The experience cz 46-47

Przez ostatni tydzień bezczynnie siedziałam w domu, byłam też na kilka dni u dziadków, gdzie mogłam kompletnie odciąć się od wszystkiego co przypominało mi Maćka, jedynie byłam zdana na własne wspomnienia. Spędzałam czas z Filipem, który przychodził nawet po to by tylko w ciszy sobie ze mną posiedzieć. Nie miałam ochoty na rozmowy, zamykałam się we własnym świecie co rusz odtwarzając wspomnienia z Maćkiem. Minęły już 3 tygodnie odkąd Maćka z nami nie było i tyle też samo czasu nie byłam w szkole. Wiedziałam, że tylko sobie tym szkodziłam, ale po prostu nie miałam siły, a przede wszystkim odwagi by się tam pojawić. Kilka razy w ciągu minionych dni byłam na siłowni, ale za żadnym razem nie spotkałam tam Bartka. Przemek był świetnym instruktorem i dzięki ćwiczeniom, wyciskowi, który tam dostawałam czułam się lepiej. Przede wszystkim dzięki temu, że zmęczona wracałam do domu, to od razu kładłam się spać.  
Dzisiaj był piątek, miałam mieć tylko 4 lekcje w szkole, więc postanowiłam się z tym zmierzyć. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała się tam zjawić, a piątek wydał mi się odpowiednim dniem, miałam akurat wtedy luźne lekcje, ale też zaraz miał nastać weekend, więc dawało mi to dwa dni by móc wszystko przemyśleć i nabrać siły. Ubrałam jeansy i czarny sweter, mój świat był do tego stopnia szary, że nie mogłam nawet patrzeć na kolorowe ubrania w swojej szafie. Założyłam zegarek, który dostałam od Maćka na 18 urodziny. Włosy związałam w kok i zeszłam na dół, gdzie siedzieli rodzice z Marcinem. Do tej pory Maciek mnie odwoził do szkoły, tak było kiedyś...
- Jesteś silna. - mama spojrzała na mnie ze wzrokiem wyrażającym aprobatę mojego zachowania. Widziałam, że wszystkim nam było ciężko. Nie można powiedzieć, że ktoś cierpiał bardziej a ktoś mniej, każdy z nam przeżywał to na swój sposób. Duch i radość naszego domu zniknęła. Kiedy na siłę zjadłam śniadanie, wraz z Marcinem zebraliśmy się do szkoły.
- Odprowadzisz mnie? - spytałam brata gdy byliśmy na parkingu. Dzisiaj to on mnie przywiózł. Poprosiłam go by mnie odprowadził bo bałam się tam wejść, po tak długiej przerwie nie wiedziałam co tam zastanę.
- Jasne. - wyszliśmy z samochodu i podążyliśmy w stronę wejścia. Czułam na sobie wzrok ludzi, to było okropne. W mojej obecności widzieli jakąś sensację, której nie potrafiłam zrozumieć. - Dasz radę. - Marcin musiał zauważyć zawahanie w moim zachowaniu. Stanęłam przed szkołą i wzięłam głęboki oddech, spuściłam głowę i objęta ramieniem Marcina weszłam do budynku. Ludzie wpatrywali się we mnie jak na kosmitkę, jakbym była obca. Poszliśmy do szafki, gdzie zostawiłam kurtkę i przebrałam buty.
- Będziemy musieli wziąć rzeczy Maćka – z ciężkim sercem popatrzyłam na Marcina jak na wyrocznię.
- Racja. - Marcina milczenie upewniło mnie w przekonaniu, że dla niego to także będzie ciężkie. - Jak przyjadę po ciebie to, to zrobimy. Dobrze? Jak chcesz mogę sam to zrobić – Złapał mnie za ramiona, jakby tym gestem chciał oddalić wszystkie moje troski i zmartwienia.
- Nie, dam radę. Mam klucze do jego szafki. - wzięłam potrzebne rzeczy i poszliśmy pod salę. Na korytarzu zauważyłam Damiana, przyjaciela Maćka, który chyba jak wszyscy był zaskoczony moją obecnością.
- Cześć – podszedł do nas, przytuliliśmy się dodając sobie na wzajem otuchy. On też stracił ważną osobę dla siebie.
- Cześć – Marcin przywitał się z Damianem.
- Zaopiekuję się nią. - kolega zwrócił się do mojego brata. Damian znał mnie dobrze, może nie tyle co z przebywania ze mną ale głównie z relacji Maćka, więc pewnie wiedział jak źle się czułam będąc obarczona spojrzeniami z każdej strony.
- Okej, ale i tak odprowadzę ją do klasy. - we trójkę poszliśmy pod salę w której miałam lekcje. Chłopaki poczekali ze mną aż do dzwonka, a gdy ten zabrzmiał to Marcin wszedł ze mną do sali.
- Jak coś to dzwoń, od razu przyjadę. - pocałował mnie w czoło i wyszedł. Siedziałam sama w ostatniej ławce, wpatrując się w swoje ręce. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, co chwilę ktoś spoglądał na mnie, co było frustrujące. Nie byłam w stanie choć na chwilę zapomnieć o tym co się wydarzyło bo ci ludzie na każdym kroku przypominali mi o tym. Była godzina wychowawcza i trochę się nudziliśmy, więc nie miałam jak odwrócić swojej uwagi od ich spojrzeń. Obok mnie usiadła Magda.
- Wiem, że ci ciężko, ale zawsze możesz na mnie liczyć. - złapała mnie za rękę i przytuliła.
- Dziękuję. - wymusiłam uśmiech, chociaż tak naprawdę miałam ochotę się rozpłakać. Pozostałą część lekcji siedziałyśmy w milczeniu. Widziałam Asię, która co chwilę patrzyła w moim kierunku, ale nie miałyśmy o czym rozmawiać.
Po dzwonku Damian czekał na mnie przed salą i razem poszliśmy na stołówkę.
- Trzymasz się jakoś? - spojrzałam na niego. Był jego najlepszym przyjacielem, więc domyślałam się, że dla niego też to było trudne.  
- Łatwo nie jest. Ostatnio mieliśmy pogadankę z psychologiem na temat tego co się stało. Coś tam pomogło. Może powinnaś spróbować? - skierował się do mnie.
- Chyba jakoś daję radę. - po moich słowach podszedł i przytulił mnie mocno. Potrzebowałam tego, był szczerą osobą a dzięki temu nie czułam się tak samotna.
Po dzwonku odprowadził mnie na pozostałe lekcje. Ludzie cały czas mi się przyglądali, szeptali. Wiedziałam, że być może to ze współczucia, ale i tak mi to nie pomagało. Nauczyciele też zdawali się mnie żałować. Wychowawczyni wzięła mnie na rozmowę, przekazała mi wyrazy współczucia jak i że mogę na nich, nauczycieli, liczyć. Byłam im wdzięczna, ale musiałam sobie jakoś z tym poradzić a trudniej mi było jak co rusz ktoś mówił jak to bardzo muszę cierpieć. Tak naprawdę żadne z nich nawet w dziesięciu procentach nie wiedziało, co odgrywało się wewnątrz mnie.  
Po trzeciej lekcji Damian odprowadził mnie na angielski. Przy oknie zobaczyłam Bartka, który jak każda osoba w szkole był zaskoczony moim widokiem.
- Możesz iść już. Dziękuję ci za pomoc, bardzo mi pomogłeś, gdyby nie ty nie dałabym rady tu wytrzymać.- skierowałam się do Damiana, czułam się trochę głupio bo chciałam by już poszedł, nie przeszkadzała mi jego obecność, byłam naprawdę wdzięczna, że towarzyszył mi, ale było coś silniejszego,  
- Jak coś to wal – przytulił mnie na pożegnanie i poszedł, odprowadziłam go wzrokiem i podeszłam do okna.
- Cześć – przywitałam się z Bartkiem. Nie wiedziałam czy dobrze robiłam, czy jego zainteresowanie mną było chwilowe i dyktowane tylko współczuciem.
- Hej. - dokładnie mi się przyglądał. Widziałam jak zmagał się ze sobą, patrzył na mnie, jakby chciał coś powiedzieć ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, tak samo było ze mną. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, skrępowani milczeliśmy. Nauczycielka weszła do sali, a my udaliśmy się za nią. Usiadłam sama w ławce, nie wiedziałam czy on chciał obok mnie siedzieć. Po chwili zobaczyłam jak nie usiadał w swojej ławce tylko szedł w moim kierunku. Bez słowa zajął wolne miejsce obok mnie, miło się przy tym uśmiechając, odwzajemniłam uśmiech i skupiłam się na lekcji, co wcale takie łatwe nie było, szczególnie, że cały czas miałam ochotę wtulić się w jego ramię.  
Po dzwonku od razu udałam się do szatni, nie czekałam na Bartka bo czekało mnie coś gorszego.
Przy szafce ujrzałam Marcina, stał z pudełkiem.
- Wezmę swoje rzeczy i możemy iść. - spakowałam potrzebne książki i poszliśmy w kierunku szafki Maćka. Najpierw delikatnie przejechałam po niej ręką, czułam jak łzy napływały mi do oczu. Bezsilność dawała się we w znaki. Czułam, że to wszystko działo się naprawdę, dopiero w tamtym momencie doszło do mnie, że to prawda.
- Otwórz ją, nie przeciągaj bo będzie jeszcze bardziej boleć. - Marcin podszedł bliżej mnie. Czułam, że on też chciał mieć to już za sobą, ale nie potrafiłam szybko się z tym rozprawić.
- Wiem, ale to jest straszne... - wytarłam łzy z policzka, które uroniłam z rozpaczy.
- Daj- Marcin wyciągnął dłoń w moją stronę, podałam mu kluczyk, którym otworzył szafkę i po kolei wyciągał z niej rzeczy, które podawał mi, a ja wkładałam do pudełka. Każdą rzecz obrałam w dłoniach, głaskałam, tak jakby chciałam ściągnąć z nich odciski Maćka, by chociaż trochę być bliżej niego.
- Gosia będzie gorzej, wkładaj je do pudła. - Marcin był opiekuńczy i widział, jak mi to wszystko ciężko przychodzi ale był stanowczy. Jego słowa byłym takim uderzeniem w policzek. Posłuchałam go, nie chcąc bardziej go zdenerwować i z pozostałymi rzeczami poszło nam szybciej. Razem wyszliśmy ze szkoły z pudłem w którym znajdowało się szkolne życie Maćka. Tyle miesięcy, chwil, wspomnień zamkniętych w jedno szare pudełko.
Od razu pojechaliśmy do domu, gdzie zjedliśmy obiad. Pudło wstawiliśmy do pokoju Maćka gdzie tak naprawdę prawie nikt nie wchodził. Czasami jak nie mogłam zasnąć to spałam w jego łóżku. Nie ruszaliśmy jego rzeczy, ponieważ chcieliśmy by ten pokój został taki jakim Maciek go zostawił. Nikomu nie wolno było przestawiać rzeczy czy czegokolwiek wyrzucać. To miejsce było pamiątką po Maćku.

47.
Weekend minął bardzo szybko, z rodzicami codziennie chodziliśmy do kościoła bo cały czas były odprawiane Msze za naszego brata. Dodatkowo przychodził też Filip. Minimalnie czułam się lepiej, po miesiącu czasu powracałam do "normalnego” funkcjonowania, jeżeli tak to można nazwać. Już histerycznie nie reagowałam płaczem, powoli radziłam sobie z swoimi emocjami. Lubiłam spać, bo czasami śnił mi się Maciek, więc tylko wtedy mogłam chociaż przez chwilę z nim pobyć. Byłam taka "zwiotczała”, szara i bez życia. Czułam się pozbawiona uczuć i pusta w środku, byłam jak opona bez powietrza, która jest bezużyteczna, bez celu i każdemu obojętna.
Natomiast dzisiaj bez problemu wstałam z łóżka, założyłam jeansy i czarną koszulę, zrobiłam lekki makijaż, włosy związałam w kok i zeszłam na dół. Rodzice jedli śniadanie.
- Smacznego – uśmiechnęłam się do nich i zabrałam się za jedzenie. Mój uśmiech wcale nie był naturalny, nauczyłam się już go wymuszać, czułam się jak klaun, który stwarzał dobre pozory. Przecież miesiąc to tylko 30 dni, przez ten czas nie da się zapomnieć, ani nagle pozbyć się bólu. Jedyne co czułam to właśnie ten ból i nic poza tym.
- Odwiozę cię – tato spojrzał na mnie. Nigdy mnie nie odwoził ponieważ nigdy mu nie było po drodze.  
- Mogę sama jechać samochodem.
- Wiem, że tego nie lubisz a i tak muszę iść do dyrektora. - spojrzałam na niego i coraz bardziej uświadamiałam sobie, że Maciek powoli znikał ze społeczeństwa, najpierw szafka a teraz jego dokumenty w szkole. Nie byłam małą dziewczynką i wiedziałam, że jak ktoś umarł to już nie wejdzie radośnie do pokoju, lecz cały czas miałam wrażenie, że on zaraz wejdzie, uśmiechnie się i będzie mnie popędzał. Ciężko było mi patrzeć na drzwi, które się nie otwierały. Z trudem przychodziło mi rozumienie tego co się tak naprawdę działo, że niedługo Maciek nie będzie figurował w szkole, przychodni, urzędzie, banku czy gdziekolwiek. Moje oczy znowu mnie piekły od płaczu. Wstałam od stołu by już dłużej nie myśleć o tym chociaż nie dało się odgonić tych myśli, tata podążył za mną i ubieraliśmy się.
- Marcin cię odbierze. - mama zwróciła się w moją stronę, przytuliła mnie mocno i podała kanapki. Rodzice też to bardzo przeżywali, starali się jeszcze bardziej dbać o nas ale tak naprawdę nie mieli wpływu na to kiedy umrzemy. Bardzo się starali by ulżyć mnie czy Marcinowi ale nie meli takiej siły by to cierpienie, żal, czy poczucie krzywdy wziąć na siebie.

Objęta ramieniem przez tatę weszłam do szkoły, odprowadził mnie do szafki a później pod salę. Czułam się bezpiecznie gdy był obok mnie. Przy nim byłam niziutka i krucha, miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę. Stres i negatywne uczucia wysysały ze mnie energię.
- Jestem dumny z ciebie – mocno mnie przytulił. W nawet moich małych gestach, minimalnych efektach maksymalnych moich starań widział progres, potrafił zauważyć bardzo dużo.
- Kocham cię – uśmiechnęłam się do niego, dałam mu buziaka w policzek i weszłam do klasy. Lekcje mijały spokojnie, miałam dużo zaległości, co rusz pisałam jakiś sprawdzian by nadrobić braki. Przerwy pomiędzy lekcjami spędzałam w samotności, czasem siedziałam z Damianem na stołówce, ale zawsze w ciszy.
Poszłam na wf, miałam ochotę dzisiaj ćwiczyć, wypocić się ponieważ wtedy czułam jakbym co najmniej straciła kilogram uczuć. Dzisiaj grałyśmy w kosza. Biegałam jak szalona, sama siebie nie poznawałam, nie wiedziałam, że aż tak dobrze potrafiłam grać w kosza, w ogóle uprawiać jakikolwiek sport. Gdy moja drużyna zrobiła zmianę, siedziałam na ławce, obok zobaczyłam Bartka. Patrzył na mnie a ja na niego. Żadne z nas nie zrobiło pierwszego kroku, nie wiedziałam jakbym miała zacząć rozmowę, co miałabym mu powiedzieć.
Po wf poszłam do szatni gdy ktoś za mną zawołał.
- Jesteś zajęta po lekcjach ? - to był Bartek.
- Marcin po mnie przyjeżdża. - spojrzałam w bok, nie wiem czemu, to było silniejsze ode mnie. Patrzenie na niego powodowało, że miałam ochotę przywrzeć do niego i już nigdy się nie oderwać.
- A możesz mu powiedzieć, żeby nie przyjechał? - zrobił krok w bok, tak że patrzyłam teraz na niego.
- A chcesz tego?
- A ty? - patrzył mi głęboko w oczy, nasze ciała były blisko siebie. Czułam jego oddech, jego zapach perfum. Nie mogłam już dłużej znieść tej odległości i woni dochodzącej od niego.
- Do zobaczenia.- weszłam do szatni, przebrałam się. Gdy szłam korytarzem zza ściany zobaczyłam Bartka.
- Nie odpowiedziałaś mi – szliśmy ramię w ramie.
- Ty też – skręciłam w prawo i szłam schodami, on zastawił mi drogę. Znowu miałam go przed sobą.
- Będę czekał przy bramie – zszedł z powrotem na dół, a ja ruszyłam pod klasę. Nie odwróciłam się by zobaczyć czy on się odwraca.
Reszta lekcji w szkole minęła bez większych, wart opowieści historii, w międzyczasie napisałam Marcinowi sms'a że wrócę z Bartkiem. Gdy skończyłam lekcje poszłam do szafki, była tam tylko Asia.
- Jak się czujesz? - podeszła bliżej. Patrzyła na mnie z żalem w oczach, a w tonie jej głosu słyszałam troskę, ale mimo wszystko czułam ogromną niechęć do niej i nie potrafiłam jej przełamać.
- Chyba nie powinno cię to interesować. - spojrzałam na nią bez uczuć. Była mi obojętna, po tym co zrobiła.
- Gosia przepraszam. Przepraszam, że namieszałam, że kłamałam. Przepraszam. Po prostu on od początku mi się nie podobał i chciałam cię chronić, by kolejny facet cię nie skrzywdził. Cały czas pamiętam jak cierpiałaś po rozstaniu z Wojtkiem.
- Myślisz, że po zerwaniu przyjaźni z tobą i Bartkiem mniej cierpiałam? Proszę cię nie mam na to siły. Chcę zapomnieć, zresztą to była błahostka. Teraz straciłam brata i pozwól mi w spokoju się z tym pogodzić. Może to zabrzmi to obcesowo, ale nie potrzebuję cię – sama nie wierzyłam, że miałam tyle siły w sobie by jej to powiedzieć. Ale nie skłamałam, powiedziałam dokładnie to co czułam. Nie potrzebowałam jej, to była bolesna prawda, ale mimo wszystko prawda.
- Przestań, możemy to naprawić. Będę cię wspierać – złapała mnie za rękę, patrzyła na mnie z litością i wielką prośbą w oczach. Natomiast rany wyrządzone przez nią były duże i nie potrafiłam o nich zapomnieć.
- To ty przestań. Jestem ci wdzięczna tylko za jedną rzecz, że się przyznałaś – uśmiechnęłam się i wyszłam z szkoły. Zaczerpnęłam głęboko powietrza by odetchnąć, uspokoić napięcie, które pojawiło się w moim ciele. Był marzec, zima powoli puszczała, robiło się przyjemniej, powietrze, które wpłynęło w moje płuca było zimne, ale przyjemnie orzeźwiło moje ciało. Przy bramie zobaczyłam Bartka, był zniecierpliwiony.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - jeden kącik jego ust uniósł się do góry, odnosiłam wrażenie, że cieszył się na mój widok.
- Asia mnie zatrzymała. - szliśmy w stronę miasta. Gdy powiedziałam dlaczego chwilę się spóźniłam, mięśnie na Bartka twarzy napięły się a rozkoszny uśmiech zniknął.
- Czego chciała? – sucho powiedział i spojrzał na mnie.
- Przepraszała i takie tam. Gdzie idziemy? - teraz ja odwróciłam się w jego stronę.
- Zaraz złapiemy autobus i pojedziemy do mnie, a potem to już zobaczysz. - uśmiechnął się po czym złapał mnie za rękę i pociągnął. Zaczęliśmy biec, z początku nie wiedziałam co się działo lecz zauważyłam, że na przystanek zajeżdżał autobus. Ledwo co zdążyliśmy. Gdy byliśmy pod blokiem, w którym mieszkał Bartek skręciliśmy w uliczkę gdzie były garaże. Bartek otworzył jeden z nich.
- Pamiętasz jak coś mi kiedyś obiecałaś? - uśmiechnął się w moją stronę, znałam jego plan. Z garażu wyciągnął motor, podał mi kask i sam zaczął ubierać drugi. Zapalił silnik i usiadł, bez zawahania dołączyłam do niego i ruszyliśmy. Kiedyś z Maćkiem też jechaliśmy motorem, ale nie tak szybko. Bartek miał gdzieś przepisy, mknął przez ulicę niczym Kubica po torze. Jechaliśmy szybko i wystarczył moment byśmy znaleźli się na przedmieściach i wyjechali z miasta. Bartek nawet na chwilę nie zwalniał, co powodowało, że trzymałam się go kurczowo. Miałam zaufanie do niego, ufałam mu bezgranicznie, może na wyrost, ale to nie było zależne ode mnie. Zobaczyłam jak świat szybko przemijał, tak jak życie.  
Cały czas jechaliśmy, nie czułam strachu, w ogóle nic wtedy nie czułam. Byłam wolna, jedyne co odczuwałam to adrenalinę, kiedy tylko przyzwyczajałam się do prędkości, pożądałam więcej, szybciej. Bartek musiał mieć tak samo, ponieważ jechaliśmy coraz szybciej, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Odczuwałam przyjemność z tej jazdy. Zjechaliśmy z głównej drogi w poboczną, ale nadal nie zatrzymywaliśmy się. Na poboczu stała tabliczka z nazwą miejsca, w którym się znajdywaliśmy, ale z racji prędkości jaką osiągaliśmy nie byłam w stanie jej przeczytać. Bartek powoli zwalniał. Byliśmy w małym miasteczku, dookoła było szaro, ponuro tak nijako. Zobaczyłam, że jesteśmy przed cmentarzem, zaparkował motor i z kaskiem w ręce podążałam za Bartkiem. Nic nie mówił, wiedziałam gdzie byliśmy i nad czyj grób szliśmy, ale nie wiedziałam po co. Cały czas szłam za nim, on był kilka kroków przede mną.
Zatrzymał się w środku alejki, najpierw spojrzałam na niego po czym oboje patrzyliśmy w tym samym kierunku. Nie myliłam się, byliśmy nad grobem jego mamy.
- Pomimo tego wszystkiego co się działo w naszym domu, jak raniła siebie a przy okazji nas, pomimo że nie szanowała swojego życia bardzo ją kochałem, kocham i będę kochać. Tęsknię za nią. I wiesz co jest najgorsze? - patrzył na mnie.
- Że nie możesz z nią porozmawiać, usłyszeć głosu – szeptem odpowiedziałam mu. Nie patrzyłam na niego ale na miejsce, w którym była jego najważniejsza osoba.
- Nie. To też, ale są zdjęcia, nagrania video, możesz mówić i ona słyszy jedynie nie odpowie, może pojawić się we śnie. Najgorsze jest to, że nie mogę jej dotknąć, przytulić, złapać za rękę. Nie mogę pójść z nią na spacer. Mam przeczucie, że zmarnowałem tyle czasu, że tak krótko z nią byłem. Mam straszny żal do siebie, że nie dałem jej odczuć jak bardzo ją kocham, jak bardzo mi na niej zależy. Wiem, że ona to wie, ale prawda jest taka, że nie wykorzystałem tego czasu jak była obok. Nie wiem do końca co czujesz po stracie Maćka bo byliście bliżej niż ja z mamą. Nie znałem go zbyt długo, ale wiem, że bardzo cię kochał, wszystko co robił by mnie odciągnąć od ciebie, robił z troski. Był w stanie się nawet z tobą pokłócić by postawić na swoim. Dbał o ciebie bardziej niż o siebie. Ty nie zmarnowałaś tego czasu, nie miałaś go za dużo, ale możesz mieć czyste sumienie, przeżyłaś z nim tyle wspaniałych chwil. I nie martw się, nie zapomnisz tego. Choćbyś nie wiem jak bardzo starała się wymazać z pamięci te wspomnienia to nie uda ci się. Masz tyle pięknych chwil do których możesz wracać myślami. Tyle zdjęć, filmów, przedmiotów. On zawsze będzie z tobą i przy tobie. Wiem, że czujesz ogromną pustkę, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak wielką bo z żadną osobą w moim życiu nie łączyła mnie aż tak zażyła relacja, ale nie możesz marnować czasu, zobacz jakie życie jest kruche, ilu ludzi tutaj leży, ilu z nich za wcześnie Bóg wezwał do siebie. My mamy jeszcze szansę zbierać doświadczenia, każdy z nas ma misję do spełnienia i nie możemy przestać. Rób wszystko by na łożu śmierci nie bać się, ale powiedzieć sobie, tyle przeżyłam, tyle doświadczyłam. Nigdy nie będzie wystarczająco, zawsze czuć niedosyt, ale trzeba żyć i iść dalej. - słuchałam jego słów zawzięcie. Jak gąbka chłonęłam każde słowo. To, że trafiało do mnie to co mówił miało odzwierciedlenie w łzach. Nie wstydziłam się ich, nie były oznaką, że byłam słaba ale, że czuję i Bartek działał na moje uczucia i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę i nie zamierzałam tego ukrywać. Gdy to mówił patrzył na mnie a ja spoglądałam w ślepy punkt. Po chwili odwrócił wzrok i spoglądał na grób.
- Mamo, poznaj Gosię. Opowiadałem ci o niej. - po chwili wzrok przeniósł na mnie. - Gosia to moja mama, Zosia – uśmiechnął się i spojrzał przed siebie. - Zabiorę ją bo zamarznie zaraz, ale niedługo cię odwiedzę. - ukucnął, położył dłoń na pomniku. On też cierpiał, pomimo tych mięśni dało się to zauważyć. Przeżegnaliśmy się i szliśmy z powrotem na parking. - Wszystko w porządku? - stał przede mną a ja ocierałam łzy by móc założyć kask.
- Tak. - podeszłam bliżej i przytuliłam się do jego zimnej kurtki. Potrzebowałam trochę ciepła. Po chwili odsunął się ode mnie, myślałam, że chce mnie pocałować, ale on założył sobie kask po czym pomógł mi uporać się z moim i ruszyliśmy. Zaskoczył mnie swoim dystansem, raz go skracał a raz wydłużał. Po chwili wracaliśmy już do naszego miasta.

- Może wejdziesz, zrobię herbaty i się trochę ogrzejesz? - spojrzałam na niego gdy byliśmy pod moim domem.
- Chyba podziękuję. - powiedział dosyć sucho. Nie rozumiałam jego zachowania.
- Przestań, chodź. - uśmiechnęłam się zachęcająco, chciałam przełamać jego dystans.
- Do jutra. - założył kask i nie zdążyłam już nic powiedzieć bo odjechał. Czułam się nieprzyjemnie. Olał mnie i to pozostawiło niesmak w mojej głowie.

paulinan92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4435 słów i 23439 znaków.

2 komentarze

 
  • Anna2207

    Zgadzam się z Anita ☺

    15 gru 2014

  • ANITA

    Super ;) mam nadzieje że Gosia będzie z Bartkiem.

    13 gru 2014