Oblicze łez - Część 23

Schodziłam na dół jak na ścięcie, przypominając sobie dawne czasy. Kilka lat minęło, od kiedy ostatni raz z nimi wyjeżdżałam na podobne akcje. Gdy trafiły do aresztu, cieszyłam się, że mnie to ominęło. Miałam dość niespokojnych nocy, stresu, wyrzutów sumienia. Niestety ponownie z nimi jechałam, nie wiedziałam czym mogą mi zaszkodzić. Skierowałam się do auta, które tradycyjnie prowadził Grzesiek. Kaja popalała papierosa, wciągając nerwowo dym, a Ewela siedziała z tyłu. Dosiadłam się koło niej, czując się okropnie.  
- Pamiętacie plan, wpadamy i wypadamy, zabieramy co potrzeba.
- Myślisz, że da radę? - spytała Ewela, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Poradzi sobie. Tego się nie zapomina. - odparła szefowa bandy, gasząc tlący się jeszcze niedopałek.
Wyruszyliśmy rozświetlonymi ulicami miasta, na szczęście unosiła się gęsta mgła. Nie wiedziałam dokąd zajechaliśmy, ale to było na peryferiach, sądząc po budownictwie.  
- W domu nikogo nie ma, jest sprawdzony, właściciele wyjechali, alarmu nie ma, kamer też. Nie ma tam kokosów, ale dobre i to. Grzesiek, pamiętaj, wbiegamy, włączasz silnik i spadamy. - wycedziła Kaja, zakładając kaptur na głowę i ubierając rękawiczki.
Szłam za nimi, starając się zachowywać spokój, ale na myśl o tym co miało się wydarzyć, przyspieszyło mi serce. Dziewczyny wprawnie poradziły sobie z zamkiem, byłyśmy w środku, panowała ciemność, szłyśmy z małymi latarkami do jednego z pomieszczeń. Ewela otworzyła drzwi, po czym wypadł na nas pies. Kaję złapał za nogę, szarpiąc boleśnie. Uderzyła czymś zwierzaka, wypychając go na siłę z pomieszczenia.  
- Cholera, skąd ten pies? - syknęła, zawijając wokół nogi znaleziony kawałek materiału. - Jak sprawdzałyście?
- Nie wiem, bierzmy fanty i spadajmy, bo ujada. - wycedziła koleżanka, kierując się w stronę szafki.
W jednym z pudełek leżała biżuteria, Kaja zabrała zawartość, a Ewela chwyciła za kolekcję monet, podając mi ją szybkim ruchem. Sama zabrała pod pachę jakiś płaski sprzęt i wyszłyśmy drugimi drzwiami. Biegłyśmy jak szalone, w stronę samochodu. Gdy wpadłyśmy do środka, Grzesiek ruszył.
- Boli, niech to szlag! - krzyknęła Kaja, chwytając się za nogę.
- Trzeba jechać z tym na pogotowie – odparłam, widząc ranę.
- Zwariowałaś? Chcesz żeby mnie zamknęli?
- A jak pies był chory? - dorzucił Grzesiek, zza kierownicy.
- Poradzę sobie, jedź! - krzyknęła wystraszona nie na żarty.

Nie wiedziałam kogo okradli, ale czułam się podle. Może to były oszczędności ich życia, albo cenne pamiątki? Ich pomysły mnie przerażały, nie mogłam tak dalej.
- Byłam z wami, a teraz jesteśmy kwita. Nie dzwońcie więcej do mnie. - wypaliłam bez namysłu.
- Co? Nie ma mowy!
- Dajcie spokój, w końcu coś się nie uda i co wtedy? Raz już byłyście karane. Pomyślcie, ten pies nie zjawił się tam bez przyczyny, to zły znak.
- Przestań chrzanić! Mam wstawać rano o czwartej i biegać po sklepie po dwanaście godzin, a jakaś baba ma wydzierać na mnie mordę? - oburzyła się Kaja, zapalając papierosa. - W tym kraju tylko kraść albo się puszczać, nie widzisz tego? Ciężką pracą nabawisz się garba.
- Pozwól mi samej zdecydować, co wolę w życiu! - postawiłam się, nie mogąc znieść tego co mówi.
- Najpierw odrobisz to, co przez ciebie straciłyśmy, jesteś nam to winna Anito! W następną sobotę bądź gotowa! Nie przyjmuję odmowy!
- I co potem mnie uwolnisz od tego chorego układu? Nie wierzę w to! Ewela, ty też myślisz jak ona? Nie chcesz nic zmienić?
Wtem auto zatrzymało się nagle z piskiem opon.  
- Wypad! - krzyknęła Kaja, a Ewela otworzyła drzwi koło mnie.
Wysiadłam, nie wiedząc kompletnie gdzie jestem. Ruszyli, znikając za kolejnym zakrętem. Kopnęłam w drogowy znak, nie mogąc sobie poradzić z nagromadzonymi emocjami. Zlokalizowałam najbliższy przystanek autobusowy, na którym spał jakiś podpity mężczyzna, chrapiąc głośno. Na szczęście szybko podjechał pojazd, w którym poza mną siedział zmęczony facet, w średnim wieku i dwie kobiety. Dotarłam do swojego osiedla, bijąc się z myślami. Nie tak wyobrażałam sobie swoje nowe życie, przecież musiał być sposób, aby to zakończyć. Trafiłam do mieszkania, po dłuższej wędrówce wśród bloków. Umyłam się i padłam zmęczona na łóżko. Wściekła na siebie i własną głupotę, zasnęłam.  
Następnego poranka wyszło słońce, a po mgle szybko nie było ani śladu. Rodzicielka dzwoniła w korytarzu, pakując znicze, całkiem zapomniałam, że miałyśmy jechać na cmentarz. Zjadłam śniadanie, po czym wyruszyłyśmy na grób babci i dziadka. Jak zwykle tłumy ludzi tego dnia, krzątały się z kwiatami. Zapaliłyśmy znicze, po czym wróciłyśmy do domu. Natalia zrobiła obiad, więc usiedliśmy wszyscy przy wspólnym stole.  
- I jak było na cmentarzu? - spytała, podając nam łyżki.
- Gwarno, jutro pójdziecie z Darkiem na grób? Wiesz jak babcia z dziadkiem cię kochali.
- Wiem mamo, pójdziemy, nie dzień się liczy a pamięć. Dziś gorzej się czułam , wybacz. W lecie będziemy się cieszyć z nowego członka rodziny, sama rozumiesz, jak to jest w tym stanie.
- Rozumiem, ale chociaż mamy ciepły posiłek wcześniej. - dodała rodzicielka, uśmiechając się do niej.

Wtem zadzwonił mój telefon, podeszłam odebrać. Gdy usłyszałam głos Tymona, od razu poprawił mi się humor.  
- Anito, chciałem zapytać, czy popołudniu masz chwilę?
- To zależy, a co, znów robisz za nianię? - spytałam przewrotnie.
- Nie, jestem wolny. Spotkamy się, co ty na to?
- Chętnie.
- Świetnie, czekam na ciebie, jestem w mieszkaniu. - odparł, rozłączając się.
Odłożyłam komórkę, a Natalia zmierzyła mnie wzrokiem.
- Jakim dzieckiem się zajmujesz?
- Nie twoja sprawa.
- Rozumiem, że mnie przy maluchu pomożesz …
- Jeszcze czego, mam co robić.
- Nie pomożesz siostrze? - spytała z wyrzutem matka, odrywając się od jedzenia.
- Przecież nie pracuje, po co jej pomoc. Po drugie to nie moje dziecko. - wypaliłam na odchodne, ubierając kurtkę.
- Dokąd idziesz? - spytała rodzicielka znowu.
- Do znajomych. - odparłam szybko, obierając buty.

Chwyciłam za torebkę, znikając w drzwiach wyjściowych. Uradowana zmierzałam do Tymona, miałam dość domowego narzekania. Gdy znalazłam się pod jego drzwiami od budynku, zadzwoniłam domofonem. Otworzył mi błyskawicznie. Niebawem byłam na odpowiednim piętrze. Otworzył mi, owiewając mnie zapachem męskiej wody toaletowej.  
- Wejdź. - dodał, całując mnie w policzek.
W mieszkaniu unosił się zapach aromatycznego dania. Jadłam obiad, więc nie specjalnie miałam ochotę na jedzenie. Usiadłam na kanapie, a Tymon przyniósł dwa kieliszki.
- Mam niespodziankę, kupiłem to samo wino, które piliśmy na wyspie.
- Skąd je masz? Mówiłeś, że to lokalny specjał? - spytałam zaskoczona.
- Znalazłem na internecie kontakt do nich. - odparł z uśmiechem, poszedł do kuchni, przynosząc schłodzoną butelkę.
Odkorkował ją, nalewając nam po lampce czerwonego trunku. Za chwilę przyniósł na dwóch talerzach aromatyczny makaron z sosem, który pachniał świeżymi ziołami. Chociaż byłam po obiedzie, zjadłam wszystko ze smakiem.
- Bardzo dobre.
- Dziękuję, nauczyłem się gotować, kiedy zostałem sam. Oglądałem filmy, gdzie znani kucharze przyrządzają dania, kilka prób i błędów musiało się zdarzyć …
- Darek nie gotuje mojej siostrze obiadu, zawsze czeka na gotowe. - zaśmiałam się lekko.
- U nas w domu było inaczej, od kiedy brakło mamy, ojciec musiał ją zastępować, chociaż próbował. Szybko z bratem musieliśmy wydorośleć. Brat … co bym dał, żeby znów z nim porozmawiać.
Spojrzałam na niego, na twarzy malował się smutek. Przybliżyłam się, siadając bliżej, przytuliłam go czule, a on objął mnie swoim ramieniem.  
- Byłem zapalić mu znicz, mógł jeszcze żyć.
- Na pewno o tobie myśli, nie obwiniaj się, on też by tego nie chciał. - dodałam, ściskając jego ciepłą dłoń.

Nasze usta się spotkały, poczułam falę gorąca. W jego ramionach roztapiałam się, znikałam. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, dopijając butelkę do dna. Zrobiło się ciemno, przy świetle lampy opadliśmy na kanapę, oddając się pocałunkom i dotykowi naszych spragnionych rąk. Kolejne części garderoby lądowały na miękkim dywanie. Nie liczył się dla nas czas, przeszłość, przyszłość, było tu i teraz. Zachłannie pragnęłam go nie wypuścić z objęć, pozwalałam się ponieść fali namiętności. Gdy emocje opadły, leżeliśmy koło siebie na dywanie, czułam ciepło, chociaż nie miałam na sobie nic, prócz powietrza. Kolejny raz zatopiłam się w jego ustach, a on swoimi ramionami bronił mnie, niczym forteca miłości. Chciałam tak trwać na wieki, w nieskończoność. Wstałam w końcu kierując się do łazienki, wzięłam prysznic, a on po mnie i obraliśmy się na powrót.  
- Odprowadzę cię, jest późno.
- Miło z twojej strony.
Zaczęłam się ubierać, kiedy usłyszałam głuchy odgłos. Zajrzałam do salonu, Tymon leżał nieprzytomny na podłodze. Próbowałam go cucić.
- Tymon, wstawaj, słyszysz mnie… Tymon!
Nic nie pomagało, chwyciłam trzęsącymi się dłońmi za komórkę, wykręcając numer na pogotowie. Takiego finału naszego spotkania nie spodziewałam się wcale. To nie miało tak się skończyć.

AuRoRa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1782 słów i 9533 znaków. Tagi: #miłość #dramat

4 komentarze

 
  • AnonimS

    Chociaż Tobie co nie co komentujà. Caly czas trzymasz    wysoki poziom.  Pozdrawiam

    16 paź 2018

  • AuRoRa

    @AnonimS Dzięki, staram się cały czas pisać coś ciekawego ;)

    17 paź 2018

  • dreamer1897

    Anito opanuj się. Masz wiele dobrych osób wokół siebie i do nich zwróć się o pomoc. Chociaż Tymon chce się z nią zbliżyć ale mam nadzieje, że nic złego mu się nie stało...

    15 paź 2018

  • AuRoRa

    @dreamer1897 Osłabł, ze względu na swoją chorobę, na szczęście Anita była w pobliżu. Dziewczyna da sobie radę, znajdzie rozwiązanie.

    16 paź 2018

  • Mmakao

    @AuRoRa
    Za przerywanie w takim momencie jest chyba jakiś paragraf kodeksu karnego

    15 paź 2018

  • AuRoRa

    @Mmakao Postaram się nad tym popracować ;)

    16 paź 2018

  • emeryt

    @AuRoRa, to nazwać można pechem do kwadratu. Autorko, zlituj się, czyżbyś zaplanowała 7 kolejnych pechów, jak 7 plag egipskich?

    15 paź 2018

  • AuRoRa

    @emeryt nie będzie aż tak źle ;) chociaż z góry nie miało być to lekkie opowiadanie, ale pomyślę nad tą sugestią, pozdrawiam

    16 paź 2018