Jakiś czas później.
Z szerokim uśmiechem na twarzy i łzami spływającymi z jej po policzkach, z dumą rozsadzającą jej serce, wpatrywała się w ekran telewizora. W wieczornych wiadomościach podawali właśnie informację, że grupa terrorystyczna Flag Smashers została rozbita, a planowany przez nich zamach udaremniony przez nowego Kapitana Amerykę, czyli nie kogo innego, jak Sama Wilsona i jego towarzysza, sierżanta Jamesa Barnes. Wciąż pamiętała tamten dzień i niemały szok ukochanego, gdy do ich mieszkania zapukali przedstawiciele rządu i armii Stanów Zjednoczonych z informacją, że James został oczyszczony ze wszystkich ciążących mu zarzutów, a jego stopień wojskowy sprzed wypadku w Alpach przywrócony z pełnymi honorami. Jako kombatant oraz ostatni żyjący członek Wyjącego Komanda otrzymał również wysoką rekompensatę za wszystkie poniesione szkody, a przede wszystkim za przymusową służbę wrogiemu krajowi. Otrzymał także jednorazową, kilkunastotysięczną rentę z powodu kalectwa, jakiemu uległ w czasie misji. Pieniądze te pozwoliły im na przeprowadzkę do niewielkiego domku na przedmieściach. Duży ogród za domem był, jak się okazało spełnieniem marzeń Anny, która odkryła w sobie pokłady zamiłowania do grzebania w ziemi i teraz niemal co tydzień zamawiała przez internet jakieś nowe sadzonki. James natomiast wystąpił z czynnej służby, nie chcąc więcej się narażać i zostawiać swoich dziewczyn. Pomagał jednak Samowi.
Teraz jednak z dumą patrzyła na narzeczonego, który co prawda umorusany po walce, poklepywał przyjaciela po ramieniu, oddalając się z nim sprzed obiektywu licznych kamer. Wiedziała, że jeszcze trochę i znów ujrzy go przy sobie. Teraz jednak należało wreszcie iść spać...
Drgnął gwałtownie, gdy do jego uszu dobiegł brzęk naczyń w kuchni i otworzył zaspane oczy. Dom. Uśmiechnął się szeroko i przekręcił głowę, czując obok siebie niewielki ruch. Jego usta niemal natychmiast rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu, gdy ujrzał obok siebie tę małą, zaspaną istotkę z pluszowym królikiem w łapkach. Natychmiast zagarnął ją do siebie i przytulił. Becca prawie natychmiast znów zasnęła, wtulona kurczowo w królika i ukochanego tatę. Tak bardzo za nią tęsknił. Ale jeszcze bardziej tęsknił za Anną.
18+
- Gdzie ty mnie ciągniesz, wariacie? - zaśmiała się całkowicie rozbawiona, gdy James, wróciwszy do domu po odstawieniu Becci do Sarah, wziął ją niespodziewanie na ręce i prawie tańcząc, ruszył z nią do sypialni.
- Zgadnij — chrypnął. Przygryzła wargę i mimowolnie zadrżała w jego ramionach. Nie był to jednak dreszcz strachu, wręcz przeciwnie. Sama tego chciała. Ona również tęskniła, a ostatnie, częste wyjazdy mężczyzny nie pozwalały im na zbyt liczne zbliżenia.
- Proszę, zrób ze mną, co zechcesz — szepnęła mu do ucha, jednocześnie delikatnie je przygryzając. Warknął i prawie rzucił ją na łóżko.
- Nie masz pojęcia, o co prosisz — mruknął i ściągnął z siebie czarny podkoszulek. Przygryzła wargę w sposób, że jego i tak już sztywny penis, naprężył się w jeansach jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się lubieżnie, widząc tę wypukłość.
- Weź mnie, James... - jęknęła, by w sekundę później pisnąć, gdy rzucił się na nią, przygniatając ją do materaca i niemal miażdżąc ustami jej słodkie wargi. Wepchnął jej język do ust, ale nie pozostała mu dłużna, wychodząc z pieszczotą naprzeciw. Przymknął oczy, zadowolony, gdy ich języki splotły się w namiętnym tańcu o dominację. Lewą ręką podniósł jej ręce za głowę i przytrzymał w miejscu, praktycznie nie wkładając w to siły, a drugą rozpiął jej krótkie spodenki, w których jej tyłeczek wyglądał tak dobrze, że chodził nabuzowany praktycznie od samego śniadania. Z łatwością odnalazł jej słodką myszkę, skąpaną już w jej soczkach. Najwyraźniej i Anna była tak samo podniecona, jak on. Uśmiechnął się, między pocałunkami, gdy nie wyczuł na ukochanej bielizny i środkowym palcem pogładził jej nabrzmiałą łechtaczkę. Jęknęła mu w usta, lekko się wyginając. Uwielbiał, gdy wydawała z siebie takie odgłosy, ale miał zamiar doprowadzić ją do o wiele głośniejszych oznak zadowolenia. Przeniósł się pocałunkami na szyję dziewczyny, wiedząc, że ta uwielbia, gdy to robi i zwiększył nacisk palca na jej dzwoneczku, co niemal natychmiast wywołało u niej kolejny jęk zachwytu. Przygryzł jej skórę, by następnie zanurzyć palec w jej słodkim nektarze, który z lubością rozprowadził mocno i szybko w poprzednim miejscu tych słodkich tortur. Anna wygięła się w łuk, kręcąc niecierpliwie biodrami.
- Chcesz więcej? - mruknął ochryple, ssąc płatek jej ucha.
- Poproszę — zakwiliła, coraz bardziej drżąc pod jego dotykiem. Spodenki miała już całkowicie przemoczone, a przecież był to dopiero początek. Niemal traciła już zmysły, gdy ponownie wsunął w nią palec i zakręcił nim niewielkie kółeczko. - Błagam, James! - krzyknęła piskliwie. Właśnie na to czekał. Jednym ruchem zerwał z niej tę część odzieży i po dokładnym oblizaniu palców, znów je w nią wsadził. Od razu trzy, rozciągając ją rozkosznie. Krzyknęła, wijąc się pod nim, gdy rozpoczął ostrą palcówkę. Wciąż była tak rozkosznie ciasna i tak wspaniale reagowała na choćby najmniejszy dotyk. Puścił jej nadgarstki tylko po to, by zerwać z niej koszulkę razem z biustonoszem. Przywarł gorącymi wargami do jej sterczących sutków, ssąc je ostro, w rytm, w jakim pracowały w niej jej palce. Wkrótce też poczuł, że niewiele jej trzeba, by dojść. Oh tak, też tego chciał, musiał to poczuć. Docisnął kciuk do jej nabrzmiałej łechtaczki, palcami wciąż ją pompując. Kilka chwil później krzyknęła, wyginając się, a z jej słodkiej cipki trysnęła fontanna najcudowniejszego nektaru, jaki miał szczęście próbować. Uśmiechnął się triumfalnie, odrywając od piersi kobiety i spojrzał w jej zamglone ekstazą oczy. Nie widziała go, porwana całkowicie przez orgazm, który nią zawładnął, więc zsunął się między jej nogi i polizał jej mokre od rozkoszy uda. Pisnęła, zaciskając dłonie na pościeli.
- James... - jęknęła błagalnie, nieznacznie rozkładając szerzej nogi. Złapał ją mocno za biodra i wpił się językiem prosto w jej mokrą dziurkę, penetrując ją tak głęboko, jak tylko mógł. Już po chwili poczuł, jak wypływa z niej kolejna porcja słodkiego nektaru. Z lubością zlizał z niej każdą kroplę, bezczelnie raz za razem zahaczając językiem o jej dzwoneczek, co wywoływało u niej kolejne spazmy rozkoszy i coraz głośniejsze jęki.
18+
- Boże, Barnes...- chrypnęła, gdy zalał ją po raz trzeci i opadła bez sił na poduszki. Odwrócił ją delikatnie na plecy, by się przypadkiem nie udusiła i pocałował delikatnie jej spuchnięte wargi.
- No co? - uśmiechnął się całkiem z siebie zadowolony. Osobiście miał jeszcze masę sił na dalszą zabawę, ale widział doskonale, jak bardzo Anna jest wykończona i nie chciał jej jeszcze mocniej eksploatować. I tak była niebywale dzielna, kochając się z nim niemal trzy godziny. Okrył ją więc kołdrą, głaszcząc czule po mokrych włosach.
- Aleś ty niewyżyty — zaśmiała się cicho, ledwo otwierając oczy. Błyszczało w niej największe możliwe szczęście i spełnienie. - Gdzie ty to wszystko kumulujesz? - zapytała, czując, jak wypływa z niej kolejna porcja jego ciepłego nasienia.
- Cóż, dawno się nie kochaliśmy, trochę się zebrało — przyznał, uśmiechając się kącikiem ust. - Poza tym niewykluczone, że chcę mieć drugą córkę.
- A co, jeśli to będzie chłopiec?
- Wtedy tym bardziej będę szczęśliwy.
Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, zasypiając niemal natychmiast. Ten człowiek potrafił całkowicie ją wykończyć i było to naprawdę cudowne. Zupełnie inne doświadczenie jak to z czasów Ukrainy. Teraz łączyła ich przede wszystkim miłość, pożądanie było na drugim miejscu.
Miesiąc później.
Uśmiechając się lekko, obserwowała, jak James ugania się z dziećmi między stolikami, udając, że nie może ich dogonić. Przyjęcie zorganizowane na przystani przez Sama i Sarah po ślubie Barnes'ów było cudowne. Tak bardzo rodzinne, jak tylko mogła to sobie wyobrazić. James się przyjął, nie było osoby, która by go nie polubiła. Ten niegdyś oschły, straszny i bezwzględny mężczyzna stał się najsłodszym facetem na świecie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Naprawdę lubił dzieci, a te chętnie się z nim bawiły, jako że nigdy się nie męczył, pozwalał im przypinać magnesy do swojego metalowego ramienia, a czasami używał go jako najzwyklejszej huśtawki, na której uwielbiali wieszać się synowie Sarah, starając się ze wszystkich sił zmusić go, by choć drgnął. Nie było szans. Jeśli się na coś zawziął, nie było takiej siły, by przestał. I to było właśnie cudowne. To był jej mężczyzna. Jej i dzieci. Spojrzała na roześmianych ludzi wokół siebie i delikatnie dotknęła swojego płaskiego brzucha. Powie mu jutro. Dzisiaj niech się bawi równie dobrze, co ona.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.