Niebieski tygrys – Rozdział 3| Zmuszę go, by wrócił

Niebieski tygrys – Rozdział 3| Zmuszę go, by wróciłPatrzyłam przez okno, jak Nathan wsiada do samochodu i odjeżdża. Zdążyłam tylko spisać jego numer rejestracyjny – i już go nie było. Byłam niezadowolona. Wściekła. Napalona. Właściwie wszystko naraz.
Dana nie było w mieszkaniu, co chwilowo było niedogodnością – ale z drugiej strony, nie na niego miałam teraz ochotę. Musiałam poradzić sobie sama. Zrzuciłam z siebie ubrania, po czym położyłam się na łóżku. Bez skrępowania rozchyliłam nogi i wsunęłam w siebie palce. Przymknęłam oczy i pomyślałam o Nathanie. O jego mocnych dłoniach, przeszywających mnie na wskroś miodowych oczach, przywołałam do siebie jego zapach i wyobraziłam sobie, że leżał tu ze mną. Przygniatał mnie swoim ciałem i całował.  
Od razu zrobiłam się mokra. Jęknęłam głośno, czując nieznośne pulsowanie między nogami. Poruszałam palcami coraz mocniej i szybciej, z każdym ruchem stając się coraz bardziej zdeterminowana, by zdobyć Nathana. Zapragnęłam go od pierwszej chwili. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Dlaczego on był inny? Dlaczego był w stanie odwrócić ode mnie wzrok i odejść?
Zmuszę go, by wrócił.
– Nathan – jęknęłam, zaciskając oczy i wyobrażając sobie, że to on się we mnie poruszał. – Och, Nathan…

*

Wieczorem, gdy zabrałam się za sprzątanie, usłyszałam pukanie do drzwi. To musiał być Dan – wiedziałam to od razu i skrzywiłam się z niezadowoleniem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle wpuszczać go do środka. Nie miałam ochoty się z nim cackać, nie byłam też pewna, czy miałam ochotę na seks. W mojej głowie siedział kto inny.
– Amelia. – Ponowne pukanie do drzwi. – Wpuść mnie.
Stanęłam przed drzwiami nie odzywając się. Miałam nadzieję, że sobie pójdzie.  
– Amelia… Proszę. Wiem, że tam jesteś.
Westchnęłam i z lekkim wahaniem otworzyłam drzwi.
– Sprzątam – oznajmiłam, gdy tylko wychyliłam się za framugę. – Nie mam czasu się pieprzyć.
Dan wydawał się zaskoczony.
– Nie szkodzi – odparł po chwili. – Dobrze wiesz, że dla mnie nie tylko to się liczy.
Wiedziałam. Aż za dobrze.
– Mogę wejść? Popatrzę sobie na ciebie. – Przybliżył się i zajrzał mi w oczy. Wiedział, że gdy poczuję intensywny zapach jego perfum, będę mniej stanowcza. – Posiedzę tylko. Nie będę ci przeszkadzał.
– Jak chcesz. – Odeszłam do drzwi i wróciłam do kuchni, gdzie przemywałam blat.  
– Co ci się stało? – Musiał zauważyć siniaka na czole.
– Upadłam w sklepie. Nic poważnego.
– Jesteś pewna?  
– Absolutnie.
Niewiele rozmawialiśmy. Dan zrobił, co mówił, usiadł gdzieś w kącie i mi się przyglądał. Nie pytałam, co mu to dawało; jakąkolwiek satysfakcję z tego czerpał, nie udzielała się ona mnie. Szorowałam blat, wypinałam tyłek w stronę Dana, myśląc jednocześnie o miodowych oczach Nathana. Nadal nie mogłam przejść do porządku dziennego nad tym, co się dziś stało. Zwyczajnie nie rozumiałam. Nie rozumiałam, jakim cudem Nathan mógł na mnie spojrzeć i odejść. Zachować się jak normalny, miły człowiek, pojechać do szpitala, zrobić mi zakupy, po czym odejść, jak gdyby nigdy nic.
Nasze spotkanie nie mogło być przypadkowe. Coś musiało w tym być. W sklepie było mnóstwo ludzi, a jednak tylko on się mną zainteresował. On zauważył, że upadłam. Podniósł mnie. Dotknął tym elektryzującym dotykiem. Nie mogłam być jedyną, która poczuła ten prąd między nami. Pożądanie wybuchło we mnie niczym fajerwerki.
A on po prostu odszedł. Nie przyjął zaproszenia na kawę. Co prawda, wiedział, gdzie mieszkam, ale nie wyglądał, jakby miał zamiar w niedalekiej przyszłości wykorzystać tę wiedzę. Intensywnie myślałam. Może mogłam odnaleźć go po numerze rejestracyjnym samochodu. Może mogłam częściej chodzić do tego sklepu, liczyć, że się tam pojawi.  
Nie miał prawa mnie odrzucać.
– Amelia.
– Co? – Wściekłym wzrokiem spojrzałam na Dana.
– Mówię do ciebie…
– Mówiłam, że sprzątam. Jestem zajęta. Nie mam czasu cię słuchać.
Zamilkł, urażony. Może spodziewał się, że go przeproszę, ale nie miałam zamiaru – byłam wkurzona. To Nathan powinien tu ze mną siedzieć, pić kawę, a później rozbierać mnie w łóżku.  
Rzuciłam gąbkę na blat.
– Idę pod prysznic – rzuciłam, zdejmując przez głowę bluzkę.
– Pójść z tobą?
– Nie. – Poszłam do łazienki i stanowczo zamknęłam drzwi na klucz. Nie czułam, jakbym robiła coś złego. Nie zapraszałam tu Dana, sam się napatoczył, nawet, gdy wiedział, że dziś nie miałam ochoty na seks. Weszłam pod prysznic i puściłam  zimną wodę, by schłodzić się po sprzątaniu i wydarzeniach całego dnia. Gorączkowo myślałam, jak mogłam skontaktować się z Nathanem.  
Wyszłam spod prysznica i narzuciłam na siebie letnią piżamę, na którą składały się krótkie spodenki i koszulka na ramiączka. Nie suszyłam włosów, zostawiłam je lekko wilgotne. Sięgały już prawie do bioder. Zaplotłam je w luźny warkocz, by mi nie przeszkadzały i po chwili wyszłam z łazienki, wypuszczając parę na zewnątrz.
Moje mieszkanie nie było za duże – składało się na nie tylko łazienka, kuchnia i mini salon, będący bardziej moją sypialnią. Dana nie było w kuchni, więc musiał być właśnie tam. Wątpiłam, by wyszedł. I rzeczywiście – gdy pchnęłam drzwi, zobaczyłam, że leżał na moim łóżku w samych bokserkach.
– Mówiłam ci, nie mam ochoty – rzuciłam oschle.
– Może jej nabrałaś? – Oparł się na prawym ramieniu, zerkając na mnie z uśmiechem.  
Normalnie pewnie bym się na niego skusiła – teraz jednak czułam jedynie dezaprobatę. Może nawet obrzydzenie.  
– Wyjdę na balkon – mruknęłam, podchodząc do szerokiego okna balkonowego i otwierając je. Powietrze było już nieco chłodniejsze, ale nadal było ciepło. Gdzieś w głębi słyszałam cykanie owadów. Usiadłam na drewnianym krześle i podciągnęłam do siebie nogi. Wpatrywałam się w oddalone światła, rozmyślając, czy w którymś z tych budynków był Nathan. Czy myślał o mnie. Czy żałował, że jednak nie wszedł, gdy to proponowałam. Wściekłość chwilowo mnie opuściła, zastąpiła ją determinacja. Musiałam go odnaleźć. Nasze spotkanie było jednym z lepszych przypadków, jakie ostatnio mi się przydarzyły. Pragnęłam go. To było takie proste, a ludzie tworzyli z tego tak skomplikowaną rzecz.
Usłyszałam pukanie w szybę.
– Wracasz do środka?
Nie miałam siły z nim dyskutować. Podniosłam się i weszłam z powrotem do salonu, nie zaszczycając Dana spojrzeniem. Zasunęłam ciężkie żaluzje, bo nienawidziłam słonecznych promieni, które budziły mnie rano. Okno zostawiłam otwarte.  
Dan położył się na łóżku i patrzył na mnie z lekkim strachem. Jakby się bał, że nagle się na niego rzucę i go zaatakuję. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Postrzegał mnie jako lwicę. Wciąż miałam nad nim władzę. Tylko to się liczyło.
Położyłam się do łóżka, sadowiąc się jak najdalej od Dana. Już zasypiałam, gdy usłyszałam jego cichy głos:
– Wiem, że nie chcesz się zbliżać, ale nie traktuj mnie jak wroga. Wyśniłem cię. – Powtórzył słowa, które powiedział przy naszym pierwszym spotkaniu. – Nadal to czuję, Amelio. Otwórz się przede mną choć trochę.  
Och, Dan. Przymknęłam oczy.
Nie mogę na ciebie patrzeć.
Nie chciałam rozmawiać o uczuciach. Musiałam zamknąć mu czymś usta. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę, jednocześnie obciągając sobie koszulkę. Przycisnęłam głowę Dana do swojej piersi, pozwalając, by przygryzł mój sutek. Jęknął cicho i sekundę później jego palce wślizgnęły się pod moje spodenki.
To miał być Nathan. Nie ty.

*

Rano starałam się jak najszybciej pozbyć Dana z mieszkania. Jak zwykle nie rozumiał aluzji, ale tym razem miał jakąś super ważną sesję, więc posłałam w jego stronę ładny uśmiech i poczekałam, aż zamknie za sobą drzwi. Gdy wyszedł, zrobiłam sobie kawę i wyszłam na balkon w samym szlafroku, wyciągając przed siebie nogi. Gorące słońce zaczynało już grzać, czułam jego ciepło na stopach i rozmyślałam.
Ani przez chwilę nie przestałam myśleć o Nathanie.  
Kombinowałam, jak mogłam się z nim skontaktować, gdzie go spotkać – i nagle mnie olśniło. Od razu odstawiłam kawę na stolik i pobiegłam się ubrać, by pojechać do urzędu. Wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale im dłużej o tym myślałam, tym byłam bardziej pewna, że to mogło być moje wybawienie. Wymagało to ode mnie zapewne odrobiny wysiłku, ale wystarczyło jedynie uruchomić mój seksapil, by dostać, co chciałam.
Ubrałam się w długą czarną sukienkę w czerwone groszki – miała cienkie ramiączka i spory dekolt. Do tego czarne sandałki na obcasie i mocna czerwona szminka. Włosy lekko związałam nad karkiem, by nie było mi gorąco. Zmierzałam do urzędu. Musiałam kawałek podjechać autobusem. Gdy z niego wysiadałam, delikatny wiatr zaplątał się pod moją sukienką, unosząc ją lekko. Zdążyłam zauważyć zaciekawione spojrzenia przechodniów. Chwilę później wjeżdżałam już windą na odpowiednie piętro. Stukając donośnie obcasami skierowałam się do okienka, przy którym siedział mój dawny kolega z liceum. Po drodze minęłam parę osób, które chyba stały w kolejce. Usłyszałam parę pretensji, ale uśmiechnęłam się słodko i rzuciłam:
– Przepraszam, to sprawa osobista. – Zdecydowanym krokiem podeszłam do lady i oparłam się lekko o chłodny marmur. – Cześć, kochanie.
Evan spojrzał na mnie, po czym zmarszczył brwi.  
– Chryste – mruknął, odrzucając od siebie kartkę papieru, którą właśnie podpisywał. – A więc w końcu nawiedził mnie demon we własnej osobie – parsknął, zerkając na mnie z lodowatą niechęcią. – Co ty tu robisz?
– Może milej, skarbie. – Pochyliłam się jeszcze bardziej, by mógł zajrzeć mi w dekolt. – Potrzebuję twojej pomocy.
– Skarbie? – powtórzył kpiąco, po czym prychnął. – Odstawiasz szopkę dla ludzi z kolejki? Myślisz, że się na to nabiorą? Że ja się nabiorę?
Puściłam jego uwagę mimo uszu.
– Pogadajmy.
– Nie mamy o czym. Za nic w świecie ci nie pomogę. – Machnął ręką. – Możesz już iść.
Kolejny, który myślał, że miał nade mną władzę. Pokręciłam głową i westchnęłam.
– Evan... – mruknęłam przesłodzonym tonem. – Wiem, że znacznie się różniliśmy…
– Różniliśmy? – przerwał mi. – Przez ciebie liceum było koszmarem. Nie wiem, co cię opętało, że postanowiłaś pokazać mi się na oczy.
– Już nie pamiętasz, czego zawsze ode mnie chciałeś? – kontynuowałam, jakbym go nie usłyszała. Rzuciłam mu uwodzicielskie spojrzenie i uśmiechnęłam się powoli. – Jestem skłonna ci to dać, jeśli mi pomożesz.
Zamrugał gwałtownie oczami, z jego twarzy znikła nienawiść. Przełknął ślinę i pochylił się lekko.
– Naprawdę?
– Oczywiście – potwierdziłam bez mrugnięcia okiem. – Jeśli tylko powiesz mi wszystko… – Wyciągnęłam z torebki kartkę, na której miałam zapisaną rejestrację samochodu Nathana. – Wszystko, co tylko wiesz o właścicielu tego samochodu.
Rozglądając się lękliwie dookoła, Evan zgarnął kartkę i położył ją sobie na biurku. Chwilę się w nią wpatrywał, po czym odchrząknął i spojrzał z powrotem na mnie.
– Najpierw zapłata – powiedział gardłowym głosem.
Uśmiechnęłam się. Już wygrałam.
– Jak sobie życzysz, mój drogi.
Chwilę później Evan kładł na ladzie kartkę z napisem “przerwa” i gorączkowo ściągał mi sukienkę w urzędowej toalecie. Usiłowałam powstrzymać obrzydzenie oraz odgonić wspomnienia z liceum; zapomnieć, że Evan był pryszczatym, chudym szesnastolatkiem, który łaził za mną jak pies, w kółko poprawiając ogromne okulary, które zjeżdżały mu z nosa. Teraz, dziesięć lat później, może i wyglądał trochę lepiej niż wtedy, ale gdybym nie musiała, za nic w świecie bym się z nim nie przespała. Teraz robiłam to tylko dla informacji o Nathanie. To właśnie jego sobie wyobrażałam, gdy Evan przyciskał mnie do ściany w toalecie i niezgrabnie rozpinał spodnie. Gdy jęczał i dyszał, wznosiłam oczy do nieba. Żałosne. Zrobiłby wszystko, byle tylko mieć sposobność mnie dotknąć. Tak bardzo chciałam mu wytknąć, że miał małego i całował jak kurczak. Niemal wzdrygałam się, gdy mnie dotykał.  
Nathan, robię to tylko dla ciebie.
Mimo wszystko udawałam zadowolenie – bo o orgazmie nie było nawet mowy. Mimo wszystko zniżyłam się do tego, by pod sam koniec jęknąć przeciągle i spojrzeć na Evana rozmarzonymi oczami. Zadowolony z siebie, uśmiechał się od ucha do ucha, gdy ściągał prezerwatywę z powoli opadającego penisa. Była niepotrzebna, brałam tabletki, ale nie musiał o tym wiedzieć – i nie musiał dotykać mnie bezpośrednio. Kto wie, czy na członku też nie miał pryszczy.
– Och, Evan – jęknęłam, dla lepszego efektu nie obciągając sukienki, tylko jeszcze na chwilę zanurzając palce w pochwie. – To było… – Szukałam przez chwilę słowa w głowie, które pozwoliłoby mi ostatecznie przesądzić sprawę na moją korzyść i jednocześnie nie parsknąć śmiechem – ale Evan chyba sam dopowiedział sobie resztę.
– Tak. – Uśmiechnął się, zapinając z powrotem spodnie. Po chwili zerknął na moje palce. – Chcesz… bym ja to zrobił?
Ugh. Ledwo powstrzymałam prychnięcie.
– Nie, po prostu musiałam jakoś uspokoić mięśnie po tym, co mi zafundowałeś. – Uśmiechnęłam się, chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
Evan podniósł moje majtki, które leżały na brudnej podłodze. Chwilę miętosił je w dłoni, po czym przeniósł na mnie wzrok.
– Mogę… je zatrzymać?
I tak oto, dziesięć lat później, spełniło się marzenie pryszczatego szesnastolatka.
– Oczywiście. – Obciągnęłam sukienkę i wygładziłam ją. – A teraz wyjdźmy stąd i dotrzymaj swojej części umowy.

*

Wróciłam do domu, ściskając w ręce kartkę z informacjami od Evana. Patrzyłam, jak je spisywał z komputera, pilnując, by niczego nie pomylił. Kiepski i obrzydliwy seks był jednak tego wart – miałam wszystko, czego potrzebowałam. Nazwisko Nathana, jego numer telefonu, adres zamieszkania.  
– Już niedługo, Nathan – szepnęłam sama do siebie, spisując wszystkie dane do otwartego pliku w laptopie, w razie, gdybym miała zgubić tę kartkę. W podbrzuszu czułam znajome łaskotanie. – Już niedługo się spotkamy.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller i erotyczne, użyła 2594 słów i 14804 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • agnes1709

    "Chryste":lol2: Nie ma to jak RADOŚĆ ze spotkania; wyobrażając sobie to, mam wielkiego banana. O takiego - :D Jesteś wielka!:kiss:

    11 gru 2019

  • candy

    @agnes1709 <3

    11 gru 2019