Oblicze łez - Część 7

Nurtowały mnie ciekawskie spojrzenia, wyolbrzymione przez lata przewrażliwienie, grało teraz pierwsze skrzypce. Zaczęło się dość oficjalnie, wiązanka życzeń najpierw od rodziny, potem od narzeczonej, przyjaciół, w końcu przyszła kolej na mnie, co miałam mu powiedzieć? Zamiast typowego miksu o zdrowiu, szczęściu, chciałam czymś zabłysnąć. Wymyśliłam słowa, ale kiedy znalazłam się tuż przed nim, zatkało mnie.  
- Spełnienia marzeń … radości … sto lat – wycedziłam uśmiechając się.
- Dziękuję, ciesze się, że przyszłaś – dodał przytulając się do mnie.
Wydało mi się wtedy, że czas się zatrzymał, nie chciałam go wypuścić. Niestety za mną stali inni, więc zostałam sprowadzona na ziemię z obłoków. Ktoś mnie potrącił, poleciałam jak długa, wprost na idącą w moim kierunku Darię, niosącą napoje. Zawartość wylała się wprost na jej kreację, sprawiając wrażenie, jakby grała główną rolę w reklamie proszku do prania. Skierowała na mnie wzrok, jakbym uczyniła to specjalnie.  
- Jak chodzisz? Te plamy nie zejdą …
- Namocz od razu w wodzie. - poradziłam jej niczym ekspert.
- Wiesz ile kosztowała sukienka?
- Przepraszam. – wycedziłam, chcąc załagodzić sytuację.
Rozjuszona wybiegła z salonu, znikając w głębi domu. Zasiadłam z powrotem za stołem, zajadając zdenerwowanie kawałkiem ciasta. Wtem poczułam, jak rozlewa się po mnie pachnący sok z owoców.  
- Oh, przepraszam, niezdara ze mnie. - powiedziała ironicznie Daria, przechodząc dalej.

Lepiłam się, niczym ruchoma pułapka na owady. W przeciwieństwie do narzeczonej Fabiana, nie miałam w co się przebrać, a od mieszkania dzieliła mnie spora odległość. Jeżeli wyjdę, już tu nie wrócę. Zbierało mi się na łzy, ale coś mnie powstrzymało. Wstałam kierując się prosto do dziewczyny o orzechowych włosach. Doglądała gości, udając, że mnie nie zauważa. Dotknęłam lekko jej pleców.
- Zrobiłaś to specjalnie …
- Tak samo, jak ty. - dodała, odwracając się z powrotem.
- Zostałam popchnięta, a ty podeszłaś z premedytacją i …
- Nie wydaje mi się, żeby to było coś warte – dodała chwytając dłonią poplamionego materiału.
- Tak się nie robi, przeprosiłam.
- Takie jest życie. - odparła z lekkim uśmiechem, odchodząc jakby nic się nie stało.
Wtedy zbliżyła się do mnie Kaśka, ciągnąc mnie za rękę do ogrodu. Spojrzałam na nią zdziwiona, w pachnącej owocami kreacji a la Picasso.  
- Nie lubię narzeczonej brata, ale to jego święto. Nie przejmuj się wyglądem, widziałam, że nie zrobiłaś tego umyślnie.
- Dzięki. Fabian jest świetny, krótko go znam, ale zrobił takie wrażenie na mnie. Radzi sobie pomimo przeciwności.
- Wiesz, on stracił wzrok przez wypadek, jako dziecko widział doskonale, jak my wszyscy. Nie wiem skąd bierze siłę do życia.
- Trochę go rozumiem, mnie też los nie rozpieszcza, wystarczy na mnie spojrzeć. - dodałam wzdychając lekko.
- Nie przejmuj się, skoro on sobie radzi, to każdy da radę. - uśmiechnęła się, wracając do gości.

Przyjęcie wydawało się dość sztywne, ale po pewnym czasie przyniesiono mocne trunki. Muzyka rozbrzmiewała z porządnych głośników, część gości zaczęła dobrze się bawić. Patrząc na alkohol przypominał mi się ojciec, ale wychyliłam łyk wina, czując chwilowe rozluźnienie.  
Usiadłam chwilę na ławce w ogrodzie, patrząc prawie nieobecna w rozgwieżdżone niebo. Zbladły na chwilę moje problemy, optymizm Fabiana wydał mi się godny naśladowania. Wtem wśród zgiełku i rozmów, usłyszałam melodię, którą wygrywała moja pozytywka. Odwróciłam się i ujrzałam jego, jak z uśmiechem na twarzy wsłuchuje się w wibracje, powodowane kręceniem korbki. Zbliżyłam się do niego, obserwując z daleka, ale chyba wyczuł moją obecność.  
- Kto tu jest?
- Anita – odparłam spokojnym tonem.
Na małym stoliczku stał opróżniony kieliszek, trudno, żeby solenizant żałował sobie.
- Podoba mi się ta melodia, nie wiem kto dał mi ten prezent, ale jest magiczny.
Serce uderzyło mi mocniej, nie wiedziałam, czy mam się przyznać, ale coś mnie podkusiło.  
- To ja. Wybacz, że tak skromnie, ale …
- Podoba mi się, postawię ją w pokoju. Skąd wiedziałaś, że lubię takie nostalgiczne melodie?
- Nie wiedziałam, przecież się nie znamy – wycedziłam, chcąc odejść, ale złapał mnie za rękę.

Nie wiem, czy to efekt procentów, wydawało mi się, że to wymyka się spod kontroli. Przeszedł mnie dreszcz po całym ciele. Pociągnął mnie za sobą, w gąszcz rosnących za tarasem iglaków, przytulając się do mnie. Myślałam, że unoszę się w powietrzu, stąpając po chmurach. Wtem poczułam jak zbliża do mnie swoje usta, zamarłam dając się ponieść chwili. Pocałunek przeniósł mnie w inny wymiar zmysłów. Zamknęłam oczy, dając się ponieść temu uczuciu. Nagle jego dłonie mimowolnie przejechały po mojej twarzy i wtedy odsunął się jak poparzony, przerywając magiczną, zakazaną chwilę, wykradzioną z jego życia. Uciekłam, zmieszana, z plątaniną myśli, które uparcie nie dawały się uciszyć. Dlaczego to zrobił, przecież ma brać ślub, Daria mogła nas nakryć, co ja najlepszego robię, co on robi. Chyłkiem wymknęłam się z przyjęcia, uciekając do wyjścia, niczym przestępca. Pożegnałam wzrokiem zadbany domek, biegnąc na przystanek autobusowy. Na szczęście szybko podjechał pojazd, wpadłam jak duch do środka, siadając blisko kierowcy. Po drodze zrozumiałam, że robię źle, ale czasu nie mogłam cofnąć. To co zrobił Fabian nie mogło być przypadkowe, czyżby nie kochał Darii, szukając ukojenia w innych ramionach? Nie chciałam psuć jej marzeń, ale coś nie dawało mi spokoju, za krótko mnie znał, nic o mnie nie wiedząc. Zamyślona przegapiłam przystanek, wysiadłam na następnym, idąc szybkim krokiem po oświetlonej latarniami ulicy. Wtem do mych uszu dobiegł głośny gwizd. Obejrzałam się i osłupiałam, nie wiedząc czy mam się cieszyć, czy płakać. Machała do mnie Kaja, wraz z dawnymi koleżankami z osiedlowych ekscesów. Nikogo poza mną nie było, więc nie mogłam udawać, że to nie do mnie.  
- Anita, chodź do nas, noc jeszcze młoda …
- Śpieszę się.
- Dokąd? Do domu? A co ty tam będziesz robiła? Jest sobota.
- Idę spać, dajcie spokój! - krzyknęłam, przyspieszając kroku.

Wtem dogoniła mnie Kaja, zagradzając mi drogę. Czułam zapach papierosów, pomieszany z piwem. Chwyciła mnie mocniej, ciągnąc do grupki dziewcząt, śmiejących się do siebie.  
- Puść mnie, mówiłam, że wracam do domu. - próbowałam się uwolnić, ale na siłę mnie usadzono na murku.
- Laska, kto cię tak urządził? - odezwała się wysoka szatynka, patrząc na moją poplamioną sukienkę.
Nie odpowiedziałam, obserwując towarzystwo niepewnym wzrokiem. Obok leżały puste butelki, część porozbijana w kawałki. Niepokój spotęgował się, gdy podeszło do nich dwóch chłopaków, ubranych w ciemne barwy. Od razu w oczy rzuciły mi się ich tatuaże, przedstawiające dziewczyny, czy mniej zrozumiałe dla mnie symbole.  
- Co to za jedna? - wypalił jeden z nich o ciemnych krótkich włosach.
- Nasza kumpela, prawda Anito? - dodała Kaja, przytulając mnie na siłę do siebie.
- Muszę iść. - odparłam, próbując się wyrwać, korzystając z okazji.
- Oryginalna – wypalił drugi o jasnych włosach, spoglądając na mnie zaciekawiony.
- Nie widziała nas długo, ale nadrobimy zaległości – mówiła dalej Kaja, po czym zaciągnęła się papierosem.
- Jesteś pewna, że nadaje się na akcje? Ostatnio przez nią wpadłyśmy.
- Nie bój nic Ewela, wciągnie się, zadbam o to.
Nie mogłam patrzeć na Ewelinę, która obserwowała mnie, spod opadającej na oczy czarnej grzywki. W przeciwieństwie do Kaji, nigdy mnie nie akceptowała, szukając tylko okazji, żeby pozbyć się z grupy. Jedno co nas łączyło, to nienawiść do Dawida. Jej również napsuł krwi, wykorzystując ją, niczym kolejną naiwną.  
- Gdzie moje maniery – dodała przywódczyni ekipy, rzucając niedopałek na chodnik. - To Grzechu, a to Mati.

Zdziwiona patrzyłam, jak nieznajomi podają mi dłoń na przywitanie. Obawiałam się ich, z doświadczenia po byłym, ale na razie musiałam jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Nie chciałam wracać do igrania z prawem, uciekałam od tego, jak od palącego ognia. Kiedy dziewczyny trafiły do aresztu, cieszyłam się w duchu, że mam spokój. W tym momencie wszystkie moje lęki wróciły, odechciało mi się śmiać. Wtem zobaczyłam, jak drugą stroną ulicy idzie Dawid, wraz ze swoimi skretyniałymi kolegami. Ewelina w mig go dostrzegła, zaczynając śmiać się głośno.  
- Te Romeo!
- Spadaj zdziro! - odparł, spoglądając w jej stronę.
Wtedy ona chwyciła mocno Grześka, oddając się namiętnemu pocałunkowi. Jasnowłosy chłopak nie protestował, tylko zaczął obmacywać ją na oczach trzech mężczyzn.  
- Nie popisuj się. - dodał machając ręką.
W pewnym momencie zauważył w grupie mnie. Zmienił wyraz twarzy, zbliżając się.
- Szukasz sobie na nowo obrońców uciśnionych? Te kretynki są nic nie warte.
Podniosłam się, nie wiem czy to nadal alkohol nie wywietrzał mi z głowy, ale ośmielona zaczęłam mu odpowiadać, czując, że mam za sobą obrońców.  
- Nie obrażaj ich! Spójrz na siebie! Nawet nie masz kogo obracać, że poniżasz się do próby gwałtu.
Spojrzeli na mnie dziwnie, a Kaja chyba zrozumiała, że nie kłamię.  
- Co Dawidku, rączka cię bolała?
Widziałam, jak gotuje się ze złości. Na osiedlu był na spalonej pozycji, żadna tutejsza dziewczyna nie chciała mieć z nim nic wspólnego.  
- A ty powiedz temu debilowi, że go znajdziemy. Zobaczymy czy nadal będzie taki hardy. - dodał zwracając się na nowo do mnie.
- Uuu, Anita ma wielbiciela. - dodała Kaja, klepiąc mnie po plecach.
- Na pewno lepszy od tego cieniasa – dorzucił Grzechu, patrząc z pogardą na mężczyznę.  

Dawid spojrzał na mnie zimnym wzrokiem. Nie spodziewał się powrotu moich znajomych na wolność, więc nie wiedział co ma zrobić. Nic nie odpowiedział, ciągnąc za sobą kumpli. Gdy oddalili się za kolejny blok, Ewela wyciągnęła z plecaka kolejną butelkę. Tym razem to była czysta, otworzyłam szeroko oczy, ale wołałam nie odmawiać.
- Pij, olać go.
Wychyliłam spory łyk, aż zaczęło mnie piec w przełyku. Ktoś podał mi napój do popicia. Chwilowo zakręciło mi się w głowie, ale trzymałam się jakoś. Nie chciałam teraz wracać do domu, zostałam z nimi. Przenieśliśmy się tylko za garaże i siadając na częściowo rozwalonym murku, zaczęliśmy rozmowę. Beata siedząca do tej pory bez słowa, nagle zaczęła nawijać jak nakręcona. Długie czekoladowe włosy, miała jak zwykle spięte w koka. Przypomniało mi się, że dawniej robiłyśmy szalone rzeczy. Chociaż dawno panowała cisza nocna, to nikt nie dzwonił po straż miejską, chociaż rechotałyśmy jak wariatki. Brzęk butelek, rozbijanego szkła, czyżby nikomu to nie przeszkadzało, zadziwiało mnie moje osiedle. Chłopaki o dziwo mieli świetne poczucie humoru, sypiąc kawałami i anegdotami, od których pokładałam się ze śmiechu. Gdzieś po drugiej w nocy, dziewczyny stwierdziły, że wracają. Odprowadziły mnie pod klatkę schodową, a ja zataczając się, niczym marynarz wysiadający ze statku, łapałam równowagę z wielkim trudem. Dotarłam na piętro i już miałam otwierać drzwi, kiedy uprzedziła mnie rodzicielka. Wciągnęła mnie do mieszkania, zamykając drzwi.  
- Co ty wyprawiasz, wyglądasz jak flejtuch, gdzie byłaś, co zrobiłaś z wyjściową sukienką? ...

Grad pytań spadł na mnie, a ja tylko starałam się zrozumieć, co się dzieje. Wpadłam do łazienki, gdyż zrobiło mi się niedobrze. Kiedy uwolniłam się od okropnego uczucia, ledwo trzymałam się na nogach.  
- Znów zaczynasz? - grzmiał głos matki – Dość mam zmartwień, ojciec, Natalia, a teraz ty?
- A co … nie wolno?  
- Tylko nie mów, że spotkałaś te lafiryndy! Mało ci było?
Machnęłam tylko dłonią, nie słuchając słów, które mnie atakowały. Padłam na łóżko, tracąc kontakt z rzeczywistością. Wstałam rano z okropnym bólem głowy, suszyło mnie, niczym wędrowca na środku pustyni. Dotarłam do kuchni, wypijając duszkiem sok z kartonu. Nie myłam się, a niech to, poszłam się przebrać i wziąć szybki prysznic. Trochę mnie to postawiło na nogi, spojrzałam na zegarek, dochodziła dwunasta. Złapałam się za głowę, przesadziłam. Rodzicielka oglądała telewizję, szykując się do wyjścia. Chciałam z nią porozmawiać, ale minęła mnie jak powietrze. Za chwilę wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Opadłam na kanapę, czując wzbierające wyrzuty sumienia. Wtem dzwonek w komórce zabrzmiał po całym domu, niepotrzebnie go tak pogłośniłam. Nieznany numer widniał na wyświetlaczu, postanowiłam odebrać.  
- Halo?
- Anita? - zabrzmiał męski głos, aż mnie zmroziło, bo nie spodziewałam się telefonu.
- Przy telefonie, kto mówi?
- Tymon.
Zamurowało mnie, nie rozumiałam czego może ode mnie chcieć szef, przecież była sobota.

AuRoRa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 2428 słów i 13287 znaków. Tagi: #miłość #dramat

2 komentarze

 
  • Somebody

    Czyżby kłopoty w pracy? I co w ogóle wyrabia Fabian? Mężyźni są okropnie, za to opowiadanie świetne :przytul:

    22 lip 2018

  • AuRoRa

    @Somebody dzięki za komentarz. W pracy nie jest tak różowo, a Fabian zaczyna pokazywać różki ;)

    22 lip 2018

  • AnonimS

    I znowu dawkujesz emocje . W krew Ci to weszło... pozdrawiam

    20 lip 2018

  • AuRoRa

    @AnonimS nie jest tak źle  ;)

    20 lip 2018