszyć, toteż na powrót zerwał się z miejsca i z całej siły kopnął w metalowy pręt. Złość od razu zamieniła się w fizyczny ból i chyba żadne z nich nie było tym lepszym. Jedyne, czego teraz pragnął, to odzyskać wolność i dobre imię.
    Zbiegła po kamiennych schodach, które prowadziły do budynku komisariatu, ryzykując upadek. Nic bowiem nie widziała przez łzy. W uszach cały czas brzęczały jej jego słowa – tak wulgarne i jednocześnie tak prawdziwe. Znowu poczuła się brudna, jak te dwa lata temu, kiedy to wróciła z nieszczęsnego festiwalu, od jakiego to wszystko się zaczęło. Gdyby nie Perttu, nie poznałaby jego. Gdyby w ogóle nie znała żadnego mężczyzny tak blisko, albo zetknęła się ze „zwykłym”, „szarym” człowiekiem, który ma „normalnych” rodziców!  
    Tamtego dnia, kiedy wyznał jej, w jaki sposób znalazł się na świecie, powinna była pozostawić go samemu sobie! Ślepo jednak wierzyła, że dzieci nie muszą być takie, jak rodzice. Ale czy nie przekonała się, że jest odwrotnie na przykładzie samego Perttu chociażby? Przecież tak samo, jak ojciec, znęcał się nad kobietami, miał je za swoją własność, poniżał… Ale dowiedziała się tego zbyt późno – już łączyła ją z Aleksim ta „obrzydliwa” więź emocjonalna. Prokurator, phe! Czy ona nigdy się nie nauczy, że w dzisiejszych czasach nie należy ufać nikomu?! Cóż z tego, że ktoś tytułuje się sędzią, policjantem, czy prokuratorem? A Ranielli, „glina od siedmiu boleści”?!  
    Ależ była teraz na siebie zła! Ponownie miała ochotę zniknąć, rozpłynąć się! A jeszcze ten rok wcześniej była taka pewna, że nie chce mieć już do czynienia z żadnym mężczyzną! Dlaczego wmówiła sobie co innego?! Po co dała ponieść się czystym, romantycznym uczuciom, jakie w tym świecie nie miały już miejsca? Dla każdego liczył się tylko powab i fizyczność! KAŻDEGO, co do jednego! – wyrzucała sobie, aż z tego wszystkiego nie zauważyła, kiedy przeszła z połowę miasta i znalazła się w jego południowej części. Właśnie przechodziła obok fontanny, potocznie zwanej „córką Bałtyku”. Przedstawiała ona nagą kobietę, podtrzymywaną przez ryby, z pyszczków których tryskała woda. Rzeźba stała na okrągłej podstawie, uwieńczonej pięknymi zdobieniami, zaś naprzeciwko niewiasty zasiadała foka z tego samego materiału, co pozostałe rzeźby.  
    Tanja przysiadła na marmurowym „gzymsie”, który otaczał „córkę Bałtyku”. Ponieważ było dosyć ciepło nieopodal niej bawiły się dzieci, które chlapały się nawzajem wodą z fontanny, aż w rezultacie i ona została zmoczona. Natychmiast odżyły wspomnienia: przecież to tędy przechodzili niegdyś z „Aleksem” i żywo komentowali „nagą córkę” – on mówił, że jest zgrabna, zaś ona drażniła się z nim twierdząc, iż jest za gruba i nieforemna. Na to on przezwał ją od zazdrośnic i ochlapał wodą z fontanny…  
    Od razu zerwała się z miejsca, gdyż nie miała ochoty na żadne wspominki – nawet, jeśli były one miłe. Teraz pragnęła tylko jednego: wyrzucić go ze swojej głowy! Nie myśleć o tym, co jej zrobił, jaki jest! Po prostu, jakby przestał istnieć!  
    Prawie już biegła przed siebie, gdy oto usłyszała za plecami swoje imię. Ktoś ją nawoływał i wcale nie musiała zgadywać, kto: w jej kierunku zmierzała Tarja, której to już bardzo dawno nie widziała.
- Tanja! Nie widziałaś mnie? Wołam cię, odkąd siedziałaś na fontannie – wyjaśniła, gdy już doń dobiegła, ciężko przy tym sapiąc – całe szczęście, że cię spotkałam, bo to niewiarygodne, ale doszły mnie słuchy, że zamknęli Aleksego w więzieniu… przecież to jakieś… chyba musieli się pomylić! – dodała z uśmiechem, gdyż w jej mniemaniu mizernie wyglądająca Tanja musiała odpowiedzieć jej tym samym.
- To prawda, tyle że na razie to odsiadka na komisariacie. Dalej? Nie wiem, może i areszt – dziewczyna jednak bezlitośnie sprowadziła ją na ziemię. Mówiła zimnym tonem, bowiem pamiętała o tym, iż to Tarja „nakierowała ku niej” Aleksego, w wyniku czego stało się, jak się stało. Nie brała przy tym pod uwagę, że może tak naprawdę wszystko rozwinęło się od tak, samo z siebie?
- Co ty mówisz?! Za co?! To musi być jakieś nieporozumienie! – psycholog rozwarła usta z niedowierzania.
- Dobierał się do swojej szefowej, aż w końcu próbował ją zgwałcić – wyjaśniła równie chłodno, jak uprzednio, i jak gdyby nigdy nic, ruszyła przed siebie. Tarja nie dawała jednak za wygraną i podążyła za nią.
- Ale chyba w to w nie wierzysz? Przecież dobrze wiesz, jaki jest Aleksi!
- Nie, ja właśnie nie wiem! Nie wiem już, kto jaki jest! – przystanęła w miejscu, nerwowo gestykulując rękoma – prócz mnie miał jeszcze kochankę i molestował inną! To już nie jest ten sam człowiek, jakim był jeszcze parę miesięcy temu! Gdyby go pani widziała w ostatnim czasie, przyznałaby mi rację! I nie chcę słyszeć, że może to pomyłka! Taa, jasne! To, co sama zaobserwowałam i widzieli inni mówi samo za siebie! Do widzenia! – wykrzyczała jej w twarz, po czym uciekła przed siebie, dzięki czemu psycholog nie mogła jej już zadać więcej pytań.  
    Ale czy właściwie byłaby do nich zdolna? Oto stanęła, jak wryta, nie mogąc uwierzyć, że to, co przed chwilą usłyszała, zostało wypowiedziane naprawdę. Wszak, to tak bardzo nie pasowało do „tego” Aleksego, którego znała! W końcu bardzo dobrze wiedziała, co myśli o mężczyznach, którzy zachowują się wobec kobiet w taki sposób! Nie, nie mogło być! Toteż postawiła sobie za cel wywiedzieć się wszystkiego z innego źródła, aniżeli Tanja. Hanna Lehtinen – ona na pewno już coś wie i ciekawa jest, czy myśli tak samo, jak panna Venerinen?

***

    Aleksi zasiadał na podłodze, bezwiednie wpatrując się w zielony onyks, gdy wtem do jego celi weszło dwóch policjantów. Nakazali mu wstać, a ponieważ nie zareagował, jeden z nich chwycił go pod ramię i siłą podciągnął w górę. Prokurator okazał się być „łaskawy” – poświęcił sobotę, by go przesłuchać, toteż tam się właśnie udawali. Jak na ironię, tenże rewir należał do prokuratury, w jakiej to jeszcze do niedawna pracował. Dopiero owa świadomość przywróciła mu zdolność do analizowania rzeczywistości i w rezultacie wyciągania z niej konsekwencji: złych, bądź obojętnych myśli. W tym wypadku zaczął się denerwować, bowiem ostatnią rzeczą, jakiej pragnął na świecie, było wrócić tam w roli podejrzanego… co za wstyd. I kto by pomyślał, że kiedyś w ogóle do tego dojdzie?  
    Mimo wszystko wszedł do środka z podniesioną głową, po czym mimochodem spojrzał na Celli, która patrzyła nań ze współczuciem, w którym przeważało zdumienie. Szczęściem, prócz niej, na korytarzu nie było innych znajomych. Prędko odwrócił wzrok i z jeszcze większym przerażeniem stwierdził, że zmierzają w kierunku jego starego gabinetu. Wspaniale! W takim razie Virkinainen wciąż musi tu szefować i to zapewne on postanowił go w ten sposób upokorzyć.  
    Gdy tylko przekroczyli próg, uderzyły go zmiany, jakich jego następca dokonał w dawnym biurze – biurko było inne, zbyt nowoczesne, jak dla niego. Laptop zmienił markę, tak i ściany kolor, ulubione niegdyś fotele wymieniono na nowe, w szarym, brzydkim odcieniu. Jedyne, co się nie zmieniło, to chyba tylko regał z kodeksami i innymi prawniczymi książkami, który wciąż zajmował to samo miejsce. Tyle, że zalegało w nim teraz więcej pozycji.  
    Aleksi zebrał się wreszcie na odwagę i spojrzał na tego, który zajmował miejsce po drugiej stronie biurka – jego miejsce. Wówczas od razu stało się dla niego jasne, czemuż to postanowił go przesłuchać dzisiaj. Był to młody, z pewnością początkujący w swym zawodzie człowiek. Kto wie? Może to była jego pierwsza, poważniejsza sprawa? Na jego twarzy malował się jednak zuchwały, wyczekujący uśmiech, jakby od samego rana wyczekiwał spotkania ze swym „bohaterskim poprzednikiem”. Toż to nie lada gratka stanąć twarzą w twarz z „upadłym” prokuratorem, który przeszedł teraz na „ciemną stronę mocy”. Aleksi zasiadł przed biurkiem, nim ten mu na to pozwolił. „Młodzik” zadał kilka standardowych pytań, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu, niczym pewny siebie „glina” z filmów o przestępcach.
- Sporo o tobie słyszałem. Kto by pomyślał, że spotkamy się w takich okolicznościach? – zaczął z ironicznym uśmiechem.
- Zasiadałem za tym biurkiem, jak ty dopiero robiłeś specjalizację, także mnie to nie dziwi.
- Nie pozwoliłem sobie mówić na „ty” – oburzył się.
- Ani ja – odparł obojętnie.
- Dobra, nie jesteśmy tu po to, żeby roztrząsać, kto jest ważniejszy! Do zarzucanych czynów oczywiście się nie przyznajesz, jak mniemam?
- Dobrze myślisz – rzucił niewzruszenie.
- A co powiesz na to? Ofiara dostarczyła obdukcję w postaci rozciętej wargi, siniaków na ramieniu i podartej bluzki. To, twoim zdaniem, jeszcze mało? – uniósł wymownie brew.
- Przez przypadek uderzyłem ją drzwiami, bo próbowała się do mnie wepchnąć do biura, stąd to rozcięcie. Rękaw podarł się, kiedy próbowałem się przed nią bronić. Siniak? Nie mam pojęcia.
- A na buźce, to co mamy? – na taką uwagę mimowolnie chwycił się za zraniony policzek.
- Podrapała mnie z wściekłości, to wariatka – odrzekł, jak dotąd, bez większych emocji. Z jednej strony zaczął uważać wszystko za stracone, a z drugiej nie miał niczego do ukrycia, więc po co miałby kręcić przy odpowiedziach i denerwować się, co było niemal wyłączną domeną winnych? Ileż to razy widywał takich na swoim miejscu, gdy to pocili się, bezradnie tupiąc nogą, czy jęcząc „Już przecież mówiłem!”, „Nie wiem, serio!”, „Dajcie mi wreszcie spokój, jestem niewinny!”. Na „młodziku” nie zrobiło to jednak wrażenia, bowiem parsknął złośliwie:
- Wariatka, tak? A może zrobiła to w obronie własnej? Rękaw urwał się, bo próbowała uciekać, ale ty ją szarpałeś tak mocno, że zrobiłeś jej siniaka?
- Nie jesteśmy na sali sądowej, nie musisz mi wmawiać czegoś, czego nie zrobiłem – burknął, teraz już nieco podenerwowanym tonem.
- Wszyscy tak mówią, ale prawda jest taka, Kietala, że i w naszej profesji zdarzają się czarne owce. W końcu każdy jest tylko człowiekiem – rozparł się wygodnie w fotelu.
- Fakt, gdyby odwiedzanie agencji towarzyskich było karalne, zamknęliby chyba z połowę prokuratorów…
- Nie o tym mówię! Nie będę roztrząsać z tobą, co jest moralne, a co nie! – zacietrzewił się, jakby i on znajdował się w owej grupie – do rzeczy: przyznaj się wreszcie i oszczędź lepiej tych wszystkich dyrdymałów, bo dowody są zbyt obciążające!
- Nie mam zamiaru brać na siebie czyjejś winy, bo prawda jest taka, że to ona molestowała mnie! Łaziła za mną od jakiegoś czasu, próbując zmusić do przespania się z nią! Do tego nękała mnie głuchymi telefonami i sms’ami! Mam gdzieś, że to zawsze kobieta jest ofiarą, bo nieraz bywa i odwrotnie, w końcu tutaj mamy równouprawnienie! Czy nie?! – wyrzucił z siebie zdenerwowany, na co „żółtodziób” tylko kiwał głową, uśmiechając się przy tym cynicznie – wierzył mu, czy nie, zwyciężała w nim chęć upokorzenia byłego kolegi, bo nic tak nie satysfakcjonowało, jak oglądanie kogoś w dole. Wszak, był „sławny”, a teraz? To on mógł zdobyć rozgłos, jako ten, który „posadzi” „bohatera”…  
    Wtem przesłuchanie przerwał Hannu, który bez pukania wszedł do gabinetu, i nie patrząc nawet na „podejrzanego”, skierował się do biurka coś tam „paplając” pod nosem – jak za starych dobrych czasów, gdy to tak „wpadał” do biura Aleksego.
- Hannu, mówiłem ci, żebyś nie wchodził tutaj bez pukania! Pracuję! – pisnął oburzony „uczniak”, jak to go zdążył przezwać w duchu Aleksi.  
    Na trzeźwiące słowa kolegi Hannu popatrzył w kierunku „oskarżonego” i od razu rozwarł usta ze zdziwienia. On, „Aleks”, zasiada na „tym” krześle i do tego w kajdankach?! Przyjaciel jedynie wzruszył ramionami, jakby mu już było wszystko jedno.
- No nie mów, że to ty jesteś tym z tej sprawy o molestowanie i usiłowanie gwałtu… - wybąkał, nawet nie przepraszając za swoje „wtargnięcie”.
- Jak to? Wiesz o tym? – Aleksi zmarszczył brwi.
- Współpracujemy z Paavo, to siłą rzeczy… - kiwnął niemrawo na „żółtodzioba”, który zaczął się irytować.
- Pogawędki, to urządzajcie sobie w celi, ja teraz pracuję! – zawołał, lecz nikt go nie słuchał.
- Czyli to znaczy, że pomożesz mu wpakować mnie za kratki, tak?! Powiedz jeszcze, że i ty mi nie wierzysz?! – prychnął równie wzburzony Aleksi.
- To nie tak, skąd miałem wiedzieć, że to ty? Przydzielili nam tą sprawę, a że… - próbował się bronić Salminen.
- No nie, to na pewno zemsta Vikrinainena! Pewnie już pucuje tą swoją łysą glacę i zaciera ręce, bo Kietali powinęła się noga!
- Hannu, wyjdź stąd! Utrudniasz mi w tej chwili pracę! – „młody” cały już poczerwieniał, aż wstając z miejsca, lecz Hannu w ogóle go nie słuchał.
- Aleks, wyluzuj! Jak jesteś niewinny… to znaczy na pewno jesteś! Wybronisz się i wszystko będzie w porządku! Ja na serio nie chcę dla ciebie źle, przecież jesteśmy kumplami! – miast posłuchać „rozkazu”, kolega znalazł się przy „podejrzanym”, prawie już padając przed nim na kolana.
- Wierzysz w to?! Już ja widzę tą sprawiedliwość z takim szefem prokuratury! – gdyby tylko mógł, Aleksi z pewnością wymachiwałby rękoma w akcie wielkiej desperacji, lecz kajdanki mu to uniemożliwiały. „Gospodarz” owych kątów w końcu nie wytrzymał i zawołał policjantów, by zabrali „oskarżonego” – trudno, najwyżej przesłucha go innym razem.  
    Gdy zabierali „Aleksa”, ten posyłał przyjacielowi tak wrogie spojrzenia, że Hannu poczuł się niemalże, jak Judasz, mimo że niczego jeszcze przeciwko niemu nie zrobił.
- Wycofaj się z tej sprawy, przekaż ją komu innemu! – oparł się o blat biurka i nachylił do kolegi, gdy tylko wrócił na swój fotel.
- A to dlaczego? Przydzielono mi ją, a poza tym, to bardzo ciekawy przypadek – oparł się wygodnie, ironicznie przy tym uśmiechając.
- Bo ja jestem nieobiektywny! To mój przyjaciel i nie mam zamiaru go w ten sposób zdradzać!
- To już twój problem, ja nie mam z nim nic wspólnego. Jak masz choć trochę honoru, to TY zrezygnuj. Chętnie skorzystam z pomocy tej nowej pani prokurator z parteru… a ty się lepiej zastanów, komu powinieneś być wierny: prawu sprawiedliwości i społeczeństwu, któremu winien jesteś usuwać z niego przestępców, bo do tego się przecież zobowiązałeś, czy prawu przyjaźni, jakie zawodzi sto razy bardziej, niż nasze sądy. Bo, szczerze mówiąc, źle się robi, jak się patrzy na takich miękkich prokuratorów… o ile można cię jeszcze takim nazwać – wzruszył ramionami, po czym wstał z miejsca i udał się na korytarz po kawę, pozostawiając Hannu samego sobie z jego, jakże uciążliwymi myślami. Dobrze wiedział, że „żółtodziób” podjął się takowej kariery bardziej dla rozgłosu i pieniędzy, miast dla rzeczywistego dobra ludzi (tak zresztą, jak i on sam), ale nic nie dawało takiej satysfakcji, jak wbijanie szpilek w czyjąś ambicję. Udowadnianie, że się do czegoś nie nadaje, mimo że jest się w takiej samej sytuacji, bądź nawet gorszej.  
    Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Virkinainen go nie odsunie – zrobił to specjalnie, by poniżyć Aleksego. Wszak, nigdy go nie lubił… Było to nieetyczne i powinien złożyć skargę, ale z drugiej strony groziło to konsekwencją w postaci wyrzucenia z prokuratury, gdyby szefowi w jakiś sposób udało się wywinąć… Nie mógł sobie na to pozwolić, gdyż musiał utrzymywać bezrobotną żonę i ich drogie mieszkanie, luksusowy samochód… Jego życie było ustabilizowane, bał się brać na barki takie zmiany, jakich musiał dokonać „Aleks” – zresztą jego zdaniem wyszły mu one zdecydowanie na gorsze, a jeszcze patrząc na to teraz… i pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego, iż zrezygnował z pracy w prokuraturze.  
    W walce przyjaźń – a posada jak na razie niestety wygrywała ta druga. Do tego w sercu zaczęły się tlić wątpliwości, czy aby „Aleks” rzeczywiście jest niewinny? Nie, żeby go potępiał, ale martwiło go, iż mógłby trafić do więzienia – tam, gdzie jeszcze nie tak dawno temu posyłał innych.
     
    Rozdział 14

    W niedzielę Tero raz jeszcze odwiedził swego klienta, by jak najlepiej przygotować się do obrony. Hanna przypomniała sobie o komórce Aleksego, toteż zaraz po 11-tej pojawiła się u Venerinenów. W progu odebrała telefon, i poszła dalej, bez pozostawienia żadnych informacji o synu, gdyż Tanja o nic nie pytała – ba, to jej siostra, Kaari, podała „zgubę”. Jeśli chodziło o Aleksego, Lehtinen nie brała pod uwagę przeszłości „niedoszłej synowej” – jej zdaniem powinna była stać po stronie narzeczonego i w rezultacie zaczęła w niej kiełkować niechęć do Tanji.  
    Jeśli zaś o nią samą chodziło, Enni postanowiła wyciągnąć ją na lody do kawiarenki, która znajdowała się w centrum miasta. Z początku nie chciała się zgodzić, ale gdy tylko przypadkiem spojrzała na zdjęcie, na jakim wraz z „Aleksem” zasiadała w „zakątku”, od razu ogarnęło ją poczucie, iż powinna iść. Wszak, nie da mu tej satysfakcji i nie będzie po nim cierpieć, jak po „świrze” Perttu – nigdy więcej!  
    Wrzuciła więc fotografię do szuflady, gdyż, póki co, nie czuła potrzeby wyrzucenia jej, czy podarcia na kawałki, i ruszyła do szafy, by się przebrać.  
    Na ulicy, wśród przechodniów, nie czuła się jednak komfortowo, ponieważ znowu miała to uczucie, że oni wiedzą, kim ona jest i tym razem szepczą między sobą, iż znowu przeżywa to samo. A co śmieszniejsze, zdradził ją ten sam „bohater”, który nie tylko uratował ją przed „wariatem”, ale i „dosłownie” zajął jego miejsce. Enni i Kaari (która również z nimi poszła) sporo się napracowały, próbując jej wyperswadować owe myśli – ludzie już na pewno zapomnieli, jak ona wygląda. Poza tym unikała przecież mediów, więc, kto wie, czy w ogóle wiedzą, która to dokładnie ta Tanja.
    Zasiadłszy już w kawiarence z ulgą stwierdziła, że tutaj z „Aleksem” nie zachodzili, po czym uważnie wsłuchała się w grającą w lokalu melodię, czy aby nie zrobią jej psikusa i nie poczęstują „ich piosenką”, jak to zwykła zwać utwór, podczas którego postanowili zostać parą. Towarzyszki solidarnie nie poruszały przykrego dlań tematu, ale ona chciała mówić właśnie o tym, lecz nie zaczynać, jako pierwsza, bo od razu usłyszałaby, iż niepotrzebnie zaprząta sobie głowę.  
    Toteż, skoro żadna z nich nie poruszała owej kwestii, milczała, „dłubiąc” łyżeczką w lodach, a Enni wraz z Kaari bezskutecznie usiłowały wciągnąć ją do rozmowy „plotąc” to o pogodzie, to znów modzie, Jyrkim i planach na dalszą część lata. Wreszcie weszły na ulubiony temat (co to wcale nie dotyczył Tanji), a mianowicie: praca. Tutaj każda z nich mogła ponarzekać, wymienić się spostrzeżeniami, co do zarobków, szefostwa, godzin pracy, kolegów i koleżanek…  
    W rezultacie, miast oderwać przygnębioną towarzyszkę od tematu „Aleks-zdrajca”, tym bardziej skłaniały ją do rozmyślań, gdyż przypominała sobie, jak rozmawiała z nim o tym, że powinna się podjąć jakiegoś zajęcia i próbowała odwieść z kolei jego od takiego pomysłu. Jak bardzo ważna była dla niego praca w prokuraturze i być może – gdyby nie ona – nie zmieniłby się w takiego „potwora”, bowiem nie musiałby z niej zrezygnować…? Nie, nie, to wszystko wina genów! Jest taki, jak ojciec i bardzo dobrze, że to się wreszcie wydało! Szkoda tylko, że akurat ona musiała tego zaznać! Ale jednak, mimo wszystko, wobec niej był ostrożny, szanował ją… być może DO CZASU!  
    Prychała tak do siebie w duchu, aż w końcu poczuła się tak, jakby miała zaraz eksplodować. Te wszystkie uczucia rozrywały jej głowę, bolały na ciele i duchu. Wstała i postanowiła iść do toalety.
- Idziesz z nami? – Kaari zwróciła się do Enni, gdyż widząc, jak blada jest siostra, postanowiła iść z nią.
- Nie, nie! Ja nie muszę. Popilnuję waszych rzeczy – odpowiedziała promiennym uśmiechem, a gdy tylko panny Venerinen zniknęły jej z pola widzenia, „dorwała się” do torebki Tanji, którą ta powiesiła na oparciu krzesła. Dobrze wiedziała, czego tam szuka – jej telefonu, w jakim musiała, po prostu musiała mieć zapisany numer do Hanny Lehtinen! Owszem, zadzwoni do niej i poprosi o pomoc w przeprowadzeniu śledztwa w sprawie „Aleksa”. Kaari zbytnio nie lubiła, a do tego była zbyt blisko Tanji, by to ją angażować… Matka była w sam raz!
    - Jak się czujesz? – spytała tymczasem Kaari, gdy opuściła kabinę, a siostra właśnie myła ręce. Tanja miała już dość owych pytań, lecz tym razem – w przeciwieństwie do okresu po występku Perttu – postanowiła się hamować i cierpliwie znosić „głupie zagadywanie”. W końcu to był przejaw ich troski.
- Chodźmy do zakątka – zmieniła temat, uporczywie wpatrując się w mokre dłonie.
- Do…? Sorry, ale to chyba nie jest dobry pomysł, w końcu tam często…
- I o to właśnie chodzi! – posłała jej sztuczny uśmiech – opowiem wam całą historię: od początku do końca, jak to się poznaliśmy i takie tam bzdety, a wtedy same rozsądzicie, czy dałam się głupio złapać, czy rzeczywiście oszukać. Nie bój nic, nie mam tym razem zamiaru skakać pod pociąg, czy się ciąć… chcę to tylko z siebie wyrzucić. Kto by płakał po byle facecie? Już dosyć się naryczałam – prychnęła pogardliwie, a w jej oczach istotnie nie było widać śladu łez.  
    Kaari objęła ją ramieniem i tak opuściły toaletę. Była dumna z siostry, że dzielnie stara się to wszystko znosić, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że to tylko przykrywka, i gdy tylko Tanja wróci do swojego pokoju, zakryje się poduszką i będzie opłakiwać stracone życie.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6350 słów i 35800 znaków.

4 komentarze

 
  • xxxy

    Co się dzieje, o kurcze  :pissed:

    30 lis 2016

  • SzalonaaJaa

    Wkurze mnie ta Tanja ???? na miejscu Aleksiego nie wybaczylabym jej nigdy czegoś takiego. Czekam na następny rozdział :)

    29 lis 2016

  • jaaa

    <3

    28 lis 2016

  • Beno1

    Dobrze, że chociaż Enni myśli logicznie :mad:

    28 lis 2016