Zamarła, słysząc ten tak dobrze sobie znany głos i powoli odwróciła głowę w kierunku źródła dźwięku. Stał nonszalancko oparty o kuchenny blat i uśmiechał się do niej niepewnie. Był poobijany i nieco zakrwawiony. Włosy i ubranie miał w niejakim nieładzie, ale wyglądało na to, że nic więcej mu nie jest. No i przede wszystkim żył... Przełknęła gwałtownie ślinę, a trzymany w jej dłoniach dotąd kij z głośnym brzękiem upadł na podłogę.
- Jezu — jęknęła, cofając się pod przeciwległą ścianę. Jej dłoń powędrowała do ust, zasłaniając je w ciężkim szoku niedowierzania, gdy ten dupek wreszcie zdecydował się wykonać jakiś ruch.
- Aniu? Już dobrze... Wróciłem — powiedział cicho, podchodząc do niej powoli, podczas gdy zdezorientowany Steve wciąż trzymał tarczę w dłoni, najwyraźniej nie będąc pewnym, czy znów nie zostanie zaatakowany. Wkrótce jednak ulotnił się szybko z kuchni, zostawiając parę samą. - Aniu, słyszysz mnie? Jestem już przy tobie.
Podniosła rękę, jakby chciała dotknąć jego twarzy, po czym w totalnej ciszy zamachnęła się mocno i spoliczkowała go. Zaskoczony cofnął się o krok, ale wtedy postanowiła zemdleć. Złapał ją niemal w ostatniej chwili, nim uderzyła głową o twardy kant blatu i przytrzymał.
- "Możesz mi powiedzieć, dlaczego właściwie dostałem w pysk?" - usłyszała naraz głos Bucka i usiadła gwałtownie na posłaniu. Zakręciło się jej w głowie, ale nie zamierzała z tego powodu narzekać. Już dawno temu nauczyła się, że powinna być twarda. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Mężczyźni siedzieli przy stole i terazteraz gdy się obudziła, przerwali rozmowę, wpatrując się w nią z pewną dozą niepewności na jej ewentualne działania.
- Bo jesteś dupkiem — stwierdziła, pocierając lekko skronie, by pozbyć się bólu głowy.
- To samo ci mówiłem — ucieszył się Steve, za co natychmiast dostał kuksańca od Bucka.
- Mógłbyś się przymknąć? - syknął brunet, wstając od stołu, po czym podszedł do Anny i usiadł obok niej, wpatrując się w nią poważnie przez kilka minut.
- Przytulisz mnie wreszcie, czy będziesz się tak na mnie gapić do końca świata? - warknęła w końcu zirytowana. Uśmiechnął się niepewnie, po czym porwał ją w ramiona.
- Kocham cię, Anno — powiedział cicho, tuląc ją do siebie mocno. Czuła, jak wręcz zatrzeszczały jej żebra od tego uścisku, ale nie zamierzała protestować. Wreszcie znalazła się znów w ramionach ukochanego, za którym tak bardzo tęskniła.
- "Mamusiu, czemu nie śpisz?" - usłyszała naraz głos zaspanej córeczki. Wyswobodziła się szybko z uścisku Jamesa i spojrzała w kierunku drzwi. Mała postać w różowej piżamce z pluszowym królikiem w ręce właśnie przecierała zaspane ślepka. Usłyszała, jak Buck wciągnął gwałtownie powietrze, patrząc niedowierzająco na pięcioletnią dziewczynkę.
- Bo wujek wrócił — wyjaśniła, podchodząc do niej szybko. Wzięła ją na ręce i przytuliła. - A z nim twój tatuś. Pamiętasz? Opowiadałam ci wczoraj o nim, gdy mnie pytałaś, kiedy wróci. Jak widzisz, niektóre marzenia spełniają się bardzo szybko.
- Tatuś? - wzrok zaspanej Becci powędrował bezbłędnie do Jamesa, który niczym skamieniały trwał na kanapie, patrząc na dwie najważniejsze kobiety w swoim nędznym życiu. Poczuł przejmujący smutek, że nie miał możliwości widzieć, jak dziewczynka zmienia się z dnia na dzień, który sprawił, że natychmiast zaschło mu w gardle. Odrętwiały podniósł się z kanapy, gdy pięciolatka wyciągnęła do niego swoje małe rączki, w których wciąż ściskała śmiesznego królika, po czym podszedł do nich i wziął ją w ramiona. Poczuł jej słodki ciężar i opadł na kolana. W jego oczach zalśniły łzy, gdy tulił do swej piersi ten mały cud.
Anna otarła łzy wzruszenia, gdy niemal na wpół śpiąca istotka pocałowała tego twardziela w czubek nosa, czym kompletnie stopiła serca wszystkich dorosłych.
- Jest wspaniała — chrypnął w końcu wzruszony Barnes, wstając z kolan. - Cieszę się, że mogę być jej ojcem — dodał z dumą, po czym pocałował Annę czule. Dotknęła jego policzka, sunąc delikatnie palcami po jego twardym zaroście. - Kocham cię — wyszeptał jej w usta. - I nigdy nie przestanę.
- Wyglądasz na mocno przybitego — zauważyła, gdy po śniadaniu wspólnie zmywali naczynia. Oboje byli niewyspani, udało im się bowiem ledwie na godzinę przymknąć oczy już nad ranem.
Kiwnął głową, po czym westchnął ciężko.
- Tony nie żyje — powiedział cicho. Zdrętwiała, patrząc na niego wielkimi oczami.
- Stark? - zapytała niedowierzająco. - Ale jak to w ogóle możliwe?
- Poświęcił się. Wymazał Thanosa i całą jego armię — powiedział, składając ścierkę w równą kostkę i odkładając ją obok zlewu. Bez słowa podeszła do niego i przytuliła go mocno. Objął ją ramieniem i schował twarz w jej pachnących wanilią włosach. - Organizują pogrzeb...
- Oczywiście... Musimy tam iść.
- Ty tak, ale nie wiem, czy ja powinienem się tam pokazywać. Nigdy nie przeprosiłem Tony'ego za to, co zrobiłem, będąc Zimowym Żołnierzem i wiem, że on nigdy mi tego nie wybaczył — mruknął.
- Mylisz się, kochany. Rozmawiałam o tym zarówno z nim, jak i z Pepper. Tony zrozumiał w końcu, dlaczego stracił rodziców. Zrozumiał, że to nie ty za tym wszystkim stałeś, tylko HYDRA. I wybaczył ci, Bucky.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Naprawdę? - zapytał. - Czy mówisz tak tylko dlatego, że chcesz, żebym szedł na pogrzeb?
- Mówię tak, bo to prawda. Niczego nie zmyślam, bo po co, James? Tony był gotów z tobą o tym porozmawiać. Niestety stało się inaczej — westchnęła, ocierając łzy. - To wielka strata... Gdy zniknąłeś, gdy tylu z was zniknęło, Tony był dla mnie finansowym oparciem. Zresztą nie tylko mnie tak wspierał. Do tej pory tak naprawdę nie wiem, dlaczego właściwie to robił, ale dzięki niemu nie musiałam wciąż prosić Steve’a o pomoc, miałam własne pieniądze. Wydaje mi się jednak, że powinnam im je zwrócić. Przynajmniej to, co mi z nich zostało.
- Dobrze, zrobimy, jak zechcesz — powiedział, całując ją w głowę. - Teraz będzie już inaczej. Znajdę pracę, zobaczysz. Kupimy własne mieszkanie i zaopiekuję się wami.
- Mieszkanie mamy, tylko że łatwiej mi było mieszkać tutaj, gdzie mogłam liczyć na jakąkolwiek pomoc i opiekę nad Beccą. No i mimo wszystko nie byłam sama w mieszkaniu. Nie wiem nawet, ile razy przegadaliśmy wspólnie niemal całe noce, siedząc pod kocem i pijąc herbatę lub gorącą czekoladę. Steve był dla mnie zawsze jak starszy brat, Becca go uwielbia.
- Anno, czy... Czy między wami...
- Nic nigdy nie zaszło, jak nawet możesz tak myśleć?! - fuknęła, popychając go lekko. Cofnął się o krok i wbił w nią przeszywające spojrzenie swoich niebieskich oczu. - Buck! - uderzyła go w ramię. - Jesteś idiotą, jeśli sądzisz, że mogłam iść z twoim najlepszym przyjacielem do łóżka! Nigdy nie przestałam cię kochać, kretynie. Tęskniłam za tobą każdego dnia, wyczekując twego powrotu, opowiadając Becce o tobie i widząc, jak z dnia na dzień staje się coraz bardziej podobna do ciebie. Jest uparta i niezależna oraz piekielnie inteligentna.
- To na pewno nie po mnie. Ja nie jestem mądry — mruknął, ale znów od niej oberwał.
- Przysięgam, że jeszcze jedno głupie słowo i będę gorsza, niż Thanos! - uśmiechnął się smutno i dopiero wtedy dotarło do niej, co powiedziała. - Jezu, James, przepraszam...
- Nie szkodzi, maleńka — pokręcił głową. - Naprawdę nic się nie stało.
- Nadal mi głupio — podeszła do niego i przytuliła się, chowając twarz na jego piersi. Pogładził ją po włosach.
- Po prostu o tym nie myśl i tyle.
- Łatwo ci powiedzieć — jęknęła, ale kiedy ją połaskotał po szyi, uśmiechnęła się lekko. - Pójdź ze mną na ten pogrzeb — poprosiła łagodnie.
Natychmiast się spiął i pokręcił głową.
- To naprawdę nie jest dobry pomysł, Anno. Czuję, że Tony nigdy mi nie wybaczył i mówił tak, tylko by nie sprawiać ci bólu. Jestem przekonany, że nie chciałby, bym się tam zjawił — odparł.
- To nie jest prawda — zaprzeczyła szybko. - James, uwierz mi, wiem, co mówię. Tony ci wybaczył.
- Sorry, mała, ale w to nie wierzę — zaprzeczył. - I proszę, przestań mnie męczyć w tej sprawie, ok? Nie idę i koniec.
Miesiąc później.
- Stary, czemu ty jeszcze nie jesteś gotowy? - Sam spojrzał krytycznie na bawiącego się z Beccą Bucka.
- James nie idzie — poinformowała go Anna, wychodząc z sypialni i zapinając kolczyki.
- Jak to nie idzie? Zwariowałeś, chłopie? - Falcon natychmiast się zezłościł. - Masz iść.
- Nie, Sam. Mówiłem już Annie. To nie jest dobry pomysł. Tony by tego nie chciał.
- Zdaje się, że tego nie wiemy — mruknął Sam. - Ubieraj się, stary i nawet mnie nie denerwuj, masz tam z nami iść i koniec.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie rozporządzał moim życiem — syknął Buck, wstając z córką na rękach. Dziewczynka natychmiast się w niego wtuliła, nie bardzo wiedząc, czego oczekiwać. - Inni robili to już wystarczająco długo.
- Dość, panowie, straszycie mi córkę — tę bezsensowną kłótnię przerwała Anna, patrząc na mężczyzn ostro. - Sam, jeśli Buck nie chce iść, nie możemy go do tego zmusić...
- Nie mam żadnego garnituru, a nie wydaje mi się, by strój, w którym walczyłem, był odpowiedni na pogrzeb — mruknął brunet, przerywając jej tym samym. Ona i Falcon spojrzeli na niego zaskoczeni. - No i nie mamy z kim zostawić małej — zauważył.
- Moja siostra może się nią przez ten czas zaopiekować, ma dwóch synów — zaoferował Sam i po chwili już rozmawiał z Sarah.
- Załóż cokolwiek ciemnego — poradziła w tym czasie Anna, patrząc na ukochanego, który tylko kiwnął jej głową i zniknął w ich sypialni.
Ich spojrzenie trwało może milisekundę, ale nie miał wątpliwości. Anna miała rację. Dobrze, że zjawił się na pogrzebie. Oczy Pepper mówiły wszystko. Również, że Stark mu wybaczył.
Poczuł delikatne poklepywanie po ramieniu i kiwnął nieznacznie głową. Sam został z nim w jednym z bardziej oddalonych rzędów żałobników i właśnie dodawał mu niemej otuchy. Potrzebował tego niemal tak samo, jak rodzina Starka.
- Naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego chce zostać w przeszłości — powiedziała cicho Anna, patrząc na rozmawiającego z Samem Steve'a.
- A ja owszem — odparł James cicho. Jego głos był ochrypły. - Zawsze kochał Peggy, ma szansę do niej wrócić.
Kobieta spojrzała na niego poważnie. Po chwili odwrócił do niej głowę.
- A ty? - zapytała cicho. - Ty nie chciałbyś wrócić?
Uśmiechnął się ponuro i pogładził ją po policzku.
- Jedynie po to, by móc spędzić więcej czasu z siostrą — powiedział. - Ale nie ma możliwości, bym i ja poszedł. Poza tym miałbym was opuścić? Nigdy. A Steve obiecał mi, że porozmawia z Beccą. Nagrałem dla niej pewną wiadomość. Mam nadzieję, że gdy jej odsłucha, jej żałoba nie będzie aż tak wielka. Przynajmniej będzie wiedzieć, że wciąż żyję.
Zaskoczony spojrzał na Steve'a. Rozpoznał go, chociaż tak bardzo się zmienił. Ten Steve, który teraz przed nim siedział, postarzał się o te siedemdziesiąt lat, miał zmarszczki i niemal białe włosy i choć siedział zwrócony do niego tyłem, Bucky czuł, że przyjaciel jest szczęśliwy.
Odwrócił się powoli, gdy Sam chwycił tarczę Kapitana i z nikłym uśmiechem na ustach podszedł do czekającej na niego Anny i ruszyli w stronę samochodu. Tuż przed nim dogonił ich Sam.
- Buck, poczekaj! - powiedział. - Mam coś dla ciebie.
- Dla mnie? - James spojrzał na kumpla zdumiony. - Co takiego?
Falcon podał mu niewielkie pudełko.
- Steve mi je dał z prośbą, bym ci je przekazał — wyjaśnił. - Powiedział też, że na pewno ucieszysz się z zawartości i poprosił, byś otworzył je w domu.
- Oczywiście, dzięki...
Nieco niepewnie otworzył niewielkie pudełko. W środku był niewielki dyktafon, ale kiedy drżącymi palcami nacisnął przycisk odtwarzania, wyświetlił się przed nim hologram, który tak go zaskoczył, że wrzasnął na całe gardło.
- Bucky, co się dzieje? - zaalarmowana jego krzykiem Anna wbiegła do sypialni i stanęła w drzwiach jak wryta, patrząc na wizerunek młodej dziewczyny.
- "Witaj, braciszku..."
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.