- Moose, sorry że to mówię ale twoja chata wygląda gorzej niż lokal Jenny – Matt objął przyjaciela ramieniem, gdy mijali stary magazyn. W czasach wojny był to skład broni – teraz zamieszkuje tu Moosie.
Budynek z czerwonej cegły, schowany pod siatką maskującą której nikt stąd nie zabrał od czasu zakończenia powstania na Pandemonium. Okna są powybijane, dach miejscami przecieka, brak prądu i ciepłej wody… A jednak Moose mieszka tu od kilku lat. Pomieszkiwał, wiadomo, z Jenną ale jak widać skończyło się to inaczej niż wróżyli mu znajomi. Miał być szczęśliwym wilkiem u boku czarownicy a został tylko bezdomnym kundlem, jak mówi Jenna.
- Nie mów mi o niej, proszę cie… – westchnął Michael z flustracją – Narawde mam dosyć związków na najbliższe kilka tygodni.
- Idziemy w sumie na imprezę, może coś się trafi – zaśmiał się Padge.
- Nooo…. Jakaś wytatuowana czarnulka która w Pełnie obrasta w sierść. Idealny typ, Moose! – Matt śmiał się głośniej gdyż byli już bllisko. W miejscu gdzie kończyła się droga, wyłaniał się blask ogniska. Ogromnego ogniska, nawet stosem można to nazwać.
Wokół płomieni, tłoczyli się mroczni Bezduszni. Tak nazywa się nadnaturalnych mieszkańców Pandemonium. Jednak, ci dosłownie nie mieli dusz. Serc, nie znali pojęcia Dobra. Byli tymi Mrocznymi, tym określeniem mianuje się takich ludzi.
- Dobra, nie zgubcie się – powiedział Matt gdy wtapiali się w tłum. Dało się tu wyczuć negatywną energię, która sprawiała że każdy z nich minał się na baczności. Nie byli tu mile widziani.
- Moose, możesz zacząć szukać sobie dupy. Nawet Jamiemu się udało – zaśmiał się Matt, nie słysząc jednak odpowiedzi.
- No, Michael… – skomlał dalej, chcąc się troche powygłupiać – No zobacz ile tu panien.
- Odpierdol sie, dobra?! – krzyknął Michael zdenerwowany. Szedł plecami do Matta, teraz mierzył go srogim spojrzeniem.
- A tobie co? – Matt zapytał, nie mając świadomości jakie piekło zaraz rozpęta.
- Bo mam kurwa dosyć twojego podgadywania! – Nieoczekiwanie, Moose rzucił się na Matt w locie przybierając postać włochatego stwora.
Gdy tylko wilk zawarczał, spojrzenia stojących w pobliżu postaci skierowały się na walczących.
- Mieliśmy nie zwracać uwagi – pomyślał Padget, stojąc obok. Palił tylko szluga, nie chcąc się angażować. Przecież nie chciał wpaść w szpony nieokiełznanego wilka, jakim jest Moose.
Moose kłapał szczękami, chcąc ugryźć twarz Matt który nie zdążył się przemienić. Leżał na piachu, przygnieciony potężnym wilczyskiem.
Osłaniając się ramieniem, próbował zepchnąć Moosa z siebie. Ten jednak był silniejszy i uskoczył tylko w bok. Gdy Matt zdołał kucnął, ten znów go zaatakował.
- Kurwa, chłopaki! – Michael wyrzucił papierosa i szybko, stał się wilkiem tej samej postury co Moose.
Dobił pyskiem do drugiego, rzucając się na niego. Moose cofnął sie, schodząc z Matta i siłując się głową z Michaelem.
- To pięknie… – myślał przerażony Matt, otrzepując swoją skórzaną kurtke. Wszyscy patrzyli na tą scene z wrogością w oczach.
Wilki skończyły potyczke, nie wiadomo kto się poddał. Oddalili się od siebie, warcząc coś cicho.
- Chłopaki, mamy problem… – westchnął Tuck gdy jego przyjaciele już zauważyli obrót sytuacji.
Michael Thomas podszedł do Matta i spojrzal na niego wściekle, jednak po chwili wszyscy trzej obejrzeli się wokół. Mroczni mieli zamiar ich zaatakować, już wyczuli obcych wśród swojego zgromadzenia.
- Spierdalamy – powiedział Matt szybko w myślach. Jak batem strzelił, trójka bohaterów ruszyła biegiem w kierunku drogi którą tu przyszli. Jak się domyślano, większość mrocznych ruszyła za nimi.
Najszybciej biegły wilki, Matt człowiekiem gonił za nimi pozostając w tyle.
Szczęśliwie, dwaj zniknęli w głębi lasu.
Matt już zbliżał się do równej drogi, gdy został złapany przez wyższego od siebie chłopaka za ramię.
Tamten przewrócił go.
Tuck szybko wstał z zamiarem gonienia na oślep, byle najdalej stąd. Był niestety, otoczony przez obcych sobie ludzi.
Nie miał dzisiaj w planach zginąć.
Cała jego odwaga, nagle gdzieś znikneła. Stał tylko, przyglądając się facetowi który przewrócił go na ziemię.
Był od niego wyższy, znacznie. Bardziej umięśniony i na pewno budził respekt. Wydawało się nawet że jest tu przywódcą.
Miał na sobie ciemne okulary, kurtkę ze skóry i uwydatniający umięśnione ciało podkoszulek dobrany do ciemnych dżinsów i butów. Irokez błyszczał nad wysokim, zmarszczonym czołem.
Matt doszedł do wniosku że ten gość nie wygląda na dobrego i takiego z którym warto zadzierać.
- Daleko się zapuściłeś, Tuck – powiedział grubym głosem.
- Nie miałem zamiaru psuć imprezy – powiedział Matt. Tylko to mu przyszło do głowy.
- He… czy to nie przypadek że tu się spotykamy? – Mężczyzna zbliżył się do Matta i zdjął okulary. Ukazały się jego oczy. Miał źrenice w odcieniu przepaści, ciemności która zapewne nim władała.
- Co tu robisz? – zapytał stanowczo.
- Nic, przechodziłem tylko i wpadłem na chwile – powiedział chłopak na jednym oddechu. Dotychczas uważał się za walecznego i niezłomnego. Właśnie przekonał się że gdy strach przejmuje kontrolę, wszystkie wartości i emocje nikną.
- Pierdolisz, nie można przypadkiem trafić na zlot Mrocznych. Będąc w dodatku zwykłym, słabym adletem – wycedził wyższy. Spuścił wściekły wzrok z niewinnych oczu Matta i wyprostował sie.
- Wyjazd kundu. I żebym cię tu więcej nie widział – palnął, każac swoim towarzyszom się odsunąć.
"Droga wolna, Matt. Szybko stamtąd odejdź”
Tak podpowiadały mu myśli, jednak chłopak czuł że coś przeoczył. Odwrócił się, robiąc kilka kroków w kierunku drogi. Ale musiał o coś jeszcze zapytać.
- Skąd ty mnie znasz? – Matt odwrócił głowę do nowopoznanego Mrocznego.
- Znam wielu ludzi, Tuck. Nie wnikaj – rzucił na szybko i zabrał swoich ludzi, oddalając sie.
Matt spojrzał na tego typka jeszcze raz. Nie miał pojęcia co się właściwie stało, ale dziwna myśl podpowiadała mu że nie wraca z tej imprezy na pusto.
Spotkał Moosa i Padge’a obok magazynu.
- Co się stało? – zapytał Moose. Poważnie?
- Nagle cię to obchodzi? Zginąłbym przez ciebie, matole! – Matt chciał pchnąć Michaela, jedak starszy brat go powstrzymał.
- Było nie zaczynać!
- Ogarnijcie sie, do kurwy – powiedział Padget – Matt, co się tam stało? Walisz jakimś dziwnym smrodem.
- Nie mam pojęcia, stało się coś dziwnego. Spotkałem faceta, demon chyba jakiś… Przynajmniej tak wyglądał.
- Jaki facet? Mówił coś?
- Znał mnie skądś ale ja go nie. To może być jakiś trop – powiedział Matt z entuzjazmem.
- Trop się znalazł… To chodźmy tam po prostu – Michael zaczął iść w kierunku polany, gdy Matt złapał go za przedramie.
- Lepiej nie, sam mówiłeś żeby tam nie iść. I miałeś racje, bracie.
- Jak tam pójdziemy we trzech i go przyciśniemy to coś da może – Matt zauważył wolę walki w Michaelu, jednak nie mógł pozwolić bratu pójść na pewną śmierć.
Puścił Padge’a i skierował się w stronę miasta.
- Wracamy do domu, niczego się dzisiaj nie dowiemy – mówił, narzucając kaptur na głowę. Zbliżała się druga w nocy, naprawde nie miał już dzisiaj ochoty na szukanie demonów.
Moose poszedł do swojego baraku, Matt z Michaelem wrócili do siebie. Matthew czuł się naprawde wyczerpany więc od razu położył się. Gdy zasypiał, Padge jeszcze na chwilę zajrzał do jego pokoju.
- To nie mamy nic? – zapytał.
- Nie wiem, może Jamie będzie znał tego faceta. Zapytam go jutro, wiesz że z różnymi robi interesy.
- Aha… Wiem że walisz tym typem na kilometr a jego dziwna energia cię przesiąkła, nie wiem jak… Jakbyś miał psa to byś go wytropił – ostatnie zdanie dodał z sarkazmem i wyszedł, zamykając drzwi.
Tuck wiercił się chwile, nie mogąc zasnąć. Był zmęczony, choć sen nie przychodził. Zaczął więc szukać rozwiązań.
Usłyszał w głowie słowa Michaela "Jakbyś miał psa to byś go wytropił”.
Tak, sam czuł że jego aura się zmieniła. Nabrała smrodu wampirów, demonów, nieczystej mocy i nieokreślonego zapachu który musi być identyfikatorem tamtego człowieka.
" Jakbyś miał psa, Tuckey…”
…
- Kurwa! – Matt gwałtownie podniósł się i siadł na łóżku. Przecież żyje z wilkiem pod jednym dachem!
Dodaj komentarz