Zagubiony |18+| rozdział 30

Zagubiony |18+| rozdział 30Przetarła zaspane oczy, przeglądając internet, gdy nagle zamarła z kubkiem kawy tuż przy ustach. Jedno zdanie odbijało się bolesnym echem w jej głowie, gdy tępo wpatrywała się w artykuł, który przykuł jej uwagę. "Powrót Zimowego Żołnierza. Bijatyka w klubie w Madripoorze." Przełknęła ciężko ślinę, klikając ikonkę artykułu, mając nikłą nadzieję, że jest to tylko czyjś głupi żart. I na Miłość Boską, gdzie do cholery był Madripoor? Przebiegła wzrokiem tekst, a jej oczy robiły się coraz większe, jak również i coraz mocniej załzawione. Nie! Przecież to kompletnie niemożliwe. Shuri była pewna, że terapia poskutkowała! Że Buck już nigdy nie stanie się Zimowym. A tymczasem załączony pod spodem krótki filmik wideo, wrzucony do sieci przez jednego z bawiących się w klubie gości, mówił sam za siebie. Doskonale widziała, jak James zareagował na czyjeś słowa i ruszył do ataku.
- Kurwa... - jęknęła, zamykając laptopa. Ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała cichutko. To cholernie niemożliwe. Czy właśnie straciła go po raz kolejny? Czy po nią przyjdzie? Znów będzie taki, jak kiedyś? I co z Beccą? Skrzywdzi ją? Na to definitywnie nie mogła pozwolić!...

Trzy dni później.
Wszedł po cichu do mieszkania, doskonale zdając sobie sprawę, że jest cholernie późno i od wyjazdu nie dał Annie ani jednego znaku życia, ale szczerze powiedziawszy, tyle się w międzyczasie wydarzyło, że tak prozaiczna czynność, jak szybki SMS do narzeczonej kompletnie wypadł mu z głowy. Podejrzewał więc teraz, że kobieta nie będzie zbyt szczęśliwa. No i miał nadzieję, że już śpi, by rano udobruchać ją śniadaniem i gorącym seksem. Zdecydowanie tego właśnie mu w tej chwili najbardziej brakowało. A już od momentu jej słownego starcia z Reynor, chodził tak podminowany, że dziwne było, że tamtego dnia odpuścił jej tak szybko...
- Nie ruszaj się! - usłyszał przed sobą w ciemności piskliwy szept Anny i znieruchomiał zaskoczony jej żądaniem.
- O co chodzi? - zapytał nieco ochrypłym głosem. Był zmęczony, marzył o prysznicu i chociaż krótkiej drzemce. - Anno, co się dzieje? - postąpił krok naprzód, a wtedy usłyszał świst i gdyby nie jego błyskawiczna reakcja, zapewne leżałby już u jej stóp z rozwaloną czaszką. Teraz jednak poczuł mocne szarpnięcie, gdy jego ramię przyjęło siłę uderzenia czegoś ciężkiego i metaliczny brzęk, po czym siarczyste przekleństwo Anny, która raczej wystrzegała się takich wyrażeń i nim zdołała zareagować, to on zacisnął palce prawej dłoni i wypolerowanym kawałku drewna i wyrwał jej kij z rąk. Naprawdę... Czasami miał ochotę zatłuc Steve’a za ten idiotyczny pomysł, by nauczyć Annę posługiwania się nim. Na oślep sięgnął do włącznika światła, a gdy to zalało niewielkie pomieszczenie, ze szczerym zdumieniem zdał sobie sprawę, że jego kobieta kuli się pod ścianą, w rękach ściskając kurczowo duży kuchenny nóż. - Możesz mi wytłumaczyć, co tu się właściwie dzieje? Dlaczego zostałem zaatakowany kijem, a ty jesteś uzbrojona? I kompletnie ubrana? Jest trzecia w nocy, kobieto...
- Zamknij się! - pisnęła, wyciągając przed siebie ręce tak, że ostry czubek noża skierował się w stronę jego piersi. Zmrużył oczy, patrząc na nią niepewnie. - Wynoś się stąd!
- Anno — powiedział spokojnie, choć wewnątrz daleko mu było do takiego stanu. - Możesz łaskawie mi wyjaśnić, co ty najlepszego wyprawiasz? I gdzie jest Becca?
- Nie zobaczysz jej więcej, rozumiesz?! Myślałam, że się zmieniłeś, ale najwyraźniej kolejny raz się pomyliłam! Nie dam ci skrzywdzić mojej córki! Odejdź stąd, a nie wniosę przeciw tobie oskarżenia o napaść.
- Jaką napaść, o czym ty pieprzysz? - natychmiast się zdenerwował. - I dlaczego mam nie widywać się z córką?
- Jesteś pierdolonym psycholem, Buck! - wrzasnęła i zapewne, gdyby mogła, wtopiłaby się w ścianę, byleby tylko być jak najdalej od niego. - Wynoś się z mojego domu i życia!
- Psycholem, tak? - zapytał przez zaciśnięte zęby. - Tak nagle ci się odwidziało, co? Powiedz mi, Anno... Ile razy, jeszcze nawet na Ukrainie, w ekstazie krzyczałaś moje imię, błagając, bym nie przestawał cię pieprzyć? Kto płakał, gdy wróciłem po wymazaniu przez Thanosa? I kto, do kurwy, zgodził się zostać moją narzeczoną?! - ryknął, powoli tracąc nad sobą panowanie. Czuł, że ból głowy najpewniej za chwilę mu ją rozsadzi, co kompletnie nie pomagało w prowadzeniu z nią rozmowy.
- Krzyczałam, żebyś przestał mnie gwałcić! - pisnęła, trzęsąc się tak bardzo, że najpewniej za chwilę by upadła, gdyby nie doskoczył do niej, jednym sprawnym ruchem wyrywając jej nóż z ręki. Krzyknęła przestraszona, ale wtedy odwrócił ją twarzą do ściany i docisnął do niej swoim ciałem. Po chwili poczuła na swoim uchu jego gorący oddech.
- Nigdy nie skrzywdziłbym cię ponownie. To dla ciebie chciałem pozostać w zamrożeniu już do końca, byś nigdy więcej nie musiała mnie oglądać, byś o mnie zapomniała — wycedził przez zęby, a ona zadrżała, zdając sobie bolesną prawdę, że takim kochała go właśnie najbardziej. Mrocznego i bez serca. Co z nią było nie tak? Gdy nie odpowiedziała, puścił ją i cofnął się o kilka kroków. - Mówiłem temu kretynowi, że udawanie Zimowego źle się skończy, ale jak widać, on doskonale wiedział lepiej — powiedział cicho, ruszając do drzwi. - Odejdę oczywiście, jeśli tego chcesz... Chcę jednak, żebyś wiedziała, ze nigdy nie przestanę cię kochać, Anno. To dzięki tobie żyję i nareszcie jestem wolny. To dzięki tobie mam wspaniałą córkę, za którą będę cholernie tęsknić... Żegnaj — szepnął i szarpnięciem otworzył drzwi, lecz nim zdołał wyjść, usłyszał jej cichy głos:
- Udawanie Zimowego?
- Oczywiście! - prychnął. - Shuri wykonała świetną robotę, a nawet gdyby nie, nigdy nie naraziłbym was na takie niebezpieczeństwo... Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa z kimś innym...
- Buck, zaczekaj! - krzyknęła, wybiegając za nim na korytarz. Zatrzymał się w połowie schodów i spojrzał na nią ponuro. - Ty naprawdę udawałeś?
- A ma o jeszcze jakieś znaczenie, Anno? Właśnie wyrzuciłaś mnie ze swojego życia, chociaż nie mam bladego pojęcia, skąd wiedziałaś o akcji w Madripoorze...
- Internet... Czytałam artykuł, widziałam filmik i...
- I pomyślałaś, że znów mógłbym być nim — dokończył za nią ponuro. - Nie, Anno. Prędzej sam wpakowałbym sobie kulkę w łeb, niż pozwolił, by ktoś znów sterował moim życiem... Dobranoc, najdroższa...
- James, proszę, zaczekaj! - podbiegła do niego, łapiąc za rękaw jego wojskowej bluzy. Spojrzał na nią tak przeraźliwie smutno, że cofnęła się o krok. - Ty naprawdę chcesz odejść — jęknęła.
- Zdecydowałaś za nas oboje, Anno — wyciągnął rękę, jakby chciał pogładzić ją po policzku, ale tylko zacisnął palce i cofnął się. - Tak będzie lepiej. W tamtym życiu zbyt mocno cię skrzywdziłem, byś ot tak zapomniała o tym wszystkim. Nie mam jednak do ciebie żalu, to ja zawiniłem. Nigdy nie powinienem był zabierać cię dla siebie, niewolić i... - uśmiechnął się ponuro. - Wrócę do Wakandy. Niech mnie zabiją lub uśpią, cokolwiek. To już nie ma żadnego znaczenia, skoro w jednej chwili, przez własną głupotę tracę was obie.
- Nie... Nie odchodź, proszę...
- Przed chwilą właśnie wyrzuciłaś mnie z domu — przypomniał jej zimno. - Pójdę już, naprawdę...
Gdy po jego odejściu wróciła do mieszkania, nagle wydało jej się ono strasznie puste, jak wtedy, gdy była w nim sama tuż po urodzeniu Becci. Samotna i załamana. Czy tak właśnie miało być i tym razem? Dlaczego musiała być aż taka głupia? Dlaczego nie zaczekała na jego wyjaśnienia, tylko od razu założyła, że znów stał się znienawidzonym Zimowym? Czy po prostu tak było łatwiej? Wierzyć w to, że on tak naprawdę się nie zmienił?

- Co ty właściwie odpierdalasz? - Sam nie zamierzał być łagodny. Właściwie z James'em to nigdy nie wychodziło. - Naprawdę ją zostawisz?
- Tak...
- Dlaczego? Przecież jesteście ze sobą szczęśliwi...
- Byliśmy, Sam — poprawił go Buck i napił się whisky. - Chociaż nie, to też nie jest prawda. Raczej udawaliśmy, że zdołaliśmy się ze wszystkim pogodzić. We mnie już zawsze pozostaną echa Zimowego i koszmary, których nigdy się nie pozbędę, a ona nigdy w pełni mi nie zaufa. Wystarczył jeden artykuł jakiegoś kretyna i filmik, by uwierzyła, że znów jestem nim. By przekreśliła wszystko, co staraliśmy się wspólnie wybudować. Skoro chce, bym odszedł, zrobię to, Sam. Mam dość ciągłej walki. Pomogę ci, jasne, ale potem wracam do Wakandy.
- Taaa? I co dalej? Znów będziesz wypasać owce?
- Oczywiście, że nie — pokręcił głową. - Niech mnie zamrożą, zabiją, cokolwiek, ale nie wrócę, Sam. Nie mam już po co.
- Masz małą córeczkę, głąbie!
- Tak, wiem. Ale lepiej jej będzie beze mnie. Bez ojca z opinią bezwzględnego mordercy... Wczoraj, gdy Anna wykrzyczała mi, że jestem psycholem, gdy docisnąłem ją do ściany, ledwo powstrzymałem się przez zgwałceniem jej, Sam — powiedział cicho. - Nie jestem normalny i ty również doskonale o tym wiesz.
- Może i tak, ale stracisz je obie, jeśli teraz odejdziesz, człowieku. Twoja córka będzie dorastać, a ty nie będziesz mógł tego oglądać.
- I tak być powinno. Czasami naprawdę żałuję, że wtedy nie umarłem. Tam w Alpach, gdy spadłem w przepaść. Choć poraniony, nie mogłem zrozumieć, czemu przeżyłem. Teraz jednak już to wiem. Gdy byłem w niewoli, Zola poddawał mnie różnym eksperymentom. Sądzę, że już wtedy chciał zrobić ze mnie posłusznego żołnierza. Wciąż pamiętam ból towarzyszący tamtym torturom i setkom zabiegów, wstrzykiwaniu trucizny itd... To naprawdę cud, że Anna w ogóle zaszła i że Becca urodziła się w pełni zdrowa. Nigdy nie powinienem był dopuścić do tego, by Anna zaszła. To błąd, za który teraz płacę złamanym sercem.
- Skoro tak bardzo cierpisz, wróć do niej i wytłumaczcie sobie wszystko. Jestem przekonany, że ona tam również przeżywa katusze, Barnes... Zapewne już zrozumiała, jak wielki błąd popełniła i szuka cię teraz.
- Nie... Anna zasługuje na szczęście, którego ja nie mogę jej dać.
- Nie rozumiem, dlaczego się poddajesz, Buck. Z tego, co wiem, ty raczej nie należysz do tego typu osób.
- Powiedziałem ci już, mam dość walki. Tę w końcu przegrałem i muszę się z tym pogodzić — odparł, dopił swoją whisky i wyszedł przed bar, w którym dotąd się melinował. Odetchnął głęboko i ruszył przed siebie, nie zwracając uwagi na mijających go przechodniów. Nagle jednak usłyszał znajomy głos i odwrócił głowę, patrząc na drugą stronę ulicy. Stała tam. Zapłakana, z nadzieją w swoich jasnych oczach. Pokręcił głową, a wtedy ona rzuciła się przez jezdnię w jego stronę. Oniemiały parzył, jak kobieta biegnie w jego stronę. Do jego uszu dobiegł pisk opon. Drgnął, gdy zatrzymała się zaskoczona. Zareagował błyskawicznie. Rzucił się w jej stronę...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i erotyczne, użyła 2063 słów i 11394 znaków, zaktualizowała 6 paź 2022.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.