Wzdrygnęła się nieco, wysiadając szybko i łapiąc swoją torbę, po czym ruszyła do drzwi terminala. Przed samym wejściem zatrzymała się i obejrzała. Patrzył na nią. Patrzył, jak odchodzi i nie zrobił nic, by ją zatrzymać, choć tak bardzo chciał, by została. Przy niej był inny. Był bardziej sobą. Czuł to. Potrzebował jej, a pozwolił jej odejść...
Przygryzła wargę, oglądając się na halę przylotów, po czym przeniosła spojrzenie na swój bilet. Zrobiła jeden niepewny krok. Serce zaczęło walić jej w piersi nierównym rytmem. Po chwili zrobiła drugi krok, aż wreszcie puściła się biegiem.
Zaskoczony podniósł głowę, gdy szarpnęła za drzwi auta i wpadła do środka, całując go namiętnie. Jęknął, obejmując ją w talii i pogłębiając pocałunek. Serce tłukło mu się w piersi niespokojnie.
- Anno? - wymamrotał po chwili, odsuwając ją niechętnie od siebie. Chciał zatopić się w jej ustach już na zawsze, a przecież za chwilę zniknie z jego życia... - Spóźnisz się...
- Zostaję — powiedziała poważnie.
- Co takiego?
- Zostaję, James — powtórzyła. - Miałeś rację, mówiąc, że tam nic mnie nie czeka.
- Ze mną też nie — zaprzeczył.
- Ty przynajmniej mnie chcesz. Jako swoją kochankę, ale to zawsze coś.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Anno... Ja naprawdę nie dam ci szczęścia.
- Przeciwnie. Jedź...
- Ale...
- Wracamy, czy nie? Zmieniłeś zdanie? - zapytała cicho, ale pewnie.
- Wracamy — mruknął, wrzucając bieg i z piskiem opon ruszył z parkingu.
Zamknęła oczy, opierając się o zagłówek fotela. Prawdopodobnie ta decyzja będzie kosztować ją wiele, ale jeśli wróciłaby do Stanów, wróciłyby z nią jej wszystkie dawne lęki i niechciane wspomnienia, nad którymi nauczyła się już częściowo panować. Fakt, że James bywał ostry i nieuprzejmy i traktował ją jak zdzirę, ale jednocześnie nigdy nie skrzywdził jej tak, jak jej były facet. Ba, zaopiekował się nią, gdy tego potrzebowała. Był delikatny. I to doceniała...
- Bucky — powiedział nagle, co wyrwało ją z jej smutnych rozmyślań.
- Co proszę? - spojrzała na niego dużymi oczami, wyraźnie zaskoczona.
- Bucky — powtórzył ochrypłym głosem. - Tak kiedyś na mnie mówili...
- Ładnie — uśmiechnęła się kącikiem ust.
Wzruszył ramionami, zaciskając palce na kierownicy, aż ta zatrzeszczała w proteście na takie traktowanie.
- Tylko tyle pamiętam — westchnął, a w jego głosie słychać było gorycz.
- Nie szkodzi. Z czasem sobie przypomnisz.
- Chciałbym...
- James... Bucky... Ucieknijmy — powiedziała nagle. Zerknął na nią krótko.
- Znajdą nas, Anno. Znajdą i wtedy będziemy cierpieć oboje.
- Skąd wiesz, że nas znajdą?
- Bo znam ich metody, maleńka, a chcę oszczędzić ci bólu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała, gdy zatrzymał samochód przed jakimś niskim domkiem. Tutaj nie było już bloków z wielkiej płyty, tylko szereg domków jednorodzinnych.
- Tutaj zamieszkamy — wyjaśnił, gdy podeszli do drzwi. - To ta sama miejscowość, ale inny obszar miasta...
- Dlaczego tutaj? - zdziwiła się.
- Bo powiedziałaś, że nie chcesz dłużej mieszkać w chlewie — mruknął, otwierając drzwi i wpuszczając ją pierwszą. - Tutaj jest... Chciałem cię tu zabrać, gdy całkowicie mi się poddasz... Teraz to już nie ma znaczenia, dlatego możemy mieszkać tutaj.
Kiwnęła głową, wchodząc do przedpokoju i rozglądając się uważnie. Domek nie był duży, mógł należeć do jakiegoś młodego małżeństwa lub pary staruszków, którzy zostali już sami, bo w środku były tylko dwa pokoje, kuchnia i niewielka łazienka z wanną. Pisnęła ucieszona, widząc ją. Nie przepadała za prysznicem. Zwłaszcza w tamtym mieszkaniu...
- Podoba się? - zapytał, opierając się o ścianę z założonymi na piersi rękami, co uwydatniło jego mięśnie.
- Tak — kiwnęła głową, podchodząc do niego. Stanęła na palcach i pocałowała go namiętnie. Sapnął jej w usta, obejmując ją jedną ręką i opierając plecami o ścianę. Drugą uniósł jej nogę, ściskając udo. Syknęła z rozkoszy. Poczuła, jak między jej udami wzbiera fala pożądania. Ten mroczny, tajemniczy i cholernie niebezpieczny mężczyzna zbudzał w niej zaskakujące uczucia.
- Nie teraz — chrypnął w końcu. - Bardzo chciałbym w ciebie wejść, maleńka, ale po pierwsze jesteś jeszcze zbyt obolała, a po drugie muszę wyjść.
- Dlaczego? - zaniepokoiła się. - Coś się stało?
- Nic ponad to, że muszę sprawdzić, czy nikt nas nie śledził... Poukładaj swoje rzeczy. Wrócę za jakiś czas. Jedzenie jest w lodówce. Potem porozmawiamy.
- O czym?
- O kilku ważnych sprawach — puścił jej oczko i wyszedł, zamykając drzwi wejściowe na klucz.
Gdy po kilku godzinach nieobecności wrócił do domku, miał ze sobą wszystkie ich rzeczy z poprzedniego miejsca, które zwalił na kupę na środku przedpokoju.
- Pachnie — wymruczał, wchodząc do kuchni, w której kończyła szykować obiad.
- Sądziłam, że możesz być głodny... To nic wielkiego, zwykłe naleśniki z serem - zaruminiła się lekko, przygryzając wargę i zerkając na niego krótko. Ściągnął bluzę i koszulkę, po czym podszedł do niej i przytulił ją od tyłu, opierając brodę o jej głowę. Była tak niziutka, że musiał się schylić.
- Ja zjem właściwie wszystko... - pogładził ją po ramionach, delikatnie je ściskając. Odchyliła głowę, opierając się o jego szeroką klatkę piersiową.
- Zjemy, zanim wystygnie? - zapytała cicho, drżąc nieco pod jego dotykiem, który wręcz parzył jej skórę.
- Tak — kiwnął głową, robiąc krok w tył i puszczając ją. Odwróciła się powoli w jego stronę i stanęła jak wryta. Na jego ustach błąkał się zawadiacki uśmiech zadowolenia.
- Nie wiedziałam, że potrafisz się uśmiechać — wyszeptała, delikatnie gładząc go po policzku. Zmiana była niesamowita. Coraz bardziej przypominał dawnego siebie.
- Cóż — odchrząknął nieco zażenowany. - Chyba przypominam sobie, jak to robić, po prostu.
- W takim razie, proszę, rób to częściej — mruknęła, wpijając się w jego usta. Przyciągnął ją o siebie, łapiąc ją za włosy i odciągając nieco, po czym pogłębił pocałunek.
Poczuła wyraźnie, jak jego nabrzmiała męskość ociera się o jej udo. Po chwili oparł czoło o jej, dysząc ciężko i puścił jej oczko.
- Jesteś słodka, Anno... Nie zmieniaj się, proszę, maleńka.
Usiadł przy niej i pocałował ją namiętnie, wsuwając dłoń w jej włosy i masując jej udo.
- Pięknie pachniesz — chrypnął, przesuwając nosem po jej szyi. - Rozbierzesz się dla mnie?
Po chwili kiwnęła leciutko głową, wstając i zdejmując koszulkę, pod którą nie miała biustonosza. Wyszczerzył się zadowolony, przyciągając ją sobie na kolana. Jeknęła głośno, czując jego nabrzmiałą erekcję, którą naparł na jej cipkę. Pochylił się, łapiąc jej sterczące sutki w usta i zassał je leciutko.
- James! - pisnęła, drżąc mocno i ocierając się o niego leciutko.
- Jesteś gotowa? - wychrypiał, liżąc jej piersi i masując tyłeczek. - Nie chcę cię skrzywdzić...
- Wiem, ale też tego chcę.
- Połóż się — warknął, patrząc na nią stanowczo. Zadrżała, schodząc z jego kolan. Położyła się posłusznie. Uśmiechnął się kącikiem ust, zadowolony i rozpiął jej spodenki, by po chwili ściągnąć je z niej, przy okazji całując jej brzuch i uda. Ścisnęła nogi, patrząc na niego w napięciu. Położył się koło niej, złączając ich usta w powolnym pocałunku i zjechał dłonią z jej brzucha na udo. Natychmiast wyczuł, jak mocno drży. - Nie bój się, mała, nic ci nie zrobię. To będzie sama przyjemność, obiecuję... - pocałował ją między piersiami, łaskocząc jej lekko palcami po brzuchu. Zachichotała, odprężając się nieco. Jej oddech się uspokoił, rozsunęła ściśnięte nogi. Uśmiechnął się cwaniacko. Znów mu zaufała. Dobrze... Właśnie tego chciał, by całkowicie mu się poddała. By była mu oddana, by była jego. - Ssij — powiedział, podsuwając jej dwa palce, które natychmiast wzięła do ust. Przymknęła oczy, obciągając mu lekko i śliniąc je obficie. - Wystarczy. Rozłóż szeroko nóżki, Anno. Chcę ją dokładnie widzieć.
Po chwili mokrymi palcami pogładził jej łechtaczkę. Pisnęła cicho, czując jego dotyk, ale nie odepchnęła go. Wiedziała, że musi wreszcie pozbyć się tego lęku i bólu, które w niej wciąż tkwiły. Spojrzał na nią uważnie, nie przerywając pieszczoty. Widział, że była spięta, ale jemu też zależało na tym, by się odprężyła. Jeśli wziąłby ją ostrzej, najpewniej już nigdy nie pozwoliłaby mu się do siebie zbliżyć, a przecież kompletnie nie o to chodziło. Przecież miał ją mieć na wyłączność... Więc teraz musiał być opanowany, co przychodziło mu z niejakim trudem. Jej słodka, różowa cipka wręcz krzyczała, by ją posiadł. W końcu jednak zauważył, jak zaczęła oddychać spokojniej. Przymknęła nawet oczy i delikatnie rozchyliła usta. Uśmiechnął się, całując ją ciut ostrzej, po czym wsunął w nią jeden palec. Mruknął, gdy wbiła mu paznokcie w kark, spinając się nieco.
- Anno... Zaufaj mi, proszę - obsypał jej szyję namiętnymi, mokrymi pocałunkami, które wydobyły z niej cichutkie jęki. - Oh tak, Anno... Jęcz, proszę.
Wygięła się nieco, gdy kciukiem zaczął ją mocno masować. Po chwili wsunął w jej ciasne wnętrze drugi palec, wyczuwając natychmiast, jak robi się coraz bardziej mokra. Zassał jej sutki, mrucząc zadowolony, posuwając ją szybko palcami i jęcząc wraz z nią. Wplotła mu palce we włosy, drżąc przy każdym ruchu jego wprawnej dłoni.
- Oh, Anno, dojdź dla mnie, maleńka — warknął, przyspieszając pchnięcia. Cała jego dłoń pokryta była jej białawymi soczkami, które wypływały z niej coraz obficiej. Jęknęła głośno, gdy uderzył palcami w jej czułe miejsce, wysyłając potężną falę przyjemnego prądu, po czym wygięła się mocno, dochodząc gwałtownie. Natychmiast wysunął z niej palce i podniósł się, by po chwili zanurkować językiem między mokre wargi jej pulsującej cipki. Westchnął zadowolony, wciągając głęboko do płuc jej słodki zapach. Przejechał językiem po jej szparce, wywołując u niej płaczliwe jęknięcia, gdy wbiła głowę między poduszki i zacisnęła palce na jego włosach. Uderzył językiem w jej nabrzmiałą łechtaczkę. Wrzasnęła, a jej ciałem wstrząsnęły potężne spazmy nadchodzącego orgazmu. Nie miała pojęcia, że tak szybko uda mu się doprowadzić ją raz jeszcze. Nie sądziła w ogóle, że podda mu się tak łatwo, po tym wszystkim, co przeżyła. Ale najwyraźniej potrzebowała go bardziej, niż sama chciała to przyznać.
Szarpnęła się gwałtownie, gdy zassał jej łechtaczkę, tuż po tym, jak zlizał z niej dokładnie wszystkie wypływające soczki.
- James! - wrzasnęła na całe gardło, nieomal je sobie zdzierając, gdy potężna fala obezwładniającego orgazmu rozlała się po jej ciele, niemal odbierając jej władzę nad nim. Każdy nawet najmniejszy fragment jej ciała napiął się gwałtownie, przyjmując, jakby mogło się zdawać za dużą dawkę przyjemności. Jej oczy zaszły mgłą, przez chwilę nawet nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduje, gdy wstrząsały nią kolejne spazmy. Oblizał usta, kończąc ją wylizywać, a gdy się uspokoiła, przytulił ją delikatnie. Bez sił oparła głowę o jego klatę, oddychając ciężko. - Nie weźmiesz mnie dzisiaj? - wyszeptała, gdy wreszcie odzyskała zdolność mowy, choć jej głos był mocno schrypnięty. Zaśmiał się gardłowo.
- Nie, myślę, że powinnaś jeszcze poczekać — mruknął, gładząc ją po włosach. - Tak będzie lepiej, Anno. Ja naprawdę nie chcę cię skrzywdzić. Wiem, że nie jestem idealny, Anno... Bywam bardzo gwałtowny, wiesz to przecież, ale chcę cię mieć, więc teraz muszę grać według twoich zasad.
- Przecież też tego potrzebujesz...
- Przez wiele lat musiałem się sam zaspokajać, więc jak teraz poczekam, to też się nic nie stanie...
- Pamiętasz, ile masz lat?
- Nie — pokrecił głową. - Nie, Anno... Ja...Becca to moja siostra — powiedział nagle ochryple, oddychając prędko.
- Siostra? - podniosła się gwałtownie, patrząc na niego oniemiała. Kiwnął głową, wpatrując się w ścianę niczym w letargu.
- Tak — chrypnął po chwili, marszcząc czoło. - Ona... Ma szesnaście lat... Czeka na mnie.
- Co jeszcze pamiętasz? - wyszeptała, gładząc go po włosach, gdy schował twarz w dłoniach.
- Że jest bardzo pyskata.
- Jak wygląda?
- Nie wiem... Nie pamiętam jej twarzy, Anno... Albo pamiętam, tylko nie wiem, że to ona... To... To jest wszystko tak bardzo popierdolone! - warknął, wstając i podchodząc do okna. Wciąż był nagi. Blade światło wpadające przez szyby zagrało refleksami na jego metalowym ramieniu, dodatkowo wzmacniając jego blizny. Oparł dłoń o framugę okna, wpatrując się ponuro w otoczenie za szybą. Po chwili dostrzegła, jak po jego policzku spływa łza.
- James... - wyskoczyła z łóżka, podchodząc do niego szybko.
- Nie! - warknął. Zatrzymała się zaskoczona. - Nie chcę współczucia, Anno. Po prostu nie chcę!
- Musimy uciec, James... - powiedziała, wpatrując się w niego smutno.
- I co potem? - syknął. - Wiesz, ile osób zabiłem? Nie potrafię sobie nawet przypomnieć... Skażą mnie za te zabójstwa, kiedy tylko stąd ucieknę... Poza tym oni wszędzie mają swoich ludzi. Znajdą nas, Anno. Znajdą i zmuszą, bym patrzył na to, jak gwałcą cię godzinami. Będą chcieli, żebym cierpiał, znów i znów. To lubią. Cieszą się, gdy jestem bezradny...
- James, przecież nie musisz żyć pod ich dyktando — niepewnie dotknęła jego pleców. Wzdrygnął się nieco.
- Muszę, Anno. Bo co mógłbym innego robić? Nawet nie wiem, gdzie jest mój dom... Nie wiem, czy poza siostrą mam kogokolwiek innego. A co, jeśli gdzieś jest inna kobieta?
- Wtedy do niej wrócisz, James...
- Nie! Tak jest lepiej, Anno... Mówiłem ci już, że tylko to życie znam. Nie chcę innego. Ja... Anno, proszę, nie zostawiaj mnie! - jęknął, opadając na kolana. Z jego oczu pociekły łzy, a z ust dobył się chrapliwy szloch. Przygryzła wargę, klękając przy nim i przytulając jego głowę do swojej piersi.
- Jestem, James... Jestem — pogładziła go po włosach.
- Nie odchodź — poprosił, a gdy na nią spojrzał, w jej oczach również wezbrały łzy. Wyglądał jak zagubione dziecko. Jego wzrok błagał o pomoc, której nie potrafiła mu dać, skoro sam się wzbraniał przed zmianami. - Potrzebuję cię, mała.
- Obiecałam ci przecież, że zostanę i słowa dotrzymam. James, ja tego naprawdę chcesz... Tak, jesteś bardzo gwałtownym człowiekiem, ale ufam ci, gdy mówisz, że mnie nie skrzywdzisz — powiedziała cicho, głaszcząc go po policzku i ścierając jego łzy.
- Nie wolisz być kochana? Wiedzieć, że jest ktoś, dla kogo jesteś najważniejsza na świecie? Nie chcesz być matką? Anno, ja nigdy ci tego nie zaoferuję. Nawet gdybym chciał, nie wiem, czy bym potrafił, a oni, gdy dowiedzieliby się o wszystkim...
- Wiem, James — przerwała mu, przykładając mu palec do ust. - Ja też nigdy nie chciałam być matką — powiedziała szybko, uśmiechając się ponuro. - Po co? Co dałabym dziecku, skoro moja własna matka nigdy mnie nie chciała? Nikt nigdy mnie nie chciał... Nigdy nikt nie zainteresował się, by mnie adoptować... Myślisz, że nie chciałam być kochana? Zawsze! Zawsze zastanawiałam się, dlaczego mnie oddała. Nic o niej nie wiem, po prostu porzuciła mnie na schodach sierocińca, jak w jakimś marnym filmie — prychnęła. - Potem sądziłam, że być może znajdę miłość, gdy spotykałam się z nim, ale bardzo się zawiodłam... Nie, James. Miłość również nie jest dla mnie.
Spojrzał jej w oczy i pocałował ją lekko, sadzając sobie na kolanach. Objęła go nogami w pasie, natychmiast wyczuwając jego penisa. Mruknął, gdy otarła się o niego i nieznacznie wypchnął biodra, nie przestając jej całować. Wplotła mu palce we włosy, gdy wszedł w nią płynnym pchnięciem.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.