Bez zgodności do miłości...część 4

Siedziałam gładząc się po obolałej głowie. Miałam wrażenie, że wyrwał mi połowę włosów. Musiałam się stąd wydostać. Nie widziałam innej opcji. Jeszcze raz na spokojnie rozejrzałam się po pokoju. Nie było ani jednej chociażby dziurki od nory myszki. Nie było nic. Podeszłam do drzwi zdenerwowana kopnęłam je mocno. Ku mojemu zdziwieniu drzwi się otwarły. Z początku byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam robić. Rozejrzałam się i nikogo nie dostrzegłam. To właśnie teraz była moja szansa na ucieczkę. Innej takiej okazji nie będzie. Szybko wybiegłam z budynku. W pierwszej chwili nic nie widziałam ponieważ oślepiło mnie słońce. Lecz po chwili zaczęłam dostrzegać gdzie jestem. Znałam już to miejsce. Byłam tu już kiedyś. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć jak teraz stąd wrócić do domu. Lecz najważniejsze było, że nie jestem już w zamknięciu. To była moja szansa na ucieczkę. Jeszcze tylko jednego mi brakowało. Telefonu. Nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam gdzie on jest więc nie miałam po o się wracać do tego okropnego miejsca. Musiałam uciekać, ale nagle  usłyszałam dźwięk mojego telefonu. W mojej głowie przebiegło tysiąc myśli na raz. Cofnąć się czy nie? Jednak telefon wygrał. Wbiegłam znowu do domu. Torebka wisiała na samym wejściu. Chwyciłam ją i pobiegłam w stronę lasu. Nagle usłyszałam jakiś samochód. Schowałam się za jakimiś krzakami z nadzieją, że nikt mnie nie zauważy. Nagle zauważyłam jak ze samochodu wychodzi Norman. Pięknie. Mam przechlapane. Dobrze, że zdążyłam uciec w te krzaki. Szybko wyciszyłam telefon, żeby nie zdradził mojego położenia. Gdy wszedł do domu szybko pobiegłam w głąb lasu. Tak jak teraz się bałam, chyba jeszcze nigdy się nie bałam. Podczas ucieczki jeszcze zaliczyłam wywrotkę. Tak się obaliłam, że zdarłam sobie całe kolano. To było straszne. Już się bałam, że nie zdążę uciec. Biegłam dość długo samym lasem. Nie było końca. Nie było drogi. Zgubiłam się. Pięknie. Co ja teraz zrobię? Przecież nikt mnie tu nie znajdzie. Zginę pewnie tutaj. Napisałam wiadomość do rodziców kłamiąc ich, że u mnie wszystko w porządku, że tylko telefon mi się popsuł, ale już działa bo dałam go koledze do naprawy i że nie muszą się o mnie martwić. Usiadłam pod jakimś drzewem. Byłam wycieńczona. Chciało mi się jeść i pić. Ale nie mogłam sobie pozwolić na takie załamania. Musiałam uciekać dalej. Trochę mi zajęło dotarcie do miasta, ale po upływie połowy dnia w końcu wiedziałam gdzie jestem. Jak ludzie przechodzili koło mnie starałam się zakrywać moje podbite oko. Gdy dotarłam do domu zastanawiałam się czy nie iść na policję. Przecież on wiedział gdzie mieszkam. Nie mogłam się ukryć w swoim domu. Usiadłam na murku przed domem i zaczęłam płakać. Postanowiłam jednak, że nie będę mieszać do tego służb. Weszłam do domu i załączyłam alarm. Musiałam sobie jakoś poradzić. Uszykowałam sobie jedzenie tak, żeby nie zapalać w nocy świateł. Na okna zawiesiłam grube koce, żeby na zewnątrz nie wydostawało się żadne światło nawet to które zapalę przez przypadek. Musiało to wyglądać tak jakby nie było nikogo w domu. Wiedziałam jedno. Że na pewno nie zasnę. Bo on w każdej chwili mógł być u mnie w domu, a już wtedy na pewno nie będzie ucieczki.

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 656 słów i 3429 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik gubernator

    czekamy na nexta :)

    27 kwi 2017