Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Podobnie było z naszym pobytem w Kołobrzegu. Po pięciu dniach swobody trzeba było spakować walizkę i udać się na pociąg. Tym razem obyło się bez przygód. W naszym przedziale nie było żadnej zakonnicy, ale była za to grupka niepełnoletniej jeszcze młodzieży. W tej sytuacji musieliśmy zapomnieć o jakichkolwiek pieszczotach, nie wspominając o czymś więcej. Sama bliskość Sylwestra i to, że wgapiał się mój biust, sprawiły, że podróż przebiegła w miłej i podniecającej atmosferze.
Podobnie jak kilka dni wcześniej nasza podróż zakończyła się na dwóch różnych stacjach. Wysiadłam wcześniej a pod dworcem czekała już na mnie zamówiona przez mojego kochanka taksówka. Nie mogliśmy pozwolić sobie na to, że Morawska zobaczy nas razem w pociągu czy też na stacji. Nie chciałam również patrzeć na widok całującej go na powitanie Morawskiej. Widok rzucających mu się zapewne na szyję dzieci także nie byłby dla mnie przyjemny.
Choć miał to być wypoczynek, wróciłam potwornie zmęczona. Popołudnie i wieczór spędziłam, nabierając sił w wannie. Następnego dnia miałam zajmować się dziećmi.
Przez pół dnia przygotowywałam się, powtarzając moją historyjkę. Musiałam być przygotowana na to, że Morawska zada mi pytanie jak było u moich rodziców, jak czuje się mój tata i dlaczego tak się opaliłam. Kiedy byłam pewna, że wszystko mam dograne i nie wysypię się, na żadnym szczególe udałam się do ich domu.
Tam nic się nie zmieniło. Kiedy zadzwoniłam drzwi, otworzyła mi Morawska, i bez słowa przywitania, czy miłego uśmiechu odwróciła się i poszła do salonu. Zupełnie tak jakby wpuszczała psa, który skrobie do drzwi.
To, co zobaczyłam w salonie, sprawiło, że moja krew odpłynęła z głowy, a nogi stały się miękkie. Na sofie siedział Krzysztof w towarzystwie Morawskich. Opowiadał Beatce o pobycie w Kołobrzegu. Zastanawiałam się, czy już powiedział o naszej orgii, czy jeszcze nie.
Sylwester spojrzał na mnie wymownie. Nie musiał robić żadnych gestów i nic mówić. W mig zrozumiałam, że mam zachowywać się naturalnie i udawać, że nie znam Krzysztofa. Przywitałam się i poszłam na górę do dzieci.
Miałam sporo pracy, bo podczas mojej nieobecności nagromadziło im się sporo zaległości. Ciekawiło mnie czy Beata w ogóle zajmowała się nimi przez ten czas. Po trzech godzinach, kiedy zostało mi już tylko sprawdzić prace domową Antosia, zeszłam na dół do kuchni. W salonie nie było już ani Morawskiego, ani Krzysztofa. Spotkałam natomiast Beatę.
- No i jak tam odpoczęłaś? - zagaiła mnie niby mimochodem. Doskonale wiedziałam, że jest to jedynie zwrot grzecznościowy, by przerwać niezręczną ciszę a wcale ją nie interesował mój pobyt u rodziców, na którym de facto przecież nie byłam.
- A dziękuję, dobrze — powiedziałam zachowawczo.
- Opaliłaś się. Gdzie mieszkają twoi rodzice? Nad morzem?
- Niestety nie. Rodzice mieszkają pięćdziesiąt kilometrów stąd. Faktycznie słońce strzaskało mnie trochę, bo przebywałam sporo na świeżym powietrzu. Musiałam pomóc w pracach ogrodowych.
- No tak, tak. A jak się czuje twój tata? - zapytała.
Już na szczęście lepiej. Zagrożenie już minęło, jest w domu. Lekarz powtarza, by być dobrej myśli.
- Och to dobrze. Trzeba dbać o rodziców. Jak mama to znosi?
- Dobrze, ale nie ukrywała, że bez mojej pomocy na pewno było jej ciężko. Kazała podziękować, za to, że zgodziła się pani na mój wyjazd w tak krótkim czasie.
- Wiesz, przez chwile przeszło mi przez myśl, że wcale nie byłaś u rodziców...
Czułam, jak robię się czerwona i słabnę. Stałam tyłem do blatu i oparłam na nim cały ciężar ciała. To sprawiło, że nie upadłam. Czułam, że za chwilę powie, iż odkryła nasz romans. Czekałam jak skazaniec na wyrok.
- Ale jak to? - zapytałam z ukrywanym bądź co bądź zaciekawieniem.
- Po prostu pomyślałam, że poznałaś jakiegoś faceta i postanowiłaś pojechać z nim, żeby przedstawić go rodzicom, a bałaś się, że nie dostaniesz urlopu, dlatego wymyśliłaś historię o chorym ojcu.
- Nie no co pani. Po pierwsze nie mam żadnego faceta. Po drugie nigdy w życiu nie pozwoliłabym sobie na szafowanie zdrowiem i losem mojego taty.
To, co powiedziałam, to było czyste łgarstwo, ale wiedziałam, że w tej sytuacji muszę iść w zaparte i być konsekwentną. Cały czas nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy martwić, że Beacie chodziło o to. Z jednej strony wkurzyła mnie taką gadką, ale z drugiej byłam zadowolona, że mimo wszystko nie odkryła mojego romansu z jej mężem.
- Myślałam, że masz kogoś — powiedziała widocznie zdziwiona.
- Nie mam. Nie mam czasu.
- Phi. Ja w twoim wieku byłam już zaręczona z Sylwestrem. Nie wiem, na co te dziewczyny teraz tak długo czekają. Ile ty nasz już lat?
- Dwadzieścia cztery
- O! To już dawno powinnaś mieć co najmniej narzeczonego, jeśli nawet nie męża.
- No wie pani. Studia, praca. Człowiekowi brakuje czasu.
- Są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Szkoda, że nie potrafisz tego zrozumieć.
Gdybym nie była dobrze wychowana, to chyba bym jej przyłożyła. Tak mnie, zdenerwowała tym tekstem. Już chciałam jej coś odparować, ale mnie uprzedziła.
- Za chwilę będziesz miała trzydziestkę i pozostaną ci już tylko przelotne romanse. Zobaczysz! Już żaden facet nie będzie chciał na ciebie spojrzeć w tym wieku.
- Nie no do trzydziestki mam jeszcze sześć lat. Myślę, że w tym czasie zdążę...
- No może zdążysz, może nie zdążysz. W każdym razie pamiętaj. Jeśli teraz nie znajdziesz sobie kogoś na stałe, potem zostanie ci już tylko rozbijanie cudzych małżeństw.
To ostatnie co powiedziała, zmroziło mnie. Spojrzała mi przy tym w oczy i wręcz wyartykułowała mi to prosto w twarz. Wiedziałam, że coś podejrzewa, ale bałam się to przyznać sama przed sobą. Trzeba przyznać, że rozegrała mnie tą rozmową. Nie wiedziałam co robić.
Sprawdziłam zadanie Antosia i wróciłam do domu.
Wieczorem opisałam całą rozmowę sylwestrowi.
NIE WYDAJE MI SIĘ, ŻEBY COS PODEJRZEWAŁA — odpisał mi po chwili. Zaznaczył, że do niego żadnych aluzji nie robiła. Uspokoił mnie tym trochę, ale nie na tyle bym mogła spokojnie zasnąć.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.