Bez zgodności do miłości...część 9

Całą noc spałam jak na szpilkach. Gdy tylko Norman się poruszył od razu się budziłam. To było straszne. Zasnęłam dopiero rano. Ale mimo to starałam się być czujna. Obudziłam się późnym popołudniem słysząc jak ktoś rozmawia. Okazało się, że to był lekarz. Obejrzał moją nogę, co mi się nie podobało, ale bałam się wzroku Normana. Wiedziałam, że jak coś odpalę, to nie będzie dobrze. Zniosłam badanie. Dostałam usztywnienie na nogę i jakieś Środki przeciwbólowe. Miałam nadzieję, że już mi nic nie będzie. Gdy lekarz wyszedł Norman podarował mi tackę z jedzeniem.  
-Jedz. - powiedział do mnie jak by był moim panem i władcą.  
-Chyba oszalałeś.  
-Powiedziałem coś. Nie dyskutuj ze mną.  
-Nie jestem głodna.  
-Masz to zjeść i mnie to nie obchodzi. - spojrzałam na niego i widziałam w jego wzroku coś co mówiło,,zjedz to albo nie skończy się to dla ciebie dobrze,,. Zaczęłam jeść to wspaniałe śniadanie. Wzięłam tabletkę i się położyłam. Norman położył się koło mnie i przytulił się do mnie. Dlaczego on nie jest taki cały czas? Przecież wtedy bym mogła być jego dziewczyną, a nie niewolnicą. -Jak się czujesz?  
-Nieswojo. Próbuję cię zrozumieć, ale nie umiem. Dlaczego taki jesteś?  
-Jaki?  
-Raz taki milutki, a drugim razem skurw... - nie do końca przemyślałam moją odpowiedź. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego. -Przepraszam. - powiedziałam, bo nie chciałam żadnych spin, bynajmniej teraz.  
-Przykrywka. Kochana ja nie jestem miły, nie zdarza mi się to często. Jestem skurwielem i mi to odpowiada, ale zdaje mi się, że nie powinnaś starać się mnie zrozumieć. Masz przywyknąć do tego, że jesteś moją własnością.
-Kiedy będę mogła wrócić do domu?  
-A ile ty masz lat?  
-Po co się pytasz jak wiesz?  
-Masz odpowiedzieć na pytanie które ci przed chwilą zadałem.  
-No osiemnaście. - powiedziałam zmieszana.  
-No więc właśnie. Nie potrzebujesz maminej opieki. Chyba już jesteś na tyle dorosła, że dasz sobie radę bez niej. Zapomniałem ci powiedzieć, że a mieszkasz ze mną za jakiś czas, albo nawet teraz.  
-Chyba oszalałeś! Nie ma takiej opcji.  
-Zamknij mordę szmato. - powiedział przez zaciśnięte zęby. Przestraszyłam się. Ale dlaczego on mi każe mieszkać ze sobą. Nie zna mnie, ani ja jego. To jest straszne, tylko co ja mam robić? Przecież jak coś zmajstruje, to mnie zabije. -Jutro, a może nawet dzisiaj wracamy do mnie. Powiadomię o tym twoich rodziców. Coś się wymyśli, żeby nie panikowali. w końcu nic ci się nie stanie. Chyba. - powiedział i wyszedł z pokoju. Nie wiem czemu, ale zaczęłam płakać. Spojrzałam na swoją nogę i się przeraziłam. Wyglądała jak fioletowy balon. Wtuliłam się w poduszkę. Co teraz ze mną będzie? Norman wszedł do pokoju z jakąś maścią i bandażem.  
-Czego ryczysz? Ktoś ci coś zrobił? - zapytał mnie i usiadł na brzegu łóżka. Dotknął mojej nogi, a ja zawyłam z bólu. On nie ma czucia w rękach czy specjalnie tak robi? -Wydaje się, że zadąłem pytanie!
-Nie wiem. Chcę wiedzieć co ze mną będzie. Dlaczego to robisz?  
-Jeszcze się zastanowię. - powiedział, a na moją nogę spłyną zimny żel. Zacisnęłam zęby i pięści szykując się na ból, który zaraz poczuję, bo Norman nie wie co to delikatność, ale ku mojemu zdziwieniu nic się nie wydarzyło. Delikatnie posmarował moją stopę i zawinął bandażem. -Ubieraj się. Musimy iść do twoich rodziców. Jak coś to jedziemy do domu, bo i tak nic nie skorzystasz z wakacji, a ja załatwię ci innego lekarza, który lepiej się zajmie twoją nogą.  
-Nie będę okłamywać moich rodziców.  
-Radzę za mną nie dyskutować. - powiedział i spojrzał na mnie groźno. wiedziałam, że z nim nie ma przelewek. więc wolałam się zamknąć.To jest jakaś masakra. Ubrałam się i poszliśmy do moich rodziców.  
-Amber kochanie. Jak się czujesz? - zapytała moja mama.  
-A lepiej niż wczoraj. - powiedziałam, co nie było prawdą.  
-Na pewno? - zapytał podejrzanie tato.  
-Tak. - powiedziałam, ale było widać, że tato mi nie uwierzył.
-Przyszliśmy do państwa z taką wiadomością w sumie.  
-Co to za wiadomość? - zapytała mama.  
-Bo zabiorę Amber z powrotem do kraju, bo tam będzie miała lepszą opiekę medyczną. Myślę, że to się jej przyda, bo tutaj za wiele ten lekarz nie zdziałał, a noga wygląda naprawdę fatalnie.  
-No nie jestem do końca przekonany do tego.  
-Obiecuję, że zaopiekuję się państwa córką.  
-Kochanie, może Norman dobrze mówi? Przecież Amber ma już swoje lata i myślę, że sobie poradzi. Nie możemy jej niańczyć, bo jak kiedyś nas zabraknie, to sobie nie poradzi.  
-Mamo, nie mów tak. Jesteście jeszcze młodzi i poradzę sobie nie mam już pięciu lat.  
-Córciu, jeszcze niedawno sikałaś w pieluszki, a teraz już chodzisz z jakimś dorosłym człowiekiem nie wiem nawet gdzie i co robicie.
-Tato! To jest tylko mój kolega. Pomoże mi się tylko dostać do domu.  
-Słuchaj mnie uważnie Norman. Jak się tylko dowiem, że jej się stała jakaś krzywda, albo choćby włos jej z głowy spadnie to po tobie. Rozumiemy się?  
-Kotek, odpuść. To może będzie jej pierwszy chłopak. Niech szaleją. My w ich wieku już pilnowaliśmy naszego małego maluszka, który teraz w końuy znalazł sobie miłość swojego życia.  
-Mamo! Tato! O czym wy mówicie?! To jest tylko mój kolega. - Norman złapał mnie za pośladek i ścisnął go. Złapałam go dyskretnie za rękę i uszczypnęłam dość mocno. Nie podobało mi się to.  
-W takim razie rozumiem, że mam pozwolenie, na zabranie państwa córki?
-Tak, ale pamiętaj, tylko jeden włos z jej głowy spadnie i po tobie.  
-Zrozumiano. - powiedział Norman i podał rękę mojemu ojcu i pocałował w rękę moją mamę.  
-To do zobaczenia córciu. - powiedzieli mi rodzice na pożegnanie, a Norman wziął mnie na ręce i zaniósł mnie do samochodu. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam, bo rodzice by się zorientowali, że coś jest nie tak. Norman spakował mi moje ubrania i pojechaliśmy. Modliłam się, żeby tylko nie zadawał mi żadnych pytań. Nie chciałam z nim rozmawiać. Udawałam, że śpię. Do domu było naprawdę daleko. Nagle poczułam jego rękę na moim udzie. Przestraszyłam się. Nagle samochód się zatrzymał. Moje serce zaczęło łomotać. Co on robi? Po chwili poczułam jak mnie czymś nakrywa. Pewnie sprawdzał, czy nie jest mi zimno. Na całe szczęście, że to tylko to. Później naprawdę zasnęłam. Obudziłam się jakoś na połowie drogi. Sennie otworzyłam oczy. Strasznie mnie bolały plecy i kark. Spojrzałam na Normana, a on się uśmiechnął. Nałożyłam jego kurtkę na głowę. Nie chciałam żeby na mnie patrzył. Głośno przełknęłam ślinę.  
-Jak się czujesz?  
-Nie najlepiej.  
-Za jakiś czas będziemy na stacji. Zastanów się czy będziesz coś chciała.
-Nie. Przydało by się łóżko do spania, bo tu jest strasznie niewygodnie no i tabletka na ból, bo czuję, jak by mi miała zaraz noga odpaść.  
-Do domu jeszcze połowa drogi księżniczko. - powiedział do mnie, a ja tylko skinęłam głową. Dosyć spory kawał drogi jechaliśmy już samymi lasami. I nie było końca. Już tak mi się chciało sikać, że myślałam, że nie wytrzymam. Już z tego wszystkiego zaczął mnie boleć brzuch.
-Daleko jeszcze do stacji?
-Nie mam pojęcia. A co jest grane?  
-Muszę skorzystać z toalety. - powiedziałam, a on zatrzymał samochód.
-Wysiadaj. - powiedział do mnie pokazując las przy drodze.  
-Chyba oszalałeś, nie będę sikać w lesie. - spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem.  
-Wyłaź! - krzyknął na mnie tak głośno, że się przestraszyłam.  
-Nie dam rady z tą nogą. - powiedziałam cicho. Bałam się, że coś mi zrobi. Spojrzał na mnie znowu wściekłym wzrokiem i bez słowa ruszył z piskiem opon. jechaliśmy tak szybko, że bałam się, że nie dożyje powrotu do domu. Moje paznokcie wykrzywiały się w drugą stronę od ściskania fotela. Po około dwudziestu minutach byliśmy już na stacji. Bez słowa zaniósł mnie do łazienki. Był na mnie zły, ale nie wiem za co. Miałam pewien plan, ale nie miałam po co go realizować, bo i tak nic z tego by nie wyszło, a wszystko przez moją chorą nogę. Norman miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że z każdą chwilą bałam się go coraz bardziej. Nagle zaczął dobijać się do drzwi.
-Szybciej księżniczko z królewską dupcią.
-Nie chcę z tobą jechać.
-Wyjdź lepiej, bo źle się to skończy. Liczę do trzech. 1...2...3... Ok, sama chciałaś. - słyszałam jak się szamota pod drzwiami. Myślałam, że wyważy drzwi, albo otworzy je spinką, ale nic z tych rzeczy. Po chwili usłyszałam, jak do kogoś dzwoni. włączył na głośnomówiący.
-Słucham. - odezwał się głos w telefonie.  
-Siema gruby jest pewna sporawa. Pamiętasz jak ci mówiłem, że jadę za granicę. W moim biurze jest kartka z całym adresem i zdjęciami rodziców Amber. Chyba nie muszę wyjaśniać co masz zrobić?  
-Spoko. Już się robi. - co oni planowali? Skąd on ma zdjęcie moich rodziców? Czy oni chcą im zrobić krzywdę? Nie mogę do tego dopuścić. To będzie moja wina. Szybko wyszłam z łazienki.
-No witam, a jednak postanowiłaś ze mną jechać?
-Jesteś podły!
-Oj oj oj jaki bulwers. Pamiętaj kruszynko teraz masz się słuchać mnie i nie kombinować. - postanowiłam już się nie odzywać. Z wesołym uśmiechem na twarzy zaniósł mnie do auta. -Rozumiem, że wiesz, co się stanie jak zajedziemy na miejsce? Myślę, że powinno ci się spodobać. - powiedział do mnie i wybuchnął śmiechem.

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1805 słów i 9692 znaków.

2 komentarze

 
  • gubernator

    :D :D

    24 cze 2017

  • Fanka

    Fajne opowiadanie ;) Kiedy nastepna czesc ? ;)

    23 cze 2017