Bez zgodności do miłości...część 17

Wieczór płynął spokojnie. Obejrzeliśmy już trzy filmy. Amber nadal spała. Kilka razy się przebudzała, ale pozwoliliśmy jej dalej spać. Było widać, że była wykończona tą całą sytuacją. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie za bardzo odczuwała skutków ubocznych. Na kolejnym filmie odpadła Sonia. Nie wytrzymała maratonu filmowego.Amber zaczęła niespokojnie poruszać się na łóżku, w końcu tak się przekręciła, że przytuliła się do Bruna.  
-Widzisz jakie mam branie. Dwie laski się do mnie przytulają. - powiedział do mnie szeptem.  
-Branie konkretne. Poczekaj jak się Sonia obudzi. Dopiero zobaczysz co się będzie działo. Pewnie nie będzie pochwalać twojego brania.  
-Chłopie ona nie jest taka zazdrosna. Bardziej się boję jak twoja się obudzi, bo pewnie jej bardziej się to nie spodoba.  
-Pewnie tak, ale chyba nie ma sensu jej teraz budzić. Niech sobie odpocznie, bo za dużo emocji dzisiaj miała jak na jeden dzień.
-Powiem ci stary, że i tak jest mocna babka. Ja sam nie wiem jak bym to zniósł. Tylko, że jak nas by to spotkało to byśmy się w chuj wkurwili, a ona bidulka się boi.  
-No pewnie by tak było. Nieraz mam wyrzuty sumienia jak na nią patrzę. Bo to wszystko ja zacząłem. Jak siedziała w tych swoich czterech ścianach była bezpieczniejsza i nic jej się nie działo.  
-Raczej miałem wrażenie, jak ją dzisiaj zabrałem, że nie jest u niej w domu najlepiej. - powiedział i zauważyłem, że Amber otworzyła oczy i spojrzała na rękę Bruna. Zamknęła oczy, ale zaraz przerażona dosłownie odskoczyła on niego. Przechwyciłem ją i przytuliłem do siebie.  
-Hej, spokojnie. Nic się nie dzieje. - powiedziałem, a ona przytuliła się do mnie. Spojrzała na Bruna i jej mięśnie się spięły.  
-Co tak się boisz? Spokojnie nic się nie działo. Leżałaś sobie na mnie tylko. Nie chcieliśmy cię budzić. A sama się do mnie przytuliłaś. - Amber spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.  
-Tak właśnie było. Ale spokojnie. Byłem cały czas tutaj. Nic się nie działo poza tym, że chrapałaś. - patrzyła na nas zmieszana.
-Mogę picie? - zapytała ochrypłym głosem.  
-Pewnie myszko. - powiedziałem i podałem jej szklankę z sokiem pomarańczowym. Wypiła prawie cały. Oddała mi szklankę i przesunęła się bliżej mnie zerkając z ukosu na Bruno. On się do niej uśmiechnął i szturchnął ją w ramię.  
-Młoda co tak uciekasz. Nie wstydź się. Tak słodko sobie spałaś i się nie bałaś, a teraz co się z tobą dzieje?
-Mogę tabletkę? Bolą mnie bardzo te szycia. - powiedziała szeptem tak, że prawie ja nie usłyszałem.  
-Co tak szepczesz młoda? - zapytał Bruno patrząc na nią.
-Mogę jej... - chciałem mu powiedzieć, ale zakryła mi buzię ręką, że nie mogłem powiedzieć nic. Bruno usiadł, a Amber automatycznie przytuliła się i przysunęła bliżej mnie.  
-Coś nie tak? - zapytał i połaskotał Amber. Ona cała się spięła i jęknęła. -Rozumiem, że coś cię boli?  
-Mówiła, że ją bolą te rozcięcia.  
-Młoda, bo się na ciebie obrażę. Przecież mówiłem, że jak coś będzie nie tak to masz mi od razu mówić. Przecież krzywdy ci nie robię, co? Czy coś się dzieje jak mi powiesz? Coś nie tak robię? - Amber spojrzała na mnie ze łzami w oczach spuściła głowę i pokręciła głową. Złapałem ją za pod brudek zmuszając ją do podniesienia głowy i pocałowałem ją w czoło. Bruno wstał z łóżka i przyniósł świeże opatrunki i jakąś maść. Usiadł znowu koło Amber, ale nawet na niego nie spojrzała. Chyba się na niego obraziła. Sonia się przebudziła i spojrzała na Bruna.
-Co się stało? - zapytała zaspana.
-Nic kochanie. Możesz iść spać spokojnie. - powiedział, dał jej buziaka, a ona się odwróciła do nas tyłem i poszła spać dalej.  
-Ty krasnal. Obraziłaś się czy jak? - zapytał widząc, że nawet na niego nie spojrzała.
-Amber, musimy zmienić opatrunki. Połóż się na plecach. Będzie wygodniej. - powiedziałem, ale nawet mnie nie posłuchała. Ale skoro nie chciała musiałem sam wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie się z nią siłowałem, żeby się położyła na plecach. Znowu zaczęła płakać.  
-Ejjjjj. Mała. No weź. Przecież nikt ci nic nie zrobi. Czemu płaczesz? Wiesz jak mi wtedy smutno jak cię taką widzę. Wolę jak się uśmiechasz. Ja się później czuje jakbym co najmniej ci dziury w brzuchu robił bez znieczulenia. Nie płacz. Krzywda przecież ci się nie stanie. - powiedział Bruno, a ona zakryła twarz kołdrą i wtuliła się w nią. Już mieliśmy zacząć działać, ale jak tylko Bruno podniósł jej bluzkę nagle przymówiła.     
-Ja chcę do łazienki. - powiedziała i złapała za bluzkę zakrywając swój brzuch.  
-Ależ proszę bardzo. - powiedział Bruno. -Łazienka już jest czysta, szkło też posprzątane, także spokojnie możesz maszerować. - powiedział i zabrał jej kołdrę. Amber spojrzała na niego zawstydzona i przestraszona. Ja wstałem z łóżka i przesunąłem lekko stół. Amber próbowała wstać, ale nie mogła. Po jej minie wywnioskowałem, że muszą ją bardzo boleć rany. Bruno złapał ją za rękę, a ona aż głośno zaczerpnęła powietrze.  
-Spokojnie. Tylko pomogę ci wstać. - powiedział i przyciągnął ją do siebie. -Norman moim zdaniem lepiej będzie jak ją zaniesiesz, nie będzie musiała się męczyć a taka świeża rana cholernie boli. - podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Zaniosłem do łazienki i zostawiłem.  
-Możesz iść. Ja cię zawołam jak będę chciała wyjść. - powiedziała, ale jak usłyszałem zamykany zamek, wiedziałem, że nie łatwo będzie ją stamtąd wyciągnąć. Poszedłem na dół. Rozmawiałem sobie z Bruno. Ale jak Amber nie zawołała mnie po trzydziestu minutach postanowiłem sam sprawdzi co się dzieje.  
-Amber, mogę już cię zanieść do pokoju. Trochę długo już tam siedzisz.  
-Nie. - powiedziała, a w jej głosie było słychać szloch. Płakała, ale jakoś mnie to nie dziwiło. Wiedziałem, że będzie chciała się przed nami ukryć. Uciec na chwilę od nas.  
-Amber, otwórz te drzwi. - powiedziałem i widziałem, że Bruno wchodzi po schodach.  
-Ja chcę tu zostać.  
-Młoda sikać mi się chce. Wpuść mnie chociaż na chwilę. - powiedział Bruno.  
-Możesz sobie iść do sąsiadów. Tam też jest łazienka, albo na dwór. Większość facetów tak robi jak kobiety są w łazience.  
-Młoda ty cwaniaro. Wyskakuj z tej łazienki.  
-Za nisko jest żeby skakać.  
-Krasnal, ale z ciebie cwaniak. Wychodzimy, albo zaraz samo z Normanem otworzymy drzwi.  
-Nigdzie nie będę wychodziła.  
-Ok, sama chciałaś. - powiedział Bruno i zaczął udawć, że coś najstruje przy zamku i wtedy Amber otworzyła drzwi.  
-I co trzeba było tak się trudzić?  
-Nie trudziłam się. - powiedziała i oparła się o futrynę. Przymrużyła oczy i złapała się za brzuch. Chciałem ją wziąć, ale Bruno mnie zatrzymał ręką.  
-Idź uszykuj miseczkę z wodą taką lenią, ale żeby nie była za ciepła. Do przemycia ran.  
-To zniosę młodą najpierw i uszykuję.  
-Ja ją zniosę. - powiedział i mrugnął do mnie okiem.  Amber spojrzała na mnie przerażona.  
-Norman ... ja chcę iść z tobą. - powiedziała i zrobiła krok w moją stronę. Ale od razu się cofnęła. Nie zważając na to co mówiła poszedłem na dół. Uszykowałem co mam uszykować i czekałem, aż zejdą na dół. Ale po dłuższym czasie postanowiłem wejść do góry. młoda nadal stała oparta o futrynę, a Bruno namawiał ją, żeby dała się zanieść na dół. Już miałem wejść, bo nie mogłem patrzeć jak stoi tam i się krzywi z bólu. Ale postanowiłem chwilę poczekać.  
-Młoda nie możesz się tak bać i wstydzić. Przecież ja ci krzywdy nie robię. I ogólnie muszę zerknąć do tej rany na udzie, bo chyba krwawi. - powiedział i pokazał jej na spodnie. Podszedł do niej bliżej. Ona się go przestraszyła.  
-To na dole... Na dole zobaczysz. Nie chcę tutaj. Ja chcę iść do Normana. - powiedziała a mi już się serce krajało.  
-Ok. To idziemy. - powiedział a ja wlazłem na schody bo chciałem ją znieść, ale zanim wlazłem na schody Bruno miał już ją na rękach.  
-Już myślałem, że nigdy nie zejdziecie.  
-Udało się. I idziemy. - powiedział Bruno, a Amber spojrzała na mnie ze złością w oczach. Zeszli na dół i Bruno posadził ją na sofie. Mimo złości w jej oczach widziałem, że chciała się do mnie przytulić. Podałem wodę i waciki i usiadłem koło Amber. Mimo że była na mnie zła przytuliła się do mnie. Bruno zmieniał jej stare opatrunki. Krzywiła się z bólu, ale nie ruszała się, ani nic nie mówiła. Tylko w jednej chwili chwyciła Bruna za rękę, ale pokazała tym, że ją boli. Było to przy ranie która wyglądała paskudnie i przykleił się do niej opatrunek.  
-Boli. - powiedziała Amber i spojrzała na mnie.  
-Zaraz powinno przestać. Posmarowałem taką dość mocną maścią. Weź sobie jeszcze tą tabletkę. - powiedział i podał jej jakąś tabletkę. Wzięła ją bez protestów. Byłem w szoku.  
***Dwa dni później***  
Amber czuła się już o niebo lepiej. Byliśmy już na zakupach i nad stawkiem. Bawiliśmy się świetnie. Ale czas dobiegał końca. Trzeba było wracać do domu. Ale postanowiliśmy nie być dłużni mojemu bratu i kuzynowi i postanowiliśmy też im wywinąć jakiś numer. Każdy dodał coś swojego. W łazience na drzwiach było wiadro z czerwoną farbą. Pod łożem stare śmierdzące mięso które leżało przez kilka dni na słońce włożone do manekina. A piloty były ubabrane odchodami. Czułem, że po takiej nauczce odechce im się robienia żartów. W drodze do domu wjechaliśmy jeszcze do kilku galerii handlowych. Amber bardzo się podobało, a zwłaszcza jak się wygłupialiśmy zakładając jakieś śmieszne ubrania. Jeszcze nigdy nie widziałem u niej tyle uśmiechu. Gdyby jeszcze nie fakt, że była cała obolała, dopiero by było wesoło. W drodze do domu Amber prawie cały czas spała. Musieliśmy zrobić kilka przerw, bo Amber źle się czuła, ale pomijając to, podróż w miarę szybko zleciała. Ale nie ma na tym świecie nic bardziej piękniejszego niż ona. Moja mała kochana kruszynka. Obudziła się dosłownie kilometr od domu. Spojrzała na mnie i przeciągnęła się.  
-Witam śpioszku.  
-Zimno mi trochę. - otrzymałem w odpowiedzi.  
-Już jesteśmy w domu. Zaraz pójdziesz pod kołdrę to będzie ciepło.
-Zawieziesz mnie do mnie do domu.  
-Nie skarbie. Jedziesz do mnie.  
-Nie mogę. Muszę Jechać do mojego domu.  
-Ale po co?  
-Bo już długo byłam u ciebie.  
-Nie przeginaj dziewczynko. Wysiadaj i zmykaj do łóżka jak ci jest zimno, bo jutro będziesz chora. - powiedziałem i wysiadłem z auta. Amber nadal siedziała w aucie. Podszedłem do niej i wyciągnąłem do niej rękę. -Wychodzimy. - powiedziałem, a ona spuściła głowę i pomału zaczęła wychodzić. W pewnym momencie jęknęła. -Poczekaj pomogę ci. - powiedziałem i odłożyłem torbę którą trzymałem. Wziąłem moją księżniczkę na ręce.  
-Mówiłam, że chce jechać do domu. A nie znowu będzie ze mną problem.  
-Myszko jesteś w domu. Po co marudzisz?
-Bo chciałam jechać do siebie do domu, położyć się i odpocząć. Z resztą ty pewnie też byś chciał sobie odpocząć, a musisz za mną wiecznie chodzić.  
-Rozumiem, że już przestałaś marudzić?
-A jak bym była w domu wzięłabym tabletki i bym poszła spać i nikt by za mną nie chodził.  
-Długo jeszcze tak będziesz wymyślała? Bo to już się robi nudne. Skoro tak twierdzisz to zaraz ci dam tabletki i nie będę za tobą biegał, a ty pójdziesz spać. Tak jak chciałaś.  
-Ale i tak jednak bym wolała jechać do domu.
-Długo jeszcze będziesz to powtarzała?
-No bo chciałam...
-Bla bla bla... - przerwałem jej. nie dałem dokończyć miałem dosyć słuchania tego. W kółko to samo. Weszliśmy do domu. Posadziłem ją na łóżko. Miałem ochotę dać jej klapsa, ale niestety nie mogłem. Rozpakowałem wszystko i zapaliłem papierosa. Starałem się palić na dworze, żeby ten smród nie leciał do domu. Miałem porytą banie. Kiedyś potrafiłem spalić cztery paczki fajek dziennie, ale tylko na dworze, bo w domu nie mogłem znieść zapachu dymu papierosowego.  Gdy przyszedłem do domu Amber spała. Jak tak na nią patrzyłem miałem ochotę ją zabrać do pokoju w piwnicy, już dawno z niego nie korzystałem, ale nie chciałem jej przestraszyć, a wiem, że to nie jest trudne w jej przypadku. Wolałem sobie jeszcze trochę poczekać.
***Tydzień później***
-Amber, wyłaź z tej łazienki, bo zaraz będzie katastrofa.  
-To idź na dwór. Muszę się umyć. Teraz nie mogę cię wpuścić.  
-Amber...Otwieraj te drzwi.  
-Czekaj, tylko się owinę w ręcznik.
-Krasnalu wyłaź szybciej.  
-Już idę.  powiedziała i w końcu usłyszałem zamek w drzwiach. Wbiegłem do łazienki nie patrząc na nic. Tak mi się chciało lać, że mało co nie zlałem się w gacie. Amber oparła się o ścianie i śmiała się pod nosem.  
-To nie jest śmieszne.
-A właśnie, że jest. Spójrz na siebie.  
-To nie moja wina, że siedzisz w kiblu cztery godziny.  
-Po prostu chciałam się trochę zrelaksować. - powiedziała. Spojrzałem do wanny, a tam wody tylko na dnie. Włożyłem rękę, a woda już była zimna.
-Ty siedzisz w tej wodzie?
-Tak , a co?  
-Oszalałaś?  
-Dlaczego?
-Przecież ta woda jest zimna.  
-Wcale nie. Wydaje ci się.  
-Nie wydaje mi się. Zamykaj te drzwi, bo zimno ciągnie po nogach, zaraz będziesz chora. - powiedziałem i zacząłem wypuszczać wodę.  
-Co ty robisz? Chciałam sobie jeszcze trochę posiedzieć.  
-Nie będziesz miała nic przeciwko, jak wejdę do wanny z tobą?  
-No nie wiem. Chciałam pobyć sama.
-A w czym będę przeszkadzał? Jak chcesz mogę siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.  
-To może ja już pójdę się położyć, a ty możesz sobie poleżeć w wannie. Będziesz miał więcej miejsca.  
-Ale co to za przyjemność? Chciałem poleżeć z tobą.  
-Ale mi się już chyba nie chce. Już długo byłam w wodzie. Tyle na dzisiaj wystarczy.  
-Myszko, Wredna jesteś. Wskakuj do wanny. Zaraz nalejemy cieplej wody. - przełknęła ślinę i spojrzała na mnie niepewnie. Obawiała się mnie? W sumie to nie miała czego. Podszedłem do wanny i zacząłem napuszczać wodę. Gdy naleciała połowa rozebrałem się by wejść do wody. Amber nadal stała oparta o umywalkę. -No wskakuj do wody krasnalu. - powiedziałem, ale ona wpatrzyła się na mnie jak w obrazek. -Hej! - Powiedziałem trochę za głośno i się przestraszyła. -Spokojnie. Wskakuj do wody. - spojrzała na mnie i pokręciła głową. W jej oczach zauważyłem niepewność. Spojrzałem na podłogę. Zauważyłem tam plamkę krwi. Spojrzałem na nią jeszcze raz i zmarszczyłem brwi. Może ma okres i dlatego nie chciała się ze mną kąpać. Tylko, że mnie to nie przeraża.  
-Mogę iść do pokoju?  
-Masz okres? - zapytałem beż żadnych wstępów.  
-Coo? - spojrzała na mnie zaczerwieniona. -Nie.  
-To co to jest za krew? - zapytałem i wskazałem na plamkę na płytkach między jej nogami. Amber odskoczyła i się poślizgnęła na wodzie która z niej skapywała. W ostatniej chwili ją złapałem. Gdy nasz wzrok się spotkał szybko odwróciła głowę. Próbowała się zakryć, ale nie dała rady, bo ręcznik cały się z niej zsunął. Zerknąłem na jej piękne gołe ciało. Teraz już wiem czemu krwawiła. -Dlaczego się goliłaś? - zapytałem, a na jej twarzy pojawił się wielki czerwony rumień. Zaczęła się wyrywać z moich objęć. Usiadła na kafelki i przykryła się ręcznikiem. Obróciła się do mnie tyłem. Była tak zawstydzona, że wszystkie mięśnie miała spięte. -Myszko, przecież nic się nie stało. Wszystko ok. - powiedziałem i wziąłem ją na ręce. Razem z ręcznikiem włożyłem ją do wody. Usiadłem za nią i położyłem jej głowę na mojej klacie. Złapałem ją za ręce i przytuliłem ją do siebie. Złapałem ją za jej piękne drobne piersi. Były cudowne, ale zaprzestałem, gdy poczułem, że jej ciało się spina, próbując uwolnić się od mojego dotyku. malałem na gąbkę żel i zacząłem ją myć. Zaczęła się relaksować. Cieszył mnie ten widok. Nie lubiłem, jak Amber się bała. Przekazywała to komuś ze zdwojoną siłą. Miałem ochotę leżeć tutaj z nią nawet kilka dni, ale woda robiła już się zimna. A Amber nadal leżała przykryta.Gdy chciałem zabrać, nie pozwalała na to. Znowu miałem wielką ochotę na nią. Ciekawi nie tylko co ją skłoniło do tego, żeby się ogolić. Może ma ochotę, a się boi? Musiałem do niej podejść taktycznie. Zjechałem ręką na jej podbrzusze.  
-Możemy już wychodzić? Zimno mi. - wtrąciła szybko. Zaśmiałem się w duchu. Mała podstępna myszka.  
-Jasne, ale możemy jeszcze dolać wodę. Będzie cieplej.  
-Nieee, nie ma takiej potrzeby. Myślę, że moje pomarszczone ręce też mówią, że pora wychodzić z wody.  
-No dobrze. Skoro tak sądzisz, to wychodzimy. - powiedziałem i pomogłem jej wstać. Nadal trzymała ręcznik na biodrach. -Ale mam nadzieję, że nie wyjdziesz z wanny z tym ręcznikiem na biodrach?  
-A podasz mi ręcznik z szafki? To nie wyjdę z tym mokrym.  
-No pewnie, że nie podam. Nie wiem czego się wstydzisz. Przecież już widziałem co miałem widzieć.  
-No to trudno, będziesz musiał wycierać całą podłogę. - powiedziała i spojrzała na mnie wrednym wzrokiem.  
-Amber, nawet tego nie rób. Zostań w tej wannie. Ja już podam ten ręcznik. - szybko ruszyłem w stronę szafki i wyjąłem z niej największy ręcznik jaki miałem. Rozłożyłem go i szedłem w stronę Amber. Gdy tylko usłyszałem, że ręcznik Amber wylądował w wannie szybko wywaliłem ten co miałem w rękach i złapałem ją w żelaznym uścisku.  
-Ej! Co ty robisz ?! Puszczaj mnie! - zaczęła mnie kopać.  
-Uspokój się. Nic ci nie robię. Chciałem tylko popatrzeć na to cudowne ciałko. - spojrzałem na nią. -Poczerwieniałaś skarbie. - powiedziałem i pocałowałem ją czule. Z początku się opierała, ale później dała ponieść się głębokiemu i zmysłowemu pocałunkowi. Popatrzyłem na nią jeszcze raz. W jej oczach były jakieś dziwne iskierki. Postawiłem ją ostrożnie na ziemię i okryłem ręcznikiem. Miałem wrażenie, że się zawstydziła. Tylko dlaczego przecież nie raz się całowaliśmy. Szybko się wytarła, założyła moją bluzkę która wyglądała na niej jak by miała sukienkę i poszła do pokoju. Co się dzieje z tą dziewczyną?

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i inne, użyła 3578 słów i 18627 znaków.

2 komentarze

 
  • gubernator

    :D:D

    16 mar 2018

  • FankaOpowiadania❤

    Kiedy kolejną część ?

    7 lut 2018