Zagubiony |18+| rozdział 22

Zagubiony |18+| rozdział 22Podniosła dłoń i zawahała się. Czy aby na pewno robiła dobrze? A może to wszystko to był tylko podły blef, mający na celu upokorzyć ją jeszcze bardziej? Może James kłamał? Może naprawdę tak nie myślał? Przecież, jak sam mówił, nie był już człowiekiem, więc dlaczego tak nagle zaczął wobec niej cokolwiek czuć? To kompletnie nie miało żadnego sensu... A jednak chciała wiedzieć, czy to, co napisał, było prawdą. Bo jeśli tak... Cóż, nie potrafiła kłamać. Tęskniła za nim tak bardzo, że byłaby w stanie wybaczyć mu wszystko, byleby tylko znów z nim być. Byleby Rebecca miała ojca. Takiego prawdziwego, a nie żadnego przybranego. Chciała, by słowa Buckiego okazały się prawdą.
Odetchnęła głęboko i zapukała do drzwi. Te otworzyły się po chwili i na progu stanął nieco zdziwiony Rogers.
- Panna Smith — powiedział, uśmiechając się nieznacznie. - A więc jednak zdecydowała się pani przyjść. Cieszę się... Zapraszam — otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ją do środka. Przygryzła wargę i poprawiając nieco dłoń na nosidełku z córeczką, weszła do środka. Mieszkanie nie było przesadnie duże ani urządzone z rozmachem godnym bohatera narodowego. Raczej było... zwyczajne, co niebywale ją ucieszyło.
- Chciałabym wiedzieć, co z James'em — powiedziała cicho, siadając na kanapie, którą wskazał jej Steve, uprzednio stawiając na niej nosidełko. Rebecca spała jak zabita, przedstawiając sobą rozkoszny widok.
- James przebywa obecnie w zaprzyjaźnionej Wakandzie, gdzie specjaliści pracują nad tym, by przywrócić go do prawidłowego funkcjonowania — wyjaśnił. - Wiem, że chcą wymazać z jego umysłu słowa aktywacyjne, ale czy się im to już udało, jeszcze nie wiem. Niestety pewne obowiązki nie pozwoliły mi na kontaktowanie się z nimi ostatnimi czasy.
- Rozumiem — kiwnęła delikatnie głową, zastanawiając się, co dalej.
- Pani za nim tęskni — powiedział Steve, przyglądając się jej uważnie. Spojrzała na niego nieco wystraszona. - Spokojnie, nie mówię przecież, że to coś złego. Znam Buck'a i wiem, że to wszystko, co zrobił, nie było z jego woli. Może czasami był dupkiem, ale nigdy nie skrzywdził żadnej kobiety. I wiem, że po tym, jak panią odesłał, naprawdę cierpiał.
Spuściła wzrok, zaciskając dłonie. Myśli kłębiły się w jej głowie.
- Czy... Czy jest szansa, bym mogła z nim porozmawiać? - zapytała w końcu cicho.
- Właśnie dlatego pozwoliłem sobie wtedy do pani przyjść. Sądzę, że szczera rozmowa z nim wiele by wam obojgu dała. Pytanie tylko brzmi, czy by mu pani wybaczyła?
- Od przeczytania jego pamiętników nie myślę o niczym innym — przyznała. Słysząc to, Steve uśmiechnął się szeroko.
- Wspaniale. W takim razie zabiorę panią do Wakandy — zdecydował.
- Kiedy? - zapytała natychmiast.
- Myślę, że w ciągu najbliższego tygodnia. Chciałbym tylko wiedzieć, czy chce tam pani lecieć z córką?
- Nie miałabym nawet jej z kim zostawić...
- W takim razie wszystko ustalone.

Tydzień później.
- Sierżant Barnes jest w tej chacie — powiedziała Shuri, uśmiechając się krzepiąco do zdenerwowanej Anny. - I nie martw się, proszę o swoje dziecko. Jest w idealnych rękach.
- Dziękuję — kobieta uśmiechnęła się do niej ciut niepewnie, po czym ruszyła w dół zbocza ku marnej chacince, która obecnie pełniła rolę domu James'a. Serce kołatało jej się w piersi tak samo, jak tamtego feralnego wieczora, gdy obudziła się w pustym mieszkaniu w opuszczonym mieście gdzieś na Ukrainie. Wtedy też nie wiedziała, co ją czeka. Bała się. Teraz również.
Stanęła przed wejściem, za które służyła wielobarwna płachta i spojrzała w bok na Shuri. Księżniczka uniosła obydwa kciuki w górę, uśmiechając się do niej szeroko. Ona była pewna James'a, więc czy Anna również powinna? Wziąwszy głęboki oddech, odsunęła kotarę i weszła do środka. Wewnątrz panował półmrok, jedyne okienko przesłonięte było podobną plecionką, jak ta, która wisiała w otworze pełniącym rolę drzwi. Na łóżku skleconym z drewna, zajmującym większą część przestrzeni, leżał James. Twarz miał przykrytą prawym ramieniem, wyglądał jakby spał. Miał na sobie szerokie spodnie i chustę, która zasłaniała jego lewe ramię, a właściwie jego brak.
- Mówiłem, by nikt mi nie przeszkadzał — powiedział ochrypłym głosem, nawet nie spoglądając w stronę swego gościa. - Nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
Zadrżała lekko na dźwięk jego głosu i już niemal chciała opuścić chatę, gdy wtem jeden szczegół przykuł jej uwagę. Stojące w ramce na niewielkim stoliku zdjęcie USG, które jej ukradł.
- Skąd wiedziałeś, że masz córkę? - zapytała cicho, starając się ze wszystkich sił zapanować nad drżeniem swego głosu. Gwałtownie usiadł na posłaniu, patrząc na nią z niedowierzaniem. Jego pierś unosiła się szybko i opadała w rwącym się oddechu, gdy przez kilka długich minut po prostu na siebie patrzyli w totalnej ciszy.
- Musiałem wiedzieć, czy nic ci nie jest. Czy wam nic nie jest? Ten lekarz, który z tobą poleciał, obiecał dać mi znać, gdy urodzisz. Dzięki niemu wiedziałem, że mam córkę — powiedział równie cicho, powoli wstając z posłania. Mimowolnie cofnęła się o krok, a gdy to zrobiła, dostrzegła ból w jego oczach. Skulił się tak, jakby ugodziła go nożem. - Ty wciąż się mnie boisz — wyszeptał, spuszczając wzrok.
- Nie — zaprzeczyła. - To na szczęście udało mi się już zwalczyć. To nie strach, a nieufność. I to nie ty masz córkę, a ja — dodała twardo. Kiwnął głową.
- Jak się ona ma?
- Szybko rośnie — odparła. - Jest zdrowa wbrew twoim wszelkim obawom.
- Cieszę się. Naprawdę... Zechcesz usiąść? - wskazał na posłanie. - Przepraszam, nie jestem w stanie zaoferować ci niczego lepszego, ale jest czysto...
- Postoję — odparła spokojnie. - Siedziałam cały lot tutaj, a potem w pałacu, mam dość — przyznała. Czuła się dziwnie, rozmawiając z nim tak swobodnie, a jednocześnie było to dla niej całkiem naturalne.
- Skoro wiesz o zdjęciu, które ci ukradłem... to... - przełknął ślinę, patrząc na nią niepewnie. - Skąd wiedziałaś, gdzie jestem?
- Kapitan mi powiedział — wyjaśniła, a on przytaknął w milczeniu. - Przyszedł do mnie. Mam wrażenie, że też chciał mieć pewność, że wszystko ze mną w porządku. No i zdecydowanie chciał, bym z tobą porozmawiała.
- Zrobiłaś to, bo cię poprosił, czy sama tego chciałaś?
- I to i to — westchnęła.
- Dlaczego? - lekko przekrzywił głowę, patrząc na nią poważnie. - Przecież mówiłaś, że jestem dla ciebie nikim.
- Robiłeś wszystko, by tak było — powiedziała. - I ja również.
- Ale?...
- Ale jesteś dla mnie ważny — wyznała w końcu, obejmując się ramionami.
- Jestem? A nie byłem? - podłapał natychmiast. Spojrzała na niego ze łzami w oczach.
- Jesteś, James. Wciąż jesteś, bo obdarzyłeś mnie największym szczęściem — szepnęła, patrząc gdzieś w bok. - Nie potrafię o tobie zapomnieć, choć tak wiele razy mnie zraniłeś.
- Przepraszam — jęknął, padając przed nią na kolana. - Proszę, wybacz mi, Anno. Tylko tego pragnę... Ja... Ja się zmieniłem. Również dzięki Shuri. Ona mi pomaga. Powiedziała — przełknął gwałtownie ślinę, zaczynając się lekko trząść. - Powiedziała, że być może usunie ze mnie kod. Że mnie uwolni.
- Wiem, rozmawiałam z nią. To zdolna dziewczyna.
- Przypomina mi nieco Beccę — uśmiechnął się nieco niewyraźnie, a po policzkach spłynęły mu łzy.
- Wiesz, sądzę, że ona naprawdę wtedy do ciebie przychodziła — powiedziała łagodnie, kucając przy nim. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Czytałaś... - jęknął. Kiwnęła głową.
- Tak, James. Czytałam. Inaczej prawdopodobnie by mnie tu w ogóle nie było.
- Boże...
- James, spójrz na mnie, proszę — powiedziała stanowczo, delikatnie unosząc mu podbródek, by na nią spojrzał. Drżąc cały, przeniósł spojrzenie ze swych kolan w te smutne oczy Anny.
- Znów przeze mnie płaczesz — chrypnął. - Tak nie powinno być. Kobieta nigdy nie powinna płakać przez mężczyznę, który ją kocha.
- Wierzysz w to, że się zmieniłeś? - zapytała.
- Tak, Anno. I nie tylko wierzę, ja to czuję. Wciąż nie mam miłych wspomnień i snów, ale...
- Ale wspólnie możemy zdziałać wiele — pogładziła go po policzku.
- Wspólnie?
- James, obudź się wreszcie. Naprawdę sądzisz, że przeleciałam taki kawał, żeby tylko z tobą pogadać?
- Nie... nie wiem.
Westchnęła, wstając z kolan. Spojrzał na nią smutny.
- Odchodzisz? - zapytał. Wzruszyła ramionami.
- A chcesz, żebym odeszła?
- Nie! - zerwał się na równe nogi. Tym razem się nie cofnęła. - Nie chcę. Chcę... Chciałbym, żebyś została. Chciałbym spróbować.
- Spróbować co?
- Być w normalnym związku.
- Jesteś pewny, że podołasz? Kiedy się zdecydujesz, nie będzie żadnego odwrotu, James. Razem albo w ogóle. Z szacunkiem albo wrócę do Stanów...
- Dam ci wszystko, na co zasługujesz — zapewnił ją od razu. - I choć nie jestem ciebie wart...
- Przestań w końcu pieprzyć! - warknęła, przerywając mu. Spojrzał na nią zaskoczony. - Weź się w garść, człowieku! Jeśli chcesz ze mną być, to ze wszystkimi tego konsekwencjami, rozumiesz?! Masz być pieprzonym ojcem, by Rebecca nigdy się nie dowiedziała, że nie było cię w pobliżu, rozumiesz? To małe dziecko, które wymaga ciągłej opieki i uwagi, więc nie będziesz mógł powiedzieć, że masz dość! - podeszła do niego i dźgnęła go palcem w pierś. - Rodzicielstwo to coś, z czego nie można się wycofać. Albo tego chcesz i to akceptujesz, albo wal się!
- Chcę — powiedział stanowczo. - Chcę być ojcem dla Rebecci... Chwila... Nazwałaś córkę imieniem mojej zmarłej siostry? - zmarszczył brwi.
- Tak — odpowiedziała hardo, patrząc mu w oczy, w których nagle, po raz pierwszy, dostrzegła prawdziwe szczęście.
- Dziękuję — wyszeptał wzruszony, przytulając ją do siebie niespodziewanie. Jęknęła, gdy ścisnął ją ramieniem. - Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy...
- Potrafię to sobie wyobrazić — przyznała cicho. - James... Udusisz mnie...
- Wybacz — puścił ją natychmiast. - Więc... Naprawdę chcesz do mnie wrócić?
- Nie, to był taki żart — prychnęła, kręcąc głową, a w jego oczach dostrzegła prawdziwy popłoch. - James! Uspokój się. Oczywiście, że chcę... Na żartach się nie znasz?
- Dziewczyno, doprowadzisz mnie do zawału serca...
- Zdaje się, że kilka razy już niemal mi się to udało, co?
- Prawie — przyznał, uśmiechając się nieznacznie. - Jesteś tak samo śliczna, jak zapamiętałem. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślał, żebym nie żałował tego, co zrobiłem. Jesteś wspaniałą kobietą, Anno. Niebywale silną i to, że wciąż chcesz ze mną być, jest dla mnie wielkim szczęściem. Naprawdę. Zrobię wszystko, by tylko wynagrodzić ci wszystko, co przeze mnie wycierpiałaś.
- Więc przestań już o tym mówić, jasne? Sam mówiłeś, że nie masz miłych wspomnień. Ja również nie, więc zapomnijmy o tym na tyle, na ile się da.
- Oczywiście — zgodził się natychmiast.
- Mam jednak kilka warunków, James — zastrzegła, siadając w końcu na jego łóżku.
- Jestem tego świadomy.
- Tutaj nie ma warunków, bym zamieszkała z dzieckiem — powiedziała. - Ale Shuri i T'Challa powiedzieli, że jeśli zdecyduję się zostać w Wakandzie, to razem z Rebeccą otrzymamy własny kąt w pałacu.
- To naprawdę uprzejme z ich strony.
- Owszem — przytaknęła. - Nie chcę jednak, byś z nami spał. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Dajmy sobie czas. Mała musi przyzwyczaić się do twojej obecności. I ja mimo wszystko również.
- Rozumiem — uśmiechnął się nawet, co bardzo ją zaskoczyło. - Ja zostanę tutaj.
- Znakomicie. Oczywiście za jakiś czas będziesz mógł widywać się z małą, ale najpierw chcę mieć pewność, że panujesz nad sobą.
- Anno, nigdy bym jej nie skrzywdził, przecież o tym wiesz...
- Nie. Nie wiem, James i wolę nigdy się o tym nie przekonać. Dlatego najpierw musisz przekonać mnie, że jest z tobą wszystko w porządku. A potem powoli będziemy stawać się rodziną.
- Nauczysz mnie, jak opiekować się Rebeccą?
- Tak, ale musisz być delikatny...
- Będę, choć z jedną ręką może być problem. Ale postaram się, by było lepiej.
- Naukowcy Wakandy przygotowali dla ciebie nową protezę — zauważyła.
- Wiem, ale jej nie chcę.
- Dlaczego?
- Czas zapomnieć o Zimowym Żołnierzu. Mogę robić tutaj wiele pożytecznych rzeczy, nie używając mojego bionicznego ramienia. I tak jest o wiele lepiej — powiedział poważnie. - Póki co nie chcę go.
- No dobrze. Nie mam prawa do niczego cię namawiać. To twoja decyzja.
- Nie — pokręcił stanowczo głową. - Jako jedyna osoba tutaj masz pełne prawo i obowiązek właśnie to robić, Anno. Tylko ty.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i fantasy, użyła 2409 słów i 13205 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto