The experience cz 44

Całą drogę wpatrywałam się w obraz za oknem. Powoli brakowało mi już sił na płacz, czułam wszechogarniającą bezsilność, niemoc w każdym zakamarku mojego ciała. Widziałam swoje odbicie w szybie, byłam blada, podpuchnięta z workami pod oczami. Włosy miałam niedbale związany w kucyk. Mój wygląd nie miał znaczenia, nic nie miało znaczenia, moja dusza cierpiała, moje serce pękło, a jego największa część umarła.
- Chodź – Bartek otworzył drzwi z mojej strony, a ja byłam zdezorientowana, nawet nie wiedziałam kiedy droga minęła, a byliśmy pod jego domem. Złapałam go za rękę, po czym chłopak mocno objął mnie ramieniem i poszliśmy do mieszkania. Jedną ręką otworzył drzwi, pomógł mi zdjąć płaszcz i kozaki i bezwiednie posadził mnie na kanapie, okrywając nogi kocem. Te kilka godzin spędzonych w kaplicy, kościele i na cmentarzu mocno dały mi w kość. Nagle poczułam jak wszystko ze mnie schodziło, całe napięcie, zimno, złość, strach...  
- Masz – podał mi kubek, a ja zachłannie wzięłam łyk gorącej herbaty z cytryną. Czułam jak gorąca ciecz krążyła po moim przełyku, drażniąc go strasznie. Bartek z powrotem poszedł do kuchni i po jakimś czasie podał mi talerz z kanapkami.
- Nie jestem głodna. - odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Zapach jedzenia bardzo mnie irytował.
- Musisz coś zjeść. - przystawił mi chleb do ust, ale nadal nie zamierzałam nic jeść. Zwątpiłam po jakiś kilku minutach, kiedy on uparcie trzymał kanapkę przy moich ustach. Od niechcenia wzięłam gryz i nie byłam w stanie go przełknąć. Gardło miałam strasznie ściśnięte, zebrało mnie na odruchy wymiotne. Szybko popiłam herbatą i usiłowałam dość do siebie. Siedzieliśmy w ciszy, było słychać jak powoli przeżuwałam jedzenie, jak oddychałam...  
- Przepraszam, że ci nie uwierzyłam. - popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego, po prostu w tamtej chwili płacz był jedynym sposobem wyrażenia emocji. Bartek objął mnie mocno, nic nie powiedział, trzymał mnie w swoich ramionach pozwalając mi wyrzucać z siebie tkwiące we mnie emocje. Siedzieliśmy tak długi czas, nie wiem kiedy zasnęłam. Byłam wycieńczona, nie miałam siły bronić się przed snem, tylko wtedy ból zelżał.

Obudziłam się w obcym pokoju, wpatrywałam się w sufit a potem w ściany, to był pokój Bartka. Nie było nikogo oprócz mnie. Otulona w koc poszłam do kuchni gdzie przy stole siedział Bartek z Jackiem, a ja poczułam się strasznie niezręcznie.
- Obudziłaś się już, siadaj zrobię ci herbaty. - Bartek wstał od stołu i skierował się do blatu. Po jego zachowaniu odnosiłam wrażenie, że nie litował się nade mną, był stanowczy w swoim działaniu, ale było w tym coś z zniechęcenia, jakbym mu przeszkadzała albo była obojętna.  
- Nie rób sobie kłopotu, będę się już zbierać. - stałam za krzesłem i ze złością wpatrywałam się za okno, brakowało mi odwagi by spojrzeć na niego, chciałam uniknąć konfrontacji z jego oczami.  
- Najpierw zjesz śniadanie. Rozmawiałem z Marcinem, jest z twoją mamą u dziadków. Możesz tutaj zostać ile zechcesz. - obrócił się twarzą do mnie, postawił herbatę przede mną i usiadł. Nic nie mówił, nalał mi jogurtu do miski, wsypał płatki i postawił koło herbaty.Przez chwilę pozostawałam w bezruchu, ale nie chciałam robić scen przy Jacku. Usiadłam i wzięłam herbatę do ręki. Nie byłam głodna, nie chciało mi się jeść, Bartek musiał to zauważyć. - Jak nie, to cię nakarmię – wziął łyżkę i podstawił mi pod nos, czułam się strasznie, a na dodatek jego brat na to wszystko patrzył. Zła wzięłam od niego łyżkę i zaczęłam jeść, przychodziło mi to z wielką trudnością.
- Ja się zbieram. - Jacek uraczył mnie przelotnym uśmiechem, jakby chciał mi dodać śmiałości i wstał, po czym skierował się do przedpokoju by się ubierać, po chwili wyszedł z mieszkania. Panowała niezręczna cisza.
- Twój brat przywiózł ci ubrania, są w łazience, umyj się i jedziemy – Bartek zwrócił się w moją stronę, był stanowczy, nie było to za sympatyczne, ani zachęcające do współpracy
- Gdzie? W ogóle to nie rozkazuj mi – zirytowałam się, miałam dosyć tego jak mnie traktował. Niby dbał o mnie, a tak naprawdę miał mnie w nosie.  
- Zobaczysz. - wstał od stołu i zaczął sprzątać. Nie miałam siły by się z nim kłócić, poszłam do łazienki i tam dokładnie przyjrzałam się sobie. Byłam blada, włosy miałam tłuste i znowu schudłam. W głowie usłyszałam głos Maćka "Obiecałaś, że będziesz dbać o siebie”. Rozpłakałam się, ale nie chciałam by Bartek to usłyszał, więc obmyłam twarz zimną wodą, związałam włosy w kok, ubrałam dresy, które Marcin mi przywiózł.
- Przepraszam – powiedziałam spoglądając do góry, przepraszałam Maćka, za to, że nie dotrzymałam obietnicy. Czułam się z tym okropnie. Pospiesznie wyszłam z łazienki i w oczekiwaniu stanęłam przed Bartkiem.
- Ubieraj się, wychodzimy. - zaczął zakładać buty i kurtkę. Obok niego leżała torba.
- Wyjeżdżamy? – zdziwionym głosem zadałam mu pytanie.
- Dalej zbieraj się – moje pytanie puścił w niepamięć, jakby w ogóle go nie usłyszał. Popędzał mnie. Poszłam w jego ślady, założyłam płaszcz, czapkę i szalik i wyszliśmy. Otworzył mi drzwi od samochodu i nie czekając aż wsiądę zasiadł na miejscu kierowcy.Jego zachowanie zwiększało moją złość, miałam ochotę zostawić go samego na tym parkingu, ale coś we mnie nie pozwalało mi tego zrobić, nie wiem co się działo, ale pragnęłam mieć go przy sobie.  

Po 40 minutach byliśmy przed siłownią. Nie miałam ochoty wysiadać z samochodu.
- Nigdzie nie idę. - obróciłam się w jego stronę.
- Przestań marudzić. Wychodzimy – wyszedł z samochodu i od razu otworzył mi drzwi i poszedł do bagażnika po torbę. Z powrotem stanął przy drzwiach.
- Nigdzie nie idę. - spojrzałam niezbyt miło w jego stronę.
- Nie to nie, ja idę. Jak będziesz gotowa to chodź - odszedł. Czułam się okropnie, jak rozkapryszona dziewczynka. Wyszłam więc z samochodu, a Bartek się nawet nie obrócił, tylko wszedł do budynku. Po chwili i ja się tam znalazłam. Nigdzie nie widziałam Bartka tylko zobaczyłam Przemka, jego trenera.
- Tu masz rzeczy a tam szatnia, idź się przebież – podał mi torbę. Czułam się wbita. Nie miałam ochoty ćwiczyć, nigdy tego nie lubiłam. Poszłam w wskazane przez Przemka miejsce, ubrałam dresy i wyszłam. Na środku sali zobaczyłam Przemka.
- Masz – podał mi rękawice.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - obróciłam się do niego, wzorkiem szukając Bartka.
- Nie przekonasz się póki nie spróbujesz, no dalej. - posłał mi uśmiech i założył rękawice. Podeszliśmy do wiszącego worka. - A teraz wal ile masz siły w sobie! - krzyknął trzymając obiekt uderzeń.
- Wal! - popędził mnie. Oddałam pierwsze uderzenia. Czułam, że są słabe. - Mocniej! Stać cię na więcej – napędzał mnie do walki. Walczyłam sama ze sobą, z swoim bólem, złością. Wylewałam z siebie siódme poty i sprawiało mi to jakąś przyjemność, czułam się lżejsza. Uderzałam i w pewnym momencie zaczęłam płakać.
- Nie przestawaj! - Przemek motywował mnie coraz bardziej. - Wyrzuć to z siebie! Krzycz! - powoli brakowało mi sił, byłam zmęczona, ale nie przestawałam, dołączyłam krzyk. Z moich ust leciały różne zdania. Największą złość czułam do kierowcy, który uderzył w samochód Maćka, potem do lekarzy, że go nie uratowali, oberwało się Bartkowi jak i Asi. Kilka zdań poleciało w stronę Maćka, że mnie zostawił, że odważył się odejść, przecież mi obiecał, że będzie walczył. Po chwili usiadłam na ziemi, głowę schowałam w rękach. Przemek kucnął obok.
- Podnoś się to nie koniec – zwrócił się w moją stronę.
- Nie mam siły – popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać.
- Dasz radę, wszystko jest w twojej głowy. To nie ciało wyznacza kiedy dosyć ale ty. Musisz przejąć kontrolę inaczej to ludzie przejmą kontrolę nad tobą. - w sumie miał rację, miałam już dosyć bycia wiotką jak liść na wietrze. Wstałam i poszliśmy dalej na inne sprzęty. Ćwiczyłam posłusznie, robiłam to co Przemek mi kazał. Przestałam dopiero wtedy gdy powiedział dość.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego. Zrobił dla mnie wiele i chyba wiedział o tym.
- Dla takich chwil jak ta wiem, że to co robię ma sens. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadniesz. - odprowadził mnie do szatni.
- Z chęcią. - pożegnaliśmy się i poszłam się przebrać. Z jednej strony czułam się okropnie, byłam przepocona a z drugiej wolna. Ból był straszny, ale uwolniłam na chwilę swoją głowę, wyrzuciłam złość, została tęsknota i ból. Gdy wyszłam zobaczyłam Bartka, który czekał na mnie. Poszliśmy do samochodu.
- Dzięki. - spojrzałam w jego stronę.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie. On bardzo dobrze wiedział, że to mi pomoże, a dodatkowo warto było to zrobić by zobaczyć jego uśmiech, na widok którego miękło serce.  
- Odwieziesz mnie do domu?
- Jasne. - patrzył przed siebie. Gdy podjechaliśmy pod dom, pożegnałam się z nim i poszłam do domu.
W salonie siedzieli członkowie rodziny.
- Jestem – rozebrałam się usiadłam na kanapie obok Marcina, który objął mnie ramieniem.
- Słuchajcie, to co się wydarzyło to dla naszej rodziny tragedia ale też sprawdzian. Mamy siebie i musimy być ze sobą blisko. To nie może nas podzielić. Kochamy was z mamą całym sercem. - głos taty się załamywał a oczy mamy zapełniały się łzami.
- Nie jesteśmy w stanie was chronić przez każdym błędem innych ludzi, musicie uważać na siebie i korzystać z życia. To nie jest tak, że Maciek całkiem nas opuścił. Ciałem go nie ma ale duszą na pewno nam towarzyszy. Patrzy na nas z góry, nie możemy o nim zapomnieć ale musimy żyć dalej. - mama otarła łzy.
- Nam też nie jest łatwo ale wyobraźcie sobie, że on patrzy i smuci się jak nas takich widzi – dokończył tata. Zaczęłam płakać, nie chciałam, ale nie mogłam się powstrzymać. Szybko wytarłam łzy.
- Kocham was – usiadłam pomiędzy rodzicami, mocno się przytuliliśmy. Marcin też dołączył do nas.
Dosyć długo tak siedzieliśmy, po czym wstałam, żeby się wykąpać.
- Mogę jeszcze nie iść do szkoły? Nie dam rady – stanęłam naprzeciw rodziców. Tata wstał i ponownie mnie przytulił.
- Pójdziesz kiedy będziesz chciała. Nikt nie będzie cię popędzał. - dałam mu buziaka w policzek i poszłam w końcu do łazienki. Wzięłam długą kąpiel i od razu poszłam spać, czułam się zmęczona. Wierciłam na łóżku dobrą godzinę, wstałam i skierowałam się do pokoju Maćka. Przez długi czas nie miałam odwagi by nacisnąć klamkę, gdy to zrobiłam zobaczyłam pokój, który miał charakter Maćka. Było tak jakby on zaraz miał tu wejść, wszystko było tak jak zawsze porozrzucane. Delikatnie dotykałam półek, na których stały zdjęcia, książki. Podniosłam koszulkę Maćka, która leżała na ziemi, przytuliłam ją mocno do siebie, położyłam się na jego łóżku i zasnęłam.

Dziękuję za komentarze pod poprzednią częścią, za każde słowo... To bardzo dla mnie ważne i chcę byście wiedzieli, że to doceniam :*

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2192 słów i 11525 znaków.

2 komentarze

 
  • ANITA

    Pięknie naprawde pięknie :*

    4 gru 2014

  • sweetkicia

    Dziewczyno opisujesz to w taki sposób, że po każdym następnym słowie rozklejam się jeszcze bardziej... Pisz i nie przestawaj. Wspaniałe <3

    4 gru 2014