The experience cz 55-56

Przyjemnie było obudzić się obok niego i poczuć jego ciepło. Teraz bez ograniczeń mogłam cieszyć się jego widokiem. To było niesamowite, że po tak długiej drodze, sporym cierpieniu dostałam taką rekompensatę. Nic nie było w stanie zastąpić mi pustki jaką pozostawił po sobie Maciek, ale teraz ból nie był tak odczuwalny. Brakowało mi Maćka, ale nie wiem czemu czułam, że to on sprawił, że dostałam to czego tak bardzo chciałam, a w sumie nie czego tylko kogo. On tam z góry bez problemu dostrzegł moje uczucie do Bartka co spowodowało, że złączył nasze drogi w jedną. Przynajmniej w to wierzyłam.  
Bartek spał tak słodko i niewinnie, że nie miałam sumienia go budzić. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki gdzie się ogarnęłam, ubrałam, a później spakowałam torbę do szkoły. Jak chcieliśmy zdążyć na lekcje to musiałam go obudzić. Położyłam się obok niego i dałam mu buziaka w policzek co nie odniosło żadnego skutku, więc delikatnie dmuchałam mu w twarz, po chwili uśmiechnął się do mnie, co było bardzo miłe.
- Dzień dobry – przywitałam go promiennie, w moim głosie kryło się wiele radości i wcale nie zamierzałam jej ukrywać.
- Cześć, która godzina? - był bardzo zaspany i tak słodko wyglądał. Moja buzia sama uśmiechała się na widok jego czekoladowych oczu.
- 7, czas wstawać, musimy jeszcze jechać do ciebie – Bartek przytulił się do mnie i ewidentnie nie chciało mu się wstawać. - Dalej – wyswobodziłam się z uścisku i poszłam się umalować. Jemu nie pozostało nic innego jak tylko wstać i ubrać się. Po chwili był gotowy, więc zeszliśmy na dół, gdzie siedzieli moi rodzice wraz z Marcinem.
- Dzień dobry – Bartek przywitał się z domownikami, czuł się trochę skrępowany i dało się to odczuć natomiast moi rodzice również nie byli przyzwyczajeni, że ktoś zostawał u mnie na noc.  
- Dzień dobry, usiądźcie z nami – tata uśmiechnął się do nas i zaproponował wspólne śniadanie. Wiedziałam, że nie mieliśmy na tyle dużo czasu by spokojnie jeść śniadanie i w sumie ucieszyłam się z tego powodu ponieważ nie byłam gotowa na wspólne śniadanie.
- My będziemy lecieć, musimy jeszcze wjechać do Bartka a przecież nie chcemy spóźnić się do szkoły – miałam nadzieję, że rodzice nie będą mieli mi za złe szybkiego ewakuowania się z domu. Po słowach wyjaśnienia poszliśmy do korytarza się ubrać.
- Bartek, prawda ? - tata wstał i podszedł do nas, nie wiedziałam czego mam się spodziewać ponieważ zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Patrzyłam znacząco na tatę, który nieubłaganie się do nas zbliżał.
- Tak – mój chłopak odpowiedział tacie i stanął naprzeciwko niego. Czułam, że oczy miałam wielkie jak pięciozłotówki.
- Przypilnuj żeby zjadła śniadanie. - tata miał poważny wyraz twarzy. Jego słowa były podyktowane troską o mnie, ale poczułam się jak niemowlak, nad którym wszystko trzeba było zrobić.
- Tato jestem już duża – uśmiechnęłam się po czym przytuliłam się do taty. Głupio mi było, że obnażył przed Bartkiem mój problem. Wyszłam na małą dziewczynkę.
- Wiem, ale zapomniałaś chyba, że masz pilnować jedzenia. Więc jak będzie ? - jeszcze raz spojrzał na Bartka oczekując odpowiedzi. Wiedziałam, że nie odpuści dopóki nie usłyszy tego co oczekiwał.
- Oczywiście – Bartek rozwiał jego zmartwienia i byliśmy już gotowi by udać się do szkoły, więc pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do Bartka.
- Twój tata bardzo martwi się o ciebie – Bartek spojrzał w moją stronę. Nie trudno było odgadnąć, że chciał abym mu wyjaśniła zaistniałą sytuację.
- Dla niego zawsze będę małą dziewczynką. Wiesz co, ja w sumie się im nie dziwię, dałam im w kość. Jakoś nigdy nie rozrabiałam za bardzo, nie przychodziłam pijana, naćpana ale momentami jestem za wrażliwa, wtedy zapominam o jedzeniu, już kilka razy miałam anemię, ostatnio otarłam się o nieświadomą anoreksję. - patrzyłam przed siebie. Było mi głupio mówić o swojej największej słabości a zarazem problemie, ale wolałam mu sama o tym powiedzieć a nie czekać aż sam zacznie pytać. - Kiedyś Maciek mnie pilnował, nawet dochodziło do tego, że czasami mnie karmił. - uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie tamtych czasów.
- Pamiętam jak przytykał ci kanapkę do ust, myślałem, że robił to z żartów.
- Poniekąd tak było, był bardzo opiekuńczy – uśmiechałam się do siebie, to było miłe, móc tak spokojnie, bez płaczu myśleć o tym jak było kiedyś. Myśleć o bracie, który może nie był ze mną ciałem, ale duszą na pewno mi towarzyszył.
Kiedy byliśmy na miejscu, Bartek pobiegł do mieszkania przebrać się i wziąć książki, później od razu udaliśmy się do szkoły. Gdy zostawiliśmy kurtki w szatni to Bartek odprowadził mnie pod salę. Nadszedł czas rozstania.
- Spotkamy się na wf – dał mi buziaka w policzek i poszedł pod swoją klasę. Byłam szczęśliwa znowu móc z nim przebywać, być blisko. Ludzie widzieli w tym jakąś sensację, że znowu się spotykaliśmy, widziałam wzrok Asi, który nic nie wyrażał. Przykro mi było, że próbowała zniszczyć naszą przyjaźń, tyle lat się znałyśmy, moi rodzice bardzo pomogli Asi mamie, kiedy szukała pracy, zawsze jeździła z nami na wakacje. Trzymałyśmy się razem niezależnie od tego co inni o nas uważali, a ona za wszelką cenę nie chciała, żebym była z Bartkiem i była w stanie zaryzykować naszą przyjaźń. Nie rozumiałam tego, dlaczego? Przecież on nikomu z tej szkoły nic złego nie zrobił. Ale tego już miałam się nie dowiedzieć a przynajmniej nie planowałam tego i wcale nie czułam potrzeby by zmieniać plany.
Lekcje mijały jak zwykle, nauczyciele skupiali się na maturzystach a my mieliśmy trochę spokoju. Na wf nawet nie zamieniłam słowa z Bartkiem, on grał w piłkę nożną a my w hokeja także nie mieliśmy ani chwili wytchnienia. Bartek miał 8 lekcji, ja skończyłam po 6 więc stwierdziliśmy, że spotkamy się dopiero następnego dnia.
Zamiast pojechać od razu do domu postanowiłam jechać na cmentarz, nie było mnie tam od 3 dni i czułam się z tym bardzo źle. Tam i w pokoju Maćka czułam się najbliżej zmarłego brata. Bardzo potrzebowałam czuć jego bliskość.  
Ukucnęłam przed miejscem gdzie leżał, znajdowało się tam dużo kwiatów a niedługo rodzice mieli brać się za stawianie pomnika. Myślałam, że z czasem będzie mi lżej tam przychodzić, lecz za każdym razem to miejsce wywoływało u mnie łzy. Było mi ciężko mówić do kwiatów, ziemi, krzyża, ciągle miałam nadzieję, że otrzymam odpowiedź, że On stanie obok i powie "Chodź idziemy na lody” bądź cokolwiek innego ale coś powie.
- Nie wiem czemu, ale mam takie przeczucie, że to co się wydarzyło to Twoja sprawka. Tylko nie zaprzeczaj, nie zapominaj, że znam Cię lepiej niż własną kieszeń. Wiem, że zawsze będziesz przy mnie, Twoje ciało zostanie tutaj na zawsze, ale Twoja dusza będzie przy nas, mnie i rodzicach. - uśmiechałam się przez łzy. Ludzie, którzy mnie mijali patrzyli na mnie jak na dziwaka, który mówi do grobu, natomiast miałam to gdzieś i nie przestawałam. - Znowu sprawiłeś, że jestem choć trochę szczęśliwa, zawsze starałeś się poprawić mi humor, powodowałeś, że czułam się lepiej i zawsze wiedziałeś jak to zrobić, nigdy nie musiałeś długo szukać. I tym razem tak było. A ja, co dla Ciebie mogę zrobić? Nie będzie tak, że Ty ciągle coś robisz dla mnie a ja dla Ciebie nic. Obiecuję, że codziennie będę się modlić za Ciebie bo tak chyba najbardziej Ci pomogę. Mam tylko małą prośbę do Ciebie, śnij mi się częściej. Tęsknie za Tobą i to, że jest Bartek nie wynagrodzi mi Ciebie, nawet w najmniejszym stopniu. Gdyby to było możliwe to oddałabym wszystko byś mógł żyć. - uklęknęłam i wytarłam łzy poczym odmówiłam modlitwę i pojechałam do domu.
Zjadłam obiad i siedziałam przy lekcjach. Wieczór spędziłam na czytaniu. Za każdym razem gdy brałam książkę do ręki to wszystko dookoła przestawało mieć znaczenie, zapominałam o Bożym świecie. Czas stawał w miejscu a ja dawałam wodzę wyobraźni.  

56
Dzisiejszy dzień minął tak błyskawicznie, że nawet nie wiedziałam kiedy, fakt był taki, że ostatnio czas płynął sto razy szybciej. To prawda, że zakochani czasu nie liczą. Dzięki miłości przestałam trzymać się ram i po prostu żyłam. W szkole jak to w szkole, już się nie mogłam doczekać, aż miną te dwa miesiące i zaczną się wakacje. Nie miałam ochoty tam chodzić ponieważ bardzo się tam męczyłam. Jedną z przyczyn było to, że nie było tam ze mną Maćka natomiast były też inne czynniki, które rzutowały na moją niechęć, między innymi obecność Asi. Było mi ciężko codziennie na nią patrzeć, zmagać się z jej wzrokiem. Nie tęskniłam za nią, natomiast miałam wielki żal do niej za to co się stało. A trzecim elementem były spojrzenia ludzi, w których zauważałam jakaś nadzieję, na błędny ruch z mojej strony, szukali nieuzasadnionej sensacji w mojej żałobie, przyglądali się by coś odczytać, czegoś więcej się dowiedzieć. Niestety ludzie lubili patrzeć na cierpienie i łzy innych, co w ogóle nie było zrozumiałe dla mnie.

Siedzieliśmy sobie wszyscy razem – ja, rodzice i Marcin i graliśmy w scrabble. Długo zmagałam się ze sobą by zacząć rozmowę, ponieważ cały czas myślałam nad tym, jak wszystko ubrać w słowa, by rodzice wiedzieli o co mi chodziło, ale też nie poczuli się urażeni.
- Niedzielny obiad jest wciąż aktualny? - nie widziałam reakcji rodziców gdyż wpatrywałam się w planszę ponieważ teraz była moja kolejka. Czułam, że gdybym w tamtym momencie podniosła głowę, od razu bym spanikowała.
- Tak, a co? - mama była zdziwiona moimi słowami i zdawało mi się, że nie rozumiała dokąd zmierzałam. Przede mną było trudne zadanie, które sama sobie zadałam.  
- Bartek jest zaproszony? - miałam nadzieję, że to może jakoś się odwlecze, że rodzice będą mieli jakiś wyjazd.. Zastanawiałam się też, czy aby moje obawy i lęki nie były tylko wyrazem mojej nazbyt rozwiniętej wyobraźni.
- Oczywiście. A jest jakiś problem? Czemu się tak wypytujesz? - tata wkroczył do rozmowy. Zdawało mi się, że coś wyczuł ale nie byłam pewna co to było. Czułam się poddenerwowana i serce biło mi szybciej, ostrożnie dobierałam słowa i zanim cokolwiek powiedziałam, to dokładnie to przemyślałam.
- To dobrze, myślałam, że może zapomnieliście, a byłoby głupio ponieważ już go zaprosiłam. - ułożyłam literki na planszy i dopiero wtedy spojrzałam na rodziców, czułam, że nie powinnam była dłużej przeciągać tej rozmowy, tylko od razu wyłożyć wszystkie karty na stół. Grałam na zwłokę co nie było dobrym rozwiązaniem.
- No przestań, możesz potwierdzić mu, że zaproszenie nadal aktualne – mama uśmiechnęła się do mnie co wskazywało na to, że nie była świadoma do czego tak naprawdę dążyłam, natomiast tato znał mnie na tyle dobrze, że wiedział iż na tym nie poprzestanę. Patrzył na mnie oczekując wyjaśnienia mojego nietypowego zachowania.
- Dobrze. Chciałabym tylko żeby było swobodnie, a nie żebyście urządzili mu przesłuchanie. Jeżeli chcecie się czegoś o nim dowiedzieć to możecie teraz pytać. - spoglądałam najpierw na mamę, później na Marcina a tatę zostawiłam sobie na koniec. Ich miny były lekko zaskoczone, nic nie rozumieli. - Znam was i wiem, że szczególnie ty tato z racji swojego zawodu, będziesz chciał wszystkiego się o nim dowiedzieć, począwszy od zajęcia jego rodziców, po jego hobby a skończywszy na planach na przyszłość, a Bartek jak do tej pory miał dosyć burzliwe życie i chciałabym, by czuł się dobrze w naszym otoczeniu a nie jak przed sądem ostatecznym. - powiedziałam rodzicom o swoich obawach. Chodziło mi tylko i wyłącznie o to, by Bartek czuł się u nas jak w domu, niczym nie chciałam urazić rodziców czy brata. Moje zachowanie wynikało z troski o najbliższych, ponieważ chciałam aby rodzice polubili Bartka jak i odwrotnie.
- A może on sam odpowiadałby za siebie, jesteś jego adwokatem? - tato uśmiechał się w moją stronę i pomimo jego wyrazu twarzy ton głosu był poważny - Nie sądzę by był szczęśliwy, że przedstawiłaś nam Jego życiorys. To tak jakbyś traktowała go jak małe dziecko albo kruchą istotę. Pozwól mu samemu decydować o tym, co chce nam powiedzieć i w jaki sposób chce przekazać te informacje. - tato patrzył na mnie z rodzicielką miłością ale było coś suchego w jego wyrazie twarzy. Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić i co powiedzieć. Ta rozmowa zmierzała w dziwnym kierunku, którego nie przewidziałam. Postanowiłam dociągnąć to do końca.
- Dobrze, ja tylko chcę żeby Bartek czuł się tutaj dobrze. Z całym szacunkiem i miłością do was, ale już wyobrażam sobie te pytania, czym się zajmują jego rodzice, jak się uczy, na jakie studia chce iść itp. Wiem, że możecie być trochę sceptycznie nastawieni do niego, szczególnie po tym co się działo, jak się pokłóciłam z nim i Asią ale to była jej wina. Bartek walczył o mnie, bo mu na mnie zależało i całe szczęście nadal zależy. Z takich najważniejszych rzeczy powiem wam, że jest ode mnie o rok starszy, ale chodzi do równoległej klasy a jego mama nie żyje. A reszty będziecie mieć okazję dowiedzieć się w niedzielę. - czułam, że druga informacja nie wywoła większego poruszenia, natomiast czekałam na lawinę pytań w związku z pierwszą i wcale nie musiałam długo na nią czekać.  
- To nie zdał do klasy? - mama była lekko zdziwiona i niespokojna. Przeczuwałam to i cieszyłam się, że uprzedziłam ją o tym, ponieważ oszczędziłam Bartkowi zestawu pytań i nieprzychylnych spojrzeń.
- No, tak. - nie wiedziałam co więcej powiedzieć a wzrok domowników wcale mi nie pomagał.
- Myślałam, że masz lepsze towarzystwo. - mama nie dawała za wygraną. Wyraźnie nie spodobała jej się ta "rewelacja”. Znałam ją bardzo dobrze i wiedziałam, że tak będzie. Zawsze była taka sama i oceniała ludzi zanim ich poznała.
- Przecież to nie ma większego znaczenia. Miał problemy w poprzedniej szkole, przechodził też ciężki okres w swoim życiu i tak się stało i nie da się tego cofnąć. Uwierz mi, że Bartek tego żałuje i wyciągnął najlepsze wnioski jakie dało się wynieść z tej sytuacji. Teraz uczy się dobrze i w życiu byś nie powiedziała, że taki uczeń jak on mógł mieć problemy z nauką. A to nie było dlatego, że jest głupi czy mało inteligenty bo mam nadzieję, że będziesz mogła się przekonać, że tak nie jest, ale dlatego, że szukał prawdziwego siebie, tego kim jest i czego chce od życia. - mama kręciła głową na znak, że nie podobało jej się to co mówiłam, ale wiedziałam, że dobrze zrobiłam uprzedzając ją o wszystkim. Miała czas by sobie to przemyśleć i ułożyć w głowie aby w niedzielę, kolokwialnie mówiąc nie było kwasów.
- Zostawmy to. Pozwól nam samym wyrobić sobie o nim zdanie. Zaufaj nam a teraz grajmy. - tata przerwał moją małą dyskusję z mamą. Wzięłam głęboki oddech by się wyciszyć i odetchnąć ale nadal czułam się spięta.
- Zaraz wracam, muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, duszno mi. - wstałam i wyszłam na taras. Musiałam przewietrzyć płuca. Zamknęłam oczy i intensywnie oddychałam. Był początek kwietnia i pogoda była rewelacyjna, może wieczory jeszcze nie były najcieplejsze, ale było całkiem przyjemnie, niby ciągle chłodno ale jednak ciepło. Poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach. Wystraszona obróciłam się, za mną stał Marcin.
- Jakoś wybitnie za nim nie przepadam, ale wesprę cię jeśli będzie potrzeba. Będzie dobrze. - brat posłał mi uśmiech i przytulił mnie do siebie. Zachował się poniekąd jak Maciek, który zawsze tak robił, nie podzielał mojego zdania ale stawał za mną murem. Czasami manifestował swoje zdanie chcąc mnie przekonać do swoich racji ale koniec końców był za mną.
- Dziękuję. - posłałam mu przyjazny uśmiech. Nie chciałam mu mówić o tym, że przypominał mi Maćka za którym niewyobrażalnie tęskniłam, mógłby poczuć się urażony bądź po prostu zmieszany. Zawsze było mi bliżej do Maćka niż do Marcina, ale za każdym z nich, byłam w stanie stanąć murem, skoczyć w ogień czy pójść na koniec świata. Więź, która nas łączyła była bardzo silna i miałam nadzieję, że będzie trwała wiecznie, niezależnie od tego, czy Bóg nas rozdzieli czy nie.
- Chodź bo się przeziębisz. - Marcin objął mnie ręką i z powrotem weszliśmy do środka. Rodzice siedzieli w ciszy i wyraźnie na nas czekali.
- Do niedzieli jest jeszcze sporo czasu, teraz skupmy się na scrabblach. - tata przyjaźnie na Nas spojrzał a w Jego oczach zobaczyłam wiele wsparcia, które chciał mi przekazać. Byłam mu za to bardzo wdzięczna i miałam nadzieję, że będzie po mojej stronie. Już nie wracając do tematu Bartka i nie poruszając innych, dokończyliśmy naszą grę. Tata miał to do siebie, że był bardzo obeznany i rywalizacja z nim była zacięta i nic dziwnego było w tym, że i tym razem wygrał. Nikogo to nie zdziwiło.
Po skończonej gdzie rodzice poszli do sypialni a ja z Marcinem udałam się na nasze piętro. Od jakiegoś czasu coś mnie męczyło i spędzało mi sen z powiek. Zastanawiałam się też nad tym z kim o tym porozmawiać, wyboru dokonywałam pomiędzy rodzicami a Marcinem ale po dzisiejszym wsparciu ze strony brata postanowiłam, że będzie odpowiednią osobą.
- Możemy chwilę porozmawiać? - spojrzałam niepewnie na brata. Moje poddenerwowanie wyraziłam przygryzając dolną wargę.
- Jasne, chodź do mnie. - Marcin otworzył drzwi do swojego pokoju i wpuścił mnie pierwszą po czym zamknął drzwi. Usiadł naprzeciwko mnie i z lekkim uśmiechem na ustach zwrócił się do mnie. - Co Ci tam leży na wątrobie?
- Ostatnio myślałam nad tym, co z tym mężczyzną, który spowodował wypadek? - Marcin był zaskoczony słowami, które padły z moich ust. Czułam, że nie wiedział co odpowiedzieć, unikał mojego wzroku jakby chciał uciec od rozmowy i jak najszybciej ją zakończyć.
- Prokurator się nim zajmuje – widziałam, że chciał mi jak najmniej powiedzieć ale nie dałam się byle czym zbyć.
- Co mu grozi? - nie dawałam za wygraną, wiedziałam po co do Niego przyszłam a tym samym czego dokładnie chciałam się dowiedzieć. Planowałam nie wyjść z pokoju dopóki całkowicie nie zaspokoiłam swojej ciekawości.
- Na pewno zakaz prowadzenia pojazdów, od sądu zależy czy na zawsze czy na jakiś tam czas, poza tym będzie siedział w więzieniu od 6 do 8 miesięcy. - Marcin studiował prawo i znał się na rzeczy. Brat patrzył na mnie w dziwny sposób, jakby chciał przeniknąć w moje myśli i przewidzieć kolejny ruch z mojej strony.
- Dosyć krótko – zdziwiło mnie to co powiedział, myślałam, że kara będzie surowsza i Marcin musiał to zauważyć.
- Nie był pijany, nie uciekł z miejsca wypadku, nie był wcześniej karany, nie zrobił tego umyślnie - Marcin wyjaśniał mi co wpływa na wysokość wyroku ale mnie to nie obchodziło, ważny był wyrok a ten dla mnie był zdecydowanie za niski.
- Przykładny obywatel – nie podobało mi się to. Nie wiem czego się spodziewałam ale na pewno nie 8 miesięcy. Co to jest? Tyle było warte życie mojego brata?
- Wcale nie. Nie zrozum mnie źle ale wypadki się zdarzają. To, że przejechał na czerwonym świetle pewnie zdecyduje, że będzie to 8 a nie 6 miesięcy. Gosia on na pewno nie chciał by ktoś przez Niego zginął. - był spokojny i próbował złagodzić mój żal. Odnosiłam wrażenie, że go bronił co było niedorzeczne. Jakiś facet zabił nam brata a on starał się go tłumaczyć. Byłam sfrustrowana i straciłam wiarę w sprawiedliwość.
- W ogóle kto to jest? Widziałeś się z nim? - spojrzałam na Niego a on gdy usłyszał moje pytanie odwrócił głowę. To mi wystarczyło, nie potrzebowałam Jego słów by znać odpowiedź.
- Gosia to nie jest ważne.
- Jest, dla mnie jest. Jak to sobie wyobrażasz? Przecież ja mogę się z nim spotkać w sklepie, kinie, u lekarza, gdziekolwiek. - zirytowałam się a w głowie miałam tysiące myśli. Czułam jak serce zaczęło mi szybciej bić a na twarzy zrobiłam się czerwona, to był wyraz mojego zdenerwowania.
- A co to zmieni? - Marcin nadal nie rozumiał o co mi chodziło – Chcesz go ukamienować? Urządzać histerię jak go gdzieś spotkasz? - zabolały mnie Jego słowa i zrobiło mi się strasznie przykro, że takie miał o mnie zdanie.
- Nie! Nic nie rozumiesz! Przecież on może kiedyś do mnie zagadać. On ma dzieci? Kto kto jest? - nakręciłam się i to bardzo, ale chciałam to wiedzieć, czułam, że musiałam mieć wiedzę kim był ten człowiek.
- Gosia, to naprawdę nie ma znaczenia, nie wróci to życia Maćkowi – podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. Chciał mnie uspokoić, pocieszyć ale to nie podziałało. Nie było ze mną tak łatwo.
- Ale to nie o to chodzi! Czemu Ty możesz wiedzieć kto to a ja nie? - patrzyłam na Niego wymownie. Byłam zła, że chciał to zataić przede mną. - Rodzice go widzieli?
- Gosia nie nakręcaj się. - Marcin był spokojny, chciał zachować zimną krew ale to mnie bardzo denerwowało. Poczułam się małostkowa, jakby nie brali mnie na poważnie. Byłam już dorosła, miałam 18 lat i byłam rozważna i bolało mnie to, że wcale tego nie zauważali. Patrzyli tylko na siebie zapominając o tym, czego ja chciałam.
- Nie, tylko Wy wiecie, Ty, mama i tata. Widzieliście go a ja nie. Przecież go nie zabiję. Chcę wiedzieć kim jest i jak wygląda. Tylko tyle. - kręciłam głową z niedowierzania. - Nie ufacie mi. Ty i rodzice! Uważacie się za lepszych! - wybiegłam z pokoju Marcina. Miałam dosyć tej rozmowy. Uznałam, że nie będę go więcej o to prosić, zamierzałam sama się tego wszystkiego dowiedzieć. Zamiast iść do swojego pokoju zbiegłam na dół i szybko sięgnęłam kurtkę z wieszaka i ubrałam kozaki. Nie miałam ochoty siedzieć w domu, wiedziałam też, że Marcin będzie próbował mnie przekonać do swoich racji co z resztą było bez sensu ponieważ nie zamierzałam zmienić zdania.
- Gośka! Czekaj! - Marcin podążył za mną. - Dokąd idziesz?!
- Nie Twój zasrany interes! - popędziłam do garażu, gdy wyjeżdżałam samochodem zobaczyłam tatę przy wyjeździe. Nie przejmowałam się tym oraz nie zastanawiałam się gdzie mam jechać, wiedziałam, że oczywistym będzie jak pojadę na cmentarz, do Bartka czy dziadków. Chciałam pobyć sama, tylko ja i moje myśli.

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4363 słów i 23096 znaków.

3 komentarze

 
  • sandrucha .

    Daalej , kocham to opowiadanie <3

    30 gru 2014

  • Meggi

    <3 <3 <3

    29 gru 2014

  • LoveRozee

    Po prostu  żyje  tym opowiadaniem (codziennie  sprawdzam czy są  nowe  części ). Po prostu  cudo . Czekam na dalsze części  i cieplutko  pozdrawiam  

    27 gru 2014