The experience cz 61

Nastał dzień którego bardzo się obawiałam. Kochałam swoich rodziców i Marcina, nie wstydziłam się ich, ale martwiłam się dzisiejszym obiadem. Sytuacja była bardzo skomplikowana. Przychodził Bartek, którego bardzo kochałam i jego również się nie wstydziłam, ale zetknięcie mojej rodziny z nim zwiastowało albo kompletną klapę albo szczęśliwy radosny niedzielny obiad. Miałam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i spokojnie i częściej będziemy mogli organizować takie spotkania. Byłam bardzo zestresowana i niepewna tego co się wydarzy.
Ubrałam czarną sukienkę a włosy związałam w kok. Nie mogłam spokojnie usiedzieć w pokoju, więc zeszłam do mamy do kuchni.
- W czym mogę ci pomóc? - spojrzałam na nią. Krzątała się w kuchni przygotowując smakołyki. Rzadko gotowała, natomiast jak już to robiła to wychodziło jej to bardzo dobrze. Często pomagał jej tata, który miał godny pozazdroszczenia smak. Czuł potrawy i doskonale je doprawiał. Tym razem również jej asystował.
- Świetnie sobie z mamą radzimy, ale jak chcesz to nakryj stół – tato odwrócił się w moja stronę. Zazdrościłam im wyluzowania. Zastanawiałam się czym się tak martwiłam, przecież go nie zjedzą. Ale stres był i nie miałam na to wpływu. Bez chwili namysłu zaczęłam nakrywać stół, starałam się dopracować każdy szczegół. Szklanki, talerze, sztućce, serwetki przesuwałam tysiąc razy by było idealnie, jakby od tego miało zależeć powodzenie spotkania.
- Gosia już nie poprawiaj, jest pięknie – Marcin podszedł do mnie kładąc ręce na moich ramionach. Obróciłam się w jego stronę i głęboko spojrzałam mu w oczy. Wiele nadziei pokładałam w nim, jako moim kole ratunkowym.
- Obiecaj mi, że w razie czego uratujesz mnie z opresji – błagalnym wzrokiem patrzyłam na brata.
- Obiecuję. Spokojnie, nie denerwuj się tak. Będzie dobrze – przytulił mnie do siebie chcąc dodać mi otuchy. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi a moje serce zaczęło bić w bardzo przyspieszonym tempie. Nastała godzina zero.
- Otworzę – krzyknęłam i czym prędzej popędziłam do drzwi. To był Bartek, stał z kwiatami i też się bardzo stresował, podejrzewałam, że jemu było o wiele ciężej niż mnie. Wpakowałam nas w niezłe bagno i albo się w nim utopimy albo wyjdziemy cało.
- Cześć – przywitał się czule ze mną. Dał mi buziaka w policzek i wszedł do środka. Weszliśmy do salonu gdzie już wszyscy czekali.
- Dzień dobry – Bartek przywitał się z członkami mojej rodziny. - Proszę, to dla Pani – zrobił krok ku mojej rodzicielce i podał jej bukiet. Czułam jakie to musiało być krępujące szczególnie dla niego, ale radził sobie całkiem nieźle, jakby już był wprawiony. Może to była ta jego pewność siebie, no nie ważne, ale cokolwiek to nie było, było godne pozazdroszczenia.
- Dziękuje bardzo, są piękne. - moja mama była zadowolona. Pierwsze lody zostały przełamane. Bartek przywitał się też z moim tatą i wszyscy zasiedliśmy do stołu. Moje zdenerwowanie trochę się umniejszyło, ale wiedziałam, że to co najgorsze to miało dopiero nastąpić. Przez chwilę panowała cisza i każdy był skupiony na swoim talerzu, jakby znajdowała się na nim skacząca żaba i każdy chciał zachować ją w ryzach swojego talerza.
- To uczycie się w tym samym liceum. Na jakim profilu jesteś? - tato zaczął rozmowę. Był bardzo miły i subtelny, jak na razie nie wyglądało to jak przesłuchanie. To pytanie padło bardzo naturalnie ale i tak wiedziałam, że chciał się dowiedzieć o nim nieco więcej co zresztą było zrozumiałe. Spojrzałam na Bartka chcąc dostrzec jakie to wywołuje w nim emocje.
- Ekonomicznym. Szczególnie lubię matematykę, nigdy nie sprawiała mi problemu dlatego też myślałem o studiach ekonomicznych albo zarządzaniu. Z jednej strony strasznie ciągnie mnie do marketingu i robienia czegoś kreatywnego, a z drugiej do nudnych cyferek i gospodarki. - Bartek odpowiadał bardzo swobodnie i rzeczowo. Jego wypowiedź nie była jednozdaniowa i lakoniczna, ale sensowna. Po jego stylu wypowiedzi odniosłam wrażenie, że był spięty i starał się jak najlepiej wypaść ale mimo wszystko był sobą, nikogo nie udawał.
- Wyglądasz na artystyczną duszę – mama się zaśmiała a ja razem z nią, ponieważ na początku też miałam o nim takie samo zdanie.
- Nie wiem z czego to wynika, ale dużo osób tak myśli, natomiast nie lubię plastycznych rzeczy. Wolę inny rodzaj kreatywności, bardziej organizacyjny i pomysłowy. - atmosfera się rozluźniała i powoli zaczynaliśmy żartować co jednak zwiastowało wygraną. Gdy spojrzałam na Marcina to uśmiechał się do mnie miło i nie mogłam nie odwzajemnić jego uśmiechu. Wszystko było na dobrej drodze.
- Gosia to raczej humanistka – tato popatrzył na mnie z rodzicielską miłością.
- No tak, mimo że mam matematykę rozszerzoną jakoś się w niej nie lubuję, nie mam ochoty pogłębiać swojej wiedzy na ten temat. W przeciwieństwie do Bartka lubię rysować i malować, szczególnie ludzi – zaśmiałam się pod nosem. Przy Bartka zainteresowaniach moje wydawały się być trywialne i niedojrzałe, lecz były moje i to z nimi się utożsamiałam.
- To fajnie, że masz plany na przyszłość i mniej więcej wiesz co chcesz robić. A co robisz w wolnym czasie? - tato kontynuował zbieranie informacji o moim chłopaku i nie robił tego w bezczelny sposób. Brzmiało to jak nieskrępowana rozmowa. Chciał się o nim jak najwięcej dowiedzieć, ale nie można było mieć mu to za złe, w końcu ja traktowałam Bartka poważnie i tato chciał wiedzieć z kim Jego jedyna córka się spotykała.  
- Na pewno nie siedzę nad książkami. - wszyscy uśmiechnęliśmy się na Jego słowa. Bartek żartował a to oznaczało, że wyluzował się i czuł się swobodniej. - Jestem typem sportowca. Dużo czasu spędzam na siłowni i nie dlatego by budować rzeźbę ale by wyładować emocje, lepiej się poczuć. Teraz jak robi się cieplej jeżdżę na motorze. A w weekendy pracuję jako barman co również daje mi radość i zadowolenie, że mogę się sam utrzymywać. - tato aprobował słowa Bartka, który ewidentnie plusował u Niego. Byłam bardzo dumna z Bartka i tego, że miał się czym pochwalić. Bez sensu żeby ukrywał, jaki był, co robił. To wszystko co Go otaczało składało się na Jego osobę.
- Mieszkasz sam? - mama się zdziwiła i wyłapała ten szczegół.
- Nie, z bratem. Jacek jest ode mnie straszy o 6 lat i jest managerem w klubie w którym pracuję w weekendy. Moja mama zmarła kilka lat temu i mam po Niej rentę, ale ją odkładam na przyszłość bo nie wiem co będzie w przyszłości a nie chcę wisieć na bratu. - mówił z niesamowitą lekkością. Boże, chciałabym być tak odpowiedzialna jak on.
- Jesteś bardzo rozsądny – tato swoim uśmiechem wyraził akceptację co do Jego osoby. Cieszyłam się, że rodzice użyczyli go sympatią ze swojej strony.
- Życie mnie tak ukształtowało. Wiele się nauczyłem i to na swoich błędach. Ważne jest by wyznaczać sobie cele i żyć, a nie czekać aż los sam wszystko nam poda. - Bartek nie udawał kogoś innego i nie przedstawiał się tylko z tej fajnej, pozytywnej strony. On był sobą i nie potrzebował się czymś zasłaniać. Był szczery i nie ukrywał swojego doświadczenia i przekonań. Uśmiechałam się w Jego stronę, wiedziałam za co Go tak bardzo kochałam i byłam pewna tego co czułam. Pod stołem podałam mu dłoń ponieważ chciałam by wiedział, że akceptowałam to co mówił i byłam niezmiernie z Niego dumna. Bartek bronił się swoją charyzmą i osobowością, nie dało się Go nie lubić.
- Cieszę się, że moja córka trafiła właśnie na Ciebie – tata czule spojrzał w moja stronę. Zaskoczył mnie swoimi słowami ponieważ nie spodziewałam się tego po Nim. To było coś w rodzaju dania nam błogosławieństwa - Każdy popełnia błędy ale Ty wiesz co z nimi zrobić. - niby te słowa były skierowane w stronę chłopaka lecz miałam wrażenie, że to właśnie ja byłam ich głównym odbiorcą.
- Życie nas doświadcza na różny sposób ale ważne jest by się nie poddawać.- mama przerwała męską wymianę zdań i wtrąciła kilka słów. Trochę filozofowali ale tacy byli właśnie moi rodzice. Często pomiędzy słowami czyhały nieodgadnione znaczenia, zmuszały do myślenia i refleksji.
- Ma Pani rację. Dzięki takim osobom jak Gosia życie jest piękniejsze i nabiera sensu a Państwo przywracacie wiarę w szczęśliwą rodzinę. Nigdy nie doświadczyłem takiej atmosfery co tutaj dzisiaj. Dziękuję za tak miłe przyjęcie. - od Bartka biło niesamowite ciepło. Był prawdziwy w swoim zachowaniu, słowach. Do naszego domu wnosił siebie, swój blask. Nie można było mieć mu za złe szczerości z jaką się wypowiadał.
- Zapraszamy częściej. Ja chyba mogę powiedzieć za nas wszystkich, że zawsze jesteś mile widziany u nas w domu. - mama uśmiechnęła się z rodzicielską miłością do Bartka. Odniosła się do Niego z ogromnym ciepłem i uznaniem, tak jakby był jej dzieckiem.
- Dziękuję bardzo – na twarzy chłopaka zobaczyłam ogromny uśmiech. Był szczęśliwy i cieszyłam się, że właśnie takie uczucia królowały w nim podczas tego spotkania.
- Teraz idźcie do pokoju. Już odpocznijcie od tego sztywniactwa – tata pomachał dłonią w naszym kierunku i wszyscy zaśmialiśmy się w jednym momencie. Nie czekając na kolejne popędzanie ruszyliśmy schodami. Odwróciłam się jeszcze w stronę domowników i szeptem podziękowałam im za to co zrobili. Byłam bardzo dumna z tego jaką miałam rodzinę. Kochałam ich ponad wszystko i byli najważniejsi. Cieszyłam się, że to jakimi byli wspaniałymi ludźmi potrafili przekazać mnie, Marcinowi i Maćkowi, że zarażają ludzi swoim optymizmem. Miałam ogromne szczęście, że miałam takich rodziców.

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1845 słów i 10035 znaków.

Dodaj komentarz