Niebieski tygrys – Rozdział 23| Po raz kolejny się pomyliłam

Niebieski tygrys – Rozdział 23| Po raz kolejny się pomyliłamTo już nie były ogólne wiadomości.
To były konkrety, które przeraziły mnie do szpiku kości.
Tamtej nocy nie zmrużyłam oka i nie udałoby mi się to nawet, gdybym chciała – adrenalina natychmiast rozprzestrzeniła się po moim ciele, czyniąc odpoczynek niemożliwym. Aż do wschodu słońca wpatrywałam się w przysłane mi zdjęcia, wytężając pamięć, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam kogoś, kto robiłby mi zdjęcie z ukrycia…
Ale to przecież było bez sensu. Nawet zajęta seksem, zauważyłabym, jeśli ktoś kręciłby się po moim balkonie. Ktoś musiał zostawić tam telefon albo jakąś kamerkę. Około szóstej rano wyszłam na balkon, uważnie oglądając poręcz, ale to było na nic – skoro ktoś swobodnie wchodził sobie do mojego mieszkania, zapewne już dawno zabrał to, co było tu zostawione do zrobienia zdjęć.
Ktoś mnie śledził.
Ktoś, kto nie był ani Danem, ani Nathanem.  
W końcu przejrzałam na oczy i ta myśl podobała mi się chyba najmniej ze wszystkich.
Tylko jedna osoba mogła znać moją przeszłość, chcieć mojego cierpienia – tylko że to niemożliwe, by to był on. Tego faktu byłam akurat absolutnie pewna.
To nie mógł być Caleb.

– Już prawie. – Caleb uśmiechał się do mnie, choć igła raz za razem wbijała mu się w ramię. – Prawie nie boli.
– Akurat.
– Mówię serio. – Ścisnął moją rękę. – To sama przyjemność. I będzie zajebiście wyglądało.
Dwadzieścia minut później wychodziliśmy już ze studia tatuażu, a na jego przedramieniu widniała czarna litera “A”. Takie proste, a jednak tak urocze. Uśmiechałam się pod nosem. Nie wierzyłam, że to zrobił.
– Mówiłem ci, że to zrobię. – Wypinał dumnie pierś.
– Byłeś pijany, gdy to mówiłeś.
– Nawet jak jestem pijany, to jestem słowny. – Zatrzymał się nagle w miejscu. – Może buziak?
– Hmm… A zasłużyłeś? – Chciałam się trochę podroczyć.
– A nie? Właśnie dałem sobie wpuścić tusz pod skórę, tylko po to, by już zawsze mieć cię na ramieniu.
– Teoretycznie, to nie jestem ja. To tylko litera. Może kiedyś znajdziesz sobie inną dziewczynę, której imię też będzie się zaczynało na tę literę i wtedy tatuaż stanie się uniwersalny. – Wywróciłam oczami.
– Nigdy. Wiesz, że dla mnie istniejesz tylko ty. – Przyciągnął mnie do siebie stanowczo. – No, buzi. Już.
Pocałowałam go tak namiętnie, że ledwo ustał na nogach. Po wszystkim posłałam mu triumfalny uśmiech.
– Zadowolony?
– Bardzo.  
– To co, idziemy coś zjeść?
– Nie mam ochoty. – Uśmiechnął się łobuzersko. – A przynajmniej nie na jedzenie – mruknął, pochylając się i całując mnie w kącik ust.  
Roześmiałam się, a serce wyrywało mi się do niego jak szalone.

Czy ja miałam w oczach łzy?
Nie, niemożliwe. Otarłam je gwałtownie.
Co z tego, że Caleb był jaki był? Co z tego, że był inny, niż Dan, Nathan i wszyscy inni faceci – każdy inny motyl – z jakimi się już zetknęłam? W tym momencie nie miało to już najmniejszego znaczenia.  
Musiałam przecież odkryć, czyj oddech słyszałam w komórce. Kto miał na tyle pewności siebie, by niszczyć mi życie.
Czy Caleb komuś powiedział? Nie było to niemożliwe i wiele by wyjaśniało. Nie miałam jednak zamiaru ulegać zachciankom szantażysty, kimkolwiek był. Ewidentnie chciał, bym cierpiała. Kazał mi zostawić tego, na którym mi zależało. Wybór był oczywisty – Nathan lub Dan. Musiałam odrzucić tego, który swoim odejściem sprawiłby mi ból.
Choć nie chciałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą, moją pierwszą myślą był Dan.
Nie miałam nawet na to rozsądnej argumentacji – zwyczajnie, to o nim pomyślałam, gdy przeczytałam smsa. Gdyby kompletnie zniknął z mojego życia, czułabym pustkę. Nathan… to nie było to samo. Po raz kolejny się pomyliłam. Gdy spotkałam go w sklepie, myślałam, że znalazłam kogoś, kto zostanie ze mną już na zawsze. Tymczasem to do Dana wróciłam, gdy Nathan w końcu wykazał chęć bycia ze mną.
Nie rozumiałam sama siebie. Przecież przez większość czasu odganiałam Dana jak natrętnego owada. Irytował mnie, nie pozwalał się skupić; ciągle tylko gadał o uczuciach i jęczał, że chciałby czegoś więcej. Już raz kazałam mu odejść i nawet nie czułam w sobie tego bólu, dopóki faktycznie tego nie zrobił. Dopóki nie zniknął z mojego życia.
Gdyby znowu to zrobił, nie byłam pewna, czy Nathan by mi wystarczył.
Ale z drugiej strony – skąd mogłam wiedzieć, co bym czuła, gdyby to Nathan odszedł i został mi tylko Dan?
Nie potrafiłam funkcjonować bez nich.
Musiałam mieć obydwóch. Nie zamierzałam zostawiać żadnego z nich.

*

Wróciłam do pracy, choć byłam raczej obecna w niej tylko ciałem, bo duch miał inne sprawy na głowie. Nie zajmowałam się nawet patrzeniem na Nicolę, bo robiło mi się niedobrze na sam jej widok. Oczy miałam podkrążone i suche; nawet najlepsze kosmetyki nie potrafiły zakryć worków pod oczami, wyników bezsennych nocy. Wbrew temu, co chciałam udowodnić, plan mojego prześladowcy działał bez zarzutu – nie potrafiłam już normalnie spać, funkcjonować, żyć. Czułam czyjś oddech na karku i nie wiedziałam nawet, do kogo należał.
Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam, co zrobić.
Nathan mnie nienawidził – to było jasne. Dan… No tak, on tym bardziej nie chciał nawet oglądać mnie na oczy. Pozwoliłam moim emocjom wymknąć się spod kontroli. Zniszczyłam jego fotografie. Nigdy nie obchodziła mnie jego pasja, nie zależało mi nawet na tym, co o mnie myślał, bo nawet, gdy zachowywałam się najgorzej jak tylko się dało, on nadal mnie ubóstwiał. Znosił wszystko – to, jak go odpychałam, po czym znowu przyciągałam, by po raz kolejny zmiażdżyć jego uczucia i nadzieje.
Teraz jednak coś się zmieniło.
Powiedział, że nie pozwoli się tak traktować – i chyba naprawdę miał to na myśli. Naprawdę się zmienił, przynajmniej po części. Gdy zniszczyłam przygotowane na wystawę zdjęcia, w jego oczach po raz pierwszy zobaczyłam odrazę. Głęboki żal i szok. Tak jakbym przekroczyła granicę.
Nie zamierzałam z niego rezygnować – z Nathana też nie – więc musiałam dobrze przemyśleć, co powinnam teraz zrobić. Wymagało to ode mnie jeszcze większej ostrożności niż zazwyczaj, bo ktoś obserwował każdy mój ruch.  
Wyglądało na to, że ponownie musiałam się postarać – i to dużo bardziej, niż wcześniej.
Sprawdziłam jeszcze raz, kiedy odbywała się wystawa Dana. Nie zdążył zmienić terminu ani godziny, więc była… dziś wieczorem. Nie miałam za dużo czasu, dlatego od razu zaczęłam dzwonić.  
Musiałam też załatwić sobie idealną sukienkę na wieczór.

*

Stałam w ogrodzie za publiczną biblioteką i czekałam – po raz pierwszy od dawna czegoś tak bardzo wyczekiwałam. A raczej – kogoś. Czekałam, aż do Dana dotrze informacja, że wystawa została przeniesiona do pleneru i się tu zjawi.  
W końcu zobaczyłam, jak wychodzi przez szklane drzwi z miną wyrażającą absolutne zdumienie. Rozglądał się dookoła, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na mnie. Zawahał się, ale ruszył w moją stronę.
– Co to wszystko znaczy, Amelia? – Podszedł do mnie tak blisko, że owionął mnie zapach jego perfum. – Bo, szczerze mówiąc, już nic nie rozumiem.
– No cóż… – Odrzuciłam do tyłu włosy zaplecione w gruby warkocz. – Czułam się winna, że zniszczyłam twoje fotografie. Więc załatwiłam ci nowe. – Machnęłam ręką dookoła. – Większe plansze, stabilne stelaże. Dogadałam się z właścicielem, zgodził się użyczyć nam ogrodu. Mała rekompensata za to, co zrobiłam. – Przyglądałam się Danowi, który wyglądał, jakby trzasnął go piorun. – Czemu masz taką minę?
– Jestem po prostu zdziwiony. Wręcz zdumiony. Prawdę mówiąc, ciągle szukam haczyka. – Wsadził ręce do kieszeni i zerknął na mnie nieufnie. – Nigdy nie obchodziła cię moja praca.
– To nieprawda…
– Prawda, prawda. W dodatku zadałaś sobie wiele trudu, żeby zniszczyć te zdjęcia. Niby czemu teraz miałabyś wszystko naprawiać i ratować moją wystawę? To nie ma sensu.
– Nie chcę cię stracić – wyrwało mi się. Dan uniósł brwi, a ja westchnęłam ciężko. – Posłuchaj, wyrażanie uczuć nie przychodzi mi… łatwo…
– Co ty nie powiesz – mruknął.  
– ...ale nie powinnam była niszczyć tych zdjęć. Zrobiłam to pod wpływem chwili. To było nieporozumienie. Liczę, że to wszystko potwierdzi, jak bardzo tego żałuję. – Spuściłam wzrok na swoje buty. Dan milczał. – Nie będę ci już dłużej przeszkadzać.  
Odeszłam, by napić się wody i przez cały czas wystawy trzymałam się z boku, obserwując Dana. Nie zwracał na mnie uwagi, ale wyraźnie cieszył się z tego, co zrobiłam. Przyglądałam się fotografiom bez cienia zainteresowania. Załatwienie ich wszystkich w tak szybkim czasie sporo mnie kosztowało – dosłownie i w przenośni – ale wiedziałam, że przynajmniej na nowo będę miała Dana w garści.  
Wkrótce się znudziłam, więc wróciłam do środka. Nie chciałam wychodzić, dopóki wystawa nie dobiegnie końca, bo wiedziałam, że Dan nie oderwie się wcześniej od swoich ukochanych potencjalnych klientów. Irytowało mnie, że nawet na mnie nie patrzył, ale nakazałam sobie być cierpliwą. Zawsze mi się to opłacało i obecna sytuacja nie była wyjątkiem.
Co chwilę zerkałam na moją komórkę, zastanawiając się, czy prześladowca był gdzieś w tłumie i cały czas mnie obserwował. Telefon jednak milczał, a ja wcale nie chciałam prosić się o kolejną wiadomość. Żołądek dalej miałam zaciśnięty z nerwów i nie byłam w stanie nic przełknąć.
Gdyby mama widziała mnie w tym stanie, byłaby załamana. Zawiedziona do granic możliwości. Pewnie nawet teraz przewracała się w grobie. Miałam być silna, miałam być wabikiem, królową – po raz kolejny stałam się ofiarą.
I nienawidziłam tego.
Dopiłam wodę i wstałam, chwiejąc się lekko na obcasach, jednak zaraz odzyskałam równowagę – a przynajmniej tak sądziłam.
Ktoś podtrzymał mnie od tyłu za plecy.
Serce na chwilę mi stanęło, ale poczułam znajome perfumy i już wiedziałam, że to był tylko Dan.
– Ktoś tu jest pijany?  
Odwróciłam się i pokręciłam przecząco głową.
– Nie tym razem.
Dan wyglądał inaczej niż przed paroma godzinami – oczy mu się świeciły, a na ustach błąkał się lekki uśmiech.  
– Kiedy zniszczyłaś mi fotografie, miałem ochotę cię rozszarpać – zaczął zdawkowo. – Na strzępy. Jak najmniejsze.
– Urocze – mruknęłam.
– Ale to, co zrobiłaś… nie sądziłem, że jesteś do tego zdolna. Dziękuję. – Pochylił się i pocałował mnie w policzek. Popatrzyłam na jego radosną twarz i nagle…
Zapragnęłam się do niego przytulić. Tak po prostu.  
Raz w życiu pozwolić, by ktoś inny stanął w mojej obronie, niż ja sama.
Ale po sekundzie w mojej głowie echem odbiła się wiadomość: zostaw tego, na którym ci zależy.
Skoro nie chciałam zostawiać ani jego, ani Nathana, nie mogło mi zależeć na żadnym z nich.
– Cieszę się, że jesteś zadowolony. – Zmusiłam się do uśmiechu. – Wrócę już do domu.
Jego ręka zacisnęła się wokół mojego nadgarstka.
– Jesteś pewna? Może… – Pocałował mnie w drugi policzek, zahaczając o kącik ust. – Może wolisz pójść do mnie?
Mimo wszystko się uśmiechnęłam.
Znowu miałam go w garści.
Teraz przyszedł czas na Nathana.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller i erotyczne, użyła 2077 słów i 11721 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • agnes1709

    Znowu zaczyna? No co za, jeszcze jej mało? No i mało tu, powyzej, proszę Pani; mam FOCH!:D To taka dolegliwość wynikająca z niedosytu:D

    23 sty 2020

  • candy

    @agnes1709 hahahaha :D wytrzymaj!

    23 sty 2020

  • agnes1709

    @candy Puszczam! Bedziesz mnie miała na sumieniu (chyba, że nie) :D:D:D Ale patrz, że to łapka mniej:lol2:

    23 sty 2020