Niebieski tygrys – Rozdział 4| Niczego się nie spodziewał

Niebieski tygrys – Rozdział 4| Niczego się nie spodziewałPół nocy spędziłam na czytaniu w Internecie wszystkiego, co tylko udało mi się znaleźć o Nathanie. Wyszłam na balkon z mrożoną herbatą w wysokiej szklance, którą postawiłam na szklanym tarasowym stoliku obok laptopa i zabrałam się do pracy. Była jedenasta wieczorem, ale nie czułam zmęczenia, jedynie ekscytację.  
Najpierw weszłam na Facebooka – raczej rzadko z niego korzystałam, ale lubiłam go mieć, by w razie potrzeby sprawdzać różne rzeczy. W tym wypadku, posłużył mi on do sprawdzenia osoby. Nathana znalazłam bez problemu – gdy wpisałam w wyszukiwarkę jego imię i nazwisko, był pierwszy na liście, choć nie mieliśmy żadnych wspólnych znajomych. To jeszcze bardziej uświadomiło mi, jak przypadkowe było nasze spotkanie – gdybym wtedy nie postanowiła pójść na zakupy i nie zemdlała, nigdy byśmy się nie poznali. Coś w tym było. Musiało być.
Na widok jego zdjęcia profilowego znowu poczułam znajome uczucie w podbrzuszu.
Och, Nathan. Gdybyś tylko był obok mnie…
Nazywał się Nathan Green, miał trzydzieści pięć lat, był pracownikiem firmy ubezpieczeniowej. Przypominając sobie jego ubiór, podejrzewałam, że musiał być dyrektorem lub inną grubą szychą. Szukałam dalej. Przekopałam cały jego profil, choć nie był on zbyt obfity – Nathan stronił od tego portalu, podobnie jak ja, choć na przestrzeni lat przewijały się tu różne aktywności: przeprowadzka do miasta, wycieczka w góry… Nic, co by mnie zbytnio interesowało. Szukałam śladu jakiejś kobiety, bo wydawało mi się dziwne, że taki mężczyzna był sam. Niczego jednak nie znalazłam. Próbowałam znaleźć go na Instagramie, ale nawet nie miał tam konta. Nieco zawiedziona, odchyliłam się na oparcie krzesła. Nawet, jeśli nie znalazłam śladu żadnej kobiety, wciąż takowa mogła istnieć. Nathan najwyraźniej lubił prywatność, nie udostępniał w Internecie całego swojego życia. Z jednej strony dobrze – ale niedobrze dla mnie.
Sprawdziłam później stronę jego firmy, obejrzałam na mapach okolicę jego zamieszkania. Z zadowoleniem stwierdziłam, że mieszkał niedaleko mnie. Później sprawdziłam jego aktywność na innych portalach – była równie znikoma – i na końcu kliknęłam jeszcze raz jego profilowe, zapisując je na swoim laptopie. Po chwili powiększyłam je i po prostu patrzyłam. Według Facebooka miało pół roku, ale Nathan wyglądał na nim tak samo jak wczoraj, gdy go widziałam. Smukły, w czarnym garniturze, z pięknym zarostem. Na zdjęciu miał jednak okulary przeciwsłoneczne, zakrywające jego piękne miodowe oczy. Zostało zrobione najpewniej na tyłach jakiejś kawiarni, bo w tle była ulica, a Nathan siedział przy stoliku i uśmiechał się, unosząc do ust białą filiżankę z kawą. Miał tak cholernie cudowny uśmiech, niesamowicie białe zęby, a jego usta wręcz prosiły, by je pocałować. Wyglądał jak jeden z tych facetów, którzy chodzą na sesje zdjęciowe, reklamują garnitury, a później ich zdjęcia są wywieszane na witrynach sklepów. Ich twarz ma zachęcać do zakupów, bo jest tak niewiarygodnie piękna.
Wróciłam się na portal, by przeczytać opis do zdjęcia. Składała się na niego tylko uśmiechnięta buźka, więc przeniosłam wzrok na komentarze. Większość z nich była od różnych kolegów Nathana, ale później zaczęły się i kobiece – lista była długa. Przesuwałam cierpliwie w dół, czytając każdy, aż w końcu natrafiłam na ten, którego być może szukałam – napisane było tylko “Przystojniak”. Całości dopełniała emotka serduszka.
Aż we mnie zawrzało. Czy to mogła być jego dziewczyna? Nie napisała “Mój przystojniak”, ale to serce było aż nadto wymowne. Kliknęłam na jej profil. Moim oczom ukazała się drobna blondynka. Bez trudu mogłaby wcisnąć się w ubrania dla dzieci, gdyby nie ten biust – duży, soczysty, oczywiście odsłonięty przez dekolt. Zacisnęłam mocno usta. Przesunęłam komentarze, szukając któregoś od Nathana, ale niczego tam nie było. Może to była tylko koleżanka, a może kolejny dowód na to, że Nathan raczej stronił od aktywności na portalu.
Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. Zamknęłam okno profilu blondynki i wróciłam na ten Nathana. Delikatnie pogłaskałam ekran, wyobrażając sobie, że mam pod palcami jego zarost.
Niczego się nie spodziewał. I to było w tym piękne.

*

Nie miałam jeszcze konkretnego planu odnośnie Nathana, dlatego następnego dnia poszłam do pracy, zdeterminowana, by coś wymyślić. Rano, jak zwykle, dyrektor zrobił mi kawę. Obdarzyłam go lekkim uśmiechem, po czym poszłam do biurka i udawałam, że pracuję, a w głowie opracowywałam plan. Miałam “przypadkiem” na niego wpaść i ponowić zaproszenie na kawę? Nie, przecież poprzednie już odrzucił. Mogłabym pokusić się o udawanie omdlenia, tylko mogłoby to wyglądać trochę podejrzanie. A może powinnam po prostu rzucić mu się w oczy, ale trzymać się z daleka – zarzucić przynętę i poczekać, aż sam się w nią złapie? Byłam cierpliwa, mogłam trochę poczekać. Wiedziałam, że prędzej czy później się złamie.
Gdy wyszłam z pracy, zauważyłam na parkingu samochód Dana. Zmarszczyłam brwi, bo nie przypominałam sobie, żebyśmy byli umówieni. Gdy tylko mnie zobaczył, wyskoczył z samochodu, szczerząc się od ucha do ucha.
– Jesteś. – Uśmiechnął się, jakby czekał na mnie całe życie. – I wyglądasz pięknie. – Przybliżył się, jakby chciał mnie pocałować.  
Zanim zdążył to zrobić, wysunęłam rękę i lekko przycisnęłam ją do jego klatki piersiowej, powstrzymując go.
– Co tu robisz?
– Przyjechałem po ciebie.
– Po co? – Dan nigdy nie składał mi wizyt w pracy.
– Chciałem cię zapytać, czy będziesz mi dziś towarzyszyć na wystawie. – Jego uśmiech się poszerzył. – Wyglądasz pięknie, nie musisz się nawet przebierać.
– Wiem, że nie muszę – prychnęłam, mierząc go chłodnym spojrzeniem. – Na jakiej wystawie? Co ci przyszło do głowy?
Jego uśmiech nieco zmalał.
– Mówiłem ci o niej ostatnio, pomyślałem, że… To dla mnie wielka sprawa – dodał. – Dużo się napracowałem nad tymi zdjęciami. I opłaciło się, mają na nią przyjść jacyś bogaci kolekcjonerzy.  
Nagle wyprostowałam się jak struna, choć jeszcze przed chwilą miałam zamiar ostro powiedzieć Danowi, że nic nie wiem o żadnej wystawie i nie mam na nią ochoty – ale nagle przykuł moją uwagę tym jednym małym słowem – bogaty. Kalkulowałam w myślach moje szanse. Wiedziałam, że Nathan nie był przecież kolekcjonerem sztuki, ale jeśli na wystawie mieli pojawić się różni bogaci ludzie… Być może on miał być wśród nich, jako przyjaciel lub zwykły fanatyk. Nie mogłam przepuścić takiej okazji.  
Powoli się uśmiechnęłam, a Dan zamrugał, wyraźnie zaskoczony moją postawą.
– Bardzo chętnie z tobą pójdę – powiedziałam słodko, wsuwając jego dłoń w swoją. Jeśli chciałam szukać Nathana, musiałam się teraz przymilić, by później Dan się nie czepiał, gdy zniknę mu z pola widzenia. Wpiłam się mocno w jego usta i prawie parsknęłam śmiechem, gdy poczułam na biodrze, jak twardnieje.
Dan był taki przewidywalny.
– Super – wydukał, gdy się od siebie oderwaliśmy. – To dla mnie ważne. Cieszę się, że będziesz obok mnie. – Ścisnął lekko moje udo.  
Nathan, proszę, bądź tam i uwolnij mnie.

*

Dan był w swoim żywiole. Chodził po całej sali, energia aż od niego biła, gdy pokazywał swoje fotografie i opowiadał o nich. Chodziłam obok, jednak wolniej, przeczesując tłum niczym jastrząb. Widziałam staruszków i młodych facetów, gości w garniturach w każdym możliwym odcieniu – ale nie było wśród nich Nathana. Co chwilę zerkałam na drzwi, licząc, że się tu pojawi w jakiś magiczny sposób; że mnie wyczuje i tu wejdzie, porwie w ramiona.
Wiedziałam, że to było niemożliwe, a przynajmniej nie od razu – Nathan był na to zbyt powściągliwy. Nieśmiałym nie mogłam go nazwać, ale był bardziej zdystansowany niż Dan. Musiałam to zmienić. Wiedziałam, że mi się uda, gdy tylko będę wystarczająco blisko.
Dan obejmował mnie w pasie, trzymając obok siebie jak trofeum. Uśmiechałam się słodko do każdego z mężczyzn, którym mnie przedstawiał, ale zaczynałam mieć już dość. Pogodziłam się z myślą, że Nathan tu nie przyjdzie. Szanse od początku były marne, ale musiałam spróbować. Teraz wiedziałam, że to był błąd.
– To Amelia. Moja muza. – Usłyszałam dumne przechwałki Dana, ściskającego mnie w talii. – Bez niej te piękne zdjęcia by nie powstały.
Co on pieprzył? Piękne zdjęcia? Nie wiedział, o czym mówił. Zdjęcia, które zrobił mi, nie wisiały na żadnej ze ścian – choć mogłyby. Przez chwilę wyobrażałam sobie sytuację, w której kolekcjonerzy podziwialiby moje nagie ciało rozłożone na sofie. Mój wzrok uwodziłby ich nawet poprzez fotografię. Tak, mogłoby tak być – tylko miałoby to sens tylko wtedy, gdy Nathan by na mnie patrzył. Opinie innych osób w ogóle mnie nie obchodziły. Podobnie jak przechwałki Dana i zachwyty nad jego nijakimi fotografiami.  
Obchodził mnie tylko Nathan, a jego tu nie było – więc co jeszcze tu robiłam?  
Nie mówiąc ani słowa, wyrwałam się z uścisku Dana, ignorując zdumione spojrzenia facetów, z którymi rozmawiał. Poprawiłam torebkę na ramieniu i skierowałam się w stronę wyjścia, stukając obcasami. Stanęłam przy ulicy i machnęłam ręką na taksówkę. Nie chciało mi się już wymyślać planu ani marnować czasu. Każda sekunda z Danem, bez Nathana, sprawiała, że umierałam w środku. Byłam zdeterminowana, by w końcu on poczuł to, co ja.
Wkrótce wsiadłam do taksówki, która piętnaście minut później zatrzymał się przy budynku, w którym pracował Nathan. Zapłaciłam i szybkim krokiem skierowałam się w stronę szklanych drzwi prowadzących do biura. Już prawie je otworzyłam, gdy nagle drogę zagrodziła mi niewysoka dziewczyna.
– Mogę w czymś pomóc? – zaświergotała.
Zmierzyłam ją chłodnym spojrzeniem.
– Chciałam przejść.
– Przykro mi, nie mogę pani wpuścić, jeśli nie jest pani pracownikiem.  
– Słucham?
– Trwa ważne zebranie. Bez identyfikatora pani nie wejdzie.
– Mam sprawę – rzuciłam chłodno.
– W to nie wątpię. Ale może ja w czymś pomogę?
Jej wysoki świergoczący głosik zaczynał mnie irytować.
– Niech będzie – wycedziłam, po czym wzięłam głęboki oddech. – Możesz mi powiedzieć, czy Nathan Green jest jeszcze w pracy?  
Zerknęła na mnie nieufnie, wyraźnie oburzona, że zwracam się do niej na “ty”. Wyraźnie chciała jeszcze o coś zapytać, ale wbiłam w nią ostry wzrok i w końcu podeszła do małego biurka i zaczęła coś klikać w komputerze.
– Tak, pan Green jest jeszcze w biurze. Mam do niego zadzwonić i poinformować go, że pani przyszła?
– Nie, dziękuję. – Uśmiechnęłam się leciutko. – Bardzo mi pani pomogła.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam przed budynek. Zauważyłam nieopodal małą, drewnianą ławkę, na której usiadłam, zakładając nogę na nogę. Odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając, by ciepłe słoneczne promienie grzały mnie w szyję.
Byłam cierpliwa. I wiedziałam, że mi się to opłaci.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller i erotyczne, użyła 2040 słów i 11487 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • agnes1709

    Ale ją przyparło :lol2: Kosza dostanie i tyle z jej zabiegów. Na ręcznym, kochana :lol2:

    14 gru 2019

  • candy

    @agnes1709 hahaha XD

    16 gru 2019