- Michael! – wydarł sie, wpadając do pokoju brata.
- Jest trzecia rano – powiedział w myślach, widząc śpiącego Padge’a.
- No, niestety, trzeba czekać do jutra – Matt wrócił do swojego pokoju. Spokój który odnalazł gdy wymyślił nowy plan, ukoił go do snu.
Rano obudził się z dziwnym entuzjazmem. Głośna muzyka Metalliki dobiegająca z salonu, dawałą mu energię by szybko sie ubrać i wyjść ze swojej nory.
Michael Padget... wiadomo w całym Pandemonium że jest zajebistym gitarzystą. Jednak, widzieć go rano gdy udaje Kirka Hammeta...
Łaził po kuchni ze szczotką i udawał że gra solo z The Day That Never Comes. Matt wyszedł ze swojego pokoju, przystając w progu. Oparty o framugę drzwi, stał tam śmiejąc sie pod nosem.
Padge, zatopiony w swoim świecie zauważył go dopiero po chwili. Ściszył lekko wieże i powitał Matta głośny „Siema Matty”.
- Siema Kirk Hammet, jak sie spało? – Tuck z zadziornym uśmieszkiem zabrał się za robienie kawy. Idąc do kuchni odłożył na blat paczkę fajek i zapalniczkę, wiedząc że zaraz je weźmie i wyjdzie ze swoim „śniadaniem” na taras.
- Nie pierdol, jakieś gówna mi sie śniły – sknął Padge.
- Tak, a mi niby różowe kucyki... Ten debil... widziałem go we śnie. I uwierz mi, nie było to fajne – Mówił, sypiąc kawę do białego kubka z dwoma gitarami.
- Tak wogóle, jutro jest pełnia. Okaże sie czy klątwa poszła sie jebać – powiedział Michael, rzucając Mattowi srogie spojrzenie.
- Poszła i nie wróci. I musze ci powiedzieć że jutrzejsza noc będzie pracowita – Matt mówiąc te słowa, podświadomie wyczuł jak skończy sie ta rozmowa. Michael był typem lenia któremu do szczęścia wystarczy gitara, piec i sześciopak Corony.
- Co masz na myśli? – Padge zaciekawiony, wstał z kanapy i podszedł do blatu na którym Matt szykował kawę.
No dalej Matt... zepsuj ten piękny poranek.
- NIE MA KURWA TAKIEJ OPCJI! – Padge wychodził za Mattem na tarsa, jakby ciskając piorunami we wszystko co sie da.
- Ale Padgee...
- NIE, POWIEDZIAŁEM! – Matt patrzył na Michaela. Ostatnio tak sie wściekał gdy pierwszy raz Mattowi odwaliło i musieli wyjść wcześniej z baru by przeklęty adlet nie rozszarpał gości.
- Daj spokój, kurwa! Może to jedyna szansa! – Matt upił łyk kawy. Domyślał że Michael sie wkurzy ale tego sie nie spodziewał.
- Kurwa, nie jestem jakimś pierdolonym Azorem czy Reksiem! Wilkołak a wilk to poza tym jakaś różnica...
-Pff, jaka?! – Matt parsknął i postanowił objąć inną taktyke – Wilkołaki są głupsze?!
- Nawet kurwa nie zaczynaj – Michael uniósł palec i w jego oczach zaczęły sie pojawiać błyski jakby eksplozji.
- Na to wychodzi... – Matt odwrócił sie plecami do brata i oparł o barierkę. Znając ego Michaela, za chwilę zgodzi sie mu pomóc.
- Kurwa, Matt... nie dam rady. Musisz mieć silniejszego wilka, takiego który jara mniej niż ja i ma silniejsze zmysły – Padge właśnie stracił swoją godność. Przecież każdy wie że uważa sie za Alfe wśród wilków na wyspie.
Matt myślał chwilę, jednak szybko podjął decyzje.
- Takiego któremu palma odbija podczas pełni i wytropi ci sarne na milion kilometrów – powiedział, rzucając bratu uśmiech.
- Nie... Przecież prawie sie pozabijaliście wczoraj.
- Michael... Damy rade, emocje już opadły – Matt spojrzał na kubek z kawą, zastanawiając sie czy ten trop gdzieś ich zaprowadzi.
- Ale nie zapanujesz nad Moosem. Prędzej cie rozszarpie niż do niego podejdziesz – Michael wyrzucił ręce na boki, a Matt dobrze wiedział że starszy brat ma racje. Moose podczas pełni to maszyna do zabijania.
- Musimy dać rade, nie ma innej opcji – Chłopak westchnął czując że sprawa będzie trudniejsza niż przypuszczał.
Aurę zamyślenia która otoczyła wyrandę, przerwał rozdzierający ciszę odgłos telefonu Matta. Dzwonił Jamie by zaprosić ich do siebie.
Już od parteru, na schodach słychać było krzyki i śmiechy. To tylko dwóch chłopaków, którzy wyśmiewają ich kumpla.
- Będzie sie tłumaczył, oh będzie! – śmiał się Tuck.
-„Ja z nią tylko gram” – dodał Padget.
- Ciekawe, friends with benefits czy coś lepszego z tego wyniknie...
- Oby nie, Jamie musi mieć dziewczynę a nie zabawke do ruchania większości miasta.
Weszli do mieszkania, ignorując fakt że Mathias może mieć gości czy coś. Drzwi kłapnęły, wywabiając Jamiego z salonu. Wzrokiem, spotkał chłopaków w korytarzu.
- Siema, siema, wchodźcie - Przywitał się, podając każdemu dłoń.
- Nie Siema, tylko opowiadaj ci ci odjebało – Matt uśmiechnął się. Zza ciemnych okularów nie można było dostrzeć ogników błyskających w jego oczach.
- Jakiegoś gówna nie złapałeś? Wiesz ilu już ją ruchało – Padge wtrącił swoje trzy grosze.
- No, Michael ma racje. Nie wiadomo co w trawie piszczy.
- Ej, spokój. Ogarnijcie sie... jakie gówna? – Jamie sprawiał wrażenie zaskoczonego tą lawiną słów.
- No... choroby ... różnego rodzaju – Matt cedził słowa, tłumiąc śmiech. Tak naprawde, śmieszyła go głupota Jamiego.
- Pff... Choroby. Jakbyś przeżył to co ja, to już dawno by cię to nie obchodziło – Jamie z łobuzerskim uśmieszkiem ruszył wgłąb mieszkania, prowadząc przyjaciół za sobą.
- Czyli opłacało sie ryzykować? – spytał Matt.
- Jeszcze jak. Wina? – Jamie stanął obok zostawionej na podłodze butelki z alkoholem.
- Ciebie całkiem... Jeszcze wino z nią chlałeś? – Matt otworzył usta, będąc zszokowanym. Zawsze wierzył w szczerą miłość, a zabawy w seks go brzydziły.
- No co? Atmosfere chciałem zrobić – Jamie, nie dostając odpowiedzi, pociągnął łyk z zielonej butelki.
Matt chichotał, Michael siedział w ciszy mając gdzieś sprawy sercowe Jamiego. Ale chyba zastanawiał się jak można być aż tak głupim jak on.
- Swoją drogą, idziemy dzisiaj z Gisele na impreze. Może byście sie wybrali?
Żaden z chłopaków nie odpowiedział, widocznie zatrzymali się na „Z Gisele”.
- Ty serio chcesz z nią być? – Matt zapytał, jednak bardziej chyba stwierdzając.
- Serio. Tak to ją obrażałem, wyśmiewałem... Ale jak ją bliżej poznać to naprawde jest warta zainteresowania.
- Zainteresowania, a nie związku, Jamie... – Tuck westchnął, opierając łokieć na oparciu kanapy. Spojrzał na Michaela który spytał „ A gdzie ta impreza?”.
- W domu znajomego, chce żebyście sie poznali. Myśle że sie polubicie, nawet fajny chłopak – mówił Jamie.
-Myśle że możemy sie zgodzić. I sprawe mamy, chłopie...
Matt opowiedział Jamiemu o swojej wyprawie do krainy Mrocznych i spotkał się z dość dziwną reakcją.
Mathias zaczął rechotać, trzęsąc sie tak że prawie spadł z brzegu kanapy, gdzie siedział.
Michael i Matt czekali aż głupawka minie.
- Chciałbym zobaczyć jak tłuczesz się z Moosem – wychrypiał w końcu Jamie, ksztusząc sie – To musiało nieźle wyglądać!
- Żebyś wiedział – dodał Michael – Ale co z tym gościem, Jamie?
- Hmm... Tak to nie kojarze, jakbym go zobaczył to może...
- Też chciałbym go spotkać. Zna mnie, chociaż ja go widziałem pierwszy raz. I te oczy... żebyś ty Jamie widział te oczy.
- I ten smród, okropność – wtrącił Michael.
- Nie wiem, nie moge nic zrobić. Tym bardziej że jestem tylko człowiekiem – Jamie rozłożył ręce.
Matt już nic nie mówił. Zapadła cisza, gdy chłopak wpatrywał się w Gibsona stojącego przy ścianie.
- Grałeś coś ostatnio? – spytał Jamiego.
- Tak, coś napisałem. Riffa nowego.
- Pokaż co żeś tam ugrał – mruknął gdy Jamie już szedł po gitarę w podpalanym kolorze.
Jam session potrwało około godziny. W tym czasie Matt zdążył też zadzwonić do Moosa i przeprosić go za swoje głupie żarty. Wilkołak zgodził się towarzyszyć im wieczorem. Szkoda że nie wiedział jeszcze o prośbie którą Matt do niego ma.
Michael z Mattem wrócili do domu o 13. Z Jamie’m umówli się na 17 więc następne kilka godzin planowali siedzieć w domu.
Nudzili się, gadali i rozmyślali co ich kumpel miał na myśli mówiąc że sie polubią z jego znajomym.
Matt wyszedł spod prysznica, kiedy zegar wskazywał godzinę 16. Padge poszedł się umyć,a Matt ubrał nowe ciuchy, jednak bardzo podobne do tych które miał na sobie wcześniej.
Chłopak zawsze nosi sie w czerni, typowe dla metala. Zakłada trampki, ciemne dżinsy i najczęściej bezrękawnik. Tym razem włożył jednak zwykły tshirt i skórzaną kurtkę. Zaczesał włosy do tyłu, zwykle powiewają mu na twarzy.
Gdy do 17 zostało pół godziny, obaj bracia siedząc na kanapie czekali na Moose’a. Matt chciał jeszcze w domu, na spokojnie z nim porozmawiać.
Rozległo się pukanie do drzwi. Ich wzrok się tam skierował.
Michael dołączył do nich, przywitał się i usiadł obok Padge’a.
- Dawno nie chlałem, szczerze mówiąc – śmiał się.
- Ja ostatnio w barze, jak Matty miał atak. Ale za długo tam nie posiedzieliśmy... – powiedział Michael, patrząc na Matta gdy mówił ostatnie słowa.
- Wiem, spierdoliłem – Przyznał Tuck.
- Ale już jest okej, przynajmniej mam taką nadzieje – dodał Padge.
- Dobra, koniec pierdolenia – Matt podsumował tę durną wymianę zdań i skupił wzrok na Michaelu Thomasie.
- Moose, musimy o czymś pogadać – Słysząc te słowa, Michael teżspojrzał kumplowi w oczy.
- Wiesz że podczas pełni odrobine... wariujesz – Matthew starał się ostrożnie dobierać słowa, żeby nie pwtórzyła się sytuacja z wczoraj. Na szczęście Moosa to nie uwaziło.
-Noo... I co z tego? – spytał.
- Dałbyś rade to powstrzymać i mi pomóc? Potrzebuje psa tropiącego
- Co kurwa?! – pisnął Moose, prezentując wyraźne zdziwienie.
Ego wilkołaków – Jedna z rzeczy których Matthew Tuck już nawet nie próbuje zrozumieć.
Wiedział że Padge teraz tłumi śmiech, jednak kontynuował.
- Nie psa, źle sie wyraziłem... Tropiciela który wyczuje źródło tego smrodu którym wale od wczoraj!
- Miałem ci tego nie mówić... – przyznał niepewnie Michael, jednak już na wejściu poczuł że aura Matta jest inna – To ten typ co go spotkałeś przy pgnisku, tak?
- Tak, dokładnie. Musimy go znaleźć, a skoro ja śmierdze nim na kilometr to myśle że byś sobie poradził. Moose...
Ton Matta był prześmieszny, lekko błagalny. Michael nie chciał więcej oglądać tej szopki, zgodził się od razu.
- To jutro trzymaj bestię na smyczy, nie wariuj – Matt uśmiechnął się do Michaela, gdy wychodziii z domu. Ten się śmiał, schodząc z kumplami po schodach.
Przed domem Matta i Padge’a czekał Jamie... z „dziewczyną”.
- Naprawde jest brzydka – powiedział telepatycznie Matt.
- Za chuja do niego nie pasuje – usłyszał Padge’a.
- I gruba – wtrącił sie Moose.
Matt uśmiechnął sie niezauważalnie.
Zbliżyli się. Jamie nie puszczając ręki swojej partnerki powiedział wszystkim „Cześć”.
Gisele próbowała ukryć swój lekki brzuszek pod czarną sukienką. Była obcisła... Za bardzo. Jej ciemne włosy były lekko pofalowane, blada twarz kontrastowała z czerwoną szminką, a oczy podkreśliła bardzo mocno eyelinerem.
Na nogach miała szpilki, a w ręce dzierżyła niewielką skórzaną torebeczke.
- Cześć Jamie. Cześć Gisele – Matt powitał Gisele serdecznie, chcąc udawać że nigdy nie powiedział o niej złego słowa.
- Cześć, miło mi was w końcu poznać. Zawsze tak.. przelotnie sie widywaliśmy – powiedziała, uśmiechając sie. Wszyscy już zapomnieli jak nazwała ich wczorajszego wieczoru.
Ruszyli za Jamie’m.
Matt z Padgem dalej rozmawiali w myślach, ciesząc sie w tym momencie że Mathias jest tylko człowiekiem.
- Jakby schudła to może...może... ale ak to nie, nie wpadłaby mi w oko – powiedział Padge.
Matt spojrzał na niego z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Paadge, bracie... Tu od liceum nie ruchałeś, nawet z takiej byś sie ucieszył.
Matt śmiał się bezgłośnie, Michael tylko patrzył na niego spodełba.
- Zajebał ci ktoś kiedyś? – usłyszał w swojej głowie.
- Tylko spróbuj – wykrztusił.
- Co wy tam tak cicho? – Jamie szedł przodem, dopiero teraz przypomniał im w swojej obecności.
- Nic, nic... Przyrode podziwiamy! – śmiał się Matt. Padge i Moose tak samo, jednak żaden z nich nie powiedział Jamiemu co sądzą o jego nowej dziewczynie.
Szli przez las, ścieżką wśród drzew. Usłyszeli muzykę, która ich zaintrygowała. Metalcore, głośny metalcore...
- Coś czuje że serio polubimy twojego kumpla – powiedział Matt do Jamiego. Zza drzew dało się już zobaczyć duży dom pośrodku niczego. Żadnego płotu, nic. Po prostu ogromny dwupiętrowy dom na polanie.
W stylu nowoczesnym, co wogóle nie pasowało do Pandemonium.
- Padge, przeprowadzamy sie! – Zbliżyli się coraz bardziej, a kawłek As i Lay Dying stawał sie coraz głośniejszym. Spotkali już wzrokiem dość dużą grupę ludzi która jarała fajki na zewnątrz.
- Podoba ci sie? – Padge był zdziwiony. W jego stylu nie były nowoczesne domy, wolał klasykę i stare budownictwo. Chyba dlatego tak lubi ich chatkę wśród drzew.
- I to jak... – mówił Matt. Weszli do hollu, zatłoczonego. Tuck rozglądał się. Na górze była antresola, korytarz i kilka par drzwi.
Z hollu wchodziło się do kuchni, drugie wejście prowadziło pewnie do salonu.
Jamie poprowadził ich do ciemnej kuchni. Hall był jasny, w kuchni zaś ściany i nowoczesne, kanciaste szafki były ciemne.
Na wyspie na środku dość dużego pomieszczenia walały sie paczki fajek, kubki i stały obok siebie butelki alkoholu. Padge już zauważył swoje ulubiony whisky, od razu postanowił że ta noc będzie należała do udanych.
- Ej, Jamie! Moge sobie drinka zrobić? – spytał, choć to nie Mathias był tu gospodarzem.
- Czekaj, przedstawie was Andy’emu. To jego impreza! – W tym domu trzeba najwyaźniej krzyczeć. Muzyka jest głośna, ludzie sie wyglupiają i drą mordy.Matt był w swoim żywiole, Padg’owi coś takiego sie podoba dopiero po którymś z kolei drinku z whisky.
- Dlaczego czuje wampiry... – Matt usłyszał mruknięcie Moose’a.
- Ty też? – spytał zaskoczony.
- Jamie, gdzie my kurwa jesteśmy... – zapytał sam siebie w myślach, czekając na rozwój wydarzeń. Wampirami skażony był cały ten dom. I że Jamie, ten który sra w gacie na widok Adleta, ich tu przyprowaadził to jakieś szaleństwo
Znaleźli się na ogromnym, wyłożonym płytkami tarasie. W oddali obok barierek, stało trzech chłopaków. Długie włosy, ciemne ubrania.
I Ashley Costello obok nich!
- Kurwa mać... – zapewne te słowa królowały w myślach Padge’a, Matta i Micheala gdy zobaczyli dziewczynę swojego wroga.
- Andy, brachu! Siema, co tam? – Jamie krzyknął, jeden z chłopaków się do niego odwrócił.
- Ja pierdole, to sie nie skończy dobrze... – pomyślał Matt, zaciskając usta. Andy Biersack właśnie właśnie witaał się z Jamie’m.
- To żeśmy wbili na impreze... – usłyszał średniozadowolonego Michaela.
- Ja bym stąd spadał – dodał Moose.
- Chłopaki, to jest Andy. Moj kumpel, poznaliśmy sie w barze. Kiedyś, dawno temu – Jamie był zadowolony, przedstawiając im Andyego, który też uśmiechał się lekko. Dopiero po chwili Mathias zobaczył niepewne miny swoich przyjaciół.
- No o co chodzi? – spytał wesoło, myśląc że to jakiś żart.
- O nic Jamie, myśle że powinniśmy spadać – Matt chciał cofnąć sie i po prostu wyjść.
- Tuck, daj spokój – Andy rzekł do Matta, brzmiał dośc przekonująco. Adlet zatrzymał się, stojąc plecami do niego i Mathiasa.
Zastanowił sie chwilę, po czym stanął twarzą do wampira. Jamie stał i nie wiedział o co chodzi, chciał tylko zapoznać ze sobą swoich znajomych.
- A jaką mam gwarancję że nie dojdzie tu do jakiejść rzezi? Że nie wbijesz mi kłów w plecy albo coś? – Ciśnienie Matta wzrosło, Andy zachowywał stoicki spokój. Najwyraźniej udawał przed Jamiem dobrego człowieka. Jamie chyba znał sekret Biersacka, skoro uważał że Adlet z wampirem mogą sie polubić.
Andy zaśmiał się bezczelnie, jak myślał Matt.
- Nie jesteśmy w pracy, Matt – Andy szczerzył zęby – Jesteś na mojej imprezie, alko i laski są do twojej dyspozycji – Andy uśmiechnął się do Matt i niespodziewanie, odszedł wraz z resztą Veil Brides.
- Nie wyglądał groźnie... ale też nie przekonał mnie – Matt nie ruszał się przez chwilę, myślać. Zapach wampirów drażnił jego nozdrza.
Odwrócił się do kumpli i niechętnie stwierdził „Zostajemy”.
- Możesz mnie oświecić? O co tu chodzi? – Jamie znalazł chwilę by zapytać o to Matta. Chciał dobrze, to pewne... ale nie wyszło.
- O to że Biersack to najgorsza szuja w tym mieście. Nie powinieneś sie z nim zadawać – Matt szedł do kuchni, reszta podążała za nim, Jamie obok.
- A co on takiego robi? – dopytywał Mathias.
Tuck westchnął ciężko, zanim odkręcił butelkę wódki.
- Zabija ludzi, Jamie. Dla zabawy i dlatego że jest wamprem – Ostatnie słowo Matt dodał asekuracyjnie, jakby Jamie jeszcze sie nie domyślił.
Nalał alkoholu do czerwonego kubka i zalał to colą.
Zwrócił się do przyjaciół.
- Chlajcie! Andy mówił że możemy czuć sie jak u siebie! – krzyknął. Był jeszcze spięty, ale instynktownie czuł że po wypiciu zawartości kubka będzie mu wszystko jedno kto jest tu gospodarzem.
Andy Biersack był mordercąi niewykluczone że też gwałcicielem. Nigdy nie wnikał w sprawy Black Veil Brides, trzymał się jak najdalej od tych istot. Byli wrogami, odkąd powstały te dwie rasy.
A teraz adlet i dwóch wilkołaków chlają razem na imprezie u wampira...
Gisele oparta o poręcz na tarasie, wpatrywała sie głęboko w oczy Jamiego. Ten stał nad nią, gładząc ręką jej szyję. Po chwili pocałowali się, będąc naprawde blisko.
- Stawiam dwie stówy że pójdą na góre – powiedział Matthew, patrząc na tę scene.
- Raczej na dół, wampiry mają sypialnie w piwnicach – Michael sie wtrącił, trochę irytując Matta. Ale miał w sumie racje.
- Zwał jak zwał, Jamie dzisiaj zarucha! – Matt podniósł głos, szczerząc sie. Czuł że zaczyna sie rozluźniać. To chyba dobrze?
- A co z Biersackiem? Lepiej mieć na niego oko czy wyluzować? – zapytał Moose.
Matt mlasnął, jakby sie zastanawiał. Tak naprawde, na tę jedną noc mogą odpuścić układy między nimi.
- Odpuścić... i to po całości – Ruszył w stronę wejścia do domu, nie zauważając nawet że Jamie z Gisele naprawde gdzieś zniknęli, ciekawe w jakim celu...
Obok szklanych drzwi na taras z kuchni, Biersack gadał z Jakiem Pittsem, swoim kumplem z bandy. Długowłosy wampir stoczył kiedyś bitwę z Mattem i Padgem, Andy mu towarzyszył.
- Andy, niezła impreza, muszę ci powiedzieć – Matt był już chyba pijany... Uśmiechał się podczas rozmowy z jednym ze swoich wrogów, co raczej nie było normalne.
- Dzięki...- Chłopak był zmieszany, zauważył zmianę w zachowaniu Tucka – Dopiero sie rozkręcamy, do białego rana będziemy tu siedzieć.
- My raczej też, impreza zapowiada sie ciekawie. Słuchaj, Biersack...
- Mów mi Andy, zapomnijmy o tym całym gównie – Młody wampir lekko sie uśmiechnął. Matt szybko ocenił jego intencję na życzliwe.
- Masz na myśli rozejm, Biersack? – Matthew był odrobinę zdziwiony, jednak myślał pozytywnie.
- Tak, coś w tym stylu.
Tuck zastanowił się chwilę. Andy widać uważał go za przywódce stada choć całe Pandemonium widzi Alfę w Padge’u.
- Niech będzie. Matt – Chłopak uśmiechnął się i podał ręke Andy’emu.
- Andy, też mi miło – Obaj zaśmiali się , postanawiając że na razie to chyba koniec konfliktów z Veil Brides.
Dodaj komentarz