Bez zgodności do miłości...część 7

Stałam tak dość długo. Chciałam jakoś to wszystko przemyśleć. Poukładać sobie w głowie. Ale to nie było wcale łatwe. Na dworze robiło się chłodno. Już miałam wracać, gdy nagle obok mnie zjawił się Norman. Kurwa! Szkoda, że ten balkon jest tak blisko ziemi, bo jak skoczę, to jedyne co mi się stanie to połamię sobie nogi.  
-Grabisz sobie maleńka i ty dokładnie wiesz o co mi chodzi.  
-Trzeba było mnie nie dotykać.  
-Uwierz mi, że jak będę miał jakiś ślad na nodze, będziesz skończona.  
-Ja też mam ślad pod okiem i też już powinieneś być skończony, a nie jesteś więc się ciesz.  
-Trzymaj mordkę laleczko. – powiedział do mnie i się zaśmiał. Dla mnie to nie było śmieszne. Sądził, że jest panem i władcą i jak na razie mu się to udawało. Wiedział, że nie pójdę na policję. Wiedział, że mimo to jacy moi rodzice są i tak ich kocham i nie pozwolę, żeby zrobił im krzywdę. Sama bałam się o swoje dalsze losy, ale musiałam jakoś się z tym uporać. W końcu jestem już dorosła i nie muszę w każdą moją sprawę wdrażać rodziców. Tylko, że życie nie jest takie proste jak mi się to wydawało. Jest brutalne i bez sensu. Nie wiedziałam, że taka historia spotka również mnie. Myślałam, że takie sytuacje zdarzają się tylko w książkach albo w filmach, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Minęły już dwie godziny, a ja chodziłam po całym domu unikając Normana. Chciałam iść do domu, ale bałam się, że do mnie przyjdzie, a wtedy nie będzie za wesoło. Kto wie co mu przyjdzie do głowy. Ten człowiek jest nieobliczalny. Zauważyłam go jak rozmawiał z jakimś typkiem. Wyglądał na jakiegoś ochroniarza. Nic dziwnego w takim domu. Odszukałam rodziców i podeszłam do nich.  
-Tato, długo jeszcze będziemy na tej imprezie?  
-Nie mam pojęcia, a co się dzieje?  
-Nic, po prostu nie czuję się najlepiej i chciałabym iść do domu, a nie chcę iść sama.  
-To może kolega cię odprowadzi. – wtrąciła się mama.
-Nie, nie ma takiej potrzeby, z resztą to jest jego impreza i nie będę go wykorzystywać.  
-Ależ nie przesadzaj. Nie wykorzystujesz mnie. z resztą obiecałem ci, że oprowadzę cię po okolicy. Mam nadzieję, że mi nie odmówisz. – za mną stanął Norman. Jak on to robi, że jest zawsze tam gdzie ja jestem,? To jest straszne.  
-Dziękuję, ale nie mam ochoty na spacerki. Nie czuję się najlepiej. Lepiej będzie jak zostanę przy rodzicach.  
-Tak to racja. Moja córka ma nieraz napady duszności i mdleje. Dobrze by było, żeby została przy nas. – powiedział ojciec. W końcu jakiś pożytek z niego, ale po co on to mówił?  
-Tato, ale to już mogłeś sobie darować.  
-Nie złość się na tata. On pewnie chce dla córki jak najlepiej.  
-Nie wtrącaj się dobrze? – powiedziałam złośliwie do Normana. Jak on ma czelność udawać takiego gentelmana, jak jest dupkiem do kwadratu? Jak mu się to udaje?  
-Córciu stonuj lekko. – jak zwykle wtrąciła mama.  
-Tato, możemy iść już do domu?  
-Za godzinkę. – powiedział co mnie lekko załamało. Chciałam jak najszybciej się stąd zawinąć.  
-To może jednak mogę zabrać państwa córkę na spacer?  
-Jeśli tak bardzo chcesz, ale dbaj o nią. Pilnuj, żeby jej się nic nie stało. – oczywiście kto inny mógł to powiedzieć, niż mama?  
-Mamo, uszanuj to, że nigdzie nie mam ochoty iść i źle się czuję.
-Amber, prosiłam cię, abyś zeszła z tonu.  
-Przepraszam mamo, i dziękuję pani Eleno za gościnę i wszystkiego dobrego Norman. Ale ja już lepiej pójdę do domu, bo naprawdę nie czuję się najlepiej. – powiedziałam, bo już serio nie wiedziałam co mam robić.
-Amber zaczekaj, to cię zaprowadzę. – dodał ojciec.
-Nie tato. Poradzę sobie. Bawcie się dobrze. – odeszłam od nich i widziałam jak Norman mówi coś do mojego tata. Zabrałam moje rzeczy i wyszłam jak najszybciej z budynku. Wiedziałam, że zaraz się coś wydarzy, bo szedł za mną jakiś koleś. Przyspieszyłam, żeby zdążyć uciec przed nim, ale jak weszłam na ścieżkę gdzie było dożo krzaków złapał mnie i zakrył mi dłonią buzię. Wbiłam mu paznokcie w rękę, ale nie reagował na to. To pewnie był ktoś od Normana. Tak jak myślała. Bo zaraz zjawił się przede mną.
-Słuchaj maleńka. Teraz pójdziesz ze mną na spacer i nie rób żadnych scen.  
-Kiedy ty się ode mnie odpierdolisz? – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.  
-Rozmawiałem z twoim ojcem i powiedziałem mu, że wrócisz do domu za kilka godzin i że ma się o ciebie nie martwić. Co ty na to?  
-Proszę, zostaw mnie. – powiedziałam i się rozpłakałam. Przed nami ktoś szedł. Norman jak zobaczył moje łzy zezłościł się. Przytulił mnie tak, żeby nikt nie widział, że płaczę. Jak ci państwo przeszli od razu mocniej mnie chwycił.
-Czego ryczysz? Gra dopiero się zaczyna słoneczko.  
-Daj mi pójść do domu.  
-Dobrze wiesz, że nie ma takiej opcji.  
-Nikomu nic nie powiem.
-I tak nie powiesz myszko.
-Żebyś się nie zdziwił. – powiedziałam szeptem, tak żeby nie słyszał.
-To ty się zdziwisz jak komuś powiesz. – dodał, czyli jednak słyszał co powiedziałam. Zaprowadził mnie do jakiegoś domku na ogrodzie. Było to ciemno i strasznie. Już nie mówiąc o tym jak było zimno. –Właź. – powiedział do mnie i wepchnął mnie do środka.  
-Lecz się psychopato. – powiedziałam do niego widząc pełno gołych kobiet na ścianie.  
-Zamknij mordę szmato! – krzyknął na mnie i pociągnął mnie za włosy. To było coś co lubił. Za każdym razem jak mu się stawiałam ciągnął mnie za włosy.  
-uważaj sobie! Bo wydam cię twojej mamie. Ciekawe czy wtedy powie, że jesteś jej ukochanym synalkiem.
-A co ty myślisz, że ona o tym nie wie? Dlaczego jest dla mnie taka milutka? Musiałem ją sobie najpierw wytresować tak jak teraz wytresuję sobie ciebie. Będziesz robić to co ja chcę i nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać.  
-Jesteś psycholem! Lecz się kretynie!  
-Leczyć to się będą twoi rodzice jak nie będziesz dla mnie posłuszna. Przemyśl to sobie! – odsunęłam się od niego i usiadłam na kanapie. Rozpłakałam się na dobre.  
-Dlaczego to muszą być moi rodzice? Dlaczego nie możesz zająć się tylko mną.? Oni nie są ci do niczego potrzebni. Chcesz tylko mnie.
-Zgadza się, ale twoi rodzice są dla nie jak tabletki antykoncepcyjne, żebyś czasami nigdzie niepożądanie nie otwarła pyska. Teraz słuchaj mnie uważnie. Dzisiaj już sobie odpuszczę, ale jutro o godzinie dwudziestej drugiej masz tu siedzieć. I nie obchodzi mnie jak to zrobisz i czy ci rodzice pozwolą. Masz być i koniec. Zrozumiano?  
-Wal się! – krzyknęłam na niego czego bardzo pożałowałam. Tak mnie kopnął w kostkę, że myślałam, że mi ją pogruchotał.  
-Chyba coś źle usłyszałem.  
-Wal się kretynie! – krzyknęłam, a on kopnął mnie ponownie. –Ała! Połamiesz mi nogę! – ruszyłam stopą i poczułam jak mi coś przeskoczyło. Pięknie. Pisnęłam z bólu.  
-Jutro dwudziesta druga.  
-Jutro o tej godzinie będę w szpitalu ośle! Pogruchotałeś mi nogę!
-Nie udawaj maleńka tylko wstawaj! – szarpnął mnie do pozycji stojącej i się przewróciłam. Zachłysnęłam się z bólu.
-Ja chcę iść do domu. – rozpłakałam się.  
-Kurwa mać! Lepiej nie udawaj, bo moje wkurwienie sięga zenitu.  
-Nie udaje palancie!
-Maleńka licz się ze słowami! Lepiej wymyśl co powiesz ojcu.  
-Powiem mu prawdę! – krzyknęłam na niego, a on dosłownie strzelił mi liścia.  
-Nie powiesz. Powiedz rodzicom, że spadłaś ze schodów. Jutro rano zawiozę cię do lekarza. Teraz wsiadaj do auta. Stoi przed budynkiem. – gdy zlekceważyłam jego rozkaz ponownie mnie uderzył. –Powiedziałem zbieraj się do samochodu! – nie miałam siły, ale wstałam i poszłam w stronę wyjścia. Biały samochód stal przed domkiem.  
-Sama dojdę do domu.  
-Dochodzić to ty będziesz jutro dla mnie maleńka. Wsiadaj do samochodu. – miałam nadzieję, że zaraz ktoś nas zobaczy i spuści mu łomot, ale tak się nie stało. wsiadłam do samochodu, a on mocno trzasnął drzwiami. Sam wsiadł na miejsce kierowcy i podwiózł mnie do domu, ale nie mojego, tylko swojego.  
-Po co mnie tu przywiozłeś?  
-Odegrasz teraz małą scenkę.  
-Po co?  
-Gówno!. Nikt nie będzie wiedział co ci się stało. wejdziesz na balkon nie pokazując nikomu, że coś ci się stało. na balkonie jest bramka oprzesz się o nią i wypadniesz z niej. Bramka jest otwierana, więc będzie wytłumaczenie, że to był wypadek.  
-Chyba cię popierdoliło! Przecież ja się zabiję z takiego skoku!  
-Wcale nie, bo tam są krzaki. Jedyne co to wbije ci się coś w tyłek. – powiedział i zaśmiał się parszywie.  
-Sam sobie skacz.  
-Skaczesz, albo twoich rodziców czeka coś strasznego. – nie miałam innego wyjścia. Weszłam ponownie do jego domu. Noga bolała mnie tak potwornie, że nie mogłam iść, ale musiałam jakoś zebrać siły i nie pokazywać bólu. Po drodze zaczepił mnie tato, ale wyjaśniłam mu, że zapomniałam swetra i dlatego się wróciłam. Uwierzył mi na szczęście. Weszłam na balkon i zrobiłam tak jak mi to mówił Norman. Widziały to z cztery osoby. było to bardziej wiarygodne. Jak spadłam zaczęłam głośno krzyczeć niby z bólu i wtedy połowa Sali zebrała się przy mnie. czułam się głupio tłumacząc się przed wszystkimi co się stało. pani Elena przepraszała mnie za to, że nie zamknęła barierki. I wzięła winę na siebie. Moi rodzice zrobili tyle paniki, że bardziej mnie to bolało ze stresu. Chcieli już mnie zabierać do szpitala, ale nie zgodziłam się. Wiedziałam, że to i tak mnie nie ominie, ale już dzisiaj chciałam wrócić do domu i mieć to wszystko za sobą.  
-Ale z ciebie gapa. – powiedział Norman i wziął mnie na ręce. –Lepiej będzie, jak dzisiaj zostaniesz tutaj na noc. – ściągnął mi buta ze stopy. –Twoja noga wygląda fatalnie. Jutro zamówimy wizytę domową lekarza i obejrzy twoją stopę.  
-nie mam daleko, więc dam radę dojść do domu. Nie mam daleko.
-Z mężczyznami nie wygrasz. Nie masz wyjścia. – wziął mnie na ręce i zaprowadził do sypialni. Wiedziałam, że to nie skończy się dla mnie dobrze. Mój strach dobił do maksimum. Teraz zostało mi się modlić…

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1898 słów i 10339 znaków.

3 komentarze

 
  • Madzia12223

    Już się nie mogę doczekać następnej części! <3

    15 maj 2017

  • gubernator

    Dawaj kolejna część :)

    4 maj 2017

  • Malawasaczka03

    Uzależniłam się. Wstawiaj jak najprędzej nexta.
    :jupi:  <3

    1 maj 2017