Oblicze łez - Część 9

Czas pracy skończył się wyjątkowo szybko, dumna z siebie, że przeżyłam w nowej roli, zaczęłam przebierać się do wyjścia. Ukradkiem spoglądałam na wyświetlacz telefonu, ale na szczęście nie przychodziło żadne połączenie. Pożegnałam się z nową ekipą i wyruszyłam ku wyjściu. Idąc w stronę przystanku, usłyszałam melodyjkę wygrywaną przez komórkę. Odruchowo sięgnęłam po przedmiot, zobaczyłam numer Tymona. Odebrałam, jak zwykłą rozmowę z konsultantką, która chce mi wcisnąć wyższy abonament.  
- Tak?
- Wychodzisz już?
- Nie no, co ty, idę zamiatać w parku – dodałam ironicznie, nie mogąc się powstrzymać od uszczypliwej uwagi.
- Winisz mnie, słyszę to w twoim głosie.
- Przecież pogodziłam się z tym, tyle, że niepotrzebnie zrobiłam sobie nadzieje.
- Spotkajmy się jutro, czuję się podle …
- Nie musisz, ten kto mnie podkablował nie czuje się winny, więc ty możesz spać spokojnie – rzuciłam nagle, rozłączając się szybko.
Nadjeżdżał autobus, więc wsiadłam, starając się nie myśleć o niczym. Dotarłam do mieszkania, rzucając niedbale rzeczy w korytarzu. Rodzicielka dawno wyszła, a kuchnia wyglądała jak po przejściu tornada. Natalia faktycznie poczuła się znowu jak u siebie.  
- Co to za chlew? - rzuciłam wpadając do pokoju, gdzie siostra rozkoszowała się serialem.
- Posprzątam, wrzuć na luz.
- Znam cię nie od dziś, zaraz wymyślisz nową wymówkę …
- Tak strasznie ci to przeszkadza?
- Chciałabym zjeść obiad na stole, a nie na podłodze – dodałam widząc pobojowisko, jakby stołowała się tu cała nasza rodzina.
- W takim razie sobie ogarnij.
- Nie możesz mi pomóc?
- Nie, zaraz Antonio wyzna prawdę …
Zdenerwowana wyłączyłam telewizor, na widok seriali brazylijskich, nie potrafiłam przejść obojętnie. Jeszcze brakowało Alfonsa, Carlosa czy Huanity.  
- I po kłopocie – dodałam wychodząc z pokoju.
Słyszałam wrzaski i wiązankę łacińskich zwrotów, po czym znów dobiegły mnie dźwięki telewizora.  

Zabrałam się za zmywanie i ogarnianie bałaganu. Praca przeniosła się do domu, a już myślałam, że odpocznę. Zmęczona wyszłam na balkon, podlewając kwiaty ujrzałam na dole Kaję. Rozmawiała z kimś przez telefon, chciałam wycofać się z powrotem do mieszkania, kiedy spojrzała w górę.  
- Anita! - krzyknęła, aż echo rozniosło się wśród betonowych ścian.
Pomachałam i schowałam się w domu. Nie minęło parę minut, a odezwał się domofon. Natalia nagle podbiegła, jakby na kogoś czekała, ujrzałam jej zrezygnowaną minę, po czym ryknęła.
- Do ciebie!
Zawróciła zamykając za sobą drzwi od naszego pokoju.  
- Kaja, nigdzie nie idę … – rzuciłam pewna siebie.
- Nie zmieniłem płci i nie zamierzam – dobiegł mnie męski głos, który niestety znałam.
- Tymon, czego chcesz?
- Zejdź na dół, zajmę chwilę.
Rzuciłam słuchawką, wpadając jak burza do pokoju. Wyciągnęłam ciuchy z szafki, przechodząc przez pobojowisko, jakie urządziła Natalia na podłodze. Nie dziwiło mnie teraz, że Darek ją olał. Ubrałam szybko sukienkę na ramiączkach i lekkie buciki, wzięłam klucze, rozpuściłam włosy i wybiegłam z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Były kierownik stał przed bramą, wydawał się zamyślony, zupełnie jakby knuł coś za moimi plecami.  
- Nie mam czasu, mów szybko o co chodzi.
- Nie tutaj, chodź.
- Tymon, mam co robić w domu, nie mogę …
Nagle pociągnął mnie za rękę, zupełnie nie zwracając uwagi na moje protesty.  
- Z tobą inaczej się nie da. - wycedził jakby przez zęby.
- Porywasz mnie?
Nic nie odpowiedział, ale wiedziałam, że nie da mi spokoju. Znaleźliśmy się na parkingu, otworzył drzwi od samochodu.
- Wsiadaj.
- Co to, to nie! Zaczynam się bać.
- Proszę, Anito. Nie mogę powiedzieć o co chodzi, zaufaj mi.
Przez myśl mi przeszło, że chyba z nim jest coś nie tak. Normalnie ludzie mówią sobie dokąd jadą, co chcą robić. Niby wcześniej mnie ratował, a co jak jest seryjnym zabójcą? Wyrwałam się, chcąc wracać do domu.  
- Jak mi nie powiesz, co tu się odgrywa, to nie licz na mnie. - dodałam krzyżując ręce na piersi.  
- Dobrze, chodzi o brata, to mnie niszczy od środka, pojedziesz ze mną teraz?
- Niech ci będzie – dodałam obojętnie.
Wsiadłam, zapinając pasy, nadal zastanawiając się nad sprawą. Ma brata, ale co ja mam do jego rodziny. Ruszyliśmy z parkingu, jadąc przez miasto, zupełnie bez słowa. Cały czas nie mogłam mu darować, że musiał mnie zwolnić. Wyglądało na to, że wyjeżdżamy poza centrum, auto kierowało się na drogę wylotową.  
- To dokąd jedziemy? - zapytałam zaniepokojona.
- Już niedaleko.
Skręciliśmy w prawo, po czym moim oczom ukazał się kościół, a za nim cmentarz. Gdy zaczął parkować w jego pobliżu, przeszedł mnie dreszcz.  
- Jesteśmy na miejscu, chodź za mną.
- Potrafisz zaskakiwać, nie ma co. - dodałam rozglądając się po okolicy.

W życiu nie pomyślałabym, że znajdę się w tak ponurym i smutnym miejscu tego popołudnia. Z tylnego siedzenia wziął reklamówkę, w której dzwoniły znicze. Z pewnością nie przybyliśmy tu na ognisko.  
- To gdzie czeka twój brat, ma tu na nas czekać?
- Czeka, jak zawsze.
Jego enigmatyczny ton, zaczynał działać mi na nerwy. Pochmurne niebo dodatkowo potęgowało nastrój, jaki otaczał to miejsce zadumy. W końcu zatrzymaliśmy się, przy jednym z grobów. Tymon pochylił się, przecierając tabliczkę z imieniem i nazwiskiem szmatką. Wtedy do mnie dotarło, że to ktoś mu bardzo bliski.  
- Poznaj mojego brata, Jarka.
Spojrzałam na datę urodzin i śmierci na mogile. Chłopak miał zaledwie dwadzieścia lat, zrobiło mi się głupio, zginął w podobnym do mnie wieku. Tymon zapalił znicze, patrząc tęsknym wzrokiem, na nagrobek, który przypominał mu o przeszłości.  
- Gdyby dożył dzisiejszego dnia, miałby dwadzieścia pięć lat. Jego nie udało mi się uratować.
- Uratować? Wybacz, że pytam, ale co się stało?
- Skoczył, ale przybyłem za późno, mam w domu jego list, nie mogę go czytać, bo …
- Nie wiedziałam, to tragedia, współczuję.
Pierwszy raz ujrzałam jego oczy, zaczynające się zapełniać łzami. Mężczyźni też płaczą, choć czasem trudno im się do tego przyznać.  
- Wiesz czemu cię tu zabrałem?
- Nie.
- Gdy zobaczyłem cię tego ranka na balustradzie, nie wytrzymałem. W oczach miałem jak żywy, obraz stojącego w oknie Jarka, jak rzuca się w dół. Za późno zorientowałem się, że cierpi, bagatelizowałem sygnały. Spadł prawie przede mną, a ja nie mogłem nic zrobić, rozumiesz? Gdybym wcześniej wyjechał z domu, żeby auto szybciej zapaliło, żebym nie szukał kluczy …
Pierwszy raz widziałam go w takim stanie, otworzył się przede mną, chociaż wcale mnie nie znał. W jakim celu to robił? Nie rozumiałam jego postępowania.  
- Tymon, ja …
- Nic nie mów, nie cofnę czasu, ale najgorsze są wyrzuty sumienia. On to zrobił, a ja przeżywam to każdego dnia na nowo. Jakiś czas udawało mi się normalnie egzystować, przeprowadziłem się, a potem ty przywołałaś wszystko na nowo. Chciałbym, żebyś mi jeszcze raz przyrzekła, że nigdy nie targniesz się na swoje życie. Choćby nie wiem co się działo, nie będziesz się przejmować wyglądem, tym co mówią ludzie …
- Jak mam ci to przysiąc? Skąd mam wiedzieć, co mnie czeka w życiu?
- Dobrze, że nie wiesz, czasem lepiej nie znać swojej przyszłości. - rzucił smutnym tonem, który wydawał mi się intrygujący.
- Nie mów mi tylko, że ty znasz swoją przyszłość.

Nic nie odpowiedział, patrząc tępo na mnie, jakby wyczekiwał moich słów, niczym marynarz wypatrujący latarni na morzu.  
- Wiem, to co chciałam zrobić, nie było poważne, ale tego dnia myślałam, że to najlepsze wyjście. Tyle gorzkich słów, tyle błędów, wszystko się skumulowało. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mam wrażenie, jakby ktoś ciągle podkładał mi kłody pod nogi, ciesząc się z moich upadków.
- Czego ty od siebie chcesz? Spójrz na siebie jeszcze raz, czy czegoś ci brakuje? Masz blizny, wiadomo nie jest to przyjemne codziennie wspominać wypadek. Niestety kiedyś wszyscy się zestarzejemy, nie będziemy wtedy doskonali, skóra straci swoje właściwości, ale wiesz co zostaje?
Spojrzałam na niego dziwnie, jakby był o wiele lat starszy niż wygląda.
- Więc?
- Chodzi o to jacy jesteśmy, jak postępujemy, czy kochamy bliskie osoby.
Nagle poczułam jego dłoń, na swoim ramieniu, przyciągnął mnie do siebie, przytulając, ale tak zwyczajnie, jak siostrę. Czułam jego ciepło, nagle wszystkie moje problemy zaczynały znikać, jak rozpływająca się mgła nad łąkami. Bezpieczeństwo, spokój, to mnie otaczało, nie chciałam dociekać dlaczego, trwałam w tym stanie, niczym bezbronne stworzenie. Spojrzałam jeszcze raz na mogiłę, zrobiło mi się okropnie żal tego człowieka, chociaż wcale go nie znałam. Pomyślałam, że mnie mogło spotkać coś podobnego, wszystko by się skończyło, nie chciałam teraz tego, tak jak owego dnia. Zaczęliśmy wracać do samochodu, w głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Ruszyliśmy, zostawiając cichy cmentarz za sobą, jakby jakaś cząstka tam została. Dojeżdżając do centrum, zatrzymaliśmy się przed jednym z lokali, gdzie pachniało pysznym jedzeniem.  
- Chodź, zjemy coś, zabrałem ci z pół dnia, jestem ci to winny.
- Nie odmówię, te zapachy …
Usiedliśmy przy stoliku, zamawiając obiad. Nagle wydał mi się bardziej pogodny, jakby jakiś ciężar spadł mu z serca. Zjedliśmy wszystko, niczym wygłodniali wędrowcy, dopijając jeszcze po szklance soku.  
- Smakowało?
- Bardzo, wiesz, nie gniewam się już na ciebie, to nie twoja wina, że nie zrobiłam matury, moje wybory, moje życie i konsekwencje.
- Możesz jeszcze tyle zmienić, masz przed sobą całe życie. Spróbuj, walcz o szczęście i nie zasłaniaj się znów swoją twarzą.
- Zobaczymy, to wracam, dziękuję za spotkanie, chociaż było dość dziwne.
- Odwiozę cię.

Skierowaliśmy się do samochodu i niebawem znów znajdowaliśmy się na tym samym parkingu. Nadchodził wieczór, ale przy zachmurzonym niebie dość niezauważalnie wkradała się granica jego nadejścia.  
- Dzięki jeszcze raz, trzymaj się. - dodałam spokojnym tonem.
Wtedy on pocałował mnie w policzek, właśnie w ten, który najwięcej ucierpiał w wypadku. Szłam miarowym krokiem do domu, widziałam kątem oka jak odjeżdża. Musiały go gryźć wyrzuty sumienia, dobrze że wyrzucił to z siebie. Idąc chodnikiem usłyszałam za sobą kroki, odwróciłam się i osłupiałam. Dawid patrzył na mnie niepokojącym wzrokiem, ale na szczęście był sam.  
- Spotykasz się z tym fagasem, dajesz mu?
- Odwal się, nie twoja sprawa. - dodałam przyspieszając kroku.
- Byłem twoim pierwszym, to ja dałem ci …
- Zamknij się! Nie chcę do tego wracać. Jesteś chory!
- Mam twoje fotki na pamiątkę, byłaś taka chętna …
- Przestań, zboczeńcu!
Zmarszczył brwi i już wiedziałam, że mam kłopoty. Dogonił mnie chwytając mocno za nadgarstki. Serce zaczęło mi szybciej bić, obawiałam się, że znów będzie chciał zrobić mi krzywdę. Krzyknęłam głośno i wtedy dostałam w brzuch, aż skuliłam się na chodniku. Ktoś się zbliżał, więc Dawid oddalił się.  
- To nie koniec … - wycedził znikając za następnym zakrętem.
Jakiś człowiek pomógł mi wstać, wtedy skierowałam się prosto do domu. Chciało mi się płakać, ale powstrzymałam się przed tym, żeby nie robić w mieszkaniu sensacji. Coraz bardziej bałam się o siebie, nie mogłam tak dłużej żyć, to ponad moje siły.

AuRoRa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 2158 słów i 11747 znaków. Tagi: #dramat #miłość

2 komentarze

 
  • Użytkownik Lilat

    Kiedy kolejna część?

    3 sie 2018

  • Użytkownik AuRoRa

    @Lilat nie potrafię napisać kiedy, ale będę kontynuować

    5 sie 2018

  • Użytkownik dreamer1897

    Myślę, że nawet największy twardziel uroniłby tutaj łezkę. Pięknie :hi:

    29 lip 2018

  • Użytkownik AuRoRa

    @dreamer1897 dzięki, Tymon nie ma lekko, ale się stara z tym jakoś radzić.

    30 lip 2018