The Crew 13

Justin's POV
Umyłem twarz w zimnej wodzie i zająłem się rozbitym nosem. Nasączyłem szmatkę lodowatą wodą i przyłożyłem ją do twarzy. Siedząc w łazience na podłodze, starałem się uspokoić rozkołatane nerwy.

Dlaczego on zawsze tak na mnie działa?

Malik - Jak tylko się pojawia, budzi we mnie demona. Sama jego obecność jest wkurwiająca bo masz przeczucie że zaraz coś się spierdoli.
I jeszcze Selena... Była tam. Widziała mnie w takich sytuacjach ale nigdy nie chodziło o kogoś z gangu. Chyba wiedziała że jestem narwany i że Zayna nie można nazwać moim kumplem.
Zimna woda koiła ból. Nie miałem zamiaru nigdzie się stamtąd ruszać. Chciałem być sam.
I chłopaki - oni też byli zszokowani. Widziałem to. Przywykli że nie lubię Zayna ale takiej bójki między nami jeszcze nie widzieli. Ba, to już druga dzisiaj.
Ale teraz Zayna nie ma. Zniknął i mam nadzieje że na dobre. Tylko mnie rozpraszał a mam poważniejsze sprawy na głowie.
Jutro zaczynamy szukać Vincenta Schmitta. Tak oto nazywa się chuj który zajebał mi kumpla.
Kiedy to się stało, w moim życiu pojawił się Zayn. Jeszcze jako mój przyjaciel, obiecał mi pomóc w znalezieniu zabójcy Jasona. Ale nie wiedzieliśmy że honor i chęć władzy doprowadzi do wojny między nami.
Zayn zapoznał mnie z chłopakami. Od razu się polubiliśmy. Tak powstali The Swaggers. Od Zayna i mnie.
Zayn był moim kumplem ze szkoły. Wiedziałem że jest nieciekawym typem i dlatego to właśnie jego wybrałem sobie na partnera.
Tya... partnera. Jakoś dziwnie to teraz brzmi.

Dom's POV
Siedziałem w salonie nie wiedząc co se sobą zrobić. Chciało mi się spać ale za chuja nie wiedziałem gdzie mam spać.
Harry krzątał się w kuchni. Wynosił do śmietnika szkło które zasypało cały salon. Właśnie kończył.
- Harry?
- No? - Chłopak wynurzył się zza szafek a jego włosy zasypały całą twarz.
- Gdzie moge się przespać? - zapytałem.
Chłopak drapiąc się w nos zbliżał się do mnie.
- Normalnie powiedziałbym "Zapytaj Justina" ale w tym momencie to kiepski pomysł.
- Nie, to dobry pomysł - Wstałem z kanapy i zanim Harry zdążył mnie zatrzymać poszedłem na góre. Chciałem zobaczyć czy z JB wszystko ok.
Otworzyłem drzwi, czując lekki strach że zaraz wylecę na kopach. Jednak, pokój był pusty. Justina nie było.
- JB? - zapytałem.
Drzwi do łazienki były uchylone.
- Jestem - usłyszałem przesiąknięty żalem głos.
- Wszystko okej? - zapytałem, idąc do niego.
- Tak. Dlaczego miałoby być inaczej? - usłyszałem, zanim jeszcze zobaczyłem chłopaka. Siedział na środku łazienki, jakby modlił się nad plamą krwi zostawioną na podłodze.
Smutny widok.
- Wstawaj, nie dołuj się... - Zbliżyłem się do niego. Chwyciłem go za ramię. Chciałem pomóc mu wstać.
Justin w tym momencie gwałtownie się podniósł, wykręcając moją ręke.
Trzymał mnie mocno za przedramię, przyciskając do ściany. Bolały mnie plecy i kość w ręce.
Oczy Biebera były ciemne, pełne złości. Jego szczęka była mocno zaciśnięta. Milczał, ja nawet nie wiedziałem o co chodzi.
- Nawet nie wiesz jak chujowo się czuje - wysyczał.
Patrzył na mnie, choć tego nie chciałem. Uciekałem wzrokiem na bok, jednak to nic nie dawało bo jego oczy jakby przyciągały moje.
Oparłem głowę o ścianie, chcąc żeby się wygadał i w końcu mnie puścił.
- Nie wiesz jak kurewsko popierdolone jest moje życie - kontynuował.
- Przecież możesz to zmienić... - powiedziałem cicho, patrząc w bok. Palnąłem od tak o, żeby coś powiedzieć. Tak naprawdę nie wiedziałem jak mu pomóc.
- Gówno mogę! - krzyknął i walnął drugą ręką w ścianę. Płytki nie wydały żadnego dźwięku.
- Kurwa, Justin. Zawsze jest jakieś wyjście...
- Phi... Niby jakie?! - Prychnął. Widziałem jak bardzo się poci. Jego twarz była cała mokra.
- Na początku powinieneś pogadać z Seleną - powiedziałem. Chciałem dodać "zanim złamiesz mi rękę" ale się powstrzymałem.
- Myślisz że ona coś dla mnie znaczy?! - zadrwił. Był pijany. Wiedziałem że zależy mu na tej dziewczynie.
- Widziałem co innego.. - wyszeptałem.
- Gówno widziałeś... - Justin szarpnął moją rękę, puszczając ją. Odszedł w stronę pokoju.
Ja pomasowałem przedramię, ciesząc się że nadal mam rękę. Bolała cholernie, ale cieszyłem się że to już koniec nieprzyjemności na dzisiaj.
Justin walnął się na łóżku i przykrył kocem. Nie wiedziałem czy od razu zasnął.
Miałem go zapytać gdzie mam spać ale biorą pod uwagę że prawie skręcił mi reke, wolałem go zostawić w spokoju.
Wyszedłem i postanowiłem spędzić noc na kanapie w salonie. Chyba nikt mnie stamtąd nie pogoni?
W domu było zupełnie ciemno i cisza opanowała wszystkie pokoje. Chłopaki pewnie już śpią. To był ciężki wieczór.
Położyłem się na kanapie i do głowy wpadł mi pewien pomysł.
Mógłbym teraz spierdolić.
Normalnie wyjść tamtymi drzwiami i pójść ulicą dokąd zaprowadzi. Wrócić jakoś do Stratford i udać że sprawy nie było. Jakoś nie wierze żeby Roscoe ustawił akcje ratowania Doma.
Myślałem że naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Ale teraz widzę jak bardzo głupi byłem.
Gdybym wrócił do domu, mógłbym przeprowadzić z nim poważną rozmowę na ten temat.
I nareszcie spałbym w swoim łóżku... Raczej na swoim materacu.
Roscoe czyli fałszywy przyjaciel, stara rudera bez wody, prądu i łóżka..Zasnąłem od razu, odpędzając złe wspomnienia.

Nie mam po co wracać do Stratford

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1054 słów i 5607 znaków.

Dodaj komentarz