''Mroczny świat'' Rozdział 15

''Mroczny świat'' Rozdział 15Jeszcze raz poniosłam noż pod światło i dokładnie się mu przyjrzałam. Mały, niepozorny, ale jednak zabójczy nożyk. Użyję go do zabicia Thomasa. O tak... Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Uśmiech na mojej twarzy stawał się coraz szerszy. W końcu się zemszczę. Złożyłam scyzoryk i schowałam go do tylnej kieszeni spodni. Już niedługo go użyję. Niedługo...

Zaczęłam zachowywać się jak jakaś psychopatka. Ciągle myślę o tym co zrobię Thomasowi gdy go dopadnę. W mojej głowie powstają wciąż nowe wizje. Thomas powieszony na drzewie z nożem w sercu, chłopak w kałuży krwi na chodniku, zielonooki z pociętą twarzą i odciętymi genitaliami... Jestem psychiczna. Mam świra. Podeszłam do szafki w której trzymałam leki i wzięłam coś na uspokojenie. Nie mogę zwariować. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i nieco się uspokoiłam. Postanowiłam, że pójdę się położyć. Walnęłam się na łóżko, przykryłam kocem i już po kilku minutach zasnęłam...

Śnił mi się Cane. Staliśmy razem na słonecznej polance. Wiał lekki wietrzyk, a niebo było idealnie błękitne. Oboje mieliśmy bose nogi. Spacerowaliśmy tam i z powrotem po polance. Czułam niesamowite szczęście. Byłam niemalże w siódmym niebie. Przytuliłam się do niego wdychając jego cudowny zapach i szepcząc ''kocham cię''. Nie zdążył mi nawet odpowiedzieć gdy poczułam, że jakaś siła go ode mnie odrywa. Wiatr nagle stał się mocniejszy, a niebo pokryły ciężkie, czarne chmury. Rozpętała się straszliwa burza. Cane był coraz dalej mnie. Krzyczałam, szarpałam się i próbowałam za nim biec, ale na próżno. Chłopak zniknął mi z oczu. Burza właśnie w tym momencie ustała. Ja upadłam na ziemię i zaczęłam szlochać...

Obudziłam się. Twarz miałam całą mokrą od łez. Przeczesałam palcami swoje włosy i ciężko westchnęłam. Nawet we śnie mi go odbierają. Otarłam łzy. Nie mogę płakać. Kocham go, to fakt. Nadal go tak cholernie kocham i za nim tęsknię, ale nie mogę się załamać. Cane z pewnością nie chciałby mnie widzieć w tym stanie. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do salonu. Wyciągnęłam z barku butelkę Jacka Daniellsa i otworzyłam ją. Nie zadałam sobie nawet tyle trudu, aby iść po jakąś szklankę lub cokolwiek innego. Po prostu przystawiłam butelkę do ust i pociągnęłam solidnego łyka. Czułam jak ciecz rozpływa się po moim gardle. O tak. Kocham to. Usadowiłam się razem z butelką w fotelu i zaczęłam powoli ją opróżniać.

Nie wiem ile tak siedziałam. Po prostu w pewnym momencie gdy przechyliłam butelkę okazało się, że jest pusta. Wstałam, ale szybko usiadłam bo zakręciło mi się w głowie. Sięgnęłam po leżące na podłodze spodnie i wyciągnęłam z nich paczkę fajek, a potem zaczęłam wypalać jedną po drugiej. Po jakimś czasie poszłam jeszcze chwiejnym krokiem po wódkę i zaczęłam ją pić. Gdzieś tak w połowie butelki urwał mi się film...

Rano obudziłam się zdezorientowana w fotelu. Poczułam potworny ból głowy i suchość w ustach. W powietrzu unosiła się woń papierosów. Poczułam mdłości. Pędę pobiegłam do łazienki i przytulona do muszli klozetowej zaczęłam wymiotować. Gdy było już po wszystkim otarłam usta wierzchem dłoni i wyczyściłam zęby. Spojżałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Walić to. Nie mam dla kogo być piękną. Głowa nadal mnie bolała i potwornie chciało mi się pić. Weszłam do kuchni i nalałam do szklanki wodę z kranu. Po czym wypiłam ją duszkiem. Łyjnęłam także kilka tabletek na ból głowy i ponownie poszłam się położyć. Tak, coraz bardziej się staczam.  
- Walić to...- zaklęłam pod nosem przykrywając głowę kołdrą.

Zadowolona spojżałam w lustro. Wyglądałam ładnie. Delikatny makijaż podkreślał moją urodę, a włosy miałam spięte w kłosa. Idealnie na wyjście. W końcu odważyłam się wyjść do ludzi. Po dwóch tygodniach picia, palenia i leżenia w łóżku oraz użalania się nad sobą i wymyślania nowych sposobów zabicia Thomasa. Wsunęłam trampki na stopy, do tynej kieszeni spodni włożyłam scyzoryk, z którym ostatnio się nie rozstawałam i byłam gotowa do wyjścia. Czułam, że to już dzisiaj. Że dzisiaj nadszedł dzień mojej zemsty. Wyszłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi i skierowałam swoje kroki do pobliskiego sklepu. Szybko zrobiłam zakupy i miałam już zamiar wracać do domu, gdy ujżałam Thomasa. Jego blond włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, zielone oczy były dzwnie błszczące, a na twarzy miał szeroki uśmiech. Ygh. Zaraz mu go zetrę z tej jego fałszywej mordy. Schowałam się za rogiem, a Zielonooki cały czas zmieżał w moim kierunku. Gdy przechodził obok mnie szybko się na niego rzuciłam i powaliłam go na ziemię a potem usiadłam na nim okrakiem przy okazji wyciągając z kieszeni scyzoryk i rozkładając go. Chłopak był strasznie zdziwiony. Nie wiem ską ja znalazłam w sobie na tyle siły by to wszystko zrobić. Po prostu chęć pomszczenia Cane'a chyba dodawała mi odwagi.
- co do...- zaczął chłopak, ale mu przerwałam.
- Ostrzegałam, że cię dorwę sukinsynu- wysyczałam przez zaciśnięte zęby zbliżając nożyk do jego szyi. Chłopak próbował mnie z siebie zwalić ale wtedy wbiłam koniuszek scysoryka w jego szyję i wychrypiałam - rusz się, a cię zabiję bydlaku- nikt nie mógł nas widzieć. Byliśmy ukryci za rogiem sklepu, a poza tym ta ulica nie była zbyt ruchliwa.
- Zostaw mnie świrusko- powiedział, a jego głos drżał ze strachu. Napawało mnie to dziką satysfakcją. Boi się mnie. Ten matoł, który jeszcze kilka tygodni temu czuł się niezwyciężony bał się właśnie mnie!
- hahahaha zostawić cię?- zaśmiałam się- po tym wszyskim co mi zrobiłeś mam cię tak po prostu zostawić w spokoju?- zapytałam
- Czego chcesz? Przeprosin? Kasy? Dam ci co tylko zechcesz tylko mnie zostaw- wycharczał. Był przerażony. Widziałam to w jego oczach. Był zdesperowany.
- Chcę zemsty- wycedziłam przez zaciśnięte zęby i przejechałam ostrzem noża po jego obojczyku, zostawiając głęboką ranę. Chłopak zasyczał z bólu. Chyba chciał krzyczeć i wołać o pomoc bo już rozwierał usta ale zatkałam mu je bandamą- Nie krzycz chłopczyku. Tylko się troszeczkę zabawimy, a potem już nic nie będziesz czuł bo cię zabiję.- powróciam do przerwanej czynności. Cięłam go w drugi obojczyk. Miał teraz dwie głębokie krwawe rany. A potem wpadłam na genialny pomysł i wycięłam mu na policzku literę ''I'' jak Ivy. Już miałam zadać mu ostateczny cios w serce gdy usłyszałam za sobą czyjś krzyk. Jakaś stara baba darła się wniebogłosy.
- Ludzie! Ludzie! Ratujcie! Ona go morduje!
- Jeszcze z tobą nie skończyłam- syknęłam w stronę już ledwo przytomniego zielonookiego i zaczęłam uciekać. Słyszałam za sobą tupot nóg. Ktoś mnie gonił. Przyśpieszyłam i już po kilkunastu minutach zgubiłam pościg. Ale wiedziałam że to nie koniec. To dopiero początek. Muszę wyjechać. Opuścić Nowy Jork...


******************************
Okey, a więc myślę że wam się spodoba ;) sorka że tak długo nic nie dodawałam, ale wiecie. Szkoła i te rzeczy. Poza tym zapisałam się na kurs tańca i mam jeszcze mniej czasu. No ale w końcu coś jest! Więc życzę wam miłego czytania! :D :* :*

Ivy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1410 słów i 7502 znaków.

7 komentarzy

 
  • Arni

    Podziwiam Iv.. nawet ja, stary smakosz JD nie jestem w stanie wychlać całej butli na czysto.. Co do samego opowiadania.. Ivy.. czemu taka delikatna byłaś? liczyłem, że przynajmniej go na start oskalpujesz... tu i ówdzie xD. NIe no.. idzie Ci zajedobrze maleństwo :)

    11 sty 2014

  • slodka13

    Świetne :)

    11 sty 2014

  • Ania

    A kiedy następna?

    11 sty 2014

  • Ivy

    hahaha spoko spoko :P nie poplączę się xD

    11 sty 2014

  • nemfer

    Kurs tańca? Ło matko… jak sie nie poplączesz to wróć do nas :)

    11 sty 2014

  • :)

    Świetne jak zawsze

    11 sty 2014

  • volvo960t6r

    Super opowiadanie :)

    10 sty 2014