The experience cz 59-60

Siedzieliśmy sobie u niego i byliśmy w siebie wtuleni. Mogłam tak z nim siedzieć w nieskończoność, nic nie robić, tylko być obok. Oglądaliśmy jakieś bzdury w telewizji a poza tym panowała cisza. Po jakimś czasie Bartek postanowił przerwać panującą aurę i spojrzał na mnie. Zdawało mi się, że przez ten czas myślał nad czymś i gdybym spytała go, o jakiś fakt dotyczący tego co oglądaliśmy, kompletnie nie wiedziałby o co chodziło.
- Zbliża się weekend majowy, może byśmy gdzieś wyjechali? - zmienił swoją pozycję i patrzył mi w oczy. Był niepewny tego co powiedział i czułam, że się trochę niepokoił.
- Nie wiem, wiesz, że mam żałobę i nie w głowie mi imprezy. - do końca nie wiedziałam co miał na myśli i chyba on też całkowicie nie miał wszystkiego zaplanowanego, wszystko było w fazie tworzenia.
- Ja nie mówię o imprezowaniu. Chciałbym spędzić z tobą parę dni sam na sam. Zostawić tutaj problemy, zmartwienia i wyjechać. Poznamy się bliżej. - uśmiechnął się do mnie miło, chcąc mnie tym uśmiechem przekonać. W sumie nie był to głupi pomysł i perspektywa spędzenia kilku dni w samotności była naprawdę kusząca. W swojej głowie nie znalazłam powodów by się nie zgodzić.
- No dobra, a masz pomysł gdzie? - to mnie najbardziej interesowało, byłam ciekawa gdzie chciał mnie zabrać, by móc się jakoś psychiczne na to przygotować, ale z drugiej strony czy to naprawdę było ważne? Chyba nie, najważniejsze, że mieliśmy być tam razem.
- Mam, ale to tajemnica. 1 maja jest w środę, więc w sumie moglibyśmy już jechać we wtorek po południu, ja mam lekcje do 13 a ty ? - chłopak wciąż się do mnie uśmiechał się, a jego oczy były jak pięciozłotówki. Miłe było to, że planował jak najdłuższy weekend i już się wszystkim przejmował.
- Też. Ale muszę z rodzicami to uzgodnić, tylko że chciałam dzisiaj z nimi pogadać o tym mężczyźnie, więc nie wiem czy nie będzie ostro. Natomiast jestem pełnoletnia i teoretycznie nie mogą mi zabronić. - minę miałam nietęgą a gdy spojrzałam na Bartka to i na jego twarzy zobaczyłam grymas. Nie spodobało mu się to co powiedziałam, ale wiedziałam, że nie odpuszczę i będę walczyć o swoje.
- A nie możesz odłożyć tej rozmowy? - czułam, że Bartek nie aprobował moich wcześniejszych słów, sprawiał wrażenie, jakby dla niego ta sprawa była małostkowa. A dla mnie było zupełnie inaczej i jak bym miała coś odkładać, to właśnie ten wyjazd. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeżeli w tamtym momencie odpuściłabym poznanie sprawcy wypadku to już nigdy bym się tego nie dowiedziała.  
- Nie. To dla mnie ważne. Mówiłam ci już, że chcę wiedzieć kto spowodował ten wypadek. Czemu tego nie rozumiesz? Chcesz mnie odwieźć od tego pomysłu? - wstałam z kanapy i wpatrywałam się w widok za oknem. Trochę się oburzyłam, ale no kurczę, na tamten moment to było moim priorytetem. Nie chciałam urazić Bartka i sprawić, by poczuł się źle, ale nie mogłam udawać.  
- Nie unoś się tak. Nie chcę cię odwieźć od tego, ale nie możesz tego odłożyć? Zależy mi na tym wyjeździe. Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu. Natomiast nie rozumiem czemu to ja jestem dla ciebie mniej ważny niż jakiś obcy facet. - również wstał z kanapy i stał obok. Oboje mieliśmy podniesione ciśnienie. Nasze charaktery były silne a na dodatek oboje byliśmy uparci, chociaż Bartek w tamtym momencie był spokojniejszy ode mnie.
- Przestań, w ogóle jak możesz tak mówić? Ile razy mam ci tłumaczyć, że jesteś dla mnie ważny? Muszę ci to udowadniać na każdym kroku? - obróciłam się i stałam skierowana twarzą do niego. Miałam już dosyć przypominania mu, że był dla mnie ważny i go kochałam. W ciągu jednego popołudnia mówiłam mu to kilkakrotnie.
- Powiedziałaś, że wolisz odłożyć wyjazd niż poznanie tego faceta. Myślisz, że to normalne? - podnosił głos, co mnie strasznie zirytowało. Nie widziałam sensu by ciągnąć dalej tą rozmowę. Nie zamierzałam bezczynnie stać i słuchać jak mnie obrażał.
- Chcesz powiedzieć, że jestem świrnięta?! - strasznie się oburzyłam i zdenerwowałam. Zachowywał się jak Marcin. Dlaczego Filip potrafił mnie zrozumieć a mój facet nie? To było chore, ta sytuacja i insynuacje, które wysuwał, nie ja.
- Nie wyolbrzymiaj. Po prostu masz jakąś obsesję na jego punkcie. Nic nie zwróci życia Maćkowi. Nic to nie zmieni, jak zobaczysz kto przyczynił się do jego śmierci! - zrobiło się gorąco. Atmosfera była napięta i trudno było zejść z tonu, gdyż oboje coraz bardziej się nakręcaliśmy. Jego słowa strasznie mnie zabolały, od razu ocenił tą sytuację zamiast zrozumieć. Uważał, że tylko on miał rację i bez sprzeciwu powinnam się podporządkować jego słowom, ale to nie byłam ja, nie brałam pod uwagę takiej możliwości. Wiedziałam, że nic mi nie szkodziło poznać tego faceta i chciałam dopiąć swego.
- Źle myślisz. Fakt, nie sprawi to, że Maciek stanie w drzwiach, ale może ja będę się czuła lepiej jak mu spojrzę w oczy a on w moje? Może zobaczy jaki zadał mi ból i to będzie dla niego największa kara! Pomoże mi to sobie poradzić z tym ciężarem! Rozumiesz? I nie masz prawa tego oceniać! Nie chcę mieć z tym facetem nic wspólnego, więc chcę wiedzieć kogo mam unikać. Może zrobił to nieświadomie, być może nie zabił go specjalnie, może to normalny człowiek, ale dla mnie to ogień, którego chcę się wystrzegać. Tak trudno to pojąć? Przykro mi, że uważasz iż mam obsesję. Sorry ale to boli – wyminęłam go, założyłam buty i wyszłam. Nie obracałam się za siebie ponieważ już nie chciałam na niego patrzeć. Nie chciało mi się płakać ale nie dowierzałam temu co się stało. Byłam zdenerwowana i czułam się strasznie samotna. Myślałam, że mogłam na niego liczyć, że to właśnie on będzie mnie rozumiał a tak naprawdę nie miał pojęcia o tym co czułam i czego potrzebowałam. Zaślepił się wizją wyjazdu zapominając o mnie i moich uczuciach. Gdy znalazłam się w samochodzie to od razu pojechałam do domu z nadzieją, że tam będę mogła odpocząć.
Gdy weszłam do środka to zauważyłam, że rodzice siedzieli w salonie, więc jak najszybciej skierowałam się do swojego pokoju.
- Usiądź z nami – mama zwróciła się w moją stronę. Niechętnie się odwróciłam i bez najmniejszej ochoty na rozmowę usiadłam naprzeciwko rodziców. Tata wyłączył telewizor i spojrzał na mnie. Miałam dosyć poważnych rozmów i kłótni, ale wiedziałam, że oni mi nie odpuszczą. Przeniosłam wzrok na okno chcąc znaleźć w nim coś interesującego by nie patrzeć na rodziców.
- Nie chcemy żebyś jeszcze kiedykolwiek wybiegła z domu, bez słowa. - tato był poważny, bardzo poważny. Dawno taki nie był w stosunku do mnie. Jego ton głosu był zdecydowany i suchy, a to wróżyło kłopoty.
- Problemy się rozwiązuje a nie ucieka się od nich. Nie sądzisz, że to z nami powinnaś porozmawiać a nie z Marcinem? Do nas powinnaś przyjść, że chcesz spotkać się z tym facetem - filtrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Mimowolnie spojrzałam na niego, ale od razu tego pożałowałam i znowu odwróciłam wzrok. Nie lubiłam kazań, zresztą kto je lubi? W pokoju panowała cisza. Nie miałam ochoty tam siedzieć, ciągnąć dalej tej rozmowy, a raczej słuchać monologu taty. Moja sytuacja była fatalna, najpierw sprzeczka z Marcinem, później z Bartkiem, a teraz z rodzicami. To było apogeum i miałam dość. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, moja pierwsza myśl – wybawienie.
- Siedź tutaj – tato spojrzał na mnie wskazując ręką na miejsce w którym się znajdowałam. Było mi to nie na rękę. Poczułam się trochę urażona, ale i znieważona, chociaż przynajmniej chwila mojej egzekucji się odwlekła. W sumie już sama nie wiedziałam, czy chciałam mieć to za sobą czy przeciągać w nieskończoność.
- Dzień dobry – w drzwiach stał Bartek. Spojrzałam w jego kierunku nie podnosząc się z sofy. - Jest Gosia? - Bartek zwracał się do mojego taty całkiem normalnym tonem, a ja nie wiedziałam czego jeszcze chciał ode mnie.
- Jest, ale w tym momencie jest zajęta. - od taty nie biło sympatią a ja nie mogłam tak po prostu siedzieć bezczynnie i tego słuchać. Podeszłam do drzwi by złagodzić taty wypowiedź.
- Dokończymy to później – spojrzałam na tatę i miałam głęboką nadzieję, że przy Bartku mi odpuści.
- Nie. Możesz wejść, ale najpierw dokończymy rozmowę córką. - tato wpuścił Bartka, który zza pleców wyciągnął bukiet kwiatów. Nie powiem było to miłe, ale nie byłam przekupna.
- Przepraszam, głupio wyszło. - podał mi wiązankę kwiatów i patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem a ja nie wiedziałam co powiedzieć, było mi przykro, że uważał mnie za furiatkę, ale nie chciałam robić scen szczególnie przed rodzicami. Oczywiste było dla mnie to, że wrócę do tej rozmowy i udowodnię mu, że się mylił.
- Chodź. - wymusiłam uśmiech na twarzy i poszłam do salonu. Wzięłam wazon i wstawiłam kwiaty. Po chwili usiadłam obok niego na kanapie i czekałam aż tato dokończy swój wykład.
- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? - tym razem mama kierowała rozmową. Bartek spojrzał na mnie nie wiedząc o co chodzi. Wzięłam głęboki oddech i starałam się spokojnie sklecić sensowne zdania, to była moja ostatnia szansa i musiałam odpowiednio dobrać słowa. Po raz setny wytłumaczyłam im dlaczego tak zależało mi na tym. Ja naprawdę nie zamierzałam z nim rozmawiać tylko zobaczyć Jego twarz. Rodzice spoglądali na siebie, jakby jedno od drugiego chciało zobaczyć co ta druga osoba myślała. Cisza mnie niepokoiła a to naprawdę było ważne dla mnie.
- Ciągle uważamy, że to nie jest dobry pomysł, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że pomimo iż byśmy odmówili to zbytnio byś się tym nie przejęła i będziesz działać na własną rękę. Nie mamy innego wyjścia, więc zgadzamy się. Ale porozmawiamy o tym później na razie masz gościa i idźcie do siebie. - tata był surowy, patrzył na mnie tak jakby się zawiódł na mnie. Nie czułam się jak zwycięzca, poniekąd dostałam to czego chciałam ale smak wygranej nie był słodki tylko gorzki. Stanęłam naprzeciwko taty.
- Dziękuję. - przytuliłam się do niego. W oczach miałam łzy, nawet nie wiedziałam ile mnie to wszystko kosztowało, byłam silna ale w środku jakby z waty. Może oszukiwałam samą siebie ale tak już było ze mną.

60.
Siedzieliśmy razem na kanapie. Atmosfera była bardzo napięta, przed chwilą Bartek był świadkiem mojego gorzkiego zwycięstwa a jeszcze wcześniej pokłóciliśmy się. Fajnie, że przyszedł, powiedział "przepraszam” i dał kwiaty, ale to nie załatwiało sprawy. Było mi przykro, że uważał iż miałam obsesję i moje zachowanie było nienormalne. Czułam, że on nie wiedział jak miał zacząć tą rozmowę a cisza mnie męczyła.
- Fajnie, że przyszedłeś, ale bardzo zabolało mnie to co powiedziałeś. - bez sensu było grać kogoś innego czy wypierać się tego, co we mnie siedziało.
- Wiem, poniosło mnie. Przepraszam, cię. Nie chciałem tego powiedzieć a już na pewno tak nie uważam. - trzymał mnie za rękę i patrzył w oczy. Może i mówił prawdę, ale bolało mnie to co wtedy powiedział. - Gosia, kocham cię. Tym bardziej mi przykro, że cię to boli, nie chciałem cię skrzywdzić. - nic już teraz nie mógł zrobić, nie dało się cofnąć czasu. Nie miałam innego wyjścia jak tylko darować mu to i czekać aż samo trochę mi przejdzie.
- Dobrze, zostawmy to. Jestem przemęczona, nie mam siły się tym zajmować. Chciałabym odpocząć. - niemalże z bólem to powiedziałam. Miałam dosyć tego dnia i marzyłam o wyciszeniu się, pobyciu w samotności. Nie chciałam go wypraszać ale pragnęłam spokoju.
- To zostawię cię już samą. Zobaczymy się jutro w szkole? - wstał i nadal spoglądał na mnie opiekuńczym wzrokiem. Widziałam, że sam się też męczył i miał żal do siebie, ale musiał się nauczyć panować nad nerwami i liczyć się z moim zdaniem.
- Możesz zostać. - było mi głupio, miałam wrażenie, iż wyczuł, że chciałam być sama. Natomiast potrzebowałam samotności, ale mimo wszystko starałam się zachować gościnnie, by nie poczuł się urażony ani wyproszony.
- Pójdę już. To jak, będziesz jutro? - nadal patrzył na mnie a rękę trzymał już na klamce.
- Chyba tak – wstałam i podeszłam do niego. Bartek otworzył drzwi i od razu zszedł po schodach, ja podążałam za nim z wielkimi wyrzutami sumienia. Ubrał buty i bez wahania otworzył drzwi, zatrzymał się na chwilę.
- Trzymaj się. - uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w policzek. Nic już nie zdążyłam powiedzieć bo odszedł. Od razu poszłam z powrotem do siebie. Byłam przygnieciona ciężarem tego dnia. Tyle emocji, różnych doznań. Za dużo jak na jeden dzień i zdecydowanie za dużo jak na mnie, strasznego wrażliwca.
Przebrałam się w dres i dopiero wtedy spojrzałam na zegarek, była 21. Nie wiedziałam co ze sobą począć, najchętniej poszłabym spać natomiast w ogóle nie byłam śpiąca. Poszłam do pokoju Maćka, tam wszystko wydawało się być jaśniejsze. Położyłam się w Jego łóżku i starałam się przestać myśleć, przestać czuć, choć na chwilę zapomnieć, zapomnieć o wszystkich i o wszystkim. Lubiłam to miejsce, ten stan jaki tam się znajdował, niby bałagan, wszystko porozrzucane, ale była tam jakaś magia. Przekraczając próg miałam wrażenie, że wchodziłam do innego wymiaru, świata gdzie czas stanął w miejscu, świata, który nie był niczym przesiąknięty, było tam całkiem inaczej. Nie umiem tego do końca wyjaśnić, ale gdyby ktoś zadał mi pytanie, jakie było moje ulubione miejsce na ziemi to powiedziałabym, że ten pokój. Ciężko było chociaż przez chwilę nie myśleć, nie czuć, ale tam mi się to udawało. To nie było puste, ale pomagało mi się zebrać do kupy i żyć dalej, nie rozłożyć się na części, które ciężko było później poskładać. Może naciągałam fakty, za bardzo je dopasowywałam do rzeczywistości, ale ciągle miałam wrażenie, że Maciek był obok mnie, że czuwał nade mną, to dzięki niemu udawało mi się osiągnąć spokój w tym miejscu. Dotąd ono należało tylko do Niego, wielką radością było dla mnie to, że mogłam dzielić to miejsce, że działało na mnie.

Nawet nie wiem kiedy wczoraj zasnęłam, to miejsce było uspokajające i wyciszające. Wstałam rano, gdy spojrzałam na zegarek była 10. Jakoś zbytnio się tym nie przejęłam, do szkoły miałam na 8, ale ostatnimi czasy szkoła była na dalszym planie, kiedyś była ważna a teraz? Teraz nie wiedziałam co było najważniejsze. Świat mi się przewrócił do góry nogami i jakoś ciężko było mi się na nowo ogarnąć. Nie umiałam się zmobilizować by chodzić do szkoły a tym bardziej się uczyć. Nie wiedziałam też co począć ze swoją przyszłością, teoretycznie miałam jeszcze czas ponieważ dopiero za rok miałam maturę, więc nie byłam w najgorszej sytuacji. Rozmyślałam o prawie lecz to były ambicje taty, ale poniekąd kręciło mnie to, tylko by się dostać trzeba było dobrze się uczyć. Jak dotąd z ocenami nie miałam problemu, ale teraz się znacznie opuściłam w nauce. Marzyłam by dokończyć ten rok i mieć spokój. Całą nadzieję pokładałam w wakacjach.

Moje rozmyślania przerwało mi burczenie w brzuchu. Przez chwilę starałam się przypomnieć sobie kiedy ostatni raz jadłam jakiś posiłek, ale bezskutecznie. Zeszłam do kuchni, w domu panowała cisza, nikogo nie było. Stałam przed lodówką dobre dziesięć minut. Dzisiaj o dziwo miałam ochotę na wszystko, jadłam oczami. Postanowiłam zrobić sałatkę, tosty i sok warzywny. Krzątałam się po kuchni przygotowując sobie śniadanie. Za oknem była cudna pogoda więc od razu przeniosłam się na taras. Zanim zaczęłam jeść z pokoju wzięłam telefon i okulary przeciwsłoneczne. Na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od Bartka "Czemu nie ma Cię w szkole?”. Czułam, że będzie się złościł na mnie, że tak olewam naukę ale to, że zaspałam to poniekąd nie było zależne ode mnie. "Zaspałam, właśnie jem śniadanie” odpisałam mu. Siedziałam sobie beztrosko na tarasie jedząc posiłek. Było mi dobrze, tak bez obowiązków, spięć. Uśmiechałam się do siebie, ciesząc się z spokoju. Mimo chodem spojrzałam na krzesło stojące naprzeciwko, od razu odwróciłam głowę. Spojrzałam jeszcze raz, już nikogo tam nie było. On był ze mną, przez ułamek sekundy zobaczyłam tam Maćka. Nie przeraziło mnie to a wręcz przeciwnie, ucieszyłam się, że był przy mnie i towarzyszył mi w tym epickim śniadaniu. Zastanawiałam się tylko, czy to było normalne, że go "widziałam” czy czasem już nie zaczęłam świrować, ale nie uważałam tego za złe. Miałam nazbyt rozwiniętą wyobraźnię i to, że zobaczyłam Maćka było jej wytworem. Ale skoro to dodało mi tyle radości to nie było czym się martwić.

Później pojechałam na terapię. Gdy wyszłam była 18. Moje odczucia były dosyć pozytywne. Na pewno nie zaszkodziło mi tam chodzić. Gdy już miałam odjeżdżać zadzwonił mój telefon, na wyświetlaczu zobaczyłam "Mama”. Trochę mnie zaskoczyła swoim telefonem.
- Cześć mamo – przywitałam się z nią i czekałam na jej słowa.
- Cześć córciu, gdzie jesteś? - w jej głosie było coś dziwnego, nie potrafiłam tego określić ale była niespokojna.
- Właśnie wyszłam z przychodni, a coś się stało? - byłam zaniepokojona jej zachowaniem i telefonem. Powinna była już kończyć pracę i jechać do domu.
- Spotkajmy się na ulicy Ogrodowej. Ja już wyjeżdżam z gabinetu. - czułam, że mama nie była w dobrym humorze, nie wiedziałam czego miałam się spodziewać i dlaczego miałam tam jechać.
- Dobrze – rozłączyłam się, przez chwilę bezczynnie siedziałam przed kierownicą starając przypomnieć sobie co znajduje się na podanej przez mamę ulicy. Czułam się omotana a w głowie miałam tysiąc myśli na minutę a nadal nie wiedziałam o co chodziło. Potrząsnęłam głową i pojechałam w umówione miejsce. Mama już na mnie czekała, stała przed samochodem. Zatrzymałam się obok i podeszłam do niej.
- Co tutaj robimy? - spojrzałam na nią. Miała dziwny wyraz twarzy, nie umiem go określić ale był inny niż zwykle. Ewidentnie stresowała się czymś.
- Tutaj mieszka Pan, w sumie żaden Pan, to tutaj mieszka Wojtek. Ma 23 lata, pracuje w warsztacie samochodowym. Mieszka tutaj z rodzicami i młodszą siostrą. Nie wiem co jeszcze mam ci powiedzieć. - patrzyłyśmy na dom przed którym stałyśmy. Patrzyłam i nie wierzyłam, to wszystko wydawało się być takie nierealne. Zwykły dom, dzielnica jak każda inna a w środku chłopak, który pozbawił życia mojego kochanego Braciszka. Uroniłam łzy, zamknęłam oczy w nadziei, że nie będę czuć tego bólu. Miałam wrażenie, że przeżywałam to wszystko od nowa, że to wszystko działo się od początku. Wtuliłam się w mamę i zaczęłam płakać, wylewałam łzy z którymi płynął ból i cierpienie. Mama trzymała mnie mocno w swoich ramionach głaszcząc mnie po plecach. Oderwałam się od niej na moment i spojrzałam na dom, wytarłam łzy.
- Jak on wygląda? - starałam się uspokoić ale marnie mi to wychodziło.
- Wysoki, szczupły. Ostatnio jak widziałam go na policji miał krótkie włosy, prawie zgolone. Niczym się nie wyróżnia. - trzymała mnie za rękę. Widziałam, że się martwiła o mnie i że jej też było ciężko.
- Czemu to tak boli? Mamo kiedy będzie lepiej? - spojrzałam na nią w łzami w oczach. Nadal leciały ciurkiem z moich oczu a ja miałam ochotę upaść i zapaść się pod ziemię. Moje ciało było jak z galarety, trzęsłam się niesamowicie.
- Czas leczy rany. Gdyby to ode mnie zależało, to ten twój cały ból wzięłabym na siebie. - była bezradna i gdyby tylko mogła wzięłaby to brzemię na siebie. Jej też było ciężko i nie potrafiłam zrozumieć w jaki sposób sobie z tym radziła.
- A ciebie nie boli? - patrzyłam znacząco na nią i chciałam poznać jej sekret, patent cokolwiek co mogłoby mi pomóc.
- Boli, oczywiście córeczko, że boli. Ale musimy żyć dalej, minęły już 3 miesiące i blizny powoli się wybielają. - czułam, że łzy cisnęły się do jej oczu. Podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka który szedł chodnikiem. Był wysoki i prawie łysy. Gdy nasze oczy się spotkały on stanął w miejscu. To był On. Patrzyłam chwilę na niego nie wiedząc co zrobić, skupiłam się na tym by powstrzymać złość, która we mnie narastała. Moje ciśnienie rosło a ciało zalała fala potu. Mama wzmocniła uścisk, też musiała go zauważyć. Stała za mną i obie patrzyłyśmy się na niego. Miałam straszne myśli w tamtym momencie, aż wstydziłam się ich. Moje ciało pragnęło ruszyć w jego kierunku lecz wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić.
- Gosia – mama trzymała mnie za ramiona, a ja stałam jak słup. Patrzyłam na niego a on na mnie. Wyglądaliśmy jak dwa lwy stojące naprzeciwko siebie i każdy czekał na ruch przeciwnika, ruch, który rozpocznie walkę. W mojej głowie pojawił się obraz tego jak to wygląda, pokręciłam głową by odgonić swoje myśli. Na pewno nie tego chciałby Maciek i musiałam zachować zdrowy rozsądek.
- Chodźmy stąd – spojrzałam na mamę z łzami w oczach. Nie chciałam już dłużej na niego patrzeć, brzydziłam się nim i wprawiał mnie w wymioty. Odwróciłyśmy i każda wsiadła do swojego samochodu i odjechałyśmy. On tam cały czas stał i patrzył na nas, odprowadził nas wzrokiem.
W domu bez słowa poszłam do swojego pokoju i położyłam się w swoim łóżku lecz długi czas nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok w nadziei, że zaraz przyjdzie sen. Byłam bardzo niespokojna i czułam jak krew pulsowała mi w żyłach. Tą noc postanowiłam również spędzić w pokoju Maćka. Czułam się tam tak dobrze, jak dziecko czuło się w brzuchu mamy.
Może problem tkwił w mojej psychice, w tym, że za każdym razem powracałam do tego. Wiedziałam, że jak będę cały czas to rozdrapywać, to się nie pozbieram, ale to nie było takie łatwe jak mogło się wydawać, lecz mimo wszystko postanowiłam robić wszystko by mój kochany Maciek był ze mnie dumny a nie patrzył na mnie i cierpiał.


Wszystkich chętnych, zniecierpliwionych zapraszam na mojego bloga, gdzie zbliżam się już do 200 części! :)

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4420 słów i 22956 znaków.

3 komentarze

 
  • paulinan92

    Niestety nie można wklejać linków, ale wpisz w google paulinas-imagination, albo the experience blog :)

    8 sty 2015

  • Gonia

    Czy podasz link do swojego bloga? Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie.

    8 sty 2015

  • Inna niż wszystkie

    Całe to opowiadanie można przyrównać do serialu 'Moda na sukces' , doszłam do połowy tego opowiadania/tasiemca i wymiękłam :(  
    Wolę normalnej długości opowiadania bez tak 'rozpasłej" i czasem rozwleczonej fabuły ,która sączy się ciurkiem już prawie w kilkuset odcinkach.
    (Można było pomyśleć o podzieleniu tego na jakieś serie)
    A już szczególnie drażni mnie osobowość głównej bohaterki - Gosi , rozkapryszonej panienki ,która tak łatwo przeskakuje z łóżka do łóżka innego faceta :D

    6 sty 2015