W oczach Thomasa widziałam ogromne rozczarowanie.
- W sumie... Nie powinienem się dziwić. Wyrządziłem ci tyle krzywd...- powiedział z wyraźnym wysiłkiem. Widziałam po nim, że walczy ze łzami. Odwróciłam wzrok.
- Przepraszam.- wyszeptałam i odeszłam. Nie mogłam z nim teraz rozmawiać. Nie chciałam zadawać bólu ani jemu, ani sobie. Cały czas czułam na swoich plecach jego palący wzrok, ale nie odwróciłam się.
- Co powiedział?!- Oliwia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami jednocześnie przytulając do siebie wielkiego, pluszowego misia.
- Wyznał mi, że mnie kocha i że, wszystko co robił było z myślą o mnie. Widać przez tą miłość- tutaj zrobiłam w powietrzu cudzysłów- niewiele myślał.- weschnęłam i opadłam zrezygnowana na łóżko.
- No i co teraz zrobisz?- zadała pytanie które nurtowało mnie od dłuższego czasu.
- Nie wiem. Powiedziałam mu wprost, że go nie kocham, a teraz mam zamiar go unikać. To głupie i dziecinne. Wiem, ale nie potrafię inaczej.- powiedziałam i nakryłam twarz poduszką.
- Skoro sama wiesz że to głupie, to nie będę ci tego mówić kolejny raz.- wyszeptała i mocniej przytuliła misia.
- Dobra, kończmy ten temat bo mnie męczy.
- Ehh... okej. Ale wiedz, że nie możesz wiecznie przed wszystkim uciekać Sam. Staw w końcu czoła problemom.
- A twoje problemy? Jak tam sesje z psychologiem?- zapytałam zanim zdążyłam pomyśleć. Od razu tego pożałowałam, bo w oczach blondynki ujrzałam ból.
- Sama dobrze wiesz, że o takim czymś niełatwo jest zapomnieć...- wyszeptała, a po jej policzku stoczyło się kilka łez.
- Przepraszam... Nie powinnam była pytać.- powiedziałam ze skruszoną miną i przytuliłam Oliwię.
- Co noc śni mi się ten koszmar. Czasami nie chce mi się już żyć...
- Nie mów tak. Proszę.- wyszeptałam i mocniej ją przytuliłam. Wiem przez co przechodzi i tak bardzo mi jej żal. Chcę jej pomóc, ale sama nie wiem jak.
Od mojej rozmowy z Thomasem minęły dwa tygodnie. Od tamtej pory unikam Zielonookiego. Stronię także od narkotyków, chociarz to trudne. Teraz jest już nieco łatwiej, ale na początku... wtedy to był horror. Nie myślałam o niczym innym tylko o kokainie. Byłam agresywna i wściekła na wszystkich. Na przemian miałam napady gorąca i zimna. Przez cały tydzień chodziłam nieumyta i spocona bo nawet o tym nie myślałam. Majaczyłam, miałam drgawki... to było straszne. Na szczęście jest już lepiej. Cały czas byli przy mnie Seba i Oliwia. Przecież cały ten trudny okres spędziłam z nimi w domku letniskowym rodziców Sebastiana. Nie chciałam, żeby babcia widziała mnie w takim stanie. Wszyscy, ale nie ona. Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Miałam ochotę się naćpać, ale szybko potrząsnęłam głową i odgoniłam od siebie te myśli. Już nigdy więcej nie tknę narkotyków. Przysięgam. I tym razem mam zamiar dotrzymać obietnicy.
Dzisiaj znowu muszę iść do szkoły. Nie było mnie w niej prawie miesiąc. No i ciekawe jak ja się usprawiedliwię. Może babcia mi pomoże. Ehh... walić to. Wstałam z łóżka, ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Zapowiadał się ładny dzień. Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam w stronę szkoły. Nagle ujżałam zarys znajomej sylwetki. Potrząsnęłam głową. Nie... to nie może być prawda. Chłopak zniknął za rogiem pobliskiego bloku. Szybko pobiegłam w tamtą stronę. Usłyszałam rozmowę.
- Po co wróciłeś?
- Doskonale wiesz po co, a raczej dla kogo wróciłem. Gdzie ona jest?
- Myśli, że nie żyjesz idioto.
- Ehhh... wiem.
- Twój ojciec dobrze mi zapłacił, za upozorowanie twojej śmierci. Tak więc zrób mi przysługę i zjeżdżaj stąd. Nie komplikuj jej bardziej życia.
- Nie będziesz mi rozkazywał.- wysyczał... Cane. Zrobiło mi się słabo. To czego się dowiedziałam to... to... sama nie wiem jak to wszystko określić. Cane cały czas żył... Wyszłam zza rogu i spojrzałam na Thomasa i Cane'a. Mój chłopak nic się nie zmienił. W jego oczach ujżałam zdziwienie pomieszane z radością.- Ivy? Co ty tutaj robisz?- zapytał.
- Co ja tutaj robię?! Raczej powinnam zapytać co ty tutaj robisz?! To ty w ogóle żyjesz?!- krzyczałam i płakałam. Byłam w totalnym szoku. Nie... To wszystko jest niemożliwe. Zaraz wyskoczą kolesie z kamerą i oznajmią mi, że jestem w ukrytej kamerze, a chłopak który przede mną stoi to jakiś idiota upodobniony do mojego zmarłego chłopaka. Mało śmieszne. Cane podszedł do mnie i ujął moją dłoń.
- To naprawdę ja...- wyszeptał, a ja nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo nagle przed oczami zatańczyły mi białe plamy, a potem była już tylko ciemność.
- Budzi się- usłyszałam czyjś głos. Cane. A więc to nie sen. To prawda. On żyje. Gwałtownie zerwałam się na nogi i od razu tego pożałowałam bo zachwiałam się i prawie upadłam, ale przytrzymały mnie silne ramiona Cane'a. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałam się wokoło i zauważyłam, że w pokoju są jeszcze Oliwia, Thomas i Seba. Gdy ujrzałam tego ostatniego serce mocniej mi zabiło i uśmiechnęłam się.- Możecie wyjść? Chciałbym porozmawiać ze swoją dziewczyną.- powiedział Cane, a ja drgnęłam. Dziewczyną? Przecież ja myślałam, że on nie żyje... Już chyba nie powinien mnie tak nazywać.
- Okej. Chodźmy.- skinęła na chłopaków Oliwia, a mi puściła oczko. Uśmiechnęłam się do niej, ale gdy tylko tamta trójka opuściła pokój ogarnęły mnie wątpliwości. Spojrzałam niepewnie na Cane'a, ale on tylko posłał mi spojrzenie pełne miłości i zachłannie wpił się swoimi ustami w moje. Nie odwzajemniłam pocałunku, ale on jakby tego nie zauważył.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem. Ojciec trzymał mnie cały ten czas pod kluczem. Dopiero gdy dwa dni temu wyjechał do Szwecji udało mi się uciec.- powiedział patrząc na mnie z zachwytem.- Jesteś piękniejsza niż zapamiętałem.
- Cane... posłuchaj.- zaczęłam, ale przerwał mi kolejnym pocałunkiem, a dzięki temu ja upewniłam się, że już nic do niego nie czuję. Dawniej podczas naszych pocałunków w brzuchu miałam motylki a teraz? Zupełnie nic. Gdy się ode mnie oderwał spuściłam oczy i wyszeptałam- Ja już chyba nic do ciebie nie czuję.- w jednej chwili chłopak jakby stracił cały zapał. Ramiona mu opadły i uśmiech zniknął z twarzy. Był zrozpaczony i smutny.
- Co?
- To co nas łączyło... Było dawno temu. Ja już zdążyłam się pogodzić z twoją śmiercią. Myślałam że nie żyjesz... zrozum... to uczucie się we mnie wypaliło- mówiłam to ze łzami w oczach. Kochałam go teraz już jak brata i nie chciałam ranić.
- Rozumiem...- wyszeptał tylko i wybiegł z pokoju.
- Cane! Nie odchodź!- krzyknęłam tylko, ale już nie zawrócił. To był ostatni raz kiedy go widziałam.
********************************
No i teraz jestem pewna: to już przedostatni rozdział. Kolejny będzie epilog i koniec. No ale czytajcie kolejne opowiadanie, a mianowicie''Impossible love''. ;3 Buziaczki *
P. S. Na fejsie macie więcej informacji.
9 komentarzy
nemfer
No i…??
lula
szkoda mi Cane'a:(......chociaz za upozorowana smierc....dobrze mu;d
Maddy
Świetne jak zawsze Czekam na ciąg dalszy
nemfer
Ha… nikt nie chce… no ale co tu zrobić… wszystkie możliwości zostały wyczerpane… tylko że… obawiam sie końcówki… cóż nam szalona Ivy wywinie za pomysł…
Mysterious
Genialnee! ja nie chcę żeby to się kończyłooo:(
nemfer
Yyy… bo ten… jakieś kompleksy masz?? Sami tchurze… zamiast skonfrontować sie z rzeczywistością to zwiewają :P
Ciafu
Jak zwykle super:-) trzymaj tak dalej
Ivy
Dopiero co dodałam ten -,- nie jestem maszyną...
Smerf
Kiedy następny rodział