Niebieski tygrys – Rozdział 2| Nie puszczę go wolno

Niebieski tygrys – Rozdział 2| Nie puszczę go wolnoMam dobre życie. Zawsze to sobie powtarzam, ilekroć coś się w nim sypie. Mam dobre życie. Nie byłam nigdy bita, molestowana, mam dobrą pracę, mieszkanie, w którym dobrze się czuję, mam nawet świnkę morską; jestem ładna i podobno mam to “coś”. Coś, co sprawia, że faceci przylegają do mnie i już nie chcą puszczać.  
Tak właśnie zrobił Dan. Spojrzał na mnie i przepadł. Wiedziałam to od początku, od momentu, gdy jego skóra dotknęła mojej, gdy zrobił mi pierwsze zdjęcie. Uprawialiśmy seks na tej sofie i wiedziałam, że już nie spojrzy na nią normalnie. Już zawsze będzie widział tam mnie.
Chciałby myśleć, że ja też będę o nim tak pamiętać, że czuję to samo i że go potrzebuję, ale tak nie jest. Nie potrzebuję go. Mam dobre życie.
Gdy następnego ranka zaczęłam szykować się do pracy, Dan jeszcze spał. Przewracał się z boku na bok, podczas gdy ja brałam prysznic. Później przeszłam nago do kuchni. Nagość mnie nie krępowała, lubiłam ją. Uwielbiałam, gdy przypadkowi ludzie zaglądali od niechcenia w moje okna i aż podskakiwali, gdy widzieli, że byłam naga. Wzbudzałam w nich ciekawość i przerażenie. Jedni pospiesznie odwracali wzrok, drudzy nie mogli go ode mnie oderwać. A ja się śmiałam. Byli tacy ograniczeni, że szokował ich widok nagości – a przecież właśnie tak przychodzimy na ten świat. Nadzy i bezbronni.
Jadłam kanapkę i oblizywałam właśnie palec, który ubrudziłam keczupem, kiedy do kuchni wszedł Dan. Też był nagi – to sprawiło, że automatycznie poprawił mi się humor. O naszym losie zadecydował przypadek, ale to była nasza wspólna cecha – większość ludzi od razu by coś na siebie włożyła. Dan jednak czuł się tu jak u siebie, robił to co ja, rozumiał mnie. Pod tym względem byliśmy podobni.
– Dzień dobry – zamruczał na mój widok i podszedł bliżej. Oczy miał jeszcze zaspane, ale rozszerzyły się lekko, gdy na mnie patrzył.  
– Dzień dobry – odpowiedziałam, dokańczając kanapkę i mimowolnie wypychając pośladki w jego stronę; prawie niezauważalnie, ale na tyle, by to właśnie na nich skupił się jego wzrok. Wiedziałam, że zaraz mu stanie i niezmiernie mnie to bawiło – zaraz wyjdę do pracy, a on będzie musiał zadowolić się swoją prawą ręką. Nie wystarczy mu to. Gdy wrócę, powtórzymy to, co robiliśmy w nocy. Dwa tygodnie i był ode mnie kompletnie zależny.  
– Robisz to specjalnie. – Podszedł od tyłu i wsunął we mnie kciuk. Przez chwilę poruszałam się delikatnie do tyłu i do przodu, czując, jak jego penis gwałtownie rośnie. Przetrzymałam go do chwili, w której złapał się za członek i chciał go we mnie wsadzić – wtedy odsunęłam się gwałtownie.
– Nic z tego – poinformowałam go. – Idę do pracy.
Mina mu zrzedła.
– No tak. – Westchnął. – Ja też powinienem.
– Doskonały pomysł. Gdy wrócę, ma cię tu już nie być. – Uśmiechnęłam się i odeszłam w stronę sypialni.  
Dwadzieścia minut później nakarmiłam jeszcze moją świnkę morską, Leah, po czym wyszłam z domu i skierowałam się do biura. Od roku pracowałam w wydawnictwie na stanowisku korektora. Lubiłam tę pracę, bo była stabilna, zapewniała mi stałość finansową i przy tym potrafiła być ciekawa. Wydawałam się dzięki temu spokojna i ułożona. Dopiero po godzinach mogłam pokazać, że wcale taka nie byłam – ale przecież nie wszędzie trzeba pokazywać pazury.
Dotarłam punktualnie, usiadłam przy biurku i przywitałam się ze wszystkimi. Zanim zabrałam się za pracę, poszłam jeszcze nalać sobie kawy do mojego ulubionego kubka w czarno – czerwone paski. Przy ekspresie stał dyrektor wydawnictwa, wpatrując się tępo w urządzenie, które głośno mieliło kawę.
– Dzień dobry panu. – Stanęłam obok niego, a on niemal automatycznie zerknął na mój biust. To już tradycja.
– Dzień dobry, Amelio. Punktualna jak szwajcarski zegarek. – Miał już z pięćdziesiąt lat, ale jego głos dalej brzmiał młodo. – Właśnie robiłem sobie kawę, ale mogę zrobić najpierw tobie.
– To bardzo miłe, dziękuję. – Popchnęłam ku niemu swój kubek, a w duchu się śmiałam – przeczuwałam, że tak zrobi. Mężczyznami tak łatwo było manipulować. – Co z naszym nieugiętym autorem? – Nawiązałam do mężczyzny, który od tygodni nagminnie przysyłał nam swoje propozycje wydawnicze, nie zrażając się odmowami.
– Dalej jest nieugięty. Może myśli, że w końcu wydamy jego powieść, bo zwyczajnie będziemy mieli go dosyć – zażartował i podał mi kubek. – Proszę.
– Dziękuję. – Odeszłam z kawą do biurka. Usiadłam na fotelu, postawiłam kubek obok klawiatury i uruchomiłam komputer. Tak zaczął się mój typowy dzień. Gdy system się ładował, jedną z wielu myśli poświęciłam Danowi – zastanawiałam się, czy już wyszedł z mojego mieszkania, czy może nadal tam siedział i liczył, że gdy wrócę, ucieszę się na jego widok. Nie obawiałam się zostawiać go samego, nie miałam nic do ukrycia, ale jego uczucia zaczynały mi trochę przeszkadzać. Gdyby tylko nie był dobrym kochankiem, już dawno zatrzasnęłabym mu drzwi przed nosem.  
No dobrze, może nie chodziło mi tylko o seks – nawet lubiłam Dana. Był dobrym fotografem i być może ciekawym człowiekiem, nawet, jeśli mało o nim wiedziałam. Wzbudzał jednak sympatię. Nadal podobał mi się jego głos, lubiłam jego ciemne włosy i zielone oczy. Zwyczajnie lubiłam mieć go obok – tyle że nie romantycznie. Nie potrzebowałam tego. Faceci byli toksyczni, nieważne, jak słodko wyglądali. Zawsze chcieli czegoś więcej, a mi było dobrze z samą sobą. Nie byłam przecież bez uczuć. Byłam po prostu… inna. Samowystarczalna. Zawsze jasno mówiłam, o co mi chodziło, a słodcy, toksyczni faceci i tak uważali, że wiedzieli lepiej. Historia raz za razem zataczała koło.
Dzień minął mi szybko. Po południu zjadłam niewielki lunch i wypiłam następną kawę. Wyszłam z pracy godzinę wcześniej, bo zwyczajnie nie miałam ochoty dłużej tam siedzieć, a wiedziałam, że dyrektor nie będzie miał o to pretensji. Zresztą, musiałam jeszcze pójść na zakupy.
Wyszłam z budynku i stanęłam na zewnątrz, gdzie zaskoczyło mnie ciepłe powietrze, kłócące się z wczorajszym zimnym wieczorem. Było tak duszno, że musiałam zdjąć żakiet, zostając w czarnej koszulce na cienkich ramiączkach. Przez chwilę żałowałam, że nie mam samochodu, którym załatwiłabym wszystko szybciej i sprawniej, ale przecież nie mogłam wyczarować go w sekundę – musiałam iść pieszo. Postanowiłam udać się do najbliższego sklepu, który niezbyt lubiłam, ale nie miałam siły szukać innego. Było tak potwornie gorąco. Po chwili zatrzymałam się, by wyjąć z torby gumkę. Zebrałam swoje długie włosy w potężnego koka, który po chwili ciążył mi na głowie, ale przynajmniej nie było mi już tak ciepło. Słońce grzało mnie w szyję. Maszerowałam jeszcze przez parę minut, aż w końcu weszłam do klimatyzowanego wnętrza sklepu i odetchnęłam z ulgą.
Panował spory chaos, mnóstwo ludzi najwyraźniej właśnie skończyło pracę i wpadło na ten sam pomysł. Wzięłam koszyk i zaczęłam przechadzać się wzdłuż alejek. Wrzuciłam do koszyka masło oraz sałatę, ale nagle wypadło mi z głowy, co jeszcze miałam kupić. Kręciło mi się w głowie. Pomyślałam, że chyba wypadałoby zjeść trochę więcej na lunch. Przystanęłam na chwilę, a później ruszyłam dalej, choć nadal było mi słabo. Wokół mnie była cała masa ludzi, spoconych i śmierdzących. Wstrzymałam oddech, by nie wdychać mieszanki przykrych zapachów, starałam się odejść dalej, ale nagle przed oczami zobaczyłam mroczki.  
Ocknęłam się, gdy ktoś podnosił mnie z zimnej i brudnej podłogi. Czułam na czole tworzący się siniak. Przez chwilę nie wiedziałam, co się działo, ani czyje ręce mnie dotykały. Dopiero, gdy wypiłam łyk chłodnej wody z butelki, którą ktoś mi podetknął, zrozumiałam, co się przed chwilą stało – musiałam zemdleć z gorąca. Ktoś podniósł mnie z podłogi i posadził na fotelu przy kasie. Wokół był spory tłum, który powoli się rozchodził. Widziałam kasjerkę, która gorączkowo mówiła coś do drugiej, zerkając na mnie raz za razem. Ktoś pytał, jak się czuję. Dopiero wtedy spojrzałam na osobę, która wciąż mnie podtrzymywała, w razie, gdybym miała upaść – i wtedy to się stało.
Przepadłam. Jak jeszcze nigdy w swoim życiu.
Prawie z niedowierzaniem patrzyłam na mężczyznę, który klęczał przede mną i coś do mnie mówił. Słyszałam tylko szum własnej krwi, a gdy na niego patrzyłam, serce zaczynało bić mi szybciej. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam takiego mężczyzny, na żadnego tak nie zareagowałam. To na mnie reagowali faceci, nigdy odwrotnie.  
A teraz…
Ciemnobrązowe gęste włosy. Miodowe oczy. Dwudniowy zarost na szczęce, która była mocno zaciśnięta. Silny uścisk dłoni, podtrzymujący mnie, bym znowu nie zasłabła. Przesunęłam wzrok na jego czarny garnitur. Wyglądał na drogi. Mimo upału, ten facet nie wyglądał, jakby było mu gorąco. Pachniał perfumami i wyglądał, jakby właśnie zszedł z okładki magazynu. Był przystojny, cholernie przystojny… Ale nie chodziło tylko o to.
Jego dotyk.
Chłodny, elektryzujący. Jakbym zanurkowała do basenu wypełnionego chłodną rześką wodą. Wodą, która pachniała połączeniem mydła, perfum i miętowej gumy do żucia.  
Gdyby nie ci wszyscy ludzie wokół oraz fakt, że dopiero co zemdlałam, byłabym skłonna zerwać z niego ten garnitur. Usiadłabym mu na twarzy, pozwoliłabym, by zrobił ze mną, co chciał – a potem jeszcze raz, i jeszcze. Z takim facetem nigdy nie miałabym dość.
– Dobrze się pani czuje? – Jego głos w końcu przebił się do mojej świadomości.  
– Tak – szepnęłam, prostując się lekko i pochylając ku niemu. – Co się stało? – Granie bezbronnej dziewczynki zawsze działało.
– Zemdlała pani. – Jego miodowe oczy świdrowały mnie niemal na wylot. – Pewnie z gorąca.
– Trzeba zadzwonić po karetkę! – wtrąciła się kasjerka. Nawet na nią nie spojrzałam.
– Nie, to nie będzie konieczne. – Zmusiłam się do uśmiechu. – Już mi lepiej.
– Nalegam. – Mężczyzna jeszcze raz podał mi butelkę wody i patrzył na mnie wyczekująco. – Uderzyła się pani w głowę. Trzeba sprawdzić, czy nic poważnego się nie stało. – Już wyciągał z kieszeni komórkę. – Zadzwonię. Proszę pić. Być może się pani odwodniła. Tak, dzień dobry. – Rzucił do słuchawki. – Proszę o przysłanie karetki, kobieta zemdlała z gorąca i uderzyła się o posadzkę…
Prawie w zwolnionym tempie patrzyłam, jak podaje dyspozytorowi adres sklepu, a jego oczy znowu kierują się na mnie. Oparłam się o fotel, bo faktycznie trochę kręciło mi się w głowie – ale nie potrafiłam powiedzieć, na ile to był wpływ upadku, a na ile Jego. Serce wciąż biło mi nieznośnie szybko. Analizowałam wszystko w głowie. Był starszy ode mnie, mógł mieć około trzydziestu pięciu lat. Na pewno miał dobrą pracę, być może był jakimś biznesmenem – raczej nie widuje się takich facetów w garniturze w środku dnia. Próbowałam odpędzić od siebie te wszystkie myśli. Słodki, acz toksyczny. Taki, jak wszyscy inni.
Nie, do diabła, to nie działało. Chciałam go mieć. Tu i teraz.  
Karetka przyjechała szybko. Wciąż protestowałam, mówiłam, że nie chcę nigdzie jechać. Co jakiś czas zerkałam z udawanym strachem na Tego Mężczyznę. W końcu rzucił:
– Pojadę z nią. – Wskoczył do karetki i wziął mnie za rękę.
Dokładnie o to mi chodziło. Udałam, że się uspokajam. W karetce na chwilę odpłynęłam. Ocknęłam się z powrotem dopiero wśród lekarzy, którzy mnie zbadali i stwierdzili lekkie wstrząśnienie mózgu, niewymagające dłuższego pobytu w szpitalu. Gdy wyszłam, On dalej na mnie czekał. Podeszłam do niego zdecydowanym krokiem. Na mój widok podniósł się z ławki.  
– Dziękuję – powiedziałam delikatnym głosem, dla lepszego efektu sięgając do gumki, która wciąż trzymała moje włosy w koku. Pociągnęłam, by ją poluźnić i po chwili włosy zaczęły opadać gęstymi falami na moje plecy. Widziałam, jak śledził je wzrokiem. – Nie musiał pan ze mną tu przyjeżdżać.
– Musiałem – stwierdził. – Proszę nie dziękować.
– Gdybym mogła się jakoś odwdzięczyć… – Zawiesiłam głos. Zauważyłam, że jego wzrok przesunął się po całym moim ciele, ale zaraz go odwrócił. Lekko zmarszczyłam brwi.
– Przeze mnie nie zrobiła pani zakupów. – Przez jego twarz przemknął lekki uśmieszek.
– Nie jestem żadna pani. Amelia. – Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Chciałam w końcu poznać jego imię. Znowu poczuć ten dotyk. – I to nie pańska wina, o ile nie walnął mnie pan w głowę i nie spowodował omdlenia.
– Nathan. – Uścisnął krótko moją dłoń. – Może i nie użyłem mojego prawego sierpowego, ale wpakowałem cię do karetki, mimo twoich protestów.  
– Faktycznie. – Z żalem patrzyłam, jak puszcza moją rękę. – Czyli to jednak jest twoja wina. Teraz będę głodować przez cały weekend.
– Nie pozwolę ci na to. Daj mi listę zakupów, kupię ci wszystko, czego potrzebujesz.
Gdzieś w podbrzuszu czułam delikatne łaskotanie.
– Tylko dlatego tu czekałeś? – zapytałam, wskazując na szpitalną poczekalnię. – By zrobić mi zakupy w ramach zadośćuczynienia za wsadzenie do karetki?
– Ktoś musiał cię też odwieźć do domu, prawda? – Pochylił się lekko i delikatnie uśmiechnął. – A karetka to nie taksówka.
Chwilę później siedziałam w jego luksusowym samochodzie, podczas gdy on jechał do sklepu – nie tego, w którym znajdowaliśmy się wcześniej, ale tego, który lubiłam, choć nie mówiłam mu o tym. Co jakiś czas zerkałam na niego kątem oka. Prowadził swobodnie, rozpostarty na fotelu, który wyglądał, jakby został zrobiony idealnie pod niego. Gdy zmieniał biegi, marzyłam, by jego chłodne palce wślizgnęły się do mojego wnętrza. Byłam podniecona do granic możliwości, a przecież chodziło mu tylko o to, by zrobić mi zakupy.
– Zaczekaj tu – rzucił, gdy zaparkował pod sklepem. – Uwinę się raz dwa i zaraz wrócę.
Patrzyłam, jak biegnie do sklepu i zastanawiałam się, co w tej chwili czułam. Myślałam, że to moje spotkanie z Danem było przypadkiem, ale chyba musiałam lekko zmienić wersję – na Dana zastawiłam pułapkę, w którą wpadł od razu. Nie musiałam się nawet starać. Ale tu… Przecież nie planowałam mdleć na środku sklepu, by ktoś mnie uratował. To dopiero był prawdziwy przypadek. Nie zamierzałam wypuścić go z rąk.
Nathan wkrótce wrócił, wrzucił do bagażnika torbę z zakupami i odwiózł mnie do mieszkania. Ociągałam się z wyjściem z samochodu. Nie chciałam go zostawiać. Nie chciałam, by odchodził.
– Jeszcze raz dziękuję – powiedziałam, gdy odprowadził mnie pod drzwi razem z zakupami. Coś było tu nie tak – jeszcze nie wyczuwałam tylko, co. – Może postawię ci kawę któregoś dnia? – Uśmiechnęłam się zachęcająco. – Zrobiłeś dziś dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. Muszę ci się odwdzięczyć.  
Też się uśmiechnął, ale jego uśmiech nie sięgnął oczu.
– Nie ma o czym mówić. Mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej.  
Staliśmy przez chwilę w ciszy, nie wiedząc, jak się pożegnać i co powiedzieć. Już miałam zaprosić go do środka, gdy on nagle rzucił:
– Muszę już iść. Zdrowiej. – Posłał mi jeszcze jeden uśmiech, po czym odwrócił się i odszedł. Ja zostałam przy drzwiach, jak porażona prądem. Nagle dotarło do mnie, co wcześniej czułam – czułam obojętność. Dan od razu wpadł w moje sidła, wiedziałam to od pierwszego momentu, gdy na mnie spojrzał. Pstryknęłam palcami i już miałam go w garści. Ale Nathan… Mimo że mi pomógł, odrzucił moje zaproszenie. Nie patrzył na mnie tak jak Dan. Choć wcześniej taksował mnie wzrokiem, w jego spojrzeniu nie było tego pożądania, tego czegoś. Poczułam, jak sztywnieje mi całe ciało, jak gdzieś w środku rozchodzi się wściekłość.  
Mnie nikt nie odrzucał. To ja odrzucałam. Ja wyznaczałam zasady. To wszyscy słodcy, toksyczni faceci mieli mnie pożądać, a nie ja ich. Nagle role się odwróciły.
Wiedziałam, że nie puszczę go wolno.
Zastawię na niego swoje sidła. Będę go miała, czy tego chciał, czy nie.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller i erotyczne, użyła 2998 słów i 16782 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • agnes1709

    Grubo! I coś czuję, że tak łatwo jej nie pójdzie. Czy to on jest tajemniczym kolesiem? :D A może tak dłuższe części? Albo częściej? :kolobok:  Mam niedosyt :sad: I zgadzam się z tym czubkiem poniżej - może to być najlepsze opko:D

    11 gru 2019

  • candy

    @agnes1709 już wrzucam następną <3

    11 gru 2019

  • agnes1709

    @candy :dancing:

    11 gru 2019