The experience cz 48-49-50

48.
Obudziłam się z potężnym bólem głowy, czułam się naprawdę bardzo źle. Utrzymanie pionu wymagało ode mnie strasznie dużo wysiłku. W piżamie zeszłam na dół gdzie wszyscy siedzieli.
- Co się dzieje? - popatrzyła na mnie mama. Czułam się zmarnowana i taka wiotka, kompletnie wypompowana. Czułam, że moje ciało było słabe, jakby zaraz miało się rozpaść na kawałki.
- Boli mnie głowa, tak bardzo mocno - usiadłam przy stole biorąc głowę w ręce, jakbym to miało uśmierzyć ból - Dasz mi jakieś proszki? - głowa niesamowicie mi pulsowała a ja nie miałam siły by zmagać się z tym bólem.
- Może powinniśmy jechać do lekarza – tata spojrzał na mamę. Oboje byli zatroskani.
- Zaraz dam ci tabletki, ale najpierw coś zjedz bo znowu schudłaś. Jeżeli ci nie pomogą to zadzwonisz po mnie, wtedy pojedziemy do lekarza, albo weźmie się wizytę domową. - mama wstała od stołu i zaczęła szukać tabletek. Za jej radą zjadłam tosta i położyłam się w salonie.
- Jak coś to dzwoń. - Marcin pocałował mnie w czoło a po chwili przykrył mnie kocem i poszedł. W przeciągu dziesięciu minut wszyscy wyszli z domu a ja zostałam sama. Oglądałam jakieś bzdury w telewizji, potem wzięłam się za czytanie książki. Nie mogłam się na niczym skupić i na tym polegał mój problem. Myślami byłam przy Bartku, niby wszystko się układało, zbliżaliśmy się do siebie, ale cały czas była wielka bariera pomiędzy nami. Poniekąd wszystko było wyjaśnione, przynajmniej dla mnie.
"Przyjdziesz do mnie po lekcjach? Źle się czuję i cały dzień siedzę sama w domu”. - napisałam do Niego sms'a. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w telefon, czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. Sama nie wiedziałam czego się spodziewałam. Czy ja naprawdę myślałam, że jemu jeszcze w jakimś stopniu zależy na mnie?  
- Idiotka – skarciłam sama siebie. Ubrałam się w dres, założyłam bluzę, szalik i czapkę, buty emu i wyszłam przed dom, zająwszy miejsce na huśtawce. Zamknęłam oczy i zaczęłam się kołysać. Nabierałam powietrza w płuca, oddychałam. Czułam się już lepiej. Przerwał mi deszcz, który zaczął padać rzęsiście i żeby uchronić się przed nadmiernym zmoknięciem biegiem weszłam do domu. Po chwili ktoś dzwonił domofonem, a gdy zobaczyłam Bartka, pospiesznie mu otworzyłam. Byłam bardzo zaskoczona jego widokiem.
- Hej – otworzyłam mu drzwi by nie moknął. Mimo, że poczułam się miło iż przyszedł, to nie potrafiłam okazać entuzjazmu.
- Co ty taka mokra ? - spojrzał na mnie z niepewnością w oczach i zaczął rozbierać kurtkę.
- Siedziałam w ogrodzie. Poczekaj chwilę, przebiorę się. - pobiegłam do pokoju, przebrałam się w suchy dres i z powrotem zeszłam do Bartka. Wstawiłam wodę na herbatę a on wyciągał z reklamówki owoce.
- Na co to? - wskazałam ręką na wyciągane przez niego produkty.
- Masz sokowirówkę ? - spojrzał na mnie.
- Tak. - wyciągnęłam kubki i robiłam herbatę.
- Potrzebujesz witamin by się wzmocnić. Nie obraź się ale marnie wyglądasz. Dawaj sprzęt i robimy sok. - nie było dyskusji, ale ja nawet nie zamierzałam z nim polemizować, chciałam robić wszystko co mogłoby nas z powrotem zbliżyć do siebie. Sama jego obecność w moim domu wiele dla mnie znaczyła.
Usiedliśmy w salonie z pełnymi szklankami świeżego soku. Ja miałam pomarańczowy a on jabłkowy.
- Między nami wszystko w porządku ? - przerwałam ciszę. Obróciłam się w jego stronę, a on patrzył przed siebie. Czekałam na odpowiedź z jego strony lecz jedyne co dostałam to długie milczenie z odwróconym wzrokiem. - Czyli jednak nie. - odwróciłam się by nie patrzeć na niego. Jego suchość bardzo mnie raniła. Panowała cisza, oboje patrzyliśmy przed siebie. - W takim razie dlaczego to robisz? Dlaczego zbliżasz się do mnie, rozmawiasz ze mną, zabierasz mnie w różne miejsca? Dlaczego? - mój głos się załamywał, nie rozumiałam tego co się działo między nami. Czułam się jak histeryczka, ale mimo że cierpiałam z powodu śmierci Maćka i byłam prawie nieżywa nie chciałam dać sobą manipulować.
- A mam bezczynnie patrzeć jak cierpisz? Chcę ci pomóc. - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu.
- Nie musisz się litować nade mną. - wstałam i podeszłam do okna. Złość narastała we mnie. Zamknęłam oczy by pohamować łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- To nie jest litość. Po prostu nie mogę patrzeć jak cierpisz, rozumiesz? Moje uczucia do ciebie nie pozwalają mi zostawić cię w spokoju. - podszedł do mnie i złapał za ramiona. Był tak blisko a cały czas jakby za daleko. Chciałam być jeszcze bliżej, poczuć jego ciepło, serce bijące w środku.
- To czemu nie jest w porządku? Przecież widzę, że niby jesteś, ale tak jakby cię nie było. Nie pozwalasz się mi zbliżyć. Tworzysz mur pomiędzy nami – odwróciłam się w jego stronę, byliśmy bardzo blisko siebie, nasze ciała się dotykały, położyłam mu ręce na brzuchu. Po czym od razu położył swoje dłonie na moich i spuścił je, następnie zrobił krok do tyłu.
- Po prostu nie mogę zapomnieć tego co było. Jak mam ci zaufać skoro ty tak szybko we mnie zwątpiłaś? Nie uwierzyłaś mi, a jak wtedy nie uwierzyłaś to już tak naprawdę nigdy mi nie zaufasz - był oschły, zimny, ale w końcu mówił o swoich uczuciach, obawach, co pozwalało mi poznać to, co się działo w jego głowie.  
- To nie prawda, ufam ci, rozumiesz? Gdybym ci nie ufała to wczoraj nie pojechałabym z tobą na przejażdżkę, nie pojechałabym z tobą po pogrzebie Maćka, nie została na noc. Mam dalej wymieniać? Ufam ci bezgranicznie, ale nie mogłam uwierzyć tobie czy Asi na słowo, musiałam postąpić tak samo wobec was obojga a to dlatego, że oboje jesteście ważni dla mnie. Nie chciałam być sędziom tylko się wycofałam. Jak mogłam wybrać pomiędzy wami nie mając dowodów? Ty też kazałeś mi się wynosić, dać ci spokój, nie pamiętasz?! Ale proszę cię, zapomnijmy o tym, zostawmy przeszłość za sobą a skupmy się na tym co jest tu i teraz. - patrzyłam mu głęboko w oczy, czekałam na jakiś ruch z jego strony. Byłam pełna nadziei, że zdoła mi wybaczyć.
- Czego tak naprawdę chcesz ode mnie ? Masz chłopaka, więc do czego jestem ci potrzebny? Pocieszyłaś się bardzo szybko więc teraz idź dalej, nie cofaj się – rozłożył ręce po czym poszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać.
- Nie jestem z Piotrkiem! Nie komplikuj tego! Zrozum, że nie szukałam pocieszenia, chciałam być szczęśliwa, chociaż na chwilę zapomnieć o tym co się wydarzyło z..... Chciałam chociaż na chwilę zmienić otoczenie. Chciałam uwierzyć, że coś jeszcze jest jakiś sens mojego życia, , , - podeszłam do niego bliżej. Łzy leciały mi po twarzy i nawet nie byłam w stanie im zapobiec.
- I dlatego się z nim obejmowałaś? Całowałaś? - zatrzymał się i patrzył, czekał na moje wytłumaczenie a ja nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. Zwątpiłam czy to w ogóle miało jeszcze jakiś sens. Odwróciłam się tyłem do niego. Poczułam jak złapał mnie za ramiona. - No właśnie. Pij sok i odpoczywaj. - wyszedł. Nie mogłam się ogarnąć, dopiero teraz zrozumiałam jak zrujnowałam swoje życie. Ideałów nie ma, ale wtedy poczułam jak beznadziejna byłam.

49.
Miałam straszne wahania nastrojów. Każda chwila wywoływała u mnie skrajne emocje, ale raczej te negatywne. Już nie pamiętałam jak to było śmiać się, bawić, wygłupiać, ale nie tęskniłam za tymi uczuciami. Stałam się bardziej melancholijna, nieobecna. Moje myśli były zawsze gdzieś indziej niż moje ciało. Przez ostatnie dni nie chodziłam do szkoły, czułam się tam zbyt samotna, tylko w domu nie czułam takiej pustki. Trochę mi brakowało ludzi, ale przecież nikogo poza rodziną i Filipem nie miałam. Zostałam sama. Każde z nich miało swoje życie, a ja zostałam sama, pośród tłumu i zgiełku. Doszło do takiej sytuacji, że poza domownikami rozmawiałam tylko z Filipem. Nie miałam odwagi odezwać się do Bartka, miałam wyrzuty sumienia, ale nie mogłam cofnąć czasu.
Miałam już dosyć bezczynnego siedzenia i postanowiłam dać odpocząć swojej głowie. Spakowałam torbę i pojechałam na siłownię. Nigdy nie lubiłam się pocić a zwolnienie z wf było wybawieniem. ale odkąd Bartek zabrał mnie na trening spodobało mi się to i już wiedziałam czemu spędzał tam dużo czasu.
W środku było mało ludzi, pewnie ze względu na porę ponieważ była dopiero 11. Od razu zauważyłam Przemka i podeszłam do niego,  
- Hej, znowu tutaj ? - uśmiechnął się do mnie. Był zdziwiony moim widokiem. Kiedyś bardzo broniłam się przed przychodzeniem w to miejsce, ale teraz czułam się tam bezpiecznie, traktowałam je jako azyl.
- Dasz mi wycisk? - miałam kamienną twarz, chciałam się rozładować. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, miałam wrażenie, że był dumny z siebie.
- Przebieraj się i czekam na ciebie. - zgodnie z jego słowami poszłam do szatni i w bojowym nastroju wróciłam na salę. Najpierw się rozgrzewałam, a później zgłębiałam tajniki boksu.
- Nie wiedziałam, że uderzanie w worek daje tyle szczęścia. - po dwugodzinnym treningu wypompowana siedziałam pod ścianą pijąc wodę.
- Macie z Bartkiem tyle wspólnego, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy – Przemek spojrzał na mnie.
- Wydaje ci się, po prostu zaraził mnie swoja pasją. Zresztą on to przeszłość. Przynajmniej ja dla niego nią jestem. - wzięłam łyk wody i patrzyłam na mężczyzn na ringu.
- Jeszcze cię nie nauczyłem, że nie należy odpuszczać? - ukucnął przede mną, że nie mogłam uciec wzrokiem. Patrzyłam na jego zaciętą twarz. Był nie tylko trenerem ale i psychologiem, niby pomagał ludziom fizycznie, ale miałam wrażenie, że był bardziej trenerem duszy.
- On tego nie chce. - patrzyłam mu głęboko w oczy.
- Ale ty masz stawiać na swoim, walczyć o swoje, masz go przekonać do siebie. Nie przyprowadził cię tu bez powodu, jeżeli byłaś dla niego kimś naprawdę ważnym to tak szybko o tobie nie zapomni, a wiem, że byłaś ważna. Być może jeszcze jesteś. Przemyśl to. Odpocznij i za 10 minut się porozciągamy i na dzisiaj będzie koniec. - wstał i poszedł do osób co dopiero przyszły ćwiczyć. Zostawił mnie samą z jego słowami. Może miał rację, musiałam nie być obojętna Bartkowi bo inaczej bezczynnie by patrzyłby na moje boleści. Zraniłam go i w jego sercu była rana. Mimowolnie przeniosłam wzrok na drzwi wejściowe, ujrzałam jego, też przyszedł ćwiczyć, od razu wszedł do szatni. Gdy go zobaczyłam serce zaczęło mi bić szybciej i zrobiło mi się gorąco. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Przemka.
- Gotowa? - podał mi rękę i tym samym pomógł się podnieść.
- Jasne. - poszliśmy na materace, pomógł mi się rozciągnąć, kierował moimi myślami i ciałem. Pokazał mi, że rzeczy, które do tej pory wydawały mi się niewykonywalne okazały się proste. Pokonałam ograniczenia, które jak twierdził siedziały tylko w mojej głowie. Według niego ograniczał nas tylko nasz umysł.
- Na dzisiaj kończymy. W domu przez dwa dni rozciągaj się tak jak ci pokazywałem i jak będziesz miała jeszcze ochotę to wróć, ale nie wcześniej niż za trzy dni. - odprowadził mnie do szatni.
- Dzięki – wyciągnęłam dłoń i się pożegnaliśmy.
- Ty tutaj? - obróciłam się i zobaczyłam Bartka. Chyba dopiero teraz mnie zauważył.
- Jak widzisz. - uśmiechnęłam się do niego, na jego twarzy również pojawił się uśmiech, mały bo mały ale zawsze uśmiech. - Ja już skończyłam na dzisiaj, a ty ?
- To poczekaj na mnie ok? 15 minut i też się zbieram. Samochodem jesteś ? - zrobił dwa kroki do tyłu.
- Tak, to będę tutaj na ławce czekać. - uśmiechnęłam się.
- Ok, 15 minut. - pobiegł na salę a ja poszłam się przebrać. Czekałam na niego z pół godziny, gdy się wreszcie pojawił.
- Przepraszam, ale musiałem jeszcze coś załatwić. Mogę cię wykorzystać ? - wychodziliśmy z budynku.
- O co chodzi? - niepewnie spojrzałam na niego po czym byliśmy już przy moim samochodzie.
- Podrzucisz mnie gdzieś? Muszę coś załatwić.
- Jasne, wsiadaj. - otworzyłam samochód i wyjechaliśmy z parkingu.
- To gdzie jedziemy ? - spojrzałam na niego.
- Do klubu, muszę odebrać dokumenty.
- Okej. - zapanowała cisza, a ja nie wiedziałam o co miałam się jego spytać, o czym moglibyśmy porozmawiać. Jego obecność stresowała mnie, nie umiałam się wyluzować, cały czas byłam spięta.
- Chyba dostałaś niezły wycisk co? - uśmiechnął się w moją stronę gdy staliśmy na światłach, wtedy po raz pierwszy odważyłam się spojrzeć w jego stronę.
- Co, aż tak bardzo śmierdzę ? - po moich słowach wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie o to mi chodziło. - nie mogłam się przestać śmiać, on też nie dał rady się dłużej powstrzymywać. Zanim, któreś z nas zdążyło coś powiedzieć byliśmy pod klubem.
- Poczekać na ciebie? - spojrzałam na niego gdy odpinał pasy. Miałam nadzieję, że karze mi zaczekać na siebie.
- Nie, jedź do domu i odpocznij – uśmiechnął się w moja stronę.
- Mogę zaczekać, żaden problem.
- Nie ma takiej potrzeby i tak nie masz po drodze. Ale dzięki, do zobaczenia. - pożegnał się i poszedł.
Czułam się beznadziejnie, walczyłam o niego a on to olewał, miał to gdzieś. Zachowywał się jak kumpel, ale ja tego nie potrzebowałam, nie potrzebowałam kumpla. Zresztą nie umiałabym się z nim tylko przyjaźnić. Pojechałam do domu. Od razu wzięłam prysznic a później leżałam i słuchałam muzyki. Po jakimś czasie do pokoju wszedł Marcin.
- Pogadamy? - stał przed łóżkiem i patrzył na mnie. Kiwnęłam mu głową a on położył się obok mnie, tak że patrzyliśmy sobie w oczy. Wyciągnęłam słuchawki z uszu.
- Chciałbym być bliżej ciebie. Zawsze zazdrościłem tobie i Maćkowi że, jesteście tak blisko siebie. Zawsze wszystko razem robiliście, wiem, że na moje życzenie się tak działo, jakoś zawsze wolałem coś innego robić. Ale teraz wiem, co straciłem i chcę żebyśmy byli nie tylko rodzeństwem ale i przyjaciółmi. Nie chcę zająć miejsca Maćka, ale po prostu potrzebuję ciebie. - wyciągnął rękę, zacisnęłam ją mocno. Miałam wrażenie, że to było przypieczętowanie paktu.
- Ja też ciebie potrzebuję. - przytuliliśmy się mocno.  
- To co dzisiaj robiłaś ? - zaśmiał się i siedzieliśmy jedząc cukierki.
- Byłam na siłowni. - po moich słowach wybuchnął śmiechem.
- Co? Nie wierzę. Ty? – Marcin nie mógł się przestać śmiać.
- Ej. Przestań. - zaczęłam go okładać poduszką. - Wiem, że była ze mnie niezła kaleka, ale słyszysz była. Teraz jest inaczej i dzisiaj nie pierwszy raz tam byłam. Po śmierci Maćka zaczęłam tam chodzić. Pierwszy raz zabrał mnie tam Bartek, jeszcze jak Maciek żył, opowiedział mi o sobie, co tam robi i co mu to daje. Gdy zabrał mnie po pogrzebie najpierw pojechaliśmy do niego a na drugi dzień właśnie na siłownię. Wtedy poczułam się uwolniona, nie byłam zniewolona przez cierpienie i ból. Od tamtej pory, czasami tam jeżdżę. Jest tam fajny trener, Przemek. On jest niesamowity, ma tyle energii w sobie i empatii. Wie co robić by pomóc ludziom. Jest mistrzem w tym co robi i bardzo mi pomaga. - nie miałam bariery, wiedziałam, że Marcinowi mogę wszystko powiedzieć, w końcu to mój starszy brat.
- Brzmi ekstra. A nie miałabyś nic przeciwko żebyśmy następnym razem wspólnie tam pojechali? - Marcin spojrzał na mnie.
- No przestań, oczywiście, że nie. W sumie miałam nadzieję, że po mojej rekomendacji zechcesz ze mną pojechać. A co z Kasią? Spotykacie się jeszcze? - odwrócił głowę, czułam, że coś się wydarzyło między nimi.
- Już nie. To wszystko jest takie skomplikowane. Jak byliśmy przyjaciółmi to doskonale się rozumieliśmy a jak tylko zaczęliśmy być parą to wszystko się posypało. Ona była zazdrosna, ja nie mogłem wytrzymać napięcia. Gdy Maciek odszedł to starałem się więcej czasu spędzać z rodzicami i z tobą a ona miała ciągle pretensje, że za mało uwagi jej poświęcam. Nie rozumiała tego przez co przechodzimy, miała żal, że jej nie wspieram a to ja potrzebowałem jej ciepła i wsparcia. No i stwierdziłem, że to nie ma sensu. - czułam jak mu ciężko, przytuliłam go mocno.
- Mamy siebie. - siedzieliśmy przytuleni. Byliśmy silni i zamierzaliśmy zdać tą próbę, którą postawił przed nami los. Wiedziałam jedno, nie mogliśmy dopuścić do tego by śmierć Maćka poszła na marne. Ludzie mają misję do spełnienia, nie tylko na ziemi ale również jak są w niebie.

50.
Była sobota, jechaliśmy z Marcinem na siłownię, wcześniej byliśmy na cmentarzu u Maćka.
- Możesz tam spotkać Bartka. ale proszę nie zwracaj na to uwagi – spojrzałam na niego gdy byliśmy już w drodze.
- Co jest pomiędzy wami? - teraz on spojrzał mi w oczy.
- Sama nie wiem. Wiem, że on nie potrafi mi wybaczyć Piotrka, prosiłam go, przepraszałam, ale nie przyniosło to żadnego skutku. - spoglądałam za okno by uniknąć jego wzroku, by nie widział ile mnie to wszystko kosztowało.
- A ty Chciałabyś być z Bartkiem? - po tych jego słowach zapadła cisza.
- Tak, chyba go kocham. Uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie czułam tego do Piotrka, z nim to było coś innego, bardziej pożądanie i zauroczenie. Poniekąd żałuję, że się z nim związałam bo gdyby nie, być może teraz byłabym z Bartkiem, ale przy Piotrku doświadczyłam czegoś nowego. Koniec tego paplania i gdybania. Gotowy na zmierzenie się z własnymi ograniczeniami? - zaśmiałam się do niego. Właśnie byliśmy już pod siłownią. Cieszyłam się, że dotarliśmy do celu ponieważ miałam dosyć zwierzeń.
- Już się nie mogę doczekać. - posłał mi uśmiech i poszliśmy do budynku. Przedstawiłam Marcina Przemkowi i poszliśmy się przebrać. Ja wiedziałam co mam robić, więc ćwiczyłam jak zawsze a Przemek dawał wskazówki Marcinowi. Na ringu zobaczyłam Bartka. Nie mogłam się skupić na swoich ćwiczeniach, jego obecność mnie rozpraszała. Cały czas mimowolnie spoglądałam w jego stronę i nie byłam w stanie nad tym zapanować. Stanęłam dosyć blisko miejsca w którym walczyli i się przyglądałam. Bartek był zawzięty i przy tym niesamowicie pociągający, moje zmysły były jeszcze bardziej podkręcone przez widok jego gołego torsu. Widziałam z jaką siłą oddawał ciosy i z jakim uporem próbował oddalić te co sam dostawał. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Przemka.
- Niezły jest, co? Jutro wieczorem ma pierwszą prawdziwą walkę. - na jego słowa obróciłam się do niego przodem.
- Jak to? Myślałam, że on tylko tak rekreacyjnie ćwiczy. A to na poważnie? - poczułam niesamowity strach, nawet nie potrafiłam tego określić, ale to uczucie było przerażające.
- Tak było, ale on jest za dobry żeby ćwiczyć tylko dla siebie. Jutrzejsza walka będzie dla niego sprawdzianem czy naprawdę jest dobry czy nam się tylko wydaje. Jeśli chcesz to zobaczyć to przyjdź, jutro o 18. - uśmiechnął się do mnie, a ja stałam i trawiłam wszystko co przed chwilą usłyszałam. Nie chciałam, żeby walczył, by brał to na poważnie. Poniekąd byłam na niego wściekła, że tak ryzykował swoje życie. Stałam tam i patrzyłam jak dostawał kolejne ciosy od amatora a co będzie jak stanie przed nim poważny, normalny zawodnik? Wierzyłam w jego umiejętności, ale miałam świadomość tego, jaka to była niebezpieczna "rozrywka”. Nie poradziłabym sobie gdyby jeszcze jemu coś się stało. Nie radziłam sobie z śmiercią Maćka, pomimo że minął już ponad miesiąc odkąd go z nami nie było i gdyby jeszcze dołożyć do tego poważne zagrożenie życia bliskich mi osób to zwiastowało by to mój upadek.
- Co taka zamyślona jesteś? Hej, Gosia? - po chwili stał przede mną Bartek. Patrzyłam na niego i nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Teraz wiedziałam co czuła moja mama gdy dowiedziała się o moim skoku z boungee, ale to nawet nie było to samo, nie mogłam się wtedy zranić, istniało znikome prawdopodobieństwo zrobienia sobie krzywdy. Tutaj Bartek targał się na swoje życie, a ja bałam się o niego, patrzyłam na niego jakbym ostatni raz go takiego widziała. Zaczęłam się bać. Stałam i patrzyłam na jego oczy, nos, usta, nagi tors a w oczach pojawiły się łzy - Gosia, co jest, wszystko w porządku ? Ej co się dzieje. - złapał mnie za ramiona. Bał się o mnie a ja martwiłam się o Niego i wciąż nie potrafiliśmy przyznać, że coś do siebie czujemy.
- Żyję, wszystko ok, chyba. - zrobiłam krok do przodu, byłam jeszcze bliżej niego. - Czemu to robisz? Nie boisz się? - patrzyłam mu głęboko w oczy i szeptem zadałam mu pytanie.
- O czym ty mówisz? - pokręcił głową marszcząc czoło, nie zrozumiał o czym mówiłam. Nic dziwnego bo nie siedział w mojej głowie i znał moich obaw.
- O jutrzejszej walce.
- Nie powinnaś się tym przejmować. To zabawa, chcę sprawdzić swoje możliwości. Hej, nie martw się. - posłał mi uśmiech, który miał mnie uspokoić, ale to nie pomagało. Odeszłam nic nie mówiąc, weszłam do szatni. Siedziałam na ławce starając się wyrzucić ze swojej głowy strach. Przecież on wiedział co robi, nie pozwolą mu przecież umrzeć. Będzie tam Przemek, a on nie da mu zrobić krzywdy. Przekonywałam sama siebie. Po chwili Marcin wszedł do szatni.
- Siostra wszystko w porządku? Źle się czujesz? - usiadł obok mnie.
- Zabierz mnie stąd. - popatrzyłam na niego i wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową. Marcin wziął moją torbę, objął mnie ramieniem, pozwalając mi schować głowę w jego klatce piersiowej i wyszliśmy. Zobaczyłam jak Bartek na nas patrzył, ale od razu odwróciłam głowę. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w domu i zamknąć się w swoim pokoju.
Gdy byliśmy w domu wzięłam prysznic i siedziałam na kanapie w swoim pokoju. I w pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - zza drzwi zobaczyłam rodziców, rzadko się zdarzało, żeby przychodzili do mojego pokoju a szczególnie razem. - Coś się stało? - wystraszona spojrzałam na nich, ponieważ nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Nie umiałam znaleźć powodu dlaczego razem przyszli do mojego pokoju. Zwiastowało to tylko jedno, poważną rozmowę.
- Musimy porozmawiać. - usiedli razem obok mnie i tata zaczął rozmowę, czułam, że coś się święci.
- Każde z nas cierpi na swój sposób, każdy z nas to przeżywa i nie jest nam łatwo, ale musimy żyć dalej. Czasem ciężko iść do pracy skoro przed chwilą przeżyło się taką tragedię ale nie możemy pozwolić ci zaniedbać szkoły. Minęło półtora miesiąca a ty byłaś w szkole raptem 3 razy. Tak nie można, Gosia musisz zacząć tam chodzić. Wiemy, że ci ciężko, ale w ten sposób możesz zaprzepaścić wiele lat pracy i nauki. Później w przyszłości będziesz ponosiła tego poważne konsekwencje. - tata złapał mnie za rękę. Miał rację, ale ja po prostu nie miałam siły w sobie by zmagać się z kolejnymi problemami.
- Nie chcemy cię do niczego przymuszać ani nakazywać, ale jako twoi rodzice nie możemy pozwolić ci zawalić szkoły, nauczyciele mogą ci nie zaliczyć przedmiotów przez frekwencję. Myśleliśmy, że to czas pomoże ci się pozbierać, ale nie odnosi to żadnego skutku, więc chcieliśmy z tobą porozmawiać o innym sposobie. - mama dokończyła myśl zaczętą przez tatę. Czułam, że mieli jakąś propozycję dla mnie, wymyślili alternatywny sposób poradzenia sobie z bólem.
- Co macie na myśli ? - zdezorientowana spojrzałam na rodziców.
- Uważamy, że powinnaś iść na terapię dla osób pogrążonych w żałobie jeżeli to nie pomoże to do psychologa. Oczywiście, jak tylko będziesz chciała będziemy chodzić tam razem z tobą. Nie odbierz tego źle, ale my chcemy dla ciebie jak najlepiej. Nie możemy patrzeć jak cierpisz, nie możemy stać z założonymi rękoma. Jesteś naszą córeczką i nie możemy dopuścić do tego byś się wycofała z życia. Musisz wychodzić do ludzi, rozmawiać z nimi by się z tym wszystkim pogodzić. - tata przytulił mnie mocno, a ja zaczęłam płakać. Uwolniłam wszystko co we mnie siedziało i płakałam.
- Kochanie, nie martw się, pomożemy ci. Razem przez to przejdziemy. - mama usiadła z drugiej strony i teraz we trójkę byliśmy przytuleni do siebie.
- Dobrze, jeżeli to w jakiś sposób pomoże, umniejszy ból i żal to zgadzam się. Ale może któreś z was będzie tam ze mną chodziło, przynajmniej na początku? Boję się sama. - miałam pewne obawy co do uczęszczania do tamtego miejsca, ale musiałam zaufać rodzicom.
- Nie martw się, tak długo jak będziesz tego potrzebowała będziemy chodzić tam z tobą. - tata głaskał mnie po głowie. Był taki czuły i opiekuńczy. Lubiłam jak mnie przytulał, wtedy wiedziałam, że jego miłość do mnie jest bezwarunkowa.
- Ale przecież macie pracę, oboje macie wypełnione grafiki. - wytarłam łzy i niemal z złością wypowiedziałam te słowa. Zrozumiałam, że nie będzie im łatwo znaleźć wolny czas, do tej pory jedynie wieczorami można było z nimi porozmawiać.
- Ty jesteś dla nas najważniejsza, ty i Marcin. Kancelaria, przychodnia przy was jest niczym. Będziemy mieli czas dla obcych ludzi dopiero jak zadbamy o was. Nie zawiedziemy cię – pocałował mnie w czoło. - A teraz chodź na dół, zamówimy pizzę i posiedzimy wszyscy razem. Musisz w końcu coś jeść. - otarł mi łzy i po drodze zgarnęliśmy Marcina. Wieczór spędziliśmy na wspólnym siedzeniu i rozmawianiu o całkiem przyziemnych sprawach.

Zgodziłam się na tą terapię ponieważ miałam świadomość, że nie tylko ludzie psychicznie chorzy czy z jakimiś poważnymi zaburzeniami potrzebują pomocy psychologa. Każdy z nas może znaleźć się w sytuacji z której nie będzie umiał wyjść. Tak było ze mną, Maciek był dla mnie zbyt ważny, był całym moim światem, na każdej płaszczyźnie mojego życia był najważniejszy. Jak dalej miałam żyć, skoro większość swojego życia, doświadczeń, chwil przeżyłam z Maćkiem? Jak żyć bez niego? Kiedyś miałam gdzieś jak ludzie mnie zawodzili bo zawsze był on. On był wszystkim. A teraz moim życiem zawładnął strach, nie o siebie, ale o ludzi, którzy stanowili resztę mojego życia, o rodziców, Marcina, dziadków, Filipa i Bartka. To byli najbliżsi mi ludzie i każda potencjalna sytuacja stwarzająca zagrożenie ich życiu powodowała u mnie strach. Wiedziałam, że nic ani nikt nie jest w stanie przywrócić życia Maćkowi i jedyne o czym teraz marzyłam to nigdy się nie bać. Dlatego zgodziłam się na terapię, chciałam spróbować wszystkiego, co będzie mogło mi pomóc już nigdy się nie bać.

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5178 słów i 27237 znaków.

1 komentarz

 
  • Paula528

    Cudowne opowiadanie <3.Będzie dalej? :*

    16 gru 2014