Czułem sie, jakbym się unosił. A jednocześnie moje ciało było ciężkie jak nigdy. Każda kość, jakby ważyła kilka kilo a głowa wirowała w pustce. Oczy jakby były otwarte, choć widziały tylko ciemność.
Poruszyłem się lekko. Obraz wyłaniał się z ciemności stopniowo.
Znajdowałem się w śmierdzącym stęchlizną i myszami pokoju. Jakby walący się pokój w walącym się domu.
Usiadłem na posadzce przy ścianie zjedzonej przez wilgoć. Smród był okropny. Kiedy wszystkie zmysły już obudziły się do życia, poukładałem w głowie wszystkie fakty. Ignorując ten że mam pocharataną twarz i boli jak cholera.
Oparłem głowę o cegły, przygniatając plecami skute kajdankami ręce. Metal wbijał się w skórę, powodując dyskomfort. Chciałbym cofnąć czas.
I nie przewrócić cholernej butelki. Nie wiem gdzie jestem, gdzie Roscoe, nie mam pojęcia kim są ci ludzie, kogo zabili i czego chcą. Daj mi jedną cholerną odpowiedź a będę kurwa wdzięczny.
Myślałem, dosyć agresywnie. Maź, którą czułem na policzku była pewnie moją zaschniętą krwią a ta dziwna gula to pewnie limo.
Usłyszałem zbliżające się kroki. Nastawiłem uszu, byli blisko. O kurwa...
Zajebią mnie jak psa. Widziałem trupa. Ja pierdole...
Takie zdania chodziły mi po głowie zanim drzwi do pomieszczenia zostały otwarte.
Weszli. Było ich pięciu. Być może byli to ci sami co wtedy pod domem, ale pamiętałem tylko tego jednego. Tego co teraz ma biały tshirt i skórzaną kurtkę. Tego co wygląda jak mój bliźniak ale nim nie jest.
Udawałem niezainteresowanego, patrzyłem w ziemię. Słyszałem tylko ich kroki kiedy mnie otaczali.
- Jak ci się podoba lokum? - Znowu ten ochrypły głos. Ironie usłyszałem.
Nie podniosłem wzroku.
- ODPOWIADAJ KURWA! - Ten sam chłopak krzyknął i w tym samym momencie poczułem jego dużego buta z boku mojej głowy.
Przewróciłem się na bok i jak tchórz zamknąłem oczy, wykrzywiając usta. Czułem się jakby właśnie połamał mi czaszkę. Łzy chciały popłynąć ale Roscoe wiele razy nazywał mnie ciotą i zaprzeczałem. Nie jestem płaczliwą dziwką.
- Jesteś na mojej łasce, zrozum to - powiedział gniewnie i razem z jednym z jego kumpli kopnęli mnie w brzuch. Chyba coś jeszcze oprócz krwi wyleciało z moich ust bo zajechało rzygami i usłyszałem ich prześmiewczy rechot.
- Czekam aż zaczniesz błagać o litość, sukinsynu... - Zrozumiałem wtedy że to on dowodzi. Tylko on jeden się odzywał. Mierzył mnie wzrokiem, ja unikałem jego spojrzenia. Beton był ciekawszy.
- Spójrz na mnie, kurwa! - krzyknął i kopnął mnie mocno. Znowu poczułem jakby kość pękła. I tak się stało. Nos potwornie zabolał i farba poszła.
O ja pierdole, o ja pierdole
Skłamałbym mówiąc że się nie bałem. Cholernie się bałem ale przecież nie padnę przed nim na kolana i nie zacznę błagać o życie?
Usiadłem, oparłem się o ścianę i pierwszy raz popatrzyłem na jego twarz. Był wkurwiony.
Zabijał wzrokiem. Miał może tyle samo lat co ja. Ale te jego oczy... Chyba miał w sobie demona.
Nie mrugał ani nic. Po prostu jakąś chwile tak patrzyliśmy na siebie. Chciał zobaczyć czy się boje?
Miałem dość. Poddałem się i spuściłem wzrok. Przegrałem tą bitwę.
- Ha... - Chłopak westchnął przesmiewczo i się uśmiechnął, zadowolony z siebie.
-Jesteś suką... Tchórzliwą suką - wycedził pewny siebie.
- Nie jestem - Mruknąłem pod nosem, lecz on to usłyszał.
-Nikt mi się nie sprzeciwia, zapamiętaj to! - wykrzyczał po czym znów zranił moją głowę. Tym razem pięścią.
- Kurwa, dlaczego... - myślałem. Ból był okropny. Towarzyszyła mu świadomość że to jeszcze nie koniec.
Czułem jak moje policzki wilgotnieją a łzy zaczynają lecieć. Dobra Strachu, wygrałeś.
- Naprawdę jesteś suką - zaśmiał się widząc jak płacze. Schyliłem głowę, czułem się upokorzony.
- Dobra - powiedział stanowczo i zaczął przechadzać się po pokoju jakby intensywnie myślał.
- Czego ode mnie chcesz? Przecież nic nie zrobiłem... - Postanowiłem zacząć rozmowę skoro już przestał mnie bić.
Przystanął dramatycznie.
- Pozwoliłem ci się odezwać?
-Głupek, ciul zasrany... - myślałem patrząc na niego.
- Nie, kurwa... Masz siedzieć cicho - podszedł i kopnął mnie w twarz. Miałem zdarty kawałek skóry, rozwalony nos i wargę. Już się nie odezwę.
Patrzył na mnie srogo, ja chowałem twarz. Nic nie mówił, ja też.
- Chcesz umrzeć szybko czy męczyć się?
Spojrzałem na niego. Usłyszałem pytanie...
- Co? - Nie wiem czy tylko ja słyszałem płacz w swoim głosie.
- To co słyszysz kurwa - Jeden z jego kumpli wyciągnął broń. Przystawił do mojej głowy a ja miałem wrażenie że zaraz zleje się w gacie.
Dotyk metalu z lewej strony głowy. Koił ból chłodem ale też sprawiał że drżałem.
Inny chłopak znowu mnie kopnął. Skuliłem się, zacisnąłem powieki.
- I co gnoju?! - Usłyszałem krzyk. Chciałem żeby ten koszmar się skończył. Przed oczami miałem mój skromny domek. Chciałbym tam teraz być.
-Yo, JB. Masz gościa - kolejny głos dotarł do moich uszu.
- Musze spadać śmieciu - Dowódca kopnął mnie na pożegnanie - Ale wrócimy do tej rozmowy.
- Spierdalaj debilu - wychrypiałem. Całkiem opadłem z sił.
Ten wyciągnął nóż. Jezu, dajcie żyć...
- Nazywam się Justin, padalcu... I jestem twoim nowym koszmarem - Powiedział powoli, jeżdżąc ostrzem po mojej twarzy. Nie mocno, ale czułem je. Tuż obok oka, matko...
Jego twarz była poważna, bez emocji. Bez słowa wyszli, a ja oparłem głowę o zimne cegły i w końcu przyznałem się sam przed sobą.
- Jestem ciotą - wyszeptałem a łzy popłynęły po policzkach mieszając się z krwią.
Dodaj komentarz