Po powrocie do auta sięgnął do kieszeni kurtki i wydobył z niej czarno-białe zdjęcie. Uśmiechnął się czule, wpatrując się w tę maleńką istotkę, której już nigdy miał nie zobaczyć. Była jego, a jednocześnie od samego początku nie miał do niej żadnych praw. Starł szybko łzy, które spłynęły mu po policzkach i odpalił silnik. Teraz czekała go jeszcze jedna misja. Trudna i niebezpieczna, ale gdy Anna siedziała już przecież w samolocie, mógł sobie pozwolić na nieco brawury.
Późno w nocy niczym duch wsunął się do mieszkania. Krótki pobyt w nim Anny sprawił, że teraz wszędzie nią pachniało. Blady cień uśmiechu przemknął przez jego zmęczoną twarz, błyskawicznie zastąpiony grymasem bólu, gdy z syknięciem przycisnął dłoń do rannego boku, by następnie osunąć się ciężko na podłogę. Otuchy dodawała mu myśl, że zanim przede wszystkim odnajdą zwłoki, apotem je zidentyfikują, minie co najmniej miesiąc, jeśli nie więcej. Anna była bezpieczna...
Po wylądowaniu na JFK w Nowym Jorku i przejściu kontroli paszportowej towarzyszący jej lekarz zabrał ją do kupionego przez Jamesa mieszkania i po ponownej kontroli jej stanu zdrowia, zostawił ją tam samą. Dopiero wtedy miała czas, by przyjrzeć się nowemu lokum, musiała uczciwie przyznać, że było naprawdę przyzwoite. Umeblowane i przystosowane na przyjęcie maleństwa. Nie miała pojęcia, jak i przede wszystkim, kiedy zdążył to wszystko załatwić, ale przynajmniej nie musiała się już martwić o najcięższe rzeczy. Lodówka również była w pełni załadowana. Mieszkanie było gotowe, by w nim zamieszkać i kiedy tak po nim spacerowała, wreszcie poczuła, że może być nareszcie prawdziwie szczęśliwa.
Pogładziła się czule po brzuchu i wyszeptała:
- Rozpoczynamy nowe życie, skarbie... Obiecuję, że będzie nam tu razem dobrze.
Następnie zabrała się za rozpakowywanie toreb, i o ile pierwsza nie wzbudziła w niej szczególnych emocji, przy drugiej rozpłakała się na kilka długich chwil. Ubranka, które wybrał, odpowiednie były zarówno da chłopca, jak i dziewczynki i były tak urocze, że nie potrafiła powstrzymać łez wzruszenia.
Na spodzie walizki znalazła kopertę, a w niej pieniądze i list.
"Droga Anno.
Proszę, nie wyrzucaj tych pieniędzy. Nie ma tego dużo, ale to wszystko, co mogę ci dać. Przepraszam za każdy ból, który ci sprawiłem. Przepraszam, że tak brutalnie wdarłem się do twego życia i zechciałem je zmienić pod swoje dyktando. Nigdy nie zasługiwałaś na coś takiego, a na miłość i szczęście, których nie potrafiłem ci dać. Przepraszam. Nie musisz mnie pamiętać, mam nawet nadzieję, że z czasem ten cały ból po mnie minie i zostanę tylko odległym wspomnieniem. Albo nawet i to nie. Nie szkodzi, ja będę o was zawsze pamiętać.
James."
- Idiota — wychrypiała, opierając się ciężko o kanapę, na której siedziała. - Idiota z ciebie, James...
Pół roku później.
Kołysząc dziecko na rękach, ruszyła do drzwi, gdy rozległo się delikatne pukanie. Otworzyła zaskoczona, widząc na korytarzu samego Kapitana Amerykę.
- Pani Anna Smith? - zapytał, patrząc na nią poważnie.
- Zgadza się — kiwnęła głową, zastanawiając się usilnie, co właściwie się działo.
- Chciałbym z panią porozmawiać. To naprawdę ważne. Chodzi o naszego wspólnego przyjaciela...
- Proszę wybaczyć, ale nie wydaje mi się, bym miała jakichś wspólnych znajomych z panem — odparła.
- Bo o tym pani nie wie, ale to prawda. Chodzi mi o ojca pani dziecka. O Jamesa — powiedział Rogers. Na jego słowa spuściła wzrok.
- Jest to człowiek, z którym nie chcę mieć nigdy więcej nic wspólnego. Nie wiem, czy pan wie, co mi zrobił, jak powstała moja córka? - spojrzała na niego przez łzy. Steven kiwnął ponuro głową.
- Tak, znam waszą historię, ale proszę mi uwierzyć, że on za panią tęskni. I cierpi po tym, jak panią potraktował. Nie potrafi sobie z tym poradzić...
- Oglądam wiadomości, Kapitanie. Widziałam, co zrobił w Wiedniu, więc, jak widać, świetnie sobie już poradził... - prychnęła.
- Problem w tym, że to nie był on. James jest niewinny...
- Mówi pan tak tylko dlatego, że to pana przyjaciel.
- Nie. Mówię tak dlatego, że czytałem jego notesy, wiem, co w nim siedzi. On przy pani najwyraźniej znów zaczął żyć, apotem pozwolił pani odejść, choć doskonale wiedział, że już nigdy pani nie odzyska, że ten spokój, który udało mu się wypracować, zniknie wraz z pani odejściem — zaprotestował.
- Gdy tu przyleciałam, w kopercie na dnie walizki znalazłam pieniądze i list od niego — mruknęła, cofając się w głąb mieszkania i tym samym wpuszczając Rogersa do środka. Po chwili podała mu kopertę. - To wszystkie pieniądze, jakie mi zostawił. Nie chcę ich, nie potrzebuję. Miałam to szczęście, że państwo otoczyło mnie i małą odpowiednią opieką finansową, więc proszę mu je oddać.
- Pani naprawdę go nienawidzi — stwierdził wstrząśnięty, odkładając kopertę na stół w salonie razem z kilkoma dziennikami. - Należą do niego. Proszę, niech je chociaż pani przeczyta.
- Nie mam zamiaru — warknęła. - Przepraszam bardzo, ale już dawno temu straciłam do tego człowieka jakiekolwiek uczucia. Zbyt mocno mnie skrzywdził, bym teraz mogła mu współczuć... Proszę już iść. Rebecca dopiero co zasnęła, a mamy za sobą ciężką noc.
- Rebecca... Tak miała na imię...
- Jego młodsza siostra, wiem — przerwała mu. - Błagam, proszę mnie zostawić w spokoju. Chcę wreszcie zapomnieć o Jamesie i o tym, co mi robił — chrypnęła, tuląc córeczkę, która zaczęła płakać.
Przez kilka dni szerokim łukiem omijała przełożone na komodę pamiętniki Jamesa, lecz z biegiem czasu coraz częściej zastanawiała się nad tym, co mógł w nich zapisać. W końcu któregoś dnia mniej więcej tydzień po wizycie Rogersa, gdy już położyła córeczkę do łóżka, sięgnęła po notesy. Odnalazła ten najdawniejszy i zagłębiła się w lekturze.
"Anna powiedziała, że mnie kocha. Znów to wyrażenie, którego nie rozumiem. Oczywiście wiem, co ono z definicji oznacza, ale... To przecież nie jest dla mnie. Nie może być. Przecież ją skrzywdziłem. Boi się mnie, a jednocześnie kocha. Nie, to nie może tak być, musiała coś sobie uroić.
Ponadto... Jest w ciąży... Ze mną. Jak to w ogóle możliwe? Przecież mówili, śmiali się, że jestem bezpłodny. A jednak. Stało się. Jestem tak cholernie wściekły. Na nią, ale też i na siebie. Nie wiem, co robić. Jestem przerażony. Może powinienem pozbyć się problemu?"
"Chciałem skrzywdzić Annę. Wziąć ją mocno, mieć ją tylko dla siebie. Wtedy poroniłaby. Boże, co się ze mną dzieje? Jestem potworem. Czy kiedykolwiek mi to wybaczy? Ale przecież powiedziała, że nie, że nigdy. Nie mogę mieć do niej o to pretensji. Przecież ja sam sobie nigdy bym tego nie wybaczył. Anna jest niewinna. Tyle przy mnie przetrwała, a mimo to nie załamała się. Była silna, silniejsza ode mnie. Przecież ile to już razy chciałem zakończyć swoje życie? Nawet nie pamiętam...
Anna czasami znów się śmieje. To taki miły dźwięk. Ale niestety bardzo rzadki. Dużo częściej płacze. Przeze mnie. Czy kiedykolwiek zdołam się powstrzymać choćby przed pomysłem skrzywdzenia jej?"
"Koszmary powracają i pojawiają się nowe. Śnię o zakrwawionym dziecku na mojej dłoni. Wiem, że jest moje. Ma takie same oczy jak Becca... W tym śnie Anna z nożem wbitym w serce leży u mych stóp. Co noc budzę się z tego koszmaru. Czyżby właśnie taka przyszłość nas czekała? Jeśli tak, to lepiej będzie, jeśli już teraz ktoś strzeli mi w łeb..."
"Anna odeszła. Naprawdę. Zostawiła mnie. Nie dziwię się jej, ale teraz jest...pusto. I cicho. Zimno. Ona już nie wróci, bo powiedziałem jej coś, czego nigdy nawet nie powinienem był pomyśleć. Teraz wiem, że to nie były moje słowa, tylko tego drugiego, którego stworzyli we mnie Rosjanie. On wciąż tam jest. Uśpiony, ale kiedy się budzi, krzywdzi tych, na których mi zależy. Już kiedyś przecież tak było... A ja jestem idiotą, który nie ma prawa żyć. Chciałbym wreszcie zdechnąć."
"Rozmawiałem dziś z Anną. Przeze mnie jest w szpitalu i powiedziała, że może stracić swoje dziecko. Nie wiem, co robić. Z jednej strony być może byłoby to wybawienie od wszelkich problemów, ale z drugiej już nigdy nie dopuściłaby mnie do siebie... Gdy powiedziała mi, co może się stać, przez chwilę czułem dziwny uścisk w sercu."
"Anno. Aniu. To, co mi dzisiaj powiedziałaś. Że przeze mnie próbowałaś się zabić... Nie wybaczę sobie, że doprowadziłem cię do takiego stanu. Powiedziałem ci, że byłaś moim światełkiem w tym całym morzu mroku, w jakim przez ostatnie kilkadziesiąt lat przyszło mi żyć i była to najszczersza prawda, jaką kiedykolwiek ci powiedziałem. Kazałaś mi odejść, mówiąc, że beze mnie jesteś szczęśliwsza. Masz rację, a ja nie mam nic na swoją obronę. Odszedłem, jak prosiłaś. To była trudna decyzja, ale wykonałem ten krok. Dla ciebie. Byś już nigdy więcej nie musiała się mnie bać. Mam nadzieję, że kiedyś szczęśliwie wrócisz do Stanów, gdzie ułożysz sobie życie z kimś, kto będzie na ciebie prawdziwie zasługiwać. A ja zachowam cię w tej marnej resztce mego okaleczonego serca. Gdybym ci o tym powiedział, zapewne wyśmiałabyś mnie, ale wreszcie zrozumiałem. Kocham cię, gwiazdeczko, choć nigdy nie odważę się ci tego powiedzieć. Nie chcę, byś o tym wiedziała. Nie po tym, jak cię skrzywdziłem. A ty przecież w końcu kiedyś o mnie zapomnisz, kochanie."
"Przyszła do mnie Becca. Rozmawialiśmy. Powiedziała mi, że jest aniołem i mi pomoże, oraz że bardzo się na mnie zawiodła. Tak bardzo za nią tęsknię. Chciałbym znów, ten ostatni raz ją przytulić i powiedzieć jej, że byłem głupcem, idąc na front. Że nigdy nie powinienem jej opuszczać..."
"Mówią, że alkohol jest lekiem na wszystko. Że łagodzi każdy ból. Gówno prawda to nie pomaga. Ból w sercu rośnie i wcale nie ma zamiaru się skończyć. Marzę już tylko o tym, by pewnego dnia się nie obudzić..."
"Stało się. Odesłałem Annę do Stanów. Tak musiało być. Hydra wpadła na nasz trop, nie mogłem narażać życia jej ani mojego dziecka. Teraz już są bezpieczni. Zadbałem o to. Gdy przechodziła przez bramki na lotnisku, tak bardzo chciałem podbiec, wziąć ją w ramiona i powiedzieć jej, że teraz już wszystko będzie dobrze, że nie musi się niczym martwić. Chciałem powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham, że tak strasznie żałuję za wszystko, co się stało, ale nie mogłem. Musiałem patrzeć, jak odchodzi i znika z mojego pola widzenia. Wiem, że nigdy więcej jej nie zobaczę, że już nigdy się nie odezwie. Będę za nimi tęsknić. Za obojgiem. Przecież to moje dziecko. Moja krew. Ostatnia cząstka Barnes'ów. Gdy odejdę, zostanie tylko ta istotka. Zatrzymałem sobie zdjęcie USG, które miała w torebce i skradzioną komórką zrobiłem jej zdjęcie, gdy spała. Nie wiem, co będzie dalej, być może powie o mnie policji, ale to nie ma żadnego znaczenia. I tak zawsze będę ją kochać. Sprawiła, że częściowo znów jestem człowiekiem. Dziękuję ci, Anno."
"Koszmary nie ustępują. Brakuje mi Anny, która, nawet gdy na mnie zła, przynosiła mi ukojenie."
"Anna urodziła córkę. Córkę. Mam córeczkę. Tak bardzo chciałbym choć raz ją zobaczyć. Dowiedzieć się, jaka jest, choć wiem, że musi być śliczna. Podobna do Anny. Anno, choć jesteś tak daleko, sprawiłaś, że jestem szczęśliwy. I dumny. Tak bardzo was kocham, gwiazdeczki."
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.