The experience cz 51

Rano wstałam przerażona, miałam różne sny, a w każdym był Bartek i widok jego na ringu. Bałam się o niego i strach powodował, że nie mogłam się na czymkolwiek skupić. Na zegarku dochodziła 8 lecz ja postanowiłam nie czekać z założonymi rękoma aż wydarzy się coś złego. Ubrałam jeansy, czarną bluzę i zeszłam na dół. W kuchni siedzieli rodzice.
- A ty gdzie? - zwrócił się w moją stronę tata, wyglądał na zdziwionego moim widokiem.
- Muszę z kimś porozmawiać. - ubierałam buty i wzięłam jabłko. - Nie patrzcie tak na mnie, muszę coś załatwić, nie wiem o której będę. Gdyby coś się działo mam telefon. Kocham was – dałam buziaka tacie a później mamie i wyszłam. Po wyprowadzeniu samochodu z garażu od razu skierowałam się w stronę domu Bartka. Nie wiedziałam co mu powiem, jak przekonam go by tego nie robił, ale wiedziałam, że muszę coś zrobić, nie mogłam czekać z założonymi rękoma i kusić losu. Moje działanie było czymś w rodzaju ścigania się z losem, postanowiłam mu się przeciwstawić. Po niedługim czasie byłam już na miejscu i bez zbędnego ociągania się, weszłam do klatki i zapukałam w odpowiednie drzwi. Nikt nie otwierał, czułam, że to ze względu na porę ponieważ była niedziela i było po 8, większość ludzi o tej porze spała, ale nie poddawałam się. Po dłuższej chwili drzwi otworzył mi brat Bartka, Jacek, był dosyć zaspany i poczułam się głupio, że go obudziłam.
- Wiem która jest godzina, ale muszę porozmawiać z Bartkiem- uśmiechnęłam się do niego. On odpowiedział mi lekkim uśmiechem i wskazał na drzwi prowadzące do pokoju Bartka. - Dzięki i przepraszam za pobudkę. - trochę mi się żal go zrobiło, skrzywiłam trochę twarz, po czym zapukałam do drzwi prowadzących do pokoju Bartka. Nikt nie otwierał, więc weszłam do środka. Bartek spał tak słodko, że nie miałam sumienia go budzić, rozebrałam kurtkę i buty, usiadłam na brzegu łóżka i wpatrywałam się w moją miłość. Był tak blisko mnie a tak niedostępny. Chciałam go przytulić, położyć się obok i poczuć jego zapach, bicie serca, ale musiałam pozostać przy cieszeniu oczu jego widokiem, co i tak było miłe. Siedziałam tak z dobre 40 minut, gdy się obracał poczułam jak zarzuca na mnie nogę, wtedy podniósł głowę i mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się do niego a on przetarł oczy i znowu spojrzał w moją stronę. Odnosiłam wrażenie, że nie dowierzał temu co widział.
- Hej – nieśmiało powiedziałam, nie wiedziałam jak zareaguje na moją obecność.
- Co ty tu robisz? - był bardzo zaskoczony, ale czułam, że bardziej w tą negatywną stronę. - Długo tu tak siedzisz? - rozglądał się po pokoju jakby chciał sprawdzić czy aby na pewno był u siebie w pokoju.
- Chwilę. Przyszłam bo chciałam porozmawiać. - spuściłam wzrok i żałowałam, że przyszłam. Czułam się zażenowana i niechciana. Zastanawiałam się jaka głupota mnie tam przywiodła, jak w ogóle śmiałam tam przyjść i na dodatek o takiej porze.
- Ej, co się stało? Spójrz na mnie – usiadł i ręką skierował mi głowę, bym popatrzyła na niego. - Chodź tu. - wyciągnął rękę i pociągnął mnie do siebie. Odchylił kołdrę i gdy znalazłam się pod nią przykrył nas oboje. Leżeliśmy obok siebie i patrzyliśmy na siebie. - Później porozmawiamy. - przycisnął mnie do siebie i teraz mogłam poczuć ciepło jego ciała. Podejrzewałam, że zrobił to, by móc się wyspać, a nie dlatego, że chciał abym była blisko niego. Nic nie mówiłam, zamknęłam oczy i nie pamiętam kiedy zasnęłam. Było mi tak dobrze, że ostatni raz czułam się tak przed śmiercią Maćka. Przy Bartku sen był spokojniejszy, a ja mogłam odetchnąć. Po jakimś czasie, nie byłam w stanie określić ile tak spaliśmy, otworzyłam oczy i zobaczyłam jak on mi się przyglądał.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - nadal leżałam i patrzyłam w jego oczy. Nie miałam siły się podnieść, czułam się bezradna. A patrzenie na niego był czymś co mogłabym robić całą wieczność.
- Jesteś taka słodka jak śpisz. Jak królewna Śnieżka. - głowę podtrzymywał ręką i wpatrywał się we mnie. Co będę ukrywać, że od razu cieplej mi się na sercu zrobiło. W jego oczach widziałam jakąś pasję chociaż mógł to być wyraz mojej nadinterpretacji.
- Długo tak spaliśmy? - oglądałam się dookoła by dostrzec gdzieś zegarek, ale nigdzie żadnego nie widziałam.
- Jest 11. O czym chciałaś porozmawiać? - po tych słowach, zmieniłam pozycję, położyłam się prosto na plecach i wpatrywałam się w sufit, mając nadzieję, że jeśli nie będę na niego patrzeć będzie mi łatwiej to wszystko powiedzieć.
- Dzisiaj masz walkę. - nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy ponieważ bałam się tego co mogłam w nich zobaczyć.
- Tak, ale co związku z tym? - był zdziwiony, nie rozumiał o co mi chodziło. Musiałam bardziej wyjaśnić mu o czym mówiłam jak to dlaczego pojawiłam się w jego mieszkaniu aż o 8 rano i to w niedzielę.
- Boję się o ciebie – obróciłam się w jego stronę, bo tylko tak mogłam kontrolować sytuację. Leżałam na boku i patrzyłam w jego oczy.
- Nic mi nie będzie – Bartek przybliżył się do mnie i objął mnie ręką a głowę przycisnął do swojej klatki piersiowej. - To nie jest powód do zmartwień. Przestań myśleć o tym jak o walce, bo to żadna walka. To taki trening. To nie jest na poważnie. Czemu się tak tym przejmujesz? Masz ważniejsze sprawy na głowie.
- Bo boję się o ciebie, nie chcę żeby coś złego ci się stało. Jeszcze nie rozumiesz? Jesteś ważny dla mnie, bardzo ważny. - usiadłam i patrzyłam na niego. Czekałam, aż coś powie lecz on wstał, ubrał koszulkę i usiadł na stoliku. Patrzył mi w oczy.
- Chciałbym, żebyś znaczyła dla mnie tyle co ja dla ciebie. - starał się powoli dobierać słowa. A ja nie wierzyłam w to co słyszałam. Raczej moja podświadomość wypierała te słowa. Nie mogłam w spokoju i bezczynnie słuchać tego co mówił. To bolało i to tak bardzo.
- Ale tak nie jest prawda? - nie czekałam na jego odpowiedź, która de facto nie nadchodziła, wstałam z łóżka, wzięłam swoje rzeczy i poszłam do przedpokoju. Nie byłam w stanie dłużej tego słuchać. Nie byłam w stanie znieść ani jednego słowa więcej.  
- Gosia zaczekaj. - Bartek stanął w drzwiach a ja pospiesznie się ubierałam, założyłam tylko buty i otworzyłam drzwi wyjściowe. Obróciłam się jeszcze na moment by na niego spojrzeć.
- Wiesz co, zdecyduj się czego chcesz. Mam dość! Raz mnie przytulasz, zabierasz ze sobą, pomagasz, przychodzisz, a teraz mówisz, że nie jestem wystarczająco ważna dla ciebie! Nie chcę byś był moim kumplem, jeżeli tylko tak nas widzisz to nie tędy droga. - rozłożyłam ręce i zbiegłam schodami w dół. Byłam zła, zwodził mnie i to nie było fajne. Nie chciałam tego, nie chciałam litości oraz by ktoś się mną bawił. Musiał zdecydować czego chciał.
- Gosia, czekaj! - biegł za mną, gdy byłam pod samochodem dogonił mnie.
- Daj mi spokój, ten pieprzony spokój! Zostaw mnie już na zawsze! - z łzami w oczach wykrzyczałam w jego stronę co tylko ślina mi na język przyniosła. Oczywiście po chwili pożałowałam tego co powiedziałam, ale już było za późno by się wycofać. Tak naprawdę to chciałam żeby zawsze był przy mnie, lecz już nie mogłam dłużej tego znosić.
- Nie mogę, rozumiesz? Jesteś dla mnie ważna i nie zostawię cię. Nie wytrzymam z dala od ciebie. - staliśmy naprzeciwko siebie. Oboje byliśmy zdenerwowani.
- O co ci cholera chodzi?! - po moich słowach obrócił głowę. Nie wiedziałam co myśleć i jak to rozumieć. - Jak się zdecydujesz o co ci chodzi to łaskawie daj znać. - otworzyłam drzwi do samochodu, on podszedł do mnie i zastawił mi drogę. Przybliżył się i to znacznie i nawet nie wiem kiedy złożył pocałunek na moich ustach. Nie umiałam się przed nim bronić, wiem, że nie powinnam była się z nim całować, szczególnie po tym co powiedział, ale nie mogłam przerwać, być może to miało być ostatnie zetknięcie naszych ust. Zdziwił mnie tym, że tak długo nie przestawał. Bałam się, że zaraz powie, że to ostatni raz, tak na pożegnanie.
- Teraz nie mam czasu, bo muszę lecieć na trening, ale proszę, przyjdź o 18. Potem porozmawiamy, okej? - nie uśmiechał się, był poważny i tak zacięcie na mnie patrzył.
- Zobaczę, nic nie obiecuję. - wsiadłam do samochodu a on trzymał drzwi, tak, że nie mogłam ich zamknąć.
- Proszę. Będę czekał. - zamknął drzwi i nie czekając na nic odjechałam.

Gdy byłam w domu akurat mama nakrywała stół do obiadu. Pomogłam jej i razem zjedliśmy niedzielny obiad. Było w miarę sympatycznie lecz nie umiałam się skupić na konstruktywnej rozmowie, cały czas myślami byłam przy Bartku i dzisiejszym zdarzeniu. O czym jeszcze chciał ze mną rozmawiać? Dlaczego mnie pocałował, jeżeli wcześniej powiedział, że nie czuje do mnie tego co ja do niego? Nie rozumiałam ani krzty jego zachowania. Tak przyjemnie było leżeć z nim w jednym łóżku, być przytuloną do niego, patrzeć mu głęboko w oczy. Był wtedy taki czuły, chciałam żeby był taki zawsze lecz on był jak kameleon.
Gdy już byłam w swoim pokoju, zaczęłam myśleć czy chcę jechać i zobaczyć jak walczy. Znalazłam tylko jeden powód dla którego powinnam tam pojechać, chciał mi jeszcze coś powiedzieć i zachodziłam w głowę o co mu chodziło. I dlatego, zamierzałam tam być. Wraz ze swoimi przemyśleniami poszłam do pokoju Marcina.
- Mogę? - wychyliłam się zza drzwi a Marcin właśnie z kimś rozmawiał przez telefon. Ręką wskazał, że mam wejść, po czym pożegnał się z rozmówcą.
- Coś się stało? - usiadł obok mnie i patrzył na mnie chcąc się dowiedzieć z czym do niego przyszłam.
- Byłam u Bartka i chwilę rozmawialiśmy ale w sumie nie dokończyliśmy naszej rozmowy. Dzisiaj ma tą walkę i chciał, bym przyszła i potem mamy porozmawiać. - trzymałam go za rękę i tarmosiłam ją w swoich dłoniach. Byłam szczera i prawie jak na tacy wyłożyłam mu co mnie trapiło.
- Pojechać z tobą ? - schylił głowę by móc spojrzeć mi w oczy. Trafił idealnie.
- Jakbyś mógł, czuję, że to nie będzie miła rozmowa i może jak będziesz obok to będzie mi lżej i on będzie łagodniejszy ze swoimi wyznaniami. - nie chciałam być tam sama, chciałam mieć "swojego” człowieka ze sobą. Dlaczego? Spodziewałam się najgorszego i nie mogłam pozwolić sobie na kolejne załamanie. A poza tym, chciałam żeby ktoś mnie powstrzymał przed powstrzymywaniem Bartka jak i przed wkroczeniem na ring gdyby upadł, zachwiał się czy mocniej dostał. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to była amatorska walka, nie taka prawdziwa jak widzimy w telewizji. Oni to robili rekreacyjnie i z pasji, owszem była w tym nuta rywalizacji lecz nie mieli dużo do stracenia ani do zyskania, nie walczyli o żadne pasy, pieniądze czy miejsce w rankingu.
- Jasne. O której się zaczyna? - uśmiechnęłam się na słowa Marcina, cieszyłam się, że pojedzie ze mną.
- O 18.
- To zbieraj się, wjedziemy jeszcze do galerii. Pochodzimy po sklepach i pojedziemy tam – Marcin wstał i zaczął się ubierać.
- Okej. Ale daj mi 7 minut – zaśmialiśmy się oboje. Potrzebowałam trochę czasu na przebranie się z dresu. Ubrałam czarne jasne jeansy, czarną koszulę i kurtkę jeansową. Włosy związałam w kok, nałożyłam podkład i pojechaliśmy. W galerii było bardzo dużo ludzi a ja nie przepadałam za takim tłokiem, kolejki do przymierzalni były horrendalnie długie a wszędzie panował ścisk itp. Ja kupiłam sobie dwie czarne koszulki a Marcin też kilka ciemnych t-shirt. Cały czas mieliśmy żałobę i wcale nie ubieraliśmy się tak bo tak trzeba było ale my po prostu czuliśmy się źle w jasnych ubraniach. To właśnie ubiór pokazuje jaki mamy humor i co czujemy a powinniśmy czuć się dobrze w tym co nosimy. Po szybkich zakupach poszliśmy na lody.
- Która godzina? - spytałam się Marcina podczas gdy kopałam w swojej torebce w poszukiwaniu telefonu, który jak na złość nie chciał wpaść w moje ręce.
- Dochodzi 18. Zapomniałem, zbieramy się. - od razu poszliśmy na parking Nie wiem kiedy ten czas zleciał, myślałam, że mieliśmy jeszcze sporo czasu ale to było złudzenie spowodowane przez korki i kolejki.

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2424 słów i 12599 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Sandrucha .

    Proszę dalej <3

    25 gru 2014

  • Użytkownik Mika;)

    Pisz dalej i nie przestawaj !!!

    24 gru 2014