Zawsze znajdziemy drogę do siebie. cz. 6

[Zuzia]

Ujrzałam przed sobą wysokiego mężczyznę, czułam się przy nim jak krasnoludek. Od razu zadałam mu jedno pytanie:
-Panie doktorze, co z moją mamą?
Cały czas się w niego wpatrywałam oczekując odpowiedzi, lekarz nic nie mówił. Serce biło mi jak szalone i cała się trzęsłam.  
-Przykro mi...- pokiwał głową.
-Słucham?
-Daliśmy z siebie sto procent, lecz to nic nie dało. Pani matka nie żyje.
Pamiętam, że wtedy popatrzyłam się na Kubę, a on odwrócił wzrok i usiadł na krześle. Lekarz na chwilę nas zostawił. Stałam i patrzyłam się w jeden punkt. Rozpacz, gniew i żal wygrały nad moją spokojną duszą. Łzy lały się jedna za drugą. Czułam się jak w jakimś amoku. Upadłam na ziemię i zaczęłam płakać. Wtedy podbiegł do mnie Kuba i mnie przytulił.
-Odwal się ode mnie!-krzyknęłam i się odsunęłam.
-O co Ci chodzi?-wstał i patrzył na mnie z zaskoczeniem.
Również wstałam i kontynuowałam:
-Odpuść sobie. Szkoda czasu.
-Nie rozumiem.
-Ta twoja pomoc, pocieszanie, zrozumienie...Nie robisz tego bezinteresownie!
-Zuza, nic nie rozumiesz!-chwycił mnie za rękę.
-Nawet nie chce rozumieć, daj mi spokój, nie potrzebuje Cię! -wyrwałam swoją rękę i pobiegłam w stronę drzwi, zostawiając zdezorientowanego Kubę na korytarzu.  
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Wtedy moje życie straciło sens. Czułam okropną pustkę. Nikt z mojego otoczenia tego nie przeżył, więc nie umiał mnie pocieszyć...

Kilka dni później.

W piątek odbył się pogrzeb mojej mamy. Choć obok mnie było dużo ludzi, czułam się jak jakiś odludek. Słyszałam płacz i rozmowy. Spoglądając na innych można było odczytać jakieś emocje. Ze mną było inaczej, bo zachowałam kamienną twarz i gapiłam się w jeden punkt. Tym punktem była trumna, która powoli zjeżdżała na dół. Pierwszy raz o niczym nie myślałam, miałam pustkę w głowie. Tak jakby ze śmiercią mamy umarła jakaś część mnie. Po pogrzebie wszyscy rozeszli się w swoje strony. Od tego czasu zamieszkałam z ciocią Agnieszką, jej mężem Andrzejem i jego synem Damianem, który był ode mnie starszy o rok. Wszyscy wprowadzili się do mojego domu. Agnieszka namawiała mnie na powrót, ale ja wolałam zostać przez chwilę sama z mamą. Na szczęście nie protestowała. Zostałam sama na cmentarzu. Uklękłam przy grobie i zaczęłam się modlić. W ciszy usiadłam na ławce obok. W pewnej chwili ktoś złapał mnie za ramię.
-Jeju!- krzyknęłam.
-Spokojnie, to tylko ja.- odparł Kuba.
-Wystraszyłeś mnie.
-Przepraszam, mogę usiąść?  
-Jak chcesz...
-Jak się czujesz?
-Nie udawaj, że Cię to obchodzi.
-Kurde Zuzia, zawsze musisz się czepiać? Grzecznie pytam, bo się martwię.
-Wiem...Przepraszam Cię, ale sobie z tym nie radzę.
-To nie znaczy, że musisz się na mnie wyżywać.-uśmiechnął się.
-Ehh. Wiesz co jest najgorsze?
-Co takiego?
-Najgorsze jest to, że to moja wina.
-Jak Twoja wina?
-Namawiałam ją do tej operacji. Ona jej nie chciała, ale poddała się jej, bo ja tego chciałam.
-To nie jest Twoja wina, mylisz się.
-Tia, ja wiem lepiej.
-Słuchaj! Gdyby Twoja mama nie poddała się operacji to po kilku miesiącach nastąpiłoby to samo. Przynajmniej nie cierpiała przy śmierci. Teraz jest w lepszym świecie i patrzy się na Ciebie z góry. Nie smuć się, bo ona by pewnie tego nie chciała.
-Chciałabym, żeby była teraz ze mną. Dlaczego musiała umrzeć? Dlaczego mnie zostawiła?
Kuba otarł moje łzy i mocno przytulił. Bardzo tego potrzebowałam. Nareszcie czułam się bezpiecznie.  
Potem odprowadził mnie pod same drzwi. Po drodze próbował ze mną rozmawiać, ale ja nie miałam na to ochoty. Choć szliśmy w ciszy to i tak było przyjemnie. W domu zastałam moją 'nową rodzinkę', która panoszyła się moim domu. Tylko ja byłam tam smutna i pogrążona w żałobie. Wszyscy uśmiechnięci i chętni do rozmowy. Nie chciało mi się patrzeć na tę sielankę. Poszłam do pokoju, wzięłam prysznic i położyłam się na łóżku. Chciałam odpocząć od tej całej sytuacji, ale niestety długo się nie pocieszyłam spokojem. Usłyszałam pukanie do drzwi, nagle się otworzyły i ujrzałam Damiana.
-Mogę wejść?
-Coś potrzebujesz?-zapytałam.
-Wszystko mam.
-To po co przyszedłeś?
-Będziemy mieszkać razem, chciałem się z Tobą lepiej poznać.  
-Przepraszam, ale nie mam na to ochoty.  
-Spoko, rozumiem. Przyjdę później.
-Ok.
Damian był średniego wzrostu, szatyn, dobrze zbudowany. Według mnie był przystojny, ale wtedy patrzyłam na niego tylko i wyłącznie jak na kolegę a nie na obiekt westchnień. Chwilę później położyłam się spać.


Opowiadanko dla was :) Czytasz=Komentujesz :) Pozdrawiam :*

Czicza

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 855 słów i 4755 znaków.

4 komentarze

 
  • tygrysek13

    Pisz trochę szybciej. Proszę :)

    11 paź 2013

  • kolorowa215

    super, szkoda że takie krótkie,czekam z niecierpliwością na kolejną część

    11 paź 2013

  • Gośka

    Bardzo dobre.Masz talent do pisania.Świetnie, wspaniale.Kiedy kolejna część nastąpi??.??    :D

    11 paź 2013

  • Juleczka

    Swietne, Pisz następne :D

    11 paź 2013