Oblicze łez - Część 25

Dni mijały mi podobnie, rano praca, potem wracałam do jego mieszkania, sprzątałam, jadłam coś, po czym zbierałam się do szpitala. Starałam się poprawić mu humor, przynosiłam wodę, owoce, żegnaliśmy się pocałunkami. Lekarz podtrzymywał mnie na duchu, że niebawem go wypiszą. W piątkowy wieczór, po kolejnej wizycie u Tymona, padłam zmęczona na kanapę, zajadając się kupionym na szybko prowiantem. Pomyślałam wtedy, że zrobię sobie ciepłą kąpiel. Poszłam do łazienki, nalewając wodę. Znalazłam butelkę z płynem do kąpieli, powstała pachnąca piana. Zrzuciłam z siebie ubranie, zatapiając się w przyjemnej substancji, od razu wracałam do życia. Nagle moją błogą chwilę przerwał dzwonek do drzwi. Nie miałam pojęcia kto mógłby przychodzić o tej porze, pomyślałam, że pewnie ktoś się pomylił. Jednak uparty gość nie ustępował, w końcu usłyszałam stłumiony kobiecy głos. Domyśliłam się, kto to mógł być. Wytarłam się ręcznikiem, narzucając ciepły szlafrok. Otworzyłam drzwi, za którymi stała była żona Tymona, z małym synkiem, który na mój widok rozpromieniał. Lena nie wykazywała takiego entuzjazmu na mój widok, zwłaszcza, że mój niecodzienny strój, podsuwał jej różne scenariusze.  
- Tymon, jesteś tam, Tymon! - odparła, mijając mnie, jakbym była przeszkodą.
- Nie ma go, opiekuję się …
- Jak to nie ma? A gdzie jest, chyba nie w pracy?
- W szpitalu. - dodałam stanowczym tonem.
- Co mu jest? Gdzie go zawieźli?
- Niedługo wyjdzie, miał niedyspozycję zdrowotną …
- Czegoś nie rozumiem, skąd pani tu się wzięła? Jakim prawem paraduje tu pani roznegliżowana, kto dał takie przyzwolenie?
- Tymon.
- Co? On nikomu nie dałby …
- Mnie pozwolił. - odparłam chcąc się uspokoić, chociaż wybiłam się dawno z równowagi.

Skierowałam się do łazienki, wypuszczając wodę z wanny. W tym czasie Lena zdążyła zrobić rekonesans po najbliższym otoczeniu. Ubrałam się, czując, że kobieta zabawi tu dłużej, należały się jej wyjaśnienia. Kiedy wyszłam, rządziła się jak u siebie, robiła herbatę, a synek obserwował ją, siedząc przy stole.  
- Mogłam zrobić … to nie problem.
- Wiem gdzie tu wszystko jest, mieszkałam tu. Tymon nie zmienia swoich przyzwyczajeń, no … oprócz upodobań do kobiet. - rzuciła chłodno, jakbym wyrządziła jej krzywdę.
- To jego osobisty wybór. Nie mnie to oceniać. - dodałam rzeczowo.
Szymonek wbiegł do kuchni, przytulając się do matki.
- Gdzie tata?
- Tata złapał zająca i się leczy, jak Szymuś upadnie, to robi bum i płacze. Tatuś jest u doktora, muszą go wyleczyć. Weź kredki i papier z mojej torebki, wiesz gdzie?
- Tak, będę rysował. Narysuję dla taty auto ... - dodał mały, biegnąc uradowany.
Wyszłyśmy za nim, rozsiadł się w salonie, zaczynając coś mazać po zeszycie. Usiadłyśmy niedaleko, udając że tolerujemy się nawzajem. Chłód, który od niej bił w moją stronę, mógłby przyspieszyć zimę.  
- Powiem wprost, nie wiem co naobiecywał ci Tymon, ale ma obowiązki wobec Szymona. Doskonale wie, że jestem w ciężkiej sytuacji i obiecał mi pomóc. Szukam mieszkania w tej okolicy, a wiadomo że to nie jest kupno chleba.
- Nie rozumiem, o co chodzi?
- Zostanę tu, do czasu znalezienia nowego lokum, Tymon pewnie zapomniał o tym wspomnieć.
- Wypadałoby spytać o jego zdrowie, a pani wciąż tylko o mieszkaniu …
- Nie trudno się domyślić, kto go doprowadził do szpitala. A teraz jeszcze udaje instytucję charytatywną …
- Wypraszam sobie. Choroba nie ma związku ze mną … zresztą pani pewnie wie, że on może umrzeć. - dodałam bez zastanowienia, czego za chwilę pożałowałam.
- Teraz rozumiem, czyhasz na jego lokum, zadomowiłaś się tu jak u siebie, wszędzie walają się twoje rzeczy, widziałam … nawet moje zdjęcie ci przeszkadzało ...
- Tego już za wiele, nie chcę od nikogo pieniędzy, mieszkania, czy cokolwiek innego. Proszę mnie nie oskarżać, nie znamy się i niech tak pozostanie. Gdy Tymon wyjdzie ze szpitala, wracam do siebie. Dopóki nie usłyszę od niego, że może pani tu zostać, nie pozwolę tu przebywać, mam tylko jeden komplet kluczy, to odpowiedzialność.
- Więc to tak, porozmawiam z nim jutro, w jakim leży szpitalu?
- Na Klonowej, kardiologia. - dodałam roztrzęsionym głosem.
- Doskonale. Szymonku, idziemy do hotelu, jutro odwiedzimy tatusia.
- Czemu? Nie skończyłem rysować …

Nie dała mu dokończyć, zamknęła zeszyt, zbierała kredki do pudełka. Synek protestował, ale pomimo tego zbierali się do wyjścia. Gdy odprowadzałam ich do drzwi, mały popłakiwał. Usłyszałam jeszcze odgłos windy, po czym zamknęłam drzwi na dwa zamki. Wyglądało na to, że kobieta wciąż miała wpływ na decyzje byłego męża, albo takie stwarzała pozory. Czułam żal do siebie, że dałam się w to wszystko wplątać. Z drugiej strony kochałam go coraz bardziej, okazał mi serce, czułość. Musiałam z nim porozmawiać, coś mi ewidentnie nie pasowało w historii przedstawionej przez Lenę. Tej nocy ledwo zmrużyłam oczy, końcówka tygodnia nie przyniosła mi ukojenia. Przypomniałam sobie, że następnego dnia Fabian bierze ślub, nie zamierzałam się na nim stawiać. Wolałam pojechać do szpitala, do Tymona. Wreszcie przyszedł upragniony sen. Wyczekiwałam go, chcąc odpocząć od zmartwień.  
Z rana przez okno wpadało słoneczne światło, wstałam szykując się do wyjścia. Umyłam się, zjadłam śniadanie, przebrałam w wyjściowe ubranie. Po niecałej godzinie dojechałam pod szpital. Tego dnia nie wiał wiatr, zdawało się, że nastała cisza w pogodzie, chociaż wciąż czułam chłód. Bez problemu trafiłam na salę, gdzie leżał Tymon, rozmawiał właśnie z pielęgniarką, która podawała mu leki.  
- Przepraszam, czy można? - spytałam.
- Tak, proszę, pacjent jest po śniadaniu, ale proszę długo nie rozmawiać, bo niedługo będzie obchód lekarzy.
- Dobrze. - dodałam, chwytając za małe obrotowe krzesełko, które przysunęłam do łóżka.
Spojrzałam na niego, wydawał się odzyskiwać zdrowie. Twarz nabrała rumieńców, a uśmiech potwierdzał dobre samopoczucie.  
- Wychodzę w środę.
- Znakomicie, posłuchaj, chcę o coś cię zapytać.
- Mów.
- Wczoraj przyszła Lena, podobno ma od ciebie pozwolenie na zamieszkanie …
- Jak to?
- Tak mi powiedziała, jak wrócisz to mam wracać do siebie, zresztą po co miałabym dalej tkwić u ciebie.
- Chcesz wracać? Dlaczego?
- No, nie wypada, żebyś mieszkał z dwoma kobietami pod dachem, to nie taki kraj, żeby …

Spojrzał na mnie dziwnie, jakbym to ja się źle czuła, nie on.  
- Lena miała swoją szansę, mieszkałem z nią dość długo. To ona odeszła, to jej nie pasowało. Nie ma mowy, aby wróciła, może się przejęzyczyła, może chciała przyjść z wizytą?
- Nie wydaje mi się. Myślałam, że jej obiecałeś mieszkanie, była taka pewna siebie …
- Nic takiego nie mówiłem. Siedź spokojnie w mieszkaniu i niczym się nie przejmuj. To moja własność, a nie jej. - dodał podniesionym tonem, aż aparatura zarejestrowała szybsze bicie serca.
- Nie denerwuj się, skoro tak mówisz, zrobię jak powiedziałeś.
Ucałowałam go, uspokoił się. Ucieszyłam się, że wreszcie go wypuszczą. Kiedy wyproszono mnie z sali, zaczepiłam lekarza prowadzącego. Wciąż nie mieli wieści na temat przeszczepu, nie mogłam mieć do nich pretensji, wiedziałam, że aby on otrzymał ten organ, niestety ktoś inny musiałby opłakiwać kogoś innego. Wyszłam ze szpitala z mieszanymi uczuciami. Nagle zadzwoniła moja komórka, gdy zobaczyłam Ewę na wyświetlaczu, odebrałam szybko.  
- I jak, idziesz?
- Nie, ledwo wyszłam od Tymona, nie mam głowy do takich uroczystości.
- Trudno, zdam ci relacje po fakcie. Chociaż wydaje mi się, że przyjdę na ślub kogoś innego, na którym się spotkamy na bank.
- Co ty nie powiesz – zaśmiałam się.
- Nie wiedziałam, że ci tak na nim zależy. Kto by pomyślał …
- Ewa, proszę. Nie chcę nic mówić, żeby nie zapeszyć.
- W porządku, przyniosę ci najwyżej kawałek tortu z wesela.
- Nie trzeba – dodałam, myśląc, ze pewnie nie dałabym go rady przełknąć. - Baw się dobrze, korzystaj – rzuciłam jeszcze, rozłączając się po chwili.

Po drodze do mieszkania, zastanawiałam się nad uroczystością, która miała się rozpocząć za godzinę. Czy życzyłam mu szczęścia? Raczej nie, chociaż wiedziałam, że jest pokrzywdzony przez los, nie musiałam się aż tak nad nim litować. Nie wiedziałam, czy Daria go naprawdę kocha, czy jak mówiła jego siostra, idzie za pieniędzmi. To nie miało znaczenia, musiałam raz na zawsze się odciąć od tej sprawy, choć wspomnienia uparcie nie dawały mi spokoju. Gdyby dało się wymazywać niewygodne wspomnienia, życie byłoby o wiele prostsze. Dzień minął mi spokojnie, gdy przyszedł wieczór, zaczęłam czytać książkę, kiedy odezwał się mój telefon. Wiedziałam w jakiej to sprawie, uparcie nie odbierałam. Wreszcie zapanowała upragniona cisza, słyszałam tylko jak przychodzą kolejne smsy. W pewnym momencie ciekawość wzięła nade mną górę. Zaczęłam je czytać.  
„Czemu nie odbierasz? Czekamy” „Do cholery nie udawaj, że cie nie ma” „Masz przej… „ Potem zaczynały się słowa z łaciny podwórkowej, nawet mnie rozbawiły, aż nie przeczytałam ostatniego. „Doigrałaś się  pamiętasz Dawida? Masz teraz gorszy problem”. Komórka wypadła mi z ręki, spodziewałam się, że będą wściekłe na mnie. Nie wiedziałam co knują, ale potrafiły namieszać swojego czasu. Zatrzymałam te groźby, nie kasowałam ich z pamięci telefonu. Tymon wspominał o policji, musiałam i tą ewentualność przewidzieć. Nie mogłam dać się zastraszyć, a na tym do tej pory żerowały. Wiedziałam gdzie mnie będą szukać, cieszyłam się, że jestem teraz pod innym adresem. Przynajmniej pozornie mogłam czuć się spokojna, tylko na jak długo.

AuRoRa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1807 słów i 10051 znaków. Tagi: #dramat #miłość

3 komentarze

 
  • Użytkownik dreamer1897

    Oj ta była żona...ja tam wierzę, że Anita z Tymonem pomimo różnych trudności będą razem. To musi się udać. Miłość, która nie zna granic. Genialne :bravo:

    27 paź 2018

  • Użytkownik AuRoRa

    @dreamer1897 dzięki, nie na darmo się spotkali,  była żona trochę namieszała, ale i z tym sobie poradzi :)

    29 paź 2018

  • Użytkownik AnonimS

    Samo życie. Za błędy młodości nieraz się całe zycie placi i wycofać się nie można.  Pozdrawiam

    24 paź 2018

  • Użytkownik AuRoRa

    @AnonimS Dziewczyny są w szoku, że nie przyszła. Musiała się postawić wreszcie, bo ile można znosić taką bandę ;)

    25 paź 2018

  • Użytkownik AnonimS

    @AuRoRa wiesz ja się wychowałem wśród tak zwanych git ludzi na warszawskiej Pradze. I trzeba było wielkiej siły charekteru i fizycznej również żeby nie ugrzęznąć  w ferajnie. I wbrew pozorom kozakom się trudniej było uwolnić niż leszczowi. Pozdrawiam

    25 paź 2018

  • Użytkownik emeryt

    @AuRoRa, w dalszym ciągu kolejny wspaniały odcinek. Mam tylko małą prośbę: nie zamotaj zbyt mocno tego opowiadania. Kiedyś już napisałem że kłopotów i codziennych trosk mamy sporo, dlatego chciałoby się otrzymać trochę szczęścia w czytanych opowiadaniach. Pozdrawiam i życzę w dalszym ciągu wspaniałej weny.

    24 paź 2018

  • Użytkownik AuRoRa

    @emeryt Dzięki, nie będzie aż tak źle, ale ci co jej źle życzą, sami sobie nieświadomie szkodzą. Na szczęście Anita ma wsparcie w postaci Tymona. :)

    25 paź 2018