Zagubiony |18+| rozdział 29

Zagubiony |18+| rozdział 29Zaklął cicho pod nosem. Oczywiście, że wolałby nie ryzykować, ale ta kobieta doprowadzała go d szewskiej pasji. Była bezdennie głupia i szczerze powiedziawszy, wolał już spędzić kilka lat za kratkami, gdzie przecież najpewniej by sobie poradził, niż dalej się z nią spotykać na tych o kant tyłka potłuc  terapiach. Dlatego też teraz szarpnięciem otworzył drzwi i zamarł, by zaraz potem odwrócić się do niej z wrednym, jeśli nie powiedzieć, że zwiastującym niebezpieczeństwo uśmiechem na twarzy i zapytał przesłodzonym głosem:
- Mówiła coś pani?...
- Że musisz pogodzić się z faktem, że nie masz żadnej rodziny, James. Jesteś tylko skrzywdzonym człowiekiem, a wszystko to, o czym tutaj mówiłeś, to wytwór twojej chorej, niewątpliwie skrzywionej psychiki...
- Jak pani śmie! - warknęła Anna, przesuwając Bucka w bok, po czym weszła do gabinetu niczym chmura gradowa. - Jak pani śmie wysuwać takie idiotyczne i dalece nieprawdziwe insynuacje, jakoby mój narzeczony miał panią okłamywać?!
- Narzeczony? - terapeutka na moment oniemiała, mierząc młodszą dziewczynę niepewnym spojrzeniem.
- Oczywiście! Zaręczyliśmy się, ty idiotko!
- Przypominam pani, że obrażanie mnie może panią pogrążyć — zaczęła Raynor, ale Anna natychmiast jej przerwała.
- Głęboko w dupie mam, co mi może pani zrobić — syknęła rozwścieczona, robiąc krok w stronę starszej kobiety, która cofnęła się przed nią mimowolnie. - Jestem tutaj, bo z jakichś idiotycznych względów zatrzymaliście Bucka tylko dlatego, że według pani śmiesznej oceny jest wciąż niebezpieczny. A ja powiadam pani, że jest dokładnie na odwrót. Kiedyś owszem, było tak, nie mogę temu zaprzeczyć, ale od kilku lat już nie jest i wiedziałaby pani o tym, gdyby tylko przyłożyła się pani do pracy, którą rzekomo tu pani wykonuje. Doprawdy nie mam pojęcia, kto zrobił panią terapeutką dla byłych recydywistów i weteranów, ale najwyraźniej głęboko się pomylił!
- Mogę panią zapewnić, że jestem doskonale przygotowana do roli, jaką przyszło mi tutaj pełnić, a moje wykształcenie podpowiada mi, że jest tu pani ofiarą pana Barnes'a i pani również potrzebuje opieki, która być może z czasem wyleczy panią z tej kompletnie nieuzasadnionej miłości do James'a, który...
- Milcz! - w tym samym momencie rozległ się głośny plask, a zaskoczona terapeutka złapała się za piekący policzek, który właśnie z całych sił wymierzyła jej będąca najwyraźniej w bojowym nastroju Anna.
- Cóż, zdaje sobie pani sprawę, że za ten atak cielesny na moją osobę będę zmuszona...
- Gówno mnie obchodzi, co zrobisz — Anna znów jej przerwała. - A teraz zamknij się i zacznij wreszcie słuchać, ty pusta krowo! Nigdy więcej nie zarządzisz James'owi żadnego spotkania w ramach terapii, po której notabene czuje się jeszcze gorzej, niż przed. Nie potrafisz pomóc swojemu pacjentowi, wpędzając go w coraz większe kompleksy i poczucie winy, wobec czego możesz być pewna, że jeszcze dzisiaj wystosuję oficjalne oskarżenie w twojej sprawie i będę walczyć o pozbawienie cię praw do wykonywania zawodu, bo nie jesteś godna nazywać się jakąkolwiek terapeutką. Nie powierzyłabym ci nawet psa! - warknęła, patrząc z niemałą satysfakcją na zaskoczone oblicze Reynor, po czym odwróciła się na pięcie i z dumnie podniesioną głową wyszła z gabinetu. Cisza, jaka panowała w poczekalni komisariatu, zdawała się aż wibrować w uszach. Wszyscy, nie wyłączając policjantów, wpatrywali się w nią w niemym szoku. Jedynie w oczach James'a i stojącego przy nim Sama dostrzegła błyski rozbawienia pomieszane z podziwem. Nieopodal stał ten nowy Kapitan Ameryka, na widok którego Annę po prostu zemdliło. - Wracamy do domu — powiedziała ochrypłym z emocji głosem, patrząc twardo na Barnes'a.
- Zdaje się, że mimo wszystko nie skończyłem terapii i...
- Skończyłeś — przerwał mu Walker, podchodząc do nich, ale Anna spojrzała na niego tak, że na wszelki wypadek zatrzymał się w pół kroku. - Nie ciąży już nad tobą również dozór policyjny, więc możesz się swobodnie przemieszczać...
- Świetnie — mruknął James i objął Annę ramieniem. - Wracajmy do domu, kochanie...
- Właśnie taki mam zamiar - pociągnęła go do wyjścia, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem.
- Muszę przyznać, że nie spodziewałem się po tobie takiego ognia, Anno — mruknął Sam, gdy już wsiedli do samochodu, w którym czekała już na nich Sarah razem z chłopcami i Beccą. Anna uśmiechnęła się nieco zarumieniona.
- Cóż, wkurzyłam się...
- Było słychać. Policjanci chcieli interweniować, ale Walker ich powstrzymał. Zdaje się, że on również nie przepada za tą kobietą.
- Za nią nie da się przepadać — mruknęła i przytuliła córeczkę, która właśnie wpakowała się jej na kolana.

- Idę pod prysznic — powiedziała wciąż jeszcze nieco rozzłoszczona, gdy tylko weszli we dwoje do ich mieszkania. Sarah na szczęście zgodziła się jeszcze popilnować dziewczynki, więc rodzice mogli teraz w pełni odreagować.
- Chcesz się czegoś napić? - zaproponował cicho, gdy ruszyła do wspomnianego pomieszczenia. Pokręciła przecząco głową.
- Mam ochotę na seks — powiedziała spokojnie, przez co James zatrzymał się całkiem zaskoczony, patrząc na nią dość niepewnie.
- No co? - odwróciła się do niego i założyła ręce na piersi. - Mowę ci odjęło, czy może nie bardzo wiesz, o czym mówię? - zapytała kpiąco. Naprawdę była w bojowym nastroju. - Chodzi mi o seks, Barnes. Dziki i ostry. Bez zahamowań. Chcę zapomnieć o tym pieprzonym dniu, rozumiesz? A przynajmniej o sytuacji, która miała miejsce jakieś pół godziny temu — warknęła i nie czekając na jego reakcję, poszła do łazienki. Rozebrała się i wciąż z buzującą w żyłach adrenaliną, weszła pod prysznic. Gorąca woda była jak porządna dawka whisky dla jej skołatanych nerwów. Podstawiła głowę pod strumień i zamknęła oczy, oddychając głęboko, by się wreszcie uspokoić, choć w zaistniałej sytuacji nie było to wcale takie łatwe. Pokręciła głową, chcąc rozluźnić napięty kark i wtedy to poczuła. Dwie dłonie na swoich pośladkach i jęknęła głośno, gdy James zacisnął na nich palce. Chciała się do niego odwrócić, pocałować go z pasją, która coraz mocniej w niej wzbierała, ale nie miała szans.

18+
Przytrzymał jej głowę w miejscu, dociskając ją czołem do kafelek prysznica i przesunął językiem po jej karku. Zadrżała, czując, że powoli robi się jej gorąco i bynajmniej nie ma to nic wspólnego z temperaturą wody. Bioniczne ramię dociskające ją do ściany i palce drugiej dłoni błądzące nieśpiesznie po jej pośladkach. Boże, jak ona tego potrzebowała! Krzyknęła, gdy bez ostrzeżenia wsunął w nią palce, poruszając nimi szybko i przygryzł jej ucho.
- Bucky! - pisnęła, rozsuwając niego nogi, by dać mu lepszy dostęp.
- Cicho — warknął, znów przygryzając jej skórę. Jego palce w jej wnętrzu powoli rozbijały ją na miliony piekących kawałeczków. - Skoro chciałaś, by było ostro, tak będzie. - na potwierdzenie tych słów dał jej mocnego klapsa, od czego łzy natychmiast stanęły jej w oczach. Oh tak.
- Buck... Proszę, weź mnie — zajęczała, drżąc coraz mocniej, gdy dołożył trzeci palec. - Chcę cię czuć w sobie! - zawołała błagalnie, ciesząc się, że przewidująco zapewnili Becce opiekę na kilka następnych godzin.
- I poczujesz, a teraz milcz — zażądał i bez żadnego wysiłku podniósł ją nieznacznie do góry, samemu klękając na zimnej podłodze brodzika. Wygięła się, jęcząc głośno, gdy zanurzył w nią swój język. Przez kilka minut pieścił ją w ten sposób, eksplorując wszystkie zakamarki jej soczystej, różowej cipki i ciasnego tyłeczka, wywołując w niej tym samym silne dreszcze i coraz głośniejsze jęki ekstazy, których nie był już w stanie zagłuszyć nawet szum lejącej się wody. I w końcu, kiedy już sądził, że dziewczyna najwyraźniej nie ma zamiaru dojść tak szybko, jak to sobie zaplanował, poczuł na języku jej lepką słodycz, gdy w końcu trysnęła długo, a jej ciałem wstrząsnął spazm orgazmu tak duży, że przez chwilę bał się, czy aby na pewno Anna to wytrzyma. Ale kiedy odwróciła się do niego zmęczona, z pół przymkniętymi oczami i rozchylonymi ustami, dysząc ciężko po tej niesamowitej fali rozkoszy, na którą ją zabrał, już wiedział, że było jej cudownie. Dlatego też wstał natychmiast i wszedł w nią płynnym ruchem. Sapnęła zaskoczona, gdy zaczął się w niej kołysać. Oh, taki delikatny seks po intensywnym orgazmie też był cudowny.
- W porządku? - chrypnął jej do ucha, nieznacznie przyspieszając.
- Tak — szepnęła i odwróciła się tak, bym móc go pocałować. Również i ta pieszczota była niespieszna, ale pełna emocji, uczucia i tego wszystkiego, co chcieli sobie przekazać, ale nie potrafili ustami. Uśmiechnął się, gdy czule przygryzła mu wargę.

18 + koniec

- Chyba czas na drzemkę — uśmiechnął się, widząc, że kobieta zaczyna odpływać mu w ramionach. - Jesteś wykończona przez tą sprzeczkę z Reynor, musisz odpocząć — mruknął, zakręcając wodę i wynosząc ją spod prysznica. Mruknęła niezadowolona, gdy wysunął się z niej delikatnie, ale to był jedyny protest, na jaki było ją stać w danym momencie. Faktycznie, była cholernie zmęczona.

- Wychodzisz? - zapytała zaskoczona wieczorem tego samego dnia, gdy położyła Beccę spać wyjątkowo wcześnie jak na preferencje córki.
- Muszę. Obiecałem Samowi, że mu pomogę — wyjaśnił, zapinając kurtkę. Podszedł do niej i pocałował ją czule. - Obiecuję jednak, że za kilka dni wrócę.
- Dni? To znowu jakaś misja, w którą nie powinieneś się angażować? - westchnęła, gładząc go czule po policzku. Kiwnął głową, patrząc jej poważnie w oczy.
- Dobrze wiesz, że Walker nie nadaje się do niczego innego, niż w miarę dobrego wyglądu na plakatach i w telewizji. To nieudacznik, będzie lepiej, jak my z Samem wszystkim się zajmiemy, uwierz mi.
- Wierzę, ale po prostu się boję. Narażasz się teraz, gdy masz szansę na normalne życie.
- Po prostu chcę być przydatny, mała... To wszystko — mruknął. Kiwnęła głową.
- Wiem. Pisz, gdy będziesz mieć możliwość, ok?
- Postaram się, choć niczego nie obiecuję — powiedział jeszcze i po chwili już go nie było. Westchnęła ciężko, zastanawiając się w duchu, w jakież to nowe kłopoty wpakuje się jej narzeczony tym razem...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i erotyczne, użyła 1948 słów i 10788 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto