The Demon Inside 5

- Kurwa, jakże by inaczej… – westchnął Tuck, po tym jak wychylił się zza rogu.

W ciemności dostrzegł zarys dwóch ludzi. Nie widział  ich twarzy, lecz zapach jaki wyczuł nie mógł go oszukać. Od razu poczuł, że ta sytuacja dobrze sie nie skończy.

Tamci, też wyczuli kłopoty. Twarz jednego z osobników zwróciła się w stronę Adleta i wilka.

Weszli w ciemność, gotowi stoczyć walkę z spotkanymi osobnikami.

Gdy się zbliżyli, rozpoznali Andy’ego Biersacka i Ashley Costello.

Andy podniósł się i stanął wyprostowany przed dwoma swomi wrogami. Jego twarz wyrażała pewność siebie. Czerwonowłosa zaś Ashley, kucała nad zwłokami człowieka. Denat miał na wierzchu wnętrzności a usta zarówno Ashley jak i Andego zdobiła ludzka krew.

- Znowu sie spotykamy – powiedział Andy, uśmiechając sie wrednie.

- To może być nasze ostatnie spotkanie. Czyście powariowali, jest środek dnia! – Ton Michaela nie należał do spokojnych.

- Spokojnie bracie, zaraz tego tu nie będzie. Odkąd bawicie sie w policje, jesteśmy ostrożniejsi – odparł Biersack, zniżając sie do swojej partnerki – Skarbie, musimy iść. Te psy nas tu nie chcą – ostatnie słowa dodał, jakby drwił.

- Nie jesteśmy psami. Jesteśmy twoją śmiercią, Biersack – powiedział Matt gniewnie.

- Ale ja już sie zmywam Tuckey – Andy uśmiechnął się, biorąc Ashley pod reke.

Matt wyczuł że w Michaelu wzbiera wściekłość.

„Nie warto, bracie”

Myśli Matta dotarły do Padge’a, ten uspokoił się i tylko spoglądał jak para wampirów sie oddala, cięgnąc za sobą zwłoki.

Na końcu uliczki znajował się właz do kanałów. Silny Andy uniósł go i puścił swoją dziewczynę przodem. Zanim sie ulotnił Matt krzyknął do niego.

- Tak wogóle, to było słabe!

- Co było słabe? – zdziwił sie wampir.

- Twoja klątwa. Możesz mnie i swoje demony w dupe pocałować! – Matt krzyknął, pokazaując chłoakowi  fucka.

- Nie wiem o czym mówisz, kundu – Jednak, tamten zniknął w kanałach, zlewając całkowicie Matta. Zabrał ze sobą tylko martwego obywatela.

Tuck  parsknął i razem z bratem wyszedł z ciemności.

- Ale Jenna mówiła że to nie oni – stwierdził Pagde gdy szli już oświetloną słońcem ulicą. Dziękował Bogu że ich słońce nie pali i nie muszą w dzień przemieszczać sie ściekami.

- A kto inny? – Matt sie wzburzył, nie wierząc w słowa Michaela – Krasnoludki rzuciły klątwe. Tak, to napewno jakieś małe pierdolone skrzaty!

- Uspokój sie,Jenna sie nie myli.  Przynajmniej tak brzmiał jedyny komplament jaki Moose o niej powiedział.

- Nie może być, tylko Brides nas nienawidzą aż tak by zrobić takie świństwo – mówił Matt, gdy wiatr zawiewał jego  włosy na twarz.

- Pomyśl, kto jeszcze… – mruknął Michael.

- Nie mam pojęcia ale zabije drania – Matt przyrzekł zemstę za zmarnowane ostatnie miesiące swojego życia.

Gdy wrócili do domu, zasiadł na kanapie wodząc wzrokiem za Padgem który udał się do kuchni. Gdy wracali, pewna myśl zaświtała mu w głowie.

- Wiesz co – zaczął spokojnie Matthew – Mam pomysł jak znaleźć tego drania.

- Tego co rzucił na ciebie klątwe? Ciekawe jak -  Padge drwił, szukając czegoś w szafkach wiszących.

- Nie pierdol, dobra? Zabije skurwiela. Przez niego życie straciło kilka niewinnych osób i jedna sarna!

- Tak, bo niby nie mogłeś tego powstrzymać – rzucił Michael, odrywając sie na chwilę od swojego zajęcia. Spojrzał na Matta, jakby chciał mu coś wypomnieć – Kilka razy sie powstrzymałeś, dawałeś rade trzymać bestie na smyczy. A kilka innych raz… po prostu ci odwaliło.

Padget pił z butelki sok. Po kilku łykach oparł się ręką o oparcie kanapy. Matt z dołu na niego spojrzał.

- Jaki masz plan? – zapytał starszy.

- Znasz tą mordownie na zachód od meliny Moosa?

- Powtórze mu to jak przyjdzie – zaśmiał sie cicho Michael – Tak, znam. Różne dranie, włącznie z Biersackiem i jego cizią spotykają sie tam w piątkowe wieczory. Mów dalej – wyrażał zainteresowanie słowami Matta.

- Co jest dzisiaj? – powiedział Matt.

- Pią… – Michael rzucił Mattowi spojrzenie mówiące „Wchodze w to”, uśmiechając sie zadziornie.

Odstawił pustą szklaną butelkę na podłoge.

- A jeśli tam zginiemy? – dodał jednak po chwili – Nie wiesz jakie potwory tam można spotkać. Michael mi kiedyś opowiadał jak spać nie mógł przez jęki rozszarpywanych ofiar.

- Ofiar? – spytał Matt. Widać nie wiedział o wszystkim, nigdy nie pakował sie w takie akcje.

- No… Satanistów też tam można spotkać.  Palą tam różnych ludzi, z zemsty, albo z nudów po prostu.

- Sataniści mówisz… – powiedział cicho Matthew.

Zamilknął na chwilę, przyjmując  na twarz uśmieszek.

- Chcesz mnie straszyć pseudo-wyznawcami diabła?

Gdy to mówił, jego oczy przywdział odcień ognia a Michael już wiedział że  idą dzisiaj w nocy na Czarną Msze.

- Jamie! – krzyczał już któryś raz Tuck, gdy razem z dwoma Michaelami stał pod starą kamienicą. W mieszkaniu Mathiasa paliło sie światło.

- Nie chciał wpaść na Jam Session! Uważaj bo na sabat wampirów go wyciągniesz – rzekł Moose do kumpla.

- Jamie Mathias, złaź w tej chwili na dół! – wydarł sie znów Matt. Jednak, ze skutkiem. W oknie pojawiła sie postać.

Była to… średniej urody barmanka. Do tego w staniku i z nieuczesanymi włosami.

- Nie ma czasu, pierdoły jedne!! – Gisele krzyknęła z wściekłością i z impetem zasunęła zasłony.

Przyjaciele zamilkli. Każdy już chyba wiedział że Jamie do nich nie dołączy.

Matt rechotał, patrząc spod kaptura na swoich towarzyszy.

- Niech mnie ktoś uderzy bo nie wierze… – wypowiedział te słowa, tłumiąc śmiech.

- Mówił że z nią gra ale tego bym sie nie spodziewał – dodał Padge, gdy odchodzili spod budynku. Szli dróżką prowadzącą w las.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1041 słów i 5937 znaków.

Dodaj komentarz